Forum Serial Zorro Strona Główna Serial Zorro
Forum fanów serialu Zorro
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Księżniczka Sara
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Serial Zorro Strona Główna -> fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 20:05, 16 Cze 2025    Temat postu:



Odcinek V - Emilka

Powóz zaprzężony w kucyka imieniem Jump jechał powoli ulicami Londynu. Na jego koźle zasiadał niezwykle zadowolony z siebie Peter, który co jakiś czas się obracał wesoło do swoich pasażerów, którymi byli Sara i jej ojciec. Pytał ich, czy dobrze się czują, czy podoba im się wycieczka i dokąd mają jechać. Kapitan Crewe i jego urocza jedynaczka uśmiechali się do niego serdecznie i odpowiadali na jego pytania, wskazując mu przy okazji drogę, którą mają jechać. Peter był zadowolony z tej wycieczki. Czuł się tak, jakby woził samą królową Anglii albo przynajmniej kogoś z jej królewskiej rodziny. W jego oczach bowiem Sara była księżniczką, może małą, ale zawsze księżniczką. Dodatkowo nie umiał się oprzeć zerkania na nią co jakiś czas. Było w tej dziewczynce coś, co sprawiało, że musiał to robić. Co prawda widział już dużo dziewczynek w swoim życiu, niektóre nawet bardzo mu się podobały, ale nigdy żadna nie podobała mu się aż tak mocno jak Sara. A Sara podobała mu się niesamowicie. Miała piękna zielone oczy i długie czarne włosy, tak lekko zakręcone w kilku miejscach. Do tego poruszała się elegancko, a jej głos brzmiał jak dźwięk tysiąca słodkich dzwoneczków. Słuchanie go było dla niego tak wielką przyjemnością, że czasami celowo zadawał pytania dziewczynce, aby się znowu wsłuchiwać w dźwięk tego cudownego głosiku. No i ten czarujący uśmiech. Takiego uśmiechu nie miała żadna inna dziewczyna. Tylko ona i nikt więcej.
- To dokąd teraz jedziemy, panienko? - zapytał Peter po chwili.
- Do najbliższego sklepu z zabawkami - odpowiedziała mu Sara - Szukamy teraz Emilki.
- Emilki? A wolno mi zapytać, kim jest Emilka?
- To lalka, którą bardzo chcę kupić.
- A jak ona wygląda? - spytał kapitan, dołączając do rozmowy.
Sara spojrzała na niego uważnie i odpowiedziała:
- Właśnie chodzi o to, że nie wiem. Widzisz, tatusiu, to niezwykła lalka. Taka jedyna w swoim rodzaju. Nie wiesz, jak ona wygląda do chwili, w której ją nagle zobaczysz. Wtedy właśnie będziesz wiedzieć, że to ta jedna jedyna. Najlepsza na świecie przyjaciółka.
- Rozumiem. To ciekawe - odparł szczerze zainteresowany kapitan Crewe - Ale tak może masz jednak jakieś wyobrażenie o tym, jak ona wygląda?
- No cóż... Właściwie to mam pewną wizję tego, jak ona może wyglądać.
- A podzielisz się nią z nami?
- Oczywiście. Widzicie, tatusiu i Peterze, Emilka jest wyjątkowa. Ma duże i bardzo wyraziste oczy, które mówią wszystko. Włosy ma kręcone do ramion i takie bardziej jasne niż ciemne. Ubrana jest elegancko, ale też bez snobizmu.
- To ciekawe, córeczko. Bardzo ciekawe. A dlaczego nosi imię Emilka?
- Bo to właśnie jej imię.
- Ano tak, racja. Niemądry ja.
Peter zachichotał, rozbawiony słowami Sary. Zdziwiły go one, podobnie jak i to, jak bardzo wielką wyobraźnię ona posiada. Jeszcze nigdy nie spotkał kogoś, kto ma aż taką wyobraźnię. Zaskoczyło go to, ale też sprawiło, że w jego oczach Sara stała się tym bardziej kimś wyjątkowym, a pracowanie dla niej traktował niczym prawdziwy zaszczyt.
Dojechali wkrótce do najbliższego sklepu z zabawkami. Sara i kapitan, kiedy tylko dojechali na miejsce, wysiedli z powozu i weszli do środka. Peter zastanowił się, jak długo zajmą im poszukiwania, ale te nie trwały długo. Najwyżej kilka minut spędzili w środku i wyszli z powrotem. Nie mieli ze sobą żadnego pakunku. Peter zaintrygowany spojrzał na Sarę, a ta pokręciła przecząco głową.
- Tutaj nie ma Emilki - powiedziała - Musimy szukać dalej. Tatusiu, może się przejdziemy i będziemy zaglądać po kolei do każdego ze sklepów?
- Dobrze, kochanie - zgodził się kapitan.
Sara podziękowała ojcu i spojrzała serdecznie na Petera.
- Peter, jedź za nami, proszę.
- Dobrze, panienko! - zawołał wesoło chłopak.
Wędrówka po ulicach Londynu i kolejnych sklepach trwała jakiś czas. Sara i jej tata zaglądali do każdego z nich, ale z każdego też wychodzili niezadowoleni, bo w żadnym z nich nie odnaleźli celu swojej podróży. Peter jechał powoli za nimi i obserwował ich poczynania. Zrobiło mu się żal dziewczynki, że nie może wciąż odnaleźć tego, co jest dla niej tak cenne. Pomyślał sobie nawet, iż gdyby było to w ogóle możliwe, to sam by zrobił dla niej Emilkę i wręczył ją swojej panience. Ale wiedział, że to nic nie da. Sara powiedziała, że ta lalka znajduje się w jednym ze sklepów i tylko tam może go znaleźć. Jego więc pomoc nic by tu nie dała.
Tymczasem Sara rozmawiała z ojcem, który pytał ją, czy na pewno w żadnym z tych sklepów, które właśnie minęli, nie widać było Emilki. Dziewczynka była jednak święcie przekonana o tym, że tak nie jest.
- Bo widzisz, tatusiu, tutaj nie można się pomylić - powiedziała poważnie i to nawet bardzo poważnie Sara - To moja przyjaciółka, będzie też pomagać mi jakoś znieść tęsknotę za tobą. Takiej osoby nie da się pomylić z nikim innym.
- No tak, rozumiem - odpowiedział z uśmiechem kapitan.
Poszukiwania trwały dalej, ale wciąż nic nie dawały. Minęło już wiele minut, odwiedzili chyba z kilkanaście sklepów i wciąż byli dalecy od osiągnięcia swojego celu. Aż nagle, zupełnie niespodziewanie...
- Tatusiu! Jest! Znalazłam ją! To Emilka!
Radosny głos Sary dobiegł uszu kapitana Crewe, który podszedł do córki, aby się zapytać, gdzie jest poszukiwana przez nią lalka. Kiedy to zrobił, dostrzegł, że jego jedynaczka obserwuje uważnie wystawę sklepową sklepu z sukniami, a tejże wystawie siedzi urocza lalka o kręconych włosach barwy jasnego blondu, oczach barwy nieba w pogodę, ubrana w elegancką czerwoną sukienkę, białe pończoszki, brązowe buciki i czerwony kapelusz z białą wstążką.
- Tatusiu, to ona! - zawołała radośnie Sara - To Emilka! Nie ma wątpliwości! To musi być ona!
Kapitan uśmiechnął się do córki szczęśliwy z jej szczęścia i pogłaskał ją czule po głowie, mówiąc:
- Cieszę się, że ją znalazłaś, kochanie. Poczekaj tutaj, zaraz przyniosę Emilkę.
To mówiąc, wszedł do sklepu. Sara patrzyła na niego uważnie przez szybę w sklepie, zastanawiając się, co też jej tata właśnie mówi do pana sprzedawcy. Chyba jednak rozmowa nie przebiegała tak, jakby tego chcieli, ponieważ kapitan miał smutek wypisany na twarzy, a jego rozmówca wydawał się wyraźnie poirytowany.
- Coś się stało, panienko? - zapytał Peter, stając obok Sary.
- Chyba tata nie może kupić Emilki - odpowiedziała mu dziewczynka.
Chwilę później, kapitan Crewe wyszedł ze sklepu i rozłożył bezradnie ręce na znak porażki i powiedział:
- Przykro mi, córeczko. Ten pan mówi, że ta lalka to manekin sklepowy i nie jest na sprzedaż. Próbowałem go przekonać, ale nie chce mnie słuchać.
Sarze zrobiło się przykro. Spojrzała jeszcze raz na Emilkę, po czym wzięła się za barki z odwagą i sama weszła do sklepu. Mężczyzna, z którym to negocjował przed chwilą jej ojciec, spojrzał na nią zaintrygowany.
- Proszę pana, czy jest pan sprzedawcą, czy może właścicielem tego sklepu? - spytała rezolutna dziewczynka.
- Jedno i drugie - odpowiedział mężczyzna.
Sara przyjrzała mu się uważnie. Wydał się być sympatyczny, dlatego poczuła, że może jednak uda się im ze sobą dogadać.
- Widzi pan, ta lalka jest dla mnie niezwykle ważna, bo to nie jest byle jaka lalka. To Emilka, moja wierna przyjaciółka. Wymarzyłam ją sobie od pierwszej chwili, w której przybyłam do Londynu. Bo widzi pan, razem z tatusiem dotąd mieszkaliśmy w Indiach, ale teraz zamieszkam tutaj i będę sama, czekając w domu na tatę. Wtedy taka przyjaciółka bardzo mi pomoże.
- Sama? - zdziwił się pan - A dlaczego sama?
- Ponieważ tatuś jedzie do Afryki walczyć z buntem niejakiego Mahdiego. Na pewno pan słyszał.
- Tak, słyszałem o tym buncie. Twój tata jest więc oficerem?
- Dokładnie tak. I dlatego właśnie bardzo bym chciała mieć przyjaciółkę, która mi pomoże przetrwać ten trudny okres. Emilka jest odpowiednią osobą do tego. Oczywiście, jeśli pan odmówi, ja zrozumiem.
Mężczyzna spojrzał uważnie na dziewczynkę i uśmiechnął się do niej. Poczuł, że mała próbuje go przekonać do sprzedaży lalki i bardzo dobrze jej to idzie. Ale nawet jeżeli mała urocza dziewuszka próbuje nim manipulować w taki czy inny sposób, to i tak zmiękczyła jego serca jak wosk.
- Och, moja maleńka. Jesteś naprawdę urodzoną dyplomatką.
Gdy chwilę później do sklepu wszedł kapitan Crewe, mężczyzna uśmiechnął się do niego delikatnie i powiedział:
- Przepraszam pana, jeżeli wcześniej byłem nieuprzejmy. Ale nie wiedziałem, że tak właśnie się sprawy mają. Bardzo mi przykro, że musi pan jechać do Afryki, ale jestem pewien, że szybko pan wróci do swojej małej księżniczki. Jestem tego pewien, że nasze wojska doskonale sobie poradzą z tymi podłymi buntownikami.
- Też mam taką nadzieję, ale póki to się nie stanie, będę musiał zostawić Sarze jakieś zastępstwo na moje miejsce - odparł kapitan.
Właściciel sklepu uśmiechnął się delikatnie do Sary i poszedł do wystawy, a potem przyniósł z niej lalkę, mówiąc:
- Ta lalka jest rzeczywiście wyjątkowa i nie na sprzedaż. Nie mogę wam jej sprzedać, ale mogę wam ją podarować. Na dobry znak, aby się panu powiodło na froncie i żeby pana córeczka jak najszybciej mogła pana powitać w naszym kraju i to jako zwycięzcę.
Po tych słowach, wręczył on lalkę dziewczynce, a ta przytuliła ją mocno do serca, szczęśliwa tak, jakby odzyskała kogoś bardzo sobie bliskiego, kogo nie miała długo okazji zobaczyć.
- Dziękuję panu bardzo. Dziękuję - powtarzała dziewczynka z radością.
- Może zapakuję ją do pudełka? - zaoferował się właściciel sklepu.
- Och nie! Nie można! - zawołała przerażona Sara - Emilka bardzo nie lubi być w ciasnym pudełku. Gdyby w nim została zamknięta, to bałaby się ciemności i tego, że może się w nim udusić.
- Ach, no tak. To oczywiste - powiedział mężczyzna i uśmiechnął się do pana kapitana, myśląc sobie, jaką to wyobraźnię niekiedy potrafią mieć dzieci.
Już po chwili kapitan i Sara wyszli ze sklepu. Peter uśmiechnął się do nich z radością, że udało im się osiągnąć cel. Sara zaś podbiegła do niego radośnie i od razu pokazała mu Emilkę, mówiąc:
- Zobacz, Peter! To Emilka! Jednak nam się udało spotkać!
- To doskonale, panienko! - zawołał radośnie chłopiec - Ja zawsze powtarzam, że jak ktoś uparcie dąży do celu i nigdy się nie poddaje, to w końcu musi mu się udać! Po prostu musi!


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pon 20:05, 16 Cze 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 10:12, 17 Cze 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

Mała Księżniczka" to moja ulubiona powieść Frances Hodgson Burnett, a spośród jej licznych ekranizacji, najbardziej lubię właśnie ten serial anime, ponieważ jest najwierniejszy materiałowi źródłowemu. Wprowadzono, co prawda, kilka zmian i rozbudowano niektóre wątki, ale to tylko zmiany kosmetyczne, bo główna historia pozostaje taka sama i nie jest na siłę ugrzecznioną ani uczyniona mniej dramatyczną.
Fanfik wyraźnie nawiązuje zarówno do książki jak i do anime.


Ja też miałam w dzieciństwie lalkę Emilkę na cześć małej księżniczki.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Wto 10:13, 17 Cze 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 13:00, 24 Cze 2025    Temat postu:



Odcinek VI - Pożegnanie:

Po odnalezieniu Emilki, Sara była przeszczęśliwa. Z radością tuliła do siebie swoją ukochaną lalkę i nie rozstawała się z nią ani na chwilę. Siedząc u boku ojca, jechała powozem kierowanym przez Petera i rozmyślała o tym, jakie tajemnice powierzy swojej nowej przyjaciółce, o czym będą rozmawiać i czy jej obecność pomoże jej chociaż trochę zapomnieć o nieobecności ojca w swoim życiu.
- O czym tak rozmyślasz, Saro? - zapytał kapitan Crewe.
Sara popatrzyła na niego z uśmiechem i odpowiedziała:
- Rozmyślam, tatusiu, o czym będziemy rozmawiać z Emilką. Podejrzewam, że obie będziemy miały sobie dużo do powiedzenia.
- A to prawda, lalki są bardzo mądre - zgodził się z nią kapitan - Ale wiesz co?Powiem ci w zaufaniu, że ich mądrość jest większa niż ci się wydaje.
- Jak to? - zapytała Sara, patrząc na ojca szeroko otwartymi oczami.
- Bo widzisz... One potrafią przekazywać wiadomości innym osobom, nawet tym, którzy są od nas bardzo daleko.
- Naprawdę, tatusiu?
- Tak, kochanie. Jeżeli powiesz coś Emilce, ona zachowa tajemnicę, ale jeżeli powiesz jej coś, co chciałabyś powiedzieć mnie, to ona mi to przekaże.
Sara słuchała z uwagą słów ojca, a potem spojrzała na Emilkę i spytała:
- Naprawdę, tatusiu? Ona naprawdę przekaże ci wiadomość ode mnie, jeżeli zechcę ci coś opowiedzieć?
- Oczywiście, kochanie. Lalki posiadają taki dar.
- Słyszałam o tym, że są bardzo mądre i można im powierzyć każdy sekret, tak mi mamusia mówiła. Ale nie sądziłam, że potrafią nawet przekazywać wieści dla kogoś nam bliskiego, kto jest od nas daleko.
- A widzisz. Lalki to zabawki pełne tajemnic. Mówią też o nich, że podobno potrafią się poruszać same, kiedy nikt ich nie widzi.
Sara była tymi słowami jeszcze bardziej zaskoczona tym, co usłyszała. Jej oczy zrobiły się wielkie jak spodki. Patrzyła na ojca z ogromną uwagą i słuchała tego, co on mówił.
- Naprawdę, tatusiu?
- Tak, córeczko. Nie wiem, czy to prawda, bo nigdy nie udało się żadnej na tym przyłapać, chociaż wielu próbowało, ale tak opowiadają. Lalki, kiedy ich nie widzimy, gdy zostają same, poruszają się i wiodą własne życie. Gdy jednak my do nich wrócimy, to wracają szybko na swoje miejsce.
- Dlaczego nie poruszają się przy nas?
- Bo na tym właśnie polega magia. Na tajemniczości i sekrecie, który znają tylko nieliczni.
Sara przyjęła to wyjaśnienie, zgadzając się z ojcem, że największa magia to ta, która jest tajemnicza i o której nie wiemy zbyt wiele. Nie pytała już więcej o tę sprawę, ale zaczęła uważnie przyglądać się Emilce, jakby spodziewała się, że ta w momencie, gdy nikt na nią nie patrzy, poruszy się i wykona jakiś gest. Tak jednak się nie stało. Dziewczynka pomyślała sobie, że być może lalka jest bardzo, ale to bardzo czujna i nie porusza się z powodu obecności ludzi przy sobie, ale zacznie to robić w momencie, w którym zostanie sama w pokoju.
Przejażdżka powozem trwała jeszcze jakiś czas. Peter prowadził, wesoło przy tym pogwizdując i zagadując co jakiś czas kapitana i Sarę, którzy z radością mu odpowiadali i pokazywali, gdzie ma jechać. Wycieczka trwała jakiś czas, aż zaczął się zbliżać wieczór. Wtedy właśnie Sara i jej ojciec dojechali do hotelu, w którym mieli wynajęte pokoje. Mieli jeszcze tę noc spędzić w nim, a następnego dnia Sara miała się przenieść na pensję panny Minchin.
- Dziękujemy ci, Peter - powiedziała Sara, wysiadając z powozu, kiedy już byli na miejscu.
- Nie ma za co, panienko. To prawdziwa przyjemność wozić takich miłych pasażerów - odpowiedział wesoło Peter, patrząc radośnie na Sarę.
Dziewczynka uśmiechnęła się do niego serdecznie, a chłopak poczuł, jak serce mu bije w piersi jak szalone. Pomyślał, że za jeden taki uśmiech dałby się nawet pokroić. Jednak nie powiedział tego na głos z obawy, iż byłaby to zbytnia śmiałość z jego strony.
Kapitan Crewe także wysiadł z powozu, wyjął portfel i wydobył z niego dość sporej sumy banknot i wręczył go Peterowi.
- Proszę, to dla ciebie. Za bardzo przyjemną przejażdżkę po mieście. I za to, że musiałeś na nas niekiedy długo czekać.
- Ależ to nie był żaden problem, panie kapitanie - odpowiedział Peter i w niemałym szoku spojrzał na banknot - Ale to stanowczo za dużo.
- To dla ciebie i dla twojego taty, oby szybko wrócił do zdrowia - rzekł na to kapitan Crewe z uśmiechem - I za to, że spełnisz jedną moją prośbę.
- Jaką, kapitanie?
- Że odprowadzisz teraz powóz na pensję panny Minchin, a jutro o godzinie 8:00 przyjedziesz tutaj, aby nas zabrać. Najpierw odwieziesz nas do portu, skąd już jutro odpływa mój statek, a potem zabierzesz moją córkę na pensję.
- Oczywiście, panie kapitanie! Wstawię się punktualnie! - zawołał Peter, stając na baczność przed ojcem Sary.
Pan Crewe uśmiechnął się do niego życzliwie i pogłaskał go lekko po głowie.
- Dziękuję ci, chłopcze. No już, jedź. I pamiętaj, jutro o 8:00.
Peter obiecał, że się zjawi i wskoczył wesoło na powóz, po czym odjechał. Sara zaś z ojcem weszli do hotelu i poszli do restauracji na kolację. Dziewczynka nagle straciła dobry humor na wiadomość, że to już jutro będzie musiała pożegnać się z ojcem. Wiadomość ta zasmuciła ją niezmiernie i spowodowała u niej wielki smutek, którego nie umiała w żaden sposób ukryć. Ojciec od razu to wyczuł i robił, co mógł, aby poprawić jej humor, lecz niestety nie zdołał tego zrobić. Zrozumiał więc, że musi pomóc swojej jedynaczce w inny sposób.
- Saro, kochanie... Wiem, że to już jutro i wiem, jak bardzo smuci cię fakt, że to następuje tak szybko. Ale musisz zrozumieć, kochanie. To jest nieuniknione. To musiało prędzej czy później nastąpić.
- Tak, tatusiu. Wiem o tym - odpowiedziała smutno Sara - Ale czy naprawdę musiało to nastąpić aż tak szybko?
- Niestety, kiedyś musiało. Ale spokojnie, nie będziesz sama. Masz przecież Emilkę, a wiesz, że jeżeli zechcesz mi coś przekazać, to wystarczy, że powiesz to jej, a ona od razu mi o tym powie.
- Tak, tatusiu. Ale to niestety nie jest to samo, co być z tobą naprawdę.
Ojciec delikatnie ujął jej dłoń w swoją i powiedział:
- Wiem, kochanie. Ale spokojnie. Ani się obejrzysz, a już będę z powrotem i wtedy już więcej się nie rozdzielimy.
W głębi serca obawiał się, że wcale tak łatwo to nie będzie wyglądać, ale nie mówił tego córce z obawy, jak ona na to zareaguje. Chciał i musiał robić dobrą minę do złej gry, gdyż była to chwilowo jedyna możliwość, aby nie zepsuć sobie tego ostatniego wspólnego wieczoru.
Tymczasem na scenie w restauracji hotelowej zapowiedziano występ znanego i lubianego artysty w masce karnawałowej, którego popisy widzieli już kapitan i Sara niedawno w tym właśnie hotelu. Wszyscy zaczęli bić brawo, a panna Crewe na chwilę zapomniała o swoich smutkach, widząc zabawnego artystę, który wesoło się poruszał na scenie i dowcipnie gestykulując, zaśpiewał pod rytm dowcipnej melodii takie oto słowa:

Zaledwiem przyszedł na ten świat,
Mnie brano z rąk do rąk.
I szły zachwyty w krąg, cóż to za śliczny bąk.
Zem wyrósł oto jak ten kwiat,
Mężczyźni buczą się.
Lecz z kobiet każda lgnie i broni mnie!

Co temu winien Hubuś, że jest taki śliczny?
Co winien Hubuś, że ma taki wdzięk?
Czy to jest zbrodnia, taki wygląd estetyczny?
Na jego widok nawet kamień też by zmiękł!
Co temu winien Hubuś, że jest taki śliczny?
On jest jak Apollo, bóstwo, każdy to wie!
A że w rodzinie wzbudza zachwyt bezgraniczny,
Co temu winien jest nasz Hubuś, pytam się?

Przypadkiem szef wjechał raz, szefowa mówi: Przyjdź.
Zagrajmy w remi bridż i będziem kawę pić.
Szef wrócił no i zastał nas i byłby zabił mnie.
Lecz żona to się dowie, ujęła się...

Co temu winien Hubuś, że jest taki śliczny?
Co winien Hubuś, że ma taki wdzięk? No wiesz?!
Czy to jest zbrodnia, taki wygląd estetyczny?
Na jego widok nawet kamień też by zmiękł.
Co temu winien, Hubuś, że jest taki śliczny?
On jest jak Apollo, bóstwo, każdy to wie!
A że w kobietach rozbudza zapał i zmysły?
Co temu winien jest nasz Zygmuś, pytam się?!

I wiem, że gdy nadejdzie dzień, u raju stanę bram.
To mi wypomną tam, co na sumieniu mam.
A wtedy głosem pełnym drżeń, aniołków zabrzmi chór,
I stwierdzi tam na mur, żem cnoty wzór. Ah joj!

Co temu winien Hubuś, że jest taki śliczny?
Co winien Zygmuś, że ma taki wdzięk?
Czy to jest zbrodnia, taki wygląd estetyczny?
Na jego widok nawet kamień też by zmiękł!
Co temu winien, Hubuś, że jest taki śliczny?
On jest jak Apollo, bóstwo, każdy to wie.
A że we wszystkich wzbudza zachwyt bezgraniczny,
Co temu winien jest nasz Hubuś, pytam się?


Występ został nagrodzony gromkimi brawami, a Sara i jej ojciec, których to stolik stał dość blisko sceny, klaskali najgłośniej. Dziewczynka radośnie wyjęła ze stojącego przy niej wazonika kwiatek i rzuciła go artyści. Ten podniósł go i lekko powąchał, uśmiechając się wesoło do dziewczynki, ale też lekko zmieszał się, gdy tylko przyjrzał się jej uważnie i zobaczył, z kim ma do czynienia. Szybko jednak odzyskał panowanie nad sobą, ukłonił się widzom i zniknął ze sceny.
Kapitan i Sara dokończyli kolację, oglądając jeszcze kilka występów, a potem udali się do swoich pokoi, aby zasnąć. Oboje mieli zdecydowanie lepsze humory dzięki temu, co mieli okazję obejrzeć do posiłku, choć jednocześnie lekko dręczyły ich pewne pytania na temat zachowania artysty. Nie rozumieli, dlaczego nagle się on zmieszał na ich widok, a zwłaszcza na widok Sary. Kapitan Crewe dość szybko odpowiedział sobie na to pytanie, ale jego córeczka nie umiała tego zrobić i z tym pytaniem w głowie, próbując je rozwikłać zasnęła.
Następnego dnia Sara i jej ojciec zjedli śniadanie, podziękowali za bardzo miły pobyt tutaj, uregulowali rachunek i wyszli na zewnątrz. Tam oczywiście, zgodnie z obietnicą, czekał już na nich Peter w powozie zaprzężonym w kucyka Jumpa. Sara uśmiechnęła się do chłopca życzliwie, witając go serdecznie, zaś kapitan dodał:
- Dziękuję, że przyjechałeś. Wiedziałem, że możemy na tobie polegać.
- To bardzo miło z pana strony, panie kapitanie - odpowiedział Peter - Nie wiem, czy pan wie, ale słowność to moje drugie imię. Jak się zobowiążę, że coś dla kogoś zrobię, to zawsze robię.
A już tym bardziej, gdy tym kimś jest taka urocza księżniczka, powiedział sam do siebie w myślach, nie odrywając wzroku od Sary.
Dziewczynka obdarzyła go promiennym uśmiechem i wsiadając do powozu, lekko przy tym dotknęła jego dłoni swoją. Chłopak poczuł, że się rumieni i serca zaczyna mu walić w piersi jak oszalałe. Szybko wskoczył na swoje miejsce, po czym delikatnie dał znak kucykowi, aby ruszył.
Jechali kilkanaście minut w milczeniu. Nikt nie wiedział, co powinien teraz powiedzieć, jeżeli w ogóle powinien to zrobić. Sytuacja była smutna, nikomu nie zbierało się ani na opowieści, ani na żarty, ani na zwykłą rozmowę. W milczeniu więc dojechali do portu. Statek do Afryki już tam stał, wchodzili na niego różni ludzie, głównie żołnierze w mundurach. Kapitan zasępił się na ten widok, jednak w milczeniu wysiadł z powozu i spojrzał na Sarę, mówiąc:
- Tutaj musimy się rozdzielić, kochanie. Ty jedziesz do szkoły, a ja na wojnę. Pamiętaj tylko, córeczko. Bądź dzielna. I nie smuć się, bo już niedługo się oboje znowu zobaczymy.
Sara poczuła, że w oczach zbierają się jej łzy. Nie chciała jednak płakać przy tacie, ponieważ postanowiła sobie, że skoro on wytrzymuje tę ciężką dla nich obojga chwilę bez łez, to ona także może.
- Obiecuję ci, tatusiu, że będę dzielna. Będę równie dzielnym żołnierzem, co ty. Będę dzielnie czekać na twój powrót.
Uśmiechnęła się smutno i delikatnie dotknęła twarzy ojca, lekko przesuwając palcami po jego policzkach.
- Co robisz, Saro? Uczysz się mnie na pamięć? - zapytał kapitan.
- Nie muszę, bo znam cię na pamięć - odpowiedziała dziewczynka - Tylko chcę sobie to utrwalić.
Kapitan z trudem powstrzymał się od łez. Uściskał mocno swoją jedynaczkę i pocałował ją w czoło. Pogłaskał też po głowie Petera, któremu w oczach iskrzyły się już łzy, po czym powiedział:
- Trzymaj się, Peter. Dbaj o moją małą księżniczkę. I jeśli to możliwe, to bądź też jej przyjacielem, nie tylko woźnicą.
- Będę, panie kapitanie! Obiecuję! - zawołał Peter, a z oczu łzy, które długo w sobie tłumił zaczęły cieknąć mu strumieniami po policzkach.
Kapitan nie płakał, choć jego serce bolało go ze smutku. Zachował jednak godność angielskiego oficera, uśmiechnął się do dzieci i odszedł w kierunku innych wchodzących na pokład statku żołnierzy. Peter i Sara, ściskająca mocno w swoich ramionach Emilkę, obserwowali długo jego postać, zanim całkowicie nie znikła im z oczu. Mimo to stali jeszcze oboje w porcie do momentu, w którym to statek ostatecznie nie odpłynął. Nawet wtedy jednak Sara jeszcze nie chciała jechać na pensję. Wyszła z powozu i podeszła do miejsca, z którego mogła dobrze obserwować statek ojca, aż ten nie zniknął za horyzontem. Peter stał obok niej i w milczeniu obserwował, jak dziewczynka walczy sama z sobą, aby nie zapłakać, aż wreszcie przegrywa ze smutkiem i zaczyna ronić łzy.
- Panienko, musimy już jechać - powiedział Peter czując, że serce już mu się kraje na ten widok.
Sara spojrzała na niego i nieoczekiwanie wtuliła się w niego. Peter najpierw nie wiedział, jak ma na to zareagować, aż w końcu przytulił dziewczynkę do siebie i zaczął gładzić jej włosy, pozwalając, aby wypłakiwała się w jego ramię.
- Widać nie jestem tak dzielnym żołnierzem jak mój tatuś - powiedziała do niego po chwili Sara, gdy już zapanowała nad płaczem - Tatuś nie płakał, a ja nie umiem panować nad łzami.
Peter chciał już coś powiedzieć, ale Sara nagle dodała, ocierając sobie oczy dłonią:
- No dobrze. Jedźmy już.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Wto 13:02, 24 Cze 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Śro 9:40, 25 Cze 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

Wzruszająca ta rozmowa Sary z ojcem. Dziewczynka dobrze czuje, że prędko tatusia nie zobaczy Sad
Dobrze, że ma Emilkę, która magicznym sposobem będzie przesyłać wiadomości.

Bardzo sympatyczna jest postać Huberta, brata pani Mincim, dodaje trochę humoru do fanfiku.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Śro 9:44, 25 Cze 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:50, 01 Lip 2025    Temat postu:



Odcinek VII - Pierwszy dzień w szkole

Sara pierwszą noc spędziła w swoim pokoju płacząc z tęsknoty za ojcem. Nie wiedziała, kiedy dokładniej zasnęła, ale obudziła się rano lekko osłabiona, chociaż nie fizycznie, a przede wszystkim psychicznie. Na szczęście, kiedy przyszła do niej służąca ze śniadaniem, dziewczynka zjadła je i odzyskała w miarę możliwości równowagę, tak bardzo jej teraz potrzebną. Co prawda, wszystkie dziewczynki zwykle jadły posiłek we wspólnej jadalni, jednak wobec uczennic z najbogatszych rodzin panna Maria Minchin czyniła wyjątek, pozwalając im jadać w ich pokojach i nakazując służącym pracującym na jej pensji, aby owym dziewczynkom w taki czy inny sposób usługiwały, jeżeli oczywiście one tego sobie zażyczą. Sara nie była osobą przywykłą do tego, aby jej usługiwano, dlatego powiedziała służącej, gdy tylko ta przyniosła jej posiłek, że bardzo jej dziękuję i że może odejść. Nigdy nie była ubierana ani nie usługiwano jej przy stole. Mama, gdy żyła, pozwalała co prawda ojcu rozpieszczać ich jedynaczkę, ale z góry nakreśliła pewne granice, aby ich mała księżniczka nie wyrosła na zimną i rozpuszczoną pannicę. Dlatego Sara od najmłodszych lat bawiła się dobrze z synkiem swojej hinduskiej niani, była miła dla służby i wiele rzeczy wokół siebie robiła sama. Przywykła już do takiego stanu rzeczy i nie oczekiwała, aby kiedykolwiek miało to się zmienić. Dlatego służąca przy stole nie była jej potrzebna. Z tego właśnie powodu podziękowała jej bardzo serdecznie za przyniesienie posiłku i powiedziała, że może odejść. Służąca była tym zaskoczona. Przywykła już do tego, aby usługiwać panienkom przy stole, a już szczególnie tym najbogatszym i do humorków tychże panienek, dlatego też bardzo ją zaskoczyło zachowanie Sary. Nie wiedziała, jak ma je odbierać, czy jako dowód na to, że to bardzo dobra i sympatyczna dziewczynka, czy może tak, że jest to ona zbyt wyniosła i dumna, aby miała przyjmować pomoc od kogokolwiek.
Sara nie wiedziała oczywiście o tym wszystkim. Zjadła swobodnie śniadanie, zostawiła pustą tacę, którą służąca miała potem sprzątnąć, a potem stanęła przed lustrem i sprawdziła, czy wygląda elegancko tak, jak powinna wyglądać podczas lekcji. Ponieważ nie dopatrzyła się niczego złego w swoim wyglądzie, uznała, że jest gotowa. Postawiła Emilkę na krześle, pogłaskała ją lekko po głowie i rzekła:
- To do zobaczenia, Emilko. Opowiem ci potem, jak było na lekcjach.
Po tych słowach, wyszła z pokoju. Zrobiła kilka kroków w kierunku schodów na dół, ponieważ jej lokum znajdowało się na drugim piętrze, gdy nagle coś tknęło ją. Zaintrygowany podbiegła do drzwi i zajrzała przez dziurkę od klucza. Liczyła na to, że zobaczy Emilkę poruszającą się pod jej nieobecność. Tak, jak to mówił jej tata. Niestety, ku jej rozczarowaniu, lalka dalej siedziała na krześle, dokładnie w takiej samej pozie, w jakiej ją zostawiła.
- Ale ona szybka - powiedziała sama do siebie Sara - Tak szybko wrócić na swoje miejsce. A może... Ona wcale nie ruszyła się z miejsca, spodziewając się, że zechcę sprawdzić, czy ona się rusza. Hmm... Jeśli tak, to znaczy, że jest bardzo, ale to bardzo sprytna.
Uśmiechnęła się wesoło do tych myśli, po czym zeszła powoli po schodach na dół. Tam natknęła się na pannę Amelię, która powitała ją serdecznie.
- Witaj, Saro. Jak spędziłaś pierwszą noc w naszej szkole?
- Bardzo dobrze, panno Amelio - odpowiedziała jej Sara życzliwie - Jestem bardzo ciekawa pierwszych lekcji. Czego pani mnie będzie uczyć?
Amelia zmieszała się lekko na to pytanie, odwróciła wzrok nie wiedząc, co ma odpowiedzieć, po czym odparła:
- Tak właściwie, kochana Saro, to ja nie będę cię nauczać. Jestem tutaj tylko główną kucharką i szefową służby, jeśli można to tak nazwać.
- Bardzo mi przykro, panno Amelio - powiedziała Sara, bo czuła, że kobieta sama mocno żałuje braku możliwości nauczania.
- Nic nie szkodzi, Saro. Nie każdy może uczyć. Chociaż bardzo tego chciałam i nawet Hubert, mój brat uważa, że byłabym bardzo dobrą nauczycielką, ale moja siostra Maria, która jest tu dyrektorką uważa, że jestem na to za głupia. Zapewne ma rację, w końcu ona tu rządzi, a nie ja, a to już coś znaczy.
- Wielka szkoda, że nie daje pani szansy.
- Pewnie, że szkoda, ale Hubert może tutaj uczyć. A posiada wielki talent do tego, zobaczysz jeszcze.
- A czego on uczy?
- Sztuki, nauk plastycznych i historii. Ma do tego prawdziwy talent.
- Rozumiem. Na pewno robi to wspaniale.
- I to jeszcze jak. Cieszę się, że Maria dała mu szansę. Mnie nie dała, jednak widać ma swoje powody. Zresztą, nawet gdyby ich nie miała, to jest z naszej trójki najstarsza i ten dom należał do jej matki, a wcześniej do ojca matki.
- To państwo nie jesteście rodzonym rodzeństwem?
- Nie. Maria jest z pierwszego małżeństwa naszej matki. Hubert i ja jesteśmy zaś z drugiego związku. Dlatego właśnie to ona tylko odziedziczyła ten dom i ma prawo tutaj rządzić, jak jej się podoba. Ja i Hubert nie możemy podejmować tutaj najważniejszych decyzji, bo rozumiesz... Jakby nie patrzeć, ten dom nie jest nasz. I tak jesteśmy wdzięczni za to, że Maria nas tu zatrudniła.
- Co tam robisz, Amelio?! - zawołał nagle jakiś ponury głos.
Należał on do Marii Minchin, która podeszła ponura i groźna jak zawsze, a do tego sztywna, jakby kij połknęła. Ubrana w tę samą suknię, jaką miała na sobie podczas pierwszego spotkania z Sarą i z binoklami na nosie, podeszła do panny Crewe i uśmiechnęła się do niej w taki sposób, że dziewczynkę przeszły ciarki na widok tego uśmiechu.
- Witaj, Saro. Mam nadzieję, że dobrze ci się spało. Dobry sen jest ważny dla zdobywania wiedzy. Oczyszcza umysł i zachęca do tego, aby zdobywać wiedzę.
Nagle spojrzała groźnie na Amelię, pytając:
- A ty nie masz czego robić? Służba się obija, trzeba jej dopilnować.
Amelia skłoniła lekko głową siostrze, mruknęła coś na znak posłuszeństwa i potem odeszła do swoich zajęć. Sara poczuła, że bardzo jej żal kobiety, jednak nie miała czasu myśleć o tym dłużej, ponieważ panna Minchin położyła jej dłoń na ramieniu i powiedziała:
- Chodźmy, Saro! Pora, abyś poznała swoje nowe koleżanki.
Sara dziwnie się poczuła z dłonią panny Minchin na swoim ramieniu, jednak nie zaprotestowała i poszła za kobietą do klasy. Tam już siedziały wygodnie w swych ławkach uczennice i zaśmiewały się z czegoś, co właśnie opowiadał im pan Hubert Minchin.
- Panie Bertie, a jak to było z muszkieterami? - zapytała jedna z dziewczynek - Czy oni naprawdę mieli starcia z ludźmi kardynała, jak w tej powieści?
Hubert już miał jej odpowiedzieć, gdy nagle weszła Maria w towarzystwie Sary. Mężczyzna więc stanął dumnie na widok obu pań i dał znak ręką uczennicom i te wstały jak na rozkaz i głośno, chórem zawołały:
- Dzień dobry, panno Minchin!
- Dzień dobry, dziewczynki - odpowiedziała im Maria i spojrzała na brata - Hubercie, wybacz, że przerywam ci tę pogawędkę historyczną, ale to ważne. Już za pół godziny zaczynają się lekcje i dlatego pora, aby nasze uczennice poznały swoją nową koleżankę. Czy przygotowałeś nasze podopieczne do tego?
- Tak dobrze, jak tylko było to możliwe - odpowiedział jej Hubert.
Sara wyczuwała w jego tonie ewidentną złośliwość, której jednak Maria albo nie wyczuła, albo zlekceważyła. Stanęła ona na środku klasy i powiedziała:
- Panienki, chciałabym wam kogoś przedstawić. To wasza nowa koleżanka. Sara Crewe, córka kapitana Ralpha Crewe. Przybyła do nas wczoraj i chciałabym, abyście przyjęły ją do swojego grona. Przywitajcie się, proszę.
- Dzień dobry, Saro! - zawołały chórem dziewczynki.
Sara uśmiechnęła się do nich życzliwie i rozejrzała się lekko po klasie. Nieco zdziwiła ją ta grupka uczennic, które miała przed sobą. Zauważyła bowiem, że w pomieszczeniu znajdowały się nie tylko dziewczynki w jej wieku lub w wieku do niej podobnym, ale też i sporo dziewczynek nieco młodszych, a wręcz bardzo, ale to bardzo małych. Najmłodsza z nich mogła mieć na oko pięć lat, a najstarsza tak z trzynaście, może dwanaście. Dziwne, że wszystkie były w jednej klasie i miały się uczyć dokładnie tego samego. Niektóre z nich mogły być jeszcze za młode na to, aby sobie przyswoić poważniejszą wiedzę. Dlaczego zatem uczyły się razem? Ten aspekt dla Sary pozostawał niezrozumiały. Nie miała jednak czasu dobrze go sobie rozważyć w głowie, ponieważ chwilę później Maria podeszła do niej i położyła jej ręce na ramionach, mówiąc:
- Zanim zaczniemy lekcje, chciałabym, abyśmy dowiedzieli się czegoś więcej o naszej nowej uczennicy. Hubercie, daj mapę świata.
Hubert zawiesił na ścianie mapę, a panna Minchin podeszła do niej i biorąc do ręki wskaźnik, wskazała nim Azję i powiedziała:
- To są Indie, panienki. Wasza nowa koleżanka przybyła tutaj z Indii, gdzie mieszkała od swoich najmłodszych lat. Zgadza się, Saro?
Sara skinęła głową, więc panna Minchin kontynuowała:
- Aby się do nas dostać, Sara przypłynęła tu statkiem. Najpierw przez Ocean Indyjski, a potem wzdłuż Afryki przez Ocean Spokojny. Wszystko się zgadza?
Sara zmieszała się lekko i nie wiedziała, co odpowiedzieć. Ponieważ jednak panna Minchin nalegała na odpowiedź, odparła:
- Właściwie, panno Minchin...
To mówiąc, podeszła do mapy i wskazała palcem na niej inne miejsce niż to, które wskazywała dyrektorka i dodała:
- Tak właściwie, to przypłynęłam tutaj, przez Kanał Sueski, a potem przez Morze Śródziemne stopniowo dotarłam do Anglii.
Dziewczynki zachichotały rozbawione błędem dyrektorki, która spojrzała na nie groźnie i natychmiast umilkły. Następnie kobieta spiorunowała Sarę wzrokiem i powiedziała:
- Uważasz, że to takie ważne?
- Ale skoro pani pytała, wolałam wyjaśnić.
Panna Minchin postanowiła zignorować tę sytuację i dodała:
- Tak czy inaczej, Sara przybyła tutaj aż z Indii. Jest tu nowa i dlatego liczę na was, moje panienki, że pomoże jej tutaj się zaaklimatyzować.
Wtem do klasy wszedł kolejny człowiek. Był to niski i lekko gruby pan, lekko łysawy i z resztkami włosów po bokach głowy. Uśmiechał się serdecznie i zdawał się być pozytywnie nastawiony do życia.
- O, Monsieur Dufarge! - zawołała panna Minchin na jego widok - Bonjour!
- Bonjour, mademoiselle Minchin - odpowiedział jej nauczyciel, podchodząc do niej i patrząc z uwagą na Sarę - Jestem wcześniej, tak jak pani o to prosiła. Czy to ta nowa uczennica?
- Dokładnie tak. Nazywa się Sara Crewe. Saro, to jest monsieur Dufarge, nasz nauczyciel francuskiego. Powiedz mi, uczyłaś się kiedyś tego języka?
- Właściwie to nie, panno Minchin, ale muszę wyjaśnić...
Kobieta nie dała jej dokończyć. Spojrzała na nauczyciela i powiedziała:
- Nigdy się nie uczyła, słyszy pan? Będzie musiał pan pomóc jej opanować podstawy tego pięknego języka. Wiem, to będzie dla pana nieco utrudnieniem, ale na pewno pan sobie poradzi.
- Panno Minchin, jeśli można, chciałabym powiedzieć, że... - zaczęła Sara, ale znów przerwała jej dyrektorka.
- Odnoszę wrażenie, że nie czujesz powołania do nauki francuskiego. Wielka szkoda, bo to piękny język i opanowanie go jest czymś godnym prawdziwej damy. Przykro mi jednak, że mnie tak smucisz i wyraźnie masz jakąś awersję do języka ojczystego pana Dufarge.
- Ale ja wcale nie mam awersji, panno Minchin.
- Jeśli nie, to przeproś go teraz, proszę.
Sara nie rozumiała, za co ma przepraszać, ale skoro tego wymagała sytuacja, to postanowiła to zrobić, ale po swojemu. Stanęła więc z godnością przed panem Dufargem i powiedziała do niego:
- Monsieur, ma mère était française, je connais cette langue depuis mon plus jeune âge, c'est ma deuxième langue maternelle.
W klasie zapanowała cisza. Sara wypowiedziała te słowa tak płynnie, jakby była rodowitą Francuzką. Panna Minchin nie wiedziała, co zrobić, z kolei zaś inne uczennice patrzyły z podziwem na Sarę i uśmiechały się nieco ironicznie. Zaś pan Dufarge klasnął z radością w dłonie i powiedział:
- Och, panno Minchin! Słyszała to pani? Ta dziewczynka powiedziała, że jej mama była Francuzką, więc ona od najmłodszych lat mówi po francusku i że ten język jej jest drugą ojczystą mową, po angielskim oczywiście.
- Zrozumiałam, co powiedziała - warknęła panna Minchin, choć naprawdę nie zrozumiała ani jednego słowa.
Kilka uczennic zorientowało się w tym i zaczęło chichotać. Hubert także już z trudem powstrzymywał się od parsknięcia śmiechem. Maria jednak spiorunowała wszystkich wzrokiem i spojrzała groźnie na Sarę.
- To chyba tyle, jeśli chodzi o przedstawienie, moja droga. Zostawiam cię na chwilę samą z nowymi koleżankami, abyś mogła się z nimi lepiej zapoznać.
Po tych słowach, wyszła z pokoju, a Hubert i pan Dufarge wyszli za nią. Sara została sama z koleżankami. Kilka z nich zaczęło się głośno śmiać.
- Och, Saro! Ale podpadłaś tej wiedźmie i to pierwszego dnia - odezwała się najstarsza z uczennic.
Była to wysoka, chuda blondynka o niebieskich oczach. Była nieco wyższa od Sary, twarz jej wyrażała coś na kształt wyniosłości połączonej ze zdolnością do łatwego wyrażania złośliwości.
- Dlaczego jej podpadłam? - zapytała Sara.
- To oczywiste - powiedziała blondynka - Panna Minchin nie zna i nigdy nie uczyła się francuskiego, choć próbuje udawać, że jest inaczej. W ogóle nie posiada talentu do języków obcych. Dlatego tak cię polubiła, bo liczyła na to, że znajdzie w tobie pokrewną duszę. A tymczasem taka niespodzianka na nią spadła. Chyba nie jest miła niespodzianka, jak wnoszę po jej reakcji.
Sara zmieszała się jeszcze bardziej. Nie chciała upokorzyć panny Minchin, a fakt, że mimo wszystko to zrobiła przeraziła ją. Podobnie jak kolejne słowa tej dość złośliwej blondynki.
- Ona ci tego nigdy nie daruje. Zobaczysz. To mściwa wiedźma! Lepiej więc uważaj na nią. A tak przy okazji, jestem Lavinia. Ponieważ jestem tu najstarsza i też najdłużej tu przebywam, dzisiaj będę ci przewodniczką po całej szkole. Taki tu panuje zwyczaj.
Sara pomyślała, że wolałaby, aby kto inny ją oprowadzał po szkole i kto inny ją wprowadził w panujące tu zasady, jednak po gafie z panną Minchin postanowiła nie protestować i pokornie przyjęła propozycję blondynki, choć czuła, że czego jak czego, ale sympatii raczej nie zdoła do niej żywić.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Wto 19:56, 01 Lip 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Śro 10:16, 02 Lip 2025    Temat postu: Księżniczka Sara




Sara podpadła wychowawczyni. Okazało się, że dziewczynka lepiej zna francuski.
Nie lubię Lawinii, ale doceniam, że nie jest hipokrytką.
Nie udaje, że lubi Sarę.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Śro 10:44, 02 Lip 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 11:59, 09 Lip 2025    Temat postu:



Odcinek VIII - Nowe koleżanki

Sara wpatrywała się uważnie w Lawinię, która dalej się uśmiechała do niej w sposób daleki od sympatycznego i mówiła:
- Wiesz, naprawdę mi ciebie żal, moja droga Saro. Naraziłaś się przed chwilą bardzo mocno pannie Minchin i zapewniam cię, że ona ci tego nie daruje.
- Ale ja wcale nie chciałam jej się narazić - powiedziała Sara.
- To nie ma znaczenia. Ważne jest to, że to zrobiłaś. Panna Minchin to bardzo mściwa osoba, przekonasz się jeszcze. A do tego jeszcze fałszywa. Powiedz mi, co ci powiedziała, kiedy pierwszy raz cię zobaczyła?
Sara nic jej nie odpowiedziała, ale wtedy jedna z dwóch koleżanek, które to niemalże cały czas trzymały się boku Lawinii, stanęła przed Sarą, wykonała ruch naśladujący czyszczenie okularów, a potem udawała, że przez niewidzialne binokle wyraźnie się jej przygląda i powiedziała:
- Och, jaka to śliczna dziewczynka. I wydaje się być też inteligentna.
Następnie koleżanka zaczęła się śmiać, podobnie jak Lawinia i kilka innych osób w całej klasie. Sara w szoku przyglądała się im.
- Co? Tak właśnie powiedziała?
- Tak, właśnie tak - odpowiedziała Sara.
Lawinia uśmiechnęła się do niej z pewnym poczuciem wyższości, po czym odparła złośliwie:
- Ona tak mówi każdemu ojcu, który przyprowadza tutaj swoje córki. Ona jest po prostu fałszywa. Nigdy nie wierz jej, gdy cię chwali, bo na pewno kłamie.
Sara stała załamana, wpatrując się bez słowa w Lawinię, która po chwili już opanowała się i przestała głupio się śmiać, mówiąc:
- Ale mniejsza o to. Dzisiaj będę cię wprowadzać w zasady panujące na pensji panny Minchin. Lepiej, abyś je dobrze zapamiętała, jeżeli chcesz tutaj dobrze żyć.
Zaczęła opowiadać, jakie panują tutaj obyczaje i jakie zasady należy zawsze, ale to zawsze przestrzegać i to bez względu na to, czy się tego chce, czy też nie. Sara słuchała ją z uwagą, jednocześnie jednak czując, że coraz mniej podoba się jej to miejsce. Zaczęła powoli żałować, że nie dostrzegła tego z tatusiem wcześniej i żałując, że nie może tego przekazać ojcu. Uznała jednak, iż ostatecznie nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem. Trzeba pogodzić się z tym, że jest jak jest i tak na chwilę obecną, nie ma się za bardzo możliwości, aby to zmienić. Poza tym, wszak nie będzie tutaj długo. Ojciec przecież wkrótce wróci. Najwyżej kilka miesięcy mu to zajmie i powróci do niej, a wtedy zabierze ją stąd.
Lawinia nie wiedziała, co Sara myśli, zresztą niewiele ją to obchodziło. Jak polecenie panny Minchin nakazywało, opowiadała nowej koleżance o wszystkich zasadach panujących na pensji. Potem zaczęła kolejno przedstawiać koleżanki w klasie, dodając co nieco od siebie.
- To są moje dwie najlepsze przyjaciółki: Jenny i Britanny. Możesz śmiało im powiedzieć wszystko, nie powtórzą tego nikomu. Zresztą raczej i tak niczego by nie zrozumiały i to nawet wtedy, gdy się mówi do nich po angielsku.
Dziewczynki obecne w szkole zaczęły się śmiać, nawet te, o których była mowa. Najwidoczniej kpiny, jakie rzucała w ich kierunku Lawinia bynajmniej ich nie uraziły.
- A niby po co nam wszystko rozumieć? - zapytała Jenny tonem dziecka - Czy to warto wszystko rozumieć?
- Poza tym, nie potrzeba nam wiedzieć wszystko i rozumieć - dodała Britanny - Przecież nie po to się przybywa na pensję, żeby zdobywać wiedzę i żeby nauczyć się bycia inteligentną.
- Naprawdę? A po co się na nią chodzi? - zapytała Sara.
Jenny i Britanny zaczęły znowu się śmiać.
- Słyszycie? Ona tego nie wie - rzuciła ironicznie Jenny - To przecież takie oczywiste. Żeby w przyszłości znaleźć sobie łatwiej dobrego męża.
- Dlatego inteligencja nie jest nam potrzebna. Żeby dobrze wyjść za mąż, to wystarczy tylko mieć dobre koneksje i wiele zaufania do zdania rodziców w tej sprawie, a wszystko będzie dobrze - dodała Britanny.
Sara patrzyła na nie zdumiona. Nie rozumiała i nie przyjmowała sposobu ich myślenia. Przecież to była bzdura. Jej mama wcale do głupich dziewczyn jakoś nie należała, a mimo tego jej tata ją pokochał i byli razem bardzo szczęśliwi. Co to więc za bzdury one opowiadają?
Lawinia uśmiechnęła się tymczasem do Sary i powiedziała:
- Nie zwracaj na nie uwagi. One po prostu są głupiutkie i co gorsza, wydaje się, że są z tego dumne. Tak czasami bywa. Ale przynajmniej na pewno sobie, już po skończeniu pensji, znajdą mężów, bo głupota przyciąga mężczyzn.
- Pod warunkiem, że jest połączona z ładną buzią - odparła Jenny.
Lawinia skinęła głową na znak, że się z nią zgadza i nagle powiedziała:
- Oczywiście, na to mogą liczyć jedynie ładne dziewczyny. Te, które mają tego pecha, że są nie tylko głupiutkie, ale jeszcze i brzydkie, to nie mogą liczyć na nic, chyba tylko na żarty.
To mówiąc, podeszła do jednej z koleżanek, którą była dziewczynka mniej więcej tak w wieku Sary, posiadaczka brązowych włosów i brązowych oczu. Na nosie miała okulary, a jej buzia była lekko pyzata i piegowata.
- To jest Ermengarda Saint John - powiedziała Lawinia, podchodząc wesoło do dziewczynki i wskazując ją dłonią - To najgłupsza dziewczynka w naszej klasie i ma problemy dosłownie ze wszystkim. Przede wszystkim z francuskim, ale nie tylko. Zapewniam cię, że nie warto się z nią zadawać.
Ermengarda chciała zaprotestować, ale zasmucona opuściła głowę w dół i nic nie powiedziała. Sara poczuła się okropnie, że musi uczestniczyć w czymś takim. Poczuła jednocześnie uczucie ogromnego współczucia wobec dziewczynki, a do Lawinii ogromną niechęć.
Tymczasem owa szkolna gwiazda, nieświadoma tego, jak bardzo negatywne uczucia względem niej posiada Sara, zaczęła dalej przedstawiać kolejne koleżanki, a na końcu podeszła do małej dziewczynki o jasno-brązowych włosach i zielonych oczach, po czym powiedziała:
- A to nasza najmłodsza koleżanka. Lotta. Jest miła, kiedy nie trzeba jej ciągle niańczyć, ponieważ normalnie można jej mieć łatwo dość. To straszna beksa.
- To nieprawda! - zawołała dziewczynka oburzonym tonem, a w jej oczach od razu, jak na zawołanie, pojawiły się łzy.
Sara poczuła, że tego już dla niej za wiele. Podeszła do Lotty i uśmiechnęła się do niej delikatnie, pytając:
- Jesteś Lotta? Śliczne imię. A ile masz lat?
- Pięć - odpowiedziała jej dziewczynka, ocierając sobie szybko dłonią łzy.
- Pięć? To już dużo. Jesteś już dużą panienką.
Lotta otarła szybko oczy dłonią i spojrzała na nią z wdzięcznością. Z uwagą tej scenie przyglądała się Ermengarda, do której Sara również bardzo życzliwie się uśmiechnęła.
Oczywiście cała ta sytuacja nie uszła uwadze Lawinii, która patrzyła na to bez słowa, a potem powiedziała:
- No tak, oczywiście. Powinnam się była domyślić, że masz bardzo miękkie serce, moja droga Saro.
Sara spojrzała na nią ponuro i odpowiedziała:
- Jeżeli życzliwość wobec innych nazywasz miękkim sercem, to tak. Mam miękkie serce, ale nie będę się tego wstydzić. Wolę mieć miękkie serce niż kamień zamiast serca, jak niektórzy.
Wszystkie dziewczyny w klasie zrozumiały, co ma na myśli Sara i zaczęły się głośno śmiać. Lawinii, rzecz jasna, tego rodzaju słowa pod jej adresem wcale nie przypadły do gustu. Spojrzała ponuro na nową koleżankę i odparła:
- Na twoim miejscu uważałabym na to, co mówię i do kogo mówię. Może tam u was, w Indiach mówi się wprost, co się myśli, ale tutaj nie jest prowincja. Tutaj jest Anglia, środek Europy, stolica kultury i dobrych manier. Tutaj trzeba zawsze liczyć się ze słowami.
- Kultura i dobre maniery? - odpowiedziała ironicznie Sara - To ciekawe, co mówisz. Bo odnoszę wrażenie, patrząc na ciebie, że mieszkając tutaj, w tej stolicy dobrych manier i kultury, wcale nie nabywa się tych cech automatycznie.
Koleżanki znowu zaczęły się śmiać, a Lawinia popatrzyła na Sarę groźnie. W sercu kotłowały się jej różne nieprzyjemne uczucia, a w głowie różne myśli, w tym i taka, aby skoczyć na tę zarozumiałą pannicę z Indii i wytargać ją za włosy. Dość szybko jednak zapanowała nad sobą, przybrała spokojną pozę i powiedziała:
- Tak, masz bardzo ciekawe spostrzeżenia. Ale naprawdę, jeżeli nie chcesz sobie mnożyć tutaj wrogów, to zachowaj się jak na prawdziwą angielską damę przystało i nie dziel się nimi publicznie. Lepiej na tym wyjdziesz.
Sara nic na ten temat nie odpowiedziała. Milczała już potem, kiedy już po zajęciach Lawinia oprowadzała ją po całej szkole, pokazywała każdy jego pokój i opowiadała o osobach obecnych na pensji, zarówno o innych uczniach, jak i również o pracownikach. Sara zauważyła, że Lawinia o większości z nich mówi w sposób złośliwy i pozbawiony jakiegokolwiek szacunku, a szczególnie o pannie Amelii. Jedyną osobą, o której mówiła z jakim takim jeszcze poczuciem szacunku, był Hubert Minchin. Bo chociaż jej zdaniem uwielbiał się on wygłupiać i bardziej jej chwilami przypomina komedianta aniżeli nauczyciela, to mimo wszystko potrafił przekazywać wiedzę w sposób niezwykle interesujący. Na jego lekcjach wszystkie uczennice słuchały uważnie tego, co on mówił i miały jak najlepsze oceny z jego przedmiotów. Ponadto, w przeciwieństwie do Marii czy częściowo też Amelii, Hubert nikogo nie udawał, co sprawiało, że nawet Lawinia musiała poczuć do niego szacunek.
Panna Crewe wysłuchała tych wszystkich uwag niezwykle uważnie, ale nie komentowała ich. Jedynie, kiedy już wieczorem była sama w swoim pokoju, przytuliła mocno do siebie Emilkę i z nią podzieliła się własnymi niepokojami i spostrzeżeniami na temat pierwszego dnia pobytu w szkole. Miała przy tym ogromną nadzieję, że jej tatuś dostanie za pośrednictwem jej lalki tę wiadomość i dowie się, iż nie jest jej tu tak dobrze, jak początkowo myśleli, ale ona to wytrwa. Dla niego i dla Anglii. Musi być bowiem dzielnym żołnierzem, tak jak jej tata. Skoro on wytrzymuje front i bunt w samym środku Afryki, dlaczego ona nie miałaby przetrwać tych kilku miesięcy na pensji panny Minchin? Przecież ostatecznie to już niedługo się skończy. Sam generał Gordon o tym ich zapewniał. A skoro ulubieniec samej królowej Wiktorii tak mówi, to chyba wie, co mówi, prawda?



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Śro 11:59, 09 Lip 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 8:51, 10 Lip 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

Denerwują mnie takie słodkie idiotki, które myślą tylko o tym, by po skończeniu szkoły złapać bogatego męża Rolling Eyes
Sara z jej żywą inteligencją chyba się z takimi koleżankami nie dogada.
Hubert jest dobrym nauczycielem, nawet ta próżna Lawinia go szanuje.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 8:53, 10 Lip 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 18:52, 15 Lip 2025    Temat postu:



Odcinek IX - Ermengarda i Lotta

Następnego dnia Sara doznała kolejnego gorzkiego rozczarowania. Odkryła bowiem, że panna Minchin posiada wśród swoich uczennic swoje ulubienice, zaś pozostałe dziewczynki traktuje w najlepszym razie z politowaniem, w najgorszym zaś potrafi im nawet dokuczać i to przy wszystkich. Tego rodzaju postępowanie wydawało się dziewczynce co najmniej niewłaściwe. Nie uważała się za znawcę w kwestii nauczania, ale podobne podejście budziło w niej poczucie niesmaku. To zaś uświadomiło jej, że chyba jednak nie najlepiej jej ojciec wybrał pensję, na której to ona miała się uczyć i nabierać właściwych manier. Ale cóż... Trudno było we właściwy sposób ocenić kobietę, którą się widziało pierwszy raz w życiu. Poza tym, dobra opinia o pensji panny Minchin była najlepszą reklamą z możliwych. I to zapewne ona skusiła adwokata ojca Sary, aby właśnie to miejsce polecić swemu klientowi. Ale pan mecenas nie widział w ogóle tego, jak się zachowuje ta kobieta poza widokiem publicznym i jak traktuje swoje uczennice. Sara i jej tata też tego nie mogli widzieć, bo gdy się z nimi spotkała, pokazała im się z najlepszej strony i to jak się okazuje, strony całkowicie fałszywej.
Sara pomyślała, że gdy tylko ojciec wróci z Afryki, natychmiast mu o tym wszystkim opowie i poprosi, aby ją stąd zabrał. Może wrócą wtedy do ukochanych Indii i już więcej nie wrócą do Europy, do tzw. cywilizacji, która z każdym dniem zdawała się Sarę coraz mocniej zawodzić.
- Naprawdę, jeżeli cywilizacja wygląda tak, że dzielimy świat na równych i równiejszych, to ja wolałabym już być dzikuską - powiedziała Sara do Emilki, gdy wieczorem oceniała całą tę sytuację.
A miała powody, aby tak uważać. Widziała bowiem, jak podczas lekcji, które osobiście prowadziła panna Minchin, uczennice odpowiadają na pytania z tabliczki mnożenia. Większość dziewczynek znała odpowiedzi i podawała je płynnie, bez najmniejszego nawet zastanowienia się. Sara również to zrobiła. Jednak jedna z dziewczynek nie była w stanie tego zrobić. Była to ta sama uczennica, którą ta zarozumiała Lawinia i jej świta nazwały najgłupszą dziewczynką na pensji. Ta oto dziewczynka w okularach, z piegami na buzi i o sympatycznym uśmiechu. Panna Ermengarda St. John. Zapytana przez pannę Minchin, ile jest sześć razy siedem, nie umiała odpowiedź. Zdenerwowana i niepewna zaczęła się jąkać, a następnie, jakby tego było mało, podała niewłaściwą odpowiedź.
- Czterdzieści jeden... To znaczy, czterdzieści. To znaczy...
Panna Minchin spojrzała na nią z kpiną w spojrzeniu i rzuciła złośliwie:
- A może sto, dwadzieścia albo siedem, co?
- Przepraszam, panno Minchin. Nie pamiętam.
- To widać. Będę musiała powiedzieć twojemu ojcu, że jego pieniądze, które tutaj wydaje na twoją edukację idą na marne, bo jak dotąd nie umiem wbić ci do głowy wiedzy tak potrzebnej osobie z twojej pozycji społecznej. Siadaj!
Ermengarda usiadła zasmucona, a z jej oczu po policzkach pociekły nagle łzy. Sarze zrobiło się okropnie żal dziewczynki i poczuła, że czuje do panny Minchin coraz większą niechęć. A tymczasem dyrektorka pensji popatrzyła na Lawinię i rzekła do niej:
- Lawinio, dokończ.
Dziewczynka wstała dumnie i zadowolona z siebie, po czym powiedziała:
- Sześć razy siedem, czterdzieści dwa.
Następnie dumna z pochwały, usiadła ponownie na swoim miejscu, po czym uśmiechnęła się złośliwie do Sary. Ermengarda szybko otarła łzy, licząc na to, że nie dostrzeże ich jej dręczycielka ani żadne ze złośliwych koleżanek. Udało się jej to osiągnąć i jedynie Sara zauważyła, że ona płakała. Poczuła się okropnie, że musi na takie coś patrzeć.
To wydarzenie mocno wstrząsnęło Sarą. Jako dziewczynka wrażliwa czuła się okropnie ze świadomością, że takie coś ma w ogóle miejsce, a ona nie może nic z tym zrobić. Z tą myślą w nocy zasnęła, pomstując w głowie na pannę Minchin.
- Żeby ktoś jej tak dokuczył publicznie, to ciekawe, czy byłaby taka z siebie dumna jak jest obecnie. A ta Lawinia, wcale nie lepsza. Bawi ją, że jest ulubienicą dyrektorki i wykorzystuje to bezczelnie. I ja trafiłam pomiędzy takich ludzi. Och, tatusiu! Gdybyśmy wiedzieli to wcześniej! Gdybyśmy wiedzieli.
Jednak następnego dnia, Sara uznała, że nie może płakać i rozpaczać, tylko coś zrobić. Ermengarda wydawała się jej miła i sympatyczna. Zasłużyła na coś więcej niż tylko łzy współczucia. Ona zasługuje na pomoc. Trzeba jej pomóc. Ale jak? No cóż... Chyba jest na to pewien sposób.
Sara ubrała się i po śniadaniu, poszła na pierwsze lekcje. Potem, kiedy tylko zyskała ku temu okazję, podeszła do Ermengardy i powiedziała:
- Przepraszam, jeśli ci przeszkadzam, ale czy chciałabyś porozmawiać?
Ermengarda popatrzyła na nią zaskoczona i odpowiedziała:
- A o czym chcesz porozmawiać z takim tłumokiem jak ja?
Sara popatrzyła na nią uważnie, jakby zastanawiała się, dlaczego ta urocza dziewczynka w okularach mówi o sobie takie przykre rzeczy i odparła:
- Wcale nie jesteś tłumokiem. Gdybyś nim była, nie wiedziałabyś, że możesz mieć jakiekolwiek wady. Jeśli to wiesz, to znaczy, że masz w sobie sporo mądrości i umiesz z niej korzystać.
Ermengarda spojrzała na Sarę zdumiona.
- Naprawdę tak uważasz?
- Oczywiście, że tak. A to, że z matematyki sobie nie radzisz? To jeszcze nie jest powód, aby nazywać cię głupią. Może po prostu źle się uczysz, bo osoba, która cię uczy, źle się do tego zabiera?
- Jak to? Przecież inne dziewczynki ona też uczy i jakoś dobrze sobie one radzą z matematyką, tylko ja jedna nie.
Sara jednak i na taki argument miała odpowiedź.
- Wiesz, może po prostu one są przeciętne i dlatego przeciętny sposób nauki do nich trafia? Może ty jesteś wyjątkowa i w wyjątkowy sposób powinnaś się tego uczyć, aby coś z tego wszystkiego zapamiętać?
- Ale co to znaczy, uczyć się w wyjątkowy sposób?
- W sposób inny niż wszyscy.
- A kto miałby mnie tak uczyć?
- Wiesz, ja mogę ci trochę pomóc zrozumieć to wszystko, a potem już sama sobie doskonale poradzisz. Moim zdaniem, wystarczy w takiej sytuacji zacząć, a jak już się zacznie, to potem będzie tylko łatwiej.
Ermengarda spojrzała na Sarę zdumiona.
- Ty chciałabyś mi pomóc w nauce?
- Tak. A dlaczego nie?
- I nie wstydziłabyś się zadawać z kimś takim jak ja?
- Czemu miałabym się tego wstydzić?
- Przecież Lawinia i reszta koleżanek wzięłyby cię na języki. Zaczęłyby ci z tego powodu dokuczać.
- Nie dbam o to, co takie osoby jak one, o mnie myślą. Poza tym, ja wcale tego nie będę robić bezinteresownie.
- Jak to? - zdziwiła się Ermengarda.
Sara uśmiechnęła się do niej figlarnie i odpowiedziała:
- Liczę na to, że w zamian będę mogła z tobą porozmawiać jak przyjaciółka z przyjaciółką, zaprosić cię czasem na podwieczorek i że nie będziesz przy mnie mówić o sobie, że jesteś tłumokiem, bo to nieprawda i musisz przestać wierzyć w takie rzeczy. Gdy uwierzysz, że jesteś coś warta, to wtedy będziesz mogła osiągnąć wiele. Gdy jednak uwierzysz, że nic nie potrafisz, to choćbyś nie wiem, jak się starała, nigdy nie wygrasz.
Ermengarda zastanowiła się nad tymi słowami. Nigdy nie myślała o sobie w sposób pozytywny. Nie miała zresztą ku temu powodów. Jej matka zmarła dawno temu, a ojciec czepiał się jej, odkąd tylko sięgała pamięcią. Pracował w banku i oczekiwał, że jego jedyne dziecko będzie wykazywało się wielkimi zdolnościami, co on. Dodatkowo oczekiwał od niej też doskonałego opanowania francuskiego, z czym Ermengarda również miała poważny problem.
Opowiedziała to wszystko Sarze, dodając przy tym smutno:
- Jak więc widzisz, nie mam za bardzo powodów, aby w siebie wierzyć. Jak dotąd, jesteś jedyną osobą, która mnie pochwaliła. Nie wiem więc, czy ja sama w siebie umiem uwierzyć.
- A jeżeli ja zacznę ci pomagać w lekcjach i zobaczysz postępy, to zaczniesz w siebie wierzyć? - spytała Sara.
Ermengarda pomyślała przez chwilę i uśmiechnęła się zadowolona.
- To się może udać. Zgoda, niech tak będzie.
Sara ścisnęła delikatnie jej ręce i powiedziała:
- Doskonale! To po lekcjach, kiedy będziemy miały już wolne, zapraszam cię do swojego pokoju na podwieczorek. Poznasz przy okazji Emilkę.
- A kim jest Emilka? - zapytała zaciekawione Ermengarda.
Zanim jednak Sara zdążyła odpowiedzieć, usłyszeli nagle głośny krzyk, a po nim jeszcze głośniejszy płacz. Przy czym, trudno było, tak po prawdzie, nazwać to płaczem. Brzmiało to raczej jak dziki wrzask połączony z łzami. Dobiegał on z jednego z pokoi na pierwszym piętrze. Sara spojrzała zaskoczona w stronę, z której ten dźwięk ją dobiegł, a Ermengarda zrobiła to samo, lecz w przeciwieństwie do swojej koleżanki, nie była tym zaskoczona.
- Och, to znowu Lotta daje wszystkim popalić.
- Lotta? To ta najmłodsza dziewczynka w naszej klasie? - zapytała Sara.
- Tak, to ona.
- A co się stało?
- Źle się tutaj czuje. Jej ojciec zostawił ją tutaj kilka miesięcy temu i sobie pojechał, nie odwiedza jej, nie pisze listów, tylko wysyła na nią pieniądze. Dziwnie się zachowuje, chociaż może lepiej niż mój ojciec, który przyjeżdża tu jedynie po to, aby mi podokuczać i stwierdzić, że córka tak wspaniałej i mądrej kobiety, jaką była moja mama, zupełnie się w nią nie wdała.
Zachowanie ojca Ermengardy i ojca Lotty oburzyło Sarę. Sama miała bardzo kochającego ojca i nie wyobrażała sobie, aby ten miał ją tak traktowała. Pomyślała też, że skoro Ermuni (tak ją nazywała w myślach) pomogła się uśmiechnąć, może uda się jej pomóc także Lotcie. Dlatego poszła na górę, a Ermengarda, bardzo tym zachowaniem zdziwiona, udała się za nią.
Po wejściu na piętro, trafiły do pokoju, z którego dobiegał krzyk Lotty. Gdy tam się znalazły, zauważyły pannę Amelię pochylającą się nad Lotką, która leżała na podłodze i dziko tupała o nią nogami i waliła z całej siły piąstkami. Nad ten dość żałosny widok patrzyła z rozpaczą w oczach panna Maria Minchin, która nie wiedziała, co powinna zrobić.
- Że też mój brat musiał właśnie teraz wyjść do miasta w ważnej sprawie! On zawsze ma jakieś swoje sprawy, a ja zostaję z tym wszystkim sama! Oczywiście, to typowy mężczyzna! Jak jest potrzebny, to go nie ma! A tylko on umie zapanować nad tym bachorem! Amelio, ucisz ją wreszcie, bo mi uszy odpadną!
Panna Amelia, która chociaż bardzo lubiła dzieci, ale nie miała do nich ani grama właściwego podejścia, próbowała zmusić Lotkę do uspokojenia się najpierw obietnicą dania jej pysznych łakoci. Gdy to nie pomogło, próbowała błaganiem ją uciszyć, ale to również nie dało rezultatu. Więc w końcu zagroziła dziewczynce, że jeśli się nie uspokoi, to da jej klapsa. To ostatnie odniosło skutek odwrotny od zamierzonego, ponieważ Lotta zaczęła jeszcze głośniej wrzeszczeć i wołać:
- Panna Amelia mnie bije!
Amelia odskoczyła od niej jak oparzona, zapewne obawiając się, że jeśli ktoś zobaczy ją pochyloną nad tym dzieckiem, to pomyśli, że naprawdę coś jej zrobiła. Wtedy dostrzegła Sarę i Ermengardę, stojące w drzwiach i patrzące na to wszystko wzrokiem pełnym niepewności, co do tego, jak należy tę sytuację oceniać.
- Przepraszam, czy może ja mogę jakoś pomóc? - zapytała Sara widząc, że panna Amelia już ją dostrzegła.
- Och, byłabym ci niezwykle wdzięczna, moje dziecko, gdyby ci się udało uspokoić tę małą - jęknęła panna Amelia - Chociaż nie wiem, czy to możliwe. To jakiś diabeł wcielony!
Panna Maria Minchin spojrzała na Sarę wyniosłym wzrokiem i odparła:
- Nie wydaje mi się, abyś osiągnęła sukces na tym polu... W końcu to, że tak płynnie mówisz po francusku nie znaczy, że wszystko umiesz, moja droga. Ale skoro wierzysz w swoje siły, to proszę bardzo. Spróbuj, może ci się powiedzie, bo jak widzisz, moja kochana siostra już nie daje rady.
W słowach dyrektorki pensji, Sara wyczytała coś na kształt wyzwania. A więc to tak? Ona w nią nie wierzy? Już jej Sara pokaże, jak bardzo się myli.
- Spróbuję więc, panno Minchin.
Maria Minchin uśmiechnęła się złośliwie i dała znak Amelii, aby wyszły i nie przeszkadzały Sarze w pracy. Kiedy to zrobiły i zamknęły za sobą drzwi, Lotka widząc, że ma nową publiczność, zaczęła znowu płakać.
- I co teraz zrobisz? - zapytała Ermengarda Sarę.
- Zaraz zobaczysz - odpowiedziała Sara.
Następnie usiadła na podłodze i zaczęła w milczeniu patrzeć w okno. Lotta szybko się zorientowała, że nowa dziewczynka nie zwraca na nią uwagi, dlatego zaczęła jak najgłośniej to było możliwe, płakać i krzyczeć, tupiąc przy tym mocno nogami i piąstkami o podłogę. Sara jednak nie zwracała na to uwagi, co bardzo rozdrażniło dziewczynkę. W końcu zaczęła wrzeszczeć:
- Ja chcę do mamy! Ja chcę do mamy!
- Lotko, przecież na pewno twoja mama cię odwiedzi, gdy będzie mogła - rzekła na to Ermengarda.
- Nie, nie zrobi tego, bo jej nie ma! Moja mamusia umarła i nigdy już jej nie zobaczę!
Sara spojrzała zdumiona na Lotkę.
- A więc to dlatego tak płaczesz? Lotko, ale widzisz, ja też nie mam mamy.
Dziewczynka od razu przestała płakać. Spojrzała zdumiona na Sarę i spytała:
- Naprawdę nie masz?
- Nie mam. I Ermunia też jej nie ma. Jesteśmy takie pół sierotki, wiesz?
Ermengarda pokiwała głową na znak potwierdzenia słów Sary.
- A gdzie jest twoja mamusia? - zapytała Lotta, patrząc na nową koleżankę dużymi i ślicznymi, niebieskimi oczami.
- W niebie, z moją siostrzyczką - odpowiedziała Sara - Ale to, że jej tu już nie ma, wcale nie znaczy, że nie mogę jej poczuć.
Zaintrygowana Lotka usiadła na podłodze po turecku i spytała:
- A w jaki sposób można ją poczuć?
- To proste - odpowiedziała jej Sara - Ona jest aniołem i chociaż na co dzień mieszka w niebie, to bywa, że zleci czasami na ziemię, aby przy mnie być. Nie mogę jej zobaczyć, ale ją czuję. Widzisz, ona ma piękne skrzydła, które delikatnie szeleszczą przy każdym ruchu. Gdy się wsłucham, słyszę dokładnie, jak ona nimi rusza. A wtedy wiem, że ona tu jest.
- A teraz też ją słyszysz?
- Nie wiem, bo widzisz, strasznie głośno płakałaś i wciąż jeszcze twój krzyk dzwoni mi w uszach.
Ermengarda zachichotała, rozbawiona tymi słowami, a Lotta wpatrując się w Sarę uważnie, spytała:
- A moja mamusia też jest aniołem?
- Na pewno - odpowiedziała Sara.
- I ja też mogę ją usłyszeć?
- Jeżeli się uważnie w słuchasz i będziesz wierzyć, że ona cię kocha i to nawet tam, dokąd poszła, to na pewno ją usłyszysz. Skrzydła aniołów szeleszczą w taki specjalny sposób. Przypomina to nieco gwizd.
To mówiąc, zagwizdała. Lotta próbowała powtórzyć ten dźwięk, ale nie do końca jej to wyszło, więc Sara ponownie pokazała jej, jak to zrobić. Ermengarda uradowana dołączyła do tej zabawy i już po chwili wszystkie trzy siedziały sobie na podłodze po turecku i gwizdały dla zabawy.
- Saro, a czy mamusia byłaby zła, gdybym miała inną mamę tutaj, na ziemi? - spytała po chwili Lotta.
- Na pewno nie - odparła Sara.
- A ty mogłabyś nią być?
- Oczywiście, że tak. Jeśli chcesz, możemy się tak bawić, że ja będę twoją mamą, a ty moją przybraną córeczką. Może być?
- Tak! Tak! Tak! - zawołała Lotta, skacząc Sarze na szyję i całując ją czule po policzkach - Mama Sara! Mama Sara! Mam mamę! Mam mamusię! Słyszałaś to, Ermuniu?! Mam mamusię!
Ermengarda uśmiechnęła się radośnie, a Sara przytuliła czule Lottę czując, że chyba jednak na tej pensji nie będzie tak źle. Jednego dnia zyskała dwie bardzo urocze i kochane przyjaciółki. Więc może tutaj da się mimo wszystko żyć?



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Wto 18:55, 15 Lip 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Śro 6:21, 16 Lip 2025    Temat postu: Ermengarda i Lotta


O Sara zyskuje nowe przyjaciółki.
Zawsze mnie zaskakiwało, że w tak młodym wieku miała taką rozwiniętą empatię i uczucia macierzyńskie w stosunku do Lotta.
Lotta zaś nieświadomie manipuluje i wykorzystuje fakt, że ludzie się litują, że takie małe dziecko nie ma mamy.
Bardzo lubię Ermengarda. Jest taka ludzka ze swoimi szkolnymi niepowodzeniami.
I paradoksalnie ta beksa jest najbardziej interesująca na tle pięknych i idealnych pozbawionych wad uczennic.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:41, 14 Sie 2025    Temat postu:



Odcinek X - Bajka Sary

Gdy nadszedł czas podwieczorku, Sara zabrała nowo poznane przyjaciółki do swojego pokoju, gdzie na stoliku już czekały ciastka i herbata. Pokojówki, które usługiwały dziewczynkom na pensji panny Minchin wiedziały, że Sara chociaż większość uczennic je podwieczorek w sali jadalnej, to wyjątkowe przypadki już mogły sobie pozwolić na to, aby jadać go jedynie w swoim pokoju. Jedną z takich uprzywilejowanych osób była właśnie Sara, drugą była Lawinia, a poza nimi tylko kilka jeszcze dziewczynek mogło sobie na to pozwolić. Co prawda, Ermengarda i Lotta nie miały tego przywileju, ale Sara posiadała przywilej zapraszania do siebie na podwieczorek kogo tylko zechce. Dlatego teraz zapowiedziała pokojówkom, że prosi, aby tym razem posiłek ten był przygotowany w nieco większej ilości, gdyż zamierza zaprosić do siebie dwie przyjaciółki. Pokojówki nieco kręciły nosem na to, co nazywali fanaberiami bogatej panienki, ale polecenie posłusznie wykonały. Także, gdy tylko Sara z przyjaciółkami przyszła do swojego pokoju, podwieczorek już tam na nie czekał.
- Zapraszam serdecznie! - powiedziała życzliwym tonem Sara.
Dziewczynki wpatrywały się zachwycone w pokój swojej nowej przyjaciółki, który zdecydowanie różnił się od ich pokoi. One nie miały przywileju posiadania osobnego pokoi i zwykle musiały je z kimś dzielić. Nie, żeby jakoś specjalnie na to narzekały, jednak zobaczenie osobiście tak pięknego pomieszczenia, w jakim obie się właśnie znalazły, stanowiło dla nich cudowne doświadczenie. Podobnie jak i fakt, że Sara zapraszała ich do tego małego pałacu, jak go nazwały w myślach i nie tylko robiła to z życzliwości, ale z chęci spędzenia z nimi czasu. Od takiej Lawinii nie mogłyby się spodziewać równie wielkiej sympatii.
Tymczasem Sara podeszła do stolika i odsunęła od niego krzesła, wskazując je potem ręką na znak, aby Ermengarda i Lotta na nich usiadły. Dziewczynki od razu skorzystały z tej propozycji i usadowiły się wygodnie przy stoliku, a młodsza z nich od razu dobrała się do tacy z ciastkami. Sara patrzyła na to z uśmiechem i nie kryjąc tego, jak bardzo miło jej gościć u siebie obie dziewczynki. Już po chwili nalała im wszystkim herbaty i przy jej zachwycającym aromacie, połączonym z dźwiękiem chrupiących w buzi ciasteczek, trzy dziewczynki zaczęły prowadzić ze sobą rozmowę, jednak nie sztywną jak na oficjalnych podwieczorkach na salonach, a zwykłą i serdeczną, pełną ciekawych dla nich wszystkich tematów. Sara nigdy bowiem nie była osobą sztywną i snobistyczną, przywykła już do tego, że przy stole zawsze może swobodnie rozmawiać z ukochanym tatusiem i nie spodziewała się niczego innego po spotkaniach z dziewczynkami, które tak serdecznie polubiła.
- Bardzo się cieszę, że mnie odwiedziłyście - powiedziała Sara, kiedy już ich rozmowa zaczęła być coraz bardziej swobodna - Nie mam tutaj niestety za wielu przyjaciół, a właściwie to wcale ich nie mam. I dlatego tak się cieszę, że mogę je mieć w waszych osobach.
- Saro, ale dlaczego właśnie wybrałaś sobie nas za przyjaciółki? - zapytała nieco zdumionym tonem Ermengarda.
- No właśnie, mamo Saro! Co jest w nas takiego wyjątkowego? - dodała Lotta, mając już buzię umazaną od ciastek z kremem.
Sara uśmiechnęła się do nich życzliwie, po czym wyjęła chusteczkę i wytarła nią buzię dziewczynki, mówiąc:
- Ponieważ jesteście miłe i kochane. Ty, Ermuniu, masz dobre serce i wcale nie widzę w tobie głupoty, o którą cię posądzają. Moim zdaniem, po prostu za szybko się denerwujesz i martwisz wszystkim dookoła i tym, co o tobie myślą i to dlatego chwilowo ci nie udzie w lekcjach. Bo jak się człowiek denerwuje, to mu się myśli wtedy plączą. Sama niekiedy tak mam.
Ermengarda zastanowiła się nad tym, co powiedziała jej Sara, a tymczasem ta urocza dziewczynka mówiła dalej, patrząc tym razem na Lottę:
- A co do ciebie, Lotto... To wiem, że nie masz mamy, podobnie jak ja. Zatem obie jesteśmy do siebie trochę podobne. A poza tym, panna Minchin mówiła o tobie, że jesteś niegrzeczna. A ja zobaczyłam w tobie jedynie dziewczynkę, której bardzo brakuje przyjaciół, żeby była szczęśliwa.
Po tych słowach, spojrzała na obie dziewczynki i dodała:
- A poza tym, w obu was wyczuwam, że macie dobre i kochające serca i to z tego właśnie powodu bardzo chcę, żebyśmy się zaprzyjaźniły.
Ermengarda i Lotta uśmiechnęły się do niej serdecznie, a potem Sara wesoło wstała od stołu i pokazała im swój największy skarb. Lalkę Emilkę siedzącą sobie właśnie wygodnie na fotelu bujanym niczym prawdziwa księżniczka. Dziewczynki były nią oczarowane. Widziały już w swoim życiu niejedną lalkę, jednak ta była o wiele piękniejsza niż one wszystkie razem zebrane.
- Jaka piękna! - zawołała zachwycona Lotta.
- Wygląda niemal jak prawdziwa dziewczynka - dodała Ermengarda.
- Bo w pewnym sensie jest prawdziwa - wyjaśniła Sara.
Przyjaciółki spojrzały na nią zaskoczone.
- Jak to?
- Bo widzicie, lalki są różne. Większość z nich jednak to naprawdę bardzo, ale to bardzo niezwykłe istoty. Posiadają one dar poruszania się, kiedy nikt ich nie widzi i gdy tylko wychodzimy, one chodzą i żyją jak my.
- Naprawdę? - zdziwiły się dziewczynki.
- Tak - potwierdziła Sara, skinąwszy lekko głową - Ale niestety, nigdy tego nie możemy zobaczyć, ponieważ kiedy tylko znowu wracamy do swojego pokoju, one natychmiast ponownie wskakują na swoje miejsce, jakby nigdy nic.
- Wow! Ale one są szybkie, te lalki! - powiedziała Lotta, otwierając mocno buzię ze zdumienia.
- I nigdy nie uda się żadnej z nich przyłapać? - zapytała Ermengarda.
- Nie i to jest w tym wszystkim najlepsze - odpowiedziała wesoło Sara.
- Najlepsze? Dlaczego najlepsze? Przecież w ten sposób nigdy nie możesz mieć pewności, czy one rzeczywiście żyją, czy też nie.
- I przez to, że nie mam pewności, mogę jedynie polegać na mojej wierze w to, co mówię. Bo widzisz, Ermuniu, nie jest trudno wierzyć w coś, co możesz sprawdzić i udowodnić, że to jest. Sztuką jest wierzyć w to, czego nie możesz tak do końca sprawdzić. Na tym właśnie polega siła twojej wiary, a także siła twojej wyobraźni.
- Siła wyobraźni? Chcesz powiedzieć, że lalki potrafią być żywe jedynie w naszej wyobraźni?
- Ależ oczywiście, że tak, kochana Ermuniu. Ale czy to oznacza, że nie są one żywe naprawdę? Czy to, że coś jest jedynie w naszej wyobraźni nie oznacza, że nie mamy w to wierzyć? A może właśnie ten piękny świat naszej wyobraźni jest tym prawdziwym światem, w którym żyjemy? A cała reszta to jedynie próba, aby nas sprawdzić, czy nadajemy się do życia w tym pięknym świecie i czy sobie w nim poradzimy? A poza tym, ja w to wierzę, że lalki ożywają. Mój tatuś też w to wierzy i to chyba wystarczy, aby dalej w to wierzyć.
Ermengarda i Lotta przyznały, że trudno się z tym nie zgodzić i ponownie z ogromną uwagą wpatrywały się w lalkę Emilkę, nie bardzo wiedząc, czy powinny wierzyć w to, że ona umie chodzić i żyć własnym życiem, czy może jednak nie. Ale świadomość, iż na tym świecie jest coś więcej niż tylko to, co mogą zobaczyć i dotknąć, sprawiała im ogromną przyjemność i poczucie, że są częścią znacznie szerszego świata i znacznie bardziej ciekawego, niż im się wydawało.
Potem dziewczynki bawiły się jeszcze jakiś czas Emilką, każda z nich nosiła ją na rękach i tuliła ją mocno do serca niczym dziecko, a później jeszcze całą trójką rozmawiały ze sobą na różne interesujące ich tematy. Ani się obejrzały, aż minęły prawie trzy godziny tak wspólnego spędzania czasu. Wieczorem zajęć nie było, więc mogły sobie na to pozwolić. Jednak przyszedł czas kolacji, a tę każda z uczennic powinna jeść wspólnie z innymi, zwłaszcza, że podczas posiłku panna Minchin czytała na zmianę z różnymi uczennicami kolejne rozdziały literatury poważnej. Sara nie bardzo to lubiła, ponieważ panna Minchin czytała jak automat, a nie żywy człowiek i wyraźnie gniewała się, kiedy uczennice nie wykazywały się zachwytem z powodu tego, co ona robi. Ale skoro było trzeba znosić te katusze, to trudno. I tak nie trwało to wcale zbyt długo, więc dało się to jakoś przeboleć.
Dziewczynki trójką zeszły na dół do jadalni. Po drodze natknęły się na Huberta Minchina, który zdążył już wrócić z miasta, gdzie chodził za swoimi sprawami.
- Witajcie, moje kochane! - powiedział wesoło pan Minchin na ich widok - Jak miło zobaczyć wasze uśmiechnięte buzie. A już szczególnie twoją, Lotko. Coś słyszałem od mojej siostry Amelii, że dzisiaj podobno okropnie płakałaś. Czy to prawda?
- Tak, panie Bertie, ale już nie płaczę - odpowiedziała Lotta.
- Bardzo mnie to cieszy - odparł nauczyciel z uśmiechem na twarzy - A cóż takiego sprawiło, że zaczęłaś się uśmiechać?
- Bo mam mamę, panie Bertie! - zawołała Lotta i złapała mocno Sarę za rękę, dodając: - Widzi pan? Teraz Sara będzie moją mamą!
Pan Hubert spojrzał na Sarę pytająco, a kiedy ta potwierdziła te słowa, lekko skinąwszy głową, wzruszył się i powiedział:
- Jak to dobrze, że Lotka nie czuje się tutaj już samotna. Dobrze, Saro, że tu jesteś. Jeden dzień z tobą, a Ermunia się uśmiecha i jest wesoła, Lotka również się chce bawić i cieszyć życiem. Wiesz co? Tak sobie myślę, że jesteś takim naszym dobrym duchem, nie sądzisz?
Sara nie myślała o sobie w taki sposób, ale słowa pana Huberta sprawiły jej ogromną przyjemność.
Chwilę później wszyscy razem siedzieli w pokoju jadalnym, gdzie jedli dość skromną kolację (one zawsze były skromne), a panna Maria Minchin czytała im coś niesamowicie nudnego. Jakąś opowieść o pannie z dobrego domu, która kocha szczerze swojego ukochanego, ale pod naciskiem ojca musi poślubić innego, bo tak nakazuje honor rodziny. Panna Minchin ponownie czytała w sposób nudny i wręcz automatyczny. Z kolei Lawinia, która czytała po niej, robiła to jeszcze gorzej, gdyż przenosiła swój głos do tonacji wręcz patetycznej.
- Dziękuję, a teraz Sara! - powiedziała panna Minchin.
Sara nie chciała czytać tego nudnego czytadła, jednak wzięła książkę do ręki, po czym zaczęła czytać:

Charlotte powiedziała:
- Masz rację, ojcze. Honor rodziny jest najważniejszy.


Nagle Sara poczuła, że nie może czytać na głos czegoś tak okropnego, więc nagle uśmiechnęła się i zaczęła mówić wesołym tonem:
- Ale nie zrobię tego! Wybacz, ojcze, ale wyjdę za mąż tylko z miłości.
Po tych słowach, Sara uśmiechnęła się jeszcze szerzej widząc, że podoba się innym ta historia, więc kontynuowała:
- Kiedy już to powiedziała, dziewczyna wyskoczyła przez okno, gdzie czekał już na nią jej ukochany, stajenny Pierre, który objął ją mocno i uciekli razem na okręt, którym mieli płynąć ze znajomymi na Haiti. Jednak po drodze napadli na nich piraci, którzy wzięli ich do niewoli. Na szczęście, zakochani nie poddawali się. Woląc śmierć w odmętach niż ciężką dolę, wyskoczyli za burtę i wpadli do wody. Objęli się mocno do siebie, czekając na śmierć, ale wtedy z pomocą nagle przybyły im syreny, które wzruszył ich los i wtedy...
- DOŚĆ!
Panna Minchin przerwała czytanie, po czym wyrwała Sarze książkę z ręki i przyglądała się uważnie treści stron, które przed chwilą czytała im wszystkim na głos dziewczynka i gdy nie zauważyła słów, jakie słyszała, zapytała:
- Saro, skąd ty wytrzasnęłaś tę dziwną treść? Przecież tego nie ma w książce.
- Wiem, proszę pani, ale nie byłabym w stanie znieść tego, że ona wyszła za tego nudnego hrabiego, więc wymyśliłam sobie własne zakończenie.
- Wymyśliłaś sobie?
- Tak. Pani nigdy nie wymyślała sobie czegoś, aby poprawić sobie humor? I nie wymyślała pani sobie tego, czego nie ma, ale wierzyła pani w to, bo dzięki tej wierze czułą się pani lepiej?
Panna Minchin spojrzała na nią ponuro, po czym uśmiechnęła się z kpiną i odpowiedziała:
- Myślę, że to łatwe dla bogatej dziewczynki, która ma wszystko.
I ucięła temat.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Czw 13:48, 14 Sie 2025, w całości zmieniany 2 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Sob 7:02, 16 Sie 2025    Temat postu: Odcinek X - Bajka Sary

O ta scena z ze zmianą zakończenia nudnej powieści była wczoraj pokazana w jednym filmie emitowanym przez TVN Very Happy



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Sob 7:04, 16 Sie 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:22, 28 Sie 2025    Temat postu:



Odcinek XI - Sekret Huberta

Pomimo tego, że panna Minchin była niezadowolona z tego, że Sara zepsuła (w każdym razie w jej własnym mniemaniu) cały wieczór i jego wzniosły wyraz, praktycznie wszyscy byli zadowoleni z tego, co dziewczynka zrobiła. Nawet Lawinia i jej dwórki, choć nie przepadały za nową koleżanką, musiały przyznać, że przyjemnie im było zobaczyć, jak ktoś utarł nosa tej nieprzyjemnej małpie, pannie Marii Minchin. Hubert zaś, z powodu faktu bycia nauczycielem, nie mógł jawnie okazać swojego zadowolenia, ale uśmiechał się delikatnie i lekko mrugnął okiem w kierunku Sary, rozbawiając ją w ten sposób i dając jej do zrozumienia, że bardzo mu się podobała jej bajka i chętnie by posłuchał więcej.
Z kolei Ermengarda i Lotta nie ukrywały tego, że były zachwycone tym, w jaki to sposób Sara przerobiła nudną powieść ich dyrektorki. Oczywiście, kiedy siedziały w pokoju wraz z Marią Minchin, podobnie jak reszta dziewczynek były zdystansowane do całej tej sprawy, ale kiedy tylko wracały do swoich pokoi, to obie podeszły do Sary i zaczęły wyrażać jej swój zachwyt.
- Nie wiem, jak inne, ale ja uważam, że twoja wersja tej historii była o wiele lepsza od oryginalnego - powiedziała Ermengarda.
- Była wesoła i była z przygodami - dodała podniecona Lotta - Mamo Saro, czy opowiesz nam kiedyś jeszcze jakieś ładne bajki?
Sara uśmiechnęła się szczęśliwa, że jej bajka sprawiła jej przyjaciółkom tyle radości, a do tego była zachwycona ich komplementami, jednak odpowiedziała:
- Wiecie, to bardzo miłe z waszej strony, ale obawiam się, że panna Minchin nie będzie zadowolona, kiedy znowu zrobię coś takiego.
- Przecież nie musisz tego robić przy niej - powiedziała Ermengarda.
- Właśnie, mamo Saro! Możesz nam opowiedzieć bajkę, jak będziemy tylko we trzy - dodała podnieconym tonem Lotta, wyraźnie bardzo zachwycona taką możliwością.
Sara popatrzyła na obie dziewczynki i zauważyła, że ich twarze wyrażają tak wielkie podniecenie i tak wielką nadzieję na to, iż zgodzi się na tę propozycję, że nie była w stanie im odmówić.
- Dobrze, ale pamiętajcie. Musimy być tylko we trzy i tylko wtedy, gdy panna Minchin nas nie będzie słyszeć. Nie wiem, czy spodobało by się jej puszczanie wodze wyobraźni.
- Oj, zdecydowanie nie - powiedziała Ermengarda.
Sara zachichotała i uściskała obie przyjaciółki, po czym pożegnała je i od razu poszła do swojego pokoju. Tam przebrała się w koszulę nocną i spojrzała na wciąż siedzącą na bujanym fotelu Emilkę.
- Wiesz, Emilko... Dzisiaj dowiedziałam się, że niektórzy dorośli nie tylko nie mają wyobraźni, ale wręcz jej nie lubią. Nie rozumiem tego, bo naprawdę nie ma nic piękniejszego na tym świecie niż wyobraźnia. Powiedz sama, Emilko, czy jest coś cudowniejszego niż wyobrażanie sobie, że jesteśmy np. księżniczkami, które zdobywają serca dzielnych muszkieterów? Albo pięknymi białymi kolonistkami na terenie Indian, którzy zabierają ich w niesamowitą podróż po nieznanym lądzie? Jak można powiedzieć, że to głupie i się tego nie chce robić? Przecież dzięki takiej wyobraźni łatwiej nam żyć. Łatwiej nam znieść wiele rzeczy.
Po tych słowach, nagle spoważniała i spojrzała na oprawione w ramkę zdjęcie ojca, stojące na jednej z szafek. Podeszła do niego, wzięła go do ręki i rzekła:
- Wiesz, tatusiu... Panna Minchin nie może tego zrozumieć, ale dzięki takiej wyobraźni, o wiele łatwiej sobie radzę z tęsknotą za tobą. Bardzo chciałabym, aby już był koniec tych walk w Afryce i żebyś do mnie wrócił. Ale wiem, że to jest chwilowo niemożliwe. Walki muszą trwać, wrogowie są groźni i nie jest tak łatwo ich pokonać. Ale ja w ciebie wierzę, tatusiu. Wierzę w to, że sobie poradzisz i że do mnie już niedługo wrócisz.
To mówiąc, ucałowała zdjęcie i odłożyła je na miejsce, po czym wskoczyła do łóżka i zgasiła nocną lampkę, pogrążając się powoli w świecie snów.
Następnego dnia wstała zadowolona, ubrała się i gdy przyszła pokojówka z śniadaniem, powitała ją serdecznie i zjadła wszystko z apetytem. Gdy już nasyciła głód, wyszła z pokoju i poszła w kierunku sali szkolnej. Był jeszcze czas na lekcje, a uczennice dopiero co kończyły posiłek, jednak postanowiła pójść już teraz, aby się nie spóźnić na zajęcia. Po drodze, niespodziewanie minęła pokój pana Huberta i usłyszała dobiegające z niego wesołe muzyczne tony. Dziewczynka zatrzymała się zaintrygowana i chociaż wiedziała, że to nie wypada tak robić, zakradła się w kierunku pokoju nauczyciela, podeszła bardzo ostrożnie, po czym zerknęła przez szparę w niedomkniętych drzwiach. Zauważyła wtedy, że Hubert Minchin stoi na środku swojego pokoju i... tańczy!
Tak, właśnie to on robił. Tańczył na środku pokoju w wesoły sposób, jakby był na scenie, a ze stojącego na stoliku gramofonu, dobiegały miłe dla ucha tony, pod rytm których Hubert nie tylko podrygiwał, ale i śpiewał następujące słowa:

Kilo serca, duszy funt!
I dziewczynka, to jest grunt!
Przed dziewczynką rum,
Po dziewczynce rum.
Nie przejmować się, to grunt!

Sto uśmiechów, jedna łza
I całusów, ile da.
Przed całusem rum,
Po całusie dwa
I na nowo, ile da.

Kropelka, dwie miłości.
To robi się dla dam.
Butelka namiętności
I sentymentu gram.

Kilo serca, duszy funt!
I dziewczynka, to jest grunt!
Przed dziewczynką rum,
Po dziewczynce znów.
I dopiero jesteś zdrów.


Muzyka dobiegła końca, a Sara nie mogła powstrzymać się i zaczęła klaskać w dłonie na tyle głośno, że mężczyzna ocknął się z artystycznego transu, w jakim był w momencie występu i spojrzał on w kierunku drzwi. Dostrzegł wtedy Sarę i zrozumiał, że jest obserwowany. Zaintrygowany jej obecnością, szybko wyłączył gramofon i przybrawszy jak najbardziej poważny ton głosu, zapytał:
- Cóż cię tu sprowadza, moja droga?
Sara, jako dobrze wychowana panienka, wiedziała doskonale, że prowadzenie rozmowy w progu pokoju nie należy do dobrych manier, dlatego weszła do środka i powiedziała:
- Bardzo przepraszam, panie Bertie. Po prostu... Usłyszałam muzykę, która dobiegała z pana pokoju i nie mogłam powstrzymać się, żeby nie zerknąć, co pan robi. Mam nadzieję, że panu w niczym nie przeszkodziłam.
Hubert uśmiechnął się do niej serdecznie i odpowiedział:
- Ależ skąd, księżniczko. Po prostu ćwiczyłem sobie pod nieobecność mojej kochanej siostruni, która nie pochwala tego rodzaju zabaw.
- A nie ma jej w szkole? - spytała Sara.
- Nie, chwilowo nie. Wyszła na jakiś czas za swoimi sprawami, ale nie wiem, na jak długo. Postanowiłem więc skorzystać z okazji i potrenować.
- Potrenować?
- Tak, moja droga. Skoro już widziałaś mnie w akcji, nie ma sensu dłużej tego przed tobą ukrywać. Widzisz, jestem artystą scenicznym. Występuję na deskach miejscowego teatru rewiowego i daję pokaz różnych wesołych występów. Ale sza! Tego nie może wiedzieć moja kochana siostrzyczka Maria. Ona uważa, że takie coś nie przystoi komuś o naszym wspólnym pochodzeniu. Podobno teatr to jest hańba i wstyd dla całej rodziny. Przyznam ci się jednak, że czasami tak bardzo mnie denerwuje jej zachowanie, że mam ochotę jej wszystko wygarnąć i patrzeć, jak ona mdleje w szoku. Ale nie chcę tego robić, bo jeszcze mnie zwolni stąd, a tego bym nie chciał. Bo widzisz, oprócz moich wygłupów na scenie, uwielbiam was uczyć. Uczenie was oraz występowanie na scenie to moje prawdziwe pasje i nie umiałbym zrezygnować ani z jednego, ani z drugiego.
Sara słuchała uważnie jego słów, zaintrygowana coraz bardziej tym, co od nauczyciela usłyszała. Nie rozumiała, dlaczego panna Minchin uważała występy na scenie za coś gorszego i niegodnego jej brata. Przecież występy na scenie były po prostu wspaniałe, a artyści umieli niekiedy rozśmieszyć albo wzruszyć, będąc tak bardzo przekonującymi, jakby naprawdę byli osobami, za które się podawali. Ale zdążyła się już przyzwyczaić do tego, że panna Maria Minchin neguje chyba wszystko, co ludziom daje radość. Widocznie była tak bardzo zgorzkniała i tak bardzo niechętna ludziom, że musiała to robić, aby poczuć się lepiej. Niania kiedyś mówiła jej, gdy mieszkały jeszcze razem w Indiach, że bywają tacy ludzie na świecie i nie ma co próbować ich zrozumieć, bo to niemożliwe.
- Prędzej przeskoczysz Ganges i to wzdłuż niż zrozumiesz takich ludzi i ich zachowanie - zwykła mawiać.
Dziewczynka zatem odrzuciła możliwość zrozumienia swojej dyrektorki, ale nie stanowiło to dla niej jakiegoś poważniejszego problemu. O wiele bardziej ją teraz intrygowało to, co odkryła. Sekret pana profesora, który to sekret sprawiał, że poczuła do niego jeszcze większą sympatię niż wcześniej.
- A kiedy pan występuje na scenie? - zapytała.
- Dosyć często, zwykle tak popołudniami - odpowiedział Hubert - Wychodzę wtedy ze szkoły pod byle pretekstem, idę do teatru, gram swoją rolę, a potem wracam na kolację. Czasami zostaję na noc poza szkołą, ale moja siostra nie wie, co robię i nie pyta mnie o to. Byle tylko moje obowiązki w szkole były zawsze wypełnione, to ona nie zamierza mnie o nic pytać. Ale i tak lepiej, żeby się nie dowiedziała, co robię po godzinach. Raczej by się jej to nie spodobało, podobnie jak twoja wczorajsza bajka.
Sara zaśmiała się rozbawiona na wspomnienie tego wydarzenia.
- Tak, nie była zachwycona. Ale pan chyba był.
- Owszem, byłem. Podziwiam twoją wyobraźnię, księżniczko, a przy okazji nie ukrywam, że lubię książki ze szczęśliwymi zakończeniami i dlatego tak ponure i smętne powieści jak ta wczorajsza mnie niesamowicie drażnią. Cieszę się, że nie chciałaś czytać tej szmiry na głos.
Dziewczynka chichotała rozbawiona, gdy nagle coś jej się przypomniało.
- Panie Bertie, czy mogę o coś zapytać?
- Oczywiście. Pytaj śmiało - odpowiedział jej Hubert.
- Niedawno, kiedy byliśmy z tatusiem w hotelu, widzieliśmy tam występy takiego jednego artysty, jak śpiewał wesołe piosenki. Czy to był może pan?
Hubert zamyślił się przez chwilę, nim udzielił odpowiedzi.
- A co to była za piosenka? Pamiętasz może?
Sara pamiętała i z radością zanuciła mu ten utwór. Mężczyzna zaśmiał się wówczas radośnie i lekko uderzając się dłonią o kolano, powiedział:
- Tak, to byłem ja! Ten utwór ja śpiewałem niedawno w pewnym hotelu. A więc ty i twój tata tam byliście? A ja was nie poznałem.
- Ale pan nas wtedy nie znał. Nie mógł nas pan poznać.
- Ano racja - Hubert zachichotał i lekko trącił się dłonią w czoło - Jak się nie zna kogoś, to trudno jest potem go rozpoznać. Przecież to oczywiste. Głupi ja!
Następnie spojrzał wesoło na dziewczynkę i dodał:
- Ale jeżeli tak lubisz moje występy, to może kiedyś zabiorę cię na jeden z moich występów. Będzie mi miło zaśpiewać coś specjalnie dla ciebie. Musimy tylko wymyślić jakiś pretekst dla mojej kochanej siostruni, abyś mogła wyjść z jej pensji na godzinę lub dwie, aby mnie zobaczyć na scenie. Chciałabyś?
- Tak, panie Bertie! Z przyjemnością! - zawołała Sara i klasnęła w dłonie.
Wtem rozległ się dźwięk wybijanej delikatnie godziny. Hubert spojrzał na mały zegar stojący na szafce i zauważył, jak mocno się zagadał z uczennicą.
- Ale my tutaj gadu gadu, a obowiązki czekają - powiedział, wstając szybko z miejsca - Za chwilę zaczną się zajęcia. Jako nauczyciel nie powinienem się na nie spóźnić. To w bardzo złym tonie.
Po tych słowach, podszedł do Sary, uśmiechnął się przyjaźnie i rzekł:
- Ale liczę na to, że o naszej rozmowie nikomu nic nie powiesz.
- Ma pan na to moje słowo, panie Bertie! - zawołała Sara uroczystym tonem.
- To dobrze. Naprawdę wolałbym jeszcze nic nikomu nie mówić o tym, co robię poza godzinami lekcyjnymi. Może kiedyś wszystkim wam powiem, ale jak na razie, to chciałbym, aby to była nasza tajemnica. Co ty na to?
Sara zakręciła sobie palcem kółko na piersi w miejscu, w którym było serce i powiedziała uroczystym tonem:
- Obiecuję panu! A ja zawsze dotrzymuję słowa!
Hubert uśmiechnął się delikatnie do dziewczynki, pogłaskał ją po głowie, a potem lekko popchnął ręką za plecy w kierunku wyjścia, samemu również idąc w tę stronę.
- A teraz chodźmy, bo uczennice za chwilę się zjawią. Lepiej nie każmy im czekać.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Czw 9:24, 28 Sie 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Sob 7:22, 30 Sie 2025    Temat postu: Księżniczka Sara

Panna Mincim jest zwolenniczką tego, by dzieci uczyć realizmu i twardego stąpania po ziemi.
A mnie żal jest dzieci, które nie spędzą, choć kilku lat w krainie fantazji.
Życie i tak je nauczy rzeczywistości, niech wiec jeszcze się, nacieszą bajkami.
I tak konspiracja, że Hubert nie jest aktorem jakby był jakiś szpiegiem.
Śmieszne.


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Serial Zorro Strona Główna -> fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3 ... 10, 11, 12
Strona 12 z 12

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin