Forum Forum serialu Zorro  Strona Główna Forum serialu Zorro
Forum fanów Zorro
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Róże dla Elizy

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kamila17
Gubernator



Dołączył: 21 Maj 2021
Posty: 398
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 20:48, 06 Cze 2021    Temat postu: Róże dla Elizy

Adam jadąc razem z Hossem przez ranczo na swojej drodze zauważyli bardzo szybko jadący powóz.
Po kilku minutach dotarli na miejsce gdzie zastali kręcącego się woźnicę przy urwanym kole powozu , który chociaż przestraszony bardzo uważnie przyjrzał się dwóm jeźdźcom, z których jeden ubrany cały na czarno wyglądał na przestępcę z jakiegoś taniego czytadła o rewolwerowcach, a drugi jak osiłek, a nie kowboj. Natomiast w jego myślach pojawiła się obawa co się teraz może stać.
Przez moment mierzyli się wzrokiem w ciszy, którą przerwało:
- Wiesz, że jesteś na terenie prywatnym- zaczął Adam mierząc do niego razem z Hossem z rewolweru.
-Ja, ja wiem, ale pomyliłem kierunki na rozdrożu. Chciałem jechać do Virginia City.- nerwowo odpowiedział im podnosząc ręce, ale nie to zainteresowało Adama, ponieważ ich oczom ukazała się bardzo ładna młoda kobieta w żółtej muślinowej sukni dobrze podkreślającej jej nienaganną sylwetkę i komponującą się z miodowo-brązowymi oczami i takimi samymi długimi włosami.
- Co tu się dzieje? Czego od nas chcecie?- pytała lekko poirytowana. – Może pan do mnie nie celować.
- Żebyście opuścili teren Ponderosy.
- Tak, a niby jakim sposobem widzicie co się stało. A może mam iść na piechotę w tym upale co panie ważny.
Adam nawet przez chwilę nie przestał jej się przyglądać uważnie wsłuchując się w każde wypowiedziane przez nią słowo z dziwnym akcentem, którego nigdy do tej pory jeszcze nie słyszał.
- Nie, odwiozę panią do miasta, a mój brat pomoże mu w naprawie.
Jadąc z nią jego twarz muskały lekko wijące się pachnące bzami kosmyki. Z każdym kolejnym muśnięciem coraz mocniej wdychał kuszący zapach perfum, które tak bardzo zaczęły rozpalać jego zmysły i nie mogąc już tego powstrzymać zaczął ją całować.
Od tamtego dnia cały czas myślał o pięknej nieznajomej, której postać cały czas miał przed oczami.
Nie sądził jednak, że tak szybko znów ją zobaczy i to w dniu kiedy w mieście będzie wystawiana „Mazepa”, na którą się wybrał razem z braćmi.
- Pani tutaj?- lekko zdziwiony zapytał ją Adam.
-To raczej ja pana powinnam o to spytać. Nie podejrzewałam, że tu ktoś w ogóle interesuje się literaturą i teatrem. Jednak nadal nie wiem jak się pan nazywa?
-Adam Cartwright- delikatnie całując ja w dłoń, a w jego oczach pojawiły się te same ciepłe iskierki jak przy pierwszym spotkaniu.
- Jest pan szalenie szarmancki. Jestem Eliza Złotopolska. –nawet trudne nazwisko nie zaprzątnęło jego uwagi skupionej na tej dziewczynie i cały wieczór spędzili w swoim towarzystwie nie zważając nawet na komentarze życzliwych kumoszek z miasta.
Następnego dnia przy śniadaniu Joe i Hoss swoim zwyczajem zaczęli dokuczać Adamowi, który bawiąc się jedzeniem wspominał poprzedni wieczór i cudowne towarzystwo Elizy nie zauważając wyczynów swych młodszych braci. Z tego zapomnienia wyrwał go donośny głos Bena pytający o coś go.
- Tak Pa- lakonicznie odezwał się Adam.- Czy coś się stało?
- To ja chciałbym wiedzieć dlaczego tak dziwnie się zachowujesz i to już od jakiegoś czasu.
-No właśnie braciszku-zawtórował za Benem Joe.
-Czy wyście się na mnie dzisiaj wszyscy uwzięli- wybuchnął wstając pośpiesznie od stołu.
Zniknął tak szybko, że był tylko słyszalny oddalający się stukot końskich kopyt.
Zakłopotani całą sytuacją Cartwrightowie spoglądali po sobie do momentu kiedy Hoss zaczął coś bąkać pod nosem na ten temat:
- Synu czy ty coś wiesz. – uważnie przyglądając się Hossowi stwierdził Ben.
- Kilka dni temu spotkaliśmy na ranczu dziewczynę i on z nią wczoraj gadał.
- Co z dziewczyną- wydarł się Joe.
-No i to jaką, jak z obrazka.
W tym samym czasie Adam dotarł do Virginia City gdzie nadal mieszkała Eliza. Stojąc pod jej drzwiami z bukietem czerwonych róż w myślach układał sobie co jej powie jak go zapyta dlaczego tu jest.
Jednak kiedy zobaczył ją w różowej muślinowej sukience lekko odkrywającej ramiona i smukłą szyję w drzwiach nie potrafił wydobyć z siebie jednego słowa.
Powoli zaczęli się do siebie zbliżać. Adam delikatnie wolną ręką zsunął z jej ramienia kilka wijących się kosmyków. Jednocześnie pocałował ją długo i namiętnie.
Trwając nadal uścisku Eliza szybko zatrzasnęła za nimi drzwi rozpinając jego koszulę.
Adam równie sprawnie poradził sobie z ukrytymi pod falbankami sukienki małymi guziczkami.
Nie przestając jej nadal całować zniósł ją do łóżka kładąc na plecach…
Kiedy Eliza przysnęła na jego ramieniu mógł spokojnie wyciągnąć z kieszeni leżących pod łóżkiem spodni małe pudełeczko.
- Co ty tam chowasz- uważnie mu się przyglądając zapytała Eliza.
-To niespodzianka dla ciebie. Proszę.
- Jest piękny, czy on jest w jakimś konkretnym celu?
- Tak. Chciałem cię zapytać czy zostaniesz moją żoną.
-Ja, ale my się prawie wcale nie znamy- dalej przyglądając się Adamowi.- Tak zgadzam się. Ale ja w takim razie muszę ci coś jeszcze powiedzieć.
- Teraz to na razie mnie nie odchodzi- ponownie ją całując.
Wracając wieczorem do domu natknął się na czekającą na niego rodzinę:
-Stało się coś, że tak tutaj stoicie- zapytał pogwizdując pod nosem.
-Hoss mi powiedział o jakieś dziewczynie.
- Dobrze ci powiedział. Dzisiaj się jej oświadczyłem.
Kilka dni później Adam przywiózł Elizę do Ponderosy przedstawiając ją jako swoją narzeczoną.
W tedy też u nich pojawił się jej ociec, który był dawnym przyjacielem Bena.
-Marcin, a co ty tu robisz- zapytał Ben stojącego w wejściu wysokiego szpakowatego mężczyznę.
- Zaraz ci wszystko opowiem. Cieszę się, że jest u ciebie moja jedyna córka. Zaczynając od początku to mam wielkie kłopoty z moim dawnym wspólnikiem i żeby ją chronić wysłałem ją do ciebie ze względu na dawne czasy.
- Zaraz jakie kłopoty. O czym pan mówi- wypytywał go Adam.
-Adam właśnie w tedy chciałam ci o tym powiedzieć, ale nie dałeś mi dojść do słowa. Chodzi o to, że ten człowiek chce przejąć interes taty i zmusić mnie do ślubu z nim, bo tylko tak to zrobi.
Po tej rozmowie Eliza i jej ojciec zamieszkali w Ponderosie.
W tym samym czasie w Virginia City pojawił się John Bishop. Był to bardzo gruby brunet o niekształtnej twarzy z wielkimi oczami.
Swoje pierwsze kroki skierował do saloonu, w którym wiedział, że zawsze znajdzie kogoś kto chętnie mu pomoże.
W wejściu uważnie zlustrował całe wnętrze lokalu i w kącie zauważył grupkę lekko wstawionych kowboi, do których zbliżył się powolnym ociężałym, ale zdecydowanym krokiem. Po kilku postawionych przez niego kolejkach mężczyźni dokładnie wszystko opowiedzieli z najdrobniejszymi szczegółami.
- Tak. Mogłem się tego domyślić, że ten szczur ukryje się u swojego kumpla- mamrotał sobie pod nosem wychodząc.- Teraz to mi wszystko się skomplikowało. Trzeba się przyczaić, ale najpierw zobaczymy tą całą Ponderosę.
Tak jak sobie postanowił pojechać na ranczo. Stojąc na jednym z pagórków dostrzegł przed sobą jadących Adama i Elizę. Na ten widok zaczął się podle uśmiechać do pomysłu, który właśnie teraz zaczął się krystalizować w jego głowie.
Z wolna za nimi ruszył i czając się pomiędzy zaroślami śledził ich do momentu kiedy się nie zatrzymają.
-Świetnie. Popełnili pierwszy i ostatni błąd- zwinnie jak na swoją posturę przekradał się pomiędzy drzewami do stojącego tyłem Adama, którego w tej chwili mocno zdzielił rękojeścią rewolweru. Eliza nie bardzo wiedząc co się wokół niej dzieje próbowała ocucić nieprzytomnego Adama kiedy poczuła bardzo moce szarpnięcie i uścisk na ramieniu.- Ruszaj się jeżeli chcesz żeby twój kochaś przeżył spotkanie ze mną.
Przez całą drogę do opuszczonej stacji dyliżansu Eliza zastanawiała się co dzieje się z Adamem, który niedługo po ich odjeździe powolnie trzymając się za kark zaczął podnosić się z ziemi.
A w tym samym czasie w Ponderosie pojawił się specjalnie spłoszony przez Bishopa koń Adama.
- Tato- wydarł się stojący przed domem Joe.-Co się stało? Pojadę ich poszukać.
- Tylko uważaj. Słyszysz.
Po kilku godzinach poszukiwań Joe chciał wracać do domu kiedy zobaczył powolnie wlekącego się już Adama…
Ben razem z Marcinem nerwowo kręcąc się po domu usłyszeli tętent zbliżającego się konia.
-Ben to chyba twój syn i zdaje się, że z kogoś wiezie ze sobą.- szybko wychodząc z mieszkania zawołał Marcin.
-Pomóżcie mi go zaprowadzić do domu- powolnie ściągając Adama z konia zaczął Joe.
- Hoss jedź po doktora. Joe wiesz co się właściwie stało?- zerkając po swoich synach pytał Ben.
- Nie mam pojęcia. Znalazłem go dwie mile od domu ledwie się trzymał na nogach. Pytałem co się wydarzyło , ale zachowywał się tak jakby nie mnie poznawał, a żadne słowa do niego nie docierały i powtarzał tylko Eliza. Tato ja się boję, że Adam dostał pomieszania rozumu.
- Joseph nawet nie waż się o czymś takim myśleć. Może to tylko zmęczenie i upał tak podziałały.
- Tato nie chciałem cię zdenerwować. Zaczekajmy na doktora i to co on powie. Pójdę posiedzieć u Adama.
- Ben- zaczął długo milczący Marcin- to wszystko nasza wina. Nie przerywaj mi. Nie powinienem tu przyjeżdżać i ściągać na was naszych kłopotów. Przez to tylko naraziłem życie twojego syna. Sam muszę się z tym uporać i kiedy znajdę córkę to wyjedziemy. Tak będzie najlepiej.
- Tylko dla kogo lepiej, chyba tylko dla ciebie, a nie dla nich. Nie mówmy na razie o tym.
- Witaj Ben, gdzie jest Adam?- szybko zbliżając się do niego zapytał doktor.
- W pokoju na górze.
Po dłuższej chwili nieobecności ponownie pojawił się doktor Martin, który sam nie wiedział co będzie dalej i jedyne co mógł powiedzieć to to, że trzeba zaczekać.
-… Tyle na razie wiem. Przyjadę jutro. Do widzenia. – zakończył doktor.
Po tym co Ben usłyszał od doktora Martina poszedł do pokoju, w którym spał Adam. Przez chwilę stojąc w drzwiach przyglądał mu się z uwagą, a w głowie cały czas miał straszną wizję tego co się może jeszcze zdarzyć.
Z samego rana miał się pojawić doktor, ale zamiast tego na schodach pojawił się powoli schodzący Adam.
- A ty dokąd?- podrywając się z krzesła wydarł się Ben.
- Jadę szukać Elizy.
- Synu ty chyba oszalałeś. On ci mało nie rozłupał głowy na pół. Nigdzie nie pójdziesz.
- Mało mnie obchodzi co by było ze mną. Ona jest dla mnie ważniejsza, więc mnie nie powstrzymuj, bo i tak to zrobię.
- Adam, ale…
- Nie tato nie ma żadnego, ale. Hoss, Joe pojedziecie ze mną?
- Ty się nas nie pytaj- zaczął Joe.- Powiedz co chcesz zrobić żeby ją znaleźć.
Adam przez moment rozważał to co powiedział Mały Joe i ciężko wzdychając :
- Pierwszy raz nie wiem.
Hoss przyglądając się pierwszy raz bezradnemu bratu zaczął formułować swoją myśl.
- Ja chyba wiem od czego zacząć.
-Ty- parsknął Joe.
- Cicho bądź- warknął zniecierpliwiony Adam- Co to za pomysł Hoss.
-Pamiętasz gdzie się zatrzymaliście pojedziemy tam i spróbujemy pojechać po ich śladach.
- Hoss ty chyba jesteś genialny. To może się udać. Jedziemy. – a na twarzy Adama pojawił się dziwny uśmiech połączony z nadzieją na odnalezienie ukochanej osoby.
Jednak przez całą drogę do małego zagajnika przy skałach Adam nie odezwał się ani jednym słowem do braci uważnie przyglądając się całemu otoczeniu kiedy na swojej drodze dostrzegł zgubioną końską podkowę, którą błyskawicznie rozpoznał.
-Los zaczyna nam sprzyjać- stwierdził Adam powolnie podnosząc się z ziemi.
- Co masz na myśli?- zdziwiony zapytał Joe.
- To. Koń Elizy kuleje i nie mogą jechać zbyt szybko, a my możemy ich dogonić nawet teraz.
-Dlaczego jesteś taki pewien, że to jej koń okulał. Co?
-Bo tylko Elf miał nowe podkowy. Hoss znalazłeś jakieś ślady.
-Tak. Pojechali raczej na północny- wschód, ale zobaczymy co będzie dalej.
Adam po tych słowach jak rażony piorunem momentalnie znalazł się na koniu poganiając swoich braci, aby nie tracili czasu.
Tak jak przewidział Hoss pojechali w tym kierunku i po kilkunastu godzinach dotarli do opuszczonego budynku.
- Stójcie.- zarządził tonem nieznoszącym sprzeciwu Adam.
- Przecież nikogo tam nie ma.- stwierdził Joe.
- Ja cię chyba kiedyś Joe zamorduję. Jesteś ślepy czy jak. Przyjrzyj się co jest za budynkiem. Mam pomysł, ale musimy zaczekać jak zrobi się ciemniej.
Adam bardzo szczegółowo objaśniał braciom cały plan. Po chwili przyjrzał im się ponownie bardzo uważnie i zapytał:
-Wiecie co macie zrobić i kiedy.
- Chyba nie masz nas za idiotów- odburknął Joe.
- Nie, ale tam jest kobieta mojego życia i boję się o nią. Nawet nie chcę myśleć co może się stać jak to się nie uda.
-Nie wierzę, że mówisz, że coś może się nie udać. Tobie naprawdę zaszkodziło to słońce, że takie bzdety gadasz.
- Kończmy te gadki. Idziemy.
Tak jak zarządził Adam Hoss razem z Joe udającym nieprzytomnego bez żadnych podejrzeń dostali się do środka gdzie oprócz Bishopa było jego dwóch wspólników, a sam natomiast poszedł od tyłu gdzie znajdowała się część koni i umiejscowione były w budynku sypialnie, w której jak przypuszczał mogła znajdować się Eliza.
Kiedy Adam był już bardzo blisko ściany sytuacja zaczęła się komplikować, ponieważ jeden z koni zaczął nerwowo wierzgać i plan mógł by się nie udać, ale Adam bardzo szybko go uspokoił delikatnie gładząc go po biało-kasztanowej chrapie po czym mógł spokojnie wrócić do realizacji swojego planu.
Po chwili wśliznął się do ledwie oświetlonego pokoju gdzie w kącie siedziała związana i zaklebnowana wystraszona Eliza, która na widok Adama zaczęła się szarpać z więzami, ale nie mogła sobie z nimi poradzić.
-Spokojnie- szeptając zaczął ją rozwiązywać- Zaraz wracam.
Po tych słowach bardzo cicho uchylił drzwi rozglądając się gdzie znajdują się porywacze oraz Hoss z Joe, którzy szybko dojrzeli swojego starszego brata momentalnie wpadającego do środka. Jednak w czasie zamieszania i drobnej wymiany strzałów między nimi, a wspólnikami Bishopa nie zauważyli, ze właśnie jemu udało się uciec i ranić w rękę Joe.
Od tego czasu Eliza miotając się po domu w Ponderosie nie mogła ponownie odnaleźć się i postanowiła, że w tej sytuacji jak najszybciej stąd zniknie wyjeżdżając do swojej ciotki w Nowym Orleanie.
Jej zniknięcie dopiero rano odkrył Adam kiedy poszedł zawołać ją na śniadanie.
Zbiegając ze schodów szybko rzucił siedzący przy stole, że:
-Eliza zniknęła- i wybiegł z domu w jej poszukiwaniu.
Czekając na Adama, którego już od kilku dni nie było Marcin w myślach układał sobie co mu powie w tej sytuacji, ale za bardzo nie potrafił zrozumieć postępowania córki i jedyne co mu chciał powiedzieć było to , że chyba się domyśla dokąd mogła pojechać.
Nie czekając na dalsze wyjaśnienia i adres ciotki Heleny od Marcina Adam prawie, że na siłę wywlekł za sobą z domu Małego Joe i pognał z nim do miasta na dyliżans do Albuquerque, a potem do Nowego Orleanu. Jednak w czasie ich podróży niedaleko następnej stacji ich dyliżans miał awarię przez co musieli ponad tydzień czekać na przyjazd kolejnego co wyprowadziło już z równowagi Adama, który omal nie wybuchł ze złości i bezsensownego czekania.
Niestety, ale również teraz ich podróż znów nie odbyła się bez przygód, ponieważ zostali napadnięci przez miejscowa bandę i wywiązała pomiędzy nimi strzelania, która szczęśliwie zakończyła się dla braci i pozostałych pasażerów i już bez żadnych przeszkód mogli dojechać na miejsce.
Adam nie czekając na telegram z adresem ciotki postanowił, że na razie sam jej będzie szukał. Także adres, którzy otrzymali okazał się mało przydatny gdyż Helena przeprowadziła się.
-I co teraz zrobimy?- rozglądając się po okolicy niepewnie zapytał Joe.
-Może sąsiedzi będą coś wiedzieć. Ty idziesz tam, a ja tu.
Adam będąc u jednej z sąsiadek przeuroczej starszej pani bardzo szybko się od niej dowiedział gdzie mieszka teraz ciotka Elizy.
Zmierzając na miejsce po drugiej stronie ulicy zauważył wchodząc do domu Elizę z jakimś młodym mężczyzną.
- Adam, co jest?- zwracając się do stojącego kilka kroków za nim brata.
-To nie ma sensu. Widziałeś z kim szła. Głupi byłem, że tak za nią latałem. Wracam do hotelu, ale nie jadę z Tobą do domu.
- Co odpuszczasz, bo co, że zobaczyłeś, że złapał ją żeby się nie przewróciła. Nie chcesz to nie ja, idę z nią pogadać.
Tak jak sobie postanowił Joe poszedł z nią porozmawiać i razem z nią wrócić do hotelu gdzie zastali pąkującego się Adama.
- Po co przyszłaś?- nie przerywając zapytał.
- Joe mi wszystko powiedział. To nie jest tak jak myślisz. Ten chłopak to mój kuzyn.
- Niby dlaczego mam ci wierzyć po tym jak uciekłaś. Z resztą co mnie to obchodzi.
- Zrobiłam to, bo za bardzo cię kocham i nie mogłam pozwolić żeby on tobie, albo komuś z twojej rodziny zrobił jakąkolwiek krzywdę przeze mnie.
-Co, ale jak to?- coraz uważniej jej się przyglądając.
- Tak to prawda, ale jest jeszcze coś, bo ja znaczy my zostaniemy rodzicami.
- Przecież to co zrobiłaś to było dziecinne. Czy w ogóle zdawałaś sobie sprawę, że coś mogło ci się stać.
- Ja się tak strasznie bałam, wiem jestem głupią gąską- wycierając oczy z łez.
- Nie płacz. Nie jesteś głupia. Przepraszam, że zacząłem krzyczeć- mocno ją do siebie przytulając.
Adam z Elizą zostali jeszcze na kilka dni, ponieważ Helena bardzo chciała na tyle na ile to jest możliwe poznać wybranka swojej ukochanej kuzynki. Natomiast Joe obiecując bratu, że nie powie w domu o tym co usłyszał wyruszył w drogę powrotną. W Virginia City czekał na niego już nerwowy Ben, który od kilku tygodni czekał na powrót swoich synów.
-Joseph, gdzie jest Adam?- wydarł się na swojego beniaminka bardzo szybko się do niego zbliżając.
- Przyjedzie później z Elizą.
-Dlaczego, o co chodzi z tym późniejszy przyjazdem. Czy ty synu coś ukrywasz?
-Ja, ależ skąd. Nic nie wiem. Adam mi się nie tłumaczy ze swoich spraw- robiąc najniewinniejszą minkę na świecie.
Jednakże przed samym ich przyjazdem w Ponderosie pojawił się Will, który przyjechał razem z Laurą. Ich pojawienie nie bardzo zdziwiło Bena, lecz nasunęło na myśl, że coś może się mało przyjemnego zdarzyć. Rozmawiając z nimi i obserwując dziwne zachowanie Laury był już całkowicie pewien, że Will nie tylko przyjechał porozmawiać z Adamem, ale, że też w ich związku jest nie tak i Laura może coś planować w związku z tym czego się teraz najbardziej obawiał.
- Pa jadę do miasta- zawołał wychodząc z domu Joe, który miał przywieźć z miasta Adama z Elizą.
Adam wysłuchując nowin wygłaszanych przez Joe nie był zachwycony perspektywą spotkania z nimi.
- Mówi się trudno. Jedziemy. Nie mam zamiaru dalej się włóczyć po hotelach to w końcu mój dom.
- Ale co jeśli naprawdę Laura coś chce zrobić.
- Marudzisz Joe, ja o tym wiem.
Laura od momentu pojawienia się Adama udawała bardzo nieszczęśliwą, aby zająć go swoimi wymyślonymi problemami i jak najszybciej odciągnąć go w ten sposób od Elizy.
Kiedy na reszcie zostały same Laura zaczęła opowiadać Elizie coraz bardziej niestworzone rzeczy na temat Adama:
- Widzisz moja droga to wszystko prawda. Powiedziałam ci to żebyś miała świadomość z kim chcesz się związać- mówiła coraz bardziej zbolałym głosem- On tylko udaje takiego spokojnego i miłego, a naprawdę to istna bestia kiedy byliśmy razem on nawet chciał mnie uderzyć. Wiesz ja nie wiem czy powinnam ci to mówić w twoim stanie, ale Adam , on się wczoraj do mnie zakradł i chciał no wiesz co nam na myśli, ale nic mu z tego nie wyszło, bo ktoś zaczął się kręcić po korytarzu.
- Tato Adama mówił, że jesteś podła, ale nie sądziłam, że aż tak- i w tej chwili patelnia z reszta ulubiona Hop Singa, którą trzymała w ręce Eliza powędrowała w stronę głowy Laury i od tego momentu zaczęła się między nimi szamotanina, którą przerwali Adam z Joe. Adam przyglądając się obu paniom w myślach zaczął porównywać wygląd Laury z podbitym okiem, wyrwanymi włosami i poobrywanymi falbankami, koronkami i rękawem do stracha na wróble.
W tym samym momencie w domu pojawili się także Hoss i Will, który widząc swoją żonę w takim stanie zaczął się na wszystkich drzeć i omal nie pobił się z Adamem, który razem Joe stali w obronie Elizy.
- Czy wyście poszaleli. Dlaczego ją pobiłaś, ona ci nic nie zrobiła?- krzyczał Will.
-Zamknij się i mnie posłuchaj.- zaczął bardzo stanowczym głosem Adam- Twoja pożal się boże żona stwierdziła, że byłem u mniej i, że między nami jest coś na rzeczy i się zastanów nad tym, bo nie pozwolę żeby Eliza musiała we własnym domu mieszkać w stresie i życzę sobie, aby ta kobieta jak najszybciej opuściła Ponderosę. Nie obchodzi mnie czy wyjedziesz razem z nią chociaż jesteś moim kuzynem, ale ona ma zniknąć. – kiedy kończył to mówić w domu pojawił się szeryf Coffee, który miał dla nich kilka informacji.- Roy stało się coś, że przyjechałeś?
-Tak. Ten cały Bishop wczoraj wieczorem zginął w strzelaninie w Carson City. A druga informacja to to, że zatrzymano fałszywego księdza i, że ślub pani Laury z Willem jest niestety nieważny. A i jeszcze coś tamten człowiek mówi, że został wynajęty przez Lil, ciotkę pani Laury.
- I bardzo dobrze, że nie ważny- stwierdził nadal wściekły Will.- No tak teraz już rozumiem, ale ze mnie tępak, że wcześniej się nie domyśliłem po co tak ochoczo mnie namawiałaś na przyjazd i pogodzenie się z Adamem, a potem żebym cię zostawił i wyjechał. Tak to sobie wykombinowałyście. Wybacz Adamie, jestem idiotą.
-Powinieneś nie mnie przepraszać tylko Elizę, ale na pewno nie teraz- wchodząc z nią na górę stwierdził Adam.
Laura tak jak powiedział Adam jeszcze tego samego dnia wyjechała. Również i Will chciał opuścić Ponderosę, ale nie pozwoliła mu na to Eliza upierając się, że musi zostać, ponieważ niedługo jest ich ślub, a po za tym to co zrobiła Laura nie była jego winą.
- Koniec i kropka-przenikliwie się wpatrując w Willa zakończyła.
-Lepiej się dłużej nie upieraj- zaczął Adam- i posłuchaj mojego skarbu.
Kilka dni później odbył się ślub Elizy i Adama, a w mieście pojawił się syn gubernatora stanu Bob Donovan ( był to średnio wysoki, ale bardzo chudy mężczyzna) razem ze swoją narzeczoną Ann Pennington. Była to drobna i szczupła rudowłosa dziewczyna, która bardzo lubiła na złość wszystkim chodzić w spodniach.
I w tym samym czasie dokonano napadu na bank gdzie na zakładniczkę wychodzącego przestępcy dostała się właśnie Ann. Will widząc całą tą sytuację i zajmującego się sobą mężczyznę zaczął bardzo szybko ją analizować i szukać sposobu na uratowanie dziewczyny powoli zbliżając się w tamtą stronę. Kiedy przed nimi zauważył niewielką wnękę, w której mógł z łatwością jak się okazało obezwładnić niczego się niespodziewającego mężczyznę, a jeszcze przestraszona dziewczyna z całej siły wtuliła się w lekko zdezorientowanego i zaskoczonego jej czynem Willa, do których nadal otrzepując ubranie powolnie zaczął się zbliżać Bob, który z całej siły uderzył Willa i pociągnął za sobą wyrywającą się Ann czym go wprowadził w złość i zaczęła się między nimi bójka. Bijących się po kilku minutach rozdzielili przyglądający się całemu zajściu mieszkańcy. Natomiast zdenerwowana tym Ann dodatkowo wymierzyła Bobowi siarczysty policzek, że ten przez moment stracił równowagę:
- Ten pan uratował mi życie, a ty go bijesz. Traktujesz mnie jak swoją własność. Masz ten swój brylant, który mi dałeś i wynoś się z mojego życia nie chcę mieć już z tobą nic wspólnego.- szybko się do niego odwracając- Przepraszam pana za niego.
-Pani, pani nie musi za nikogo przepraszać. Nazywam się Will Cartwright.- zgrabnie ujmując jej dłoń.- Proszę pozwolić, że odprowadzę nie jest tu bezpiecznie- na te słowa na jej twarzy pojawił się delikatny uśmiech i rumieniec.
Po tym incydencie do miasta przyjechał ojciec Boba, który niepocieszony tym faktem jak zachował się jego syn w stosunku do Ann, a przede wszystkim do Willa, który jest nie tylko kuzynem jednego z najbogatszych ranczerów w Nevadzie, ale również Ben jest jego dobrym znajomym i po rozmowie z nimi prawie, że na siłę zaciągnął go na najbliższy powrotny dyliżans do domu.
A Will najspokojniej w świecie odwiedzał Ann, która jeszcze na jakiś czas tu została, ponieważ nigdzie już nie musiała się spieszyć i nikt na nią nie czekał.
Po każdym ich spotkaniu Will co raz częściej się zastanawiał co się z nim dzieje, że Ann tak bardzo go zaczyna onieśmielać, a on sam przy niej czuje się jak nie on tylko jak jakieś małe dziecko.
Nad tymi rozważaniami zastał go Adam, który już się domyślał co dzieje się z jego kuzynem i poradził mu żeby przestał się z tym przed nią ukrywać i pierwszy raz posłuchał czyjeś rady.
Czekając na Ann w hotelowej restauracji jego oczom ukazał się jeszcze piękniejszy rudzielec ubrany z zieloną muślinową suknię.
Will uważnie jej się przyglądając niemal, że na ten widok osłupiał i nie potrafił z siebie przez dłuższy czas wydobyć jednego słowa, a Ann zaczęła się z niego śmiać.
-Czy ja mam coś na nosie, że tak patrzysz?
-Ja, yyy, no nie, ale chodzi o to, że tak ślicznie wyglądasz w tym stroju, że nie wiedziałem co powiedzieć.
- A to dobrze- wyciągając go na dwór- Czy ty chcesz mi coś powiedzieć- nagle spytała stając przed nim i wpatrując się w jego ciemne oczy.
- Tak, bo mówiłaś, że chcesz wyjechać, ale ja nie chcę tego. Chciałbym byś tu została.
- Ale po co. Przecież nic mnie tu nie trzyma, a ty jesteś miłym człowiekiem i nic więcej.
- Kocham cię to wystarczy żeby cię tu zatrzymać- powoli przyciągając do siebie zaskoczoną takim wyznaniem dziewczynę.
Ann bardzo długo zastanawiała się czy to co jej powiedział Will jest prawdą przypominając sobie swoje smutne dzieciństwo spędzane u różnych krewnych przez pozostawienie jej przez rodziców, którzy wyjechali do Europy, ale doszła do wniosku, że Will jest zupełnie inny i, że nie będzie przed nim uciekać i spróbuje z nim zostać.
Będąc z nim na spacerze chciała mu o tym wszystkim powiedzieć, ale zanim zaczęła napadło ich kilku ludzi, którzy bardzo pobili Willa, a ją samą zaciągnęli do stojącego niedaleko wozu, w którym siedział leniwie rozparty na fotelu podle się z niej śmiejąc.
-Myślałaś, że ode mnie tak łatwo odejść. Załatwiliście tego lalusia.
-Jeszcze chyba żyje szefie- odezwał się jeden z ludzi, którzy przyciągnęli tu Ann.
Nie przytomnego leżącego w uliczce Willa znalazło kilku pracowników rancza będących w mieście.
Doktor patrząc na jego siną i bezkształtną opuchniętą już twarz nieprzypominającej w tym momencie lic dandysa oraz bezwiednie złożone ciało miał bardzo ponure myśli na temat dalszej jego przyszłości.
A Ben już od kilku tygodni prawie cały czas siedział u Willa, który bardzo powolnie do chodził do siebie, chociaż doktor cały czas mówił, iż miał bardzo dużo szczęścia, bo wszystko zakończyło się tylko złamanymi żebrami i ręką.
Jednak nie słuchając ani tego co mówił Ben, ani tym bardziej doktora Will po kryjomu wymknął się, aby jechać poszukać Ann, ale na zewnątrz natknął się na czekających na niego i przygotowanych do drogi braci.
-Na co czekacie- lekko poirytowany tym zapytał Will.
-Na ciebie, a na kogóż by innego, bo jedziemy z tobą- odpowiedział mu Adam z typową dla siebie stanowczością.
-Nie potrzebuje was, to wyłącznie moja sprawa. Sam sobie poradzę.
- To nie tylko twoja, ale i nasza sprawa. Jesteśmy rodziną i nie zbywaj nas, bo to ci się nie uda.
W czasie kiedy Cartwrightowie błądzili po prerii szukając jakiegokolwiek śladu Bob razem ze związaną Ann zmierzali do San Francisco.
Na miejscu okazało się, że mężczyzna rozpowiedział swoim znajomym na jej temat bardzo ciekawą, ale dla niej samej niestworzonej o tym jakoby miała problemy psychiczne i dla jej i innych dobra przywiózł ją tutaj związaną pokazując podrapany policzek oraz stwierdzając, że przez swoją chorobę zaczęła manipulować ludźmi.
Ann bardzo długo próbowała tłumaczyć wszystkim, że to co powiedział Bob to stek kłamstw i, ze nie dlatego ją tu przywiózł, ale nikt nie za bardzo chciał jej słuchać oprócz uroczego ciemnowłosego pięcioletniego chłopczyka umorusanego od stóp do głów w sadzy i na odrobinę pyzatej twarzyczce przypominał malutkiego amorka.
Erik z niezwykłą jak na swój wiek uwagą słuchał jak Ann bardzo dokładnie mu opowiadała jak wygląda Will i z kim może być.
Jeszcze przez moment chłopiec stał przed nią, a ona natomiast wręcz już błagalnie zaczęła się w niego wpatrywać i zastanawiając się czy jej uwierzył jednak zanim zdarzyła go o cokolwiek zapytać mały zniknął za drzwiami i co sił pognał na stację dyliżansów rozglądając się za kimś kto był by podobny do jej opisu.
Kiedy jego czarnym jak węgielki oczom ukazały się cztery ogromne i tak różne od siebie sylwetki wysiadających mężczyzn wymieniających między sobą pojedyncze słowa łapiąc pierwszego z nich za rękaw ciągnąc ze wszystkich sił za sobą.
Will nie wiedząc jeszcze o co mu chodzi poszedł za biegnącym już przed nim chłopcem.
I nim na miejscu pojawili się pozostali Cartwrightowie Will bez jednego słowa zakradł się do środka niczym lis, a jego śladem również ruszyli Adam i Mały Joe zostawiając Erika razem z Hossem na zewnątrz.
Lecz po kilku minutach na ulicy pojawili się Adam i Joe prowadzący związanego Boba, a tuz za nimi ukazali się Will z tuloną w siebie Ann.
Mijając Hossa i Erika Bob jeszcze zaczął coś mamrotać pod nosem pogardliwie spoglądając na chowającego się z przerażeniem malca, który równie szybko znalazł się za stojącym Willem i ponownie szarpiąc go za ubranie coraz wyżej zadzierał główkę patrząc na niego cichutko zaczął coś do niego mówić, ale gwar miejski był tak dokuczliwy, że nic nie słyszał, więc przed nim uklęknął jednak zamiast słów na swojej szyi poczuł zaplatające się małe rączki, a na koszuli mokrą plamę od jego spływających łez.
Bardzo mocno objął chłopca i powoli wstał mówiąc do niego i pocieszając:
-Pojedziesz z nami.
Od przyjazdu do Ponderosy Erik nawet na krok nie odstępował Willa, a przez pierwszych kilka nocy chłopiec z krzykiem zrywał się w nocy i dopiero kiedy pojawiał się Will, który jako jedyny potrafił go uspokoić spokojnie uczepiony go zasypiał i również Ann po tym co było się tutaj wprowadziła.
Ben przyglądając się temu jak jego bratanek opiekuje się Erikiem nie mógł się nadziwić, że Will może być tak odpowiedzialnym człowiekiem, który tak świetnie się potrafi porozumieć z małym chłopcem.
Natomiast Adam razem z braćmi postanowili, że zrobią dla nich niespodziankę kończąc budowę domu, który miał być prezentem ślubnym od Adama dla Laury.
Niestety jednak ten pomysł mógł się nie udać, ponieważ Will razem z Ann postanowili, że przyspieszą swój ślub.
Przez co bracia niemal od świtu do nocy pracowali, aby go jak najszybciej ukończyć, a wtajemniczony w całe przedsięwzięcie Ben miał ich zajmować czymkolwiek się dało, aby się niczego nie domyślili.
Nareszcie nadszedł upragniony najbardziej chyba już dla Bena dzień kiedy nie będzie musiał przed nimi udawać, a Ann słysząc co dostaną w prezencie omal z radości nie udusiła mówiącego o tym Adama, ale jej euforia nie trwała długo i ze szlochem wtuliła się w Willa, z którym pojechała do ich domu, a mały Erik został razem z Adamem.
- Chodź ze mną- podając chłopcu dłoń- dla ciebie też mamy prezent.
Erik kurczowo trzymał się i co raz spoglądał na niego powolnie kroczącego w stronę stajni, gdzie stał mały łaciaty kucyk.
Widząc go szybko do niego podbiegł i zaczął go głaskać, lecz po chwili odwrócił się do opartego o drzwi Adama:
-Należał do pewnej dziewczynki – zaczął Adam- a teraz będzie twój.
Jednak widząc na twarzy Erika smutek przykucnął przy nim dalej mu się przyglądając
-Stało się coś, że jesteś smutny.
- Adam, a co jak zrobię coś źle to będziecie na mnie krzyczeć tak.- odpowiedział mu wycierając rękawem oczy.
-Wiem, że tak było, ale teraz to się zmieni i ani ja, ani Will i nikt z naszej rodziny nie pozwoli na to. Rozumiesz mnie- kiwając głową równie mocno jak w Willa wtulił się teraz w Adama.
To miał być kolejny rodzinny obiad przy stole już siedziała niemal cala rodzina, a jedynie brakowało Elizy i kiedy z piętra dobiegły ich niepokojące dźwięki Adam pognał na górę lecz po chwili wrócił zabierając ze sobą Hossa i wysyłając Joe po doktora.
Jednakże po ich zniknięciu dało się słyszeć dwa podniesione męskie głosy po czym u szczytu schodów pojawił się Adam ciskający czymś o ziemię.
Ben patrząc na niego chciał coś powiedzieć, ale się powstrzymał kiedy jego najstarszy syn nerwowo zaczął krążyć po salonie co rusz zmieniając ułożenie swoich rąk i odwracając się w stronę schodów spoglądał na ich szczyt, gdzie miał nadzieję, że pojawi się już Hoss.
- Adam- zawołał odwróconego do wszystkich brata, a ten niemalże blady był już jak ściana- masz córeczkę i trzech synów.
Słysząc tę informację bezwiednie opadł na znajdujące się obok krzesło, ale zaraz nie co chwiejnym i do tego niepewnym krokiem ruszył do sypialni.
Nim jednak Adam zdążył gdziekolwiek się ruszyć pojawił się z powrotem Joe, który widząc go w takim stanie nie oparł się pokusie, aby czegoś na ten temat nie powiedzieć
-Temu co, wygląda jakby wypił butelkę whiskey.
-Mhm- zaczął Hoss- gdyby tobie urodziły się czworaczki też byś tak wyglądał.
-Co- niemiłosiernie głośno nad uchem Hossa wydarł się Joe- To się postarałaś braciszku- i z całej siły klepnął Adama w plecy.
I wyjątkowo jego starszy brat nawet nie miał zamiaru silić się na jakiekolwiek złośliwości ze swojej strony, bo dziś czuł się najszczęśliwszym człowiekiem pod słońcem.
Kiedy już Adam zniknął na górze, a za nim mały Erik i znów zapadła cisza, którą przerwał Will przytulając do siebie Ann
-My tez zostaniemy rodzicami.
Po tych słowach ponownie zrobiło się cicho i tylko usłyszano jak ciężko na krześle ląduje wzruszony Ben, który nie ukrywał, że te wydarzenia go tak wzruszyły, iż z jego oczu płynęły łzy.
-Wujek Adam- zaczął zbiegający po schodach Erik- powiedział, że ich córeczka będzie miała imiona po babciach Elizabeth i Antonina.


KONIEC


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Nie 21:40, 06 Cze 2021    Temat postu: Róże dla Elizy

Fajne ,bardzo sympatyczne.
Połączenie westernu ,romansu i komedii.
Dobrze ,że źli dostali nauczkę.
Wkleisz jeszcze jakieś opowiadanko ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kamila17
Gubernator



Dołączył: 21 Maj 2021
Posty: 398
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:58, 06 Cze 2021    Temat postu:

Chętnie o ile któreś gdzieś znajdę

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pon 7:51, 07 Cze 2021    Temat postu: Róże dla Elizy

Ciekawe ,że Eliza jest Polką. Eliza Złotopolska.
Jakby to było połączenie Bonanzy i Złotopolskich.
To przypadek czy celowe nawiązanie ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kamila17
Gubernator



Dołączył: 21 Maj 2021
Posty: 398
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:27, 07 Cze 2021    Temat postu:

Możliwe, że podświadomie coś połączyłam. Nie wiem...

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pon 13:57, 07 Cze 2021    Temat postu: Róże dla Elizy

Czekam na kolejne twoje opowiadania.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kamila17
Gubernator



Dołączył: 21 Maj 2021
Posty: 398
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 14:00, 07 Cze 2021    Temat postu:

Postaram się coś wkleić później

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pon 14:20, 07 Cze 2021    Temat postu: Róże dla Elizy

Super.

Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Pon 14:20, 07 Cze 2021, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kamila17
Gubernator



Dołączył: 21 Maj 2021
Posty: 398
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 21:52, 07 Cze 2021    Temat postu:

Też się cieszę

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 9:37, 08 Cze 2021    Temat postu: Róże dla Elizy

Nie mogę się doczekać kolejnych twoich opowiadań.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kamila17
Gubernator



Dołączył: 21 Maj 2021
Posty: 398
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:51, 10 Cze 2021    Temat postu:

A właśnie miałam dzisiaj coś wrzucić

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 14:31, 10 Cze 2021    Temat postu: Róże dla Elizy

Proszę wrzucić.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin