Forum Forum serialu Zorro  Strona Główna Forum serialu Zorro
Forum fanów Zorro
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moje powieści i opowiadania 2
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 22:08, 16 Sie 2020    Temat postu: Moje powieści i opowiadania 2

Rozdział I - Lapicz znajduje dom:
Jest to historia małego szewczyka o imieniu Lapicz. Był on uroczą myszką o wielkim sercu pełnym miłości do każdego, kto umiał sobie tę miłość zdobyć. Niestety, pomimo tej dobroci nie miał on łatwego życia, bo był sierotą. Tak, właśnie sierotą bez ojca i matki, a urodził się w czasach, kiedy to takie dzieci jak on, jeżeli nie znajdowały dość wcześnie dobrych opiekunów, trafiały zwykle na ulicę, gdzie nikt się nimi nie zajmował i w większości kończyli jako kieszonkowcy, którzy prędzej czy później trafiali do więzienia, a stamtąd wychodzili źli, zdemoralizowani oraz pełni niechęci do całego świata. Były to bowiem czasy, gdy jeszcze nie było na świecie samochodów, zaś sierocińce pękały w szwach i nie miały często miejsca dla kolejnego dziecka.
Dlatego też właśnie, gdy pewnego dnia stara pani Scowler, dobra i szlachetna ryjówka, właścicielka sierocińca, znalazła pod swoimi drzwiami koszyk z małą myszką płci męskiej, załamała się.
- Och! Jeszcze jedno dziecko! Mój Boże, jak ja wyżywię?! I z czego?! Już i tak gonimy resztkami!
Ponieważ miała jednak dobre serce, to nie umiała odtrącić maleństwa i spojrzawszy w jego czarne oczka, uśmiechnęła się lekko, wzięła je na ręce, po czym powiedziała:
- Spokojnie, maleńki. Nic się nie przejmuj. Może nie będziesz miał u mnie wielkich luksusów, ale co mogę, to ci ofiaruję.
I rzeczywiście, ofiarowała mu z całego serca wszystko, co posiadała, czyli kąt do spania, trochę jedzenia, nieco ubrań (które sama szyła), a także imię, ponieważ wszystkie dzieci w jej domu dziecka miały imiona, to i nowy podopieczny pani Scowler musiał je mieć.
- Jakby cię tu nazwać? - pomyślała przez chwilę, kiedy już skończyła karmić dziecko.
Popatrzyła na chłopczyka i powiedziała:
- Wiesz co? Przypominasz mi mojego męża Lapicza, który zginął na wojnie z cesarzem Francuzów... Więc nazwę cię na jego cześć. Będziesz się odtąd nazywać Lapicz! A gdy dorośniesz, to będziesz sławną na cały świat myszą, tak jak mój biedny mąż!
Mąż pani Scowler rzeczywiście był znany jako dzielny obrońca swojej ojczyzny i cesarza Franciszka Józefa, a jego żona starannie przechowywała wszystkie pamiątki po nim, czyli jego szablę, mundur i dwa ordery, które otrzymał on na polu chwały. Pani Scowler była zdania, że jej uroczy, nowy podopieczny będzie równie wspaniałą myszą, co jej mąż.
Inne dzieci z domu dziecka bardzo polubiły Lapicza, bo też prawdę mówiąc, trudno im było go nie lubić. Lapicz był bowiem bardzo uroczym i sympatycznym chłopcem, który od swojej przybranej matki zdobył wiele mądrych nauk, jednak zawsze się smucił, że nie wie, kim są jego prawdziwa mama i prawdziwy tata. Nie rozumiał też, dlaczego go porzucili, dlaczego musiał żyć bez nich i nie rozumiał, jak wielu bogaczy patrzyło na niego z pogardą, bo sierota w ich oczach była czymś niegodnym istnienia.
Inaczej miała się sprawa z biedniejszymi mieszkańcami miasteczka. Ci mieli o wiele więcej serca do innych niż bogacze, którzy to zwykle myśleli tylko o sobie, dlatego tym chętniej pomagali pani Scowler dzieląc się z nimi jedzeniem czy ubraniami. Kto zaś mógł sobie na to pozwolić, ten zabierał jednego z podopiecznych domu dziecka, żeby kobiecinie mogło się łatwiej żyć. Pani Scowler miała już swoje lata i bała się, że któregoś dnia umrze i zostawi swoje sierotki bez opieki i kto wówczas by się nimi zajął? Gdyby były dorosłe, to wtedy dałyby sobie jakoś radę, ale teraz, gdy jeszcze są dziećmi? Co one same poczną w świecie, gdy jej już nie będzie? Takie oto myśli krążyły starej ryjówce po głowie, dlatego próbowała znaleźć dla jak największej liczby swych pociech dom. Ale nie każdy mógł sobie pozwolić na wzięcie sierotki, a inni mieli własne dzieci i woleli skupić się na ich wychowaniu, niż braniu pod opiekę kogokolwiek jeszcze.
Pewnego dnia, gdy Lapicz miał pięć lat, zaszła w odwiedziny do pani Scowler żona miejscowego szewca, pana Zrzędy. Co prawda nie nazywał się on Zrzęda, jednak trzy lata temu stał się marudą i zrzędą, a do tego dość nerwową osobą, która to wszystkim musiał dogryźć. Mieszkańcy miasteczka mówili, że to było spowodowane jakąś wielką tragedią, jaka go dotknęła i mieli rację, bo rzeczywiście tragedia go spotkała, jednak o co chodziło, nikt nie wiedział. Pewnego razu majster wrócił z żoną z jarmarku i od tego czasu nigdy się nie uśmiechnął, a jeżeli już, to tylko na pokaz i do bogatego klienta. Stąd właśnie przezwano go Mistrzem Zrzędą i tak już zostało. Jego żona jednak miała o wiele milszy charakter niż on, więc wszyscy ją lubili.
- Dzień dobry, pani Scowler! - zawołała pani majstrowa, przechodząc nieopodal domu dziecka.
- Dzień dobry, pani majstrowa! - odpowiedziała jej kobiecina, która to właśnie wieszała pranie przed swoim domem - Cóż to? Na zakupy idziemy?
- A tak! - odparła majstrowa, uśmiechając się od ucha do ucha.
Była to myszka jeszcze młoda, ale też dość tęga, chodząca zawsze w różowej sukni z białym fartuchem i w czepku na głowie. Powiadano, że im bardziej jej mąż był wredny, tym ona była milsza dla innych, jakby chciała zrekompensować mieszkańcom miasteczka wszelkie uszczypliwe uwagi z jego strony.
- Pani Scowler, a cóż tam u pani? Czy dalej pani dokucza reumatyzm? - zapytała, zatrzymując się pani majstrowa.
- Oj tak, niestety - jęknęła staruszka, przerywając swoje zajęcie – A to, jak wiemy jest niezawodny znak, że już pora na mnie. Och, niedługo mi już, kochana moja. Niedługo.
- Och, proszę tak nie mówić! - westchnęła majstrowa - Pani nas wszystkich przeżyje, jestem tego pewna.
- Bo narzekam? - zachichotała staruszka.
- A i owszem. A narzekanie ponoć przedłuża życie. Tak mówiła moja matula, święć Panie nad jej duszą. Więc może być pani pewna, droga pani Scowler, że takim narzekaniem przedłuży pani swoje życie.
- Oj tam! Jeżeli zrzędzenie przedłuża życie, to chyba paniny szanowny mąż przeżyje wszystkich mieszkańców tego miasteczka. A właśnie, co z nim się dzieje? Dalej aż tak przeżywa tę tragedię?
Pani Scowler była jedną z niewielu osób, które znały sekret Zrzędy i jego żony, ale zachowała go dla siebie. Wiedziała, że kiedyś mieszkali oni w innym mieście, jednak po tej tragedii, która ich spotkała przenieśli się tutaj, gdzie z miejsca pan majster zdobył sobie przydomek „Zrzęda”.
- Oj, cały czas i nie można mu się dziwić - powiedziała majstrowa - Ja też to przeżywam. Ale przecież przeżywanie tego wszystkiego nic mu nie da. Próbuję go namówić, aby spróbował normalnie żyć, ale się nie zgadza. Odrzuca wszelkie moje propozycje w tym kierunku. Ale dość już o nim. Co słychać u...
- Pani majstrowa! - dało się słyszeć nagle uroczy, chłopięcy głosik.
To był Lapicz, mający wówczas już pięć wiosen, który właśnie wybiegł spod prześcieradeł zawieszonych na sznurku i uściskał mocno kobietę.
Majstrowa przytuliła go do siebie czule i głaszcząc go delikatnie po głowie rzekła:
- Witaj, Lapicz, słonko ty moje! Dobrze się sprawujesz?
- Tak! Pani Scowler mnie dzisiaj pochwaliła, bo umiem już czytać!
- Naprawdę?! - pani majstrowa nie ukrywała swego zachwytu z tego powodu.
- O tak! Jeszcze nie płynnie, ale już umiem! A już niedługo nauczę się jeszcze pisać i wtedy będę wielkim panem, bo ci, co umieją czytać i pisać, ci zostają zawsze wielkimi panami!
- No, nie zawsze tak jest, ale jeśli się starają, to dość często im się udaje - uśmiechnęła się majstrowa.
Ten chłopiec był po prostu rozczulający i pani majstrowa wiedziała, że już dawno wzięłaby go do siebie, gdyby nie to, że jej mąż sprzeciwiał się temu kategorycznie, gdy tylko mu to proponowała.
- Na co nam jeszcze jedna gęba do wykarmienia?! - zawołał - A bo to mało mamy własnych problemów?! Chcesz nam jeszcze ich dokładać?!
Żona chciała coś powiedzieć, ale mąż nie dopuścił ją do głosu.
- Nie, kobieto! Dość tego dobrego! Żadnych dzieciaków w tym domu nie będzie! Koniec dyskusji!
Jednakże po roku sytuacja uległa dramatycznej zmianie, ponieważ pani Scowler umarła. Całe miasteczko opłakiwało jej śmierć, a już najmocniej jej podopieczni, którzy teraz zostali bez opieki i pewnie czekałoby je życie na ulicy, gdyby nie to, że na całe szczęście wszyscy mieszkańcy postanowili, iż nie pozwolą, aby biedne sierotki wylądowały na ulicy i z dwie dziesiątki małych dziatek obojga płci, którym to los odebrał ich opiekunkę, teraz znalazło swój dom. Nawet Lapicz, którego pani majstrowa wzięła do siebie. Jej mąż oczywiście był temu przeciwny, ale żona tym razem ostro mu się postawiła.
- Ach tak?! - zawołała, gdy znowu zaczął jej robić wymówki - Jeśli tak, to wobec tego pakuję swoje rzeczy i zabieram się stąd razem z Lapiczem, a ty tu gnij sobie sam razem z Bundaszem, jeśli on oczywiście zechce zostać z takim gburem i zrzędą jak ty!
Bundasz to był pies pani majstrowej, sporych wielkości bury kudłacz, również sierotka znaleziona na drodze przez majstrową, gdy ta wracała raz z mężem z jarmarku. Był on oddany obojgu małżonkom, ale gdyby go ktoś zapytał, to by odpowiedział, że woli majstrową od majstra. Rzecz jasna by to powiedział, gdyby go zapytano i gdyby umiał mówić, ale ani nikt mu tego pytania nie zadawał, ani też zdolności mówienia nie zdobył, dlatego też nikt o tym, które z jego państwa cieszy się jego większą sympatią, nie wiedział.
Mistrz Zrzęda wiedział, że jego żona jest gotowa spełnić swoje groźby, a ponieważ kochał żonę i nie chciał jej utracić, mruknął:
- No dobra. Niech będzie. Może z nami zostać. Ale musi uczyć się fachu! Darmo chleba u mnie jadł nie będzie!
To mówiąc skierował swój wzrok na Lapicz, który lekko wychylał swą uroczą głowę zza spódnicy pani majstrowej, wyraźnie bardzo przestraszony krzykami majstra.
Lapicz oczywiście nie miał nic przeciwko temu, aby pracować, ale czuł, że z Mistrzem Zrzędą jako pryncypałem nie będzie łatwo i niestety miał rację, gdyż był on marudą, a prócz tego bywał nerwowy i z tego też powodu, kiedy tylko mógł, to jego ręka uderzała w głowę lub plecy Lapicza. Na obronę Zrzędy musimy wszak zauważyć, że nigdy nie bił on mocno swego podopiecznego i poprzestawał po prostu na jednym uderzeniu dłonią lub czasami nogą, a też do tego nie dochodziło zbyt często. Zwykle krzyczał on na chłopca i w ten sposób się wyżywał.
Lapicz starał się go unikać, jak tylko mógł i spędzał najwięcej czasu z panią majstrową, która kochała chłopca niczym własne dziecko. Często też go chwaliła i podziwiała jego dobre serce oraz pracowitość. Kiedyś wręcz z prawdziwym zachwytem wysłuchała jego opowieści, gdy dała mu trochę pieniążków, aby kupił sobie nową czapkę, ale wrócił bez pieniędzy i bez nowej czapki, lecz z wielkim uśmiechem na twarzy. Zapytano o przyczynę tego wszystkiego wyjaśnił:
- Spotkałem na drodze pewną Cygankę! - zawołał wesoło - Staruszkę, biedną i chorą. Ciągle kaszlała i prosiła o jałmużnę. Dałem jej więc swoje pieniążki.
- Głupiec! - warknął Mistrz Zrzęda, który słuchał tego, właśnie cerując but - Pieniędzy nie masz na co marnować?!
- Och, siedziałbyś cicho! - skarciła go żona i dodała: - A ty dobrze zrobiłeś, Lapiczku. Trzeba innym pomagać.
- Tak, a ta Cyganka potem mi powróżyła z dłoni! - zawołał Lapicz, wesoło pokazując swoją prawą łapkę - Powiedziała, że za kilka lat wyruszę w podróż, w której spotkam swoje przeznaczenie ze znamieniem na palcu.
- Brednie! - warknął Zrzęda, nie przerywając swojej pracy - One wszystkie tak gadają, a potem pieniądze wykradają i dzieci porywają! Masz szczęście, że ciebie nie porwała!
Lapicz zaniepokoił się, słysząc słowa swojego pracodawcy, ale dobra pani majstrowa przytuliła mocno chłopca, mówiąc:
- Nie słuchaj go, Lapiczku. Cyganie wcale nie porywają dzieci. To są tylko głupie plotki. A ty dobrze zrobiłeś. Trzeba pomagać innym. Trzeba pomagać.

C.D.N.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Wto 3:21, 15 Gru 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pon 6:07, 17 Sie 2020    Temat postu: Lapicz, mały szewczyk

Ciekawa opowieść.
Czy dziecko szewca zostało porwane, nigdy nie wróciło i dlatego on jest taki, jaki jest ?
Wydaje mi się, może się mylę, że pod ponurą powierzchownością, kryje się dobry człowiek, inaczej by żona z nim nie wytrzymała tak długo.
Chyba że źle odczytuje i twój pomysł był, jest całkiem inny.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 12:58, 17 Sie 2020    Temat postu:

Wiesz, ta opowieść jest moją własną nowelizacją bajki "LAPICZ, MAŁY SZEWCZYK", w Polsce także wydawanej jako "PRZYGODY SZEWCZYKA GRZESIA". Bajka z kolei jest adaptacją powieści dla dzieci chorwackiej autorki, napisanej w 1913 roku. Bajka rewelacyjnie oddała klimat początku XX wieku i jest przeurocza, dlatego napisałem opowieść na jej podstawie, dodając jednak co nieco od siebie Smile Jeżeli chodzi o Twoje wnioski, to doskonale wszystko odczytałaś. Nie inaczej, szewc stracił dziecko, które porwano i teraz jest taki nieprzyjemny, ale pod jego ponurą powierzchownością kryje się dobre serce, dlatego też żona wciąż go kocha i wierzy, że on jeszcze kiedyś będzie inny.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 3:04, 18 Sie 2020    Temat postu:

Rozdział II - Niefortunna wizyta:
Minęło pięć lat od tych wydarzeń. Przez ten czas niewiele się zmieniło w życiu mieszkańców miasteczka. Mistrz Zrzęda dalej był zrzędą, jego żona dalej była uosobieniem wszelkiej dobroci, a Lapicz musiał ciężko pracować, aby zarobić na swój codzienny chleb. Ubrany w czerwoną koszulę, zielone spodnie i brązową maciejówkę wychodził często na miasto, żeby załatwiać sprawunki, jednak jego głównym zadaniem było pomaganiem majstrowi, który chciał go wykształcić na swego następcę. Szkolenie to szło wszakże dość opornie, lecz nie dlatego, że Lapicz źle się uczył, ale dlatego, że jego mistrza nic nie było w stanie zadowolić. Nawet pracowitość chłopca.
Tak, Lapicz był pracowity. Każdego ranka wstawał on zanim jeszcze pierwsze promienie słońca oświetliły dachy domów małego miasteczka, w którym mieszkał i rozpoczynał pracę, podczas gdy jego majster smacznie sobie spał.
Tego dnia też tak było. Lapicz zszedł ze swego pokoju do warsztatu ze świeczką w ręku, zapalił od niej lampę olejną, zgasił świeczkę, po czym złapał za miotłę i zaczął nią szybko zamiatać podłogę, wesoło sobie przy tym pogwizdując. Gdy tak zamiatał, to niechcący namiótł kurzu na nos Bundasza śpiącego sobie pod kominkiem. Pies pokręcił nosem, po czym kichnął i odrzucił Lapicza na drugi koniec pokoju, ale szewski terminator tylko lekko zachichotał, skończył zamiatanie, po czym odłożył miotłę i podbiegł do półek, gdzie leżały uszykowane dla klientów buty. Wśród nich były przepiękne czarne, chłopięce buciki - dzieło samego Lapicza. Chłopiec spojrzał na nie z zachwytem, wziął je, usiadł przy stole i zaczął przybijać im gwoździe do podeszwy, aby były mocniejsze.
W tym samym czasie miasteczko zaczynało budzić się do życia i pani majstrowa powoli również wstała, po czym zeszła na dół ze śniadaniem dla Lapicza. Śniadanie stanowiła kanapka oraz kubek gorącego kakao. Widząc, jak chłopiec pracuje zawzięcie i wesoło sobie przy tym pogwizdując, pani majstrowa powiedziała zachwycona:
- Dzień dobry, Lapiczku. Od rana już taki zapracowany?
- O tak! - zawołał wesoło chłopiec na jej widok - Przecież kto rano wstaje, temu Pan Bóg daje! Ja to lubię, a szczerze mówiąc robię to, bo boję się, że majster mnie złaje za obijanie się. Jest w końcu bardzo surowy.
- Ach, nie przejmuj się tym - rzekła pani majstrowa, kładąc śniadanie na stole - Wiesz, że pies na łańcuchu nie ugryzie.
- Wiem, ale może mocno wystraszyć.
Pani majstrowa parsknęła śmiechem, słysząc te słowa i pogłaskała bardzo czule chłopca po głowie, po czym wyszła uszykować śniadanie dla męża. Lapicz tymczasem wrócił do pracy, od czasu do czasu przygryzając sobie kanapkę maczaną w kakao. Gdy już skończył jeść, to zaczął pogwizdywać swoją ulubioną piosenkę, a potem upewniwszy się, że majstra nie ma w pobliżu, zaśpiewał:

Hejże ho! Dalej sam, buty dwa!
La la la la la la la la! Buty dwa! Buty dwa!
Wesoły stukot cieszy nas!


Wydawało mu się, że wszystkie buty z półek nagle ożyły i dołączyły wraz z Bundaszem (który wybudził się już ze snu) do jego śpiewu radosnym chórem.

Szubi-di! Szubi-da! Szubi-du!
Każdego dnia nas budzi młotka dźwięk.
Szubi-di! Szubi-da! Szubi-du!
Cieszmy się i tańczmy razem w krąg.

Szubi-di! Szubi-da! Szubi-du!
Skóra, gwóźdź i mamy nowy but.
Szubi-di! Szubi-da! Szubi-du!
Mały szewczyk ze snu budzi,
Szewczyk ze snu budzi...
Ze snu... budzi... nas!


- Spokój! - dało się słyszeć nagle czyiś głośny krzyk.
Lapicz przerażony podskoczył na stołku, rozglądając się dookoła. Buty znowu były na swoim miejscu, zaś Bundasz przerażony skulił się w kącie pod piecem. To Mistrz Zrzęda wparował właśnie do warsztatu. Jak zwykle był gruby, w zielonej koszuli, niebieskich spodniach, drewnianych chodakach żółtej barwy i fioletowym fartuchu, z dużym fioletowym nosem, wielkimi wąsami czarnymi jak sadza, a także groźnie łypiącymi oczami.
- Lapicz, co do stu piorunów ma znaczyć ten raban?!
- Nic, mistrzu - jęknął Lapicz, patrząc przerażony na Bundasza, który wciąż na łapach buty, w których przed chwilą tańcował dookoła chłopca.
Pies zorientował się w tym i powoli zdjął obuwie.
- To jest warsztat, a nie plac zabaw! - krzyknął Mistrz Zrzęda.
Bundasz podał buty chłopcu i biegiem powrócił do swojego miejsca pod piecem.
- Mistrzu, proszę spojrzeć! Buty są już gotowe! - zameldował Lapicz.
Majster nawet nie zwróci uwagi na owo dzieło i warknął:
- A te dla syna burmistrza?! Zaraz po nie przyjdzie! Nie stój jak słup! Do roboty! Do roboty!
To mówiąc podniósł on chłopca za ucho i dał mu kopniaka.
Przerażony Lapicz szybko powrócił do swej przerwanej pracy, a jego majster znów zaczął narzekać.
- Coś takiego jeszcze mi się nie zdarzyło - mruczał gniewnie Zrzęda pod nosem.
Tymczasem w stronę domu majstra jechał powozem burmistrz, który był grubym prosiakiem w zielonym stroju. Obok niego siedział jego synek, mały prosiaczek podobny do ojca jak dwie krople wody. Ludzie wokół zaczęli z miejsca kłaniać się burmistrzowi i życzyć mu dobrego dnia, on jednak nie zwracał na to większej uwagi, podobnie jak jego znudzony syn, który od czasu do strzelił do kogoś z procy lub wybił kamieniem okno w czyimś domu, a czasem dla zabawy też ukuł szpilką woźnicę, który patrzył na niego spode łba. Burmistrz zajęty w myślach jakże ważnymi sprawami, nawet nie zwrócił na to uwagi.
W końcu dojechali na miejsce. Lapicz właśnie kończył pucować buty, gdy nagle rozległ się dzwonek u drzwi.
- Zapraszam uprzejmie! - zawołał majster Zrzęda, wpuszczając szybko do środka szacownych gości.
Burmistrz wszedł do środka, nawet nie zaszczycając swym spojrzeniem szewca, z kolei jego synek wchodząc celowo nadepnął Zrzędzie na ogon, lekko przy tym chichocząc. Majster zasyczał z bólu, ale nic nie powiedział. Gdyby tu chodziło o kogo innego, to dostałoby się smarkaczowi za jego zachowanie, jednak w tym wypadku Zrzęda musiał znieść ból w milczeniu.
- Proszę usiąść! - rzekł niezwykle przyjemnym tonem Lapicz, wskazując synowi burmistrza stołek.
Chłopiec usiadł, patrząc z pogardą na szewczyka, który to próbował założyć mu na nogi parę pięknych, czarnych kaloszy. Ale niestety, Lapicz ostatnim razem nie zdołał wziąć dobrą miarę z syna burmistrza, gdyż ten wiercił się okropnie, dlatego też uszyte przezeń buty okazały się być za małe i nie pasowały na nogę wrednego prosiaczka. Lapicz był przerażony, gdy but okazał się za ciasny, jednak liczył, iż może należy przycisnąć obuwie i wejdzie na pewno, więc zaczął pchać but z całej siły na stopę prosiaczka, który ze złości odepchnął go nogą tak mocno, że Lapicz poleciał na burmistrza, odbił się od jego grubego brzucha i wpadł prosto na półkę z butami, przewracając ją na ziemię i niszcząc niemal doszczętnie. Buty na niej ustawione posypały się na podłogę.
Wredny syn burmistrz miał ubaw z całej tej sytuacji, z kolei jego ojcu wcale nie było do śmiechu.
- I pan się uważa za porządnego i solidnego mistrza szewskiego?! - zawołał do Zrzędy - Bezczelność! Niech pan powiesi swój fach na gwoździu i nazwie się Partaczem! Moja noga więcej tu nie postanie! Chodź, syneczku!
Po tych słowach złapał on silnie syna za rękę i wyprowadził go z domu, zatrzaskując przy tym drzwi, wskutek tego półka, wisząca ledwie co na ścianie, teraz opadła całkowicie na ziemię, dokańczając dzieła zniszczenia. Syn burmistrza przy okazji, zanim wyszedł, pokazał panu majstrowi język, co jeszcze bardziej rozzłościło Zrzędę, który wiedział już, na kogo spadnie jego gniew.
- Nauczę cię moresu, ty mały, nędzny próżniaku! - zawołał wściekle, idąc groźnie w stronę Lapicza, wciąż trzymającego niefortunny but w ręku - Tym razem przebrałeś miarę! Odstraszyłeś moich najlepszych klientów tą swoją partacką robotą!
To mówiąc wziął do ręki drugi z butów stworzonych przez Lapicza i dodał:
- Jesteś do niczego, ty znajdo!
- Ale mistrzu... Ja... Ja...
- Dawaj mi to! - ryknął Zrzęda, wyrywając chłopcu but z ręki - W ogóle nie nadajesz się na szewca! Od jutra będziesz rąbał drzewo! A tę żałosną parę butów spalę w kominku!
Po tych słowach cisnął je w kominek, pod którym spał Bundasz. Pies dostał obuwiem prosto w głowę. Przerażony zerwał się ze swego posłania i wyskoczył przez okno.
- Nie! Proszę tego nie robić! - jęknął Lapicz załamany, że dzieło jego życia pójdzie z dymem.
Zrzęda tymczasem rzucił mu miotłę i zawołał:
- Posprzątaj tu! To chyba potrafisz.
Następnie wyszedł trzaskając drzwiami.
Załamany i bardzo przygnębiony Lapicz zabrał się do sprzątania, kiedy nagle usłyszał, że ktoś wchodzi do pokoju. Pomyślał, że to może majster, który czegoś zapomniał, lecz to była pani majstrowa z Bundaszem. Oboje miło się do niego uśmiechali.
- Pani majstrowa - rzekł z ulgą Lapicz.
- Przykro mi, że mój mąż tak cię potraktował - powiedziała kobieta ze smutkiem w głosie - On bardzo surowo osądza innych.
Lapicz westchnął na znak, że coś o tym wie.
- Musisz wiedzieć, że nie zawsze był takim złośnikiem. Kiedyś nasze życie wyglądało zupełnie inaczej.
- Zawsze sądziłem, że przeżył coś strasznego i chyba miałem rację - rzekł Lapicz - Opowie mi pani o tym?
Kobieta westchnęła głęboko. Widać było, że nie jest to temat, o którym by chciała rozmawiać.
- Ech... Byliśmy kiedyś tacy szczęśliwi... Ale niestety, wszystko się zmieniło.
- Czy ktoś go skrzywdził?
- Nie, Lapicz. Nie... Ale nie pora, aby o tym teraz mówić. Jak kiedyś będziesz starszy, to opowiem ci, co się wydarzyło. Teraz zaś bierzmy się do pracy i doprowadźmy warsztat do porządku.
Po tych słowach zaczęła ona zamiatać, a Bundasz pomagał Lapiczowi układać buty na półkach.
- Bundasz, grzeczny piesek. Dostaniesz w nagrodę wielką kość - rzekła z zachwytem w głosie pani majstrowa.
- No, skończyliśmy! - zawołał wesoło Lapicz, gdy dokończyli swoją pracę - Dziękuję, pani majstrowo! Pani zawsze jest dla mnie taka miła! Nie wiem, jakbym wytrzymał tutaj bez pani.
- Dla ciebie też nadejdą lepsze czasy - rzekła z uśmiechem majstrowa i powoli wyszła z pokoju.
Lapicz jednak czuł, że nie nadejdą. Nie, dopóki jest tutaj. Zasmucony spojrzał w okno i westchnął głęboko.
- Ech... Ciekawe, jak to jest w szerokim świecie? - pomyślał sobie - Szkoda, że muszę tutaj siedzieć z niewdzięcznym majstrem. Gdyby tylko dał mi wyjaśnić... Gdyby tylko mnie wysłuchał... Ale nie. On nigdy nikogo nie słucha, a już na pewno nie mnie. Pani majstrowa jest bardzo dobra, ale jej mąż to prawdziwy zrzęda...
Załamany spojrzał na Bundasza i dodał:
- Ech, Bundasz, mój kochany piesku. Z terminatora szewskiego mam zostać parobkiem i rąbać drzewo? O nie! To nie dla mnie życie! Jestem szewcem! Skoro tutaj nie mogę nim być, to będę nim gdzie indziej!
I w jego głowie zakiełkowało postanowienie. Musi tylko zaczekać do zmroku, a wtedy żegnaj, stary domu i witaj, wielki świecie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Wto 3:06, 18 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 7:11, 18 Sie 2020    Temat postu: Lapicz, mały szewczyk

Chłopiec chyba chce uciec ?
Zrzęda jest dla niego za surowy.
A tego nadętego burmistrza i jego synka lalusia opisałeś tak barwnie, że prawie od razu ich zobaczyłam jak żywych.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:09, 18 Sie 2020    Temat postu:

Tak, chłopiec postanowił uciec z domu. Nie dziwię mu się. O dziwo ucieczka przyniesie mu niesamowicie ciekawe przygody, a zwłaszcza najpiękniejszą ze wszystkich przygód, jaka może spotkać chłopca powoli wchodzącego w dorosłość. Zapewne domyślasz się, co mam na myśli Smile Ale o tym potem. Nie chcę spoilerować Smile

A dziękuję, miło mi to słyszeć. Starałem się opisać te postacie tak, jak były ukazane w filmie animowanym. Wiesz, chyba jestem dobry w tworzeniu nowelizacji bajek i filmów Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 1:29, 19 Sie 2020    Temat postu:

Rozdział III - Lapicz wyrusza w świat:
Słońce już dawno zaszło za horyzont, a całe miasto ułożyło się do snu, podobnie jak majster i majstrowa. Jedynie biedny, mały Lapicz załamany niemiłą przygodą, jaka go tego dnia spotkała, krążył po warsztacie, zamiatając miotłą podłogę. Wiedział on doskonale, że majstra wcale to nie zadowoli, jednak mimo wszystko postanowił dokończyć swoje obowiązki i gdy już to zrobił, to poszedł do swojego pokoju i usiadł na łóżku, oparł ręce o kolana, położył głowę na dłoniach, po czym zaczął intensywnie myśleć. To wszystko, co go dzisiaj spotkało było zdecydowanie dobijające. Wiedział, że nie dał sobie rady z tak trudnym klientem, jak syn burmistrza, ale przecież to ten paskudny dzieciak wiercił się przy przymiarce, więc trudno było zdjąć miarę z jego tłustych nóżek. Dlatego też buty nie pasowały, ale przecież można jeszcze jakoś je rozchodzić. Gdyby tylko majster dał mu szansę... Ale majster mu jej nie da. Zdecydowanie nie da. Do tego nie chciał go więcej uczyć fachu i jeszcze, jakby tego było mało postanowił go zdegradować do roli parobka mającego sprzątać dom i rąbać drzewo na opał. O nie! Majster Zrzeda nie jest złym człowiekiem, jednak mimo wszystko on, Lapicz, nie pozwoli sobie na taką degradację i zrobi to, co postanowił. Odejdzie stąd w świat i znajdzie na nim swoje miejsce.
Tylko co na to wszystko powie pani majstrowa? Przecież będzie zrozpaczona. Wychowała go jak syna, kochała go, dbała o niego i zawsze broniła przed gniewem majstra... Ale mimo wszystko dla niej samej nie mógł się zgodzić na taką poniewierkę, jaka go tutaj czekała. Musiał odejść, ale mimo wszystko miał pewne wątpliwości, czy powinien tak postąpić. ponieważ jego przybrana matka tak bardzo była mu bliska. Jakże on mógłby teraz tak po prostu ją zostawić? Ale czy mógł tu zostać, w takim miejscu i z takim majstrem, który tak go traktował?
Z tych ponurych rozmyślań wyrwało chłopca dopiero głośne kukanie kukułki w zegarze zawieszonym w warsztacie. Kukań było dwanaście, co oznaczało, że wybiła już północ. Musiał się wreszcie zdecydować. Jeśli nie teraz, to chyba nigdy. Westchnął i wiedział już, co jak musi postąpić.
Powoli wziął kartkę papieru i ołówek, po czym zszedł do warsztatu, zapalił świeczkę, usiadł przy stoliku, a następnie zaczął pisać:

Kochany Mistrzu Zrzęda,

Przykro mi, że buty nie pasowały, ale niestety Pan był dla mnie niesprawiedliwy. Nie mogę już dłużej u Pana pozostać. Spróbuję wieść inne życie. Ukłony dla Pani Majstrowej i proszę opiekować się Bundaszem. Mam nadzieję, że spotkamy się w lepszych czasach.
Serdecznie pozdrawiam,

Lapicz.


Szewczyk pozostawił kartkę w miejscu, w którym majster bardzo łatwo mógł ją znaleźć już następnego dnia o poranku, po czym zdmuchnął świeczkę i chwycił zawieszoną na haku torbę podróżną. Wrzucił do niej kilka przedmiotów, które uznał za niezbędne w swojej podróży po świecie, a prócz tego nieco jedzenia, a następnie jego wzrok spoczął na butach, które były przyczyną całego zamieszania. Usiadł i założył je. Pasowały idealnie.
- Majster pogardził tymi butami i jeszcze mnie ukarał - powiedział sam do siebie - Uważam, że to niesprawiedliwe. Więc wiem, co zrobię! Ponoszę je, póki się nie rozchodzą, a potem oddam majstrowi.
Po tym postanowieniu Lapicz powoli podszedł do pieca, pod którym drzemał sobie Bundasz. Słysząc kroki chłopca powoli otworzył on oczy i podniósł zaspany łeb w jego kierunku, uśmiechając się przyjaźnie. Lapicz podszedł do niego i czule pogłaskał go za uszami.
- Żegnaj, Bundasz - powiedział smutnym głosem - Będę tęsknił za tobą i panią majstrową. Nie zapomnij mnie.
Pies wiedział, co chce zrobić chłopiec, jednak smuciło go to, po czym uronił łezkę uświadamiając sobie, że być może więcej już się nie zobaczą.
Tymczasem Lapicz wziął leżącą na stole maciejówkę, którą to dostał swego czasu od pani Scowler. Należała ona niegdyś do jej męża, ale nie przyniosła mu szczęścia.
- Oby tobie przyniosła szczęście, mój mały Lapiczku - powiedziała smutno pani Scowler, gdy podarowała szewczykowi to nakrycie głowy.
Lapicz założył maciejówkę i rzekł:
- Jestem pewien, że ona przyniesie mi szczęście, pani Scowler. Jestem tego pewien.
Następnie ruszył on w kierunku okna. Za sobą usłyszał zrozpaczony skowyt Bundasza. Przygnębiony obejrzał się za siebie, pożegnał psa czułym wzrokiem, a następnie wyszedł przez okno i zniknął w mroku nocy. Dość szybko opuścił teren miasta, a następnie skierował swoje kroki na południe, który zawsze wydawał mu się najlepszym kierunkiem. Dlaczego? Sam tego nie wiedział. Być może dlatego, że kojarzył mu się z porą dnia, słoneczną i przyjemną, w przeciwieństwie do północy, która to zawsze kojarzyła mu się z nocą i zimnem.
Naszedł już dzień, a Lapicz wciąż wędrował przed siebie. Mijał on po drodze chłopów, którzy właśnie szli do pracy na polu. Kilku z nich, którzy go znali, pozdrowili chłopca machaniem ręki, a on odwzajemnił ten gest.
- Jestem pewny, że znajdę swoje szczęście gdzieś w świecie - rzekł sam do siebie.
Obejrzał się i zobaczył jeszcze z daleka majaczące miasto, w którym się wychował. Pomyślał, że pewnie pani majstrowa musiała już znaleźć jego list i przeczytała go. Albo może zrobił to sam majster Zrzęda. Ciekawe, jak zareaguje, gdy już zapozna się z nim? Pewnie się wścieknie, jak zawsze. A pani majstrowa uroni wiele łez i będzie tęsknić. Cóż... Lapicz nie mógł już zawrócić z raz obranej drogi. Ale musiał odpocząć, ponieważ szedł prawie całą noc i już padał z nóg. Na szczęście zobaczył rosnące niedaleko drzewo. Uznał, iż to będzie odpowiednie miejsce na odpoczynek.
- Jestem strasznie zmęczony. Już czas na małą drzemkę - powiedział sam do siebie - I dość daleko od miasta. Nie dogonią mnie za szybko, jeżeli oczywiście będą chcieli dogonić.
Zmęczony ziewnął głośno, podłożył sobie torbę pod głowę, po czym wyłożył się wygodnie, zamknął oczy i zasnął.
Nie wiedział, jak długo spał, ale musiała minąć godzina lub więcej, gdy nagle wyrwało go z krainy snów coś mokrego i lepkiego zarazem, co bardzo delikatnie przejechało po jego twarzy. Otworzył oczy, aby sprawdzić, kto w taki sposób go budzi i zobaczył wówczas uroczy, kudłaty pysk z wielkim, czerwonym nosem. Z pyska tego wystawał język, który jeszcze kilka razy go polizał, rozbudzając w ten sposób całkowicie chłopca i Lapicz rozpoznał, z kim ma do czynienia.
- Och, Bundasz! - zawołał radośnie - Co ty tu robisz, kudłaczku?!
Pies wykonał wesoło salto w powietrzu na znak, jak bardzo go cieszy widok szewczyka, a potem zaczął mocno tulić się do Lapicza, który objął go mocno za szyję i głaskał za uszami, chichocząc przy tym ze szczęścia.
- Nie wyobrażasz sobie, jak bardzo się cieszę, że znowu cię widzę! - zawołał szewczyk czując, że jego serce przepełnia ogromna radość.
Pies ponownie zaczął go lizać.
- Bundasz, nie tak gwałtownie! - zaśmiał się Lapicz - No już, dobrze. Cieszę się, że przyszedłeś. We dwóch na pewno będzie nam raźniej.
Obaj byli w tej chwili prze-szczęśliwi. Lapicz dlatego, że zyskał właśnie towarzysza podróży, a Bundasz, że odnalazł swego wiernego druha i będzie mógł mu się jeszcze na coś przydać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Śro 1:29, 19 Sie 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Śro 7:25, 19 Sie 2020    Temat postu: Rozdział III - Lapicz wyrusza w świat:

Wzruszająca ta przyjaźń chłopca i psa.
Biedne dziecko rusza w świat, ciekawe co ten mrukliwy majster na to ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 3:00, 20 Sie 2020    Temat postu:

No cóż, zobaczysz sama, co on na to, w ciągu dalszej lektury. Mnie osobiście też wzrusza ta przyjaźń chłopca i psa Smile Wątek był niejeden raz poruszany w bajkach i filmach. Tutaj też ładnie go ukazali Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 3:16, 20 Sie 2020    Temat postu:

Rozdział IV - Przygoda z gąskami:
Lapicz i Bundasz powoli szli przed siebie. Pierwszy z nich gwizdał sobie wesoło, czując, jak mu właśnie w sercu robi się wesoło. Czuł, że jego życie może stać się bardzo przyjemne, bo skoro ma wiernego przyjaciela u swego boku, to może osiągnąć praktycznie wszystko. Samemu w świecie jest źle, ale z bliskim przyjacielem sprawa wygląda inaczej.
Wędrowcy minęli leżące leniwie na płocie dwie wrony, ubrane w czerwone koszulki, fioletowe spodnie oraz słomkowe kapelusze.
- Serwus! - zawołał przyjaźnie do nich.
- Dzień doberek! - odpowiedziały mu wrony i zaczęły nagle naśladować jego gwizdanie.
Lapicz uśmiechnął się wesoło, gdy to usłyszał i jeszcze weselej pogwizdywał sobie pod nosem, idąc dalej przed siebie. Wierny Bundasz dreptał u jego boku, gotów przejść z nim nawet cały świat, jeśli będzie trzeba. Żadna droga nie była mu bowiem straszna, gdy mógł być u boku wiernego druha.
Obaj podróżnicy szli dalej, aż dotarli do skromnego, białego domu pokrytego strzechą. Na ścianie miał on wymalowane kilka niebieskich gwiazdek, a także jedną, wielką gwiazdą tej samej barwy. Tuż przy domu znajdowało się coś w rodzaju stodoły.
- Zapasy nam się kończą, a być może tutaj dostaniemy coś do jedzenia - rzekł Lapicz - Popracujemy trochę i gospodyni da nam na pewno trochę chleba i mleka.
Bundasz oblizał zadowolony wargi, a chłopiec pogłaskał go po łbie i powoli podszedł do domu, aby zapytać, czy można tutaj zarobić na jedzenie oraz w jaki sposób. Wtem zobaczył, że na progu siedzi mała wiewiórka płci męskiej, ubrana w niebieskie spodnie, zieloną koszulkę oraz zieloną czapkę. Do tego wyraźnie była pogrążona we łzach. Lapicz widząc to, z miejsca poczuł, że robi mu się strasznie przykro, dlatego podszedł do zapłakanego dziecka i odezwał się doń przyjaznym tonem, uchylając przy tym lekko maciejówkę:
- Witaj, nazywam się Lapicz! Powiedz mi, proszę, co ci się stało? Jestem wprawdzie tylko małym szewczykiem, ale żaden problem nie jest dla mnie za duży.
Wiewiórka popatrzyła na niego bardzo zdumiona, a potem na Bundasza, który uśmiechnął się doń delikatnie.
- Tak? - zapytała po chwili, wciąż roniąc łzy.
- A kim ty jesteś? - spytał Lapicz.
- Marko - odpowiedział jego rozmówca i znowu zaczął płakać.
- Dlaczego tak płaczesz, Marko? - zdziwił się szewczyk.
- Hau! Hau! - zaszczekał Bundasz.
- Moje gęsi gdzieś uciekły, a tak ich pilnowałem - płakał dalej Marko - A teraz nie wiem, co robić.
Bundasz spytał pytająco na Lapicza, który zastanowił się przez chwilę i rzekł:
- Znajdziemy je na pewno. Czekaj! Gdzieś je widział ostatnio?
- O! Były tam. Pływały na stawie! - Marko wskazał dłonią na pobliski staw.
- Pomożemy ci. Wstawaj, Marko! Chodź z nami! - zawołał radośnie Lapicz, który bynajmniej nie tracił zapału do działania.
Następnie złapał wesoło chłopca za rękę i pognał wraz z nim nad staw, gdzie znajdowała się łódka należąca do ojca wiewiórka. Szewczyk i pastuszek wskoczyli na pokład owego pojazdu, po czym Lapicz pochwycił szybko za wiosło, wołając:
- Wskakuj, Bundasz! Chyba nie boisz się wody?!
Pies wskoczył do łódki, podrzucając Marka delikatnie w górę. Lapicz parsknął śmiechem, widząc to i zaczął powoli wiosłować, jednocześnie też rozglądając się dookoła siebie. Marko i Bundasz zrobili to samo, próbując wypatrzyć gęsi. Nagle ten ostatni zaszczekał groźnie i wyskoczył z łódki, po czym podpłynął do sitowia, z którego dało się słyszeć głuche gęganie. Lapicz szybko złapał za wiosło i zaczął płynąć za nim.
Chwilę później z sitowia poleciało kilkanaście piór, gęganie się zrobiło coraz głośniejsze, a następie z sitowia wyskoczyły dwie gęsi trzymane za nogi przez Bundasza, któremu próbowały się wyrwać. Lapicz i Marko zaśmiali się radośnie, widząc ten widok.
- Widzisz, Marko?! - zawołał radośnie Lapicz.
- Hurra! Znalazły się! - zaśmiał się wesoło Marko, klaszcząc w dłonie - Moje gęsi! Hurra!
Gęsi tymczasem próbowały wyrwać się Bundaszowi, który trzymał je jednak mocno za nogi. Ptaki latały po całym stawie, aż w końcu wypadły na brzeg i zaczęły pędzić w kierunku stodoły, a pies wraz z nimi. Lapicz i Marko dobili łódką do brzegu i pobiegli za nim, aby pomóc dzielnemu kudłaczowi. Chwilę później gęsi wpadły do stodoły, a za nimi Bundasz, a potem Marko z Lapiczem.
- Dobra, Bundasz. Puść je! - zawołał szewczyk, gdy już tam byli.
Pies puścił ptaki, a te próbowały ponownie uciec, jednak Lapicz z Marko posadzili je siłą na ich grzędach, po czym wraz z Bundaszem wybiegli szybko ze stodoły, którą szewczyk zaraz zwinnie zamknął i zasunął zasuwę. Bundasz dyszał zmęczony całą tą szamotaniną, Marko otarł pot z czoła, zaś Lapicz wsadził sobie palec w ucho, pokręcił nim kilka razy i zawołał:
- Wiesz, jeżeli jeszcze raz będziemy łapać gęsi, to chyba zatkam sobie uszy pietruszką, bo prawie ogłuchłem od tego gęgania.
- Dziękuję wam! Dziękuję! Bardzo dziękuję! - śmiał się Marko, ściskając łapę Bundasza, a potem dłoń Lapicza.
- Co mówisz?! - zawołał szewczyk, nadstawiając ucha.
- Mówię, że dziękuję! - krzyknął wiewiórek.
- Aha! Dobrze! Nie ma sprawy! - Lapicz odkrzyknął wesoło i znowu podrapał palcem w uchu - O rany! Przez to gęganie, ledwie co słyszę!
Na całe szczęście Lapicz dość szybko odzyskał słuch, a nieco później wróciła mama Marko, która to była wiewiórką w średnim wieku, ubraną w białą koszulę, niebieską kamizelkę, zieloną spódnicę, fioletowy fartuch i zieloną chustę. Ledwie się pojawiła, a natychmiast jej syn opowiedział jej, jak bardzo pomógł mu jego nowy przyjaciel. Wiewiórka bardzo się ucieszyła, po czym powiedziała:
- Tacy dzielni łowcy gęsi nie mogą doznać od nas niewdzięczności! A zatem z przyjemnością zapraszam was na kolację, chłopcy!
Oczywiście Lapicz i Bundasz nie mieli nic przeciwko temu, a że w brzuchach im już nieźle burczało, tym chętniej przyjęli propozycję i dali się zaprosić do stołu, na którym to mama Marka położyła ogromną misę pełną jakiegoś gorącego, płynnego dania.
- Proszę bardzo. Zajadajcie. Smacznego - rzekła przyjaznym tonem do swoich gości - Gdyby nie ty i Bundasz, nie zobaczylibyśmy już więcej naszych gęsi. Chciałabym więc okazać wam swoją wdzięczność czymś więcej niż kolacją. Macie gdzie się zatrzymać na noc?
- Niestety nie, proszę pani - odpowiedział Lapicz, podsuwając jej talerz w chwili, gdy kobieta wzięła łyżkę, aby nałożyć im jedzenie.
- Wobec tego zatrzymajcie się u nas, kochani - zaproponowała mu wiewiórka, nakładając Lapiczowi jego porcję.
- Dziękuję. Będzie nam bardzo miło.
Bundasz również podsunął swój talerz gospodyni, która z wielkim uśmiechem na twarzy nałożyła mu jego porcję. Łakomy pies, nawet nie biorąc do swoich łap łyżki, otworzył szeroko pysk i wrzucił sobie w gardło całą zawartość talerza. To samo zrobił z mlekiem, gdy mama Marca mu je nalała.
- Och, Bundasz! Wiesz co? Ty wcale nie jesteś wielkim łowcą gęsi, tylko największym żarłokiem na świecie! - zawołał Lapicz, lekko karcącym tonem.
Pies oblizał się delikatnie na znak, że kolacja mu smakowała, po czym zrobił minę niewiniątka.
- Gęsi dodały skrzydeł naszemu Bundaszowi - zaśmiał się Lapicz.
- On był lepszym pasterzem niż ja – rzekł po chwili Marko - Przed nim gęsi czują respekt.
- Och tak! Nasz wielki, dobry Bundasz. Postrach wszystkich gęsi - zażartował sobie Lapicz.
Już po chwili w całym domu rozległ się radosny śmiech myszki oraz dwóch wiewiórek. Śmiech był tak radosny i tak gromki, że nikt nie zwrócił uwagi na Bundasza, który nagle spojrzał w kierunku okna i zaczął mocno węszyć. Poczuł on bowiem, że do domu ktoś właśnie się skrada i to ktoś raczej mało przyjemny. Rzeczywiście, czujny pies miał dobre przeczucie, gdyż pod okno domku zakradł się szop ubrany w czerwoną koszulę, zielone spodnie, niebieską kurtkę i fioletową maciejówkę. Przysunął on twarz do okna i zaczął uważnie obserwować, co się dzieje w domku, a potem widząc, iż pies warczy groźnie w jego stronę, schował głowę i zaczął nasłuchiwać.
- O! Jaki piękny kufer! - zawołał po chwili Lapicz, widząc stojącą w kącie izby skrzynię - Co w sobie kryje?
- Przed wielu laty, gdy byłem jeszcze bardzo mały, mój tato poszedł szukać pracy w obcym świecie - odpowiedział mu Marko smutnym tonem - Ten skarb pozostawił tutaj do czasu, gdy znowu do nas wróci.
Szop stojący pod oknem nadstawiał uważnie ucha i aż oczy zabłysły mu, gdy tylko usłyszał słowo „skarb“. Słowo to bardzo przemówiło do jego wyobraźni. Postanowił dowiedzieć się jak najwięcej i dalej nasłuchiwał.
- O! To prawdziwy skarb? - spytał Lapicz.
- Dzieci, pora już spać! - ucięła tę rozmowę gospodyni - Do łóżek! Hop pod pierzynki! Na dzisiaj dość wrażeń!
Lapicz, Marko i Bundasz powoli wstali od stoli i ruszyli za wiewiórką, zaś szop uśmiechnął się podle.
- Trzeba powiadomić szefa - powiedział sam do siebie - Na pewno bardzo ucieszy go ta wiadomość. On bardzo lubi skarby... Podobnie jak i ja.
Zadowolony ruszył przed siebie i nie zauważył kawałka drewna, które leżało na ziemi. Nadepnął więc na niego, a ponieważ klocek był okrągły, to przejechał się na nim spory kawałek, po czym upadł na ziemię cały obolały, a przed oczami zobaczył gwiazdy.
- Szef ma rację. Muszę patrzeć pod nogi - mruknął sam do siebie - Inaczej zabiję się któregoś dnia.
Następnie ponownie spojrzał na dom Marka, zachichotał i poszedł w swoją stronę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Czw 3:16, 20 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 7:29, 20 Sie 2020    Temat postu: Lapicz, mały szewczyk

Bardzo sympatyczne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:09, 20 Sie 2020    Temat postu:

Owszem, ale będzie jeszcze nieco groźnie, zanim dobro ostatecznie zwycięży. Ten epizod jest sympatyczny, lecz będą jeszcze ponure, bo świat nie jest różowy i ta bajka to nam pokazuje, lecz przy okazji daje nam też nadzieję i za to m.in. ją kocham Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 12:12, 20 Sie 2020    Temat postu: Lapicz, mały szewczyk

Rozumiem, nawet w bajce muszą być dramatyczne zwroty, nim dojdzie do szczęśliwego finału.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 12:21, 20 Sie 2020    Temat postu:

Dokładnie i tutaj też tak jest. Oczywiście można się czepiać, że większość osób, które spotyka na swej drodze Lapicz to postacie dobre i sympatyczne, chętne do pomocy i że to głównie chłopi, jakby chłopi zawsze byli dobrzy i pomocni, a mieszczanie egoistyczni. Ale cóż... Trudno powiedzieć, aby to nie było całkowicie niezgodne z prawdą Smile

Właśnie, tak jak powiedziałaś. Trudno, aby wszystko nawet w bajce było idealne. Muszą być dramatyczne zwroty akcji, które potem prowadzą jednak do happy endu.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 12:47, 21 Sie 2020    Temat postu:

Rozdział V - Spotkanie ze Szczurzym Pazurem:
Następnego dnia rano Lapicz i Bundasz, po bardzo smakowitym śniadaniu, pożegnali miłą panią wiewiórkę oraz jej syna Marko, a następnie wyruszyli w dalszą drogę. Ich nowi przyjaciele czule pożegnali naszych bohaterów, długo jeszcze stojąc w progu domu i machając im wesoło dłońmi.
- Żegnaj, Lapicz! Odwiedź nas jeszcze kiedyś! - wołali.
- Żegnajcie! I pozdrówcie ode mnie gęsi! - odpowiedział im radośnie Lapicz, machając im na pożegnanie.
Szewczyk oraz jego psi towarzysz szli powoli przed siebie, rozkoszując się piękną, słoneczną pogodą. Od czasu do czasu minęli oni kilku wieśniaków, których powitali przyjaźnie, a kilka razy musieli zatrzymać się na krótki postój, żeby odpocząć i odzyskać siły. Gdy już je odzyskali, to szli dalej.
Lapicz patrzył bardzo wesoło na Bundasza, biegającego radośnie wokół niego i goniącego motyle.
- Och, kudłaczku - zaśmiał się, widząc to - Widzę, że wszędzie umiesz się dobrze bawić.
Dzień powoli chylił się ku końcowi, a oni wciąż byli w drodze. Słońce zaczęło zachodzić, a niebo zostało przysłonięte przez ciemne chmury. Już wkrótce zerwał się wiatr i zaczęło głośno grzmieć. Bundasz nigdy nie lubił burzy, dlatego zaskowyczał przerażony, gdy usłyszał grzmoty.
- Spokojnie. To tylko zwykła burza, nic wielkiego - powiedział uspokajająco Lapicz do swego psiego kompana.
Jego jednak bynajmniej te słowa wcale nie uspokoiły, a zwłaszcza wtedy, gdy tylko piorun uderzył niedaleko nich w pobliskie drzewo i ściął gałąź, która upadła na drogę blisko miejsca, w który stali. Wtedy to właśnie Bundasz przeraził się jeszcze mocniej, zaskowyczał i wskoczył dziko w ramiona Lapicz, który parsknął śmiechem.
- Bundasz, ty stary tchórzu - skarcił go delikatnie, po czym posadził go na ziemi - Nie zamierzam cię nosić na rękach! Masz przecież własne łapy, więc bądź łaskaw chodzić na nich! A poza tym jesteś za ciężki!
Powoli obaj przyjaciele ruszyli przed siebie, a wiatr dalej się wzmagał. Lapicz przycisnął sobie maciejówkę do głowy, nie chcąc, żeby wicher mu ją porwał nie wiadomo gdzie. Za bardzo był bowiem do tej starej czapki przywiązany, aby na to pozwolić.
Tymczasem, jakby tego wszystkiego było mało, zaczął nagle padać deszcz, co tylko pogorszyło sytuację naszych przyjaciół.
- Robi się nieciekawie - jęknął Lapicz, zaczynając się po raz pierwszy tego dnia bać - Rozejrzyjmy się za jakimś noclegiem.
Nagle ponownie zagrzmiało. Bundasz zaskowyczał wtedy przerażony, trącił swego przyjaciela nosem i pognał przed siebie.
- Głupiejesz czy co? - mruknął gniewnie szewczyk.
Wtem zobaczył, o co psu chodziło. Dostrzegł on przed nimi kamienny most, pod który podbiegł Bundasz. Już wszystko zrozumiał. To według jego przyjaciela było odpowiednie miejsce do spędzenia nocy. Może nie można tam było liczyć na ciepło, ale za to na schronienie przed deszczem, to i owszem.
Bundasz podbiegł do mostu, gdy nagle zauważył, że ktoś pod nim siedzi. To był wysoki, stary szczur ubrany na czarno, w czarnym kapeluszu na głowie, z czerwonym szalikiem zawiązanym wokół szyi oraz fioletowymi rękawicami na łapach. W pysku miał zapalone cygaro. Pies wyczuł, iż jest w jego osobie coś, co go niepokoi, dlatego zaczął szczekać na niego. Szczur jednak nie przejął się tym, tylko zachichotał podle i chuchnął w jego stronę dymem swego cygara.
- Bundasz! - zawołał Lapicz, podbiegając do niego - Weź już nie rób takiego rabanu!
Szczur przyjrzał się uważnie szewczykowi z pogardą w oczach. Jego zielone oczy z czerwonymi punktami lustrowały dokładnie nieproszonych gości.
- Dobry wieczór - ukłonił mu się Lapicz, uchylając maciejówki.
- Już teraz nie - mruknął szczur niechętnym tonem.
- Ojej, leje jak z cebra - jęknął szewczyk, patrząc na niebo - Jeśli będę dłużej stał na deszczu, to całkiem zniszczę buty.
Szczur przyjrzał się butom chłopca i uśmiechnął się delikatnie. Widać było wyraźnie, iż obuwie to bardzo przypadło mu do gustu, niestety biedny szewczyk tego nie zauważył, gdyż rzekł:
- Czy pozwoli pan? Nazywam się Lapicz, a to mój przyjaciel Bundasz. Czy mogę dotrzymać panu towarzystwa?
- Wchodźcie obaj - rzekł szczur uprzejmym tonem - Dalej! Wejdźcie do tej małej izdebki. Ze mną będziecie w najlepszym towarzystwie.
Gdyby Lapicz posiadał więcej doświadczenia w życiu, to z całą pewnością wolałby już spędzić noc na deszczu niż z tym osobnikiem, ale niestety nie posiadał doświadczenia, dlatego też wszedł on spokojnie pod most razem z Bundaszem.
- Nie przestaje padać - powiedział smutno szewczyk, słysząc, jak burza się wzmaga - Wygląda na to, że będzie lało całą noc.
Szczur uśmiechnął się do nich przyjaźnie i rzekł:
- Rozgośćcie się. Zmrużcie oczka i śpijcie.
Lapicz usiadł wygodnie i zdjął buty ze swoich zmęczonych nóg, po czym wypucował je lekko uchem Bundasza. Następnie popatrzył, jak pies wykłada się wygodnie i sam położył głowę na jego brzuchu.
- Dobranoc - powiedział do szczura.
- Słodkich snów, mój chłopcze - odpowiedziało mu szczurzysko i udawało, że właśnie udaje się do krainy snów.
Niestety, kiedy tylko ów nędznik upewnił się, że Lapicz zasnął, powoli zabrał jego buty, wsadził je do worka, który miał położony niedaleko siebie i zniknął w mroku nocy. Zadowolony z udanej kradzieży zaczął sobie nucić pod nosem swoją ulubioną piosenkę:

Noc jest ciemnością, co wydłuża cienie.
Pędzące chmury wiatr świeży rozdyma.
Pośrodku nieba mrok czarny gęstnieje.
Nadchodzą szczury, nikt ich nie powstrzyma.
Noc jest moja!

Rozbój i zbrodnia to nasz chleb powszedni.
Postrachem myśmy wszystkich gościńców.
Przy nas bogaci stają się już biedni
I wciąż zwiększamy liczbę sierot i wdów.
Noc jest moja!

Szczurza noc! Każdy już ze strachu drży!
Szczurza noc! Ja radę burzom dam!
Szczura noc przyćmiewa żandarma wzrok!
Szczura noc opada tak, jak wielki smok!
Szczura noc! Przed ludźmi skryje mnie!
Szczurza noc! Przybywam, by zabrać cię stąd!

Wszelkie istoty drżyjcie więc przede mną,
Bo przy mych zbrodniach wasze grzeszki bledną.
Jam Szczurzy Pazur i każdy wam to powie,
Że tacy jak ja z diabłem są w zmowie!
Nikt mnie nie tknie!

Szczurza noc! Każdy już ze strachu drży!
Szczurza noc! Ja radę burzom dam!
Szczura noc przyćmiewa żandarma wzrok!
Szczura noc opada tak, jak wielki smok!
Szczura noc! Przed ludźmi skryje mnie!
Szczurza noc! Przybywam, by zabrać cię stąd!


Kiedy zakończył swoją złowieszczą pieśń, to zauważył, że burza już ustała. Zadowolony z tego faktu powoli szedł on dalej przed siebie, aż dotarł do starego młyna. Tam miał czekać na niego jego pomagier, szop Melvin. I rzeczywiście czekał. Jego sylwetkę szczur z łatwością dostrzegł dzięki światłu księżyca w pełni, które rozświetlało ciemność. Ono to ukazało mu nieczynny już młyn oraz postać szopa, którego mieliśmy już okazję poznać - to on podsłuchiwał pod domem Marka rozmowę Lapicza z gospodynią i jej synem. Szop rozglądał się dookoła, drżąc z zimna wywołanego dopiero co zakończoną ulewą.
- Melvin! Co się z tobą dzieje? - spytał szczur.
Szop przerażony spojrzał w jego stronę i jęknął:
- O! Szef!
- Drżysz jak osika, ty nędzny tchórzu - zakpił sobie z niego szczurzy bandzior - Na pewno się boisz, co?!
- Drżę, bo przemokłem do suchej nitki - tłumaczył się Melvin.
- To podobne do takiego głupka jak ty - mruknął szczur, wypluwając zużyte cygaro, po czym wyjmując z kieszeni nowe.
- Jak pan to zrobił, że pan jest suchy? - spytał szop.
- Do tego trzeba mieć główkę, a tobie właśnie tego brakuje, głupku - szczur zapalił cygaro i zgasił zapałkę, która mu posłużyła do wykonania tej czynności - Teraz dawaj łup!
- Nie mam żadnego łupu - jęknął Melvin.
- Żadnego łupu? Co to znaczy „żadnego łupu“?!
- A czy pan nie ma żadnego łupu?
- To bez znaczenia! Teraz to ja chciałbym wiedzieć, co robiłeś całą noc, ty zmokła kuro!
- Ja... Ja... Ja... Czekałem na pana, szefie!
Szczur nie wytrzymał i złapał go mocno za kurtkę, wrzeszcząc:
- Jak myślisz, kogo masz przed sobą? Nazywają mnie Szczurzy Pazur! Król przestępczego świata! Postrach całej krainy! Czy ty wiesz, co ja robię z takimi fajtłapami, jak ty?!
Przerażony Melvin wił się tak mocno w rękach Szczurzego Pazura, że już po chwili upadł na ziemię, a w dłoni jego szefa pozostała tylko kurtka szopa, którą wściekle zaczął machać na wszystkie strony.
- O, nie! Nie, szefie! Nie rób mi krzywdy - zaczął skamleć o litość szop - Zdradzę panu tajemnicę.
Szczur podrapał się lekko po podbródku i rzekł:
- Tak? Tajemnicę? Coś podobnego.
To mówiąc rzucił on kurtkę Melvinowi, który założył ją szybko na siebie i zaczął mówić, o co mu chodziło.
- Tak... Może pan nie uwierzy, ale w Domku Pod Błękitną Gwiazdą jest ukryty drogocenny skarb.
Domek Pod Błękitną Gwiazdą. Tak nazywano w okolicy dom Marka i jego mamy ze względu na błękitne gwiazdy wymalowane na jego ścianie.
- Jesteś tego pewny? - zapytał Szczurzy Pazur, zastanawiając się nad tym, co właśnie usłyszał.
- Jasne! Przecież pan mnie zna - rzekł doń Melvin, przybierając dumną pozę.
Jego herszt chuchnął w niego dymem z cygara i mruknął:
- Właśnie dlatego nie ufam ci w tej sprawie.
Po tych słowach rzucił mu worek ze swoim łupem, dodając:
- A teraz zbieraj się i ukryj to w naszym schowku. Resztę naszych spraw omówimy w starej oberży.
Następnie obaj ruszyli, każde w swoją stronę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pią 12:59, 21 Sie 2020, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 1 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin