Forum Serial Zorro Strona Główna Serial Zorro
Forum fanów serialu Zorro
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Quo Vadis-Droga do zatracenia
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Serial Zorro Strona Główna -> fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 8:53, 08 Maj 2025    Temat postu: Odcinek II - Odwiedziny

Widzę sporo nawiązań do amerykańskiego filmu.
Nie wiem czemu ten cesarz tyle krzyczy. Żona cesarza stara i cnotliwa, najgorsze połączenie.
Jego bratanica to niezła zołza.
Życie prywatne Marty Kaczyńskiej cieszy się sporym zainteresowaniem kolorowej prasy. Prawniczka jest kojarzona z tradycyjnymi, konserwatywnymi wartościami, ale nie zawsze pamięta o nich w praktyce...
Aby zrozumieć zawiłe życie rodzinne Marty Kaczyńskiej, najpierw należy je na spokojnie rozpisać. Zacznijmy od tego, że córka Lecha i Mari Kaczyńskich trzy razy mówiła "tak" na ślubnym kobiercu. W latach 2003–2007 jej mężem był Piotr Smuniewski, następnie od 2007 do 2016 Marcin Dubieniecki, a w 2018 r. zawarła związek małżeński z Piotrem Zielińskim.
Ile dzieci ma Marta Kaczyńska?

Prywatnie Marta Kaczyńska jest też matką trójki dzieci. Ojcem Ewy i Martyny jest Marcin Dubieniecki. Jak to możliwe, skoro Ewa przyszła na świat na kilka lat przed ślubem Marty i Marcina? W 2007 r. prawniczka wystąpiła do sądu z wnioskiem o zaprzeczenie ojcostwa Piotra Smuniewskiego. Owocem jej małżeństwa z Zielińskim jest za to kilkuletni syn Stanisław Lech.

Najstarsza córka Kaczyńskiej jest już pełnoletnia. Rozstanie rodziców i śmierć dziadków mocno odbiły się na jej zdrowiu psychicznym. Nie pomogło też zainteresowanie mediów jej rodziną. Nie ma się więc co dziwić, że po maturze Ewa zdecydowała się wyjechać z kraju. I to bardzo daleko.

Obecnie studiuje na Uniwersytecie Yonsei w Seulu. To jedna z najbardziej prestiżowych katolickich uczelni wyższych w Korei Południowej. Wybór kraju prawdopodobnie nie był przypadkowy. Wnuczka Lecha Kaczyńskiego jest fanką k-popu.
Pamietam jak się Sumniewski dowiedział, ze nie jest biologicznym ojcem. To było bodaj przy samym rozwodzie i ustalaniu opieki nad dziećmi. I bum prasa się doszperała ze to nie jest biologiczny ojciec, a Dubieniecki jej w tym pomógł. Jak można takie świństwo odwalić, kogoś latami wrabiać. To wstydu, honoru i sumienia trzeba za grosz nie mieć. Normalny człowiek to by się do mysiej dziury schował, a ten wzór cnot niewieścich dalej wypisuje te prawicowe dyrdymały do gazet i udaje ze się nic nie stało.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 9:01, 08 Maj 2025, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 3:51, 14 Maj 2025    Temat postu:



Odcinek IV - Udręki cesarza

Cesarz Jarosław, nazywany przez wielu swoich poddanych Cesarzem Kaczką, ze względu na swój mało to godny i szanowany kaczy chód, zadowolony powrócił do swojego pałacu, kiedy już triumf Aulusa Plaucjusza dobiegł końca. Nie cieszyło go uczestnictwo w tej uroczystości, podobnie jak okazywanie szacunku wielkiemu wodzowi swojej armii. Jego wielkie ego, zdecydowanie nie pozwalało mu zrozumieć, że można było komukolwiek innemu okazywać tak wielki podziw na tym świecie niż jemu. Drażniło go okazywanie go komuś, kto nie jest nim. A przecież to on, przedstawiciel bogów i bóg w ludzkiej postaci, zbawca świata, który miał do wykonania wielką misję, powinien odbierać wszystkie najwyższe zasługi. Nie należały się one nikomu innemu, jak tylko jemu. Nie rozumiał więc, z jakiego niby powodu musi on komukolwiek oddawać honory. Wszelkie honory należą się przecież jemu i przekazywanie ich innej osobie zdecydowanie mu uwłaczało. Musiał się jednak na to godzić. Przecież tradycje rzymskie, panujące w cesarstwie już od wielu lat, musiały być przestrzegane. Ponadto, jego notowania wśród poddanych zdecydowanie za wysokie nie były. Sondaże wyraźnie pokazywały, jak tracił na popularności. Nie mógł sobie zatem pozwolić na to, aby ponieść w tej kwestii jeszcze większe straty. Trzeba było zatem poświęcić się w imię wyższego dobra.
- O bogowie! Wy tylko jedni wiecie, jak wiele kosztują mnie takie przedstawienia i takie parady! - jęknął załamany, wchodząc do sali tronowej i siadając na tronie.
Sala była chwilowo pusta, ponieważ wszyscy dworzanie byli obecni na pochodzie triumfalnym i dopiero zaczęli stopniowo powracać do swoich obowiązków. Cesarza to cieszyło, ponieważ mógł choć na chwilę pozostać z jedyną osobą, którą na tym świecie szanował i która w jego mniemaniu miała rozum w głowie. Samego siebie.
- Biedny, nieszczęśliwy cesarzu. Zostałeś wybrany na pana świata i jego zbawcę, a ludzie zamiast cię kochać, wyskakują jeszcze z roszczeniami wobec ciebie. Naprawdę, świat nie widział chyba biedniejszego od ciebie człowieka. Ty, bóg w ludzkiej postaci, musisz niczym boga traktować kogoś, kto nie jest tobą. To po prostu skandal i nic więcej! Ale tak, wiem dobrze, co chcesz powiedzieć. Że nikt nie powiedział, że będzie lekko. Cesarz musi być zdolny do poświęceń. Tylko w ten sposób zdoła wyzwolić cesarstwo ze wszystkiego, co je toczy od środka.
Nie dane było jednak władcy o niskim wzroście i wielkim ego zbyt długo rozczulać się nad sobą, gdyż dość szybko zaczęli schodzić się inni członkowie dworu. Jego żona, jego bratanica i wierni dworzanie powoli powracali do sali tronowej, gdzie czekali na rozkazy swego władcy. Widząc jego smutek oraz to, jak nerwowo masuje sobie skronie, natychmiast zbliżyli się do niego z pytaniami, w jaki sposób mogą mu pomóc.
- Wybaczcie mi tę moją słabość, niegodną wysłannika bogów, ale godną człowieka, którym mimo swego boskiego pochodzenia jestem - powiedział do nich życzliwie cesarz - Los władcy cywilizowanego świata nie należy do lekkich, ale musi on sam sobie poradzić z tym wszystkim. Nikt z was nie może mu w tym pomóc. Chyba, że podacie mi sposoby na oczyszczenie Rzymu z tego, co mu szkodzi.
- Mój panie! - zawołał jeden z dworzan - Wiesz dobrze, że twoi wierni pretorianie tylko czekają na rozkazy! Nakaż tylko, a usunę z tego miasta każdego, kto ci jest niemiły.
Cesarz machnął ręką i spojrzał z ironią na tego człowieka, którego pretoriańska zbroja z hełmem zdobionym czarnym strusim piórem, nie czyniła wcale poważniejszym, a raczej jeszcze bardziej komicznym. Jakże jednak mogło być inaczej, skoro ciało jego nie było nazbyt męskie, a wielki, nazbyt duży nos zdobiły mu okulary, nadające mu widoku co najmniej satyrycznego. Jakże zabawnie on wyglądał, kiedy próbował być poważnym, pomyślał władca. Głośno jednak powiedział do niego:
- Nie gniewaj się, mój wierny Mateuszu Tygellinie, ale mój problem nie należy do gatunku tych, które swoim mieczem możesz rozwiązać. Gdyby tak było, bez wahania bym się na to zgodził. I już by te problemy więcej mnie nie gnębiły. Niestety, problemy moje są zbyt poważne. Z sondaży wynika, że moje poparcie wśród poddanych spada.
- Najjaśniejszy Cesarzu, pragnę ci przypomnieć, że przecież wygraliśmy wojnę na Wschodzie. Nasz sojusznik, Ukraina, zachowała niepodległość. Car Putin został upokorzony i uwięziony. Nie musimy się go obawiać. Twoje sondaże po tym wszystkim na pewno skoczą w górę.
Cesarz spojrzał na wysokiego, ciemnowłosego człowieka o dość poważnej aparycji, ale też o niskim ilorazie inteligencji, którą dowodziły wszelkie jego wypowiedzi. Władcę naszła refleksja, że dworzanin ten sprawia wrażenie inteligentnego tylko wtedy, kiedy nic nie mówi. Gdy jednak zaczyna mówić, od razu owo złudzenie rozwiewa się jak na wietrze.
- Nie ma co, Dudusiu! Jak ty coś powiesz, to błazen niech się schowa. Ha ha ha! Moje sondaże skaczą w górę?
Cesarz zachichotał, a z nim reszta otoczenia. Kiedy jednak w złości uderzył dłońmi o poręcze swego tronu, natychmiast się uciszyli.
- Ty głupcze?! Nie rozumiesz, że to nie moje sondaże lecą w górę, tylko tego drania, generała Aulusa Plaucjusza?! To nie wielki cesarz osobiście pokonał wroga, ale Plaucjusz! To nie cesarz nas wybawił od cara Putina, tylko generał Plaucjusz! To on dzisiaj przeżywał swój triumf, a nie ja! To on jest dzisiaj ulubieńcem tłumów, nie ja! Musiałem uszanować tradycje rzymskie i oddać mu honory, ale nie rozumiesz, jakie możliwości to stwarza? On jest teraz bogiem w oczach tego pospólstwa! Jeśli by zechciał, mógłby mnie w jeden dzień obalić!
- Nigdy byśmy do tego nie dopuścili! - zawołał Tygellin, salutując mieczem przed swoim władcą - Moi pretorianie będą cię bronić za cenę życia!
- Tak? I ilu ich możesz wystawić przeciwko całemu miastu? - zakpiła sobie bratanica cesarza - O ile wiem, dysproporcje w takiej sytuacji nie byłyby za równe.
- Czego się obawiasz, mój panie? - zapytała cesarzowa Krystyna - Przecież Plaucjusz nie jest kimś groźnym dla ciebie. To człowiek wojskowy, bez ambicji politycznych.
- Ale gdyby chciał, wystarczyłby teraz jeden krzyk do tłumu i pucz byłby gotowy - rzekł cesarz.
- Nie wydaje mi się, panie. Z jego strony nic nam nie grozi. To głupiec, jeśli chodzi o politykę. Na wojnie sobie radzi, ale nie w polityce. W tej kwestii, to zagrożenie grozi nam z innej strony. Ten przeklęty generał Galba-Trzaskowski. To on nam mógłby zagrozić, gdyby chciał.
- Galba? On nam nie zagrozi. Siedzi na swojej prowincji i wie, że nie może wrócić do Rzymu bez mojego wyraźnego rozkazu.
- To prawda, ale żałuję, mój panie, że nie posłuchałeś mojej rady, aby go usunąć z tego świata.
- To nie byłoby rozsądne, moja cesarzowo. Galba-Trzaskowski ma na prowincji wierne sobie legiony, które bez wahania ruszyłyby na nas, gdyby coś mu się stało. Ponadto... Potrzebuję na granicy kogoś, kto będzie nas strzegł, gdyby nas najechano. Czy więc mi się to podoba, czy nie, potrzebuję go, bo jest na tyle zdolny, że możemy jego zdolności wykorzystać. Nie, Galba nie jest dla mnie groźny. Nie na prowincji i nie wtedy, gdy jest zostawiony sam sobie. To Plaucjusz, ten dzisiejszy bóg jest dla mnie zagrożeniem.
- Rozkaż mi tylko, mój panie, a jego głowa jeszcze dziś ozdobi twój pałac - rzekł Tygellin.
- Nie bądź głupi. Zabić ulubieńca tłumów? To by dopiero nam zaszkodziła - rzuciła Marta.
- Ona ma rację - zgodziła się z nią cesarzowa Krystyna - Zabicie ulubieńca tłumów teraz, zaraz po triumfie byłoby dla nas bardzo szkodliwe.
- Otóż to i stąd moje problemy - powiedział cesarz, chodząc nerwowo po sali - Muszę go tutaj nie tylko tolerować, ale i publicznie honorować, bo to bohater wojenny. Ale spokojnie. Jeszcze nadejdzie na niego odpowiednia pora. Niech tylko euforia po wygranej wojnie minie, a wówczas dobierzemy się do niego. Podobno chce odejść na emeryturę i osiąść tu w Rzymie. Tym lepiej. Będziemy go mieć na oku. I jeżeli cokolwiek przeskrobie, spotka go nasz gniew.
- A coś czuję, że prędko coś przeskrobie - zauważył złośliwie Duduś.
- Prędko może i nie, ale że przeskrobie, to na pewno - dodał Tygellin - Ostatecznie przecież, to nie takie trudne, coś przeskrobać. Albo znaleźć na kogoś coś, co może uczynić go podejrzanym w oczach społeczeństwa. Dajcie mi człowieka, a znajdę na niego paragraf.
Cesarz uśmiechnął się zadowolony. Zatem plan działania względem Plaucjusza był ustanowiony i to on sam go wymyślił. Idealnie! Jednak nie zestarzał się jeszcze aż tak bardzo, aby nie umieć się przygotować na pokonanie swojego przeciwnika. Co prawda, denerwowało go to, że nadal musi tego drania w mieście tolerować, ale był pewien, iż to tylko kwestia czasu, kiedy miłość ludu do niego minie i wtedy będzie można wielkiego bohatera poskromić.
Inne zgoła uczucia towarzyszyły Marcie. Nie myślała ona o Plaucjuszu i wielkiej polityce. Jej rozpustna natura sprawiła, że już marzył się jej kolejny podbój. Tym razem na cel wzięła sobie tego młodego oficera na białym koniu, który dowodził oddziałami Plaucjusza podczas jego wielkiego pochodu triumfalnego. Przystojny młody człowiek i to wart grzechu. Ciekawe, jak on się nazywa i kim dokładniej jest? Warto by się tego było dowiedzieć i zawrzeć z nim bliższą znajomość. Wreszcie coś się zacznie dziać w tym nudnym pałacu.
Tak więc, kiedy cesarz snuł wielkie plany ratowania swojej korony przed wyimaginowanym zagrożeniem, jego bratanica snuła swoje własne, niezbyt może wielkie, ale zawsze plany, które zamierzała jak najprędzej zrealizować.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Śro 3:54, 14 Maj 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 11:29, 15 Maj 2025    Temat postu: Odcinek IV - Udręki cesarza

O biedny cesarz, co za udręki musi znosić Very Happy
Nie dość, że musi znosić popularność tego generała to jeszcze jest otoczony tymi głupimi doradcami Very Happy
Dajcie mi człowieka, a paragraf się znajdzie – powiedzenie (maksyma) z okresu PRL, przypisywane prokuratorowi ery stalinowskiej w ZSRR, Andriejowi Wyszyńskiemu.
Ja bym nie lekceważyła bonżura Trzaskowskiego Very Happy Smile
Nie wiadomo co knuje siedząc na tej prowincji, może zbiera wierne wojsko Very Happy
A ta rozpustna Martusia na pewno coś knuje, już jej się marzy nowy romansik.
Taki typ, najpierw rzuca się na facetów, a potem ich rzuca Shocked








Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 11:41, 15 Maj 2025, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 10:42, 19 Maj 2025    Temat postu:



Odcinek V - Znak ryby

Po odbyciu triumfu przez Aulusa Plaucjusza, ten zaprosił swoich przyjaciół do swego domu na wielką ucztę z tej okazji. Wiedział doskonale, że cesarz nigdy nie urządzi na jego cześć, a nawet gdyby to zrobił, generał nie wiedział, czy takie zaproszenie mógłby i powinien przyjąć. Ostatecznie wielki Cesarz Kaczka, jak go złośliwie wierni poddani nazywali, bynajmniej nie był osobą mu miłą. Plaucjusz nim gardził tak, jak tylko człowiek inteligentny gardzić może głupcem, który nie tylko dostrzega tego, że jest głupi, ale wręcz tkwi dalej w swojej głupocie.
- Tacy ludzie są konsekwentni - powiedział do Petroniusza podczas jednej z ich prywatnych rozmów - Konsekwentnie nie robią żadnych postępów.
Petroniusz, który bywał bardzo często na dworze cesarskim i miał okazję aż nazbyt dobrze poznać charakter władcy wielkiego imperium, potwierdził te słowa bez najmniejszego wahania. Niestety, to wszystko było prawdą. Cesarz był głupi, ale przecież nawet i głupiec może zrozumieć, że jest głupi i naprawić to. On wszak nie zamierzał tego robić. Nie tylko dlatego, iż posiadał ogromne ego i nigdy nie dał sobie powiedzieć, że się pomylił, ale również dlatego, iż otaczał się ludźmi, którzy go utwierdzali w przekonaniu, iż jest nieomylny, czerpiąc z tego lizusostwa wiele prywatnych korzyści. Petroniusz to widział wielokrotnie na dworze i dobrze teraz rozumiał zachowanie przyjaciela. Rozumiał, dlaczego Plaucjusz nie chciałby wziąć udział w przyjęciu na jego cześć w cesarskim pałacu, nawet gdyby takowe miało być urządzone. I tym chętniej zgodził się przybyć ze swoją wychowanicą na ucztę u Plaucjusza.
- Przyjęcie w gronie prawdziwych przyjaciół to idealny sposób na uczczenie mojego triumfu - powiedział generał.
Kilka godzin później, wybitny wódz urządził ucztę w swojej willi, na którą przybyło może niezbyt wielu gości, ale za to prawdziwie miłych gospodarzowi. Byli wśród nich jedynie lojalni przyjaciele, którzy nigdy go nie zawiedli, którzy byli mu oddani i którzy szczerze go lubili z wzajemnością. Zwłaszcza miła była mu obecność Petroniusza i Iwony. Powitał ich najserdeczniej ze wszystkich innych gości.
- Witajcie, moi kochani! Ze wszystkich moich gości, was oboje najserdeczniej witam w moich progach.
To mówiąc, uścisnął serdecznie Petroniusza i ucałował w czoło Iwonę, po czym podał jej rękę Hubertowi, stojącemu tuż obok niego i powiedział:
- Zapraszam was z całego serca. Cieszcie się moją radością równie mocno, jak i mnie.
Chwilę później, poprowadził gości do sali bankietowej, na której już służba częstowała gości napojami i różnymi łakociami. Wśród nich bywała żona Aulusa, Pomponia, kobieta średniego wzrostu, ciemnowłosa o brązowych oczach, pomimo nieposiadania już młodziutkiego wieku, wciąż niezwykle piękna, której generałowi niejeden nawet senator zazdrościł. Kobieta powitała Petroniusza i Iwonę, miło się do nich uśmiechając, jednocześnie zerkając bardzo uważnie na to, w jaki to sposób Hubert patrzy na dziewczynę, którą wciąż trzymał za rękę. Bez trudu zaczęła się domyślać, co między nimi zaczyna powstawać i uśmiechnęła się zadowolona na samą myśl o tym, co może z tego wyjść.
- Aulusie, może Hubert pokaże nasz dom Iwonie? Jest on nowy i chyba nigdy tutaj nie była, mam rację? - zapytała Pomponia, łapiąc męża pod ramię.
Aulus zdziwił się początkowo jej prośbie, kiedy jednak spojrzał w kierunku, w którym patrzyła jego żona, szybko zrozumiał, do czego kobieta zmierza i lekko się uśmiechnął w znaczący sposób.
- Tak, masz rację. To bardzo dobry pomysł - powiedział i zwrócił się zaraz do swojego wychowanka - Mógłbyś oprowadzić Iwonę?
Hubert z uśmiechem podał ramię dziewczynie i zaoferował się jej, że pokaże jej dom i to każdy jego zakamarek. Iwona z radością przystała na tę propozycję i już po chwili oboje zniknęli z oczu swoich opiekunów, którzy uśmiechali się do siebie wymownie.
- Oj, jak on się pali do pokazywania jej domu - powiedział Petroniusz - Coś mi mówi, Aulusie, że ledwie wróciłeś, a już mi zabierasz mój największy skarb.
- Och, Gajuszu! Dlaczego zaraz zabieram? - odparł wesoło Plaucjusz - No, a gdyby nawet? Przecież zyskasz w ten sposób zięcia i to nie byle jakiego.
- Owszem. To ostatecznie nie byle jaki zysk - zgodził się Petroniusz.
Tymczasem Hubert pokazał Iwonie cały dom, kolejno jeden pokój po drugim. Dziewczyna z zainteresowaniem poznała każdy aspekt tej pięknej willi, ale chyba najbardziej ze wszystkich pokoi zainteresowała ją biblioteka Huberta. Znajdowało się w niej dużo książek, tak wiele, ile ona jeszcze nigdy nie widziała. Wielkie aż po sufit regały pełne pięknych dzieł ją zainteresowały tak mocno, że musiała nieco na dłużej zatrzymać się w tym miejscu, aby przyjrzeć się temu wszystkiemu.
- Niesamowite! Po prostu niesamowite! Co za zbiór książek! - powiedziała, nie kryjąc swojego podziwu.
- Dziękuję - powiedział Hubert - Część z nich należała wcześniej do Aulusa, a resztę sam zacząłem zbierać od momentu, w którym generał mnie adoptował.
- I wszystkie już przeczytałeś?
- Wszystkie? Nie, skądże znowu. Tych po grecku, to jeszcze nie, bo dopiero się uczę greki.
Iwona spojrzała na niego zaintrygowana tym, co on mówi, a widząc uśmiech na jego twarzy, parsknęła śmiechem i powiedziała:
- A teraz to żarty sobie ze mnie robisz.
- Może trochę.
Oboje zwiedzali dalej cały dom, nie mogąc przestać ze sobą rozmawiać. Tak dobrze im się to robiło, tak wspaniale razem się czuli, kiedy opowiadali dokładnie sobie nawzajem o swoich zainteresowaniach. Bardzo dobrze im było ze sobą, a z każdą chwilą Iwona czuła, jak wspaniale jej się rozmawia z Hubertem. Nigdy nie miała takiego wspaniałego rozmówcy, nie mówiąc już o tym, że tak przystojnego. Dla niej było to idealne wręcz połączenie: przystojny i inteligentny, a do tego też odnosiła wrażenie, że i wrażliwy. Ciekawe, czy mogłaby mu powiedzieć o tym, co już jakiś czas ją interesowało i czym bardzo chciała zainteresować jego? Nie, to chyba jeszcze nie była pora na to. Jeszcze nie czas.
Zamyślona, wciąż słuchając słów Huberta, wyszła razem z nim do ogrodu i tam wzięła do ręki patyk, po czym zaczęła rysować coś na piasku. Hubert dalej coś do niej mówił, kiedy jednak zobaczył, co ona robi, przerwał i uśmiechnął się do niej lekko ironicznie, mówiąc:
- Czy aż tak brzydki jestem w twoich oczach, że przypominam ci rybę?
Iwona ocknęła się z transu, w jaki popadła, pogrążona we własnych myślach i spojrzała zaniepokojona na swój rysunek. Szybko zamazała go nogą i powiedziała:
- Nie, skąd. Co ty mówisz? Po prostu czasami lubię sobie bazgrać czasami po piasku patykiem bez celu. To nic takiego.
- Poważnie? - zapytał z uśmiechem na twarzy Hubert - Więc nie widzisz we mnie zimnej ryby? Zatem kogo?
- Przede wszystkim, widzę w tobie ciekawego człowieka - powiedziała, czule patrząc mu w oczy.
Hubert uśmiechnął się do niej i dotknął delikatnie palcem jej policzka.
- Ja w tobie również widzę niezwykle ciekawą osobę. Działasz na mnie i to bardziej, niż ci się wydaje.
Chwilę później, pocałował ją. Objął ją mocno do siebie i całował. Iwona nie protestowała. Przeciwnie, objęła go za szyję i oddała mu pocałunek. Trwał on dość długo, jednak skończył się w momencie, gdy Hubert zsunął swoje dłonie na jej zgrabne pośladki. Wówczas dziewczyna lekko pisnęła i odskoczyła od niego.
- Nie! - wydyszyła przerażona.
Hubert spojrzał na nią ze smutkiem w oczach i powiedział:
- Przepraszam. Nie chciałem cię urazić.
- Nie uraziłeś. Ale nie jestem jeszcze gotowa - odpowiedziała dziewczyna i przetarła sobie zaparowane okulary - To się dzieje za wcześnie, za szybko. Ja nie mogę tak. Nie mogę tak prędko.
- Wybacz. Nie sądziłem, że to źle, że cię pragnę.
Iwona zarumieniła się lekko i odparła, patrząc na swoje stopy:
- Nie, to nie jest złe. Nie jestem tak fałszywie skromna, aby nie móc uwierzyć w to, że mogę ci się podobać. Bo i Ty mi się podobasz. Ale nie mogę tak. Ja tak nie potrafię. Nie tak szybko. Ja mogę to zrobić tylko z kimś, kogo pokocham i tylko wtedy, gdy będę pewna jego uczucia do mnie.
- Moich uczuć możesz być pewna - powiedział Hubert, podchodząc do niej i łapiąc ją za rękę - Czy tak trudno uwierzyć w to, że coś do ciebie poczułem?
Iwona spojrzała na niego uważnie i odparła:
- Nietrudno mi w to uwierzyć. Ale wolę wiedzieć, co do mnie czujesz. I wolę też, żebyś wiedział, co to jest to, co do mnie czujesz.
- Nie wystarczy to, że cię pragnę? I że uwielbiam spędzać z tobą czas?
- To jest piękne, ale to jeszcze za mało. Nie gniewaj się, ale jeszcze za mało. I za wcześnie. Proszę, daj mi czas.
- Dam ci tyle czasu, ile ci potrzeba, ale co mam w jego trakcie robić?
- Pokazuj mi, że ci zależy.
- Tylko tyle?
- Aż tyle.
Hubert był zaskoczony tymi słowami, ale wyraził zgodę i już po chwili oboje znowu rozmawiali ze sobą tak, jakby nic się nie stało.
W innej części domu, Petroniusz i Plaucjusz rozmawiali ze sobą na tematy inne niż miłość. Korzystając z tego, że chwilowo są sami, byli całkiem szczerzy ze sobą w tejże rozmowie.
- Nie jest dobrze w naszym imperium - powiedział generał - Wojny w dużej już mierze służą jedynie posyłaniem na śmierć niewinnych ludzi i załatwianie w ten sposób prywatnych porachunków. Nie ma tak naprawdę poważnych zagrożeń dla cesarstwa. Pomogliśmy naszemu sojusznikowi na Wschodzie, car Putin został obalony. Ale co z tego, skoro największe zagrożenie jest w czym innym.
Petroniusz skinął ponuro głową na znak, że się z nim zgadza. Dobrze wiedział o tym, jakie to zagrożenie wisi nad Rzymem. Nie miał jednak pojęcia, w jakiż to sposób może to niebezpieczeństwo zażegnać.
- Dobrze wiem, co masz na myśli. Nie wiem jednak, co można zrobić i w jaki sposób przegnać to zagrożenie.
Plaucjusz westchnął ponuro powiedział:
- Też tego nie wiem. Powiem ci szczerze, że wolałem już toczyć wojnę. Tam przynajmniej wiedziałem, kto jest zagrożeniem i jak prowadzić z nim walkę. A tu? Tego nie wiem i nie jestem pewien, czy opanuję tę sztukę. I nie wiem też, czy bym tego chciał.
- Rozumiem. Jesteś już zmęczony tymi wszystkimi walkami. Wiek daje o sobie znać.
- Nie tyle wiek, co zmęczenie psychicznie. Mam już po prostu dość tego, co się dzieje na wojnie. Huk bitew, trupy walające się po ziemi, krew wszechobecna. I wszystko w imię nie wolności, ile wielkości tego świata. Ale nieraz zastanawiam się, na czym ta wielkość powinna polegać? Czy na bezmyślnym zabijaniu każdego, kto myśli inaczej niż my, czy może na wiedzy, tolerancji i wzajemnym szacunku? Ale obawiam się, że na taką wielkość nasz świat nie jest jeszcze gotowy.
- Zakładając, że kiedykolwiek będzie.
Plaucjusz skinął głową i usiadł na krześle, mówiąc:
- Jestem już stary, Petroniuszu. Wiem, że tego nie widać, ale zaczynam to już odczuwać w sercu. Czuję się źle, jakby rozciągnięty jak niewielka kostka masła na zbyt wielkim kawałku chleba. Dlatego podjąłem decyzję. To była moja ostatnia kampania wojenna. Nie wracam więcej na front. Chcę spędzić resztę życia z żoną i moim przybranym synem. I może wnukami, jeżeli los mnie nimi obdarzy.
- Patrząc na relacje naszych podopiecznych, mam wrażenie, że stanie się to prędzej niż myślimy - odpowiedział wesoło Petroniusz.
Plaucjusz odwzajemnił mu uśmiech i rzekł:
- Oby tak było. I wiesz co? Mam wielkie nadzieje związane z tymi młodymi. Hubert jest wykształcony, nie szczędziłem wysiłków, aby tak się stało. O ile wiem, to ty nie odmawiałeś wykształcenia Iwonie. Tym lepiej, oboje są więc młodzi i nie tylko piękni, ale też inteligentni. To idealne połączenie. Oboje mogą więc, moim zdaniem dokonać tego, czego my już nie dokonamy. Być może oni naprawią ten świat. Wykorzystają wiedzę, którą mają od nas i młodość, którą my już utraciliśmy, aby chociaż trochę poprawić ten świat.
- Żeby w pełni poprawić ten świat, trzeba by zmienić w nim wiele. Bardzo, ale to bardzo wiele. Obawiam się, że jednego pokolenia będzie za mało.
- Może i za mało. Ale ważne, żeby zaczęli, a inni pójdą za ich przykładem. Bo ktoś zawsze musi zacząć. My nie możemy, już za starzy na to jesteśmy. Ale oni... Oni mogą wywrócić to imperium do góry nogami, jeśli tylko zechcą!
- To prawda. Pytanie tylko, czy zechcą.
Na to jednak, żaden z nich nie znał jeszcze odpowiedzi, gdyż nie wiedział, co planują ich wychowankowie oraz jaka przyszłość ich czeka.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pon 10:43, 19 Maj 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 9:55, 20 Maj 2025    Temat postu: Znak ryby


Pięknie się rozwija relacja Hubusia i Iwonki. Nawet się już całowali.
Wyjątkowa dziewczyna nie jest łatwa, ale łatwa nie jest wyjątkowa.
On nie umie chyba czytać znaków, że dziewczyna jest chrześcijanką.
Co ona wybierze całkowite oddanie się Bogu, Król Królów czy miłość fizyczna do młodego i pięknego rycerza. W tle jest rozpustna Martusia, która zagięła parol na Huberta.
Ciekawe są też rozmowy starego pokolenia.
Co z tego wyniknie ?
Trwały świat czy trwała wiara, a czy jedno może istnieć bez drugiego ?
To, że młodzi pójdą zmieniać świat, nie znaczy wcale, że ta zmiana będzie dobra.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Wto 10:02, 20 Maj 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:38, 26 Maj 2025    Temat postu:



Odcinek VI - Rubryka Kronikarza

Generał Plaucjusz po wielkim przyjęciu, jakie urządził w swoim domu, już tak całkiem oficjalnie ogłosił, iż kończy karierę wojskową i odchodzi na zasłużoną emeryturę. Informacja o tym fakcie wywołała bardzo mieszane uczucia u tych, którzy je usłyszeli. Mieszkańcy Rzymu podzielili się w swojej opinii na ten temat. Jedni się ucieszyli, inni zasmucili. Ci ostatni jednak byli jednolici i zgodni z tym, że oto Rzym traci wielkiego wodza, który mógłby ich jeszcze poprowadzić do wielkich zwycięstw i znacznie poszerzyć granice cesarstwa. Ci pierwsi z kolei zaś byli podzieleni w powodach swojej oceny. Jedni cieszyli się uważając, że generał już powinien odpocząć i dość się nawojował. Inni z kolei uważali, iż to najwyższa pora, aby odszedł i nie blokował drogi młodszym. Jeszcze inni natomiast bardzo się cieszyli, gdyż obecność Plaucjusza w wojsku oznaczała przecież jego obecność w polityce, a tego sobie nie życzyli. Do tych ostatnich należał cesarz Jarosław.
- Doskonale! Stary głupi kundel odchodzi na emeryturę! I bardzo dobrze! - wołał radośnie, gdy czytał poranne gazety z zawartą w nich informacją o decyzji swojego generała.
- Tak, Wasza Cesarska Mość - powiedział zadowolonym tonem Tygellin Morawiecki - Już nie trzeba się go będzie obawiać. Emerytowany generał armii już nic nie znaczy. Nie będzie w stanie także powołać przeciwko nam swoich ludzi, aby nam bruździli.
- Dokładnie tak! A do tego zostaje w Rzymie, więc będziemy mogli go mieć na oku! - zawołał radośnie cesarz, odkładając gazetę i głaszcząc swego kota, który siedział wygodnie przy jego boku - Gdyby został tutaj i zachował stanowisko, to byłoby niedobrze. A tak możemy mieć pewność, że nam nie zaszkodzi.
- Stary pies także może ugryźć, mój drogi - odezwała się nagle cesarzowa Krystyna, wchodząc do sali - Nie zapominaj o tym.
Cesarz parsknął śmiechem, gdy to usłyszał.
- Ten stary pies nie ma już zębów, którymi mógłby nas ugryźć.
- Ale mają je inni, jego przyjaciele. Choćby generał Galba-Trzaskowski.
- On? Moja kochana, on jest daleko, na zapyziałej prowincji, skąd do Rzymu jest tak daleko, jak i do piekła. Nie zagraża nam.
- Ale wciąż jest aktywny jako żołnierz i jako polityk. Może nam naprawdę poważnie zaszkodzić.
- Wróg, który jest daleko, nie może stanowić dla nas żadnego zagrożenia. A poza tym, przesadzasz. Nasza władza jest stworzona przez bogów. Nikt nam nie ma prawa zagrozić. A gdyby nawet próbował to zrobić, ukażemy go.
- Doprawdy? A czytałeś może tę gazetę?
To mówiąc, pokazała na gazetę trzymaną przez siebie w dłoni.
- Ja czytam tylko jedną gazetę. Naszą i zarazem jedyną słuszną - rzekł na to cesarz - Reszta dla mnie nie istnieje.
- To może powinna? - mruknęła cesarzowa urażonym tonem - Dowiedziałbyś się, co niektórzy opozycjoniści o tobie piszą.
- Niech sobie piszą. Co mi do tego? Słowa nie mogą mnie zranić.
- Mylisz się, panie. Słowa często są groźniejsze od czynów. Bo od słów się zawsze zaczyna. Słowa porywają innych do czynów, słowa sprawiają, że władcy upadają, bo przez słowa przywódców, dochodzi do rewolucji.
Cesarz machnął lekceważąco ręką na to wszystko i spojrzał na jednego ze swoich dworzan, mówiąc:
- Nie chcę tracić czas na psucie sobie dobrego humoru. Dudusiu, czy ustawa o tym, aby ustanowić senatorem mojego słodkiego Mruczusia jest już gotowa?
- Oczywiście, o najłaskawszy! - powiedział Duduś, kłaniając się nisko - Ta ustawa już jest gotowa. Senat na pewno ją ratyfikuje. Zresztą senat zawsze robi to, czego my chcemy.
- Doskonale - powiedział cesarz i rozparł się wygodnie na tronie.
- Ośmielę się zapytać, Wasza Cesarska Mość - rzekł Tygelin - Po co to Waszej Cesarskiej Mości? Czy nie dość już, że okazują wam boską cześć?
- Powodów mam kilka ku temu, mój drogi - odparł cesarz takim tonem, jakby tłumaczył coś dziecku - Raz dlatego, że mój ukochany kotek zasługuje na to. A dwa dlatego, że senat musi wiedzieć, kto tu rządzi. Ja jestem cesarzem, rozumiesz mnie? Niedawno wielbili tego głupca Plaucjusza, zapominając, że to ja jestem ich panem! Nie ten przybłęda, ale ja! Wyznaczony przez bogów cesarz Jarosław! To ja jestem tym, który podniósł ten kraj na wyżyny! To ja jestem tym, który ich może zbawić albo zniszczyć, jeśli tylko zechce! I muszą to zrozumieć!
- Ośmielę się zauważyć, że jeżeli Waszą Cesarską Mość rozdrażnił triumf Aulusa Plaucjusza, to mogliśmy do niego nie dopuścić - zauważył Tygelin.
- I wywołać zamieszki na ulicach? - zapytał ironicznie Duduś - Nie obraź się, Tygelinie, ale masz na wszystko bardzo prostackie rozwiązania. A lud potrzebuje rozrywki, trzeba mu ją dać od czasu do czasu.
- On ma rację, Tygelinie - powiedział cesarz - Rzadko mówi mądrze, ale w kwestii rozrywek potrzebnych gawiedzi doskonale wie, co mówi. Lud miał prawo wiwatować na cześć kogoś innego i zapomnieć przez chwilę o tym, że to ja jestem ich bogiem na ziemi. Ale teraz ja mam prawo, a wręcz obowiązek im wszystkim o tym przypomnieć. Dlatego nowym senatorem zostanie mój kot. I tak będzie miał z nich wszystkich najwięcej mądrych rzeczy do powiedzenia.
- Czy ta ustawa jest nadal tajemnicą? - zapytała nagle cesarzowa.
- Jak najbardziej. A dlaczego pytasz? - zdziwił się cesarz.
- Bo już jest ona przedstawiona w tej gazecie - rzekła kobieta i podała do ręki mężowi gazetę.
Cesarz rozpoznał, że jest to znienawidzone przez niego pismo „Wolny Głos”, które zawierało w sobie kolejną rubrykę niejakiego Kronikarza. Widniał w niej zaś taki oto tekst:

Z pewnych źródeł posiadamy informację o tym, że cesarz nasz zamierza w tak okrutny sposób pognębić senat poprzez wolę ustanowienia senatorem swojego domowego pupila. Decyzja ta, nie boimy się tego określenia, stanowi dowód na to, iż władca nasz nie tylko nie liczy się z organem doradczym, jakim jest dla niego senat, ale i z nami, obywatelami Rzymu, którzy pomogliśmy ten organ wybrać. To niesprawiedliwe, upokarzać nas w taki sposób. Czynu tego nie należy jednak odbierać jako szaleństwo, a jedynie jako możliwość pokazania wszystkim, iż to on tu rządzi i może w każdej chwili nawet najbardziej szaloną swoją myśl zrealizować jako wolę bogów. Należy rozważyć zatem, czy czyny takie są godne pochwały i apelować do naszego władcy i jego sumienia, aby nie postępował w taki sposób. My, jego poddani nie chcemy bynajmniej podważać jego władzy ani też odbierać mu jej, gdyż jak pszczoły potrzebują królowej, tak i my w naszym ulu musimy mieć kogoś, kto nami pokieruje. Apelujemy jedynie do cesarza, aby nie upokarzał nas w taki sposób i zauważył, że czynu takie nie przysparzają wielkości, a jedynie upokorzenia i to nie tyle nam, co przede wszystkim jemu samemu.
Ponadto należy zauważyć jeszcze o tym, w jakim otoczeniu przebywa nasz władca. Do jego grona weszli ludzie, którzy to, nie bójmy się tego określenia, tak hańbę, jak i wstyd przynoszą nam wszystkim. Jeden z polityków, promowany przez prefekta pretorian na prezydenta naszego miasta, głosi powszechnie wielkie wartości i życie w cnocie. Dziwnie zatem wygląda owa cnota, skoro w ramach zachowania jej ów kandydat na prezydenta zapraszał i to za pieniądze państwowe w prywatnym hotelu szefów swojej kampanii wyborczej na orgię pełną alkoholu i kobiet lekkich obyczajów. Oburzamy się takim postępowaniem i apelujemy do pana prefekta oraz samego cesarza, aby baczył lepiej na to, kogo promuje na tak ważne stanowiska urzędowe.

Podpisano, w imieniu swoim i wszystkich obywateli:

Kronikarz.


Cesarz wściekły zmiął gazetę w dłoni i podarł ją na strzępy.
- Kronikarz! Znowu on! Znowu coś publikuje w tym szmatławcu! Ja nie wiem, jak to możliwe, że kogoś takiego dopuszcza się do głosu!
Po tych słowach, podarł z wściekłości gazetę na strzępy. Miał powody do złości. Od jakiegoś czasu w gazecie „Wolny Głos” pojawiały się różne artykuły tego całego Kronikarza. Nie pisał on tutaj regularnie, ale wystarczyło, aby każdy jego wpis do tego pisma wywoływał we władcy atak białej gorączki.
- Jak mogliście w ogóle dopuścić do tego, żeby taki artykuł opublikowano?! - wrzasnął wściekle cesarz.
Zerwał się z tronu i zaczął chodzić po całej sali w te i wewte.
- Przeklęty Kronikarz! Nienawidzę go! Nienawidzę!
- Jareczku, uspokój się! Jesteś zbyt wrażliwy - powiedział cesarzowa.
- Jak mam się uspokoić, kiedy ten bezczelny pismak mnie upokarza?! Co on sobie w ogóle wyobraża, co?! Dlaczego nie zamkniecie tego pisma?!
- Przypominam, Najjaśniejszy Panie, że pismo to jest wydawane potajemnie i nie wiemy, gdzie ma swoją redakcję - powiedział Tygelin - Poza tym, bardziej to mnie niepokoi to, skąd Kronikarz ma te wszystkie informacje?
- No właśnie! - powiedziała cesarzowa - Który z naszych idiotów się wygadał o planach cesarza? Bo o poczynaniach tego durnia Nawrota nie było znowu chyba aż tak trudno się dowiedzieć.
Wszyscy rozejrzeli się po sobie nawzajem, aż w końcu jeden z dworzan, pan Sasin złapał się za głowę i jęknął:
- O bogowie! Wczoraj byłem w barze! Piliśmy sobie z kolegami! Przysiadło się do nas kilku ludzi! Nie pamiętam już, kto to był. Gadaliśmy i chyba coś niecoś wspomniałem o tym, co planuje cesarz.
- Coś niecoś?! - wrzasnął ze wściekłością cesarz, podbiegając do mężczyzny i waląc go po głowie - Ty durniu skończony! Mówiłem, że to ma być tajemnica!
- Wybacz mi, wielki cesarzu! - zawołał Sasin, padając przed nim na kolana - Jeśli tylko zechcesz, odbiorę sobie życie, aby cię pocieszyć!
- A co mi po twoim życiu?! - mruknął cesarz, odchodząc wściekle od niego i dodając: - Ja potrzebuję kogoś, kto uciszy tego Kronikarza raz na zawsze!
- Znajdziemy go, panie! To tylko kwestia czasu - powiedział Tygelin.
- Kogo macie znaleźć? - odezwał się nagle znajomy głos.
Do sali wszedł Petroniusz, jak zwykle uśmiechnięty i bardzo z siebie i z całego otaczającego go świata zadowolony.
- Och, Petroniuszu! Jak zwykle wnosisz radość w moje serce, gdy cię widzę! - zawołał cesarz, podbiegając do niego i ściskając mu ramiona - Jak zwykle też jesteś uśmiechnięty od ucha do ucha. To bardzo dobrze. Pośród tych zdradzieckich lub głupich mord, ty z twoim uśmiechem jesteś mi bliższy aniżeli Merkury, gdyby tu przybył z posłaniem od bogów.
- Petroniusz jak zawsze jest uśmiechnięty - rzekł Duduś ironicznie - Jak to chyba dobrze mniemam, życie ma śmiechu upływa.
- Życie jest śmiechu warte, więc się śmieję - odparł Petroniusz - Ale jak ja tu dobrze mniemam, chyba wy nie macie powodów do radości.
- Dziwi cię to? Więc posłuchaj.
Po tych słowach, cesarz opowiedział wszystko Petroniuszowi. Ten słuchał go uważnie i pokiwał głową na znak zrozumienia.
- Tygelin obiecał mi pozbyć się tego pismaka - zakończył opowieść władca.
- Obawiam się, że ten pismak to nasz najmniejszy problem - powiedział na to Petroniusz - Ważniejsze jest to, że wciąż ma o czym pisać.
- Jak ma nie pisać, kiedy mój Jareczek wymyślił sobie mianowanie kota senatorem? - mruknęła z kpiną cesarzowa Krystyna.
- Pani, wypromowanie tak pięknej istoty na urząd przynosi zaszczyt instytucji w której ma on zasiadać - rzekł Petroniusz - Bardziej mnie niepokoi to, co zrobił Tygelin. Wypromował na prezydenta miasta pijaka i dziwkarza. I ten ktoś ma nie tylko nas, ale przede wszystkim cesarza reprezentować?
- To prawda. Nie otaczasz się zbyt godnym otoczeniem, Tygelinie - rzekła na to cesarzowa, która co prawda nie lubiła Petroniusza za jego szczerość, ale jeszcze bardziej nie lubiła Tygelina za jego prostactwo - Nie rozumiecie, co się tu dzieje?
- A co się dzieje? - zapytał cesarz.
- To proste. Póki dalej będziecie tworzyć takie sytuacje, jakie tworzycie, to nasz drogi pismak będzie miał o czym pisać. Nieważne, czy go dopadniecie, czy też nie! Możecie go uciszyć, ale na jego miejsce pojawią się inni! Póki będziecie takie idiotyczne decyzje podejmować, póty ta gazeta będzie miała używanie. To nie w tym pyskaczu jest problem, tylko w waszych idiotycznych decyzjach!
Tygelin już chciał coś powiedzieć, ale cesarz uciszył go ruchem ręki.
- Petroniusz ma rację. I cesarzowa ma rację. Jak widzę, choć rzadko się ze sobą zgadzacie, tym razem jesteście jednomyślni. Wypromowanie kogoś takiego jak Nawrot na stanowisko prezydenta miasta było błędem i ty za to odpowiadasz, Tygelinie!
Prefekt pretorian chciał już coś odpowiedzieć, ale cesarz kazał mu umilknąć.
- Dość, Tygelinie! Żadnych tłumaczeń! Masz usunąć ze stanowiska kandydata na prezydenta miasta Nawrota! I masz zadbać o to, abyśmy odcięli się od niego raz na zawsze! Aby wiedział, że nie popieramy go. I ma wycofać swoją kandydaturę! Duduś, a ty masz dać do gazety sprostowanie wyjaśniające, że odcinamy się od tego człowieka! A ty, Sasin... Lepiej na jakiś czas zejdź mi z oczu!
Dworzanie skłonili się swemu władcy na znak szacunku, a z kolei on bardzo z siebie zadowolony poklepał lekko po ramieniu Petroniusza i rzekł:
- Jak miło jest porozmawiać z kimś inteligentnym, mój przyjacielu. Mój ty jedyny, prawdziwy przyjacielu! Chodźmy do ogrodu, chciałbym jeszcze omówić z tobą parę innych spraw.
Chwilę potem, obaj panowie wyszli z sali tronowej, obserwowani przez pełen nienawiści wzrok Tygelina i Dudusia oraz obojętny ton cesarzowej.
- Przeklęty Petroniusz - mruknął pod nosem Tygelin - Urabia sobie cesarza, jak tylko chce.
- Kiedyś jego gwiazda zaniknie na niebie, a wtedy już nie będzie mu tak wesoło jak teraz - mruknął Duduś.
- Uważajmy lepiej, żeby zanim to się stanie, nasze gwiazdy nie zanikły - dodała ironicznie cesarzowa.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pon 19:40, 26 Maj 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 10:32, 27 Maj 2025    Temat postu: Odcinek VI - Rubryka Kronikarza

Jak widzę krytyczne informacje rzadko docierają do cesarza.
Siedzi w swojej bańce, gdzie wszyscy nim zachwycają i noszą go w lektyce.
Tylko ten podły Kronikarz psuje mu dobry nastrój.
Cesarz wcale jednak nie zwariował moim zdaniem, tylko chce upodlić ludzi mianując swojego kota senatorem.
Bo pokazuje, że państwo to ja i co mi zrobicie ?
Kandydat na prezydenta to dziwkarz Rolling Eyes
Aż wstyd go bronić, bo jego zachowanie jest nie do obrony.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Wto 10:40, 27 Maj 2025, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:43, 04 Cze 2025    Temat postu:



Odcinek VII - Zwierzenia cesarza

Po artykule Kronikarza, na dworze cesarskim zapanowała swego rodzaju zgroza. Od jakiegoś czasu ten oto tajemniczy gryzipiórek nie pisał nic w swojej rubryce w gazecie, zresztą jego rubryki nie były regularnie pisane i w zasadzie tylko wtedy, kiedy pojawiało się coś wymagające komentarza. Na dworze liczono więc, że skoro ten tajemniczy dziennikarz zamilkł, to najwidoczniej nie ma on o czym pisać. Mylili się jednak, ponieważ tematy do opisania zdecydowanie się u niego znalazły i to jeszcze jakie. Wieść o tym, iż kandydat wyznaczony na pana prezydenta miasta przez prefekta pretorianów i co za tym idzie, posiadający też swoiste błogosławieństwo cesarza, okazał się być człowiekiem nie tylko wcale niegodnym zaufania, ale jeszcze ponadto mający zapędy alfonsa i hazardzisty, a do tego nie mającym żadnych kompetencji (bo opowieści o jego rzekomych studiach okazały się być całkowitymi bajkami, pozbawionymi jakichkolwiek podstaw), tak oburzyły mieszkańców stolicy cesarstwa, że sam cesarz, dla zachowania twarzy i dla pokazania, że o niczym nie wiedział i sam został oszukany, nakazał ukarać tak srogo Nawrota, iż ten nie tylko został publicznie wychłostany, ale jeszcze precz wygnany z miasta, mając na czole wypalony znak oszusta, któremu nikt nie może i nie powinien ufać. Cesarz uspokoił w ten sposób swoje sumienie i pokazał ludowi, którym tak naprawdę gardził, a z którego zdaniem musiał się liczyć, choć nieraz miał ochotę tego nie robić, zadowolony wrócił do swojego dawnego trybu życia. U jego boku zawsze stali jego dworzanie, którzy chwilowo z powodu kiepskiej dla niego akcji z Nawrotem, popadli w pańską niełaskę. Wiedzieli jednak, że ta nie potrwa zbyt długo, ale i tak nienawiść do Petroniusza, który jako jedyny wtedy z dworzan wciąż przebywał u jego boku i mógł bywać u władcy, kiedy tylko chce i kiedy tylko władca chce, a władca bardzo tego chciał. Niejeden raz sam wzywał go do siebie, zamykali się razem w jednym pokoju i cesarz zwierzał się Petroniuszowi ze swoich osobistych przemyśleń.
- Ten lud mnie drażni! - zawołał raz do niego - Oni tylko umieją po mnie jeździć i krytykować! Zawsze łatwo im przychodzi ocenianie mnie! Nie wiedzą, jak to ciężko być cesarzem i jak niekiedy trudno podjąć właściwą decyzję! Są tak pewni tego, że sami byliby lepszymi władcami niż ja. Byle inteligenciak po tych swoich politologicznych studiach ośmiela się mnie pouczać! Wydaje mu się, że skoro poszedł na studia i egzaminy swoje pozdawał, to wszystkie rozumu zjadł i już jest ode mnie mądrzejszy. Nie rozumieją tego, że tak naprawdę niewielu jest na tym świecie ludzi mądrzejszych ode mnie! Nie rozumieją tego, że ja jako cesarz i bóg na tym padole łez, powinienem być ich pasterzem i przewodnikiem. I jako taki powinienem być szanowany.
Petroniusz nie wiedział, co ma odpowiedzieć na taki bełkot, który wydawał mu się najlepszym dowodem na to, jak wielkie ego posiada ten człowiek o niskim wzroście i o tak potężnej władzy. Dlatego też, aby nie rozdrażnić go, milczał. Zbyt dobrze już go znał, aby wiedzieć, że kiedy ten cierpi i potrzebuje się wygadać, nie jest mu potrzebne odpowiadanie na jego przemyślenia. Wystarczy mu, że się go jedynie słucha i sprawia wrażenie zainteresowanego jego słowami.
Tym razem też tak było. Cesarz uśmiechnął się zadowolony, a milczenie swojego rozmówcy odebrał jako zgodę z jego poglądami. Dlatego też rozkręcił się i zaczął mówić dalej:
- Przecież tak już jest na tym świecie, że jednego bogowie czynią tym, który musi słuchać, a drugiego tym, który musi prowadzić i rozkazywać. Tak to na tym świecie już jest i nie nam to zmieniać. Zresztą ja, jako żywy bóg w śmiertelnej powłoce, tym bardziej nie miałbym prawa tego zrobić. Dlaczego więc ci ludzie tak się na mnie oburzają? Przecież to normalne, że wydaję im rozkazy! Jestem władcą tego imperium i mam prawo wydawać rozkazy! I to ich tak oburza?! A może ich irytuje to, jakie to rozkazy wydaję? Może to ich denerwuje? Czy to źle, że moje ukochane zwierzę chcę mianować senatorem?
- Jestem pewien, Wasza Cesarska Mość, że nie o to im chodzi - odpowiedział na to Petroniusz, gdyż tym razem pytanie wymagało odpowiedzi.
- A na cóż się oburzają?
- Na twoich urzędników, o boski. Ich decyzje, wypowiadane często za twoimi plecami i bez twojej wiedzy, przysparzają ci problemów i niechęci, chociaż nie jest to twoja wina. A jeśli o winie można tu mówić, to można jedynie o takiej, że masz, mój panie, za miękkie serce wobec tej bandy, która cię otacza. Ale to cecha godna prawdziwego boga w ludzkiej postaci. Łaskawość jest cechą bogów, chociaż ludzie nie są w stanie zawsze tej cechy zrozumieć.
Cesarz uśmiechnął się do niego zadowolony, kiedy to usłyszał i uścisnął lekko dłońmi ramiona Petroniusza i powiedział:
- Otóż to! Otóż to! Jak ty doskonale mnie rozumiesz! Ty jeden zawsze mnie umiesz zrozumieć! Tylko ty jeden! Ta głupia hołota, posiadająca swoje dyplomy i wielkie rozumy, nie potrafi jednak pojąć tego, jak bardzo ja cierpię. Tak, ponieważ ja cierpię, Petroniuszu. Cierpię będąc otoczony idiotami i głupcami! Mógłbym ich usunąć ze swojego otoczenia, ale kogo powołam na ich miejsce? Nie ma ludzi na tym świecie mądrzejszych ode mnie, tego jestem pewien. A jeśli nawet, to nie w tym mieście. A dorównujących mi mądrością też niezbyt wielu jest. Tylko ty, ale ty nie chcesz piastować żadnego urzędu. Miło mi jednak, że jesteś jednym z moich doradców i moim przyjacielem. Dlatego też mówię ci wprost, że to, co się dzieje na tym świecie mnie dobija i nieraz sprawia, że ja cesarz i bóg czuję się wobec wielkiej polityki tego świata mały jak puch.
Petroniusz skłonił się przed nim lekko i powiedział:
- Tylko wielcy ludzie umieją się czuć wobec polityki tego świata małymi.
Cesarz zaczął chodzić nerwowo po pokoju i rzekł:
- Myślisz, że nie wiem, że w Rzymie wypisują na ścianach obelgi na mnie? Że zwą mnie matkobójcą, żonobójcą i bratobójcą? Że twierdzą o tym, jakobym ja kochał tak mocno moją bratową, że kazałem zabić mojego brata Lecha, a przy okazji niechcący uśmierciłem ją? Tak, mają mnie za potwora! Słyszę to w mojej głowie niemal bez przerwy! Ci ludzie, którzy to powtarzają, wmówili to we mnie, że już czasami sam zaczynam się zastanawiać, czy jestem okrutnikiem. Och, oni nie rozumieją, że czyny człowieka mogą być czasem okrutne, bo tego wymaga ta przebrzydła polityka, a człowiek może nie być okrutnikiem?!
- Żeby to zrozumieć, trzeba by znać ciebie, panie, w taki sposób, w jaki ja cię poznałem. A tego obawiam się, nikt nie dokonał. I ja bym nie dokonał, gdybyś nie obdarzył mnie swoją łaską.
Cesarz spojrzał na niego uważnie i podbiegł do niego, mówiąc mu na ucho i to niemal szeptem, jakby się bał, że ktoś ich usłyszy:
- W senacie szepczą, że Donald i Rafał lepiej ode mnie przemawiają. Powiedz mi to szczerze, jak na przyjaciela przystało. Mów prawdę, słowo, że cię za to, co mi powiesz nie ukażę. Przemawiają lepiej ode mnie?
Petroniusz nie dowierzał obietnicom cesarza, ponadto doskonale wiedział, jak się zakończy powiedzenie prawdy dla tych, których ta prawda dotyczyła i dlatego też, że nie miał ochoty mieć na sumieniu kogokolwiek, powiedział:
- Ty masz piękniejszy głos, mój panie. I lepiej akcentujesz słowa. Kiedy już przemawiasz, robisz to z pasją. W tobie znać artystę w tym, co robi. A w nich tylko papugi, które wyuczą się czegoś na pamięć.
Cesarz zaczął się śmiać do rozpuku, kiedy to usłyszał.
- Tak mówisz? To niech sobie żyją! Nawet nie wiesz, jaką mi teraz oddałeś przysługę. Widzisz, właśnie o to chodzi, o czym mówisz. Ja chcę być artystą w tym, co robię. Bycie cesarzem to sztuka i dlatego właśnie zamierzam do tego tak podejść, jak artysta do pisania wierszy. Widzisz, ja jestem artystą w bycie władcą. I jako władca i jako cesarz nie mogę żyć życiem zwyczajnym. Wiem, że mówią o mnie, że szaleję. I mają w tym sporo racji. Ale jeżeli szaleję, to z wściekłości, że szukam pewnej drogi, którą powinienem pójść, aby nie popełniać już nigdy ani jednego błędu. Rozumiesz? Ja szukam! Szukam! Szukam!
Następnie podszedł do Petroniusza i objął go lekko za ramiona, po czym go zaczął prowadzić po całym pokoju, mówiąc:
- Czy ty wiesz, dlaczego kazałem usunąć matkę i żonę? Musiałem to zrobić. Matka chciała nasłać na mnie mordercę i na tronie osadzić mojego brata, tego nieudacznika o miękkim sercu. Musiałem się jej pozbyć. Ona mi groziła, a jej groźby zagrażały nie tylko mnie, ale jeszcze całemu Rzymowi. Przecież Lech byłby nieudolnym władcą. Pogrążyłby ten kraj w chaosie. Dla dobra imperium to musiałem uczynić. A moja żona odkryła prawdę i potępiła mnie. Musiałem więc ją uciszyć. To wszystko było dla dobra cesarstwa. Aby było ono silne i potężne. Bo wtedy i tylko wtedy będzie ono zdolne do pokonania każdego wroga. Musiałem więc ratować cesarstwo, nawet za cenę największego poświęcenia, na jakie tylko człowiek może się zdobyć. Gdyby tylko lud wiedział, ile dla niego zrobiłem w ten sposób, nigdy nie skrytykowaliby mnie za to. Ale oni tego nie zrozumieją. Bo kto niby to pojmie? Poza tym, kto niby to zrozumie? Prawda jest taka, że kocham to cesarstwo ponad wszystko i wszystkie rzeczy poświęcam dla niego. Wszystkie i to nawet te, które są mi najbliższe. Jestem artystą w tym, co robię. Ale zauważ, że na tym świecie nie ma jednego cesarza Jarosława. Jest dwóch Jarosławów. Jeden to ten, którego zna cały świat. A drugi artysta, którego znasz tylko ty jeden!
Po tych słowach, cesarz spojrzał na Petroniusza i powiedział życzliwie:
- Nawet nie wiesz, jak bardzo mi ulżyło, że mogę się tobie zwierzyć. Bardzo mi tego było potrzeba. Bardzo było mi tego potrzeba. Każdy człowiek potrzebuje na tym świecie przyjaciela. A my, władcy, niekiedy nie mamy możliwości ich mieć i boli nas to niezmiernie. Szczęśliwym jednak jestem, że bogowie obdarzyli mnie takim przyjacielem jak ty.
Następnie władca poklepał po ramionach Petroniusza i powiedział:
- No cóż... Wybacz mi, ale nie mam już więcej czasu dla ciebie. Muszę już iść do swoich obowiązków. Ale dziękuję ci. Tak bardzo ci dziękuję, że wysłuchałeś mnie i moich zwierzeń.
- To ja ci dziękuję, panie, że zaszczycasz mnie taki wielkim zaufaniem.
Petroniusz skłonił się cesarzowi i wyszedł z komnaty, zostawiając władcę jego własnym myślom i obowiązkom. Wsiadł do lektyki i ruszył nią w kierunku swojego domu, rozważając po drodze to wszystko, co przed chwilą usłyszał. Nie był do końca pewien, co powinien o tym myśleć. Czemu cesarz mu się zwierzał? I czy był z nim szczery? Zapewne szczery, jak za każdym razem, kiedy to robił jak dotąd. Ale jakie są jego motywacje, tego Petroniusz nie rozumiał. Czyżby czuł się tak zdołowany, że nie potrafił sam sobie poradzić ze swoimi myślami? A może po prostu chce go podejść. Wybadać, co on zrobi i jak zareaguje na jego rewelacje? Z tym szaleńcem nigdy nie było nic pewne. Petroniusz miał nadzieję, że dobrze sobie poradził z całą tą sytuacją. Wolał nie stracić swojej głowy poprzez niewłaściwe wobec władcy zachowanie. Głowa jego jeszcze była mu zbyt miła, aby miał się z nią rozstawać.
Gdy dotarł do domu, jego słudzy posadzili na ziemi lektykę, a on wysiadł z niej powoli i skierował się do salonu. Dowiedział się od Ursusa, którego spotkał po drodze, że do panny Iwony przyszedł w gościnę pan Hubert. Wiadomość ta bardzo go ucieszyła, ponieważ polubił chłopaka i plan, aby młodzi się pobrali wydawał mu się nad wyraz przyjemny. Oczywiście nie chciał naciskać na siostrzenicę w tej sprawie i nie zamierzał jej do niczego przymuszać. Wierzył jednak, że Hubert się sam wykaże w tej sprawie i przekona ją do siebie, gdy już oboje bliżej się poznają. A jak mieliby się niby lepiej poznać niż poprzez długie rozmowy i spędzanie ze sobą czasu?
Wszedł do salonu, a tam zobaczył Huberta i Iwonę, rozmawiających ze sobą jak starzy przyjaciele. Ucieszył go ten widok. Choć oboje nie znali się jeszcze zbyt długo, to zachowywali się tak, jakby znali się od zawsze. Iwona właśnie śmiała się z żartu, który opowiedział jej chłopak. Na widok wuja, szybko wstała ze swego miejsca, aby podejść do niego i go powitać. Hubert zrobił to samo, a Petroniusz się uśmiechnął do nich życzliwie i zapytał:
- Rozmawiacie sobie?
- Tak, rozmawiamy - odpowiedziała Iwona.
- I bardzo przyjemnie nam się rozmawia - dodał Hubert.
- Właśnie widzę - odparł Petroniusz z uśmiechem na twarzy - Bardzo się z tego powodu cieszę. Miło mi posłuchać waszego śmiechu. Jest on uroczy, niczym najpiękniejsza na świecie muzyka. Zdecydowanie lepsza od głosu Cesarza Kaczki.
- Znowu ci się chciał zwierzać? - zapytała Iwona.
- Niestety. Uwierz mi, wycie psa byłoby mi milsze niż to, co on mi mówił i to, w jaki sposób to zrobił.
Petroniusz westchnął i usiadł przy stole, ocierając sobie pot z czoła.
- Okropna sytuacja. Nie wiem, jak długo Rzym wytrwa pod panowaniem tej durnej kaczki. Ale cóż... Damy sobie jakoś z nim radę. Cesarstwo przetrwało już o wiele gorsze kryzysy, to i ten przetrwa. Musi przetrwać. Ale po co ja o tym mówię? Nie ma co się tym przejmować. Na niego nic nie poradzimy. W każdym razie nie chwilowo. Skupmy się lepiej na sobie. A myślę, że mamy na czym się skupiać.
- Ja też tak uważam - powiedziała Iwona - Polityka jest ciekawa, ale tylko jako zainteresowanie. Nie wiem, czy chciałabym się w nią mieszać.
- Ja też nie - dodał Hubert - Lepiej by było więc, żeby skupić się na realizacji własnych marzeń oraz na samorealizacji. Myślę zatem, że jest na czym się skupiać.
- Otóż to - powiedział Petroniusz - A wolno wiedzieć, jak chcecie się sami samorealizować?
- To wszystko jeszcze jest do ustalenia - odpowiedział Hubert.
- Zgadza się. Wszystko w swoim czasie się ustali - dodała Iwona.
Wtem do sali wszedł Ursus. Skłonił się lekko i powiedział:
- Bardzo przepraszam, ale czy mogę już iść? Jeżeli chcę zdążyć na eliminacje, to muszę już iść. Moje obowiązki już wykonałem.
- Tak, oczywiście, Ursusie. Możesz śmiało iść. Damy sobie radę dzisiaj sami - powiedziała do niego życzliwie Iwona.
Ursus uśmiechnął się do swojej panienki i skłoniwszy się ponownie, wyszedł z pokoju.
Petroniusz spojrzał zdumiony na Iwonę i zapytał:
- To ciekawe. Ursus nigdy nie prosił o pozwolenie, aby wychodzić z domu. Robił to tylko wtedy, gdy ma wolne. Ale tak teraz o nie prosi? Dziwne. Czyżby tu się rozgrywało coś, o czym nie wiem? Jakaś kobieta tu wchodzi w grę?
Iwona i Hubert, którzy znali prawdę, zachichotali rozbawieni.
- Nie, wujku - odpowiedziała Iwona - Tu nie chodzi o miłość. Chyba, że o miłość do sztuki.
- Ursus wystąpi w „Tańcu z gwiazdami” - powiedział Hubert - O ile rzecz jasna, przejdzie eliminacje. Ale ja czuję, że przejdzie.
- On w tym programie? - zapytał Petroniusz zaskoczony - A on nie jest aby na taniec trochę za... No wiecie... Za postawny?
- Nie wydaje mi się, wujku - odparła Iwona - Zresztą zobaczymy, co z tego wyjdzie. Ja tam w każdym razie trzymam za niego kciuki.
- Ja też - dodał Hubert.
- No, to skoro wy to robicie, to i ja też - odpowiedział na to Petroniusz i nalał im wszystkim wina - Proponuję zatem wznieść toast. Za naszego Ursusa. I za te marzenia, które nie boimy się spełniać!
Ten toast, tak piękny i miły w swojej prostocie, cała trójka wniosła z radością.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Śro 19:45, 04 Cze 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 8:59, 05 Cze 2025    Temat postu: Odcinek VII - Zwierzenia cesarza

Cesarz jest skromny, nie domaga się wielkich pochwał, wystarczą mu małe Very Happy
A ten dziennikarz to pewnie lewak i pracuje dla przemysłu pogardy, wszystko, co pisze to kłamstwa i zniewagi Laughing
Polityka nie ma nic wspólnego z moralnością, nie liczy się przyzwoitość, tylko skuteczność.
Rzym już wiele przetrzymał, przetrzyma też rządy cesarza kaczki 🦆
Ursus w tańcu z gwiazdami to pomysł pożyczony ode mnie.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 9:10, 05 Cze 2025, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 19:53, 16 Cze 2025    Temat postu:



Odcinek VIII - Tańczyć każdy może

Ursus zgodnie z zapowiedzią, wolny dzień przeznaczył na to, aby wziąć udział w eliminacjach do programu „Taniec z gwiazdami”. Nie wiedział, czy ma jakiekolwiek szansę zatańczyć w tak elitarnym programie, w końcu był wielki i taki umięśniony, a bycie tancerzem wymagało zawsze zwinności i szybkości, czyli czegoś, czego na pozór mu brakowało. Jednak on codziennie, gdy miał już wolne od swoich obowiązków, trenował zwinność i szybkość, o którą dbał równie mocno, co o siłę fizyczną. Miał zatem nadzieję na to, że uda mu się osiągnąć swój cel i przejść pomyślnie eliminacje do tego programu.
A zależało mu na tym niezmiernie. Taniec zawsze go zachwycał. Wydawał mu się naprawdę magiczny, tajemniczy i majestatyczny zarazem. Było w nim coś takiego, czemu wrażliwe serce Ursusa nie było w stanie się oprzeć. Coś boskiego, coś magicznego i coś zarazem tak wspaniałego, że gdy tylko widział tańczące na parkiecie pary, sercu mu biło w piersi jak szalone, a on sam czuł się tak, jakby trafił do jakieś bajki. Rzecz jasna, nie zachwycał się wszystkimi tańcami świata. Niektóre w ogóle do niego nie trafiały. Inne z kolei zachwycały go tak, że mógłby na tańczące owe tańce pary patrzeć i patrzeć bez przerwy. Przede wszystkim walc go zachwycał. Tak, w tym dość nieprzyzwoitym tańcu, który na szczęście został już zalegalizowany była prawdziwa magia. To sunięcie powoli na parkiecie wraz z ukochaną osobą, patrząc jej czule w oczy i trzymając ją za rękę i talię... To było tak piękne, że gdy tylko za pierwszym razem Ursus ujrzał taki taniec, postanowił sobie ostatecznie, iż któregoś dnia nauczy się go tańczyć.
Zachwycało go również tango, choć to wydawało się nieco dzikszym tańcem i nieco bardziej zmysłowym, jednak także magicznym pod każdym względem. Tak, ten taniec też chciałby Ursus opanować, ale po walcu. Podobał mu się również też twist, a co do innych tańców, dopiero co je poznawał i jeszcze nie do końca umiał je od siebie odróżnić. Tak czy inaczej, na razie zachwycały go przede wszystkim walce. Sam już nauczył się tańczyć walca, biorąc jego lekcje wtedy, gdy miał dni wolne od obowiązków. A teraz poszedł na eliminacje do programu, który od dawna mu się podobał. Do programu, gdzie będzie mógł się wykazać. Tylko czy zdołają go docenić? Czy nie uznają go za zbyt wielkiego i umięśnionego na to, aby móc zatańczyć z jakąkolwiek kobietą? A co, jeżeli uznają, że jest jak Bestia, a żadna z dziewczyn obecnych w eliminacjach nie nada się do roli Belli? To by było okropne upokorzenie. Ursus obawiał się go ponad wszystko. Jednak strach, chociaż bardzo go zżerał od środka, nie był w stanie pozbawić go chęci wystąpienia w programie. To było jego marzenie. Przecież to dzięki tańcowi poznali się jego rodzice. Oni tak bardzo kochali taniec, jak niektórzy kochają jazdę na koniu czy inne pasje. A on po nich odziedziczył tę pasję, a w programie „Taniec z gwiazdami” wręcz zakochał się miłością prawdziwą i szczerą. Dlatego teraz postanowił spróbować swoich sił. Z góry postanowił sobie, że jeżeli nie przejdzie eliminacji, to trudno, ale nie będzie żałował ani przez chwilę tego, iż spróbował. Bo lepiej spróbować i przegrać niż sobie wiecznie wypominać, że się poddało bez choćby jednej próby.
Gdy tylko znalazł się w studiu, wziął wylosowany przez siebie numerek, usiadł pośród innych uczestników i czekał. Dostrzegł, że pozostali zainteresowani uczestnictwem w programie przyglądają mu się uważnie i z lekkim zdumieniem. Najwidoczniej bardzo ich zaintrygowało, dlaczego taki wielkolud jak on chce brać udział w takim programie. No tak, to było do przewidzenia. Już samym swoim wyglądem zewnętrznym zdecydowanie przekreślał u niektórych ludzi swoje szanse na to, żeby móc tańczyć. Nie zamierzał jednak się poddawać z tego powodu. To nie leżało w jego naturze. On zamierzał walczyć o realizację swoich marzeń. Jego kochana panienka, panna Iwona wiele razy go zachęcała do tego.
- Pamiętaj, Ursusie, nie wolno ci się nigdy poddawać - powtarzała mu nieraz - Jeżeli nawet wszyscy ludzie na świecie będą ci mówić, że ich zdaniem się do czegoś nie nadajesz, to pamiętaj... To tylko ich zdanie. To wcale nie oznacza, że oni mają rację. Nie pozwól sobie odebrać swoich marzeń. Czy bylibyśmy bez nich i czym byłoby życie, gdybyśmy ich nie spełniali?
Tak, te słowa naprawdę bardzo motywowały Ursusa do działania. Dzięki nim uwierzył w siebie i w to, że może osiągnąć sukces jako tancerz. Oczywiście nie był przy tym naiwny. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, ile jeszcze prób i różnych przeszkód czeka go, zanim osiągnie swój cel. przewidywał wiele złośliwości ze strony niektórych ludzi, nawet ze strony członków jury. Ale postanowił spróbować swoich sił i nie dać się stłamsić, a już na pewno nie na dzień dobry.
Członkowie jury, mający oceniać ludzi biorących udział w eliminacjach, raz po raz wzywali do sali prób kolejno posiadaczy konkretnego numerku, a gdy już się przed nimi zjawił, przesłuchiwali go lekko, zadawali pytania, dlaczego osoba, z którą rozmawiali chce tańczyć i jaki ma w tym cel, czy wierzy w siebie itd. potem wzywali kolejne osoby, a gdy wszyscy zostali już przesłuchani, członkowie jury z uwagą dopasowali wszystkich uczestników w pary. Na szczęście było osób akurat tyle, że dało się ich połączyć w pary. Nikt nie pozostał sam i każdy miał z kim zatańczyć.
Ursus podobnie jak wszyscy inni stanął przed członkami jury i odpowiedział na wszystkie ich pytania. Wyraźnie się denerwował i miał tremę, jednak robił, co tylko się dało, aby nie dało się tego po nim dostrzec. Wiedział, że strach działa na jego niekorzyść i dlatego odpowiedział na pytania rzeczowo i sensownie. Ludzie w jury patrzyli na niego nieco podejrzliwym wzrokiem, jakby chcieli się dowiedzieć tego, ile strachu i niepewności się znajduje w jego sercu, ale chyba niczego takiego nie odkryli. Bardziej zdziwiło ich to, że taki wielkolud jak on, mający chyba z dwa metry wzrostu i wielkie mięśnie, z pomocą których mógłby zmiażdżyć drzewo, tak po prostu chce nagle zostać tancerzem.
- Z takimi mięśniami, to powinno się brać udział w zapasach, a nie w „Tańcu z gwiazdami” - rzekł sam do siebie w myślach jeden z członków jury.
Nie powiedział tego jednak głośno, ponieważ nie chciał urazić ochotnika, a do tego regulamin programu tego wyraźnie zabraniał. Dlatego jedynie obejrzał Ursusa uważnym spojrzeniem i zachował swoje myśli dla siebie.
- Czy kiedykolwiek tańczył pan towarzysko? - zapytała sympatyczna pani w średnim wieku, która zasiadała na czele jury.
- Towarzysko nie, jedynie prywatnie z moją panienką - odpowiedział mu na to Ursus - To znaczy, z bratanicą mojego pracodawcy.
- Rozumiem. I co? Opanował pan walca?
- Owszem. Dość dobrze. Przynajmniej panienka Iwonka tak mówi.
- W porządku. To proszę nam zaprezentować, co pan potrafi. I proszę się nic nie niepokoić.
Widocznie kobieta wyczuła w odpowiedziach Ursusa niepewność oraz lekki strach, pomimo tego, że ten robił wszystko, aby go zatuszować. Olbrzym spojrzał na nią zaintrygowany, czemu ona mu to mówi. Nie dostrzegł jednak ani w tym, co mówi, ani w sposobie, w jaki to mówi ani trochę złośliwości, więc uśmiechnął się lekko i stanął na środku parkietu. Jego partnerką została młoda, wysoka i bardzo urocza dziewczyna o pięknych kształtach, ubrana w elegancką szatę. Miała długie, czarne włosy i brązowe oczy. Ursus nie umiał ocenić jej wieku, choć na pewno była ona starsza od jego panienki. Niewiele, ale jednak. Z oczu biła jej jednak taka dobroć i urok osobisty, że ośmielił się do tańca z nią w momencie, gdy tylko na niego spojrzała.
- Spokojnie, ja też nigdy nie tańczyłam publicznie - powiedziała do niego - Ale w końcu trzeba zawsze jakoś zacząć.
Słowa te ośmieliły Ursusa, który ujął delikatnie jedną ręką rękę dziewczyny, a drugą jej talię. Oboje popatrzyli sobie w oczy i gdy muzyka zaczęła grać, to od razu zaczęli tańczyć do piosenki „Piękna z Bestią jest” z bajki „Piękna i Bestia”. Ursus nie był pewien, czy członkowie jury trochę nie wybrali tego utworu po to, aby mu dokuczyć. W końcu on musiał być w ich oczach Bestią, który próbuje się okazać mistrzem parkietu, ściskając w swoich wielkich łapach piękną i drobniutką Bellę. Ale jeśli nawet tak było, Ursus nie zamierzał dawać nikomu satysfakcji i przypomniawszy sobie wszystkie lekcje wraz z panienką Iwonką, tańczył wesoło z dziewczyną, patrząc jej w oczy. A tymczasem słowa piosenki leciały dalej i bardzo uroczo pieściły uszy ich obojga.

Tej historii bieg
Stary jest jak świat,
Obce dusze dwie,
Wtem coś zmienia się,
Nie wiadomo jak.

Jakaś drobna rzecz,
Jeden mały gest,
Chociaż serca drżą,
Choć niepewni są,
Piękna z Bestią jest.

Niespodzianka, bo
Któż przewidzieć mógł
Takie qui pro quo,
Ale pewne to,
Tak jak słońca wschód.

Tej historii bieg
Jak melodii ton,
Nieco gorzki, lecz
Uczy zmieniać się,
Popełniwszy błąd.

Tak jak każda z dróg
W końcu ma swój kres,
Jak po nocy świt,
Jak w piosence rytm,
Piękna z Bestią jest.

Jak po nocy świt,
Jak w piosence rytm,
Piękna z Bestią jest.


Gdy piosenka dobiegła końca, Ursus delikatnie schylił głowę przed swoją partnerką i ucałował jej dłoń. Dziewczyna uśmiechnęła się do niego, natomiast pani w jury, ta sama, która zachęciła Ursusa do tego, aby spróbował i się nie bał, wzruszona zaczęła głośno klaskać, a za nią pozostali członkowie jury. Zachwyceni byli praktycznie wszyscy, nawet pozostali uczestnicy eliminacji, patrzący na nich początkowo z lekką złośliwością. Nawet oni musieli przyznać, że wyglądają tak pięknie tańcząc, że nie dało się ukryć zachwytu.
- Wspaniale - powiedziała pani w jury - Jesteście naprawdę wspaniali. Bardzo mi się podobało. A chociaż wasz udział w programie nie zależy wyłącznie ode mnie, ale mój głos już macie.
Słowa te podniosły Ursusa na duchu. Ucieszył się bardzo, gdy to usłyszał i potem, kiedy wychodził ze swoją partnerką z sali, usłyszał jeszcze, żeby zostawili im swój adres, ponieważ mogą spodziewać się wkrótce wezwania na kolejny etap dostania się do programu.
- Widzisz? Udało się nam - powiedziała serdecznie dziewczyna do Ursusa - Ale wybacz, nie przedstawiłam ci się. Jestem Akte.
- A ja Ursus. Wiesz, jesteś wspaniałą tancerką.
- Ty także wspaniale tańczysz. Jak na kogoś, kto nigdy nie tańczył publicznie, to naprawdę doskonale sobie radzisz.
- Tak. Ty również. I wiesz, może to zabrzmi zbyt śmiało, ale jesteś bardzo, ale to bardzo ładna.
Akte zachichotała rozbawiona.
- Dziękuję, miły komplement. A czy coś jeszcze ci się we mnie podoba?
- To, że wspaniale tańczysz.
- To miłe.
Szli potem przez ulice miasta i milczeli. Ursusa to milczenie zaczęło już nieco męczyć i zapytał, czy chciałaby porozmawiać. Akte chciała, ale on nie umiał się zdobyć na nic kreatywnego poza tym, że pogoda jest ładna.
- Też wymyśliłeś.
- A co? Co powinienem powiedzieć?
Akte spojrzała na niego ironicznie i powiedziała:
- A co jesteś za mężczyzna, że nie wiesz, o czym rozmawiać z kobietą? To o tej pogodzie, to każdy może powiedzieć.
- No tak. Racja... To ci powiem, że masz...
- Ładne oczy?
- A skąd wiesz?
- Bo wszyscy mi to mówią.
Ursusowi nie spodobało się to stwierdzenie. Popatrzył na dziewczynę nieco urażonym wzrokiem i spytał:
- A może ty masz już kogoś, co?
- A jakby miała, to co? - zapytała dowcipnie Akte.
- A nic.
- Może ja chcę mieć dwóch naraz?
- Wiesz co? - spytał Ursus ze złością - Wracaj ty lepiej do tego drugiego. Bo ja nie lubię być dodatkiem.
To mówiąc, odszedł, zostawiając nieco zdumioną Akte, które nie wiedziała, co takiego powiedziała, że jej partner od tańca się obraził.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pon 19:54, 16 Cze 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 10:06, 17 Cze 2025    Temat postu: Tańczyć każdy może

Bardzo lubię postać Ursusa, olbrzym o złotym sercu.
Tylko chyba nie zna żartach, przecież Akte żartowała, z tym że chce mieć dwóch naraz.
Bardzo lubię tę piosenkę z Pięknej i Bestii Piękna z Bestią jest.
https://www.youtube.com/watch?v=rBtbYpJor6I


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Wto 10:09, 17 Cze 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 12:56, 24 Cze 2025    Temat postu:



Odcinek IX - Plany na przyszłość:

Petroniusz i Plaucjusz siedzieli wygodnie w gabinecie tego drugiego i bardzo dobrze zapoznali się już z zawartością butelki bardzo dobrego, starego wina. Obaj prowadzili ciekawe rozmowy na interesujące ich obu tematy, zerkając co jakiś czas na okno wskazujące ogród. Uśmiechali się zadowoleni, gdy widzieli tam Huberta i Iwonę, spacerujących ze sobą i pogrążonych w rozmowie.
- Oboje mają się coraz bardziej ku sobie - powiedział zadowolony Petroniusz.
- Nic dziwnego, oboje mają zawsze o czym porozmawiać - odparł wesoło Plaucjusz, nalewając im ponownie wina - A to przecież jest takie ważne. Jakbym ja nie miał o czym rozmawiać z moją żoną, to nie wiem, jakbyśmy wytrzymali ze sobą przez te wszystkie lata.
To mówiąc, generał pociągnął łyk wina i spojrzał na przyjaciela.
- A czemu ty nigdy się nie ożeniłeś?
Petroniusz wzruszył lekko ramionami, po czym odpowiedział:
- Właściwie to nie wiem. Nigdy nie trafiłem na taką kobietę, która by mnie zainteresowała do tego stopnia, abym chciał z nią być już na stałe.
- Może źle szukałeś?
- Może.
Do pokoju weszła żona Plaucjusza, Pomponia, która przyniosła im upieczone przez siebie wypieki, a także nieco owoców.
- Wiesz, Gajuszu - powiedziała do Petroniusza - Ja tam uważam, że to dobrze, że nie chcesz pierwszej lepszej brać za żonę. Ale przecież trzeba uważnie szukać, aby coś znaleźć.
- Znowu podsłuchiwałaś pod drzwiami? - zapytał dowcipnie Plaucjusz.
- Nie, przypadkiem usłyszałam, jak do was przyszłam - odparła Pomponia i zerknęła ponownie na Petroniusza - A jeśli chodzi o ślub, to na pewno znajdziesz taką, którą pokochasz. Musisz tylko dobrze szukać. Najlepiej znajdź sobie taką... No wiesz... Porządną i przyzwoitą.
Petroniusz zachichotał i patrząc na nią wesoło, odpowiedział:
- Porządne mnie nie chcą, a przyzwoite nie interesują.
Pomponia wywróciła tylko oczami do góry, jakby usłyszała żart, który już wiele razy miała okazję wysłuchać i wyszła z pokoju. Obaj panowie zostali sami.
- Wiesz, ona jednak ma sporo racji - zauważył Plaucjusz po chwili - Dobrze by ci zrobiło, gdybyś miał żonę. To dobrze robi dla mężczyzny, gdy ma kogoś tak dla siebie wyjątkowego, z kim może rozmawiać godzinami i wspaniale się czuć.
- Od tego to akurat mam ciebie. Przy tobie zawsze wspaniale się czuję, bo mogę rozmawiać na poziomie na wiele tematów.
- Wiesz, ale małżeństwo i w ogóle związek, to nie tylko rozmowy.
- No właśnie, a skoro o tym mowa, Aulusie... Nie boisz się zostawiać tak tych naszych młodych sam na sam na wiele godzin? A jak coś nabroją?
Plaucjusz parsknął śmiechem.
- A nawet jeśli, to co? Będziemy mieli szybciej wesele. Ale spokojnie, to się nie stanie. Hubert to mężczyzna z zasadami.
Petroniusz popatrzył na niego uważnie i powiedział:
- Widzę, że spotkałeś w swoim życiu niejeden raz mężczyznę z zasadami, gdy w grę wchodziły kobiety.
- Oczywiście i to wielokrotnie.
- A ja nie spotkałem. Widzisz, przekonałem się, że kiedy pozwolę kobiecie na zbytnią poufałość odkrywam, że ona staje się zaborcza i nieprzyjemna, rości sobie wobec mnie jakieś prawa i wysuwa wobec mnie żądania. A kiedy ona mi pozwoli na poufałość, to ja się taki robię. Dlatego obawiam się, że nie jestem stworzony dla związku. Poza tym, kobiety to nie my.
- I co z tego?
- Wiele. Dam ci taki przykład: Czy byłbyś na mnie zły, gdybym wrócił do domu w środku nocy i to podchmielony?
- Nie.
- A gdybym usiadł w salonie i nie mówił do ciebie nic przez pół godziny?
- Nie.
- A gdybym wyszedł i wrócił do domu z kolegą i obaj byśmy chcieli się nieco napić i zaprosili cię do kompanii?
- Nie.
- No widzisz. Dlaczego kobiety nie są jak my?
- Bo one są inaczej zbudowane pod względem biologicznym i duchowym. To zupełnie inna płeć niż my. Ale ja uważam to za wielki ich atut. Dzięki temu one są dla nas pociągające. Bo są czymś, czym nie jesteśmy my. Mają w sobie to, czego nie mamy my.
- Jest w tym jakaś logika.
Oboje zaczęli ponownie sobie żartować i pić dalej wino, zajadając je lekko owocami oraz wypiekami Pomponii.
- Wiesz, kiedyś byliśmy na jednym przyjęciu u cesarza kaczki - powiedział po chwili Petroniusz - Ja i Iwona. Bawiliśmy się dobrze, choć Iwona szybko chciała wracać i nie dziwię się jej, bo cesarzowa nie była nazbyt miła. Narzekała, że taka dziewczyna już ma swoje lata i jeszcze nie wyszła za mąż. W końcu bratanica jej męża daje taki przykład swoimi małżeństwami, a Iwona wciąż stara panna. Takie tam brednie. I wtedy odezwała się wyżej wspomniana bratanica i powiedziała, że nie dziwi się, iż Iwona nie wychodzi za mąż. Jest za kształtna, a mężczyźni dzisiaj wolą wąskie w biodrach. Na to ja odparłem, że są gusta i guściki, a co do tego, czy moja siostrzenica jest piękna czy nie, lepiej niech się wypowie mężczyzna, a nie kobieta. Cesarz zainteresowany zapytał mnie, co mam na myśli. Odpowiedziałem mu, że płeć przeciwną najlepiej się ocenia, a własną trudno jest ocenić, gdy nam się ona nie podoba tak, jak przeciwna. Cesarz przyznał mi rację i oznajmił, że ani jego żona, ani jego bratanica nie powinny wypowiadać się o urodzie Iwony, bo nie mają odpowiednich predyspozycji. Uznał, że jedna kobieta nie może oceniać urody drugiej, bo nie ma do tego odpowiednich gruczołów. Od razu zrobiło się wesoło, a w każdym razie mnie i Iwonie, bo te dwie małpy chyba nie były zachwycone tym, co usłyszały.
Plaucjusz uśmiechnął się, rozbawiony tą opowieścią i odparł:
- Panna Marta, największa rozpustnica w Rzymie będzie się wypowiadać na temat tego, że dziewczyna powinna wychodzić za mąż i brać z niej przykład. No, naprawdę. Piękny przykład, nie ma co. I będzie oceniać urodę jednej z najbardziej uroczych i najpiękniejszych dziewczyn w całym imperium. Świat oszalał i tyle.
- Iwona była smutna z powodu jej słów - rzekł Petroniusz - Ale starałem się jakoś ją pocieszyć i wyjaśniłem jej, że to puste szczekanie. Poza tym, głupia Marta nic nie warta po prostu zazdrości jej urody. Sama marzyłaby, aby mieć takie piękne kształty jak Iwona. Sama jest płaską deską i do tego jest za wąska w biodrach.
- Racja. O Iwonie tego zaś powiedzieć się nie da. Piękna dziewczyna i do tego też mądra. Będzie idealną żoną dla Huberta.
Petroniusz zachichotał i spojrzał uważnie na swojego przyjaciela, mówiąc:
- Spokojnie, Aulusie. Nie poganiaj ich tylko. Wszystko trzeba poprowadzić w odpowiedni sposób.
- Wiem o tym, ale zrozum mnie, Gajuszu - odparł na to Plaucjusz - Jestem już stary. Ten chłopak to moja jedyna pociecha. Chciałbym zobaczyć go szczęśliwym. A sam mówiłeś, że największe szczęście dla niego to Iwona.
- I potwierdzam te słowa, ale nie możemy się spieszyć.
- A dlaczego nie? Ile ostatecznie nam czasu zostało na tym świecie?
- Zdążymy wszystko przeprowadzić, ale w odpowiednim czasie. A teraz nie wolno nam się spieszyć.
- Niby czemu nie?
- Zrozum, przecież oni poznali się kilka tygodni temu. Dopiero rozwija się to, co się między nimi pojawiło.
- No i co w związku z tym?
- Widzisz, oni nie powinni wiedzieć, że próbujemy ich swatać. Jeżeli by się o tym dowiedzieli, to może być dla nich wstrząsem. Zwłaszcza dla Iwony.
Plaucjusz nagle wypluł wino, którego się właśnie napił. Spojrzał groźnie na swego przyjaciela i zapytał:
- CO?! Wstrząsem?! Mój Hubert miałby być dla Iwony wstrząsem? CO?! Nie podoba ci się Hubert?
Petroniusz poczuł, że lekko przesadził, więc wstał z miejsca i machając lekko rękami, powiedział:
- Ależ nie, Aulusie! To nie o to chodzi!
Plaucjusz jednak poderwał się ze swojego miejsca i zapytał groźnie:
- A może to Hubertowi nie spodoba się twoja siostrzenica, co?!
- Aulusie, opanuj się!
- Nie jestem wcale pewien, czy ty spodobasz mu się jako teść.
- Aulusie, przekraczasz pewne granice!
- I wcale nie jestem pewien, czy moje wnuki chciałyby ciebie za dziadka!
- Uspokój się, ty... ty...!
- Obaj się uspokójcie!
Ostatnie słowa wypowiedziała groźnym tonem Pomponia, wchodząc nagle do pokoju i biorąc się rękoma pod nogi. Jej widok sprawił, że obaj panowie z miejsca się uspokoili i wrócili na swoje miejsca z minami niewiniątek, jakby nic się nie stało.
- Co się tu w ogóle wyprawia, co?! - zawołała ponownie kobieta.
- Nic takiego, tak sobie tylko żartowaliśmy - odpowiedział jej Plaucjusz.
- Zapewniam cię, że nie mamy wobec siebie samych żadnych złych ani też groźnych zamiarów - dodał Petroniusz.
Kobieta nie do końca im dowierzała, ale uznała, że ma ważniejsze sprawy na głowie niż wypytywanie ich o to, co oni robią i machnęła już na to ręką, po czym wyszła, mówiąc przy tym:
- Tylko łaskawie się nie pozabijajcie nawzajem.
Obaj przyjaciele spojrzeli na siebie zdumieni, po czym ryknęli zgodnie wręcz gromkim śmiechem, zaśmiewając się z tego, co właśnie zaszło.
- Niesamowite - chichotał Petroniusz - To o czym my rozmawialiśmy?
- A o niczym ważnym. Żartowaliśmy sobie - odparł wesoło Plaucjusz.
Oboje ponownie nalali sobie wina, a zaraz potem znowu zerknęli za okno, widząc siedzących na ławce Huberta i Iwonę pogrążonych w rozmowie.
- Naprawdę piękna z nich para - powiedział Petroniusz rozmarzonym głosem.
- I będą mieli piękne dzieci - dodał Plaucjusz - Ale wszystko w swoim czasie i bez pośpiechu.
- No i tak właśnie trzeba myśleć, przyjacielu.
Plaucjusz popatrzył uważnie na Petroniusza i dodał:
- A przy okazji, zastanów się, czy nie chciałbyś może poznać jakąś miłą i dobrą kobietę. Podobną do mojej żony, tylko mniej groźną i nie podsłuchującą nas pod drzwiami.
To mówiąc, spojrzał na drzwi swego gabinetu. Z drugiej ich strony dobiegło ich głuche mruknięcie ze złości i kroki nerwowe, oddalające się od tego pokoju.
- Pewnie sprawdzała, czy się nie pozabijamy - zauważył Petroniusz.
- Dobra z niej kobieta, chociaż czasami trochę marudzi - rzekł Plaucjusz - Ale ja ci mówię, znajdź sobie taką Pomponię, a zobaczysz od razu, jak świat się do ciebie uśmiechnie.
- Ech... Drugą Pomponię? - westchnął Petroniusz, nalewając sobie wina - To bardzo miłe życzenie, ale obawiam się, że niewykonalne. Taka jak twoja żona jest jedna jedyna na cały świat. Podobnie jak Iwona. One są jedyne i niepowtarzalne. A ja mam szukać podobnych do nich? Podobnych nie ma. A takich samych to już tym bardziej.
- A musisz koniecznie szukać właśnie takich?
- Muszę, bo obawiam się, że tylko takie byłyby w stanie ze mną wytrzymać. A skoro takich nie ma, to pisane mi jest starokawalerstwo.
Po tych słowach, napił się wina i milczał przez chwilę, pozwalając, aby jego przyjaciel poważnie rozważył sobie w głowie jego słowa.
Tymczasem Hubert i Iwona dalej rozmawiali w ogrodzie, nie wiedząc o tym, że są jednym z tematów dyskusji swoich opiekunów.
- Słuchaj, dasz się dzisiaj zaprosić wieczorem do teatru? - zapytał po chwili Hubert - Mają tam grać „Fedrę”. To bardzo ciekawa sztuka.
Iwona uśmiechnęła się do niego życzliwie i pokręciła przecząco głową.
- Wybacz, ale nie mogę. Dzisiaj wieczorem wybieram się w pewne miejsce.
- W jakie miejsce? - zainteresował się Hubert.
- Nie mogę ci powiedzieć.
- Dlaczego?
- Bo to sprawa tajna. Poza tym, ciebie by to nie zainteresowało.
- A skąd wiesz? Chciałbym cię lepiej poznać, dużo lepiej i dowiedzieć się co nieco o twoich zainteresowaniach. A jak się o nich dowiem, skoro mi o nich nic nie mówisz?
- Nieprawda. Mówię ci o nich bardzo wiele.
- Ale nie mówisz mi o wszystkim. Na przykład, co znaczy ta ryba, którą już drugi raz rysujesz podczas naszej rozmowy.
Iwona zorientowała się, że bawiąc się patykiem w rysowanie na piasku, znów narysowała ten tajemniczy znak. Zmieszała się lekko, nie wiedząc, co ma mu na to odpowiedzieć, w końcu jednak odparła:
- Wiesz, nie oczekuję od ciebie, że będziesz lubić wszystko to, co ja lubię. Ale jeżeli chcesz wiedzieć, co znaczy ten znak, mogę dziś zabrać cię ze sobą.
- A gdzie chcesz mnie zabrać?
- Tam, dokąd sama się wybieram. Jeżeli naprawdę cię to interesuję, to mogę ci wszystko wyjaśnić. Ale musisz mi obiecać, że nic nikomu nie powiesz.
Hubert popatrzył na nią zaintrygowany. Nie wiedział, do czego zmierza ta rozmowa i co wyniknie z tego zaproszenia. Uznał jednak, że jeżeli chce poznać tę niezwykłą dziewczynę, musi to zrobić porządnie, poznając jej tajemnice. A czy jest ku temu lepsza okazja niż ta, kiedy sama mu proponuje poznanie tych tajemnic?
- No dobrze, zgadzam się. Pójdę z tobą. Ale obiecujesz mi wszystko wyjaśnić na miejscu?
- Obiecuję - odpowiedziała Iwona, a na jej twarzy zagościł radosny uśmiech - Zobaczysz, spodoba ci się tam, dokąd dziś pójdziemy. A jutro wieczorem pójdę z tobą do teatru. I ty opowiesz mi wszystko o tej sztuce, na którą mamy iść.
Hubertowi spodobał się taki układ, dlatego z radością na niego przystał. Nie wiedział jeszcze, jak bardzo odmieni to jego życie.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Wto 12:57, 24 Cze 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Śro 9:51, 25 Cze 2025    Temat postu: Plany na przyszłość:

Śmieszne jak te dwa stare pryki, kłócą się o wnuki, których jeszcze nie ma.
Przypomina mi to kłótnie króla Huberta i Stefana w bajce Disneya Śpiąca Królewna.

Dobrze, że mądra Pomponik przerwała tę dziecinadę. To właśnie taka kobieta jak ona stworzy dom, do którego mężczyzna chce wracać
Nie stworzy takiego domu zimna i wyuzdana Martusia.
Czepia się Iwonki, zazdrości kobiecych kształtów, chuda, brzydka szkapa.
Kobiety nie powinny się wzajemnie oceniać, nie mają do tego odpowiednich gruczołów jak mówił Neron w amerykańskiej wersji Quo Vadis.
Hubert jeszcze nie wie, że Iwonka jest chrześcijanką. Ciekawe jak to wpłynie na ich relacje ?
Przyznam się do czegoś, umiem wyobrazić sobie Winicjusza i Ligie z inną twarzą, ale teraz czytając Quo Vadis o Petroniuszu widzę tylko Linde.
Młoda Alicja Bachleda Curuś byłaby moim zdaniem idealną Ligią.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Śro 9:58, 25 Cze 2025, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11549
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:47, 01 Lip 2025    Temat postu:



Odcinek X - Kontrowersyjny nauczyciel

Hubert i Iwona zjedli właśnie obiad i rozmawiali ponownie, spacerując ze sobą po atrium w domu Petroniusza. Oboje czuli, że dyskusje między nimi są coraz ciekawsze i poznają się dzięki nim coraz lepiej. Iwona przyłapywała się na tym, iż z każdą rozmową podziwia Huberta za jego umiejętność prowadzenia ciekawej rozmowy i posiadaną wiedzę, ale i nie tylko za to. Również jego męska uroda, wzrost postawny, ciemne włosy i niebieskie oczy bardzo się jej podobają. Ale też połączona z jego inteligencją i umiejętnością prowadzenia ciekawej konwersacji. Iwona bowiem szanowała się i nie byłaby nigdy zainteresowana mężczyzną, który by nie umiał o niczym z nią porozmawiać. Poczuła, że trafiła na kogoś bardzo do siebie podobnego i to ją przyciągało do młodego oficera. Tylko, czy coś z tego wyniknie? Tego nie wiedziała. Poczuła jednak, że spotkanie, na które zaprosiła go wieczorem może być przełomowym momentem w ich relacjach.
Sam Hubert nie wiedział, o czym myśli dziewczyna. Czuł jednak, że ona go pociąga z każdym dniem coraz mocniej. Przede wszystkim tym, iż tak wspaniale mu się z nią rozmawiało i że dziewczyna była oczytana i inteligentna. Rozmowa z nią była czystą przyjemnością dla młodego oficera, choć nie mógłby zaprzeczyć i temu, że ona mu się niesamowicie podoba także i fizycznie. I nic w tym przecież dziwnego. Była w jego typie. Wysoka (niewiele niższa od niego), kształtna tam, gdzie kształtnym kobiecie wypada być, z długimi włosami brązowej barwy, a oczy barwy jasnego nieba w pogodę. No i ten jej głos i uroczy uśmiech. Uwielbiał to wszystko i znajdował właśnie w jej osobie. Mimowolnie też, chociaż karcił się za te myśli, wyobrażał ją sobie nagą. Był pewien, że jest piękna bez ubrania, bo skoro w nim już mu się podobała, to co dopiero bez niego?
- Powiedz mi, proszę... Co to dokładniej za spotkanie, na które mnie dzisiaj zapraszasz?
Iwona uśmiechnęła się do niego życzliwie i odpowiedziała:
- Nie mogę ci powiedzieć, bo nie byłoby niespodzianki.
- Wiesz, zawsze mogę udawać, że nic nie wiedziałem.
Dziewczyna zachichotała rozbawiona jego żartem, a potem odparła:
- Niezły ruch, ale nie dam ci się podejść. Dowiesz się wszystkiego na miejscu i zapewniam cię, że nie będziesz żałować.
- A nie możesz mnie jakoś naprowadzić na to, co mnie czeka?
- W sumie mogę to zrobić. To ma być spotkanie z paroma osobami na temat tego, co cię tak interesowało niedawno w moim zachowaniu. Pamiętasz, jak mnie kiedyś zapytałeś, czemu narysowałam rybę na piasku?
- Pamiętam i to doskonale. Nadal mnie to ciekawi.
- A więc dzisiaj się tego dowiesz. I dowiesz się o mnie więcej. A kiedy już to zrobisz, to sam zdecydujesz, czy dalej jestem dla ciebie interesująca.
Ostatnie słowa wypowiedziała z jakąś lekką niechęcią i smutkiem w głosie. Hubert nie zrozumiał przyczyny takiego zachowania, szybko jednak pojął, o co może chodzić dziewczynie. Pomyślał, że ona uznała, iż w jej poglądach, podejściu do życia lub czymś w tym rodzaju może znaleźć się coś, co jemu się nie spodoba i wtedy zerwie z nią kontakt. Postanowił więc szybko wyjaśnić swojej rozmówczyni swoje podejście w tej sprawie.
- Nie wiem, co musiałabyś zrobić, abym nie był tobą dalej zainteresowany. Jak dotąd nie zrobiłaś nic, co mogłoby mnie całkowicie do ciebie zniechęcić. Ani nie wydaje mi się, aby cokolwiek takiego mogłoby mieć miejsce.
Iwona spojrzała na niego z uśmiechem na twarzy, odzyskując dobry humor.
- Cieszę się, że tak mówisz. Wybacz mi moje gadanie. Ogarnęło mnie jakieś takie zwątpienie i obawy, że przestaniesz mnie lubić po tym spotkaniu.
- Naprawdę nie wyobrażam sobie, żebym miał cię przestać lubić.
- To bardzo miłe, co mówisz.
Spojrzała na młodzieńca z radością, a on czule ujął jej dłonie w swoje i rzekł:
- Mówię zupełnie poważnie. Wspaniale się przy tobie czuję i bardzo chcę o tobie wiedzieć wszystko, co tylko się da wiedzieć i poznać cię bliżej. Tak blisko, jak tylko blisko mogę cię poznać. Zresztą nie ukrywałem tego przed tobą i to od pierwszej chwili, gdy się poznaliśmy.
- Pamiętam o tym doskonale, ale wtedy powiedziałam ci, że za szybko chcesz wszystko dostać. I że za wcześnie na pewne sprawy.
- A teraz jak jest? - zapytał dowcipnie Hubert.
- Teraz już nie jest za wcześnie - odparła uroczym tonem Iwona.
Pocałowali się w usta i uśmiechnęli do siebie.
- Naprawdę nie umiem tego wyjaśnić, ale czuję się przy tobie tak, jakbym cię znał od zawsze. Jakbyśmy zawsze się znali, zawsze byli sobie bliscy i zawsze coś do siebie czuli.
- A czujesz coś do mnie?
- Nie widać tego?
- Widać. Tylko chciałabym wiedzieć, czy to poważne uczucie.
- Z mojej strony zdecydowanie poważne. Bo ja nie lubię niepoważnych uczuć do drugiej osoby.
- Ja również.
Ponownie się pocałowali i patrzyli sobie czule w oczy.
Nagle do atrium weszła Eunice. Widząc parę, lekko się zmieszała i delikatnie odchrząknęła. Hubert i Iwona spojrzeli w jej kierunku, ale nie puścili swoich rąk.
- O co chodzi, Eunice? - zapytała Iwona.
- Przyszedł ktoś do panienki i prosi o rozmowę - odpowiedziała Eunice.
Iwona spojrzała na nią zaintrygowana.
- A kto to taki?
- Nie wiem, panienko. To jakiś mężczyzna.
- Mężczyzna? Jakiś inny adorator? - zapytał dowcipnie Hubert.
Eunice uśmiechnęła się ironicznie, a Iwona zapytała:
- A jak wygląda?
- Średniego wzrostu, ciemne włosy i broda. Nosi jakiś dziwny strój, chyba taki nie rzymski.
Iwona szybko zrozumiała, kto to składa jej wizytę. Rozpoznała osobę z opisu i popatrzyła na Huberta.
- To mój dawny nauczyciel. Kiedyś mnie uczył. Chciałabym, żebyś go poznał i może polubisz go tak, jak ja.
Hubert uśmiechnął się do niej życzliwie i skinął głową na znak zgody na jej propozycję, mówiąc:
- W porządku. Jeżeli on cię kiedyś uczył i to dzięki niemu jesteś właśnie taka, jaka jesteś, to bardzo chętnie go poznam.
Iwona ucieszyła się i pocałowała go czule w usta, mówiąc:
- Dziękuję ci. Jesteś kochany. Zobaczysz, polubisz go.
Następnie zwróciła się do Eunice i powiedziała:
- Wprowadź go do atrium, proszę.
Eunice skinęła głową i wyszła. Po chwili wróciła do ogrodu, prowadząc za sobą mężczyznę pasującego do jej opisu. Człowiek naprawdę był ubrany w strój, który zdecydowanie nie był rzymski. Nosił jakąś fioletową szatę, twarz zdobiła mu krótka broda, a rozjaśnił ją uśmiech na widok dziewczyny.
- Och, Iwono! Jakże mi miło cię znowu widzieć!
Iwona podeszła do niego i lekko się przed nim ukłoniła, całując go w dłoń na znak szacunku. Zaraz potem dała znać Eunice, że może już wyjść. Dziewczyna ją posłuchała i zostawiła zakochaną parę samych z ich gościem.
- Widzę, że nie jesteś sama. Czyżbym przeszkodził? - zapytał gość, widząc stojącego nieco z boku Huberta.
- Ależ skąd - odpowiedział życzliwie Hubert i podszedł do niego, delikatnie się przed nim kłaniając.
- To jest Hubert, syn generała Aulusa Plaucjusza - powiedziała Iwona, patrząc czułym wzrokiem na młodzieńca - A to jest Paweł z Tarsu, jeden z moich dwóch dawnych nauczycieli.
- Bardzo mi miło poznać potomka tak zacnego człowieka, jakim jest nasz wielki wódz - powiedział Paweł, lekko schylając głowę na znak szacunku - Choć ja nie jestem człowiekiem wojny, a pokoju, to swego czasu walczyłem i wiem ja dobrze, co to znaczy bronić tego, w co się wierzy nie tylko słowem, ale i mieczem. Dlatego szanuję tych, którzy umieją to robić, nie zatracając przy tym siebie.
- Bardzo miło mi to słyszeć - odpowiedział Hubert - Czyli mam rozumieć, że byłeś kiedyś żołnierzem?
- W pewnym sensie. Wykonywałem misje i to niekiedy z mieczem w dłoni, ale nie walczyłem w wojsku. Zresztą nas do wojska nie biorą w cesarstwie.
- Nas? To znaczy, kogo?
- Żydów, oczywiście. Jestem Żydem, choć mam ten przywilej posiadania tak cenionego w tym państwie obywatelstwa rzymskiego.
Huberta zaskoczyła nieco ta odpowiedź. Nie zdążył jednak rozważyć sobie jej za dokładnie w głowie, ponieważ Iwona zaproponowała, aby usiedli i rozmawiali dalej na siedząco, czyli tak, jak najlepiej się to robi. Ponieważ pomysł ten spodobał się wszystkim, cała trójka usiadła.
- Jak to możliwe, że Żyd posiada obywatelstwo rzymskie? - zapytał Hubert.
- Kwestie rodzinne - odpowiedział Paweł - I znajomości związane z osobą mojego ojca. Wiem, nie jest to powód do chwalenia się, ale staram się od dawna, aby być godzien tego wyróżnienia.
- To się chwali - powiedział Hubert - Mnie też spotkał wielki przywilej, bo nie jestem z tych stron. Pochodzę z Germanii. Aulus Plaucjusz adoptował mnie i dał mi solidne wykształcenie, za co zawsze będę mu wdzięczny. Obecnie jestem więc godnym miana prawdziwego Rzymianina.
Paweł delikatnie westchnął, jakby na znak podziwu i powiedział:
- A zatem jesteśmy w podobnej sytuacji. W pewnym sensie obaj obcy i obaj też zdobywaliśmy naszą pozycję w tym świecie za pomocą nauki. Zatem myślę, że obaj powinniśmy też doskonale się ze sobą porozumieć.
- Również jestem tego zdania - odpowiedział mu Hubert.
Nie do końca był pewien, co powinien myśleć o tym człowieku. Wydał się mu miły i sympatyczny, ale czy aby na pewno taki był? Trochę w jego głosie brzmiało coś na kształt pychy i zarozumialstwa. Mógł oczywiście się mylić, ale mógł także mieć rację.
- Czy wiążesz swoją dalszą karierę z nauką, czy może z wojskiem, tak jak twój przybrany ojciec? - zapytał po chwili Paweł.
- Myślałem raczej o nauce, chociaż swego czasu towarzyszyłem mojemu ojcu w kilku walkach i zostałem oficerem w rzymskim wojsku - odpowiedział Hubert poważnym tonem - Ale wojny już nie te, co kiedyś. Nie ma wśród nich takiej, którą bym nazwał sprawiedliwą. A i świat nauki może dać mi więcej poczucia satysfakcji z życia.
- Tak, dzisiaj wszelkie wartości, a zwłaszcza te dawne coraz mniej mają w tym świecie na znaczeniu. Młodzi nie szanują starych, religie ścierają się ze sobą, historia jest interpretowana po swojemu przez każdego, a przecież są utarte na tym świecie zasady i moralnym obowiązkiem każdego jest trzymanie się ich.
- A jeżeli te zasady są zbyt skostniałe? - wtrąciła Iwona.
- To powinien żyć mimo wszystko tak, aby się im nie sprzeciwiać - odezwał się na to Paweł - Wybacz, że to mówię i to z takimi emocjami, ale zrozum, że na tym świecie trzeba wiedzieć, jak się przebić. Wiele podróżowałem ostatnio, dużo widziałem i moje poglądy znacznie ewoluowały. Wiele się w nich zmieniło, ale nie wszyscy to rozumieją. Nasz wspólny przyjaciel jest im przeciwny. Uważa, że są one zbyt radykalne.
- A są? - zapytała zdumiona Iwona.
- Nie wiem, być może - wzruszył ramionami Paweł - Nigdy nie roztrząsałem tego, czy są radykalne, czy też nie. Wiem tylko jedno. On jest za miękki, a ten świat za twardy. Połamie sobie o niego zęby i tyle mu z tego przyjdzie. Na tym świecie trzeba ludzi silnych i twardych. Tylko oni sobie tutaj poradzą. Rzecz jasna, nie mogę zapomnieć o tym, co jest w życiu najważniejsze, ale też muszą, kiedy zajdzie taka potrzeba, walczyć o to i to do upadłego.
Iwona spojrzała zdumiona na swojego dawnego przyjaciela.
- Zaskakuje mnie to, co mówisz. Kiedyś mówiłeś, że do ludzi trzeba wyjść z miłością i sercem na dłoni, a nie z mieczem. Mówiłeś też, że walka jest czymś, co nie powinno mieć miejsce.
- Wiem o tym. Mówiłem tak, bo nie widziałem wszystkiego tego, co znam obecnie i to nawet z autopsji. Uwierz mi, Iwono, świat zmienił się od czasu, gdy ja cię jeszcze uczyłem. Obecnie jest zbyt dziki i groźny, aby wierzyć dalej w to, w co wierzyłem wcześniej. Prawdziwa nauka musi zostać zasiana choćby siłą, jeśli taka potrzeba będzie konieczna.
- Siłą? - zdziwiła się Iwona.
- Oczywiście - odpowiedział jej Paweł z Tarsu - W swoich wędrówkach wiele razy musiałem bronić nie tylko swoich poglądów, ale i swojego życia. Musiałem się nauczyć, jak ważna jest umiejętność walki o swoje. I przekonałem się, że nieraz tylko siłą cokolwiek możemy osiągnąć. Odkryłem, jak bardzo mało moje słowa do tych prostaków, wśród których bywałem trafiały, a także i to, że kiedy okazywałem im siłę, od razu czuli przede mną respekt i we wszystko mi wierzyli. Zresztą nie tylko mnie. Bywając między nimi widziałem, jak bardzo trafia do nich przemoc. Tylko jej są w stanie się podporządkować i tylko przed nią czują respekt. Rzecz jasna, nie należy jej stosować wobec nich zawsze i wszędzie, ale trzeba wiedzieć, kiedy ją stosować, a gdy to konieczne, nie wahać się. Prawdziwa nauka jest tak ważna do przekazania, że nie można mieć sentymentów. Ci ludzie nie wiedzą nawet, jak bardzo się krzywdzą, odrzucając ją. Dlatego muszą zrozumieć, że albo dobrowolnie ją przyjmą, albo ocalimy ich dusze wbrew ich woli. Wszak ta nauka tego od nas oczekuje.
- A przepraszam, że zapytam, jaka to nauka? - zapytał Hubert czując, że ten człowiek zaczyna go niepokoić.
Paweł, który dotąd mówił z ogromną pasją, uspokoił się nagle i rzekł:
- Za długo by teraz o niej mówić. Ale jeżeli będziesz kiedyś mieć czas, to z przyjemnością ci o niej opowiem. Iwona już ją zna, choć obawiam się, że to, co jej teraz powiedziałem, nie wydaje się jej piękne.
- Nie, nie wydaje mi się, bo kiedyś uczyłeś mnie czegoś innego - odparła na to ze smutkiem Iwona.
- Kiedyś to było kiedyś. Dziś nie wiem, czy uczyłbym cię czegokolwiek, a jeśli już, to tylko podstawowych rzeczy, nie więcej.
- Dlaczego?
- Bo niewiasty, które zbytnio się uczą, zapominają o tym, po co tak naprawdę przyszły na ten świat. Obawiam się, że ty stanowisz tego najlepszy przykład. Bo spójrz na siebie, moja droga. Moja matka w twoim wieku miała już trójkę dzieci, w tym mnie. A ty co? Kiedy zamierzasz wykonać to, co jest misją wszystkich kobiet na tym świecie?
Iwona obruszyła się lekko na te słowa i odparła:
- Wydaje mi się, że mam na to jeszcze czas.
Paweł zachichotał rozbawiony jej słowami.
- Ona ma jeszcze czas! No doprawdy, dawno już nie słyszałem czegoś równie zabawnego. Masz jeszcze czas? I co jeszcze? Dzieci rodzić będziesz jako staruszka i doprowadzać do tego, aby je brano za twoje wnuki? Naprawdę, nie wiem, skąd u ciebie ten upór. Pewnie przez to, że kiedyś cię uczyłem wiele, zbyt wiele. Widzę, że to był błąd. Odrzucasz coś, co jest naturalnym porządkiem rzeczy. Inne twoje krewne czy znajome w twoim wieku już miały rodziny. A ty wciąż się jakoś z tym nie spieszysz. To przykre.
- A wolno wiedzieć, jak wygląda sprawa z pana rodziną? - zapytał Hubert.
Czuł złość do tego człowieka. Mimo początkowej sympatii, jaką wzbudzał, dość szybko wyszło z niego jego prawdziwe oblicze. Oblicze nieprzejednanego fanatyka, który głosi piękne hasła wraz z jednoczesną potrzebą wymuszania wiary w nie siłą. Hubert był wojskowym i musiał nieraz walczyć na wojnie, ale nigdy nie brał udziału w narzucaniu komukolwiek swoich filozofii czy swojej religii. Takie coś budziło w nim wstręt i dlatego pospieszył Iwonie z pomocą.
Paweł, słysząc jego pytanie, zmieszał się lekko, po czym spojrzał na bok, jakby chcąc odnaleźć odpowiedź, aż wreszcie odparł:
- To do rzeczy nie należy. Nie o mnie i moich obowiązkach wobec świata tu mowa, ale o obowiązkach tej młodej kobiety.
Następnie wstał i powiedział:
- Ale obawiam się, że się zasiedziałem. Muszę już iść. Będziesz dzisiaj tam, gdzie zwykle?
Ostatnie słowa skierował do Iwony, która spojrzała na niego dumnie.
- Tak, będę. Chcę posłuchać JEGO. Może on będzie bardziej wyrozumiały niż ty i nie będzie mi zadawał niewygodnych pytań.
- Będzie miękki, ot co! - burknął Paweł - Ale cóż, jego czas się kończy. Jego miejsce zajmą nowi, czy mu się to podoba, czy nie. A nowi będą bardziej radykalni w swoich działaniach i będą wiedzieli, jak należy naprawdę szerzyć naukę. Jeszcze się przekonasz, że racja jest po mojej stronie. Tacy jak ten, którego podziwiasz, to są dobrzy ludzie, ale naiwni. Tam, gdzie siłą tylko coś osiągniesz, nie możesz iść tylko z dobrym słowem. A słuszna sprawa wymaga poświęceń i jeśli ktoś nie chce się na nie zdobyć, musi zostać do tego zmuszony. Inaczej nigdy nie pojmie, ile te nauki dla niego znaczą. A ponadto, każdy musi znać swoje miejsce na tym świecie. Mam nadzieję, że i ty je w końcu poznasz, inaczej będzie ci trudno żyć tam, gdzie nowa nauka zbiera coraz większe plony.
Po tych słowach, skierował się do wyjścia, mówiąc przy tym:
- Przemyśl to sobie.
Iwona w szoku patrzyła na jego odchodzącą postać, a kiedy już wyszedł, to opadła zasmucona na krzesło i westchnęła. Hubert chciał coś powiedzieć, ale dała mu znak ręką, żeby nic nie mówił. Nie chciała teraz nic mówić. Miała ochotę wyć z rozpaczy i złości. W jej głowie kłębiło się wiele myśli i uczuć jednocześnie, ale jedno uczucie najmocniej się wśród nich przebijało: gorzkie rozczarowanie wobec kogoś, kogo wcześniej podziwiała.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Wto 19:48, 01 Lip 2025, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12198
Przeczytał: 3 tematy

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Śro 11:11, 02 Lip 2025    Temat postu: Odcinek X - Kontrowersyjny nauczyciel

Szkoda, że Iwonka zawiodła się na swym dawnym nauczycielu.
Niestety ludzie się zmieniają.
Poglądy Pawła są obrzydliwe, homofobiczne i szowinistyczne.
Sprowadza kobiety do roli reproduktora.
Czasy się zmieniły, to czy kobieta chce lub nie zostać matką to jej osobista decyzja. Najważniejsza w życiu jest wolność wyboru.
Wiem, że tutaj mieszkają dobrzy katolicy, szkoda, że nie chrześcijanie Confused


Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Serial Zorro Strona Główna -> fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Następny
Strona 6 z 7

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin