Forum Forum serialu Zorro  Strona Główna Forum serialu Zorro
Forum fanów Zorro
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Z jak zemsta - Rozdział II

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 3:13, 04 Sie 2020    Temat postu: Z jak zemsta - Rozdział II

Sierżant Meowth Garcia zgodnie z tym, co rzekł Don Ashowi pojechał do portu, aby osobiście odebrać ze statku pana Clemonta Pinkertona oraz jego asystentkę, pannę Bonnie Pinkerton. Dziewczyna miała nie więcej niż dziesięć lat i była uroczą blondynką o niebieskich oczach, ubraną w różową sukienkę z białymi wykończeniami.
- Witamy serdecznie w Alabastii! - zawołał sierżant Meowth, salutując detektywowi - Jestem sierżant Meowth Garcia. Mam za zadanie odwieźć pana do pańskiego nowego lokum.
- Dziękuję, sierżancie. Chętnie skorzystamy z pańskiej eskorty - rzekł doń słynny śledczy - Jestem Clemont Pinkerton, a to moja młodsza siostra i zarazem asystentka, panna Bonnie Pinkerton.
- Czy byłby pan tak uprzejmy i wziął moje bagaże, senor? - zapytała dziewczynka, podając Garcii swoją torbę podróżną i parasolkę.
- Będzie mi bardzo miło móc pani pomóc - odparł Meowth niezwykle uprzejmym tonem.
- To dobrze, ponieważ w kajucie mam tego jeszcze więcej - zaśmiała się zadowolona Bonnie.
Garcia dopiero teraz zrozumiał, że oto właśnie został wrobiony przez pannę Pinkerton w noszenie za nią jej wszystkich bagaży, których (ku jego przerażeniu) było całkiem dużo. Na całe szczęście miał on pod ręką swoich ludzi, więc nie musiał tego robić osobiście.
- Na co czekacie, chłopcy?! - zapytał nieco gniewnie - Ładować do powozu bagaże panny Pinkerton!
Jego ludzie wykonali polecenie, a kiedy było wszystko już gotowe, to Clemont i Bonnie wsiedli do zamkniętego powozu, po czym ruszyli razem w drogę.
- Cieszę się, że mnie ze sobą zabrałeś, braciszku! - zawołała radośnie dziewczynka - Bardzo chciałam poznać to miejsce.
- Zabrałem cię ze sobą pod jednym wszakże warunkiem - powiedział poważnym tonem jej starszy brat - Że będziesz się mnie słuchać zawsze i we wszystkim. Pamiętasz o tym, Bonnie?
- Ależ oczywiście - zarzekała się dziewczynka - Nawiasem mówiąc to bardzo mnie ciekawi, jak wyglądają ten cały Zorro i jego pomocnik. Ponoć obaj są całkiem przystojni.
- Być może - mruknął Clemont - Nie znam się na męskiej urodzie.
- Ale ja się znam i będę mogła należycie to wszystko ocenić, kiedy już ich obu zobaczymy.
Nagle powóz zatrzymał się.
- Co? Już dojechaliśmy? - zapytała zdumiona Bonnie.
- Nie mam pojęcia. Zobaczę, co się dzieje - odpowiedział jej brat.
Następnie wychylił głowę z powodu i zawołał:
- Sierżancie! Czemu nie jedziemy?!
- To Indianie! - zawołał do niego Garcia, podjeżdżając bliżej powozu - Moi ludzie, których posłałem na zwiad, mówią mi, że zauważyli Indian!
- No i co z tego? Tu chyba jest ich pełno, prawda?
- Owszem, lecz moi ludzie zauważyli pośród nich wodza Siedzącego Cilana i jego żonę, Szarą Iris!
- A cóż to za osobistości?
- To znani bandyci poszukiwani już od dawna! Ponoć są w zmowie z tym hultajem Zorro! Mamy szansę ich schwytać!
- Więc ścigajcie ich, sierżancie!
- To właśnie zamierzam zrobić.
Następnie nakazał swoim czterem ludziom, aby pozostali przy karocy, zaś sam z resztą swego oddziału pognał w kierunku, gdzie przed chwilą widziano poszukiwanych Indian.
Clemont oraz Bonnie pozostali więc sami, nie licząc tych żołnierzy, którzy mieli ich pilnować do czasu, aż nie wróci sierżant.
- No to sobie poczekamy - powiedział detektyw.
- Tutaj dopiero musi być ciekawe życie - zaśmiała się jego siostra - Indianie, bandyci, koniokrady i inni tacy. To w sam raz życie dla miłośnika przygód.
- Być może, ale nie wydaje mi się, aby zamiłowanie do takiego trybu życia mogło zapewnić ci przyszłego męża - stwierdził dość ponuro jej brat.
Dziewczynka machnęła na to lekceważąco ręką.
- Dajże spokój! Jeśli mam wyjść za mąż, to tylko z miłości i za takiego człowieka, który będzie mnie kochał i rozumiał.
Nagle coś świsnęło, łupnęło, a następnie dźwięki te powtórzyły się jeszcze kilka razy, aż w końcu nastała cisza.
- Co się tu dzieje? - zapytał Clemont.
W tej samej chwili drzwi od powozu zostały otwarte, a w nich stanął zamaskowany człowiek ze szpadą i biczem u boku, ubrany na czarno.
- Witam serdecznie w Alabastii, panie Pinkerton - rzekł człowiek.
- Kim jesteś i czego chcesz?! - zawołał oburzony tym zuchwalstwem detektyw.
- Zwą mnie Zorro, obrońca pokrzywdzonych. Do usług, senor.
Clemont nie mógł uwierzyć własnym oczom. A zatem ten bandyta ośmielił się napaść go w biały dzień?! On był chyba bardziej bezczelny niż myślał. Tym lepiej. Tym przyjemniejsze będzie dla niego złapanie go.
- Ty jesteś Zorro?! Doskonale! Oszczędziłeś nam trudu szukania cię!Żołnierze, brać go!
- Nie ma co krzyczeć - zaśmiał się drugi głos.
Jakąś chwilę później w oknie drugich drzwi od zamkniętego powozu ukazała się wisząca do góry nogami postać, również ubrana na czarno i zamaskowana.
- Wasi żołnierze są teraz nieco zajęci - zachichotał ów drugi bandyta.
Pinkerton stwierdził, że ten nikczemnik musi być jeszcze dzieckiem w wieku Bonnie, na co wskazywały jego głos i wzrost.
- Proszę nam wybaczyć to niezbyt miłe przerwanie wam podróży, ale bardzo chcieliśmy odbyć z wami małą pogawędkę - powiedział przyjaznym tonem Zorro - Dlatego właśnie poprosiliśmy o pomoc naszych przyjaciół Indian, aby zechcieli odciągnąć od was większość eskorty.
- Tylko by nam oni przeszkadzali - zaśmiał się Mały Zorro, wskakując przez okno do powozu i siadając naprzeciwko Bonnie - A to przecież nie wypada, żeby obcy przysłuchiwali się prywatnej rozmowie. Czyż nie mam racji, mademoiselle?
To mówiąc wziął w swoją dłoń prawą rękę Bonnie i rzekł:
- Panienko, zaszczytem dla mnie jest móc teraz z panienką swobodnie rozmawiać. Cieszy mnie również, że zechciała pani przybyć do Alabastii. Urodą swoją przyćmiewa pani bowiem wszystkie piękności tego miejsca.
- Phi! Tani komplement! - mruknęła Bonnie, choć delikatnie się przy tym zarumieniła.
- Do rzeczy, waszmościowie! - powiedział poważnym tonem Clemont - Czego panowie chcą ode mnie i od mojej siostry?
- Chcemy państwa prosić, żebyście nie dali się państwo zwieść temu nędznikowi, gubernatorowi ani jego pomagierom - odpowiedział mu Zorro - Ten człowiek gnębi mieszkańców tej krainy zbyt wysokimi podatkami, których biedny lud nie ma już z czego płacić. A gdy nikt nie ma już z czego płacić, idzie do więzienia na ciężkie roboty.
- Jeśli takie jest prawo Jego Królewskiej Mości, to nie nam... - zaczął Clemont, ale Zorro mu przerwał.
- To nie jest prawo Jego Królewskiej Mości, lecz prawo gubernatora Giovanniego! - zawołał groźnie - On sam je ustanowił, aby nasycić swoją niepohamowaną żądzą pieniądza. Wiemy, w jakim celu państwo tu przybyli i prosimy, abyście zaniechali tego zadania.
- A jeśli odmówimy?
- Właśnie! To co wtedy?! - pisnęła Bonnie.
- Wtedy będziemy musieli zastosować wobec was nieco inne metody niż perswazja - zaśmiał się bandyta - Chociaż mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
- Ja również. Szkoda by było bowiem zrywać i zniszczyć taki piękny kwiatuszek - rzekł Mały Zorro zalotnym tonem, patrząc na Bonnie.
Następnie przysunął do siebie pannę Pinkerton i bezczelnie pocałował ją w usteczka. Oburzona dziewczynka odepchnęła go od siebie, po czym spoliczkowała swego napastnika (choć tak prawdę mówiąc, nie zrobiła tego zbyt mocno). Ten zaś tylko się zaśmiał i powiedział:
- Panienka ma ostre pazurki. To dobrze... Tym milej będę wspominał nasze spotkanie.
Następnie wyszedł on z powozu i wskoczył na swojego wierzchowca. Zorro uczynił to samo, także chwilę później obaj gnali już przed siebie.
- Proszę sobie przemyśleć moją propozycję, senor! - zawołał bandyta do Clemonta - Nie chcę mieć w panu wroga!
Po tych słowach zniknął w oddali.
Pinkerton z kolei wyskoczył ze swego powozu, a wtedy zauważył, że czterej żołnierzy, którzy mieli ich pilnować są związani i zakneblowani, zaś na drzwiach pojazdu jest wycięta szpadą ogromna litera Z, czyli znak tego zamaskowanego bandyty.

***

Sierżant Meowth Garcia oczywiście nie zdołał złapać tych indiańskich wichrzycieli, których ścigał, gdyż ci bez trudu mu zbiegli. Nie było to zbyt trudne, ponieważ mieli o wiele bardziej rącze wierzchowce, zdecydowanie bardziej zaprawione w pościgach oraz gnaniu przez prerie niż te należące do żołnierzy Jego Królewskiej Mości. Dlatego Meowth załamany powrócił do powozu swojego podopiecznego, po czym zobaczył to, co tam zostawił Zorro. Bez trudu domyślił się więc, że zamaskowany bandyta i jego wierny pomocnik byli tutaj. Clemont i Bonnie zresztą opowiedzieli mu wszystko, co się stało pod jego nieobecność, jednak pominęli przy tym kilka faktów (jak choćby to, że Mały Zorro pozwolił sobie pocałować pannę Pinkerton, której ten uczynek bardzo się spodobał, choć wcale nie chciała się ona do tego przyznać). Meowth postanowił, że jeszcze Zorro i Mały Zorro mu za to zapłacą.
Gdy już wszystkie groźby pod adresem zamaskowanych bandytów zostały już rzucone przez sierżanta i jego ludzie, znokautowanych żołnierzy rozwiązano oraz ocucono, po czym Garcia skrzyczał ich za to, iż tak łatwo dali się pokonać dwóm ludziom (w tym jednemu dziecku), następnie zaś kazał im wsiadać na wierzchowce i jechać w kierunku Alabastii. W ciągu kilku minut dojechali do samego miasta, gdzie Clemont wraz ze swą siostrą stawali się przed oblicze komendanta Jamesa Monastario i jego zastępcy, porucznik Jessie.
- Panie kapitanie, pani porucznik! Melduję posłusznie o wykonaniu mojego zadania! - zameldował Meowth, stając na baczność i salutując.
- Doskonale, Garcia - odpowiedział James Monastario - Witamy zatem serdecznie w Alabastii, panie Pinkerton. A któż to jest ta urocza senorita u pańskiego boku?
- To jest moja młodsza siostra, senorita Bonnie Pinkerton - powiedział młody detektyw, wskazując na dziewczynkę - Muszę wszak zauważyć, że jest ona nie tylko moją krewną, ale również niezrównaną sekretarką oraz pomocnicą. Musiałem ją ze sobą zabrać w tę podróż, gdyż nie miałem ją z kim zostawić.
- Clemont! - pisnęła dziewczynka oburzonym tonem - Przecież już nie jestem malutkim dzieckiem! Czemu musisz mi przynosić wstyd?
Detektyw uśmiechnął się z politowaniem, po czym odparł:
- Kapitanie Monastario... Chciałem panu powiedzieć, że jestem tutaj, jak pan zapewne wie, po to, aby schwytać tego bandytę imieniem Zorro, jak również jego pomocnika, którego zwą Mały Zorro. Jestem gotów wykonać to zadanie i mam nadzieję, że będziemy ściśle ze sobą współpracowali.
- Ja również mam taką nadzieję - zaśmiał się delikatnie detektyw.
- Będziemy współpracować, choć moim zdaniem taki gryzipiórek jak pan nie może nic wiedzieć o łapaniu przestępców, zwłaszcza takich jak ten łajdak Zorro - mruknęła złośliwie porucznik Jessie.
Kobieta ta była znana powszechnie ze swojego nerwowego charakteru oraz niezwykle ciętego języka. Do tego była niezwykle zawzięta i o wiele bardziej nerwowa od swojego brata, któremu wszak umiała dorównać w próżności. Oboje byli dobraną parą doskonale się uzupełniającą, gdyż o ile James popełniał wszelkie niegodziwości w rękawiczkach, zachowując przy tym zwykle dobre maniery, o tyle jego siostra nigdy nie dbała o pozory i zachowywała się niekiedy wręcz chamsko, wbrew swojemu szlacheckiemu pochodzeniu.
Clemont spojrzał na kobietę uważnie i zmierzył ją dosyć pogardliwie wzrokiem.
- Pani porucznik może tego nie wiedzieć, ale tam, skąd ja pochodzę, jestem detektywem i to dość znanym.
- To prawda! - zawołała Bonnie oburzonym tonem, kładąc sobie ręce po bokach - Mój brat to jest wielki detektyw! Nie tak dawno złapał on braci Doltonów! Tę słynną grupę bandytów grasujących w Kalos!
- Ależ nikt nie podważa umiejętności pana Pinkertona - uśmiechnął się James Monastario, aby uspokoić kłótnię, która już wisiała na włosku - Po prostu moja biedna siostra niestety, czasami nie umie panować nad swoim językiem. W jej i swoim imieniu proszę pana zatem o wybaczenie.
- Ja proszę o to samo w imieniu w przypadku mojej siostry - rzekł z uśmiechem na twarzy Clemont.
Obaj panowie spojrzeli na te panie mające ten zaszczyt być z nimi spokrewnione, które zrobiły obrażone miny. Widać było, że obie stały się zażartymi nieprzyjaciółkami.
- A zmierzając do sedna - rzekł pan Pinkerton, wyjmując zza pazuchy pewien papier - Mam tutaj odpowiednie rozkazy od Jego Ekscelencji, pana gubernatora.
Kapitan wziął od niego papier, po czym rozwinął go i zaczął czytać.
- Z tego dokumentu wynika, że nasi żołnierze mają być do pańskiej dyspozycji w sprawie tego nędznika Zorro - powiedział James - No cóż... Nigdy nie słuchałem rozkazów cywili nie będących urzędnikami, jednak skoro taka jest wola Jego Ekscelencji, to niech tak będzie. Nasi żołnierze są na pańskie rozkazy, panie Pinkerton.
- Doskonale, kapitanie. A zatem, jeżeli mi pan pozwoli, to rozpocznę moje śledztwo od razu - powiedział Clemont.
Następnie usiadł on na krześle naprzeciwko biurka kapitana i dał znak swojej siostrze, aby uczyniła to samo. Jednocześnie dziewczynka wyjęła z torby, którą miała w ręku swój dziennik oraz pióro i kałamarz.
- Co zamierza pan robić, senor? - zapytał zdumiony kapitan.
- Zamierzam teraz pana przesłuchać w sprawie tego bandyty, kapitanie - odpowiedział detektyw - Być może posiada pan nieświadomie jakieś dane bądź informacje, które pomogą mi rozpoznać tego łotra i wydać go w pana ręce.
- Aha... Rozumiem. No dobrze, proszę pytać.
Bonnie odkorkowała kałamarz, po czym lekko zanurzyła w nim pióro i zaczęła pisać.

***

Clemont Pinkerton z pomocą młodszej siostry przesłuchał dokładnie kapitana Jamesa i panią porucznik Jessie. Dokładnie zapisał wszelkie ich spostrzeżenia na temat Zorro oraz Małego Zorro. Miał wielką nadzieję, że z tego wszystkiego, co oni im mówili zdoła wyciągnąć jakieś pożyteczne dla siebie wnioski. Zapisał też spostrzeżenia sierżanta Meowtha i wszystkich żołnierzy, którzy mieli styczność z tymi bandytami. Potem zapisał również to, co on i Bonnie zapamiętali po spotkaniu z owymi wyjętymi spod prawa łotrami. Wszystko to później zamierzał sobie dokładnie przeanalizować, aby wyciągnąć z tego odpowiednie wnioski.
Nieco później do garnizonu przybył Don Josh de La Vega, mężczyzna w czterdziestym roku życia, czarnowłosy o zielonych oczach, niezwykle przystojny, a co najważniejsze, bardzo bogaty. Jego majątek przewyższał majątki wszystkich innych osób w całej Alabastii. Już choćby z tego tylko powodu miał on poważanie u samego gubernatora Giovanniego, a poza tym posiadał także szacunek wielu innych ludzi i to nie tylko tych szlachetnie urodzonych. Dlatego właśnie kapitan Monastario przysłał sierżanta Garcię z rozkazem przyprowadzeniu do garnizonu tego człowieka, oczywiście z należnym szacunkiem.
- Kapitanie... Przybyłem tutaj na pana prośbę - rzekł Don Josh, ledwie wszedł do środka - Sierżant powiedział mi, że pragnie mnie pan widzieć.
- To prawda - uśmiechnął się do niego James Monastario - Mam do pana wielką prośbę, senor. A właściwie powinienem tutaj chyba użyć słowa „rozkaz“, ale cóż... Nie ośmieliłbym się nigdy wydawać rozkazów takiemu człowiekowi jak pan, senor de La Vega.
Następnie podał on pismo, które to przywiózł mu Clemont. Don Josh bardzo uważnie je przeczytał, po czym rzekł:
- Rozumiem. A więc Jego Ekscelencja prosi mnie o to, abym ugościł u siebie senor Clemonta Pinkertona oraz jego uroczą siostrę do czasu, aż nie zakończą oni swego śledztwa w sprawie Zorro?
- Dokładnie tak - powiedział James Monastario - Jaka jest więc pana odpowiedź, senor?
- To chyba oczywiste - uśmiechnął się Don Josh - Przecież nigdy bym się nie ośmielił złamać rozkazów Jego Ekscelencji, a już tym bardziej nie umiałbym odmówić jego uniżonej prośbie.
Następnie spojrzał na Clemonta i Bonnie, kłaniając się im delikatnie.
- Zapraszam was serdecznie, senor i senorita Pinkerton. Mam wielką nadzieję, że w mojej hacjendzie będzie się wam podobać.
- Nie oczekujemy wielkich wygód, senor - odpowiedział skromnym tonem detektyw - Przede wszystkim będę prowadził śledztwo na mieście, choć gdyby i pan zechciał mi coś powiedzieć, co może mi pomóc odkryć tożsamość tego podłego bandyty, Zorro i jego pomocnika, Małego Zorro, to będę szczerze zobowiązany.
- Obawiam się, że niewiele mogę panu pomóc, chociaż być może coś sobie przypomnę i wtedy natychmiast pana o tym powiadomię, senor. Na razie jednak zapraszam was oboje do siebie.
- Doskonale. Ruszajcie państwo - mruknęła porucznik Jessie - Niechaj nasz drogi pan samochwała pokaże, na co go stać.
Clemont oczywiście usłyszał jej słowa, ale nie przejął się nimi wcale wychodząc z założenia, że takie osoby jak Jessie należy ignorować, aby nie wywoływać niepotrzebnych sprzeczek, które przecież nikomu wcale nie są potrzebne. Dlatego też wyszedł z gabinetu kapitana razem ze swoją siostrą, po czym wsiadł do powozu pana de La Vegi.

***

Niedługo potem słynny detektyw przybył do hacjendy Don Josha de La Vegi, w której gospodarz przedstawił mu całą swoją rodzinę.
- To jest moja żona, donna Delia - powiedział z uśmiechem na ustach, przedstawiając mu swoją małżonkę.
Kobieta miała trzydzieści siedem lat i była wysoką osobą o brązowych włosach oraz takich samych oczach. Miała niesamowicie piękny uśmiech, który sprawiał niezwykle przyjemne wrażenie. Clemont pomyślał sobie, że takie właśnie uśmiechy musiały mieć anioły, w czasach, kiedy to jeszcze schodziły na ziemię z misją od Boga.
- Witam serdecznie, senor Pinkerton - rzekła z uśmiechem Delia, kiedy Clemont ucałował jej dłoń na powitanie.
- Ja również serdecznie panią witam - odpowiedział słynny detektyw, po czym przedstawił kobiecie swoją siostrę.
- Bonnie! Jakie to śliczne imię! - zawołała radośnie kobieta, patrząc na dziewczynkę - I odpowiednie dla takiej prześlicznej dziewczynki. Muszę powiedzieć, że wyglądasz po prostu wspaniale w tej sukni. Jestem też pod wielkim wrażeniem. Naprawdę pomagasz bratu podczas jego śledztw?
- No tak, to prawda - uśmiechnęła się do niej dziewczynka czując, że coraz bardziej ją lubi - Mój brat na szczęście umie to docenić, chociaż z tym docenianiem to różnie bywa.
Donna Delia zachichotała delikatnie, kiedy to usłyszała.
- Och, jesteś naprawdę urocza, senorita Bonnie. No dobrze, pora wam chyba przedstawić nasze dzieci.
Następnie popatrzyła na Pikachu, który to właśnie przechodził sobie nieopodal.
- Pikachu! Sprowadź Asha i Dawn, dobrze?
Nagle kobieta uderzyła się dłonią w czoło.
- Zapomniałam, że on jest głuchy.
Musiała zatem pokazać na migi, o co jej chodzi, co z trudem się jej udało, ale mimo wszystko osiągnęła swój cel, ponieważ Pokemon powrócił razem z dziećmi de La Vegi. Pierwszym z nich był młodzieniec, którego już poznaliśmy podczas sceny jego rozmowy z sierżantem Meowthem Garcią. Drugą z kolei osobą była śliczna dziewczyna o ciemno-niebieskich włosach i podobnych oczach, ubrana w błękitną suknię. Miała ona około szesnaście lat, lecz więcej w niej było kobiety niż dziecka.
- Witajcie, kochani! - zawołał Don Josh - Chcielibyśmy z matką wam kogoś przedstawić. To senor Clemont Pinkerton oraz jego młodsza siostra, senorita Bonnie Pinkerton. A to są moje dzieci: Ash i Dawn.
Detektyw uśmiechnął się przyjaźnie do rodzeństwa, choć musiał sam przed sobą przyznać, że o wiele większą uwagę zwróciła na niego panna de La Vega. Dotychczas słynny śledczy sądził, że poza jego pracą nic nie jest w stanie go tak bardzo pociągać, aby mógł zapomnieć o bożym świecie. Teraz wszak okazało się, że istnieje taka możliwość i taką możliwością była właśnie ta niezwykła dziewczyna, senorita Dawn de La Vega. Młodzieniec nie wierzył w to, iż może zakochać się od pierwszego wejrzenia, ale teraz właśnie tego doświadczył.
- Niesamowite! - powiedział zachwyconym głosem.
- A cóż takiego? - spytała Dawn, patrząc na niego zaintrygowana jego zachowaniem - Cóż jest tak niesamowitego?
- Eee... Nie, nic. Naprawdę nic takiego - Clemont uśmiechnął się do niej przyjaźnie - Chociaż właściwie to... To miałem na myśli, że senorita... Masz naprawdę piękną fryzurę. Niezwykle niezwykłą i... W ogóle.
Bonnie popatrzyła na brata zdumiona.
- O czym ty opowiadasz? Zachowujesz się dziwnie.
- Wybaczcie, to przez ten upał - zachichotał delikatnie jej starszy brat, wyjmując z kieszeni chusteczkę i ocierając nią sobie pot z czoła.
- Oj tak, upały są dzisiaj wyjątkowo okropne - powiedział Ash, lekko wachlując się tomikiem poezji, który trzymał w dłoni.
- Owszem... Zwłaszcza, jeśli się siedzi ciągle w domu i czyta te głupie wiersze - mruknęła jego młodsza siostra.
Don Ash spojrzał na Dawn z wyraźną pretensją w oczach.
- Kochana siostrzyczko... Jak ty w ogóle możesz tak mówić? Przecież wiesz doskonale, że naszym rodzicom bardzo zależy na tym, abym poślubił senoritę Pulido. Żeby tego dokonać, muszę najpierw nabrać ogłady, którą to mogłem w nieznacznym stopniu utracić podczas moich studiów w Kalos.
- W nieznacznym stopniu? - zaśmiała się z ironią Dawn - Jesteś nad wyraz skromny.
- Wiem i to jest moją wielką zaletę - zachichotał Don Ash - Tak czy inaczej dzisiaj donna Grace i jej córka przyjeżdżają tutaj. Będzie pan miał okazję je poznać, senor Pinkerton.
- Z wielką przyjemnością to zrobię - uśmiechnął się doń Clemont.
Jego spojrzenie jednak było utkwione w osobie Dawn i widać było aż nadto dobrze, kto tak naprawdę jest obiektem jego zainteresowania. Widząc to Bonnie westchnęła załamana.
Wtem do pokoju wszedł młody chłopak w wieku około dziesięciu lat. Miał na nosie okulary, a w dłoni trzymał książkę.
- Nie uwierzycie! - zawołał podnieconym tonem - To jest po prostu niesamowite! Wiecie, że Platon w IV w. p.n.e. uważał, iż jeżeli nie byłoby rzeczy prywatnych, to nie byłoby egoizmu na tym świecie i ludzie by się nawzajem bardziej szanowali?
- To chyba nie do końca tak szło - zauważył z uśmiechem na twarzy Don Josh de La Vega.
- Wiem, mówię przecież w wielkim skrócie - zachichotał chłopak w okularach - Ale tak czy inaczej myśl przewodnia jest taka sama. Chodzi o to, aby wykluczyć prywatną własność na rzecz własności wspólnej, o którą wszyscy będą dbać.
- A ty sam uważasz tak samo? - spytał Ash.
- Przeciwnie - pokręcił przecząco głową zapytany - Ja w tej sprawie podzielam jednak zdanie Arystotelesa, który uważał, że ludzie zawsze będą egoistami i jedyne, o co dbają, to o swoje prywatne sprawy i prywatne rzeczy, więc lepiej, żeby były prywatne własności, bo gdyby wszystko było wspólne, to nikt by tego nie szanował.
Don Josh parsknął ponownie śmiechem i powiedział, patrząc uważnie na Clemonta i Bonnie.
- Senor... Senorita... Pozwólcie, że wam kogoś przedstawię. To jest Maxymiliano, nasz adoptowany syn. Maxymiliano... To są senor Pinkerton i jego młodsza siostra.
Chłopiec spojrzał uważnie w kierunku detektywa, delikatnie poprawił sobie okulary na nosie i rzekł:
- Miło mi państwa poznać. Ale tak czy siak jestem ciekaw, co państwo o tym sądzicie?
- Proszę mu wybaczyć, on jest naprawdę wielkim dziwakiem - rzekła Dawn przepraszającym tonem - Odkąd mój brat powrócił pół roku temu ze studiów i przywiózł ze sobą te swoje zwariowane książki, to nasz drogi, przybrany braciszek nie wyściubia nosa z domu. Tylko czyta i czyta. Ash w sumie również czyta, ale głównie te swoje bzdurne wiersze. Uważa, że w ten sposób przypodoba się senoricie Serenie Pulido.
- A kto to taki? - zapytała Bonnie.
- To jest nasza sąsiadka oraz przyjaciółka z dzieciństwa - wyjaśniła bezceremonialnym tonem Dawn - Mieszka ze swoją matką wdową w tej okolicy. Ostatnio jednak mocno naraziła się Jego Ekscelencji i dlatego ich majątek nie jest już tak wielki, jak kiedyś, choć dla nas to nic nie znaczy, ponieważ my nigdy nie zrywamy przyjaźni dlatego, że komuś się chwilowo gorzej powodzi.
- Chwilowo? Twoim zdaniem to chwilowe?
- Oczywiście, że tak, Bonnie - obie dziewczyny szybko przeszły ze sobą na „ty“ - W każdym razie mam takie pobożne życzenie, bo przecież mogę się mylić.
- Och, obyś miała rację - rzekła smutno donna Delia - Grace Pulido jest moją przyjaciółką z dawnych lat i chcę, aby się jej wiodło jak najlepiej. Choć stan jej majątku nic tu nie zmienia. Obie przyjaźnimy się od dziecka, a prócz tego obiecałyśmy sobie kiedyś, że gdy już będziemy mieli dzieci, to będą one wielkimi przyjaciółmi. Potem zaś, kiedy na świat przyszli Ash i Serena, obiecałyśmy sobie, że się oni pobiorą i razem zostaniemy babciami.
- Mamo, błagam cię! - jęknął załamanym głosem Ash - Przecież senor Pinkerton wcale nie jest tym zainteresowany.
- A dlaczego? - zachichotał detektyw - Wręcz przeciwnie. To mi się wydaje bardzo urocze.
- Tak, kłopot wszakże w tym, że mój brat w ogóle nie ma podejścia do kobiet - stwierdziła ironicznie Dawn - Dlatego też próbuje on dzięki poezji zdobyć względy Sereny.
- Siostrzyczko kochana, ja naprawdę nie rozumiem twojego sarkazmu - jęknął załamanym głosem Ash - Przecież na studiach nie uczą nikogo, jak wyznawać miłość ukochanej osobie, więc skąd ja niby mam to wiedzieć?
- No właśnie! Gdyby tego uczono, to by wszyscy sobie lepiej radzili w sprawach sercowych, nie sądzicie? - zapytał Maxymiliano.
- Wybaczcie mi, chłopcy, ale prawda jest taka, że tego wszystkiego, o czym właśnie mówimy, musi nas nauczyć serce. No, a ono nas tej wiedzy nauczy jedynie wtedy, kiedy będziemy umieli je słuchać - rzekł Don Josh.
- Ale jak mamy słuchać serca, ojcze? - spytał Don Ash.
Pan de La Vega uśmiechnął się do niego przyjaźnie, po czym poklepał go po ramieniu.
- Dowiesz się tego już niedługo, mój synu. Jestem tego pewien.
Nagle przybiegł Pikachu i zaczął coś pokazywać na migi. Ash jako jedyny w pełni znał język migowy, więc zrozumiał, o co chodzi.
- O! No proszę! Donna Grace Pulido i jej córka już tutaj przyjechały - przetłumaczył to, co mu mówił wierny sługa.
Don Josh klasnął radośnie w dłonie, po czym dodał:
- Doskonale! A więc chodźmy je powitać!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 8:29, 04 Sie 2020    Temat postu: Z jak zemsta

Przeurocze, jak ten mały Zorro skradł serce dziewczynki.
A nie wiem, czy nie zacznę lubić tego detektywa, jego relacja z siostrzyczką jest bardzo sympatyczna.
I ten dreszczyk jak z westernu, gdy pojawili się Indianie.
Tylko nie zrozumiałam za dobrze, Alejandro ma drugą młodszą żonę ?
I czy to możliwe w tamtych czasach, że siostra Monastario, kobieta też służy w wojsku ?
W sumie podoba mnie się ta wersja, ciekawe co będzie dalej ?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:41, 04 Sie 2020    Temat postu: Re: Z jak zemsta

ZORINA13 napisał:
Przeurocze, jak ten mały Zorro skradł serce dziewczynki.
A nie wiem, czy nie zacznę lubić tego detektywa, jego relacja z siostrzyczką jest bardzo sympatyczna.
I ten dreszczyk jak z westernu, gdy pojawili się Indianie.
Tylko nie zrozumiałam za dobrze, Alejandro ma drugą młodszą żonę ?
I czy to możliwe w tamtych czasach, że siostra Monastario, kobieta też służy w wojsku ?
W sumie podoba mnie się ta wersja, ciekawe co będzie dalej ?


He he he. No cóż, dzieciaki mają niekiedy uroczy sposób wyrażania swoich uczuć do drugiej osoby płci przeciwnej Smile
A i owszem, jest to bardzo sympatyczna relacja. I to wzorowana na relacja Clemonta i Bonnie z anime "POKEMON". Oboje są towarzyszami podróży Asha w sezonach 17 i 18 i wraz z nim i Sereną przeżywają ciekawe przygody. Moje opowiadania ukazują ich dalsze przygody w towarzystwie starych przyjaciół Asha, poznanych podczas poprzednich przygód i sezonów serialu Smile
Cóż, uznałem wątek Indian za ciekawy i warty umieszczenia do losów Zorro, skoro w wielu wersjach filmowych także ma on miejsce Smile
Nie, skąd... Jego żona jest w podobnym wieku, co mąż. Po prostu szybko została matką, dlaczego nie ma jeszcze czterdziestki, a już ma dwoje nastoletnich dzieci, powoli wchodzących w dorosłość. Ostatecznie w tamtych czasach to było coś normalnego Smile
Nie, zdecydowanie w tamtych czasach kobiety nie służyły w wojsku, chyba że przebrane za facetów Smile To już sobie wymyśliłem na potrzeby opowiadania, aby Jessie (ważna postać w anime) miała tu swój udział. To też nawiązanie do anime "KAIKETSU ZORRO", gdzie komendant Raymond miał wspólnika w zbrodni - swego zastępcę, porucznika Gabriela.
Cieszy mnie, że ta wersja Ci się podoba i mam nadzieję, że dalej także tak będzie Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Isztaria
Gubernator



Dołączył: 20 Lip 2020
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z garnizonu w Los Angeles

PostWysłany: Śro 12:31, 05 Sie 2020    Temat postu:

Ależ to jest fajne opowiadanie! Scenka z Bonnie i Małym Zorro była przeurocza, chociaż moim zdaniem Bonnie zachowuje się trochę zbyt dojrzale jak na swój wiek, ale może właśnie taka była w Pokemonach? Szczerze mówiąc, nie pamiętam jej.
Pikachu jako Bernardo, super! Very Happy Scena u de la Vegów w ogóle była świetna. Cieszę się, że w tej wersji Diego... yyy, znaczy Ash! Very Happy ma mamę. W ogóle Ash jest rozbrajająco nieporadny, gdy mówi o tym, skąd ma umieć zalecać się do kobiet (no właśnie, skąd?! system edukacji już wtedy miał problemy, rozumiem chłopaka), i bardzo fajnie wypada jego relacja z siostrą. Cieszę się niesamowicie z postaci siostry, bo sama mam siostrę Diego u siebie w fanfiction Very Happy
Maxymiliano jest boski Very Happy
Oczywiście kocham Jamesa i chcę więcej Jamesa Very Happy I nie mogę się doczekać konfrontacji z rodziną Pulido.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:19, 05 Sie 2020    Temat postu:

Cieszy mnie, że opowiadanie przypadło Ci do gustu Smile Jeżeli mowa o Bonnie, to powiem Ci, że w sumie była uroczą dziewuszka w anime, ale czasami próbowała zachowywać się jak dorosła, co przynosiło bardzo zabawny efekt Smile Clemont i Bonnie, podobnie jak i Serena, towarzyszyli Ashowi podczas jego podróży po regionie Kalos w sezonach XY oraz XYZ. To już nowsze sezony, ale moim zdaniem najlepsze Smile
Tak, uznałem, że tutaj Zorro powinien mieć matkę. W sumie racja, tamtejszy system edukacyjny był raczej kiepski Smile
He he he. A zatem Jamesa tu zaznasz całkiem sporo, możesz być pewna Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin