Forum Forum serialu Zorro  Strona Główna Forum serialu Zorro
Forum fanów Zorro
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Z jak zemsta - Rozdział III

 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 13:49, 05 Sie 2020    Temat postu: Z jak zemsta - Rozdział III

Serena Pulido przyjechała tego popołudnia do hacjendy de La Vegów w towarzystwie matki oraz swojej służki i zarazem damy do towarzystwa o imieniu May. Cała trójka została oczywiście bardzo uprzejmie powitana przez gospodarzy, którzy przedstawili im rodzeństwo Pinkerton.
- Miło mi was poznać - powiedziała Grace, witając Clemonta i Bonnie - Naprawdę cieszy mnie, że państwo przybyliście do Alabastii. Ten bandyta Zorro zaczyna spędzać nam wszystkim sen z powiek.
- To prawda - zgodził się z kobietą Ash - Im szybciej zostanie złapany, tym lepiej.
Serena spiorunowała go bardzo gniewnym spojrzeniem i powiedziała:
- A ja uważam, że Zorro jest dobrym człowiekiem, więc nie powinien zostać schwytany. W końcu występuje on jedynie przeciwko nędznikom, którzy okradają biednych ludzi pod pretekstem pobierania podatków.
- Córeczko, proszę - syknęła gniewnie Grace - Nie powinnaś mówić takich słów, zwłaszcza w towarzystwie ludzi będących przyjaciółmi Jego Ekscelencji gubernatora.
Mówiąc to miała oczywiście na myśli rodzeństwo Pinkerton. Clemont uśmiechnął się delikatnie i powiedział:
- Prawdę mówiąc muszę sprostować pewne nieporozumienie. Otóż nie jesteśmy przyjaciółmi Jego Ekscelencji, nie śmiemy bowiem pretendować do takiego tytułu. Jesteśmy po prostu ludźmi przez niego wynajętymi, jak również mamy za zadanie odnaleźć i zdemaskować Zorro.
- Ale być może zaraz po tym wszystkim będziemy jego przyjaciółmi - zaśmiała się Bonnie - Jednak nie zamierzamy mu donosić o wszystkim, co tutaj usłyszymy, więc proszę się nie bać. Donna Pulido może śmiało mówić przy nas wszystko, co tylko zechce.
- Niestety, nie mam takiej śmiałości, w przeciwieństwie do mojej córki - zauważyła Grace z lekką irytacją.
Serena spojrzała na matkę z wyrzutem.
- Mamo! To przecież doskonale wiesz, że gubernator potraktował nas podle tylko i wyłącznie dlatego, że odrzuciłaś jego zaloty! Jak zatem mam niby się o nim wypowiadać?
- Z rozsądkiem, kochana córko. Z rozsądkiem - odrzekła jej matka - Podobnie jak powinnaś ostrożnie odrzucać zaloty kapitana Monastario.
- Jestem ostrożna, ale muszę też być stanowcza.
- Nie musiałabyś być taka, gdybyś przyjęła oświadczyny Don Asha.
- Dokładnie - uśmiechnął się syn de La Vegi - Ale chwileczkę... Chce pani mi powiedzieć, że kapitan James Monastario próbował oświadczyć się mojej narzeczonej?!
- Przypominam ci, senor, że ona nie jest twoją narzeczoną - mruknęła do niego złośliwie May.
- To tylko kwestia czasu - stwierdził Maxymiliano, stojący w kącie i czytający książkę.
- Dokładnie tak - skinął głową Ash - Ale nie podoba mi się taki stan rzeczy! Zamierzam do niego pojechać i powiedzieć mu to prosto w twarz!
- To nie jest najlepszy pomysł - zauważyła Delia de La Vega.
- Wręcz przeciwnie - uśmiechnął się do niej mąż - Mój syn nareszcie zachowuje się jak prawdziwy mężczyzna! Jedź do tego głupca i wyzwij go na pojedynek!
- Pojedynek? - skrzywdził się Ash - Ojcze, ja nie to miałem na myśli. Raczej wolałbym mu powiedzieć wprost, że nie życzę sobie takiej sytuacji i zażądać od niego przeprosin.
Josh de La Vega załamany opuścił ręce, słysząc słowa swego potomka. To było dla niego po prostu okropne. Przecież ten młodzieniec był kiedyś inny - odważny, szlachetny i niezwykle honorowy. Potem nagle, zupełnie niespodziewanie, kiedy powrócił w rodzinne strony ze studiów w Kalos, zmienił się nie do poznania. Z odważnego i dzielnego młodzieńca został obibokiem, leniem oraz całkowicie pozbawionym honoru pośmiewiskiem całej okolicy. Don Josh miał nadzieję, że zaloty do Sereny nieco go zmienią na lepsze, ale cóż... Ash nie potrafił do tej sprawy podejść należycie. Co innego Dawn - ta miała w sobie więcej energii oraz chęci do działania, ale niestety była chwilami tak niepokorna, że groziło jej zostanie na zawsze starą panną, bo kto by zechciał mieć żonę, która nie tylko ośmiela się mieć własne zdanie, ale jeszcze się z nim afiszuje?
- Braciszku... Uważam, że bardzo dobrze robisz planując powiedzieć temu kapitanowi, co o nim myślisz - powiedziała po chwili Dawn - Jednak jestem też zdania, że samym gadaniem sprawy nie załatwisz! Nie musisz się z nim bić, ale powinieneś mu tym zagrozić, jeżeli on spróbuje znowu uwodzić Serenę.
- Tak by w każdym razie postąpił prawdziwy mężczyzna - burknęła oburzona senorita Pulido.
Grace zarumieniła się lekko, po czym postanowiła szybko załagodzić całą tę sytuację, gdyż rzekła:
- Moim zdaniem Don Ash ma rację, kiedy mówi, że nie chce się bić z kapitanem. Wynikiem takiego pojedynku byłaby śmierć jednego z nich, a przecież tego żadne z nas sobie nie życzy, prawda?
Wszyscy musieli przyznać jej rację. W takim pojedynku albo zginąłby Ash, albo Monastario. Jeżeli Ash, to Don Josh poniósłby poważną stratę, a jeżeli kapitan, to mogłyby z tego wyjść niemiłe konsekwencje. W końcu oficer cieszył się poważaniem samego gubernatora Giovanniego, a chociaż rodzina de La Vega była przez niego bardzo szanowana, to mimo wszystko konsekwencje takiego pojedynku byłyby dla Asha nad wyraz poważne.
- Najlepiej by było, gdyby nasz syn poślubił senoritę Pulido i kapitan nie miałby już jak zalecać się do niej - stwierdziła Delia.
Ash spojrzał z uśmiechem na matkę, którą to niezwykle szanował, po czym rzekł:
- Doskonały pomysł, mamo.
Następnie podszedł do Sereny i rzekł do niej uroczystym tonem:
- Moja droga Sereno... Znamy się od dziecka... Byliśmy zawsze sobie bliscy. Nasze matki chcą, abyśmy zostali małżeństwem, a i ja nie mam nic przeciwko temu. Co więc sądzisz o możliwości wyjścia za mnie?
Josh i Dawn załamani zasłonili sobie oczy dłońmi, gdy to usłyszeli. Chyba nie było gorszego sposobu oświadczenia się dziewczynie niż taki, jaki właśnie zademonstrował młody de La Vega. Nic dziwnego, że Serena prychnęła pogardliwie i wybiegła oburzona z pokoju.
- No co?! - zapytał zdumiony jej zachowaniem Ash - Co ja takiego powiedziałem?
- Lepiej... Nic... Już... Nie mów - rzekł załamanym głosem Don Josh, powoli wypuszczając słowa z ust - Synu... Naprawdę... Nic już nie mów, a najlepiej zejdź mi z oczu.
- Josh, proszę cię... - broniła syna Delia.
Mężczyzna jednak nie dał się ubłagać.
- Zejdź mi z oczu, młodzieńcze! Do jutra nie chcę cię oglądać!
Ash zasmucony tym wszystkim wyszedł z pokoju, a Maxymiliano z nosem w książce poszedł za nim.
- Tak bardzo cię przepraszam, Grace - jęknął załamanym głosem de La Vega - Mój syn naprawdę zachowuje się czasami... Jak kompletny głupiec. Ja nie wiem, co spotkało tego młodzieńca w Kalos. Kiedyś był on zupełnie inny, a teraz?
- Nic nie szkodzi, Josh - powiedziała do niego z uśmiechem donna Pulido - Poza tym i tak nie był to najgorszy sposób proszenia dziewczyny o rękę. Prócz tego obawiam się, że kapitan Monastario okaże jeszcze gorsze maniery, kiedy zacznie prosić mnie o rękę Sereny, o ile oczywiście będzie prosić.

***

Serena wyszła z salonu i znalazła się na korytarzu hacjendy de La Vegów. Czuła się po prostu okropnie. Jak Ash w ogóle mógł w taki sposób ją potraktować i prosić o jej rękę w tak głupi oraz pozbawiony wszelkich emocji sposób? No dobrze, był on o wiele bardziej kulturalny niż kapitan James, ale przecież on przynajmniej coś do niej czuł, z kolei Ash sprawiał wrażenie zimnego kołka wbitego w ziemię - praktycznie nic go nie ruszało i na wszystko reagował z takim nienaturalnym wręcz, stoickim spokojem, a przecież prawdziwy mężczyzna powinien umieć okazać emocje wtedy, gdy tego trzeba. Gdyby Ash ją kochał, to wściekłby się na wieść o tym, że inny mężczyzna próbował zdobyć jej serce. Nie musiałby go zaraz wyzywać na pojedynek, ale z całą pewnością okazałby on swoje uczucia wobec niej, a tymczasem... nic! Po prostu kompletny kołek z niego - zimny i pozbawiony emocji!
Takie właśnie myśli wyraziła na głos panna Pulido. Skierowała je do May, swojej wiernej służki i zarazem przyjaciółki, która tylko westchnęła głęboko i powiedziała:
- Moim zdaniem nie zasłużył on na tak niską ocenę. Co prawda może nie zachował się specjalnie romantycznie, ale przecież zawsze mogło być gorzej.
- Tak, to prawda - zauważyła Dawn, dołączając do dziewczyn - Ja nie wiem, dlaczego mój brat się tak zachowuje, ale cóż... Prawdę mówiąc on zawsze był dziwakiem.
- Nieprawda! Kiedyś był o wiele lepszy! - zawołała oburzonym tonem Serena - Pamiętam doskonale, jak go poznałam. Miałam wtedy zaledwie siedem wiosen i szłam sobie na spacer z May, gdy nagle naskoczyła na nas banda wyrostków. Chcieli mi wrzucić węża za sukienkę, ale wtedy zjawił się Ash, który bez trudu ich pobił, chociaż był sam jeden, a ich czterech. Był wtedy po prostu wspaniały. Od tego czasu zostaliśmy przyjaciółmi. Miałam nadzieję, że za niego wyjdę, kiedy dorośniemy, a teraz co? On się zmienił na gorsze.
- Być może jego zachowanie to tylko poza? - zasugerowała Dawn.
Serena spojrzała na nią uważnie.
- Poza? Niby po co stosowana?
- Nie mam pojęcia, ale tak coś czuję, choć oczywiście mogę się mylić. W końcu co ja niby o nim wiem? Odnoszę wrażenie, że raczej go nie znam. Też jestem zawiedziona jego przemianą na gorsze, ale mimo wszystko to zawsze mój brat. Muszę bronić dobrego imienia tego głupka, choć czasami mnie samą on tak denerwuje, że uhh...
May i Serena uśmiechnęły się do siebie delikatnie.
- Tak czy siak nie wyjdę za Asha, choć kiedyś bardzo tego chciałam - rzekła smutno panna Pulido.
- A ja uważam, że powinnaś za niego wyjść - zauważyła May.
Mówiła ona do swojej pani per „ty“, ponieważ ta już dawno pozwoliła jej na to, ale tylko wówczas, gdy Grace nie będzie w pobliżu. Kobieta była bowiem dość konserwatywnie nastawiona do pewnych spraw, więc takie relacje między Sereną i służącą zdecydowanie nie spodobałyby się jej.
- W każdym razie Don Ash byłby już lepszym kandydatem na męża niż ten bandyta w masce.
Serena spojrzała na nią groźnie, zaś Dawn zachichotała.
- No proszę... Czyżby moja serdeczna przyjaciółka była zakochana w jakimś przestępcy?
- I to nie byle jakim przestępcy - mówiła dalej May zadziornym tonem - Ale w samym Zorro.
- W Zorro? - zaśmiała się senorita de La Vega - No proszę. Widzę, że Serena, choć nieco ekscentryczna, to przynajmniej w kwestii mężczyzn ma dobry gust. Chciałabym jednak wiedzieć, dlaczego właśnie w nim?
- To wszystko z powodu tych wydarzeń, które miały miejsce tydzień temu - wyjaśniła senorita Pulido, wzdychając głęboko - Jechałyśmy razem z matką i May, gdy nagle napadli na nas jacyś bandyci. Chcieli nas okraść, a być może nawet i zabić. Wtedy właśnie zjawił się Zorro wraz ze swoim pomocnikiem, Małym Zorro. Obaj bez żadnego trudu pokonali bandytów, ale zamaskowany przestępca nie omieszkał wziąć swojej nagrody, którą to było moje skradzione serce.
Dawn patrzyła na nią zaintrygowana, po czym dostrzegła ona Pikachu przechadzającego się w towarzystwie Piplupa, jej ulubieńca. Dziewczyna wzięła swego Pokemona na ręce i przytuliła go czule do siebie.
- Pikachu... Przyszedłeś podsłuchiwać? - zachichotała senorita de La Vega - Ups... Wybacz. Nie chciałam cię urazić. Przecież ty nic nie słyszysz. Przepraszam cię, Pikachu. Ech! Ale po co ja właściwie do ciebie mówię? Przecież ty moich przeprosin także nie słyszysz. Ja nie wiem, jak mój brat umie się z tobą porozumieć.
Następnie spróbowała pokazać mu coś na migi. Elektryczny gryzoń zaś wpatrywał się w nią uważnie, strzygąc przy tym lekko uszami.
- Panna Pulido... chce spać... Czy możesz... przekazać... służbie... aby pościeliła... jej pokój?
Dawn mówiąc to starała się pokazać na migi, o co jej chodzi. Na całe szczęście osiągnęła swój cel, ponieważ Pokemon kiwnął radośnie głową i poszedł przed siebie.
- Idź z nim, Piplup. Przypilnuj, aby niczego nie pokręcił.
Jej stworek poczłapał za swoim przyjacielem, aby przekazać służbie polecenia senority de La Vega.
Należy zauważyć, że służba w tym domu (podobnie jak w większości bogatych domów) składała się nie tylko z ludzi, ale też z udomowionych Pokemonów, których inteligencja oraz pomysłowość niejeden raz bardzo się przydawały. W tamtych bowiem czasach ludzie nie łapali nagminnie Pokemonów tak, jak to czynią dzisiaj. Wtedy posiadanie jakiegokolwiek stworka wymagało dużej ilości pieniędzy lub też dużej dawki szczęścia (to ostatnie było po to, żeby Pokemon zechciał nie tylko zaprzyjaźnić się z jakimś człowiekiem, ale też z nim zostać na stałe). Zaś ród de La Vegów posiadał nie tylko pieniądze, ale również i szczęście, więc wielu członków ich służby to były właśnie Pokemony. Przewodził nimi zawsze Pikachu, wierny stworek don Asha. Przyjaźń między tą dwójką była tak wielka, że obaj doskonale umieli się ze sobą dogadać pomimo tego, iż elektryczny gryzoń podczas pobytu w Kalos stracił słuch. Ash wówczas celowo nauczył siebie i jego języka migowego, aby mimo wszystko zawsze mogli ze sobą rozmawiać.
Pomimo braku słuchu u Pikachu senorita Dawn zawsze patrzyła dość podejrzliwym tonem na Pokemona. Czasami odnosiła wrażenie, że stworek ten zbyt często kręci się tam, gdzie toczą się jakieś rozmowy. Nikt nie miał obaw, aby przy nim cokolwiek mówić, dlatego też jego obecność nikomu bynajmniej nie przeszkadzała, chociaż senoricie Dawn wydawało się ono czasami dość podejrzane.
- Gdyby nie był głuchy, to pomyślałabym sobie, że on kogoś szpieguje - mruknęła dziewczyna - Ale kogo i po co?

***

Grace Pulido i jej córka pozostały w hacjendzie de La Vegów przez cały tydzień. Przez ten czas Don Ash próbował w jakiś sposób zalecać się do senority Sereny, jednak jego metody polegające na graniu na gitarze i recytowaniu kiepskiej jakości wierszy nie przynosiły wcale rezultatu, choć czasami sprawiły, że młody de La Vega rozbawił swoją rozmówczynię, ale nic poza tym. Jeżeli chciał wzbudzić w niej miłość, to musiał bardziej się postarać, jednak nie miał pojęcia, w jaki sposób ma to zrobić. Nie chciał też słuchać rad swego ojca, które uważał za zdecydowanie nie pasujące do jego charakteru.
Ale nie tylko Don Ash miał swoje problemy osobiste. Posiadał je też Maxymiliano, któremu wyraźnie wpadła w oko Bonnie Pinkerton. Niestety, dziewczynę denerwowała jego ogromna słabość do filozofii. Nie umiała wiecznie słuchać chłopaka i odpowiadać na jego pytania, co sądzi na temat poglądów Platona czy Arystotelesa. Przez pierwsze dwa dni takich rozmów siostra znanego detektywa dość cierpliwie znosiła to nudne gadanie, potem jednak nie wytrzymała i zawołała:
- Posłuchaj mnie, drogi przyjacielu! Wszystko, o czym mówisz jest niezwykle ciekawe, ale mnie to w ogóle nie interesuje! Rozumiesz?! Mam już tego serdecznie dość! Nie możesz mówić mi o czymś innym?!
- Tylko o czym ja bym miał tobie mówić? - zdziwił się Maxymiliano, poprawiając sobie swoje okulary, które wciąż mu spadały z nosa.
- Nie wiem! Przecież jesteś chłopakiem. I co? Niby nie wiesz, o czym można rozmawiać z dziewczyną?!
- Wybacz, ale nie.
- W takim razie wybacz, ale nie zamierzam z tobą rozmawiać, póki łaskawie się tego nie dowiesz!
Po tych słowach wyszła ona oburzona z pokoju, w którym siedziała z chłopakiem i wpadła prosto na Dawn.
- Co ci się stało, Bonnie? - zapytała senorita de La Vega - Czyżby mój przybrany braciszek aż tak cię zirytował?
- Zirytował?! O, to mało powiedziane! - zawołała oburzonym tonem dziewczynka - On jest po prostu męczący! Mam go już serdecznie dosyć! Nie wiem, jak ty z nim wytrzymujesz!
- Tak prawdę mówiąc, to sama czasami zadaję sobie to pytanie. Ale ty pewnie masz tak samo z Clemontem, jak ja z Maxymiliano, prawda?
- Czasami, choć on umie rozmawiać na ciekawsze tematy. Zazwyczaj. No i jest chyba przystojniejszy.
- Owszem... Tu się z tobą zgadzam - zachichotała Dawn.
Senoricie de La Vega bardzo bowiem przypadł do gustu słynny, młody detektyw, choć nie podobało się jej to, że ma on za zadanie złapać Zorro, któremu kibicowała całym sercem w jego działalności. Dlatego też zadanie, jakie miał do wykonania senor Pinkerton było jej bardzo niemiłe, dlatego też tego samego dnia, gdy musiała wysłuchać pretensji Bonnie pod adresem swojego przybranego brata, to szukała okazji, żeby porozmawiać o tym z Clemontem. Miała okazję, młodzieniec bowiem powrócił pod wieczór do hacjendy, gdzie opowiedział o swoich przeżyciach.
Detektyw cały dzień spędził na mieście, gdzie czekał na ruch Zorro. Spodziewał się on, że ten zaatakuje, zwłaszcza, iż kapitan Monastario kazał tego samego dnia uwięzić trzech robotników indiańskiego pochodzenia za ich rzekomo buntownicze zapędy. Prawdą było, że owi ludzie rzucili się na żołnierzy, jednak komendant Alabastii raczył zapomnieć o tym, iż to pijani podwładni sierżanta Meowtha zaczęli zaczepiać młode służące pracujące w oberży państwa Wandstorf. Pomimo rozkazów swojego przełożonego nie zaniechali tego i ich ukochani (czyli właśnie owi Indianie) skoczyli im na pomoc. Doszło do bójki, młodzieńcy zostali aresztowani, a kapitan skazał ich na śmierć.
- Panie kapitanie, pragnę zauważyć, że ci ludzie jedynie bronili swoich ukochanych - powiedział w ich obronie sierżant Garcia.
- Możliwe, ale pobili naszych ludzi, a jeden z nich wyzionął ducha po tym wydarzeniu - odparł James Monastario - Muszą zatem wszyscy trzej odpowiedzieć za swoje czyny. Wyrok śmierci dla nich będzie ostrzeżeniem dla wszystkich wichrzycieli.
Clemont, siedzący wtedy w gabinecie kapitana i rozmawiający z nim, nie pochwalał takiego zachowania, jednak wiedział, że w tej sprawie jego władza niestety nie sięga. Żołnierze Monastario oraz on sam mieli słuchać poleceń detektywa jedynie w sprawie złapania Zorro. W innych kwestiach wpływ Clemonta był za mały, aby mógł cokolwiek zrobić. Mimo wszystko postanowił się odezwać.
- Osobiście nie pochwalam pańskiej metody działania, kapitanie. Nie uważam, aby to cokolwiek pomogło. Rozstrzelanie tych ludzi tylko zaogni nasze stosunki z Indianami, a prócz tego ci trzej nie zasłużyli na śmierć.
- Panie Pinkerton - powiedziała porucznik Jessie gniewnym tonem - O ile dobrze pamiętam, to ma pan schwytać Zorro, a nie bawić się w politykę, mam rację? Więc proszę zamknąć swój głupi dziób i przestać mieszać się w sprawy innych ludzi!
- Moja siostra jak zwykle ma niewyparzony język, ale tym razem się z nią zgadzam. Nie powinien się pan w to mieszać - stwierdził Monastario.
Clemont widział, że słowami nic nie osiągnie, dlatego posłuchał rady pani porucznik i zamknął buzię. W głowie jednak układał właśnie raport dla gubernatora w tej sprawie. Wiedział, że zdecydowanie nie będzie on pochlebny wobec kapitana i jego metod działania.
Sierżant Meowth Garcia również był zasmucony tym wszystkim, co właśnie się stało, dlatego wyszedł zasmucony i zaczął iść ulicami miasta. Wpadł nagle na Maxymiliano, który to w towarzystwie Pikachu wychodził właśnie z księgarni.
- Dzień dobry, sierżancie! - zawołał wesoło młodzieniec, poprawiając sobie okulary na nosie - Cóż to? Czemu ma pan taką smutną minę?
- Ech... Nawet nie warto o tym mówić - powiedział smutno Pokemon w mundurze - To po prostu przerażające.
- A może jednak zechce się pan wygadać? - spytał chłopiec - W końcu smutki najlepiej z siebie zrzucić.
- Racja - dodał Don Ash, który również właśnie wyszedł z księgarni - Należy się wygadać, bo inaczej cierpienie i zgryzoty nas zabiją od środka.
Sierżant Meowth ustąpił i poszedł na jednego z przybranymi braćmi. Z jednego kielicha szybko jednak zrobiło się kilkanaście, a Garcii rozwiązał się język. Opowiedział on Ashowi i Maxymiliano wszystko, co tylko oni chcieli usłyszeć, a także wyraził swe oburzenie z powodu decyzji kapitana.
- Ale co ja mogę zrobić? - wyżalał się będąc coraz bardziej zalanym - W końcu on tu rządzi, a nie ja! Poza tym on liczy, że w ten sposób złapie Zorro, który z pewnością nie przejdzie obojętnie obok takiego czynu. Ci ludzie więc są tylko pionkami w grze kapitana. Tak, wiem! To wszystko podłość, a ja nic nie mogę zrobić, aby przerwać to szaleństwo. Ale ja mam tego dość! Nie po to zostałem żołnierzem, żeby pastwić się nad innymi! Powiadam więc wam... Ja mu jeszcze pokażę! Zobaczycie! Ja mu pokażę, temu kapitanowi i jego wrednej siostrzyczce! Wszystkim im pokażę!
Po tych słowach wypił jeszcze jeden kielich i opadł z głową na stolik. Ash i Maxymiliano uśmiechnęli się do siebie lekko i zapłacili Brockowi rachunek sierżanta, a sami wyszli. Nie zauważyli jednak, że przy jednym ze stolików siedział Clemont, który uważnie ich obserwował.
- Oni często stawiają sierżantowi kielicha? - zapytał detektyw Misty, gdy ta przyniosła mu posiłek.
- Tak, dosyć często. W końcu są jego przyjaciółmi - odpowiedziała mu rudowłosa - Choć prawdę mówiąc ich przyjaźń opiera się na tym, że Don Ash stawia Garcii kielicha, a ten raczy go swoimi dykteryjkami. Takie coś za coś, choć sierżant zdecydowanie lepiej wychodzi na tym układzie.
- Nie wątpię - zachichotał Clemont i zaczął jeść.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 7:24, 06 Sie 2020    Temat postu: Z jak zemsta - Rozdział III

Czyli tak jak zwykle, panna zakochuje się w tajemniczym i bohaterskim Zorro, a irytuje ją leniwy i przemądrzały Diego.
Ta scena oświadczyn przypomina mi podobną scenę, która była chyba właśnie w książce, że oświadczyny Diego to była jakaś kpina i parodia oświadczyn.
Coraz bardziej lubię tego detektywa i wyczuwam, że może nastąpić w nim konflikt moralny, ma złapać Zorro, a nie może, bo podziela jego wartości.
Chyba Monastario nie ustanie w swoich prostackich zalotach wobec panny, bo zarozumiały kapitan uważa, że żadna mu się nie oprze.
Garcia jak zawsze przeuroczy i wylewny, zwłaszcza jak trochę wypije.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 0:51, 07 Sie 2020    Temat postu:

Nie inaczej, tutaj inspirowałem się powieścią McCulleya, w której też Lolita pokochała nie Diego, który ją irytował, a bohaterskiego Zorro - nie wiedząc, że to ta sama osoba. W sumie zawsze mnie ciekawiło, czemu Diego nawet przed Lolitą robił takie pokazówki. Musiał poważnie nawet oświadczyny przeprowadzać w sposób irracjonalny? W końcu zamiast parodii oświadczyć mógł normalnie zabiegać o jej względy. Czyżby miał obawy, że jego normalność w miłości sprawi, że ktoś go zdemaskuje? Albo po prostu nieco zatracił się w swojej grze? Smile
Właśnie, kapitan jest zdania, że żadna mu się nie oprze, a szczególnie zagiął parol na senoritę Pulido i nie zamierza jej odpuścić Smile
Garcia zawsze był przeuroczy, a wylewny robił się rzeczywiście po kilku dobrych kielichach Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Isztaria
Gubernator



Dołączył: 20 Lip 2020
Posty: 185
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z garnizonu w Los Angeles

PostWysłany: Wto 13:44, 11 Sie 2020    Temat postu:

Podoba mi się, jak nawiązujesz tutaj do powieści McCulleya właśnie! Very Happy Ech, co ta Serena. Taki pragmatyczny, miły Ash, tak jej ładnie i klarownie przedstawił propozycję... Very Happy A ta wzdycha do jakiegoś bandyty, którego tylko pół twarzy widziała Wink
Jestem strasznie ciekawa zalotów Monastario. Czy będą bardziej jak zaloty w serialu, czy raczej jak zaloty kapitana Ramona. Mam wrażenie, że rozdzieliłeś osobowość serialowego Monastario pomiędzy rodzeństwo tutaj. James ma jego maniery i klasę, Jessie temperament i arogancję Very Happy
Dawn jest super! Podoba mi się też ten wątek trzymania Pokemonów przez rodziny. Mówię połączenie Pokemonów i Zorro jest szalenie oryginalne i ciekawe.
A dobre pytanie w sumie, czemu Diego tak się wydurniał przed Lolitą. Może chciał utrzymać fasadę dziwaka, a może nie chciał się tak naprawdę żenić przez swój sekret?


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 14:55, 11 Sie 2020    Temat postu:

No cóż, nie ukrywam, że to miała być opowieść przede wszystkim nawiązująca do powieści McCulleya i cieszy mnie, że udało mi się to stworzyć xD He he he. No właśnie, Ash jest miły tak klarownie wyznał jej swoją propozycję, a ta strzela fochy, bo zakochana jest w bandycie, którego tylko pół twarzy zobaczyła. No tak to jak? xD
W sumie rzeczywiście tak mi wyszło - ponieważ Jessie to w anime ta nerwowa, to ona właśnie otrzymała temperament i arogancję, z kolei James ma maniery i klasę, choć i tak w końcu wychodzi z niego prawdziwy drań i łajdak Smile
Właśnie, chciałem połączyć ze sobą świat Pokemonów i Zorro. Dlatego ludzie jeżdżą tu na Pokemonach koniach i są Pokemony pupile i inne takie. Przy okazji Pikachu idealnie pasuje do roli głuchoniemego sługi Smile
Dawn jest super nawet w anime, dlatego u mnie też musi taka być Smile Wiesz, tu chodziło o zachowanie pozorów. Nawet najbliżsi nie mogli odkryć, że Diego to Zorro. Dlatego Lolita też musiała poznać tego głupiego Diego Smile


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin