Forum Forum serialu Zorro  Strona Główna Forum serialu Zorro
Forum fanów Zorro
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moje powieści i opowiadania 2
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pon 6:04, 24 Sie 2020    Temat postu: Rozdział VIII - Genialny występ Lizy:

Jaki sympatyczny fragmencik.
Dziewczynka pokazała całemu światu swój wyjątkowy talent i to piękne, nieśmiało się rodzące pierwsze uczucie.
A co to za piosenka o gwiazdach, nie znam jej ?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Pon 6:05, 24 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 2:39, 25 Sie 2020    Temat postu:

Właśnie. Mam nadzieję, że udało mi się dobrze to wszystko ukazać, to rodzące się pierwsze uczucie dwojga dzieci obojga płci, które poczuły do siebie od początku ogromną sympatię Smile

A ta piosenka o gwiazdach pochodzi właśnie z bajki "LAPICZ, MAŁY SZEWCZYK". Nie wymyśliłem jej ani nie dodałem do opowiadania na podstawie bajki. Tę piosenkę zaśpiewali wtedy, gdy Lapicz zasnął i śnił o sobie i Lizie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 2:40, 25 Sie 2020    Temat postu:

Rozdział IX - Pożar:
- Aaa! Ogień! Pali się! Pożar! Ludzie, obudźcie się! Pożar! - rozległ się głośny wrzask lisa farmera.
Nie był to wcale żart, ponieważ rzeczywiście jeden z budynków w wiosce zaczął płonąć. Całe szczęście, iż jeden z chłopów poszedł napić się wody ze studni i wówczas zauważył, co się dzieje. Gdyby nie to, to chyba cała wioska poszłaby z dymem.
- O nie! Pali się! - wrzeszczeli ludzie, wybiegając w nocnych koszulach oraz szlafmycach ze swego domu.
Wśród nich była pani szop, która była wręcz załamana tym, co się dzieje. I nic dziwnego, bo przecież to właśnie płonęła stodoła jej i jej syna Melvina.
- Boże! To straszne! - krzyczała - Całe zbiory! Wszystko stracone!
Stodoła ciągle płonęła, a tymczasem jeden z farmerów, będący bardzo starym żółwiem, pobiegł do kościoła i zaczął dzwonić w dzwon, aby wszyscy mieszkańcy wioski mogli dowiedzieć się o tym, co się stało i żeby przybyli oni gasić pożar. Odniosło to skutek, ponieważ wszyscy farmerzy oraz ich rodziny szybko wybiegły z domów i widząc pożar, łapali wiadra, konewki i inne przedmioty, mogące nosić wodę, po czym zaczęli czerpać wodę ze studni i wylewali ją na ogień.
- Stodoła Melvina się pali! Pożar! Szybko, ludzie! Musimy go zaraz ugasić! - krzyczał farmer niedźwiedź, dowodzący akcją ratunkową.
Kilku z chłopów podstawiło szybko drabiny, na których stawali inni farmerzy z wiadrami oraz konewkami pełnymi wody, próbujący ugasić pożar. Niestety, ich działalność przynosiła więcej hałasu niż efektu.
Wskutek tego harmideru Lapicz powoli otworzył oczy i zobaczył ten jakże przerażający widok.
- O nie! Ogień! Pożar! Pożar! Pali się! Alarm! Alarm! - zaczął bardzo głośno krzyczeć, budząc w ten sposób swoją towarzyszkę podróży.
- Co się pali? - spytała Liza, podnosząc się powoli z siana.
- Naprzeciwko stodoła! - odpowiedział jej Lapicz.
Dziewczynka spojrzała we wskazanym przez chłopca kierunku i aż krzyknęła z przerażenia.
- O nie! Musimy coś zrobić! - zawołała, ale nie wiedziała, co mogłaby zrobić.
Lapicz na szczęście nie stracił zimnej krwi. Szybko zbiegł po drabinie na ziemię, na której spał Bundasz.
- Ech... Tego śpiocha nie obudziłoby nawet trzęsienie ziemi - mruknął dość złośliwym tonem Lapicz, a głośno dodał: - Chodź tutaj, Bundasz! Szybko! Musimy pomóc!
Na szczęście jego krzyki pies zdołał usłyszeć i bez namysłu pobiegł za swoim przyjacielem. Nad nimi leciał Perro, którego wołania Lapicza także wyrwały ze snu.
Chłopi tymczasem gasili pożar na swój sposób. Jedni na drabinach lali wodę na ogień, jeszcze inni ustawili się w rzędzie przy studni, po czym podawali sobie wiadro, które napełnili wcześniej wodą. Ostatnia osoba w owym rzędzie wylewała wodę na płomienie, po czym wiadro szło ponownie tą samą drogą do studni, było szybko napełniane i znowu jego zawartość szła na płomienie.
- Potrzebujemy jeszcze jedną drabinę! - krzyczał farmer niedźwiedź, który miał najwięcej rozsądku w całej tej kompanii.
Farmer żaba szybko podskoczył do stodoły z drabiną, na której siedział już farmer jaszczurka z wiadrem pełnym wody.
- Jeszcze jedna drabina i jeszcze więcej wody - wołał farmer żaba, prędko podbiegając do stodoły - O tak! Dobrze idzie!
Jaszczurka jednak nie trafił wodą w ogień, gdyż zamiast tego zleciał z drabiny i wylądował z głową w swoim wiadrze.
- Nic ci nie jest? - zapytał przerażony farmer żaba.
Jaszczur spojrzał na niego gniewnym spojrzeniem i warknął:
- Ty i te twoje genialne pomysły.
- Ktoś musi się wdrapać na dach! - zawołał Lapicz, podbiegając do płonącej stodoły - To jedyna szansa, jaką mamy!
- Na pomoc! Na pomoc! - skrzeczał Perro, latający wokół chłopów.
Bundasz powoli stanął na tylnych łapach, a przednimi podsadził Lapicza na dach, jednak ten był za wysoko ustawiony i chłopiec miał problem z dostaniem się na niego. Bundasz stawał więc na palcach, aby mu to umożliwić, ale był za niski.
- Już idę! - zaskrzeczał Perro, lądując na dachu.
Podbiegł do Lapicz, złapał go skrzydłami za łapkę i zaczął ciągnąć w swoją stronę. Było to trudne, ponieważ chłopiec był od niego dużo większy, ale wreszcie wciągnął go na górę, przy czym siła, jaką przy tym użył była tak wielka, że zanim się obejrzeli, to obaj wylądowali na samym szczycie dachu (stodoła bowiem miała dach spadzisty) i z trudem uniknęli oni upadku w płomienie.
- Jazda! Teraz woda! Naprzód! - zawołał Lapicz.
Jeden z farmerów rzucił mu wiadro wody. Chłopiec złapał je zwinnie i wylał jego zawartość na ogień. To samo zrobił z kilkoma innymi wiadrami, jednak płomienia nie zdołał w ten sposób zgasić. Lapicz na całe szczęście wiedział, co musi w takiej sytuacji zrobić.
- Panie niedźwiedziu! Szybko, drąg! - zawołał.
Niedźwiedź złapał za poproszony przedmiot, po czym wziął ogromny zamach i krzyknął:
- Masz, Lapicz! Chwytaj!
Szewczyk zwinnie złapał drąg, po czym zaczął nim uderzać o płonące deski z dachu. Pamiętam on bowiem doskonale o tym, jak któregoś dnia wybuchł pożar w miasteczku. Wówczas jeden z mieszkańców zrzucił drągiem płonącą część dachu z całej reszty, dzięki czemu pożar nie zdołał rozprzestrzenić się na cały budynek. Teraz Lapicz zamierzał zrobić to samo.
- Och, gdybym tylko mogła mu jakoś pomóc! - jęknęła głucho Liza, która z przerażeniem obserwowała to wszystko.
W końcu starania Lapicza odniosły sukces, ponieważ płonące deski odleciały od dachu, po czym upadły na ziemię. Chłopi odbiegli od nich, aby się nie sparzyć, ale farmer niedźwiedź nie stracił głowy.
- Woda! Polejcie to wodą!
Kilku chłopów szybko złapało za wiadra, napełnili je wodą i bez większego trudu ugasili pożar.
- Och, do stu piorunów! Taki mały smyk, a jaki odważny! - zawołał jeden z farmerów głosem pełnym zachwytu.
Lapicz rozejrzał się dookoła i dostrzegł nagle Lizę wpatrującą się w niego z zachwytem. Poczuł, że serce zaczyna mu mocniej bić. Rzecz jasna wcale nie robił tego po to, aby się przed nią popisać, ale mimo wszystko bardzo go ucieszyło, że dziewczynka widziała go w akcji.
Nagle poczuł, jak belka, na której stoi pęka, po czym on sam leci w dół, w ostatniej chwili łapiąc się innej belki.
- Lapicz! - krzyknęła przerażona Liza.
Niestety, kolejna belka, której trzymał się szewczyk, pękła nagle z powodu przypalenia się podczas pożaru i chłopiec opadł na dół.
- O nie! - krzyknęli chłopi.
- Dlaczego tak się stało? Nie powinniśmy pozwolić mu wejść na górę! - zawołał farmer borsuk.
- Musimy szybko coś zrobić - jęknęła Liza do Perro oraz Bundasza - Przecież nie możemy stać bezczynnie!
Jednak biedna dziewczynka nie miała jak dostać się do stodoły, gdyż drogę zagradzali jej lamentujący chłopi, który ominąć nie miała jak.
- Już nie możemy mu pomóc!
- Tak mi przykro!
- Dzielny, mały szewczyk!
Nie wiedzieli jednak, że Lapicz nie zginął, a jedynie spadł do otwartej skrzyni pełnej pyłu ze spalonej części dachu.
- Ale tu nakurzone - powiedział, wychodząc ze skrzyni i otrzepując się mocno z kurzu.
Nagle dostrzegł czarne kalosze stojące na małej szafce.
- O! Nie do wiary! Przecież to moje buty! - zawołał radośnie.
Podbiegł do swojego obuwia, złapał je wesoło w dłonie, po czym wysunął się przez dziurę w dachu i krzyknął:
- Hej, ludzie! Chodźcie tutaj! Odnalazłem swoje buty!
Jego widok uradował wszystkich zebranych przy stodole chłopów, a także przyjaciół szewczyka.
- Spójrzcie! To przecież jest Lapicz! - zawołał farmer niedźwiedź - On żyje!
- Oczywiście! A co myśleliście? - zaśmiał się chłopiec - Chodźcie do mnie! Tu jest więcej niespodzianek!
Farmerzy zaczęli wiwatować na cześć swojego bohatera, a następnie tłumnie wbiegli do stodoły, aby mu pogratulować.
- Lapicz, jesteś najdzielniejszym chłopcem, jakiego kiedykolwiek spotkałem - powiedział zachwycony farmer niedźwiedź, unosząc Lapicza w górę.
- Hej, spójrzcie! To moja łopata! - zawołał farmer zając, podnosząc nagle z podłogi swoją własność - Już dawno myślałem, że za tymi kradzieżami kryje się Melvin!
Rzeczywiście, wokół nich leżały wszystkie jakiś czas temu skradzione im przedmioty. Stodoła Melvina była bowiem wykorzystywana przez niego i jego herszta jako kryjówka dla zebranych przez nich łupów.
- Wiedziałem, że to sprawka Melvina! - wołał dalej farmer zając.
- Ach, Melvin jest tylko małym pionkiem - stwierdził farmer dodo - Boicie się to głośno powiedzieć, ale prawda jest taka, że głównym sprawcą kradzieży jest ten łotr, Szczurzy Pazur!
- O! To ciekawe! Moje buty ukradł też jakiś jeden szczur! - zauważył Lapicz.
- Aha! A więc Szczurzy Pazur! - zawołał farmer niedźwiedź, ściskając w dłoni swój ul - Melvin jest z nim w zmowie i ukrywa wszystkie łupy w stodole.
- Mam wielką chęć zadbać o to, żeby Melvin nam za wszystko zapłacił - wtrącił farmer lis.
- Chodźcie! Złapiemy go! - zarządził niedźwiedź, po czym szybko wybiegł ze stodoły, a chłopi pobiegli za nim.
W tej samej chwili do budynku wbiegł Bundasz, który czule polizał chłopca po twarzy.
- Och, Lapicz! Co ty wyprawiasz? - zapytała Liza, wchodząc do środka wraz lecącym nad nią Perro - Przecież mogłeś tam zginąć! Dlaczego tak ryzykowałeś?!
- Przecież nie mogłem pozwolić, żeby spłonęła cała wioska - odpowiedział jej szewczyk.
- Och, Lapicz! - Liza była wyraźnie zachwycona chłopcem i jego bohaterskim czynem - Byłeś taki dzielny. Nikt inny by się na to nie odważył.
- Uznanie! - zaskrzeczał radośnie Perro, latając wesoło w powietrzu - Ojej! Wielkie uznanie!
Lapicz tymczasem zadowolony z otrzymanych komplementów powoli wyjął ze skrzyni niewielką szkatułeczkę, którą to już wcześniej dostrzegł. Widział już takie rzeczy na pewnym jarmarku i wiedział, że to pozytywka, a wszak Liza wspominała, że właśnie pozytywka jej zginęła. Może to właśnie jest ten przedmiot, który ona straciła?
- Lizo... Czy to twoje? - spytał.
Dziewczynka radośnie wzięła od niego szkatułkę i otworzyła ją, po czym dobiegła ją prześliczna melodia, wydobywająca się z niej.
- Och! To moja pozytywka! Odzyskałam pozytywkę! - zawołała wesoło Liza.
Następnie przysunęła się do Lapicza i powoli potarła swoim nosem o jego nos. Chłopiec poczuł, że jego twarz spłonęła rumieńcem, zaś w oczach miał już tylko słodką buzię dziewczynki, która patrzyła na niego z wielkim zachwytem i uczuciem bynajmniej nie siostrzanym.
- Otwieraj, Melvin! Wiemy, że jesteś w środku! - rozległy się głośne krzyki farmerów, dobijający się do drzwi pani szop.
Ich wrzaski wyrwały z transu Lapicza.
- A tam co znowu? - zapytał i podbiegł do okna stodoły, aby zobaczyć, co się dzieje.
- Lapicz! - jęknęła przerażona Liza, bojąc się, że chłopiec zobaczył tam znowu coś niepokojącego.
Miała racją, gdyż widok był naprawdę niepokojący. Chłopi dobijali się do drzwi domu pani szop, która otworzyła im i załamanym oraz zapłakanym głosem wyjaśniła im, że jej syna nie ma.
- To się jeszcze okaże! - zawołał farmer zając, odpychając kobietę na bok - Zaraz to sami sprawdzimy!
Bardzo dokładne oględziny domu dokonane przez kilku chłopów nie dały jednak oczekiwanego rezultatu, gdyż Melvina naprawdę tam nie było.
- Aha! Ptaszek wyfrunął z klatki, ale dopadniemy gagatka! - zawołał zawzięty farmer zając, wychodząc z chaty pani szop.
- Kiedyś przecież musi wrócić do domu, a wtedy złapiemy tego obwiesia! - stwierdził farmer niedźwiedź.
- Swoją stodołę będzie sam odbudowywał! To pewne! - rzekł farmer dodo.
- A ja bym chętnie podgryzł mu szyjkę! - dodał mściwie farmer lis - I temu jego hersztowi także!
- Tak, na pewno nie ty jeden - zaśmiał się lekko niedźwiedź, jednak widząc załamaną panią szop, która ze łzami w oczach powróciła do swojej chaty i zamknęła za sobą drzwi, poczuł, że nie powinni tego przy niej mówić, więc dodał spokojniejszym tonem: - No, wystarczy już tego. To może poczekać do jutra.
Pod wpływem jego słów farmerzy powoli rozeszli się do swoich domów i zostawili panią szop w spokoju.
- Ojej, ależ zawzięli się na niego - rzekł załamanym głosem Lapicz - Wiecie, zaczynam niemal żałować tego Melvina.
Bundasz szczeknął wesoło, po czym podał chłopcu jego buty, w które to mały szewczyk z uśmiechem na ustach wskoczył, a następnie odtańczył kozaka, aby sprawdzić, czy wciąż na niego pasują. Pasowały jak ulał.
- Wiecie co? - zapytał Lapicz swoich przyjaciół, kiedy już skończył tańczyć - Powinniśmy złożyć wizytę mamie Melvina.
Jego kompani nie mieli nic przeciwko temu.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Wto 2:40, 25 Sie 2020, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 7:12, 25 Sie 2020    Temat postu: Rozdział VIII - Genialny występ Lizy:

Dobrze, że dzieciom nic się nie stało.
Trochę się boje, żeby ta mama nie ucierpiała, w sumie nie miała wpływu na postępki dorosłego już syna i takie samosądy jak z westernu bardzo źle mi się kojarzą, bo ktoś niewinny może ucierpieć.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 3:05, 26 Sie 2020    Temat postu:

Jeśli chodzi o mnie, to mnie ta scena bardzo przypomina pewien monolog Andrzej Grabowskiego o gaszeniu pożaru i żeby odrąbywać to, co się pali od tego, co się nie pali, bo jak zapali się to, co się nie pali od tego, co się pali, to się spali to, co się nie pali razem z tym, co się pali xD

Spokojnie, nie będzie tu samosądów, choć rzeczywiście ryzyko takie istniało, jakby Melvin tam był, to by go z pewnością wieśniacy nieźle oćwiczyli, to pewne. Ale jego matkę bardzo szanują.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 3:09, 26 Sie 2020    Temat postu:

Rozdział X - Misja Lapicza:
Zgodnie ze swoim postanowieniem Lapicz udał się do domu pani szop, a jego przyjaciele udali się tam z nim, bo chociaż nie było im wcale żal Melvina, to bardzo żałowali jego matki, która w ich oczach była jedną z najszlachetniejszych istot na świecie. Poza tym Lapiczowi przypominała ona bardzo żonę Mistrza Zrzędy, więc już choćby z tego powodu chciał jej pomóc.
Kobieta wpuściła ich do środka ze smutnym uśmiechem na twarzy.
- Och! Jak to dobrze, że to wy - westchnęła - Już się bałam, że to znowu ci farmerzy. Widziałam twój bohaterski czyn, Lapiczku... Dziękuję ci. Bardzo ci za to dziękuję. Byłeś naprawdę bardzo dzielny.
- Tak, ale niechcący też zdemaskowałem pani syna jako złodzieja - westchnął smutno chłopiec.
- Pani nie wiedziała, co on trzyma w stodole? - spytała Liza.
- Niestety, nie... Melvin ostatnio zaczął mieć przede mną tajemnice.
- My właśnie w sprawie tych tajemnic - rzekł Lapicz - Możemy wejść?
Pani szop wpuściła całą czwórkę do domu i zamknęła za nimi drzwi.
- Chcemy z panią porozmawiać o Melvinie - rzekł po chwili Lapicz.
- Och, mój biedny syn - westchnęła załamana pani szop, siadając na stołku - Teraz już rozumiem, dlaczego znikał nawet na kilka dni i wracał nocami. Chodził na rozbój ze Szczurzym Pazurem! Och, Boże drogi! Wielki Boże! Dlaczego ten bandzior musiał wziąć na wspólnika właśnie jego?!
Po tych słowach zaczęła jeszcze bardziej ronić łzy.
- Niech pani już nie płacze. Przecież dla Melvina jest jeszcze szansa.
- O czym ty mówisz, Lapiczku?
- To prawda. Jak to mówią, nie taki diabeł straszny, jak go malują. Proszę mi uwierzyć.
Kobieta powoli otarła sobie oczy chusteczką i jęknęła:
- Mój Melvin nie może teraz wrócić do domu. Przecież chłopi zrobią mu krzywdę, jak tylko go zobaczą.
- Biedaczek - westchnęła Liza, której też zaczęło być żal Melvina.
- Ten chłopiec ma właściwie dobre serce - mówiła dalej pani szop - To ten podły Szczurzy Pazur go namówił! Jemu nie przyszłoby do głowy coś takiego.
Załamana chlipała dalej, mówiąc:
- To wszystko z biedy! On z biedy zaczął kraść, jestem tego pewna! On wcale nie kradnie dla przyjemności, ale z biedy. Niedawno, zanim znowu zniknął, mówił mi, że będziemy w końcu bogaci. Teraz już wiem, co miał na myśli. Boże, biedny Melvin! Dlaczego dałeś się omotać temu łajdakowi?! Melvin, mój synku!
- Musimy mu powiedzieć, żeby rozstał się z tym łotrem - stwierdził Lapicz - Najlepiej będzie, jeśli zaraz ruszymy na poszukiwania.
- Jakie znowu „my“? - zaskrzeczał Perro wyraźnie zły, że Lapicz mówi w imieniu ich wszystkich.
Bundasz jednak warknął na niego groźnie i ptak zamilkł w pół słowa.
- Jeżeli ty idziesz, to my idziemy z tobą, Lapicz - powiedziała Liza, patrząc z zachwytem na szewczyka.
Chłopiec uśmiechnął się do niej delikatnie, po czym rzekł:
- Bardzo ci dziękuję, Lizo. Musimy jednak ruszać natychmiast. Im szybciej znajdziemy, tym lepiej. Melvin musi zrozumieć, że nie może tak żyć.
- Gdy tylko go znajdziecie, to dajcie mu ten przynoszący szczęście talar - powiedziała pani szop, po czym sięgnęła do kieszeni i wyjęła z niej srebrną monetę, którą podała Lapiczowi - To jest magiczna moneta, która ponoć przynosi szczęście temu, kto otrzyma ją od kogoś z dobroci serca tego, kto mu ją daje. Nie wiem, czy to jest prawda, ale dał mi ją mój śp. mąż. Może Melvin, jak to zobaczy, to przypomni sobie o mnie i zrozumie, jak bardzo mnie rani. Ale tego mu nie mówcie. Dajcie mu tylko ten Szczęśliwy Talar i powiedzcie, że bardzo mi go brakuje.
- Powtórzymy i oddamy talar - odparł Lapicz, chowając monetę do swej torby podróżnej - Przyrzekam na swoje imię.
To mówiąc skierował swoje kroki ku wyjściu, a Liza, Bundasz i Perro ruszyli za nim.
- Bądźcie ostrożne, dzieci - powiedziała za nimi pani szop - I uważajcie na Szczurzego Pazura. On jest niebezpieczny.
- Będziemy uważać! Do widzenia! - zawołał do niej Lapicz.
- Ach, co za noc! - jęknęła Liza, głośno przy tym ziewając - Nie jesteś jeszcze zmęczony?
- Owszem, ale obiecaliśmy i musimy dotrzymać słowa - odpowiedział jej Lapicz.
- On obiecał, a my musimy - zaskrzeczał złośliwie Perro, mocno przy tym ziewając.
Nikt jednak nie zwrócił na niego uwagi i cała kompania ruszyła przed siebie na poszukiwania Melvina.
Jakiś czas później nastał świt, a świat zaczął odżywać. W tym samym czasie dzielni ratownicy honoru Melvina poczuli, że siły ich opuszczają, więc postanowili nieco odpocząć.
- Tu chyba będzie dobrze - rzekł Lapicz, wskazując samotnie rosnące drzewo.
Bundasz położył się pod nim, a Perro usiadł mu na głowie, skrzecząc tylko:
- Śpijcie dobrze.
Chwilę potem już spał. Lapicz zaś ziewnął głośno i rzekł:
- Prześpijmy się chwilkę i ruszajmy dalej. Musimy wykonać naszą misję.
- Tak... Ale to za chwilę - dodała Liza, także ziewając.
Lapicz powoli położył głowę na sierści Bundasza, a Liza wyłożyła się obok niego.
- Do zobaczenia - szepnęła słodko.
Chwilę później już spała. Lapicz uśmiechnął się i zamknął zmęczony oczy. Zanim jednak zasnął poczuł, jak coś bardzo mocno do niego przylega. Otworzyła zmęczone ślepka i zauważył, iż jest to Liza, która mocno się w niego wtuliła. Uśmiechnął się delikatnie, objął dziewczynkę ręką i po chwili usnął ponownie.
W tym samym czasie, w pewnej starej tawernie niedaleko wioski grupa chłopów spędzała swój czas jedząc śniadanie, pijąc piwo, grając w karty i robiąc ciemne interesy. Orkiestra złożono z kilku muzyków przygrywała im ze sceny różne, miejscowe przeboje, dzięki czemu atmosfera w budynku była znacznie przyjemniejsza, przynajmniej dla niektórych.
Przy jednym ze stolików siedzieli Szczurzy Pazur i Melvin. Właśnie zamówili sobie ciepły posiłek i coś do popitki. Herszt zamówił piwo, jego pomagier zaś poprzestał na lemoniadzie, ponieważ dzień był dość gorący i bardzo chciało mu się pić, a za alkoholem nie przepadał.
Właścicielem gospody był stary dzik ubrany w białą koszulę, fioletowe spodnie i brązowy fartuch. Przyniósł on właśnie im obu zamówienie, a gdy już był przy stole, to rzekł:
- Czy słyszeliście, panowie? W pobliskiej wiosce był pożar. Olbrzymi ogień.
- Och! Czyżby? - zapytał bardzo zaintrygowany Szczurzy Pazur, strząsając na podłogę popiół ze swego cygara, które właśnie palił.
- O tak. Stodoła niejakiego Melvina spłonęła. Podobno znaleziono w niej mnóstwo skradzionych rzeczy.
Melvin jęknął, ledwie to usłyszał.
- O nie! Ale to znaczy...
Szczurzy Pazur spojrzał na niego groźnie i szop umilkł, zaś gospodarz mówił dalej:
- Ale ludziom żal matki tego gagatka. Ona jest przyzwoitą kobietą, a taki wstyd ją spotyka.
To mówiąc odszedł, zaś Szczurzy wściekły złapał za kufel i zaczął z niego pić, aby się uspokoić. Nie ułatwiał mu tego Melvin, który łkał wręcz rozpaczliwie i jęczał:
- O nie! Co ja narobiłem?! Moja biedna mama!
- Rycz głośniej, głupku, żeby każdy idiota się domyślił, że to twoja stodoła - warknął na niego Szczurzy Pazur, po czym pociągnął z kufla tęgiego łyka - To ja mam powód do wycia! Ciężką pracą zdobyte łupy przepadły! A to wszystko twoja wina!
- Tak, szefie - jęknął Melvin, po czym powoli zaczął się uspokajać.
Nie było to jednak łatwe i w końcu, aby uciszyć jakoś swoje nerwy, złapał za szklankę z lemoniadą i zaczął z niej pić.
- Weź się w garść z łaski swojej i odstaw tę szklankę! - ryknął na niego Szczurzy Pazur, uderzając pięścią w stół.
Muzycy, słysząc ten raban, przerażeni zbiegli ze sceny bojąc się, że znowu jakiś niezadowolony klient zrobi awanturę i zacznie w nich ciskać kuflem czy też szklankami, jak to już nieraz tutaj bywało. Sam Melvin zaś schował się pod stołem i dopiero po chwili zdobył się na to, aby wysunąć spod niego nos.
- Weź nie rób z siebie pajaca! Siadaj i słuchaj uważnie - rzekł Szczurzy Pazur już spokojniejszym tonem.
Melvin wykonał polecenie, a tymczasem jego herszt dopił piwa i zaczął jeść swój posiłek, jednocześnie mówiąc:
- Proponowałeś mi jakiś nieprawdopodobnie cenny skarb. Gadaj, ile tego jest?!
To mówiąc złapał on Melvina za kurtkę i podniósł go lekko w górę na znak, że wcale nie żartuje i domaga się natychmiastowego udzielenia mu informacji, jednocześnie chuchając mu dymem z cygara prosto w twarz.
- Pełny kuferek, szefie.
Szczurzy Pazur puścił Melvina i zastanowił się przez chwilę.
- Skoro tak, to musimy sobie obaj zorganizować jakiś pojazd. Jutro jest dzień targowy i wszyscy chłopi przyjadą na niego wozami, więc będzie co ukraść, ale o to już sam się zatroszczę. Ten numer jest za duży dla ciebie.
Melvin zachichotał głupkowato i zaczął szybko jeść swój posiłek, popijając go lemoniadą. Szczurzy Pazur zaś zjadł swój, dopił do końca piwo, po czym rzucił rozkazującym tonem:
- Chodźmy wreszcie!
Jego pomagier nalał sobie jeszcze lemoniady i zaczął ją szybko pić.
- No chodźże! - warknął na niego bandyta.
Następnie złapał on za rękę swego pomagiera i zaczął go ciągnąć w kierunku wyjścia. Melvin, który nie zdążył wypić do końca napoju upuścił szklankę na podłogę i potulnie dał się wywlec z gospody.
Po ich wyjściu w gospodzie wszystko odżyło, zaś muzycy ponownie zaczęli wesoło grać na swych instrumentach.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Śro 3:11, 26 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Śro 5:56, 26 Sie 2020    Temat postu: Rozdział X - Misja Lapicza:

Mama jak to mama, zawsze będzie syna bronić.
A ten mnie bardzo irytuje, nie ma własnego zdania, tylko musi się słuchać takiego gagatka ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 2:07, 28 Sie 2020    Temat postu:

Racja, kochająca matka zawsze będzie bronić swojego syna, nawet jeśli jest on złodziejem. No cóż, tak to bywa. Ale to chyba tylko serce matki może kochać dziecko mimo takich sytuacji. A co do Melvina, to być może jeszcze Cię zaskoczy Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 2:09, 28 Sie 2020    Temat postu:

Rozdział XI - Obietnica Melvina:
Po przebudzeniu się Lapicz i jego przyjaciele ruszyli w dalszą drogę. Co prawda nie byli pewni, w którą stronę powinni iść, ale nasz szewczyk nie był w ciemię bity i wiedział, jak temu zaradzić. Wystarczyło tylko iść w kierunku, w którym poszedł Melvin zanim zniknął. Kierunek ów wskazała im pani szop, zanim wyruszyli na poszukiwania jej syna, więc wystarczyło tylko się tam kierować. Rzecz jasna istniało ryzyko, że już te tereny opuścił, ale to był jedyny trop, jaki mieli, dlatego też szli nim, mając nadzieję szybko odnaleźć Melvina.
Zabawny musiałby się wydać komuś ten orszak naszych bohaterów, gdyby ktoś ich teraz zobaczył. Najpierw szedł Lapicz z zadowoloną miną. Potem Bundasz niosąc na grzbiecie Lizę siedzącą na nim po damsku, a także Perro, który wygodnie usadowił mu się na głowie. Gdyby ktoś ich teraz zobaczył, to z pewnością nie uznałby ich za ekipę ratunkową, która próbuje uratować Melvina przed strasznym losem, jaki go czekał. A jakiż to los go czekał, Lapicz i Liza doskonale wiedzieli. Wszak ich prawo bez najmniejszych skrupułów skazywało na szubienicę tych, którzy zajmowali się rozbojem. Jedynie wyjątkowo sędziowie, ulitowawszy się nad losem bandyty, dawali mu szansę i zamiast kary śmierci skazywali go na wiele lat więzienia, lecz warunki panujące w takich miejscach nie były do pozazdroszczenia. Dlatego też los Melvina byłby daleki od przyjemnego, gdyby tak go przyłapano na zbójeckim procederze lub gdyby wrócił do wsi i wpadł w ręce wieśniaków, którzy rozzłoszczeni na niego, raczej nie czekaliby na sędziów, lecz sami wymierzyli mu sprawiedliwość. Chociaż Melvin był w oczach chłopów tylko i wyłącznie nędznym złodziejaszkiem, to jednak Lapicz oraz jego przyjaciele widzieli jedynie cierpienie jego matki i choćby dla niej samej byli gotowi znaleźć Melvina i spróbować go przekonać do zmiany sposobu życia.
Dlatego to właśnie nasi bohaterowie ruszyli przed siebie, rozglądając się co jakiś czas dookoła, aby wypatrzyć Melvina, jeśli ten się pojawi.
- Patrzcie, strumień! - zawołał wesoło Lapicz - Może zatrzymamy się tam? Moim nogom przydałaby się mała ochłoda.
Ponieważ nikt nie miał nic przeciwko temu, usiadł on przy strumieniu, zdjął buty i powoli zanurzył swoje stopy w wodzie. Bundasz zadowolony szczeknął, po czym pognał w kierunku strumienia, zrzucając z siebie dziko Lizę i Perro, a sam wskoczył do wody, pluskając się w niej radośnie.
- Och, jaki on uroczy - zachichotała Liza.
Perro miał inne zdanie w tej sprawie, ale nie wyraził go głośno, lecz tylko otrzepał swoje skrzydła z kurzu i zamruczał coś niewyraźnie.
Lapicz tymczasem dalej moczył nogi w wodzie i machał nimi wesoło.
- Och, tak! Jak przyjemnie! Teraz czuję się już znacznie lepiej!
Liza podeszła do niego i zauważyła wówczas na jego stopie dość duży ślad po skaleczeniu.
- Lapicz, przecież ty jesteś ranny! - zawołała zaniepokojona.
Perro powoli usiadł na głowie dziewczynki i pokręcił smutno głową. Widać i jego rana na stopie szewczyka wyraźnie zaniepokoiła.
Lapicz spojrzał na swoją stopę beztrosko i uśmiechnął się lekko.
- Och, spokojnie. To nic. To tylko małe zadrapanie - odpowiedział wesoło - Musiałem się zadrapać, jak spadałem z dachu. Już o tym zapomniałem.
Jego beztroski ton jednak nie przekonał Lizy, aby nie zajmować się tą sprawą.
- Mimo to będzie lepiej, jak ci opatrzę tę ranę.
To mówiąc wyjęła ona z kieszeni chusteczkę i powoli owinęła ją wokół rany Lapicza, a następnie zawiązała mocno, aby nie odpadła.
- Och, moja kochana Lizo. Czego ty nie potrafisz? - uśmiechnął się do niej z wdzięcznością Lapicz, po czym wyłożył się lekko na trawie - Ale musimy zrobić większą przerwę, bo teraz nie włożę nogi do buta.
- Powiedz od razu, że mój opatrunek ci się nie podoba.
- Ależ nie, skąd! On jest wspaniały! Muszę przyznać, że wcale nie czuję skaleczenia. Jak myślisz? Czy będę miał bliznę?
- A nawet jeśli, to co? Przecież to nic strasznego. Ja też mam bliznę. O tu, na kciuku!
To mówiąc wyciągnęła do niego lewę łapkę, na której to rzeczywiście kciuk posiadał niewielką bliznę w kształcie krzyżyka.
- Jak to się stało? - zapytał zatroskany Lapicz, siadając i biorąc do ręki dłoń dziewczynki.
- Zupełnie nie mogę sobie przypomnieć - odpowiedziała mu Liza - Bo wiesz... Byłam wtedy bardzo mała.
- Ja też! Ja też! - zaskrzeczał Perro.
- Dziwne jest to, że w cyrku też nikt nie wie, skąd ją mam. To musiało się pewnie zdarzyć dużo wcześniej.
- Nie zawsze byłaś w cyrku? Gdzie byłaś przedtem? - spytał Lapicz, który znów wygodnie wyłożył się na trawie.
- Tego nie wiem. Dyrektor cyrku powiedział mi, że nie mam rodziców. Nic więcej.
Bundasz, który pływał niedaleko nich, zapłakał bardzo zasmucony po tym, co właśnie usłyszał i lekko zawył. Perro także ronił łzy, chociaż bardzo dobrze znał tę historię, ale niezmiennie ona go wzruszała.
- Prawdopodobnie nigdy się nie dowiem, kim są moi rodzice i skąd pochodzę. Opowiedz mi, Lapicz, jak to jest żyć w normalnej rodzinie.
Lapicz zasmucony podniósł się, uklęknął przed nią i rzekł:
- Tego niestety, nie mogę ci powiedzieć, bo ja też nie mam rodziców. Majster Zrzęda i jego żona przyjęli mnie do siebie. Ale niestety, nigdy nie mogłem majstra zadowolić, żebym nie wiem, jak się starał. No, ale pani majstrowa zawsze była dla mnie jak matka.
- Och, to musi być naprawdę cudowne mieć kogoś, kto się o ciebie troszczy. Zawsze o tym marzyłam.
Lapicz jeszcze bardziej się zasmucił, po czym wziął jej dłonie w swoje dłonie i patrząc dziewczynce w oczy powiedział:
- Przestań się smucić, Lizo. Odtąd będziemy zawsze razem.
- Obiecujesz, Lapicz?
- Obiecuję, Lizo. Obiecuję.
Dziewczynka uśmiechnęła się do niego radośnie, a on sam poczuł, że serce mu bije jak szalone. Tak bardzo chciał, aby ona była już zawsze przy nim, a on przy niej, gdyż nie wyobrażał sobie życia bez niej. Bez swojej małej Lizy... Bez tej uroczej istotki, którą pokochał od pierwszej chwili, w której ją zobaczył.
- Och, Lapicz! - westchnęła wzruszona Liza i objęła mocno chłopca szyję, wywołując na jego twarzy rumieniec.
Szewczyk delikatnie zachichotał czując, że jej uczucia do niego nie są tylko i wyłącznie przyjaźnie, lecz większe. Bo czy tak przytula cię ktoś, kto jedynie cię lubi?
- Lizo... Chcę, żebyś wiedziała, że...
- Tak, Lapicz? - spytała dziewczynka, czule patrząc mu w oczy.
- Że... Że... Że strasznie cię... lubię.
- Tylko lubisz? - spytała ze smutkiem w głosie dziewczynka.
- Nie... Nie tylko! - zaprotestował szybko Lapicz - Ja... Ja ciebie bardzo... Bardzo...
- Tak?
- Nie wiem, jak to wyrazić, ale jest tego bardzo... silne... uczucie.
Liza zachichotała delikatnie i otarła się ponownie nosem o jego nos, po czym złożyła na nim bardzo czuły pocałunek. Następnie zaś zachichotała wesoło, widząc rumieniec na twarzy Lapicza.
- Jesteś kochany - powiedziała.
- Ty także - zaśmiał się chłopiec, po czym złapał za buty i zaczął je zakładać na nogi - No, ale teraz zbierajmy się. Musimy znaleźć Melvina. Bundasz, pora na nas!
Bundasz uśmiechnął się wesoło do niego, po czym zachichotał złośliwie i wypuścił z pyska strumień wody, który uderzył prosto w Perro. Ten zaskrzeczał gniewnie i miał już coś powiedzieć, kiedy nagle usłyszeli coś, co ich oderwało od wszelkich innych myśli. Tym czymś był dźwięk dobiegający z wielkiej skarpy tuż nad nimi.
Lapicz i Liza spojrzeli w górę i zauważyli, że na skarpie pojawia się pędzący tamtejszą drogą wóz ciągnięty przez karego konia, którego woźnica bezlitośnie smaga batem. Tym woźnicą był ubrany na czarno szczur z cygarem w ustach. Lapicz bez trudu go rozpoznał.
- Tam! Patrz, to on! To on ukradł moje buty! - zawołał - To musi być Szczurzy Pazur!
Obok niego na wozie był jakiś szop w zielonej kurtce i podobnych spodniach.
- A to musi być Melvin - dodała Liza.
Nagle od wozu, pod wpływem pędu, w jakim on gnał przed siebie odpadło koło, przez co cały pojazd wywrócił się, a Melvin zleciał z niego i potoczył się wraz z kołem w kierunku skarpy.
- Och, mamo! Mamo! - wrzeszczał przerażony szop.
- Oj, temu to się spieszy! - zawołał Lapicz, po czym pognał pod skarpę, żeby pomóc biedakowi.
Chwilę później Melvin stoczył się ze skarpy i zleciał w dół, a za nim zrobiło to koło, które spadło na niego.
- Melvin! Melvin! Ty nędzna fajtłapo! Wracaj mi tu natychmiast! - zaczął wrzeszczeć wściekły Szczurzy Pazur.
- Ale przypadek! Ty jesteś Melvin? - spytał Lapicz - Ja jestem Lapicz. Znam twoją mamę. Bardzo się o ciebie martwi.
Melvin spojrzał na niego załamany i jęknął:
- Ojej... Moja biedna, biedna mama.
- Cii! - syknął na niego Lapicz bojąc się, że Szczurzy Pazur jeszcze usłyszy ich rozmowę - Muszę ci coś powiedzieć.
- Gdzie jesteś, głupku?! Mam cię tu przyprowadzić?! - wrzeszczał dalej ze złością Szczurzy Pazur.
- Nie! Nie, szefie! Wszystko w porządku! Już idę! - odpowiedział mu Melvin.
- Mam nadzieję, durniu! Myślisz, że sam będę ten wóz naprawiał?! - ryknął na niego bandzior.
- Twoja mama uważa, że nie powinieneś wracać do wioski - rzekł do szopa szeptem Lapicz - To by było zbyt niebezpieczne. Mieszkańcy są na ciebie strasznie rozzłoszczeni.
- Wiem, słyszałem już. Odkryli oni w mojej stodole łupy z kradzieży - jęknął smutno Melvin - A wszystko przez ten pożar.
- Skąd o tym wiesz?
- Mówili o tym w oberży. Dobrze, że nie wiedzieli, kim jestem, bo z miejsca by mnie mogli aresztować. Mnie i szefa.
- Właśnie, a propos twojego szefa... Twoja mama była zrozpaczona, kiedy się dowiedziała, dla kogo pracujesz.
- Och, moja biedna matka! Jaki wstyd jej przyniosłem! Jaki wstyd! - łkał dalej Melvin - Ale zrozum mnie, proszę. Ja nie dla zabawy taki jestem. To wszystko z biedy! Po śmierci mojego ojca wpadliśmy w biedę, źle nam się powodzi i... No, może nie tak źle, ale nie tak dobrze, jak kiedyś. I bardzo chciałem polepszyć nasz byt... A Szczurzy Pazur obiecał mi spory udział w łupie z każdego napadu, więc się zgodziłem. Ale nie chcę, żeby coś złego się stało mojej mamie. A właśnie, co z nią?
- Dobrze. Na szczęście farmerzy nic jej nie zrobili.
- Och, moja biedna mama!
- Ciesz się, Melvin, że masz taką mamę. Dała mi coś dla ciebie, ale zanim to dostaniesz musisz przyrzec, że rozstaniesz się ze Szczurzym Pazurem.
- Obiecuję.
Lapicz z uśmiechem wyjął ze swojej torby podróżnej monetę od pani szop i podał ją Melvinowi, mówiąc:
- To jest talar, który przynosi szczęście i pomoże ci prowadzić uczciwe życie.
Szop wziął od niego monetę, bardzo czule ją ucałował, po czym schował ją do kieszeni.
- Melvin, jak długo mam jeszcze czekać?! - rozległ się nagle wściekły wrzask Szczurzego Pazura.
Lapicz złapał Melvina za rękę i zaczął go powoli wydobywać z koła, które było na niego wbite.
- Bundasz! Chodź mi pomóż! - zawołał.
Wierny pies pognał do niego, a tymczasem Lapicz wydobył szopa z pułapki i uśmiechnął się wesoło.
- O, jesteś! - rzekł zadowolony na widok Bundasza - Posłuchaj...
I szepnął mu coś na ucho. Pies zadowolony pokiwał szybko łbem na znak, że rozumie, o co chodzi.
- Rozumiesz? To ruszaj!
Bundasz podbiegł szybko do niewielkiej sosny rosnącej w pobliżu i wygiął ją jak katapultę.
- A teraz proszę zająć miejsce - rzekł Lapicz, wskazując na drzewo.
Melvin usiadł na nim, trzymając w dłoniach koło, a po chwili Bundasz puścił drzewo i ono niczym katapulta wystrzeliło szopa w kierunku skarpy.
- Dotrzymaj przyrzeczenia! - zawołał za nim Lapicz.
- Już idę, szefie! - krzyknął Melvin i wpadł prosto na Szczurzego Pazura, powalając go na ziemię.
- Złaź ze mnie! - warknął na niego bandyta i zrzucił go z siebie - Jesteś i zawsze będziesz durniem! Rusz się i napraw to koło!
Melvin z pośpiechem podniósł wóz, a jego herszt niechętnie nałożył na nie koło. Na tym jego rola w pomaganiu szopowi się skończyła, ponieważ resztę Melvin musiał już zrobić sam, czyli przybić młotkiem kołpak, żeby koło nie odleciało ponownie od wozu. Kiedy już wszystko było gotowe, to Szczurzy Pazur usiadł na koźle, strzelił batem i pognał wozem przed siebie.
- Hej, szefie! Poczekaj na mnie! - krzyknął Melvin, w ostatniej chwili łapiąc się wozu i próbując z trudem wejść do niego.
Chwilę później obaj opryszkowie zniknęli w tumanie kurzu.
- A jedź sobie, jedź, na spotkanie z kolejnym łotrostwem - powiedział ze złością w głosie Lapicz - Mam tylko wielką nadzieję, że Melvin będzie nieugięty i dotrzyma danego mi słowa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pią 2:09, 28 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pią 8:02, 28 Sie 2020    Temat postu: Rozdział XI - Obietnica Melvina:

Zaczynam się bać, żeby się nie okazało, że są rodzeństwem i wtedy nie będą mogli być razem.
Ciekawe czy Melvin dotrzyma słowa i skończy z tą bandą ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 2:57, 29 Sie 2020    Temat postu:

Wkrótce się tego dowiesz. Ale możesz być spokojna, Twoje obawy nie sprawdzą się. Nie ma szans. Nie napisałbym zresztą o tym opowieści, gdyby tak głupio cała opowieść się skończyła Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 2:58, 29 Sie 2020    Temat postu:

Rozdział XII - Przepowiednia wróżki Sophie:
Ponieważ misja Lapicz i Lizy została wykonana, to dzieci mogły teraz odpocząć. Co prawda bardzo chciały zapobiec dalszym przestępstwom Szczurzego Pazura, ale nie mieli co liczyć na to, że go dogonią, dlatego też postanowili sobie odpuścić i zająć się swoimi sprawami. Mieli oni również nadzieję, że Melvin posłucha Lapicz i zerwie wszelkie kontakty ze swoim hersztem, a być może też zechce mu przeszkodzić w jego dalszych poczynaniach. Gdyby tak się stało, to wtedy dzieci byłyby dużo spokojniejsze, bo przecież ten nędznik Szczurzy Pazur sam raczej niewiele by zdziałał i być może wreszcie zapanowałby w tej okolicy spokój.
Z takimi oto też myślami Lapicz i Liza powrócili nad potok, po czym widząc Bundasza, skaczącego do wody i pluskającego się w niej, popatrzyli na siebie wesoło.
- Może też się wykąpiemy? - zaproponowała Liza.
- Doskonały pomysł! - zaśmiał się Lapicz.
Już po chwili dzieciaki zrzuciły z siebie ubrania i wskoczyły do wody, a następnie dołączyły do Bundasza, rozpoczynając w ten sposób wesołą zabawę. Jedynie Perro darował sobie takie przyjemności, gdyż tak, jak u większość ptaków, pływanie nie było jego mocną stroną, a prócz tego nie chciał, aby posklejały mu się pióra.
Po wesołej kąpieli dzieci padły na trawę i zaczęły się na niej suszyć, a gdy już wyschły do końca, to wciągnęły szybko na siebie swoje ubrania i powoli ruszyli w kierunku najbliższego miasteczka. Mieli nadzieję również zarobić tam na siebie tak samo, jak w wiosce. Ostatecznie sztuczki cyrkowe były bardzo mile widziane wszędzie, a chociaż ich repertuar nie był zbyt wielki, to jednak zawsze był dość atrakcyjny, więc można było zarobić na nim nieco grajcarów, a może nawet dostać jedzenie i nocleg.
Nasi bohaterowie z takimi oto myślami szli spokojnie w kierunku miasta. Tak, jak ostatnim razem Lapicz szedł przodem, a za nim Bundasz niosący na swym grzbiecie Lizę i Perro.
- Jak dużo ludzi jest w drodze - powiedział Lapicz widząc, jak w stronę miasteczka zmierza wielu chłopów na wozach i wózkach - Chyba dzisiaj jest dzień targowy.
- Wiesz co? Byłam kiedyś w tym mieście z cyrkiem - powiedziała Liza z uśmiechem na twarzy.
- Naprawdę? Może więc mamy szczęście i twój cyrk znowu jest tutaj? - zasugerował Lapicz.
Liza jednak skrzyżowała ręce na piersi i powiedziała:
- To już mnie zupełnie nie obchodzi. A właściwie to wcale nie mam zamiaru wracać do cyrku.
To mówiąc zeskoczyła ona z Bundasza, spojrzała na Lapicza i dodała czułym tonem:
- Wolałabym zostać z tobą.
Lapicz uśmiechnął się do niej czując, jak serce mocno bije mu w piersi z radości i szczęścia.
- Tak? Rzeczywiście tego chcesz? - zapytał.
- Oczywiście. Jesteś taki dobry, kochany, szlachetny i śliczny... Znaczy się silny... - Liza zachichotała i zarumieniła się lekko - A ten podły dyrektor cyrku to prawdziwy oprawca! Zostawił mnie, kiedy byłam chora i gdyby nie Perro, to być może wcale bym nie wyzdrowiała! Mam go już dosyć! On może dla mnie nie istnieć. Już koniec z tym! Nie będę więcej dla niego pracować. Zostaję z tobą... Jeśli oczywiście tego chcesz.
- Czy chcę?! - Lapicz aż podskoczył z radości - Oczywiście, że tego chcę! Juhu! Jestem najszczęśliwszym szewczykiem na świecie!
Liza uśmiechnęła się do niego wesoło. Lapicz cieszył się z tego, że ona z nim zostaje, więc pewnie czuł do niej to samo, co ona do niego. Inaczej aż tak by się nie cieszył, prawda?
Bundasz też nie ukrywał swojej radości, bo polizał kilka razy Lizę po twarzy.
- Ohyda! - zaskrzeczał Perro, widząc to.
Lapicz zachichotał i powoli ruszył wraz ze swoją kompanią w kierunku miasteczka.
Nie uszli jednak zbyt daleko, gdyż nagle zauważyli przed sobą wielkie drzewo i siedzącą po nim mysz staruszkę o szarych oczach oraz czerwonym nosie. Była ona cała siwa, a jej ubiór stanowiły niebieskie szaty z kapturem oraz wielkimi, kolorowymi łatami. W dłoni trzymała ona kostur, szyję zaś miała przewiązaną fioletowym szalikiem i wyraźnie była bardzo przygnębiona.
- Pięknego dnia życzę pani! - rzekł przyjaznym tonem Lapicz, podchodząc do niej - Nazywam się Lapicz.
- Miło mi cię poznać, mój chłopcze – odpowiedziała mu kobieta - Ja jestem Sophie.
- A dlaczego pani płacze, pani Sophie? - spytała Liza.
- Bo nie mam jak naprawić swoich butów - odparła Sophie, wskazując dłonią na swoje kapcie.
Rzeczywiście, wyglądały one jak siedem nieszczęść, jeśli nie gorzej.
- Wie pani, mogę pani pomóc. Jestem szewczykiem i świetnie znam się na butach. Narzędzia też mam ze sobą - odezwał się Lapicz.
- Ojej... To miło z twojej strony, ale dla tych łapci każda pomoc jest spóźniona - westchnęła staruszka - Chyba, że ktoś umiera czarować, ale ty chyba tego nie umiesz, chłopcze. Prawda?
- Czarować nie umiem, ale za to umiem coś lepszego. Umiem szyć! I jeszcze zdziwi się pani, jak wszystko doprowadzę do idealnego stanu.
To mówiąc Lapicz usiadł na ziemi, wyjął z torby igłę i nici, po czym zaczął cerować buty staruszki. Zajęło mu to zaledwie kwadrans, a kiedy on upłynął, to zadowolony pokazał Sophie swoje dzieło.
- Widzi pani? Ścieg za ściegiem i gotowe!
- Czary! To czary! - zaskrzeczał z podziwem w głosie Perro, siedzący właśnie ponownie na głowie Bundasza.
Staruszka zachwycona założyła swoje buty i westchnęła zachwycona, widząc, jak idealnie one teraz wyglądają.
- Och, dziękuję ci, Lapicz! Dziękuję ci! - zawołała radośnie.
- Nie ma za co. To mój obowiązek jako szewca.
- On wszystko potrafi! - zawołała radośnie Liza.
Lapicz zarumienił się lekko, słysząc tę pochwałę.
- No, wszystko to może nie, ale na szewskiej robocie znam się bardzo dobrze.
- Tak, to widać - odparła zachwycona Sophie - Szkoda, że nie mam ci czym zapłacić.
- Ale ja wcale nie potrzebuję pieniędzy. Chciałem po prostu pani pomóc i tyle.
- Masz dobre serce, Lapiczku. Dlatego bardzo proszę, uważajcie na drodze. Unikajcie ciemności, bo w niej zwykle kryje się największa hołota. Już wielu wędrowców napadnięto tu i obrabowano.
- Będziemy uważali, a złoczyńcom nie damy się zatrzymać - odrzekł Lapicz zuchwałym tonem.
Sophie wówczas powstała ze swego miejsca i przemówiła do chłopca jakimś nienaturalnym głosem:
- Wysłuchaj mnie, Lapicz. Mimo tego, że jesteś młody posiadasz siłę, z której nie zdajesz sobie sprawę.
To mówiąc poklepała ona chłopca po głowie i dodała:
- Twoja grzeczność i niezłomne męstwo mogą zdziałać cuda, a prócz tego powstrzymać złe moce, z którymi już niedługo się zetkniesz. Pamiętaj zatem, że zło ucieka przed wielkim męstwem. Miej więc w sobie odwagę i dobro, a wówczas zło nie będzie w stanie cię pokonać.
Następnie uśmiechnęła się lekko i rzekła już tym samym, ochrypłym głosem, którym mówiła poprzednio:
- A teraz zbierajcie się, kochane dzieci. Macie przed sobą długą drogę.
Zaintrygowani tym wszystkim nasi wędrowcy pożegnali miłą, choć też bardzo tajemniczą staruszkę i ruszyli przed siebie.
- O co jej chodziło? - spytała Liza.
- Nie wiem, ale wiesz co? Przypomina mi ona pewną starą Cygankę, którą spotkałem, gdy miałem sześć lat.
- Naprawdę?
- Tak. Była bardzo podobna do Sophie. Szedłem sobie właśnie, aby zakupić nową czapkę, gdy nagle spotkałem tę Cygankę. Była tak biedna, że dałem jej swoje grajcary. Ona w zamian powiedziała mi, że może mi powróżyć. Podałem jej rękę i wtedy ona zaczęła mi mówić takie dziwne rzeczy.
- Jakie?
- Powiedziała mi, że odbędę wielką podróż i znajdę tam to, czego wielu szuka bezskutecznie. I spotkam tam też swoje przeznaczenie. Przeznaczenie ze znakiem krzyża na palcu. Twierdziła też, że zostanę bohaterem, a moje imię stanie się sławne na cały świat.
- I co?
- Nie uwierzyłem jej. Mistrz Zrzęda powiedział nawet, że Cyganie to są tylko i wyłącznie oszuści, którzy za pieniądze każdemu opowiadają to, co chce usłyszeć.
- A teraz, co o tym myślisz?
- Ja tam myślę, że Cyganka mogła mówić prawdę. Zwłaszcza, jeśli chodzi o to szczęście ze znakiem krzyża. Tylko nie rozumiem, co miała na myśli, gdy mówiła, że znajdę coś, czego wielu szuka bezskutecznie.
- Och! On uważa mnie za swoje przeznaczenie! - westchnęła w duchu bardzo zachwycona Liza i spojrzała od razu na swój kciuk, na którym to widniała blizna w kształcie krzyżyka.
- Jak myślisz, Lizo? O co jej chodziło? - zapytał Lapicz.
Liza zaśmiała się lekko i powiedziała:
- Myślę, że tu chodzi o przyjaciół. O prawdziwą przyjaźń. Albo o...
- Miłość! Miłość! - skrzeczał Perro, latając nad głowami dzieci - La amour! La amour!
Lapicz i Liza spojrzeli na siebie i lekko zachichotali. Oboje już wiedzieli, o jakim szczęściu mówiła Cyganka i choć nie powiedzieli sobie tego wprost, to ich wzrok mówił sam za siebie, a każde z nich odczytało go właściwie i wiedziało doskonale, że znalazło to, czego wielu szukało, lecz niewielu mogło znaleźć. Coś, co tak jasno i dobitnie wyraził gaduła Perro, śmiejący się teraz z Bundaszem do rozpuku z tego, że dzieci nareszcie zrozumiały to, co oni dwaj już dawno dostrzegli - to, iż dwójkę ich mysich przyjaciół łączy uczucie inne oraz większe niż tylko przyjacielskie i z obu stron jest ono odwzajemnione.
Sophie zaś, obserwująca uważnie dzieci spod swego drzewa, także parsknęła śmiechem i rzekła sama do siebie:
- No, dzieciaczki... Teraz wszystko w waszych rękach. Wszakże stara Sophie nie może wszystkiego robić za was, prawda?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Sob 2:59, 29 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Sob 8:23, 29 Sie 2020    Temat postu: Rozdział XII - Przepowiednia wróżki Sophie:

Ładny ten fragment, miłość aż unosi się w powietrzu.
Takie najpiękniejsze, najbardziej subtelne, coś między wierszami, nieśmiałe gesty i spojrzenia.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 2:49, 30 Sie 2020    Temat postu:

Wiesz, w tej bajce właśnie to mnie zachwyciło najmocniej - ta miłość Lapicza i Lizy, słodka i urocza, pasująca idealnie do dwójki zakochanych w sobie dzieci. Co prawda w całej bajce ani razu sobie nie powiedzieli słów "KOCHAM CIĘ", ale to uczucie było tak cudownie pokazane przez drobne gesty, słowa, spojrzenia, że było aż nadto oczywiste i mówienie tego było niepotrzebne Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 2:54, 30 Sie 2020    Temat postu:

Rozdział XIII - Przygoda z karuzelą:
Nasi wędrowcy weszli powoli do miasteczka, w którym jarmark trwał w najlepsze. Wokół znajdowały się najróżniejsze stragany sprzedające bardzo wiele interesujących produktów, od jedzenia, słodyczy i ubrań począwszy, a na książkach i zabawkach kończąc. Oprócz straganów znajdowały się tam także atrakcje, jakie zwykle można spotkać w takich miejscach i w takim czasie, jak np. diabelski młyn i różnego rodzaju karuzele. Na te ostatnie Liza patrzyła z prawdziwym zachwytem.
- Karuzele... Kocham karuzele - powiedziała zachwycona.
Potem ona i Lapicz podeszli do jednego artysty (będącego dosyć starym i sympatycznym kotem) który za pomocą kilku pacynek przedstawiał niesamowicie zabawną historię. Dzieci zebrane wokół niego śmiały się do rozpuku.
- Na jarmarku jest tak ładnie. Nie chcę stąd odchodzić - powiedziała Liza zachwyconym głosem.
- Nie możemy tu zbyt długo pozostać - przypomniał jej Lapicz.
- Ale ja nie chcę jeszcze stąd iść! - pisnęła Liza, lekko urażona tym, że jej przyjaciel przeszkadza jej w zabawie.
- A co zrobimy, jeśli twój cyrk rzeczywiście jest w mieście? - zapytał Lapicz - Nie chcesz chyba wpaść prosto w ramiona dyrektora, prawda? A więc lepiej już chodźmy.
Bundasz na samo wspomnienie dyrektora cyrku szybko rozejrzał się dookoła i zawarczał gniewnie na znak, że niech no ten łajdak spróbuje im zabrać Lizę, to natychmiast zapozna się bliżej z jego kłami.
- Denerwujecie mnie! - zaskrzeczał Perro - Dyrektora nie ma, a zabawa nam ucieka!
- On ma rację. Lapicz, proszę, nie psuj mi zabawy! - powiedziała Liza nieco oburzonym tonem.
Cieszyło ją to, że chłopiec tak bardzo się o nią troszczy, ale przecież nie mógł przesadzać. Jeszcze trochę i dla jej bezpieczeństwa zamknie ją w klatce. Lapicz jest bardzo kochany, ale musi zrozumieć, że ona sama umie być ostrożna, dlatego też dziewczynka spojrzała na niego i dodała:
- Sama potrafię na siebie uważać.
- Tak, to już widziałem. To znaczy, że z własnej woli wpadłaś wtedy do wody? - zakpił sobie Lapicz.
Dziewczynka była zła za te słowa, ale stwierdziła, iż gniewem nic tutaj nie zyska i ponieważ była w każdym calu kobietą (choć tych cali nie miała zbyt wiele) nie obca jej była kokieteria, dlatego powiedziała czułym tonem:
- Lapicz, proszę. Tak dawno nie byłam na jarmarku. Jestem pewna, że z tobą nic mi nie grozi. Ja tak kocham jarmark, a razem z tobą spędzanie tutaj czasu, to będzie dla mnie jeszcze większa przyjemność.
Lapicz uśmiechnął się do niej udobruchany. Poza tym spodobały mu się słowa dziewczynki, które bardzo go zachwyciły, dlatego też zgodził się na jej prośbę.
Już po chwili oboje doskonale się bawili, a wraz z nimi Bundasz oraz Perro. Podczas zabawy dostrzegli jednak, że wszystkie karuzele na jarmarku się kręcą, tylko jedna nie.
- Patrz, karuzela z końmi! - zawołała Liza głosem pełnym zachwytu - To lubię najbardziej w takich miejscach!
- Ja właściwie też - rzekł Lapicz - Ale to dość dziwne... Ta karuzela się nie kręci. Inne tak, a ta nie.
- Właśnie, to dziwne. Sprawdzimy to?
- Oczywiście.
Zaintrygowane dzieci podeszły nieco bliżej, aby zobaczyć, co jest przyczyną takiego stanu rzeczy. Zobaczyli oni wówczas mysz płci męskiej w średnim wieku i z wielkimi wąsami, ubraną w fioletowy strój, brązowe buty oraz czarny cylinder. Jego lewa ręka była w gipsie i zawieszona na temblaku.
- Ech, prześladuje mnie jakiś pech. Wszystkie karuzele się kręcą, tylko moim konikom nikt nie chce pomóc.
- Przepraszam, ale co się tutaj dzieje? - zapytał Lapicz - Ona powinna się kręcić, prawda?
- Tak, to prawda, dzieci - rzekł smutnym głosem właściciel karuzeli - Ale od kiedy złamałem rękę, to nie mogę już sam obsługiwać karuzeli, a o pomocników dzisiaj trudno. Bardzo trudno.
- My będziemy panu pomagać! - zawołała nagle Liza, która nie była w stanie przeboleć faktu, że tak piękna karuzela może stać odłogiem, podczas gdy inne pracują i zarabiają na siebie - Występowałam w cyrku i znam kilka sztuczek. Mogłabym np. tańczyć na koniu. To na pewno będzie się ludziom podobać.
To mówiąc zadowolona dziewczynka bardzo zwinnie wskoczyła na jednego z koników karuzeli, po czym wykonała na nim kilka swoich akrobacji.
- Niezły pomysł, ale karuzela nie działa - zauważył właściciel karuzeli.
Jednak tym razem Lapicz znalazł właściwe rozwiązanie problemu.
- Spokojnie, proszę pana. Bundasz i ja zadbamy o to, żeby znów się kręciła.
- A Perro będzie naszym sprzedawcą biletów - dodała wesoło Liza.
Papuga nie miała nic przeciwko temu, a na dowód, że tak jest, wykonała kilku fikołków w powietrzu, po czym ukłoniła się właścicielowi karuzeli, który był po prostu zachwycony tym wszystkim.
- Och, wspaniale! Podobacie mi się, dzieciaki! No, to na co jeszcze czekamy?! - zawołał.
Kilkanaście minut później Lapicz z wiernym Bundaszem obsługiwali razem mechanizm poruszający karuzelę, dzięki czemu mogła się ona kręcić, a Liza z Perro robili reklamę owemu urządzeniu, przyciągając w ten sposób do niego rzesze chętnych na przejażdżkę.
- Szanowna publiczności! - wołała Liza, wykonując przy tym różnego rodzaju piękne piruety jak w balecie - Tej okazji nie możecie przegapić! Przejażdżka na najwspanialszej karuzeli świata! Tylko jeden grajcar! A kto przejedzie trzy razy, zapłaci tylko za dwa.
Reklama Lizy zachęciła wiele dzieci (a także i niejednego dorosłego) do przejażdżki, także dużo pieniędzy wpadło do czapki Perro, który nadstawiał swoje nakrycie głowy, aby ludzie wiedzieli, gdzie mają wrzucać monety za skorzystanie z karuzeli.
Tymczasem Lapicz i Bundasz na zmianę wprawiali w ruch mechanizm do poruszania karuzeli i dolewali wody, aby mechanizm się nie przegrzał. Obaj musieli się w tych czynnościach zmieniać, żeby móc zachować siły do pracy. Na zewnątrz Liza zaś nie ustawała w wykonywaniu piruetów, które wizualnie przyciągały więcej klientów, a do tego nawoływała dzieci i ich rodziców wesołymi i radosnymi hasłami, które były najlepszymi reklamami z możliwych. Perro zaś zbierał pieniądze, po czym, kiedy jego kapitańska czapka się napełniała, oddawał monety właścicielowi karuzeli, który zbierał je do worka.
Radosna ta zabawa trwała aż do zachodu słońca, a nawet jeszcze trochę dłużej, ale w końcu ludzie powoli zaczęli się rozchodzić i plac opustoszał. Zegar na wieży kościelnej wybił godzinę dziesiątą wieczorem, gdy ostatni goście odchodzili, żegnani przyjaźnie przez właściciela karuzeli.
- Życzę dobrego odpoczynku! Zobaczymy się wkrótce! Dobranoc.
- Do widzenia! Do widzenia! - wołała Liza.
Tymczasem powoli z miejsca, w którym to znajdował się mechanizm karuzeli, wyszli Lapicz i Bundasz. Obaj wyraźnie byli już zmęczeni, choć zarazem bardzo zadowoleni z dobrze wykonanego zadania.
- Lapicz, wspaniale się spisałeś! Jesteś wielki! - zawołała zachwycona Liza.
Następnie podbiegła ona do chłopca, stanęła delikatnie na palcach, po czym pocałowała go czule w policzek. Lapicz, czując buziaka, zarumienił się lekko i natychmiast odzyskał stracone siły i przybrał dumną minę.
Właściciel karuzeli tymczasem podzielił pieniądze tak, aby uczciwie zapłacić swoim pomocnikom. Gdy już oddzielił od zarobionej sumy taką sumkę, która to zawsze należała się pracownikom pomagającym mu przy obsłudze jego interesu, podał dzieciom monety i rzekł:
- Dziękuję wam, moi kochani. A to dla was. Zarobiliście uczciwie. Bardzo dobra robota. Jeśli szukacie miejsca do spania, to rozejrzyjcie się po jarmarku. Z pewnością bez trudu je tu znajdziecie. Jeszcze raz wam dziękuję i dobranoc!
To mówiąc odszedł do wozu, którym tutaj przyjechał i zamknął za sobą drzwi. Wóz nie był wielki i z pewnością nie pomieściłby dwóch myszek, psa i papugi, dlatego też naszym bohaterom nawet nie przyszło do głowy, aby się narzucać właścicielowi karuzeli, tylko zebrali oni swoje pieniądze, które schowali w torbie podróżnej Lapicza i rozejrzeli dookoła.
- Ojej... Nigdzie nie widać miejsca do spania. I co teraz? - spytała Liza.
- Nic. Byłoby dobrze znaleźć jakieś wygodne miejsce do spania - powiedział Lapicz, który po pocałunku od swej sympatii odzyskał nie tylko siły, ale i dobry humor - Spokojnie. Jestem pewien, że takie znajdziemy. Wystarczy tylko poszukać.
- Chwalipięta! Zarozumialec! - zaskrzeczał Perro, po czym ziewnął - Niech pokaże, co potrafi.
Lapicz uśmiechnął się radośnie i zaczął wraz z przyjaciółmi poszukiwać odpowiedniego miejsca na nocleg. W końcu znaleźli sporą wiązkę słomy oraz duży, niebieski koc.
- O! To chyba będzie dobre! - powiedział Lapicz, po czym spojrzał na Lizę - Czyżbym ci za dużo obiecał? Ja wiem, że to nie jest najlepszy kąt do spania, ale raczej lepszego nie znajdziemy.
- Spokojnie, ja przecież nie narzekam - odparła Liza.
- I słusznie, bo nie masz żadnych powodów do narzekania - zaśmiał się szewczyk - Zobacz tylko sama, Lizo. Mamy prawdziwe łóżko. Jest bardzo miękkie i wygodne.
Perro, siedzący wciąż na głowie Bundasz, ziewnął głośno. Widać było, że jest gotów spać nawet w takim miejscu, byleby tylko wreszcie zasnąć.
Chwilę potem Liza wyłożyła się wygodnie na posłaniu, zaś Lapicz radośnie przykrył ją kocem.
- Śpij dobrze, Lizo - rzekł czułym głosem.
- Ty też, Lapicz - odparła Liza i ponownie go pocałowała.
Chłopiec zarumienił się lekko czując, że za takie słodkie buziaki dałby się nawet poćwiartować.
- Śpij dobrze, Bundasz - dodał po chwili.
- Ja też! - zaskrzeczał Perro, wskakując również pomoc - Ja też chcę dobrze spać!
Lapicz uśmiechnął się, po czym wyłożył się wygodnie obok Bundasza, który już smacznie drzemał i zadowolony zamknął oczy. Chwilę później ogarnął go sen.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Nie 2:58, 30 Sie 2020, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Następny
Strona 3 z 8

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin