Forum Serial Zorro Strona Główna Serial Zorro
Forum fanów serialu Zorro
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Księżniczka Sara
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Serial Zorro Strona Główna -> fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12164
Przeczytał: 10 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Nie 7:09, 06 Kwi 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

-Aniu grasz w Baseball jak dziewczyna -stwierdził Gilbert.
-Jestem dziewczyną -odparła Ania.
-No fakt -rzekł Gilbert. Dziewczyny nie mają zdolności do sportu.
-Dlaczego niby -spytała zdumiona Sara. Ciocia Marigold mówi, że wszystko jest kwestią predyspozycji, a nie płci.
-A ty chcesz grać w baseball Saro ?
-Nie -odparła Sara po chwili namysłu. Ale to dlatego, że mnie to nie interesuje, ale nikomu nie odmawiam prawa do gry.
-O czym rozmawiacie -spytał Jerry podchodząc do nich.
-Ania chce się nauczyć gry w Baseball -rzekł Gilbert. A ty gdzie byłeś cały ranek ?
-Piekłem ciasto na konkurs.
-Zamieniasz się w dziewczynę -spytał Gilbert kpiącym tonem.
-Nie możesz wystartować w konkursie pieczenia ciast, przecież jesteś chłopakiem -rzekła Diana.
-Regulamin nie zabrania mi startu -odparł Jerry.
-Dajcie Jerry’emu spokój -rzekła Sara. Niech każdy robi to co mu sprawia przyjemność, o ile nie krzywdzi innych.
-Dzięki Saro -odparł Jerry uśmiechając się do niej. Ty wierzysz, że dam sobie radę ?
-Oczywiście -odparła dziewczyna, odwzajemniając jego uśmiech.
Minęło kilka dni.
-Jak się nazywa twoje ciasto Jerry -spytała Małgorzata Linde.
-Ciasto niespodzianka -rzekł Jerry.
-Żebyśmy się nie potruli jeszcze tą niespodzianką -rzekł Tomasz Linde. Świat stanął na głowie. Ania gra w baseball, a Jerry piecze ciasto.
-I tak pewnie konkurs pieczenia ciast wygra jak zwykle Klara Post ze swoim ciastem czekoladowym -stwierdziła Maryla.
Sara zobaczyła, że Jerry posmutniał i odszedł na bok. Podeszła do niego.
-Co się stało Jerry -spytała swoim słodkim głosikiem, który przypominał barwę tęczy.
-To nie ma sensu -odparł chłopak. Powinien zrezygnować i tak nie mam szans na wygraną.
-Nie, nie możesz się poddawać -rzekła Sara. Nawet jeśli nie uda ci wygrać konkursu, to zdobędziesz nowe doświadczenie.
-Wszyscy się ze mnie znowu śmieją -odparł chłopiec z goryczą w głosie.
Sara zastanawiała się co mu odpowiedzieć, gdy nagle przyszedł jej do głowy pewien pomysł.
-Dobrze to zrezygnuj jak chcesz. Klara Post wygra jak zawsze i będzie się tym pysznić.
-O nie -rzekł Jerry. Nie możemy na to pozwolić.
Jurorzy próbowali po kawałku każdego ciasta, ale z ich min, trudno było coś wyczytać.
-Trzecie miejsce zajęła Klara Post i jej ciasto czekoladowe.
Klara Post była wściekła i zrobiła się czerwona jak burak.
-Drugie miejsce przypada Dianie Barry i ciastu z agrestem.
-Pierwszy raz jestem wyżej od Klary Post -rzekła zdumiona Diana.
-A kto wygrał ?
-Pierwsze miejsce zajmuje Jerry i jego ciasto niespodzianka.
-Jerry wygrałeś -rzekła Sara.
-Naprawdę ? Ja wygrałem ?
-Jestem z ciebie bardzo dumna -rzekła Sara i ku zdumieniu chłopca pocałowała go w policzek.
-Wybacz, że z ciebie śmiałem -rzekł Gilbert podchodząc do Jerry’ego.
-W porządku -odparł Jerry. Pokonasz mnie na boisku i będziemy kwita.
Ciasto z niespodzianką to bardzo smaczny i łatwy w przygotowaniu deser. Składa się z puszystego biszkopta kakaowego, delikatnej masy śmietanowej, oraz słodkiej niespodzianki w postaci rogalików mini 7 days. Wierzch ciasta wykończony jest galaretką truskawkową, która idealnie przełamuje słodycz masy i rogalików.
Przepis na ciasto z niespodzianką jest bardzo łatwy. Ciasto robi się naprawdę bardzo szybko i sprawnie. Wszystkie składniki są ogólnodostępne i możecie je zakupić w każdym sklepie. Deser ten bardzo ładnie prezentuje się na stole. Możemy zaserwować go na każdą okazję, mając pewność, że nasi goście będą zachwyceni jego smakiem, gdyż naprawdę jest przepyszny.
-Jaką nam dziś bajkę opowiesz Saro ?
Buty w tańcu przetarte
Bajki braci Grimm
Był sobie ongiś król, a miał on dwanaście córek, jedna piękniejsza od drugiej. Spały razem w sali, gdzie ich łóżka stały obok siebie, a gdy wieczorem w nich leżały, król zamykał drzwi i je ryglował. Gdy rankiem otwierał drzwi, widział, że ich buty przetarte były od tańca i nikt nie mógł zgadnąć, jak to się stało. Król kazał więc obwieścić, że ten który się dowie, gdzie tańczą w nocy, może sobie jedną wybrać za żonę, a po jego śmierci zostać królem, lecz kto się zgłosi, a po trzech dniach tajemnicy nie odkryje, odda swe życie. Niedługo potem zjawił się królewicz, który ważył się przyjąć wyzwanie. Przyjęto go dobrze, a wieczorem poprowadzono do pokoju obok sali sypialnej królewien. Jego łóżko było odkryte, miał uważać, gdzie idą i tańczą. By nic sekretnie czynić nie mogły, ani nawet przejść do innego miejsca, zostawiono drzwi do sali otwarte. Powieki królewicza zrobiły się jak ołów i wnet zasnął, a gdy rano się zbudził, widać było, że wszystkie dwanaście musiały gdzieś tańczyć, bo ich buty miały dziury w podeszwach. Drugiego i trzeciego wieczoru nie było inaczej i dlatego bez litości odrąbano mu głowę. Po nim przychodziło jeszcze wielu, próbowali swych sił, lecz musieli rozstać się z życiem. Zdarzyło się jednak, że pewien biedny żołnierz, który rany nosił okrutne i nie mógł dłużej służyć, był w drodze do miasta, gdzie mieszkał król. Spotkał starą kobietę, która zapytała go, dokąd zmierza. "Sam dobrze nie wiem," odrzekł i w bólu dodał, "Chciałbym się dowiedzieć, gdzie królewny swe buty w tańcu przecierają, a potem zostać królem" - "To wcale nie takie trudne," powiedziała staruszka, "Nie wolno ci pić wina, które ci wieczorem przyniosą i musisz udawać, że mocno śpisz." Dała mu potem kapotkę i rzekła "Jak ją założysz, będziesz niewidzialny, nikt cię nie ujrzy, będziesz mógł się skradać za całą dwunastką." Gdy żołnierz usłyszał dobrą radę, spoważniał, że a ż serce mu ścisnęło, stanął przed królem i zgłosił się jako kawaler. Przyjęto go tak samo dobrze jak innych, ubrano go w królewskie odzienie. Wieczorem, w porze snu, poprowadzono go do przedpokoju sali sypialnej, a gdy chciał położyć się do łóżka, przyszła najstarsza i przyniosła mu kubek wina, lecz od uwiązał sobie gąbkę pod brodą, wino wlewało się do niej, a on nie wypił ani kropli. Położył się potem, a gdy już chwilę leżał, zaczął chrapać jak w najgłębszym śnie. Usłyszały to królewny, śmiały się, a najstarsza rzekła "Mógł oszczędzić żywota." Potem wstały, otworzyły szafy, skrzynie i skrzynki, wyciągnęły przecudne suknie, myły się przed lustrami, skakały dokoła i cieszyły się na taniec. Tylko najmłodsza rzekła: "Nie wiem, wy cieszycie się, a mi jest jakoś dziwnie na sercu, pewnie spotka nas nieszczęście." – "Ale z ciebie gąska," rzekła najstarsza, "Zawsze się boisz. Zapomniałaś już, ilu królewiczów przyszło tu daremnie? Temu żołnierzowi nie musiałabym nawet trunku nasennego podawać i tak by nie wstał, taka z niego łajza." Gdy wszystkie były już gotowe, zajrzały do żołnierza, lecz ten zamknął oczy i ani się ruszył. One zaś myślały, że są całkiem bezpieczne. Najstarsza podeszła do swego łóżka i zapukała w nie. Wnet zapadło się pod ziemię, a one weszły w otwór, jedna za drugą, a z przodu była najstarsza. Lecz żołnierz, który to wszystko na własne oczy widział, nie zwlekał, założył kapotkę i zszedł za najmłodszą. Pośrodku schodów stanął jej troszkę na suknię, wystraszyła się i zawołała: "Co to, co trzyma mnie za suknię?" – "Nie bądź głupia," rzekła najstarsza, "Zaczepiłaś się o haczyk." Zeszły więc na dół, a gdy już były na dole, stały w drzewnym pasażu, a wszystkie liście drzew były ze srebra, błyszczały i połyskiwały. Pomyślał sobie tedy żołnierz: "Przydałoby się wziąć jaki dowód." I złamał jedną z gałązek. Wtem drzewo wydało z siebie wielki trzask. "Najmłodsza znów zawołała: "Coś jest nie tak, słyszałyście ten trzask?" Najstarsza rzekła na to: "To strzały z radości, bo wnet wybawimy naszych księciów." Weszły w pasaż, gdzie liście były ze złota, potem do takiego, gdzie były to diamenty, a z obydwu ułamał sobie żołnierz po gałązce, a za każdym razem dało się słyszeć trzask. Najmłodsza zadrżała ze strachu, lecz najstarsza pozostała przy swoim, że to wystrzały z radości. Poszły dalej aż dotarły do wielkiej wody. Stało na niej dwanaście stateczków, a w każdym stateczku siedział piękny książę. Czekało ich dwunastu, a każdy wziął sobie jedną królewnę, lecz żołnierz poszedł za najmłodszą. Rzekł tedy książę: "Nie wiem, ale statek wydaje się dziś być cięższy niż zwykle, muszę wiosłować ze wszystkich sił." – "Co jest tego powodem?" rzekła najmłodsza, "Jak przy upale, tak mi jakoś gorąco." Za wodą stał jasno rozświetlony zamek, a rozbrzmiewała z niego wesoła muzyka. Wiosłowali do niego, weszli w końcu, każdy książę tańczył ze swoją ukochaną, a żołnierz tańczył z nimi, bo był niewidzialny, a gdy któraś kubek z winem trzymała, wypijał go do dna, że był pusty, gdy go do ust podnosiła. Przelękła się najmłodsza, ale najstarsza nie dopuściła jej do głosu.. Tańczyli do trzeciej rano, a wszystkie buty były już przetarte od tańca i musieli skończyć. Książęta przeprawili się z królewnami przez wodę. Tym razem żołnierz usiadł na przedzie z najstarszą. Na brzegu pożegnały się z książętami i obiecały przyjść następnej nocy. Gdy byli przy schodach, żołnierz pobiegł przodem i położył się do łóżka, a gdy dwunastka w powoli i w znoju doczłapała do góry, chrapał już tak głośno, że wszystkie go słyszały i rzekły "Przed nim jesteśmy bezpieczne." Rozebrały się z sukni, odłożyły je, przetarte zaś w tańcu buty położyły pod łóżkiem. Następnego ranka żołnierz nie powiedział nic, bo chciał jeszcze popatrzeć na te cudowne istoty, chodził z nimi i drugą i trzecią noc. Zawsze było jak za pierwszym razem i zawsze tańczyły, aż buty były dziurawe. Za trzecim razem jako dowód zabrał kubek. Gdy nadeszła godzina, gdy miał odpowiedzieć na zagadkę, zabrał trzy gałęzie i kubek ze sobą i poszedł do króla, dwunastka zaś stała za drzwiami i nasłuchiwała. Gdy król zapytał: "Gdzie moje córki dziurawią swe buty po nocach?" odparł "Tańczą z dwunastką książąt w podziemnym zamku." Opowiedział, jak wszystko się odbyło, wyciągnął dowody. Kazał tedy król królewny wołać i zapytał, czy żołnierz prawdę mówi. Widziały, że prawda wyszła na jaw i niczego się nie wypierały, do wszystkiego się przyznały. Potem król zapytał, którą chce za żonę, on zaś odparł "Nie jestem już młody, dajcie mi najstarszą." Jeszcze tego dnia odbył się i ślub, obiecano mu też królestwo po śmierci króla. A na książętach ciążył czar przez tyle dni, ile nocy z dwunastką królewien przetańczyli.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Nie 12:58, 06 Kwi 2025, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11520
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 15:07, 06 Kwi 2025    Temat postu:

Po dość długiej przerwie powracamy ponownie do przygód Ani Shirley i jej paczki. I nie zawiodłem się ani przez chwilę. Choć zaskoczyła mnie ta gra w baseball. Nie o to mi jednak chodzi, że jestem zaskoczony, iż Ania jako dziewczynka chce grać w tę grę. Ania zawsze lubiła łamać konwenanse, a ponadto one są zwykle od tego, żeby je łamać Very Happy Poza tym, jeżeli to lubi, to nie mnie to oceniać. Bardziej mnie dziwi to, iż w ogóle ktokolwiek w tę dziwną grę chce grać. Co drugi amerykański film, głównie dla młodzieży pokazuje, jak gra się w tę grę, dosyć dziwną i choć może ma w sobie to coś, to jakoś dziwi mnie ten zachwyt Amerykanów nad nią. Ale co kraj, to obyczaj Very Happy Gilbert trochę się śmiał z Jerry'ego, że ten chce piec ciasta, ale ostatecznie zaakceptował jego pomysł na udział w konkursie i przeprosił za swoje żarty. I jeszcze Sara tak słodko motywuje Jerry'ego. Buziaka mu dała. Mówiłem, że czuję tutaj coś więcej niż przyjaźń. Dobrze, że chłopak wygrał i pokonał zarozumiałą pannicę, która zawsze wygrywała. Choć rozbawiło mnie to, jak komentowali członkowie jury, że Jerry bierze w tym udział, a mimo to zasmakowali w jego cieście. Tylko jednego nie rozumiem. Diano, ciasto z agrestem? I to ma być smaczne? Very Happy Fajna przygoda, mocno mi przypomina odcinek serialu "DOKTOR QUINN", w którym Bryan brał udział w podobnym konkursie. I tam też był tekst o niespodziance, że jeśli się nie potrują, to będzie niespodzianka. Tylko kto to mówił? Hank czy Laurence? Tego nie pamiętam, ale pamiętam, że zachwycony smakiem ciasta Bryana wcinał je potem jak głupi mydło Very Happy Ciekawa jest też bajka Sary o stańcowanych pantofelkach, czy jak kto woli, o dwunastu tańczących księżniczkach. I muszę powiedzieć, że podoba mi się użycie zdjęcia z filmu, który niedawno oglądaliśmy na jego podstawie. Muszę jednak także dodać, iż oryginalna baśń nie jest za bardzo romantyczna. Król każe tracić każdego, kto nie umie rozpracować księżniczek i tego, co robią potajemnie. No i jeszcze to, że księżniczki nie mają z tym najmniejszego problemu. Wręcz można odnieść wrażenie, że je to bawi, iż ktoś przez nie ginie. Dodatkowo ślub z najstarszą księżniczką zdaje się być czymś na kształt poskromienia złośnicy, co jest mało romantyczne. W filmie, który oglądaliśmy wspólnie, nasze bohaterki nie bawiło, iż ktoś może umrzeć z ich powodu. Dodatkowo król nie kazał zabijać osób, które wcześniej próbowały odkryć sekret i im się nie udało, bo takich osób nie było. A naszemu bohaterowi groził stryczek tylko przez intrygi złego doradcy, który sam chciał poślubić najstarszą królewnę. W dodatku bohater nie jest żołnierzem, tylko właścicielem teatrzyku marionetek. I między nim, a najstarszą córką króla była miłość. A do tego ciekawe jest, iż księżniczka wychodzi za naszego bohatera dobrowolnie, bo go kocha. I ona jako jedyna nie tańczyła razem z siostrami, bo dla niej brakowało księcia. I gdy ona wychodzi za naszego lalkarza, jedenastu książąt, tańczących z jej siostrami wychodzi na zewnątrz zaczarowanego pałacu i może ożenić się ze swoimi ukochanymi. Wszystko więc kończy się dobrze i romantycznie Smile W serialu anime "BAŚNIE BRACI GRIMM" sytuacja została mocno zmieniona. Księżniczki są tylko trzy i tylko najstarsza jest już dorosła, pozostałe dwie to podlotki. I nie tańczą z książętami, a demonami, które je hipnotyzują i chcą wciągnąć w pułapkę. I nasz bohater naprawdę ratuje je z opresji, a potem dzięki temu księżniczka tym chętnie oddaje naszemu bohaterowi rękę i mamy romantyczne zakończenie Smile Jest też bajka "BARBIE I DWANAŚCIE TAŃCZĄCYCH KSIĘŻNICZEK", gdzie w ogóle zmieniono fabułę historii, Barbie jest jedną z córek, ma ukochanego, przyjaciele z dzieciństwa, który uczy ją tańczyć, każda z jej sióstr ma swoje marzenia, wszystkie tańczą potajemnie w zaczarowanym pokoju pod pałacem, a ich ojciec jest chory i próbuje go omotać ich ciotka, licząca na przejęcie władzy, co na szczęście się nie udaje, bo zostaje pokonana i wszystko kończy się dobrze. Jak widać zatem, ta baśń wciąż jest popularna. A co do rozdziału, naprawdę mi się podobał i liczę na kolejne Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12164
Przeczytał: 10 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 10:13, 24 Kwi 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

-Jak tam wasze postanowienia noworoczne -spytała Sara.
-Już dawno o nich zapomniałam -rzekła Ania.
-Szkoda, bo myślałam, że w kwietniu wydrukujemy w naszej gazecie listę jak nam idzie realizacja obietnic -odparła Sara.
-Ja również nie pamiętam co obiecywałem sobie na początku roku -rzekł Gilbert.
-A wiecie, że pani Linde szuka narzeczonego dla panny Stacey -spytał Jerry.
-Nudzi jej się, odkąd jej syn Andrzejek ożenił się z Liz -rzekła Diana. Teraz zajmuje się głównie swataniem nowych par.
-Biedna panna Stacey -rzekła Ania. Pani Linde nie rozumie, że pana Stacey sama sobie go znajdzie.
-A czemu jej tego nie powie -spytał Karolek Hamilton.
-Najpierw pani Linde musiałaby naszą nauczycielkę dopuścić do głosu -rzekł Jerry.
Małgorzata Linde zobaczyła nauczycielkę, która szła pod rękę z nieznanym jej mężczyzną.
-Dzień dobry pani Linde -rzekła panna Stacey swoim słodkim głosikiem. To mój narzeczony Lionel, przyjechał do mnie z Toronto.
Małgorzacie Linda stała zdumiona, nie wiedząc po raz pierwszy w życiu, co powiedzieć.


Muriel Stacy – nowa nauczycielka, Miała przepiękne falujące włosy i duże, wyraziste oczy. Była wesołą i niezwykle sympatyczną młodą osobą, ze wspaniałym darem zjednywania sobie uczniów oraz wydobywania z nich najlepszych talentów, zalet umysłowych i moralnych. Ubierała się w ładny sposób. Organizowała w co drugi piątek po południu spotkania, na którym uczestnicy recytowali poezję.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 17:03, 24 Kwi 2025, w całości zmieniany 8 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11520
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 21:25, 24 Kwi 2025    Temat postu:

Ciekawa jest ta tradycja z tymi noworocznymi postanowieniami. Choć zgadzam się ze stwierdzeniem, że trochę problematyczna, bo przecież postanowienie zmiany powinno być zawsze, gdy się czuje potrzebę zmian, a nie tylko na nowy rok. Ale jakoś w Ameryce szczególnie utarła się ta tradycja noworocznych postanowień i tak panuje ona do dzisiaj. Pani Linde przeżywa to, że jej syn się ożenił i prowadzi własne życie Smile W ramach odskoczni od tego smutku, zajmuje się swataniem innych. Ale nie musi swatać miejscowej nauczycielki, ponieważ ta sama sobie znalazła chłopaka i to bez niczyjej pomocy. Naprawdę ciekawe. Biedna pani Małgorzata. I co ona ma teraz zrobić? Biedaczka czuje się już niepotrzebna. A przecież bez niej Avonlea nie byłoby takie samo Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12164
Przeczytał: 10 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pią 9:50, 25 Kwi 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

Jan Blythe i Maryla i Mateusz i Ann Margaret wzięli podwójny ślub.
Podwójne wesele jest sposobem na tani ślub.
-Dziwie ci się Mateuszu -rzekł Tomasz Linde. Tracisz to co najcenniejsze swoją wolność.
-Zyskuje to co najpiękniejsze miłość -odparł Mateusz.
-Wreszcie się pobierają, na stare lata nabrali rozumu -stwierdziła Małgorzata Linde.
-Dlaczego większość bajek kończy się ślubem -spytał Jerry.
-Bo po ślubie kończy się bajka chłopcze -odparł Tomasz Linde. Nigdy się nie żeń. Bo po ślubie ta milutka, słodziutka, twoja wymarzona zmieni się w starą upierdliwą heterę.

Podwójny ślub odbywał się w ogrodzie. W wiosennym ogrodzie zakwitają kwiaty, przyroda budzi się do życia... Trawa się zieleni, słonka jest więcej, ptaszków śpiew słychać częściej. Zielone pęki drzew i kwiatów radośnie wspinają się na łodygach ku złotym promieniom słonecznym. W powietrzu można wyczuć orzeźwiające powietrze niosące ze sobą zapach wiosennych kwiatów. Ogród zakwita tysiącem barw. Gdzieniegdzie zielone kępy traw pokrywa cienka warstwa topiącej się puchowej peleryny śnieżnej:
Wiosna to czas kwitnienia drzew owocowych.
Do grona najwcześniej kwitnących roślin możemy zaliczyć wiele drzew owocowych jak brzoskwinie, wiśnie, czy śliwy. Te drzewa owocowe kwitną wiosną już w kwitnieniu-dlatego zwłaszcza brzoskwinie, czy morele, musimy zabezpieczyć w czasie kwitnienia przed przymrozkami - uszkodzone przez niskie temperatury kwiaty opadną i owoców nie będzie.
Pisząc o kwitnących drzewach nie sposób nie wspomnieć o magnoliach. To wspaniałe, bardzo eleganckie drzewa, które najczęściej mają okazałe kwiaty. Magnolie są delikatnymi drzewami, której najlepiej rosną na osłoniętym i zacisznym stanowisku. Kwiaty pojawiają się przed rozwojem liści. Najwcześniej kwitnącym gatunkiem jest magnolia stellata - czyli magnolia gwiaździsta - z białymi kwiatami.
Najpopularniejsze gatunki magnolii mają kwiaty w kolorze białym, różowe lub fioletowe, jedno lub dwubarwne. Czasami kwiaty magnolii zachwycają nie tylko eleganckim wyglądem, ale też subtelnym zapachem.
Magnolia zachwyca subtelnymi kwiatami.
Do pięknie kwitnących wiosną drzew należą zdecydowanie też jabłonie - rajskie i tradycyjne drzewa owocowe. Rajskie jabłonie to mniejsze drzewka, lub nawet krzewy, których kwiaty są bardzo liczne. Rajskie jabłonie, z racji mniejszych rozmiarów, możemy z powodzeniem posadzić nawet w małych ogrodach. Ich kwiaty mają najczęściej kolor różowy i są bardzo liczne. Na ten gatunek drzew warto zwrócić uwagę, ponieważ liczne odmiany mają również barwne liście i bardzo dekoracyjne owoce. Dodatkowo te krzewy kwitnące są mało wymagające i bardzo odporne na czynniki atmosferyczne - nie przemarzają, nie cierpią z powodu suszy. Owoce rajskich jabłoni są jadalne, ale nie tak duże i apetyczne jak tradycyjnych jadalnych odmian.
Migdałek trójklapowy to kolejne małe drzewo, które ma piękne, różowe kwiaty, pojawiające się z nadejściem wiosny. Migdałek to niewielkie drzewko, bardzo popularne, często spotykane nawet w marketach. Ma charakterystyczny pokrój - najczęściej jest to forma szczepiona na pniu, koronę drzewa stanowią wzniesione pędy, które wiosną są gęsto oblepione przez różowe kwiaty. Kwiaty migdałka przypominają małe różyczki - ich kolor wraz z przekwitaniem staje się jaśniejszy. Kwiaty pojawiają się jeszcze przed rozwojem liści - nawet w połowie marca, a zanikają w połowie kwietnia, choć czasem kwitną dłużej. Najlepsze stanowisko dla migdałka to gleba żyzna i próchnicza. Jest wrażliwy na wiosenne przymrozki, dlatego najbardziej odpowiada mu sadzenie na miejscach słonecznych i osłoniętych od wiatru.
Kwiaty migdałka wyglądają jak małe różyczki.
Kolejnym pięknym wiosną drzewem jest śliwa wiśniowa. To gatunek który ma liczne odmiany, najbardziej rozpowszechnioną jest odmiana Nigra o purpurowych przez cały sezon wegetacyjny - liściach. Śliwa wiśniowa to drzewo osiągające wysokość do nawet 7 metrów. Pierwsze wiosenne kwiaty w odcieniach różu, pojawiają się późną wiosną. Obfitymi kwiatami pokrywa się zwłaszcza w pełnym słońcu. To jedno z najbardziej popularnych drzew kwitnących, które są chętnie sadzone w terenach zieleni miejskiej i miejskich ogrodach - rośliny te są odporne na mróz, suszę i zanieczyszczenia powietrza.
Pięknymi kwiatami, które mają mocny zapach są kwiaty robinii akacjowej. To drzewo o różowych lub białych kwiatach zebranych w grona. Robinie kwitną późną wiosną. Robinia to duże drzewo o luźnej koronie, ale dostępne są odmiany pienne, o wysokości do kilku metrów. Odmiany te mają najczęściej regularne, kuliste korony. Cechą charakterystyczną jest fakt, że gatunki takie jak robinia bardzo późno rozpoczynają wegetację. Dlatego ich kwitnienie jest późne.
Kolejnym ciekawym drzewem, które ma piękne kwiaty jest głóg. Zwłaszcza głóg pośredni w odmianach ma wyróżniające się kwiaty. Głóg kwitnie wraz z końcem wiosny. Kwiaty mają kolor różowy i podobnie jak u migdałka - przypominają małe różyczki. Wiosenne kwiaty są wyjątkowo piękne u odmiany Paul's Scarlett - to niewielkie drzewo osiąga wysokość 5-6 metrów, ma jajowatą koronę, którą jego kwiaty wiosną pokrywają w całości. Głóg ten jest popularny ze względu na atrakcyjne kwiaty i małe wymagania-dobrze znosi suszę, zanieczyszczenie powietrza. Jedyne co może mu nie sprzyjać to kiedy posadzimy go w suchą lub zbyt wilgotną ziemię.
-Czy wracasz do Londynu, czy zostaniesz jeszcze trochę w Avonela? -spytał Jerry.
-Możliwe, że zostanę -odparła Sara, uśmiechając się leciutko. Mam tu jeszcze parę spraw do załatwienia.
-To się dobrze składa -rzekł, patrząc jej prosto w oczy
Chyba zawróciłaś mi w głowie.
-Ty mi również namieszałeś w głowie -odpowiedziała dziewczyna, wprawiając go w lekkie zdumienie.
Po chwili jednak roześmiał się nieco nerwowo.
-Czy w twoich marzeniach książę, uratował księżniczkę uwiezioną w wieży ?
-Owszem -przyznała Sara.
-A co było później ?
-Ona uratowała jego -odpowiedziała dziewczyna, poważnym tonem.

KONIEC.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Pią 15:55, 25 Kwi 2025, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11520
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 16:24, 25 Kwi 2025    Temat postu:

Bardzo wzruszające zakończenie naprawdę uroczego fanfiku. Maryla i Jan pobrali się, a tego samego dnia biorą również ślub Mateusz i Ann Margaret. Obie pary, może niekoniecznie młode, ale za to szczęśliwe, zaczynają nowy etap życia. Trochę późno to w końcu zrobili, ale jak mówi tytuł pewnej zabawnej komedii: "Lepiej późno niż później" Very Happy Tomasz Linde dziwi się, że można było zrezygnować z wolności i uważa, że po ślubie kończy się bajka, a ukochana zamienia się w heterę. No cóż... Wie, co mówi, bo mówi to wszystko z autopsji. Chociaż, czy Małgorzata Linde to naprawdę hetera? Nie byłbym tego taki pewien Very Happy Ale ona z kolei się cieszy, że obie zakochane pary się w końcu pobrały i zalegalizowały swoje związki. Na szczęście, związki te nie oznaczają, że Ania i Gilbert nie będą mogli się pobrać. Będą mogli i coś mi mówi, że wkrótce to zrobią, o ile oczywiście tylko dorosną Smile A Sara i Jerry się wyznają sobie miłość w stylu bohaterów "PRETTY WOMAN" i do tego są naprawdę szczęśliwi. A my, czytelnicy, jesteśmy szczęśliwi, ale też i smutni jednocześnie. Bo co prawda, wiedzieliśmy doskonale o tym, iż to, co się zaczęło, musi się kiedyś skończyć, a każdy piękny serial musi mieć swoje zakończenie (poza "OJCEM MATEUSZEM", który jak dotąd nie może się skończyć, a jego ciągnięcie w nieskończoność ma różne efekty Very Happy). Ale mimo wszystko jest nam smutno rozstać się już z naszymi ulubionymi bohaterami. Zwłaszcza, że niesamowicie ich polubiliśmy. Ale zawsze możemy wrócić do początku tej opowieści i ponownie poczytać całą historię, co pewnie niejeden raz jeszcze zrobimy Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11520
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 10:26, 14 Maj 2025    Temat postu:













Zapraszam serdecznie na lekturę nowego fanfiku o przygodach Małej Księżniczki. Będzie to opowieść inspirowana nie tyle książką, co raczej jej adaptacjami, zarówno filmowymi, jak i animowanymi. Gwarantowana jest tam dobra zabawa, momenty pełne emocji i wzruszeń, a także sporo niesamowitych przygód.

Opowieść rozpoczyna się w Indiach pod koniec XIX wieku. Ojciec Sary, kapitan Ralph Crewe musi wyjechać do Afryki, brać udział w walkach z powstaniem mahdystów. Przed wyjazdem, odwozi córkę do Londynu i zostawia na ekskluzywnej pensji kierowanej przez Marię Minchin. Niestety, gdy po pewnym czasie mężczyzna ginie na froncie, dziewczynka zostaje bez środków do życia. Właścicielka pensji zmusza więc Sarę do pracy u niej jako darmowa służąca. Dziewczynka z małej księżniczki staje się posługaczką. Cały czas jednak wierzy, że jej ojciec żyje i że los kiedyś się dla niej odmieni. Dlatego znosi cierpliwie wszelkie docinki i podłości ze strony panny Minchin oraz swojej rywalki, Lawinii. Może liczyć przy tym na pomoc wiernych przyjaciół: małej służącej Becky, dwóch uczennic Ermengardy i Lotty, bystrego chłopaka Petera, dobrodusznej kucharki Amelii oraz niezwykle serdecznego Huberta Minchina, brata panny Minchin, który rozbawi niejedną smutną sytuację swoim poczuciem humoru. Dzięki ich wsparciu Sara zachowa dalej hart ducha i wiarę w siebie. Kontynuuje również poszukiwania ojca. Tymczasem w sąsiedztwie zamieszkuje pan Randolph ze swoim sługą Ram Dassem, który poszukuje swojego zaginionego na froncie syna. Losy Sary i starszego pana wkrótce splotą się ze sobą, co przyniesie niespodziewane wyniki.

Jak poradzi sobie mała księżniczka? Czy zachowa wiarę w siebie pomimo tego, że nic nie wskazuje na to, aby jej nadzieje miały szansę na spełnienie się? Czy wierni przyjaciele nie zawiodą jej w potrzebie? Czytajcie odcinki nowego fanfiku, aby się o tym przekonać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pon 13:17, 19 Maj 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11520
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:27, 14 Maj 2025    Temat postu:



Odcinek I - Przerwana idylla

- A teraz posłuchajcie. Tej baśni nigdy jeszcze nie słyszeliście. Dawno, dawno temu żyła sobie pewna piękna księżniczka Farah. Jej ukochanym był dzielny żeglarz Sindbad. Nie było na całej kuli ziemskiej bardziej uzdolnionego marynarza. Żadne morze, żadna morska bestia nie były mu groźne. Nie bał się popłynąć nawet w najgorsze miejsca na świecie, aby tylko przywieźć ukochanej coś, o czym marzyła. Mieli się pobrać, jednak niespodziewanie stary król, ojciec Farah ożenił się po długim okresie wdowieństwa, z kobietą piękną, ale też okrutną. Potrafiła ona czarować, a jej magia była podła. Nazywała się Zenobia i miała syna z poprzedniego związku. Kiedy król umarł, a umarł dość szybko po ślubie, Zenobia chciała, aby to jej syn został nowym władcą kraju. Dlatego zamieniła biednego księcia Kassima, starszego brata Farah w pawiana. Farah zabrała brata ze sobą i uciekła z pałacu. Poprosiła Sindbada o pomoc. Ten zebrał wierną załogę i razem ruszyli w podróż, żeby zdjąć z biednego Kassima czar. Farah i Kassim dołączyli do wyprawy. Jednak Zenobia i jej nikczemny brat co chwila knuli intrygi, aby ich zabić. Na szczęście, nie udało im się to, choć ich pułapki były coraz bardziej wymyślne. Nasza załoga tymczasem odnalazła starego pustelnika i jego piękną córkę, Dionę. Z ich pomocą odnaleźli wyspę, na której można było zdjąć zły czar. Zenobia i jej syn próbowali im przeszkodzić, ale oboje zginęli. Kassim wrócił do ludzkiej postaci i poślubił Dionę. Farah zaś wyszła za Sindbada i tak polubiła przygody, że dołączyła do kolejnej wyprawy swojego ukochanego męża. A na siedmiu morzach przeżyli jeszcze niejedną przygodę, ale to już inna opowieść.
Historię tę snuła urocza, dziesięcioletnia dziewczynka o kruczoczarnych włosach, zielonych oczach i ślicznych, śnieżnobiałych zębach, które niejednokrotnie odsłaniała, uśmiechając się. Miała na sobie jedynie cienką koszulkę i majtki do kolan, co było uzasadnione faktem, że siedziała nad jeziorem w dość gorącym miejscu. Zresztą w Indiach zwykle było gorąco i chodzenie w takim stroju nawet przez dziewczynki z dobrych domów było raczej normalne. Nikogo to ani nie dziwiło, ani nie gorszyło. Zresztą w tym miejscu akurat często dzieci się bawiły i to zarówno te z angielskich rodzin, jak i te należące do miejscowych mieszkańców. W takim miejscu jak to, ludzie zapominali o konwenansach i dzielących ich różnicach społecznych. Tutaj dzieci były sobie równe, a i dorośli, ulegając urokowi tego miejsca, zwykle zapominali o takich prozaicznych sprawach jak bycie panem lub bycie służącym. To było jedno z tych miejsc, które urokiem przyciągało każdego i sprawiało, że ten chciał nie myśleć o niczym, tylko dobrze się bawić.
Dziewczynce w tym miejscu towarzyszyło troje towarzyszy. Jednym z nich był młodziutki słoń, który co jakiś chlapał uroczą bajarkę i resztę kompanii wodą. Drugim był chłopiec Hindus, ubrany w białe, lniane spodnie i mały turban. Trzecim zaś była kobieta około trzydziestoletnia, urocza i uśmiechnięta, Hinduska z pochodzenia, ubrana w strój typowy dla swojej rasy, który to strój czynił ją naprawdę piękną.
- Wspaniała opowieść - powiedział chłopiec do dziewczynki.
- Zgadzam się - zgodziła się kobieta - Książęta i księżniczki, a do tego jeszcze przygody. Takie opowieści sama opowiadam Nathoo.
Mówiła ona o chłopcu, bawiącym się z dziewczynką, który był jej synem i towarzyszem zabaw uroczej bajarki od jej najmłodszych lat.
- A czy ja mógłbym być takim księciem? - zapytał chłopiec.
- A nie wolałbyś być Sindbadem? - spytała wesoło dziewczynka.
- Owszem, on miał lepsze przygody.
- I mógłbyś przeżywać przygody ze mną.
- Ale jeśli tak, to musiałabyś być księżniczką.
- Ona jest księżniczką - powiedziała mama Nathoo z uśmiechem na twarzy - A ty jesteś księciem. Jeśli tylko będziecie w to wierzyć.
- Ajah, a powiedz mi, proszę... Spotkałaś kiedyś księcia? Ale wiesz, takiego prawdziwego? - zapytała dziewczynka z zainteresowaniem patrząc na kobietę, która była jej nianią.
- Tak, ojca Nathoo - odpowiedziała niania - Był wspaniałym człowiekiem i nazywał mnie swoją księżniczką. Bo widzisz, Saro... Każda dziewczynka i dziewczyna jest księżniczką dla kogoś, dla kogo jest wyjątkowa. I może być dla samej siebie księżniczką. Tylko pamiętaj, że to wiąże się z pewną odpowiedzialnością.
- Jaką?
- Księżniczka musi zachowywać się godnie. Musi mieć dobre serce, chęć pomagania innym bez oczekiwania czegokolwiek w zamian, musi zawsze mieć własną godność i jeśli będzie trzeba, znosić wszelkie trudy, które przyniesie im los. Nie poddawać się nigdy i nigdy nie tracić nadziei na to, że nawet jeśli będzie źle, to może być lepiej. Pamiętaj o tym, Saro. Bycie księżniczką to nie tylko przywilej, to też obowiązek.
Sara nie rozumiała zbyt dobrze, co jej niania ma na myśli, nie chciała jednak się teraz tym przejmować. Zbyt dobrze się bawiła, aby myśleć teraz o sprawach poważnych. Gdy jednak nadszedł wieczór, dziewczynka przebrała się w śliczną sukienkę i wróciła z nianią i jej synkiem do domu swojego ojca, gdzie czekała już na nich kolacja. Sara jednak była zaskoczona, że nie ma przy stole jej taty.
- Ramo, gdzie jest tata? - zapytała hinduskiego służącego.
- W ogrodzie, przyjmuje jakiegoś ważnego gościa - odpowiedział sługa - Powiedział, że dołączy nieco później.
Sara była nieco zaniepokojona tym, co usłyszała. Tata nigdy nie zapominał o posiłkach i nigdy też się na posiłki nie spóźniał. Postanowiła sprawdzić, co się stało. Powiedziała więc, że zaraz wróci i poszła do ogrodu, żeby zobaczyć owego gościa, który zakłócił spokój i rytuał kolacji w tym domu. Zakradła się ostrożnie do ogrodu i szybko odnalazła ojca. Miał on rzeczywiście gościa, ale dość nietypowego, innego niż ci, którzy dotąd ich odwiedzali. Był to wysoki mężczyzna w średnim wieku, lekko siwawy i w mundurze generała. Chodził on z ojcem Sary po ogrodzie i prowadzili rozmowę. Dziewczynka usadowiła się w taki sposób, żeby obaj rozmówcy nie mogli jej dostrzec i zaczęła uważnie nasłuchiwać.
- Rozumie pan więc sytuację, kapitanie Crewe? - zapytał gość.
Ojciec Sary, kapitan Ralph Crewe skinął lekko głową na znak, że się z nim zgadza i powiedział:
- Rozumiem, panie generale. Ale nie bardzo wiem, do czego ja panu jestem potrzebny. Skoro jak pan sam mówi, powstańcy w Afryce nie mają szans z naszym wojskiem, po co urządzacie powszechną mobilizację?
- Ponieważ jak powiadali starożytni Rzymianie, gdy chce się pokoju, trzeba szykować się do wojny. Przynajmniej tak uważa królowa. Ja jestem zdania, że ci buntownicy bardzo łatwo zostaną przez nasze wojska w Afryce rozgromione. Nie mają z nami szans, ponieważ nasza armia jest jedną z najlepiej zorganizowanych i wyszkolonych armii na świecie. A te dzikusy mają prymitywną broń i nie są ze sobą porządnie zjednoczeni. Nie mają z nami szans.
- Słyszałem o jednym z przywódców, który ma aspirację ich zjednoczyć. Chyba nazywa się on Mahdi.
- Mahdi? Panie kapitanie, to nic innego jak tylko zwykły dzikus, jak oni wszyscy. Prymitywny i głupi, do tego fanatycznie oddany swojej religii. Nie zdoła ich zjednoczyć. A nawet gdyby, to i tak go pokonamy.
- W takim razie nie rozumiem, na co panu ja?
- Ponieważ potrzebuję takich oficerów jak pan. Bystrych, inteligentnych i do tego też charyzmatycznych. Będą tacy mi potrzebni do pokazania tym dzikusom, kto tu rządzi. To leży w interesie Korony?
- A w interesie Afryki to leży? Proszę wybaczyć, panie generale, ale ja za długo żyję tutaj, między Hindusami, aby nie doceniać ludzi, którzy tu mieszkają i ich kulturę. I to, jak dobrze sobie radzą pod naszym panowaniem.
- Nie rozumiem powiązania, panie kapitanie. Hindusi to nie Arabowie.
- Nie, ale podobnie jak oni, pozostają pod naszym panowaniem. I mają swoją kulturę i swoje prawa, a wśród nich jest prawo do godnego życia. Proszę mi wybaczyć, że to powiem, ale muszę to zrobić. Ci ludzie są jednak u siebie, a my przyszliśmy jako obcy.
- Przyszliśmy nieść im cywilizację. Gdyby nie my, te wszystkie plemiona dawno by się już wyrżnęły i spaliły wszystko na swojej drodze.
- Zapewne, ale niejedni gubernatorzy i urzędnicy, sprawujący pieczę nad naszymi koloniami, posuwają się za daleko. Nadużywają swojej władzy, więc oni się buntują.
- To są odosobnione przypadki, panie kapitanie. Poza tym, to nie ma znaczenia. Tutaj znaczenie ma pozycja Korony Brytyjskiej na świecie. Musi pan więc oddać jej swoje usługi i swój talent. To pana moralny obowiązek.
- Rozumiem to, ale niechętnie ten obowiązek wypełniam. Dziesięć lat temu, gdy na świat przyszła moja mała córeczka, obiecałem jej i mojej zmarłej żonie, że nie wrócę do wojska. Wystąpiłem z armii i osiadłem tutaj. I nie żałuję tego. Jestem tu szczęśliwy. I moja córeczka jest szczęśliwa. Nie chcę wywracać jej życia do góry nogami.
- Bardzo mi przykro, panie kapitanie, ale w sytuacji, gdy ojczyzna wzywa, nigdy nie wolno nam się kierować osobistymi pobudkami. Korona oczekuje poświęceń i wiernej służby. Proszę też pamiętać, że w chwili, gdy włożył pan mundur brytyjskiego żołnierza, został pan brytyjskim żołnierzem już na stałe i tego nikt, nawet pan sam zmienić nie może. Ojczyzna oczekuje pana pomocy.
Kapitan nie był zadowolony z takiego rodzaju argumentów, które nie przemawiały do niego zbyt mocno, ale skinął lekko głową i powiedział:
- W porządku, ale potrzebuję trochę czasu. Muszę uregulować swoje sprawy majątkowe i powierzyć komuś opiekę nad moją córką.
- Spokojnie, ma pan czas. Mobilizacja potrwa jeszcze jakiś czas. Zdąży pan wszystko uregulować. Poza tym, niech pan będzie spokojny. To całe zamieszanie potrwa najwyżej miesiąc, może dwa. Jak tylko przybędę do Afryki, wspierany przez takich oficerów jak pan, bez trudu zgnieciemy buntowników i wróci pan do swojej małej księżniczki szybciej niż ona zdąży się za panem stęsknić. Zobaczy pan.
To mówiąc, poklepał lekko kapitana po ramieniu i wyszedł. Ralph Crewe z kolei opuścił lekko głowę w dół i zaczął myśleć. Mimo pogrążenia się w świecie swoich myśli, nie uszedł jego uwadze jakiś dziwny dźwięk w jego pobliżu. Dźwięk podobny do głębokiego westchnięcia i połączony z gwałtownym ruchem krzaków. Kapitan doskonale wiedział, co jest tego przyczyną. Dlatego nawet nie patrząc w tym kierunku, uśmiechnął się lekko i powiedział:
- Możesz już wyjść, Saro.
Dziewczynka powoli wysunęła się z krzaków. Nie pytała, skąd jej tata wiedział, że to ona. Oboje już zbyt dobrze się znali, aby zadawać sobie tego rodzaju zbędne pytania. Zamiast tego, Sara wolała spytać o coś, co jeszcze nie było dla niej zrozumiałe.
- Czego od ciebie chciał ten pan, tatusiu? I o jakim buncie on mówił?
Kapitan spojrzał ze smutkiem w oczach na swoją jedynaczkę i rzekł:
- Chodź, Saro. Musimy porozmawiać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pon 13:04, 19 Maj 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12164
Przeczytał: 10 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 11:07, 15 Maj 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

O wracamy do małej księżniczki.
Każda dziewczynka i dziewczyna jest księżniczką dla kogoś, dla kogo jest wyjątkowa. I może być dla samej siebie księżniczką. Tylko pamiętaj, że to wiąże się z pewną odpowiedzialnością.
Ciekawe, że opowiada ona bajkę o Sin bandzie.
Mam nadzieję, że to Captain Sindbad Guy Williams Very Happy

Kapitan Ralph Crewe wkrótce jedzie na wojnę i rozstanie się ze swoją córeczką, swoją małą księżniczką.
Ja bym nie lekceważyła pana Mahdi.
Człowiek, który zjednoczył wszystkie plemiona arabskie w walce przeciwko Anglikom musiał być charyzmatycznym politykiem, zdolnym dowódcą, a nie tylko prymitywnym dzikusem.
Sienkiewicz mocno tą bardzo ciekawą postać spłycił, a pisarz z kraju zaborców i rozbiorów nie powinien tak bezkrytycznie patrzeć na Anglików.

Z filmowych ekranizacji najciekawszą Sarą była Shirley Temple.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 11:43, 15 Maj 2025, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11520
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 13:04, 19 Maj 2025    Temat postu:



Odcinek II - Tamizy mglisty brzeg

Sara wysłuchała uważnie słów ojca, który wyjaśnił jej, w jakim celu przybył do niego sam generał Gordon.
- Widzisz, kochanie... Jak wiesz, byłem kiedyś w wojsku i wiernie służyłem tak królowej, jak i Koronie Brytyjskiej. Po twoich narodzinach wystąpiłem jednak ze służby i zająłem się tobą i twoją mamą. Sądziłem, że będzie mi dane móc robić to już zawsze. Niestety, los miał nieco inne plany w tej kwestii. Najpierw twoja mama zmarła, a teraz przybył mój dawny dowódca, pułkownik Gordon, obecnie generał Gordon, który prosi mnie o to, abym towarzyszył mu w sztabie, gdy ten będzie rozgramiał buntowników w naszych koloniach w Afryce. Generał musi się dobrze zastanowić, jaką strategię obierze oraz jakie miejsce stanie się centrum dowodzenia naszych oddziałów. Nie chce ufać byle komu w tej kwestii i dlatego potrzebuje wiernych swoich żołnierzy z dawnych lat, bo tylko nam ufa.
Sara słuchała wszystkiego niezmiernie uważnie i starała się rozumieć ojca i to, co on do niej mówi. Nie była jednak w stanie wszystko pojąć, dlatego spojrzała na swego rodzica swoimi pięknymi, zielonymi niczym dwa szmaragdy oczyma i zapytała:
- Tatusiu, rozumiem, że Korona cię potrzebuje. Ale nie rozumiem jednego.
- Czego takiego, kochanie? - zapytał ojciec.
- Dlaczego w Afryce dochodzi do buntu przeciwko Koronie? Skoro jak sam nieraz mówiłaś, Korona przyniosła tym krajom cywilizację. Dlaczego się one teraz buntują przeciwko nam?
Ojciec westchnął ponuro. Nie wiedział, jak ma teraz wyjaśnić córce sposób myślenia Gordona i innych. Sposób myślenia, który notabene nie zgadzał się z jego poglądami na tę sprawę i który wcale mu nie odpowiadał. Uznał jednak, że musi to zrobić, ponieważ w przeciwieństwie do wielu innych ojców, nie uważał swojej córki za małe dziecko, które nic nie rozumie i nie może zrozumieć. Dlatego usiadł obok niej, lekko ją do siebie przytulił i powiedział:
- Widzisz, Saro... To jest tak, że Korona rzeczywiście przyniosła cywilizację w takie kraje jak Afryka czy Indie. Ale też, prawdę mówiąc, my jesteśmy w tych krajach obcy, a oni są u siebie. Dlatego nie podoba im się to, że narzucamy im swoje prawa, nawet jeżeli te prawa pomagają im się utrzymać i stworzyć potężny naród nie przeżarty wojnami domowymi. Ostatecznie to jest trochę tak, jakby tak nagle w twoim domu pojawiła się obca osoba i powiedziała, że tu się źle dzieje i dlatego ona wprowadza swoje prawa. I te prawa byłyby skuteczne, ale odbierałyby ci w zamian wolność. Rozumiesz?
- Rozumiem, tatusiu. To nie można zostawić im tych praw i wolności razem?
- Ba! Żeby to było takie proste. Niestety, nie jest.
- Rozumiem. A nie lepiej byłoby im oddać wolność?
- Zapewne byłoby lepiej. Ale tak niestety możemy myśleć jedynie my, zwykli ludzie. Ale politycy i władcy tego świata lubią mieć imperia we władaniu. Z tego też powodu muszę jechać.
Sara przyglądała mu się uważnie, rozważając sobie w głowie słowa ojca, po czym spytała:
- A jak długo to potrwa, tatusiu?
- Tego nie wiem, córeczko. Generał Gordon uważa, że kiedy przyjedziemy do Afryki, to kilka bitew wystarczy, aby rozpędzić buntowników i zaprowadzić tam porządek. Ale ja w to nie wierzę. Uważam, że to potrwa znacznie dłużej niż mu się wydaje. Jednak ja będę członkiem jego sztabu, dlatego będę musiał słuchać jego rozkazów i jego rozporządzeń, czy będą mi się one podobać, czy też nie. Jeśli więc wojna się przedłuży z powodu jego rozkazów, to niestety ja wrócę do ciebie nieco później niż mam nadzieję to zrobić.
- Ale wrócisz, tatusiu? Prawda? - Sara spojrzała na niego z nadzieją w oczach - Przecież nie będziesz brać udział w walkach. Będziesz w sztabie generalnym, jak powiedziałeś, a tam się nie walczy, tylko ustala strategie bitewne, prawda?
- Tak, córeczko. Dobrze wszystko zapamiętałaś. Widzę, że nasze lekcje nie poszły na marne.
To mówiąc, pocałował córkę w czoło i powiedział:
- Pamiętaj jednak, że gdyby mimo wszystko coś mi się stało, masz w banku dość pieniędzy, aby przetrwać. Mój radca prawny, pan Barrows to dobry człowiek i mogę mu zaufać. Powiem mu, aby w razie czego zajął się tobą.
Sara przerażona złapała ojca za rękę i ścisnęła ją mocno, wołając:
- Ale to tylko tak, na wszelki wypadek, prawda, tatusiu? Bo ty nie zginiesz i do mnie wrócisz, prawda?
Ojciec spojrzał na córkę, nie bardzo wiedząc, co ma jej odpowiedzieć. Czuł jednak, że nie może zrobić niczego innego, jak tylko potwierdzić jej słowa, bo jeśli zrobi inaczej, złamie jej serce i sprawi, że dziewczynka będzie się tylko zadręczać, oczekując na niego, czego chciał za wszelką cenę uniknąć. Dlatego skinął lekko głową i powiedział życzliwie:
- Oczywiście, że tak, kochanie. Wrócę do ciebie, moja mała księżniczko.
Sara objęła go za szyję i długo nie wypuszczała go z objęć, aż w końcu Ajah przyszła do nich z wiadomością, że kolacja stygnie i pora byłaby już ją zjeść, więc oboje musieli się przestać przytulać i wrócić do jadalni na posiłek.
Ponieważ sprawa nagliła, kapitan Crewe nie miał zbyt wiele czasu na to, aby sprzedać swoją posiadłość w Indiach i dopiąć wszystkie formalności związane z przeniesieniem się do Anglii. Dał również z bólem serca odprawę niani Ajah i jej synkowi Nathoo, przepraszając bardzo, że musi zakończyć z nimi współpracę, ale nie ma innego wyjścia, ponieważ wyrusza do Anglii, a nie wyobraża sobie, aby miał ich zabrać ze sobą, a i oni pewnie nie wyobrażają sobie, aby opuścić Indie. Oboje nie mieli do niego o to pretensji, ale pożegnanie pełne było łez z obu stron. Gdy już jednak nieuniknione nadeszło, Sara z ojcem wsiedli na pokład statku i żegnani przez Ajah i Nathoo, a potem odbili od brzegów Indii i ruszyli w kierunku Anglii.
Płynęli przez Kanał Sueski, który wtedy był już dokończony, choć nadal był nadzorowany przez inżynierów różnej narodowości, sprawdzających, czy z nim jest wszystko w porządku, zwłaszcza teraz, gdy różni sabotażyści chcieliby móc zaszkodzić turystom z Europy i innych części świata. Na szczęście, na takowych nie natknięto się w czasie podróży, gdyż ta przebiegła spokojnie, ale trwała dosyć długo. Na tyle długo, że zaczęła się ona Sarze nużyć. Aby ją lekko rozerwać, ojciec podarował jej pewnego wieczoru piękny prezent. Był nim wisiorek w kształcie serca, w którego środku znajdowały się zdjęcia jego i jego żony, mamy Sary.
- Dałem to twoje mamie w prezencie ślubnym. Jestem pewien, że chciałaby, abyś teraz ty go nosiła - powiedział, zakładając go dziewczynce na szyję.
Sara otworzyła medalion i spojrzała na oba zdjęcia, które znajdowały się w jego wnętrzu. Najbardziej intrygowała ją postać jej mamy. Postać, której prawie już nie pamiętała.
- Tatusiu, jaka była mama? Słabo już ją pamiętam.
- Jaka była? Była najcudowniejszą kobietą na świecie. Nie znałem drugiej takiej. Gdy się uśmiechnęła do mnie pierwszy raz, po prostu straciłem dla niej głowę. Wiedziałem, że zdobyła moje serce i ja muszę zdobyć jej.
- Szybko je zdobyłeś?
- Nie, było to trochę trudne, bo o jej względy zabiegali różni inni kawalerowie i to nie tylko oficerowie. Ale ja byłem uparty i zabrałem twoją mamę na pewne urocze przedstawienie. Na scenie artysta wyznał dziewczynie miłość uroczą, ale to naprawdę uroczą piosenką, a ja patrząc twojej mamie w oczy, powtarzałem jej te słowa i powiedziałem, co czuję. A ona przyznała, że mnie kocha i została moją żoną. To było wspaniałe. Nigdy nie zapomnę tego dnia. Muszę też kiedyś pojechać znowu do Ameryki. Bo to tam poznałem twoją mamę.
- Myślałam, że była ona Francuzką, nie Amerykanką.
- Bo była. Ale poznaliśmy się w Ameryce. I nigdy nie zapomnę wodewilu, który nas połączył i tego wspaniałego artysty, który śpiewał o miłości.
- A co on śpiewał? - zapytała Sara - Pamiętasz jeszcze?
- Nigdy tego nie zapomnę - odpowiedział kapitan Crewe.
Zaraz potem, usiadł przy fortepianie w salonie, w którym oboje przebywali i zaczął grać, a po chwili też i śpiewać:

Dużo kobiet dobrych jest i dużo złych.
Bardzo trudno jednak wybrać spośród nich
Taką, co zupełnie jest bez wad.
Szukasz, aż znajdziesz ją pewnego dnia.
Dobra jest i piękna jest i serce ma.
Wtedy ją uwielbiasz ponad świat.

Jeśli znajdę taką żonę,
Że się kochać będę w niej.
Okey! Okey!
Będę zawsze wiernym jej!

Nie przyczynię takiej żonie
Ani smutku, ani łez.
O yes! O yes!
Będę zawsze wiernym jej jak pies.


To mówiąc, spojrzał wesoło na Sarę, która chichotała bardzo rozbawiona tym widokiem, po czym dośpiewał:

Obnosić będę ją na rękach.
Rzucę jej pod nogi cały świat.
Ze słonka będę przez okienko
Promienie złote dla niej kradł.

Ale to naturalnie, jeśli znajdę taką żonę,
Że się kochać będę w niej.
Okey! Okey!
Tak jak w niebie będzie jej!


Sara zaklaskała w dłonie, gdy skończył śpiewać, a goście zebrani w salonie szybko do niej dołączyli, wyraźnie zachwyceni tym występem. Kapitan i Sara wesoło im się ukłonili, po czym wyszli na pokład, aby pospacerować.
- I to ta piosenka was połączyła? - zapytała Sara.
- Dokładnie tak - odpowiedział jej ojciec.
- A powiedz mi, za co najbardziej kochałeś mamę?
Kapitan zamyślił się przez chwilę.
- To trudne pytanie. Było wiele powodów do miłości. Myślę jednak, że chyba tym, co mnie niezmiennie w niej zachwycało, był jej uśmiech i ten cudowny blask oczu, który miała w sobie, kiedy się do mnie uśmiechała. Ten blask widzę w tobie, moja słodka córeczko. Ale chyba najbardziej kochałem z nią tańczyć.
Chwilę później, oboje zaczęli wesoło śmigać walca po pokładzie, co udało im się pomimo tego, że Sara, choć duża dziewczynka, nie sięgała nieco więcej niż ponad pas. Tańczyli chwilę, rozbawieni tym wszystkim i ciesząc się jednymi z ostatnich wspólnych dni, które zostały im do spędzenia we dwoje, zanim zostaną przez wojnę rozdzieleni na długi czas.
Jednak nic nie trwa wiecznie i w końcu nastąpiło to, co było nieuchronne. To, co musiało nastąpić. Sara, opierająca się właśnie o reling i wpatrująca się w morze nagle usłyszała krzyk z bocianiego gniazda:
- Ziemia! Anglia na horyzoncie!
Dziewczynka, zaintrygowana tym krzykiem, podniosła głowę w górę i oczom jej ukazał się widok, którego tak oczekiwała, a zarazem tak się obawiała. Anglia. Stara, dobra Anglia. Ojczyzna jej ojca, a częściowo także i jej. To w tym miejscu miała rozpocząć nowy etap swojego życia. Etap, który był nieunikniony, ale niósł ze sobą wiele niepewności i obaw.
- A zatem to Anglia - powiedziała do siebie Sara - Ciekawe, co też mnie tam czeka?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pon 13:08, 19 Maj 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12164
Przeczytał: 10 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 9:16, 20 Maj 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

Sara jest dziewczynką mądrą i bardzo dojrzałą jak na swój wiek.

Wzrusza mnie ta piękna relacja ojca z córką.

Niestety kapitan jedzie na wojnę a córka trafi do szkoły prowadzonej przez tę wydrę Mincim.
Aż dziwne, że Mincim miała na imię Maria, a nie Marlena Very Happy
Od kiedy w Ameryce znają piosenki Eugeniusza Bodo ?
Dużo kobiet dobrych jest i dużo złych.
Bardzo trudno jednak wybrać spośród nich
Taką, co zupełnie jest bez wad.
Szukasz, aż znajdziesz ją pewnego dnia.
Dobra jest i piękna jest i serce ma.
Wtedy ją uwielbiasz ponad świat.

Jeśli znajdę taką żonę,
Że się kochać będę w niej.
Okey! Okey!
Będę zawsze wiernym jej!

Nie przyczynię takiej żonie
Ani smutku, ani łez.
O yes! O yes!
Będę zawsze wiernym jej jak pies.

To mówiąc, spojrzał wesoło na Sarę, która chichotała bardzo rozbawiona tym widokiem, po czym dośpiewał:

Obnosić będę ją na rękach.
Rzucę jej pod nogi cały świat.
Ze słonka będę przez okienko
Promienie złote dla niej kradł.

Ale to naturalnie, jeśli znajdę taką żonę,
Że się kochać będę w niej.
Okey! Okey!
Tak jak w niebie będzie jej!


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11520
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:42, 26 Maj 2025    Temat postu:





Odcinek III - Pensja panny Minchin

Sara i jej ojciec po przybyciu do Londynu, zatrzymali się w Hotelu Royal. Był to najlepszy hotel w całym mieście, jeśli nie w całym kraju i przebywali w nim tylko najbogatsi klienci z możliwych. Sara i kapitan Crewe jednak nie pysznili się z tego powodu, że zatrzymali się w takim miejscu. Po pierwsze, nie leżało to jakoś w ich naturze, a po drugie, świadomość o tym, że są to ich ostatnie wspólne dni, nim kapitan będzie musiał wyjechać do Afryki, zdecydowanie nie zachęcały ich do tego, aby się czymkolwiek pysznić lub chwalić. Oboje byli zasmuceni z powodu tak coraz bliższego nieuchronnego rozstania.
Sara znosiła to jednak znacznie gorzej od swojego ojca. Nie płakała, ale już jej się chwilami zbierało na łzy. Kapitan, aby poprawić jej humor, zabrał ją ze sobą na przejażdżkę powozem po całym mieście, a potem zobaczyli razem występy artystów wynajętych przez właścicieli hotelu do zabawiania gości. Szczególnie im się podobał jakiś wysoki mężczyzna w masce zasłaniającej mu górną część twarzy i z laseczką w dłoni, ubrany elegancko, który tańczył i śpiewał wesołą piosenkę:

Jak być szczęśliwym, choć żonatym?
Pytanie słychać z wszystkich stron.
Ja się na szczęście nie znam na tym,
Bo nie miewałem własnych żon.

I na cóż własne, gdy pod ręką
Mam cudze z perspektywą zmian?
Czy nie myślałem o ożenku?
Myślałem - Stąd mój wolny stan!

Wychodzić za mąż, proszę pań!
Nie lenić się, nie lenić!
Lecz co do pana - nie ma dlań
Powodu, by się żenić!
Ach, proszę pań, nie widzę dlań
Powodu, by się żenić!

Kochałem w życiu raz - to bywa.
Lecz się ożenić - ależ gdzież!
Więc za mąż wyszła, jest szczęśliwa
I to mnie cieszy, bo ja też!

Obabić się chce tylko dziwak.
Bez wyobraźni, ale ja
W małżeństwie czułbym się jak pływak,
Co w wannie bić rekordy ma.

Wychodzić za mąż, proszę pań!
Nie lenić się, nie lenić!
Lecz co do pana - nie ma dlań
Powodu, by się żenić!
Ach, proszę pań, nie widzę dlań
Powodu, by się żenić!

Podkreślam - nie zda mi się na nic
Mężatka, co się z mężem żre.
Uwielbiać musi go bez granic,
Ażeby u mnie wchodzić w grę.

Bo gdy jej grozi katastrofa,
To wciąż się śpieszy - w to mi graj.
Wystarczy whisky jej and sofa.
I gna do męża - co za raj!

Wychodzić za mąż, proszę pań!
Nie lenić się, nie lenić!
Lecz co do pana - nie ma dlań
Powodu, by się żenić!
Ach, proszę pań, nie widzę dlań
Powodu, by się żenić!


Występ ten tak rozbawił Sarę, że aż płakała ze śmiechu i długo klaskała w dłonie wraz z innymi gośćmi na sali.
- Brawo! Brawo! Brawo! - wołali wszyscy zebrani.
Sarze od razu humor się poprawił. Do tego stopnia, że wzięła kwiatek z małego wazonika, stojącego na stoliku, przy którym siedziała i rzuciła go radośnie artyście. Ten podniósł go i lekko powąchał, po czym skłonił się lekko dziewczynce i zniknął za kulisami.
Dzięki tej zabawie, Sara cały wieczór i noc była radosna. Następnego dnia zaś powróciła do niej nostalgia za tym, co właśnie miało się kończyć i smutek z powodu nieuchronnego wyjazdu ojca. Kapitan domyślił się tego, gdy ujrzał córkę na balkonie ich apartamentu i powiedział:
- Kochanie, znowu się zamyślasz. Nie powinnaś tego robić. Dziewczynki w twoim wieku powinny się cieszyć życiem.
Sara spojrzała na ojcu smutnym wzrokiem i powiedziała:
- A jak mam się cieszyć, tatusiu, kiedy wiem, że musisz wyjechać?
- Spokojnie, kochanie - rzekł kapitan, podchodząc do niej i klękając przed nią - Walki trochę potrwają, ale ja mam być w sztabie generalnym. Tam nie będą się one toczyć. I potem szybko do ciebie wrócę, zobaczysz. A w razie czego, gdyby mi się coś stało...
- Tatusiu, nawet tak nie mów! - zawołała przerażona Sara, łapiąc go za dłonie.
- Spokojnie, córeczko. To tylko tak na zaś. Na wypadek, gdyby coś mi się stało, to pan Barrows, mój prawnik posiada odpowiednie upoważnienia. Zajmie się tobą i niczego ci nie zabraknie. To dobry człowiek, znam go od dawna. Kiedyś też pomagał mojemu ojcu, gdy ten jeszcze żył. Gdyby coś, nigdy nie zostaniesz ani na chwilę nędzarką.
- Wiem, że będę miała zabezpieczony byt, tatusiu, ale wolę mieć ciebie niż wszystkie pieniądze świata!
To mówiąc, przytuliła się mocno do ojca i objęła go za szyję. Kapitan mocno i czule przycisnął do siebie swoją jedynaczkę i powiedział:
- Spokojnie, kochanie. Wszystko będzie dobrze. Zobaczysz. A wiesz co? Pan Barrows to naprawdę zmyślny człowiek. Już znalazł dla ciebie pensję. Pojedziemy ją zobaczyć?
- Dobrze, tatusiu. I tak będę musiała kiedyś tam pojechać, czemu więc nie dzisiaj?
- To są słowa godne księżniczki. Sama królowa Wiktoria lepiej by tego nie powiedziała.
Chwilę później, oboje zeszli na dół i wyszli przed hotel, gdzie czekał już na nich powóz zaprzężony w piękne dwa konie. Kapitan i Sara wsiedli do niego, po czym ruszyli w drogę.
- Saro, chciałbym ci powiedzieć, że na pensji będziesz miała wszystko, co tak bardzo kochasz. Będzie na niej twój kucyk.
- Jump? - zapytała radośnie Sara, patrząc na ojca - On tam będzie?
- Oczywiście. I twój osobny powóz, który będzie ciągnął. I specjalny do tego celu wynajęty woźnica.
- To wspaniale, tatusiu! Ale wiesz, że żaden powóz mi ciebie nie zastąpi.
- Wiem, kochanie. Ale spokojnie. To góra kilka miesięcy. Tak przynajmniej mówi generał Gordon. Jest pewien, że buntownicy z Abisynii i innych naszych kolonii w Afryce szybko zostaną pokonani. Mówi nawet, że wystarczy tylko, że tam pojedziemy, a cały bunt zgaśnie jak za dotknięciem magicznej różdżki.
- Ale ty nie jesteś tego taki pewien, prawda, tatusiu?
Kapitan widząc, że nie oszuka córeczki, skinął smutno głową i rzekł:
- Nie, nie jestem tego taki pewien, kochanie. Ale spokojnie. Wierzę, że nam się uda prędko znowu spotkać. A na razie, nie myślmy o tym. Skupmy się lepiej na pensji panny Minchin i o tym, co będziesz tam robić. Oho! Chyba już jesteśmy na miejscu!
Rzeczywiście, oczom ich ukazał się wielki elegancki dom, na którym wisiała tabliczka z napisem: „Szkoła dla dziewcząt panny M. Minchin”. Gdy dojechali, powóz zatrzymał się, a kapitan wysiadł z powozu i podał rękę Sarze, aby mogła do niego dołączyć. Potem oboje podeszli do drzwi i zapukali. Otworzyła im jakaś bardzo sympatyczna pulchna pani w wieku około trzydziestu lat, ciemnowłosa, jakby ruda i niezwykle uśmiechnięta.
- Witam serdecznie!
- Jestem kapitan Ralph Crewe, a to moja córka Sara - przedstawił się kapitan.
Sara dygnęła przed kobietą na powitanie.
- Witam serdecznie. A ja jestem Amelia Minchin, kuzynka właścicielki pensji. Bardzo się cieszę, że państwa tutaj widzę. Oczekiwaliśmy waszego przybycia.
Sara szybko zaczęła w duchu mówić sobie, iż bardzo żałuje, że to nie ta miła pani jest właścicielką pensji. Wydawała się jej ona nad wyraz sympatyczna i z tego też powodu nie była pewna, czy sama panna M. Minchin będzie równie urocza, co ona. Miała obawy, codo tego, kim będzie dyrektorka pensji.
Tymczasem Amelia Minchin zaprowadziła dziewczynkę i jej ojca do salonu, gdzie posadziła ich na kanapie i powiedziała:
- Proszę zaczekać, moja kuzynka zaraz przyjdzie.
To mówiąc, ukłoniła się życzliwie obojgu i wyszła z pokoju.
- Ciekawe, jaka jest dyrektorka pensji? - zapytał głośno kapitan Crewe.
- Mam pewne przeczucie, tatusiu, że panna M. Minchin będzie wysoka, chuda i bardzo surowa na twarzy, a na nosie będzie miała binokle - powiedziała Sara.
- A skąd taki wniosek, córeczko? - zachichotał rozbawiony kapitan.
- Nie wiem, tatusiu. Po prostu mam takie przeczucie. Kiedy widzę jakiś dom, to wyobrażam sobie, że jego właściciel jest podobny do tego domu. Dlatego właśnie tak sobie myślę, że panna Minchin tak właśnie będzie wyglądać.
Chwilę później drzwi się otworzyły i do pokoju wkroczyły dwie osoby. Jedną z nich była kobieta po czterdziestce, wysoka i chuda, o ciemnobrązowych włosach i jasnozielonych oczach. Ubrana była w niebieską suknię zapiętą aż po samą szyję, włosy miała upięte w kok, a nos jej zdobiły binokle na sznurku. Na twarzy widać jej było wielką surowość, którą próbowała ukryć pod niezbyt miłym uśmiechem. Towarzyszył jej mężczyzna w podobnym wieku, co kobieta. Ubrany był w ciemny strój, dodający mu powagi, choć jego twarz zdobił serdeczny uśmiech. Włosy miał brązowe, oczy niebieskie i zawierające w sobie jakieś urocze iskierki. Był wysoki i przerastał kobietę niemal o głowę. W przeciwieństwie do niej, sprawił na Sarze bardzo pozytywne wrażenie.
- Witam serdecznie, panie kapitanie - powiedziała kobieta poważnym tonem - Jestem dyrektorką tej pensji. Nazywam się Maria Minchin. To mój brat, Hubert Minchin. Cieszę się, że możemy państwa poznać.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pon 19:47, 26 Maj 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12164
Przeczytał: 10 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 9:54, 27 Maj 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

Ciekawa jestem jak Sarze się ułożą relacje z tą starą wiedźmą Marią Mincim.



A co robi w fanfiku Borys Szyc ?
Ciekawe są te stare musicale z wesołymi piosenkami i tańcami.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Wto 10:03, 27 Maj 2025, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11520
Przeczytał: 8 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:54, 04 Cze 2025    Temat postu:



Odcinek IV - Bertie i Peter

Sara i jej ojciec powstali ze swoich miejsc i stanęli naprzeciwko kobiety oraz jej towarzysza, którzy uśmiechnęli się do nich życzliwie.
- Dzień dobry - powiedziała kobieta.
Sara przyjrzała się jej uważnie. Głos miała ta osoba oschły, a dodatkowo też wyglądała niemalże tak samo, jak opis, który właśnie przytoczyła ojcu. Poczuła, że ta kobieta się jej nie podoba i lekko zadrżała na jej widok. Kapitan Crewe jednak nie miał takich samych odczuć, co jego córka i powiedział:
- Witam serdecznie. Jestem kapitan Ralph Crewe, a to moja córka, Sara.
- Jestem Maria Minchin, a to mój brat, Hubert - powiedziała doniosłym tonem kobieta, próbując brzmieć przy tym tak, jakby potrafiła być zdolna do bycia miłą.
Jej brat uśmiechnął się życzliwie do Sary i jej ojca, a dziewczynka poczuła, że w przeciwieństwie do swojej siostry, mężczyzna zdecydowanie jej przypadł i to od pierwszej chwili do gustu. W jego oczach nie wyczuła fałszu, a w jego uśmiechu tej jadowitej słodyczy, jaka biła z uśmiechu panny Minchin.
- Saro, przywitaj się z panną Minchin - powiedział kapitan do Sary.
Dziewczynka dygnęła przed właścicielką pensji i najbardziej życzliwym tonem się z nią przywitała. Panna Minchin spojrzała na nią spod binokli i rzekła:
- Och, jakie śliczne dziecko. I wydaje się być niezwykle mądre.
- Skąd ona może wiedzieć, że jestem mądra? - zapytała w duchu sama siebie Sara - Przecież widzi mnie pierwszy raz w życiu.
Panna Minchin tymczasem usiadła wygodnie na kanapie ze swoim bratem i zaczęła uważnie przyglądać się kapitanowi, który powiedział:
- Jak pani na pewno już wie, przybyłem tutaj z Sarą z Indii. Długo byliśmy tam ja i ona, mieszkaliśmy tam i nie mieliśmy zbyt dużo do czynienia z Europą, choć zanim Sara przyszła na świat, bywałem tutaj dość często. Ale potem tak się jakoś złożyło, że mieszkaliśmy w Indiach przez kilka lat. Teraz jednak sytuacja nie sprzyja temu. Muszę jechać na front do Afryki. Nie mogę tam zabrać ze sobą moją jedynaczkę i nie mogę jej też zostawić samej w Indiach.
- Och, to zrozumiałe - powiedziała panna Minchin.
- Dlatego właśnie postanowiłem poszukać pensji dla mojej córeczki i dlatego przybyłem tutaj. Mój prawnik, pan Barrows polecił mi pani pensję jako najlepszą w całym Londynie.
- Wiem, pan Barrows raczył przybyć do mnie dzisiaj rano i powiedział mi o tym. Muszę przyznać, że to dla mnie naprawdę wielki zaszczyt, że ktoś taki jak pan, kapitanie Crewe, zechciał powierzyć mi swoją córkę pod opiekę. Jak dotąd miałam i mam nadal wiele uczennic z najlepszych rodzin, ale taka dziewczynka jak Sara będzie prawdziwym ukoronowaniem mojej pensji.
Kapitan uśmiechnął się, odbierając słowa kobiety za dobry sygnał i spytał:
- Czy pan Barrows poinformował panią, panno Minchin o tym, jakie warunki mam względem pobytu Sary tutaj?
- Tak, pan Barrows raczył mi o tym powiedzieć. Wyłożył mi pana warunki i to bardzo dokładnie. Muszę przyznać, że niektóre z nich lekko mnie zaskoczyły. Jak choćby ten warunek z kucykiem i powozem.
Kapitan zachichotał lekko, jak dziecko przyłapane na figlu i rzekł:
- Pani zapewne myśli, że rozpieszczam swoją córkę. I ma pani rację. Kocham ją ponad wszystko i chcę, aby miała tu wszystko, co najlepsze. Kucyk to może jest nieco ekstrawagancja, ale bardzo bym chciał, aby go miała. Obecność zwierząt przy dzieciach bardzo im pomaga w wychowaniu. Jeżeli jednak to jest problem, to wówczas...
Panna Minchin, obawiając się, że to oznacza utratę takiej wychowanki, a co za tym idzie, pieniędzy jej ojca, szybko zawołała:
- Ale kto powiedział, że to problem, panie kapitanie? Zapewniam pana, że to nie jest żaden kłopot. Po prostu jestem zaskoczona i tyle. Prawda, Hubercie?
- Tak, byliśmy nieco zaskoczeni - powiedział Hubert Minchin - Ale jestem pewien, że obecność kucyka spodoba się wszystkim uczennicom, o ile tylko panna Sara pozwoli im się z nim zapoznać.
- Oczywiście, że pozwolę - odpowiedziała mu Sara z uśmiechem - Nie będę tylko sama na nim jeździć. Inne dziewczynki też będą mogły to robić.
- No to chyba rozwiązuje problem - rzekł wesoło Hubert.
- Problem? A to był jakiś problem? - zapytała Maria Minchin - Zapewniam, że nie z mojej strony. Ale dość o tym. Może pokażemy pokój panienki Sary i przy okazji opowiemy o zajęciach, jakich się tu będzie uczyła?
- To dobry pomysł - powiedział Hubert.
Kapitan spojrzał na niego uważnie i zapytał:
- Bardzo przepraszam, ale czy ja pana przypadkiem już kiedyś nie spotkałem?
- Bardzo to możliwe - odpowiedział pan Minchin.
- Czy występował pan kiedyś na scenie? - spytał uśmiechnięty kapitan Crewe - Wydaje mi się, że widziałem pana kiedyś w jednym ze starych wodewili. Chyba śpiewał pan wtedy „Jeśli znajdę taką żonę, że się kochać będę w niej”.
Hubert uradowany tymi słowami już miał wyjaśnić, że to rzeczywiście był on i bardzo mu miło, że kapitan go zapamiętał, kiedy nagle jego siostra ostrym tonem powiedziała:
- Mój brat na scenie? Pan wybaczy, kapitanie, ale to musi być jakaś pomyłka.
Hubert zmieszany nic nie odpowiedział, a pan Crewe nie drążył już tematu, tylko wstał z miejsca i wraz z Sarą ruszył za panną Minchin, która poprowadziła ich wszystkich na drugie piętro, gdzie stał pokój jej nowej wychowanki, który już był przygotowany w taki sposób, w jaki to polecił zrobić pan Barrows. Znajdowało się w nim wszystko, co Sara kochała: duże łóżko, stolik i krzesła do picia herbaty i jedzenia podwieczorku, fotel bujany, regał z książkami i szafa z ubraniami. Sara nie kryła swojego zachwytu z tego powodu, ale najbardziej zachwycił ją regał. Od razu podbiegła do niego, aby sprawdzić, jakie są tu książki i ku swojej radości ujrzała,że są to tytuły bardzo ją interesujące. Gdy kapitan to zobaczył, powiedział:
- Widzi pani, jaka ona jest, ta moja jedynaczka? To mól książkowy. Ona nie czyta książek, tylko je pożera. Dlatego miałbym prośbę, aby miała czas na czytanie i rozkoszowanie się tym, ale też, żeby miała inne zajęcia i nie siedziała tylko z nosem w książkach.
- Zapewniam pana, że dopilnuję tego osobiście - powiedziała panna Minchin - Choć miłość do książek to piękna rzecz. Mój brat też je kocha.
- Zaiste, tak właśnie jest - odpowiedział wesoło Hubert, celowo przyjmując nieco staroświecki ton.
Sara zachichotała, gdy usłyszała te słowa. Poczuła, że coraz bardziej lubi tego pana i jeżeli on będzie jej czegoś uczył, na pewno nauka u niego będzie czystą przyjemnością.
Wtem do pokoju weszła pani Amelia. Lekko dygnęła przed kapitanem i rzekła sympatycznym tonem:
- Zajechał powóz panienki Sary z woźnicą.
- Doskonale, Amelio - powiedziała oschłym tonem do niej Maria Minchin - Zaraz zejdziemy. Powiedz woźnicy, aby był gotowy do przejażdżki, bo jak to pewnie słusznie zakładam, panienka zechce od razu wypróbować powóz.
- Tak, tylko widzisz, kuzynko...
- No, co takiego?
- To nie woźnica prowadzi ten powóz.
- Nie? A niby kto?
- Za kozłem siedzi jakiś mały obdartus.
- Że słucham?
Po tych słowach, panna Minchin wyszła z pokoju zła jak osa. Z kolei zaś Sara i jej ojciec oraz Hubert spojrzeli na siebie zdumieni i postanowili sprawdzić, co jest też przyczyną takiego stanu rzeczy i wyszli za nią.
Chwilę potem byli oni przed pensją. Zauważyli, że stał tam powozik zdolny do pomieszczenia w swoim wnętrzu dziecka i dorosłego, a zaprzężony jest on w uroczego brązowego kucyka, którego Sara rozpoznała jako Jumpa. Ale faktycznie, nie było przy nim prawdziwego dorosłego woźnicy, tylko mały chłopiec, niewiele starszy od Sary. Miał on nieco gęstą czuprynę o kolorze ciemnego blondu i jasnoniebieskie oczy. Ubrany był w szarą kurtkę, zielone spodnie i brązowe buty, a w dłoniach ściskał on niebieską maciejówkę, niezbyt popularną w tych stronach, ale bardzo uroczą w swoim wyglądzie.
- Co to ma znaczyć?! - wołała na niego panna Minchin - Pan Barrows mi powiedział, że znalazł dorosłego woźnicę. Co to ma znaczyć?!
- Ten woźnica to mój tata - powiedział na to chłopiec - Ale niestety, on nie może przybyć, bo jest obecnie chory.
- Znam tego chłopca. To Peter, syn woźnicy - powiedział Hubert Minchin.
- No właśnie. To właśnie ja! Witam, panie Bertie - zawołał radośnie chłopiec na widok mężczyzny.
Sara tymczasem zadowolona podeszła do kucyka i ujęła go za łeb, delikatnie go głaszcząc i uśmiechając się do niego.
- Jakim cudem dojechałeś tutaj na miejsce i nie rozbiłeś powozu? - spytała ze złością w głosie panna Minchin.
- To odpowiedzialny chłopak. Dobrze go znam. Nieraz z ojcem dowoził nam warzywa - odezwał się Hubert Minchin.
- No właśnie - potwierdził Peter - Niejeden raz jeździłem z moim tatą i nieraz go też zastępowałem w obowiązkach. Naprawdę umiem jeździć i sobie radzę z każdym koniem, nawet narowistym, a co dopiero z takim łagodnym barankiem jak Jump.
- Nie ma mowy! Nie będziesz powozić powozem panienki Sary! A jeśli, nie daj Boże, wywrócisz jeszcze powóz, to co wtedy?! - krzyczała panna Minchin.
Sara spojrzała na chłopca i ich spojrzenia się spotkały. Dziewczynka poczuła, że robi on na niej pozytywne wrażenie i zdecydowanie na pewno nie zrobi tego, o co go podejrzewa panna Minchin. Z kolei Peter widząc urocze oczy dziewczynki i jej czarujący uśmiech poczuł, jak serce wali mu w piersi gwałtownie i mocno, jak nigdy jeszcze wcześniej tego nie robiło.
- Panno Minchin, może jednak damy mu szansę? - spytała dziewczynka - Jak masz na imię? Peter, tak?
- Tak, panienko - potwierdził chłopiec.
Kapitan podszedł do Petera i przyjrzał mu się uważnie.
- Ile masz lat?
- Trzynaście, proszę pana.
- Rozumiem. I naprawdę sam nieraz zastępowałeś swego ojca jako woźnica?
- Dokładnie tak, proszę pana.
- Zapewniam pana, że lepszego woźnicy dla kucyka pan nie znajdzie i to w całym Londynie - rzekł Hubert Minchin.
Siostra zgromiła go ponurym wzrokiem, ale kapitan i Sara uśmiechnęli się do Petera i do Huberta, po czym kapitan zapytał:
- Saro, czy chcesz dać Peterowi szansę?
- Tak, tatusiu.
Kapitan skinął więc głową i powiedział:
- Dobrze, Peter. Zabierz nas na przejażdżkę i pokaż co potrafisz.
Chłopiec uśmiechnął się zachwycony, słysząc słowa oficera. Niemalże wtedy podrzucił w górę swoją maciejówkę, ale szybko się opanował i nałożył ją na głowę wesołym ruchem ręki, po czym zawołał:
- Dziękuję, panie kapitanie! Dziękuję, panienko! A dokąd mam was zabrać?
- Do miasta, na poszukiwanie Emilki - odpowiedziała Sara.
- Emilki? - zdziwił się Peter - A kim jest Emilka?
- Zobaczysz, kiedy ją znajdziemy - odparła Sara.
Chłopca zdziwiła ta odpowiedź, ale postanowił już o nic nie pytać, słusznie się spodziewając, że dowie się wszystkiego w swoim czasie.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Śro 19:58, 04 Cze 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12164
Przeczytał: 10 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 9:15, 05 Cze 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

Nigdy nie lubiłam Marii Mincim, w każdej wersji to podła wiedźma: ?
Nie wiem, z jakiego powodu uważa, że to coś wstydliwego, że brat śpiewa na scenie.
Kapitan jest zakochany w swojej córce, w małej księżniczce.
Pojawia się Peter, syn woźnicy. I od razu jest oczarowany Sarą.
Słodka taka dziecięca miłość.




W powieści "Mała księżniczka" Frances Hodgson Burnett bohaterka, Sara Crewe, ma lalkę, którą nazwała Emilką. Lalka Emilka jest dla Sary ukochaną przyjaciółką, z którą rozmawia i którą uważa za myślące stworzenie
Ja pamiętam bajkę ! Sara chodziła do takiej szkoły z internatem, który dwie siostry
prowadziły (jedna dobra druga zła) potem się okazało, że tata Sary zginął i nie
zostawił jej żadnych pieniędzy dlatego ta zła siostra wzięła Sarę na służącą i
takie tam były jej różne przygody, potem po sąsiedzku wprowadził się bogacz który
zapoznał się z Sara i się okazało, że znał jej tatę i że jednak jest ona
bogata, potem wszystko się szczęśliwie skończyłoSmile
]


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 9:24, 05 Cze 2025, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Serial Zorro Strona Główna -> fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... , 10, 11, 12  Następny
Strona 11 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin