 |
Serial Zorro Forum fanów serialu Zorro
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12137
Przeczytał: 37 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Czw 13:46, 28 Lis 2024 Temat postu: Zorro w świecie baśni |
|
|
Crossover łączący Zorro, muszkieterów i kopciuszka.
Pełen humoru, który zapewnił niezawodny sierżant Garcia, akcji i odrobiny romansu.
Książę Hubert i kopciuszek o imieniu Yvonne urocza para.
Ciekawe jak sobie poradzi Zorro ratując inne księżniczki.
Zakończenie sugeruję, że wkrótce pojawi się Piękna i Bestia i jej syndrom.
Syndrom sztokholmski to zjawisko psychologiczne, o którym mówi się, gdy ofiary porwania lub długotrwałej przemocy zaczynają żywić pozytywne uczucia wobec swoich oprawców. Choć wydaje się to paradoksalne, mechanizm ten stanowi formę obrony psychicznej w obliczu ekstremalnego stresu i zagrożenia życia.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 13:48, 28 Lis 2024, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Kronikarz56
Gubernator
Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 11493
Przeczytał: 7 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 10:26, 29 Kwi 2025 Temat postu: |
|
|
Nie chcę więcej
Profesor Banks odwrócił się za siebie, jakby pewne przeczucie kazało zrobić mu to właśnie w tym momencie, a nie innym. Ujrzał wówczas przed sobą osobę, której obecności tutaj oczekiwał. Osobę, na którą tak długo czekał. Zobaczył, że ma przed sobą wysokiego, młodego mężczyznę o ciemno-brązowych włosach oraz brązowych oczach, gładko ogolonego i elegancko ubranego. Twarz młodzieńca, tak na oko dwudziestopięcioletniego był rozjaśniony radosnym uśmiechem, który pojawił się w tej samej chwili, w której ujrzał on uczonego.
- Robert, mój chłopcze! Tak się cieszę, że cię widzę! Przyszedłeś nareszcie!
Profesor rozłożył ręce szeroko i uścisnął mocno młodzieńca. Mimo, iż ten był o prawie głowę wyższy od niego, przytulał go tak, jak małe dziecko. A chłopak, nazywany Robertem, bynajmniej nie miał nic przeciwko temu. Odwzajemnił ten czuły uścisk i powiedział serdecznie:
- Dziadku, ja również się cieszę, że tu jestem. I że więcej nie będę musiał już wyjeżdżać z tego miasta na studia. Bo skończyłem już je.
- Wiem, dzwonili do mnie z uczelni. Dziekan powiedział, że dostałeś dyplom i to z wyróżnieniem. Mam nadzieję, że nam go wszystkim pokażesz.
- Nie wiem, czy powinienem się chwalić.
- Oj, takim czymś to obowiązek jest się pochwalić, mój chłopcze. Ale nawet jeśli nie pokażesz go wszystkim, to liczę na to, że chociaż dla mnie i Nany zrobisz wyjątek.
- Oczywiście, że tak. Ale gdzie ona jest? Dzwoniąc do mnie mówiłeś, że ona będzie na tym przyjęciu.
- Jest tutaj. Oczywiście, że jest. Gdzieś mi chwilowo z oczu zniknęła, ale jest. Za chwilę sama się na pewno znajdzie. Wiesz, jaka ona jest.
Po tych słowach, uczony uściskał jeszcze raz wnuka, po czym objął go lekko za ramiona i odwróciwszy się przodem do gości, głośno zawołał:
- Słuchajcie wszyscy! Oto przybył nasz solenizant! Ma co świętować, został magistrem politologii i to z wyróżnieniem! Jeżeli zechce, będzie się dalej kształcił w tej dziedzinie, ale to na przyszłość. Póki co, chciałbym, abyśmy wszyscy złożyli mu gratulację z tej okazji.
Robert zarumienił się lekko, kiedy wszyscy obecni na sali zaczęli głośno bić brawo na jego cześć. Poczuł się naprawdę wzruszony. Nie oczekiwał ostatecznie aż takiego powitania. Był zaskoczony, kiedy profesor Banks rozmawiając z nim przez telefon ostatnio nie tylko pogratulował mu sukcesu, ale jeszcze poprosił, aby zaraz po powrocie z uczelni i miasta, w którym owa uczelnia się znajdowała, pojechał do domu, przebrał się elegancko i przyjechał do pewnej restauracji, gdzie ma czekać przyjęcie na jego cześć. Robert próbował przekonać dziadka, iż nie jest to wcale, a wcale konieczne, ale on się uparł.
- Nie codziennie człowiek zdaje studia. To trzeba uczcić - powiedział.
Młodzieniec wiedział, że starszy pan nie ustąpi i dlatego postanowił sprawić mu przyjemność i przybyć na przyjęcie. Ucieszył się widząc, że nie zostało na nie zaproszonych za wiele ludzi. Wszystkich znał dość dobrze, niektórych co prawda tylko z widzenia, ale większość pamiętał jeszcze z czasów, zanim rozpoczął studia. Ucieszył się, mogąc ich zobaczyć. Wszyscy po kolei podchodzili i składali mu z całego serca gratulacje. On przyjmował je z radością, jednak wypatrywał pośród nich jednej szczególnej osoby. W końcu ją zobaczył. Podeszła do niego na samym końcu. Była ubrana w długą, czerwoną sukienkę z dekoltem i musiał przyznać, że wyglądała po prostu szałowo. Sukienka idealnie pasowała do jej figury, która była bardzo kształtna, a do tego pasowała też do jej długich blond włosów uczesanych w wyjątkowo zmysłowy sposób, a także do jej niebieskich oczu, w których można było utonąć z zachwytu, nie mówiąc już o jej słodkich, różowych ustach, bardzo kuszących za każdym razem, gdy je otwierała. Robert przyłapał się na tym, że nie umie oderwać od dziewczyny wzroku i mimowolnie spogląda na dekolt jej sukni, czując przy tym, że ma do czynienia z dziewczyną naprawdę seksowną, ale szybko się za te myśli skarcił. Przecież nie wolno mu tak myśleć o siostrze, prawda?
- Robert, tak się cieszę, że cię widzę! - zawołała dziewczyna i uściskała go z całego serca, po czym ucałowała w oba policzki - I cieszę się, że ci się udało. To naprawdę wspaniale, że zdałeś studia i to z wyróżnieniem. Ja wiedziałam, że dasz czadu i jak tu wrócisz, to z najlepszym możliwym dyplomem.
- Oj tak, zawsze to powtarzała - powiedział wesoło profesor Banks - Mówię ci, nie miałeś i nie będziesz miał nigdy większego kibica od niej.
- Zawsze tak było - powiedziała dziewczyna wesołym tonem.
- To prawda, potwierdzam - rzekł wesoło Robert - A ty, Nana? Jak ci idzie na studiach, które wybrałaś?
- Nieźle, ale mnie czekają jeszcze przynajmniej trzy lata nauki - odparła na to Nana, uśmiechając się radośnie - Tobie to dobrze. Koniec nauki i koniec tej męki, która się z tym wiąże.
- Ej,weź już nie przesadzaj. Taka męka to chyba nie jest.
- Może i nie jest, ale nawet ukochany przedmiot potrafi stać się męką, jak nic innego nie robisz, tylko się go uczysz dzień w dzień.
- Daj spokój. Przecież na pewno robisz coś jeszcze niż tylko się uczysz.
- Oczywiście, że robię, bo inaczej bym chyba zwariowała.
- Poza tym, wyglądasz na zadowoloną, więc pewnie nie jest tak źle.
- Oczywiście, że nie jest. Ale nie mogę powiedzieć, żebym była szczęśliwa z powodu wiecznego wkuwania. Chcę być dobrym psychologiem, ale czasami już mam dosyć. Spokojnie, to tylko chwilowe, ale się trafia.
- Nie jestem więc szczęśliwa, że poszłaś na psychologię?
- Z powodu możliwości studiowania raczej nie jest szczęśliwym.
- Ale ogólnie tak mówiąc, jesteś szczęśliwa?
Nana spojrzała na niego z uśmiechem i odpowiedziała enigmatycznie:
- Teraz... Teraz już jestem.
Robert nie zrozumiał, co ona ma na myśli, a kiedy dziewczyna na chwilę się odsunęła, aby porozmawiać z koleżanką, zwrócił się do dziadka i zapytał:
- Czy ona ma kogoś?
Profesor uśmiechnął się równie tajemniczo, co jego wnuczka i odparł:
- O ile wiem, to nie.
Z jakiegoś powodu Robert poczuł wielką ulgę z tego powodu.
***
Kiedy po przyjęciu, nasz bohater szedł spać, nie mógł przestać myśleć o tym wszystkim, co się dzisiaj wydarzyło. Nie tylko udało mu się osiągnąć wymarzony przez siebie cel, ale jeszcze dodatkowo wrócił w rodzinne strony, do najbliższych sobie osób, z którymi tak długo się nie widział. Co prawda, przyjeżdżał na wakacje do rodzinnego miasta, ale przecież to nie to samo, co żyć z nimi i widzieć ich tak często, jak kiedyś. A brakowało mu ich. Bardzo mu ich brakowało. Nikt tak wiele dla niego zrobił, ile oni. Profesor George Banks i Nana Bank. Nikomu przecież tyle nie zawdzięczał jak właśnie im. Przecież to dzięki nim miał pełną i szczęśliwą rodzinę. Naprawdę wiele to dla niego znaczyło.
Pamiętał doskonale, jak kilkanaście lat temu jego rodzice zginęli w wypadku samochodowym, a on został sam na świecie. Nie miał żadnych krewnych i mógł trafić do domu dziecka. Postanowił jednak zaopiekować się nim przyjaciel jego zmarłego rok wcześniej dziadka i dawny nauczyciel jego ojca, profesor George Banks. Uczony był politologiem i wykładał na uniwersytecie. Jego zajęcia cieszyły się ogromnym zainteresowaniem, gdyż wykładał zawsze ciekawie. Już wtedy nosił okulary i miał ten swój słynny, lekko zachrypnięty głos, choć jego włosów jeszcze nie zdobiła siwizna, jak teraz. Przejął się niezmiernie, kiedy wnuk jego wiernego przyjaciela i syn jego najlepszego studenta został sam na świecie. Nie wahał się więc ani przez chwilę. Uruchomił wszystkie swoje kontakty i postarał się, aby to jemu powierzono opiekę nad chłopcem jako jego opiekunowi zastępczemu. Nie było to łatwe, procedura w tej kwestii nie była najlepsza. Ale mimo to udało się i chłopiec trafił pod jego opiekę. Miał wtedy siedem lat i był przybity. Zdążył jednak poznać nieco wcześniej profesora za czasów, gdy jeszcze żył jego dziadek i z tego też powodu bardzo się ucieszył, że może zostać u niego. Ostatecznie, nawet gdyby się nie znali wcześniej, chyba była to lepsza perspektywa od domu dziecka.
Profesor zabrał chłopca do siebie i obiecał, że chociaż nie jest jego krewnym, to zrobi wszystko, aby on dobrze się u niego czuł i żeby wiedział, że jest kochany i żeby nigdy nie poczuł się w jego domu obcym. Chłopiec nie był pewien, czy tak będzie, ale czuł po głosie tego pana, że ten jest z nim szczery i na pewno zrobi to, co mu obiecuje.
W domu Banksa powitała od razu chłopca pani Winifreda Okane. Była ona dość wysoką i tęgą kobietą z mięśniami tak potężnymi, że nawet Tyson miałby się z pyszna, zanim spróbowałby ją wyzwać do walki. Jednak oprócz tego posiadała ona olbrzymi talent do gotowania i smażenia, a do tego ogromne serce. Na sto kilo wagi dziewięćdziesiąt stanowiło dobroć, powiedział o niej profesor. Rzeczywiście, kobieta z miejsca przywitała serdecznie chłopca, gdy ten tylko przekroczył próg domu, mówiąc przy tym:
- Cieszę się, że będziesz u nas mieszkać. Może chociaż ty docenisz jak należy moją kuchnię, bo pan profesor często ją zaniedbuje.
To mówiąc, spojrzała z wymówką na uczonego, który zmieszał się lekko i odparł na to:
- Przecież dobrze wiesz, że mam wiele pracy i nie zawsze zdążę do domu na obiad.
- Ale jak pan już jest w domu, też często jest pan zajęty i nie ma pan czasu ani ochoty jeść. No i dla kogo ja się tak męczę, pytam się? Może chociaż to biedactwo doceni moje starania.
Profesor wywrócił lekko oczami na znak, że słyszał już tę śpiewkę wiele razy i jest nią porządnie znudzony. Chłopak zachichotał zaś, rozbawiony tym i zaraz zaczął zapewniać kucharkę, że z przyjemnością spróbuje jej kuchni. Nagle jednak ujrzał, że za nogami kobiety ktoś się czai. Nie było widać tej osoby za dokładnie, bo kobieta kończyny miała dość szerokie i długie, ale mimo to Robert ujrzał zza nich jakąś niesforną blond czuprynę. Po chwili do owej czupryny dołączyła także para ślicznych, niebieskich oczu oraz zadarty nosek i różowe usteczka. Jakaś mała, delikatna, dziewczęca buzia wystała zza nóg kucharki i przyglądała się chłopcu, ale kiedy tylko zauważyła, że ten na nią patrzy, schowała się ponownie, lecz zaraz ponownie wyjrzała, aby popatrzeć na nieznajomego. Kucharka wyczuła, co jest grane i zachichotała rozbawiona.
- Och, wybacz, Roberciku. Nie poznałeś jeszcze wnuczki pana profesora. To też sierotka, jak ty. To Nana. Chodź, Nana. Przywitaj się z Robertem.
To mówiąc, odsunęła się lekko i ukazała dziewczynkę w różowej sukience, która zawstydzona opuściła główkę w dół i zaczęła wbijać wzrok w swoje buciki, przebierając nimi w miejscu. Profesor zaśmiał się na ten widok.
- Tak, to moja wnuczka, Robercie. Zaskakuje mnie jej zachowanie, bo zwykle jest dużo śmielsza niż teraz. Nana, przywitaj się.
Robert rozbawiony zachowaniem dziewczynki, podszedł do niej i wyciągnął wesoło rękę na powitanie.
- Cześć, jestem Robert.
Nana spojrzała na bok, jakby wstydząc się na niego spojrzeć, po czym nagle wyciągnęła delikatną rączkę w jego stronę i uścisnęła mu końce palców.
- Nana - pisnęła głucho.
Robert przyjrzał się dziewczynce. Była ona trzy lata młodsza od niego, niższa o głowę i sprawiała wrażenie małej psotnicy, o czym świadczyły ewidentnie włosy, które miała w wyraźnym nieładzie oraz kolana, zaznaczone wyraźnie kilkoma dość sporymi zadrapaniami, efekt licznych na nie upadków. Chłopiec poczuł, że co jak co, ale na pewno oboje się polubią.
Rzeczywiście, tak właśnie było. Mimo pewnej początkowej nieśmiałości ze strony Nany, ostatecznie szybko polubiła ona swojego nowego towarzysza zabaw i dość prędko zaczęła nazywać go braciszkiem, a on ją swoją siostrzyczką. Oboje się szybko zaprzyjaźnili do tego stopnia, iż byli niekiedy wręcz nierozłączni. Razem mieli wspólne sekrety, tajne kryjówki znane tylko im, a do tego ulubione zabawy, na które poświęcali całe godziny. Nana, mimo lekko zwariowanego charakteru i tego, że często bywała niemałym rozrabiaką, zawsze uwielbiała Roberta i jak tylko coś było nie tak, robiła wszystko, aby mu pomóc. Nigdy się nie poddawała, była bowiem znana ze swojego niesamowitego uporu. Kiedy raz sobie coś postanowiła, musiała osiągnąć ten cel i odpuszczała jedynie wówczas, gdy była pewna, iż nic z tego nie będzie. Podobne cechy posiadał zresztą sam Robert i doceniał jej upór. Jedyne, co go w niej denerwowało to fakt, że czasami przesadzała z byciem upartą w pewnych kwestiach. Czasami ich to poróżniło, ale tak po prawdzie, ich sprzeczki nigdy nie trwały długo. Szybko się kłócili i szybko godzili. Zresztą stopniowo te oto kłótnie też bywały niezwykle rzadkie. Ich więź była bowiem większa od tego, co mogło ich dzielić.
Nana szczególnie dowiodła swojego oddania przybranemu bratu, kiedy ten miał nieszczęśliwy wypadek. W wieku czternastu lat dał się namówić na to, aby wujek Nany ze strony matki zabrał ich oboje na przejażdżkę motorem. Bardzo tego pożałował, gdyż człowiek ten okazał się być jednak nieodpowiedzialny. Wpadł on w poślizg i wywrócił się na swoim pojeździe razem z dziećmi. Dla Nany skończył się ten wypadek jedynie podartymi kolanami i rękami, jednak Robert miał mniej szczęścia. Z rozpędu upadł na plecy i stracił przytomność. Gdy się obudził, był już po operacji, ale lekarze nie mieli dobrych rokowań. Okazało się, iż w wyniku tak groźnego upadku kręgosłup chłopaka został uszkodzony. Nie mógł poruszać przez to nogami, w każdym razie nie w pełni. Lekarza uważali, że może on z czasem się znowu ruszać jak wszyscy, ale to wymaga czasu i nie dawali gwarancji. Robert był załamany. Najpierw płakał całymi godzinami, a potem postanowił sobie, że się nie podda, bo skoro jest nadzieja, nie wolno mu z niej rezygnować.
Najpierw wrócił do domu, gdzie specjalny pielęgniarz poddawał go masażom i pomagał mu ruszać nogami, aby te nie straciły siły, jaka w nich drzemała. Gdy zaś go nie było, Robert uparcie wstawał z łóżka i mimo tego, iż radzono mu po ćwiczeniach odpoczywać, on sam też ćwiczył. Profesor raz przyłapał go na tym i prosił, aby tego nie robił, ponieważ sam niczego nie osiągnie. Robert był jednak innego zdania. Ćwiczył potajemnie w nocy ostrożne stawienia kroków. Najpierw było to dla niego dosyć bolesne, ale stopniowo oswajał swój ból i chodzenie było o wiele mniej trudniejsze niż na początku. Nie był w tym wszystkim sam. Każdej nocy niezmiennie stała u jego boku Nana w swoich włosach spiętych w kitki i w różowej koszulce nocnej. Nigdy go nie opuszczała. Nigdy nie zostawiła go samego w tej sytuacji. Wciąż przy nim była. Ściskając kciuki stała przy nim i dopingowała go dzielnie:
- Spokojnie, na pewno ci się uda. Jesteś już prawie na miejscu.
Innym razem, gdy wspinał się na schody do swojego dawnego pokoju, Nana stała tuż przy nim i splatając ze sobą dłonie, powtarzała:
- Jeszcze tylko cztery stopnie. Prawie koniec. Uda ci się, zobaczysz.
Robert uśmiechnął się do niej, ale mimo usilnych starań, nie wszedł na górę, bo nogi odmówiły mu posłuszeństwa i upadł na schody, z trudem nie spadając na sam dół. Uniknął tego, gdyż złapał się mocno rękami poręczy i jedynie opadł na schody. Nana pisnęła przerażona i podbiegła do niego, pomagając mu wstać.
- Może jednak odpuść sobie na dzisiaj. I tak zrobiłeś dużo - powiedziała.
- Nie, nie poddam się. Nie wolno mi. Musi mi się udać - powtarzał chłopak.
Długo trwały te potajemne ćwiczenia. Ale Robert poradził sobie. Masaże i zajęcia prowadzone przez pielęgniarza oraz własna inicjatywa sprawiły, że kilka miesięcy później udało mu się w końcu odzyskać władzę w nogach. Kiedy już to się stało, nie mógł powstrzymać się od wielkiej euforii z tego powodu. Złapali się wtedy z Naną za ręce i obtańczyli cały pokój szczęśliwi jak nigdy dotąd.
I rzeczywiście, nigdy Robert nie był aż tak szczęśliwy. Aż do tej pory. Aż do tej chwili, w której ponownie ujrzał Nanę, tym razem w czerwonej sukience, która tak słodko uśmiechnęła się do niego. Jednak jej słowa wciąż nie dawały mu jakoś spokoju. Te słowa. Jej odpowiedź na pytanie, czy jest szczęśliwa.
- Teraz... Teraz już tak.
Co one mogły oznaczać? Chłopak tego nie wiedział.
***
Noc upłynęła Robertowi spokojnie. Następnego dnia zaś wstał zadowolony i wyspany jak jeszcze nigdy dotąd. Ubrał się szybko, po czym wesoło poszedł do kuchni, gdzie już krzątała się Okane. Robertowi twarz rozjaśniła się na jej widok.
- Kochana Okane. Jak zawsze pierwsza na nogach. Pod tym względem w tym domu nic się nie zmieniło.
Kucharka spojrzała na młodzieńca radośnie i odpowiedziała:
- A ty zawsze sprawiasz mi radość samą swoją obecnością. To też się tutaj nie zmieniło. I bardzo dobrze. Pewne rzeczy powinny pozostać takie same.
Nagle do kuchni weszła Nana. Miała na sobie różową krótką koszulkę nocną, sięgającą jej zaledwie do połowy ud i wyglądała w niej niesamowicie seksownie.
- Szybko, kochana Okane. Jestem głodna jak wilk. Kiedy będzie śniadanie? Oj, wybaczcie. Nie wiedziałam, że ty też tu jesteś.
To mówiąc, zarumieniła się lekko na widok Roberta, który naprawdę nie był w stanie oderwać od niej wzroku. Fakt ten, rzecz jasna, nie uszedł jej uwadze i co ciekawe, wcale jej nie oburzył. Wręcz przeciwnie, zdawał się sprawiać jej wielką przyjemność. Uśmiechnęła się do przybranego brata delikatnie i dodała:
- Ranny z ciebie ptaszek, wiesz o tym?
- Owszem, to mi się nie zmieniło - odpowiedział Robert lekko skrępowany.
Wiedział, że nie powinien tego robić, ale z jakiegoś nie do końca jasnego dla siebie powodu musiał wpatrywać się w dziewczynę i jej bardzo kształtną postać. To było silniejsze od niego. Ganił siebie za to, co poczuł na widok Nany, ale nie był w stanie oderwać od niej wzroku. Była przepiękna, a do tego seksowna. Jak to mogło wcześniej ujść jego uwadze? Może dlatego, że nie widział jej ostatnio tak często, jakby tego chciał? A może do pewnych spraw trzeba dojrzeć?
- Słuchaj, po śniadaniu chcę iść na spacer. Wybierzesz się ze mną? - zapytała po chwili Nana.
- Tak, bardzo chętnie - odpowiedział Robert.
- Super. To ja idę się przebrać, bo zaraz będzie śniadanie.
Po tych słowach, dziewczyna obdarzyła przybranego brata promiennym oraz czułym uśmiechem, a następnie wyszła z kuchni, pozostawiając Roberta i Okane z ich własnymi myślami.
- Słuchaj, Okane... - rzekł po chwili Robert - Dziadek mówił, że ona nie ma nikogo, ale może on nie wie wszystkiego.
Okane uśmiechnęła się tajemniczo i odpowiedziała:
- Oczywiście, że nie ma. Nigdy nie miała chłopaka. To znaczy, miała chyba jednego czy dwóch, ale nigdy żaden z nich tutaj nie był.
- A zwierzała ci się? - zapytał Robert.
Okane przybrała enigmatyczny wyraz twarzy i odpowiedziała:
- Jeżeli nawet, nie mogę ci tego powiedzieć. Chyba sam rozumiesz.
- Wybacz, nie chcę być wścibski.
- Nie jesteś. Ale najlepiej sam ją zapytaj. Zawsze byliście sobie bliscy. Może i teraz będziecie?
Robert wiedział, że bardzo chciałby być blisko z Naną, ale też nie wiedział, czy ta bliskość nie przerodzi się w coś więcej, co mogłoby zniszczyć ich relacje. W coś, czego podświadomie już pragnął i za co ganił się w każdej chwili, odkąd tylko to poczuł. Dlaczego jednak odnosił wrażenie, że jego przybrana siostra zdaje się znać doskonale jego uczucia i jakby sama je prowokowała? I jakby była bardzo z nich zadowolona? Przecież nie powinna tego czuć. Oboje zawsze byli dla siebie jak brat i siostra. Coś więcej między nimi mogłoby tylko to zepsuć. Chociaż... Czy aby na pewno?
***
- Dlaczego tak milczysz? Kiedyś byłeś bardziej rozmowny - rzuciła złośliwie Nana, gdy oboje godzinę później spacerowali ulicami miasta.
Dziewczyna miała na sobie wtedy niebieską letnią sukienkę. Nogi jej zdobiły białe buciki, a głowę słomkowy kapelusz. Wyglądała naprawdę czarująco.
- Wybacz mi, zamyśliłem się nad czymś - powiedział w ramach przeprosin Robert - Nie wiem, co się ostatnio ze mną dzieje.
- Jak zwykle, martwisz się zbyt wieloma rzeczami naraz. Zawsze tak miałeś i jak widzę, to ci się nie zmieniło.
- Po prostu staram się być odpowiedzialny. Teraz muszę być jeszcze bardziej, bo w końcu jestem magistrem politologii.
- Ja zaś za trzy lata zostanę magistrem psychologii. O ile zdam studia.
- A dlaczego miałabyś nie zdać? Przecież zawsze osiągasz swoje cele, kiedy się o to uparcie starasz.
Nana nagle zrobiła się jakaś smutna, opuściła głowę w dół i powiedziała:
- No, nie wszystkie moje cele udało mi się osiągnąć. Jeden do dzisiaj mi się nie udało.
- A który to cel?
Dziewczyna pokręciła przecząco głową i odparła:
- Nieważne. To bez znaczenia. Takie tam głupie, młodzieńcze marzenia. Nic takiego. Ale słuchaj, słyszałeś już o Erice?
Robert zmieszał się, kiedy padło to imię. Nie było mu ono miłe. Kiedyś przez nią już dość mocno płakał i cierpiał. Nie wiedział, po co Nana mu o niej mówi.
- Nie, nie słyszałem o niej i nie wiem, czy chcę słyszeć.
- Moim zdaniem powinieneś - odparła bezlitośnie Nana - Może w ten sposób zapomnisz o tym, co ci zrobiła i zaczniesz wreszcie żyć.
- Już dawno o niej zapomniałem i zacząłem żyć.
- Naprawdę? To czemu, odkąd ona odeszła od ciebie, nie ułożyłeś sobie życia z żadną dziewczyną?
- A skąd o tym wiesz?
- Zawsze mówiłeś mi o wszystkim, również o tym, jakie masz dziewczyny na roku i z jaką się spotykasz i czemu nic z tego nie wyszło. Gdybyś był z jakąś, to bym o tym wiedziała. Nadal kochasz tę głupią krowę?
- Nie. Tylko widzisz... Nie wiem, czy jestem w stanie zaufać tak na stałe znów jakieś dziewczynie.
- Mnie jakoś ufasz.
- Ale ty to co innego. Ciebie znam od zawsze. Tobie mogę ufać. Ale jakoś do obcych nie umiem tego samego poczuć, co czuję do ciebie.
Nana uśmiechnęła się radośnie i spojrzała na Roberta zaintrygowana.
- A co do mnie czujesz?
Robert popatrzył jej czule w oczy i odparł:
- Czuję z tobą więź, jakiej nie stworzyłem nigdy z nikim innym. Tylko boję się tę więź stracić.
- Dlaczego się tego boisz? - spytała Nana.
- Ponieważ ostatnio w mojej głowie jest jeden wielki chaos i nie mam pojęcia, jak nad nim zapanować.
- Nie rozumiem.
- Nieważne. To takie dziwne sprawy uczuciowe. Widzisz, my introwertycy z niekiedy głupich powodów niepotrzebnie komplikujemy sobie życie. Czujemy coś więcej niż powinniśmy czuć, analizujemy te uczucia i potem mamy w głowie jeden wielki chaos. Mamy za dużo uczuć naraz i za dużo o tym myślimy. A w każdym razie ja tak mam.
Nana pokiwała głową delikatnie i odparła:
- Może nie jesteś w tej kwestii odosobniony.
- Co masz na myśli?
- Nieważne. Usiądziemy?
To mówiąc, wskazała dłonią na ławkę, na której oboje usiedli.
- A więc nikogo nie masz? - zapytała po chwili Nana.
- Nie, a ty też podobno nikogo nie masz. Tak przynajmniej twierdzi Okane - rzekł na to Robert - A poza tym, to odnoszę wrażenie, że powiedziałabyś mi o tym, gdybyś kogoś miała, prawda?
- Dokładnie - odparła dziewczyna i uśmiechnęła się delikatnie - W końcu my sobie zawsze wszystko mówimy.
Robert skinął głową na znak, że się z nim zgadza, choć jednocześnie poczuł, iż nie jest to do końca prawda. Przecież nie mówił jej wszystkiego. Nie powiedział jej na przykład tego, że odkąd wrócił, nie może przestać o niej myśleć. I nie są to wcale myśli grzeczne, myśli typowe w relacji brata i siostry. Nie powinien on czuć czegoś takiego do niej, a jednak czuł. W zasadzie, im więcej analizował sobie to, co do niej czuje, to zawsze była mu bliższa niż siostra. Była mu najbliższą osobą na świecie. Kiedy miał wypadek, to ona mu pomagała odzyskać władzę w nogach i męczyła się razem z nim, żeby on znów był pełnosprawny. Ale czy to oznaczało, że mógł żywić do niej uczucia inne niż dotychczas?
Nie wiedział, iż podobny dylemat ma również Nana. Z tym, że ją dręczył on od już jakiegoś czasu. Nie umiała wyjaśnić, od kiedy to się zaczęło, ale trwało to już dość długo. Zawsze bywała zazdrosna o swojego przybranego brata, jednak nie analizowała tego nigdy w żaden sposób, do czasu, aż zrozumiała, że go kocha i to miłością zupełnie inną niż tylko siostrzana. Było jej z tym źle, tym bardziej, że jej ukochany Robert nie odwzajemniał jej uczucia, a do tego podobały mu się inne. To było okropne, patrzeć na niego, gdy miał u swojego boku inne dziewczyny. Jednak najbardziej już dobiło ją to, kiedy zakochał się w Erice. Dziewczyna istotnie była bardzo piękna. Miała długie, czarne włosy i wyglądała nad wyraz atrakcyjnie. Ale co z tego, skoro była głupia i nie nigdy umiała docenić Roberta tak, jak on na to zasłużył? Mimo to, chłopak naprawdę się w niej zakochał i stracił dla niej głowę. Świata poza nią nie widział i tylko cierpiał, kiedy ona ostatecznie pokazała swoje prawdziwe oblicze, czyli oblicze osoby głupiej i łatwo ulegającej wpływom.
Wszystko dokładniej wyglądało tak, że Robert był z nią w związku, ale jakoś jej rodzicom niezbyt się to spodobało. Uważali, iż adoptowany syn profesora to nie jest partia idealna dla ich ukochanej córeczki. W końcu, kim oni niby był? Nikim, może nawet i całkiem przyjemnym, ale ostatecznie nikim. Zwykłym sierotą i to o niezbyt wybitnym pochodzeniu. Rodzice więc oczekiwali od córki, że ta zerwie ze swoim ukochanym i zachowa się jak na posłuszne dziecko przystało. Erika, tu jej trzeba oddać sprawiedliwość, początkowo sprzeciwiała się decyzji rodziców, ale w końcu im uległa.
- Zrozum mnie - tłumaczyła ze łzami w oczach Robertowi - Ja naprawdę nie mam innego wyjścia. Moi rodzice mnie utrzymują, nie mam nikogo oprócz nich. I poza tym, naprawdę musisz przyznać, że mają oni trochę racji.
- Słucham? Mają rację? - zapytał z oburzeniem Robert - Co masz na myśli?
- No wiesz, jakby nie patrzeć, twoi rodzice nie mieli jakiegoś majątku ani też pochodzenia. Co prawda, adoptował cię profesor Banks, wybitny uczony, ale on nie jest na tym samym poziomie i z tej samej sfery, co moi rodzice.
Jej tłumaczenie było tak głupie i irytujące, że chłopak zdenerwował się i to na całego. Spojrzał na dziewczynę groźnie i powiedział:
- Tak, masz rację. Rzeczywiście, profesor pochodzi z zupełnie innej sfery niż twoi rodzice. Ponieważ on nie ocenia nikogo po pozorach i po pochodzeniu. Masz rację, to jest zupełnie inna sfera.
Erika spojrzała na niego groźnie, urażona jego słowami, choć wiedziała aż za dobrze, że on mówi prawdę. Jej duma nie pozwalał jej jednak na to, aby przyznać mu rację. Wolała się obrazić i w ramach instynktu obronnego jego obciążyć całą wina za tę sytuację. Bo przecież, gdyby ją kochał, to by ją zrozumiał.
Robert jednak długo przeżywał rozstanie z ukochaną. Nie mógł uwierzyć, że tak to się musiało skończyć. I w zasadzie, dlaczego? Przecież on nie jest wcale taki gorszy. Poza tym, uczy się dobrze, nigdy nie narobił sobie problemów, których się potem miałby wstydzić. Więc o co im chodziło? Dlaczego go odtrącili? No tak, on nie miał milionów. Nie był biedny, profesor nie należał do ostatnich, ale nadal to była sfera naukowa, zaś Erika i jej rodzice to sfera biznesowa. Tacy jak on są dla nich nikim. Przykre, ale prawdziwe. Nie dość, że rozdzielili go z ukochaną, to ta ukochana niespecjalnie nawet walczyła o ich miłość. Poddała się bardzo łatwo, a do tego jeszcze próbowała jego obciążyć winą za to, co się dzieje. Podłe, po prostu podłe! A on się zaangażował bardzo mocno, spełniał jej życzenia i kaprysy, nigdy nie zawiódł jej oczekiwań. I co dostawał za to w zamian? Pogardę i odepchnięcie. To nie było w porządku.
Robert cierpiał bardzo z powodu tego, jak podle został potraktowany. Jednak nie tylko jego dotknęło zachowanie Eriki. Również profesor Banks był wściekły.
- Ja naprawdę nie wiem, jak oni mogli! - zawołał, kiedy tylko dowiedział się o tym wszystkim - Przecież nie jesteśmy byle jaką hołotą! A oni się zachowują tak, jakby byli jakimiś królami!
- A ja jeszcze tę dziewczynę ugaszczałam i zawsze jej pyszne rzeczy robiłam z mojej domowej kuchni - jęczała ze złością Okane - Jak widać, nie można teraz już nikomu ufać. A najgorsze jest to, że biedny Robert teraz cierpi.
- No właśnie, to jest w tym wszystkim najgorsze - powiedział smutno Banks - On najmocniej to przeżywa.
- Otóż to i tego tej dziewusze nie umiem darować! - zawołała Okane.
Nana przysłuchiwała się tej wymianie zdań ze smutkiem. Wiedziała, że co by oni nie powiedzieli, niczego to nie zmieni. Robert będzie tak samo cierpiał i będzie równie mocno bolało go zachowanie jego ukochanej. Podeszła zasmucona do okna i wyjrzała przez nie. Zobaczyła, jak chłopak siedzi na ławce w ogrodzie i jest jak zwykle pogrążony we własnych myślach.
- Strasznie cierpi - pomyślała sobie.
Poczuła, że nie może go zostawić samego. Robert przeżył zawód miłosny i na dobrą sprawę, miał ich nieco więcej na swoim koncie, jednak żaden nie bolał go tak bardzo jak ten. Jak dotąd, różnie w jego życiu bywało z dziewczynami, ale nie było jeszcze takiej sytuacji, w której tak mocno zostałby skrzywdzony. Nigdy nie potraktowano go z taką pogardą. I ta pogarda najbardziej go bolała. I to szyderstwo i kpina, jaką mu ofiarowano w podziękowaniu za prawdziwe uczucie bolały go nade wszystko. Dlatego właśnie nie mógł zostać teraz sam. Nie mógł. Potrzebował pomocy i wsparcia. I ona zamierzała mu je dać. Nawet, jeżeli nic nie miałaby na tym zyskać. Nawet jeżeli miałaby mu pomóc tylko po to, aby on się otrząsnął i potem pokochał inną. Trudno, przynajmniej nie będzie cierpiał, a to najważniejsze. A kto wie? Może odwzajemni jej uczucie, jeśli nie teraz, to z czasem?
Z tymi oto myślami, Nana wyszła powoli z domu i znalazła się w ogrodzie, w którym wciąż siedział Robert. Pogrążony we własnych myślach początkowo wcale jej nie zauważył. Dostrzegł ją dopiero wtedy, kiedy ostrożnie się do niego zbliżyła. Spojrzał wówczas w jej kierunku i zapytał:
- Coś się stało, Nana?
- Nie, nic takiego - odpowiedziała mu dziewczyna - Po prostu wiatr się już wzmaga i może być burza.
- Obawiasz się, że mnie stąd wywieje? - zapytał dowcipnie Robert.
- Nie o to chodzi, chociaż to nie byłoby wcale fajne - odparła dziewczyna.
Robert popatrzył uważnie na przybraną siostrę i uśmiechnął się do niej. Jaka ona jest kochana i urocza. Fajna z niej dziewczyna. Szkoda, że jest siostrą. Chociaż nie prawdziwą, ale zawsze siostrą.
- Nana, mam pytanie. Jutro idę na trening karate. Może wybierzesz się tam ze mną?
- Będziesz trenować? Myślałam, że chcesz z niego zrezygnować - zdziwiła się Nana.
- Chciałem z niego zrezygnować, bo sądziłem, że nie mam do tego głowy, ale uznałem, że to nie ma sensu. Nie będę rezygnował z tego, co lubię, ponieważ Erika mnie nie chce. Muszę się czymś zająć.
- Doskonały pomysł! - zawołała zachwycona Nana - Bardzo dobre podejście. Nie możesz o niej myśleć. Musisz zająć się czymś innym. I dlatego chętnie pójdę tam z tobą. Kiedyś trenowałam karate, jak wiesz ale dawno tego nie robiłam. Może więc teraz sobie co nieco przypomnę.
- Będziesz miała możliwość odgrzać nieco swoje umiejętności w sztuce walki i pokazać mi, co potrafisz.
- Czy to wyzwanie? Jeśli tak, to je przyjmuję.
Rzeczywiście je przyjęła, ponieważ następnego dnia udała się wraz z bratem na jego trening i jednocześnie zapisała się na nie. Miała szczęście, że udało się jej trenować razem z Robertem. Ten sprawiał wrażenie wyraźnie zadowolonego z tej sytuacji. Żartował sobie z Nany, droczył się z nią i wygłupiał się podczas treningu, a nawet lekko poklepał ją po tyłku, kiedy ta się lekko odchyliła.
- EJ! Mówiłam ci, że nie dotykał mojego siedzenia! - zawołała Nana lekko oburzona jego zachowaniem.
Oburzenie to było jednak tylko pro forma, ponieważ naprawdę bliskość z tym chłopakiem sprawiała jej wielką przyjemność. Zwłaszcza, kiedy chwilę później w trakcie kolejnych ćwiczeń, ona i on znaleźli się blisko siebie, a ich usta niemalże się dotykały. Nana poczuła wówczas wielką ochotę, żeby chłopaka pocałować i już prawie tego dokonała, kiedy nagle Robert odsunął się od niej i powiedział:
- Dobrze, chyba trzeba wziąć chwilkę przerwy.
Nana rozczarowana skinęła lekko głową i usiadła wygodnie na ławce, a obok niej Robert. Ten jednak długo nie pozostał na ławce, ponieważ wrócił szybko do treningu i zaczął ćwiczyć walkę z jednym ze swoich kolegów. Nana obserwowała to wszystko z zachwytem i powtarzała sobie w myślach:
- Właśnie tak, Robert! To jest sposób! Trenuj ostro i zapomnij o tej głupiej dziewczynie. Proszę cię, zapomnij o niej!
Ćwiczenia odniosły skutek, ponieważ cały dzień Robert był wesoły i miał jak najlepszy humor. Nana odbierała to jako dobry znak i liczyła, że jej kochany brat zapomni o Erice i nauczy się ponownie cieszyć życiem. Swoimi podejrzeniami na ten temat podzieliła się z Okane. Ta zaś stwierdziła:
- Jestem pewien, że wszystko jest na dobrej drodze. Skoro dzisiaj trenował i to tak intensywnie, to może być oznaka, że myśli o czymś innym, niż o tej głupiej wiedźmie. W każdym razie, na to liczę.
- Ja również - odpowiedziała wesoło Nana - Masz już może kolację? Zaniosę Robertowi jego porcję.
Okane przygotowała kolację dla Nany i Roberta. Dziewczyna nałożyła obie porcję na tacę i powiedziała:
- Zaniosę mu do pokoju. Myślę, że po dzisiejszym treningu jest on głodny jak wilk. Tak jak i ja.
Widząc uśmiech Okane, która domyślała się, o co chodzi dziewczynie, Nana z zadowoleniem ruszyła do pokoju chłopaka. Zobaczyła jednak, że drzwi są lekko uchylone, więc zajrzała przez nie i zauważyła Roberta siedzącego na swoim łóżku. Był on przygnębiony. Patrzył ponuro na swoje stopy i nie odrywał od nich wzroku. Po policzkach ciekły mu łzy. Widać było, jak cierpi. Nana na ten widok poczuła, że jej się serce kraje. A więc cały trening poszedł na marne? On wciąż myśli o Erice i nie może przestać cierpieć z jej powodu?
Załamana dziewczyna odeszła z tacą spod drzwi i poszła do swojego pokoju, a gdy tam się znalazła, odłożyła kolację na krzesło i powiedziała sama do siebie:
- Pewnie teraz nie chce on jeść. Może trzeba poczekać i wtedy...
Nie dokończyła jednak, ponieważ chwilę potem poczuła, jak serce w piersi jej pęka na kawałki. Zrozpaczona upadła na kolana, po czym położyła głowę na łóżku i zaczęła płakać. Robiła tak przez długi czas, a kiedy już nie była w stanie dłużej płakać, zrozpaczona zaczęła mówić sama do siebie:
- Nic nie rozumiem. Eriko, dlaczego tak jest? Dlaczego jesteś jedyną, która zajmuje serce Roberta? Przecież to ty zostawiłaś go i odeszłaś! To nie w porządku! Jesteś podłym tchórzem! Poddałaś się przy pierwszej trudności. To podłe! Jesteś okropna! Ja go kocham dużo mocniej od ciebie! Robert trenuje do utraty tchu, aby o tobie zapomnieć, a mimo to wciąż o tobie myśli. Dlaczego?
Nie umiała sobie odpowiedzieć na to pytanie. Mimo to, po głębokim namyśle wiedziała już, co powinna zrobić.
- Wiem jedno. Nie pozwolę się pokonać komuś takiemu jak ty. Udowodnię ci, że go kocham i to dużo bardziej niż ty!
Tak właśnie postanowiła Nana wtedy, kilka lat temu, kiedy nie wiedziała, co jeszcze przyniesie jej los. Gdy teraz, to jest w czasach obecnych, siedząc na jednej ławce ze swoim ukochanym, przypominała sobie to wszystko, dochodziła zaraz do wniosku, iż była naprawdę lekkomyślna i głupia. Co ona sobie w ogóle myślała? Zamiast pomóc Robertowi, tylko naraziła jego i siebie. Ale w sumie nie było to tak do końca bezużyteczne. Wówczas zrozumiała coś bardzo, ale to bardzo dla siebie ważnego. Coś, co warte było tego całego cierpienia. Zrozumiała, jak wiele znaczy ona dla swego przybranego brata.
- O czym tak myślisz, Nano? - zapytał zaintrygowany Robert.
- A tak sobie - odpowiedziała lekkim tonem Nana i uśmiechnęła się do niego - A przy okazji, miałam ci powiedzieć i zaczęliśmy mówić o czym innym. Nie tak znowu dawno widziałam tutaj Erikę.
- Aha. Już wróciła ze stolicy? - zapytał Robert.
- Owszem. Było o niej ostatnio głośno, w związku z tym jej rozwodem. No, bo wyobraź sobie. Taka młoda, a już jest rozwódką. Naprawdę, niezły był skandal z tym związany. Najpierw huczny ślub, a potem niesamowicie głośny rozwód. No wyobrażasz to sobie?
Robert popatrzył na dziewczynę, oczekującej jego odpowiedzi, po czym rzekł na to wszystko nieco złośliwie:
- Muszę ci powiedzieć, że to zadziwiające.
- Co takiego?
- To, jak mało mnie to wszystko obchodzi.
Nana uśmiechnęła się do niego radośnie. Właśnie taką odpowiedź chciała od niego usłyszeć. Uradowana pocałowała go czule w policzek.
- A to za co? - zapytał wesoło Robert.
- Za to, że wreszcie wrócił ci rozum - powiedziała dowcipnie.
- Wrócił mi on już dawno, choć i tak zajęło mu to dużo czasu.
- Ale ważne, że wrócił. I to się liczy.
Po tych słowach, wstała wesoło i zapytała:
- To co? Przejdziemy się dalej?
- A dokąd chcesz iść?
- Wszystko jedno. Byle się przejść w miłym towarzystwie.
Już po chwili, oboje spacerowali ulicami miasta, nie mogąc się nagadać i nim się obejrzeli, to odkryli, że minęło pięć godzin, odkąd wyszli na spacer i jakoś im on wcale się nie nudził. Podobnie jak ich towarzystwo.
***
Minął tydzień od powrotu Roberta ze studiów, a on całe dnie spędzał razem z przybranym dziadkiem i przybraną siostrą. Nie umiał jakoś się nimi nacieszyć, bo ciągle potrzebował ich towarzystwa. Ciągle mógł z nimi siedzieć i rozmawiać, bez przerwy mógł im opowiadać różne ciekawe historie i słuchać tego, co oni mają mu do opowiedzenia. Przyłapał się jednak na tym, że coraz więcej czasu spędza także z Naną. Oboje nie umieli się chwilami oderwać od siebie. Zupełnie jak za starych dobrych czasów, kiedy także byli nierozłączni. Jednak obecnie między nimi coś się zmieniło. Oboje niekiedy stawali się wobec siebie lekko skrępowani, a w każdym razie on wobec niej, ponieważ ona nie sprawiała wrażenia skrępowanej tym, co on robi i jak się zachowuje. Tego braku skrępowania chłopak bardzo jej zazdrościł. Nie był w stanie pojąć, co się z nim dzieje. Coraz częściej myślał o swojej siostrze, przybranej siostrze w sposób, jaki nie przystoi bratu. Wiedział dobrze, co jest tego przyczyną, ale ganił się za to. Nie powinien kierować się jej urodą. Była piękna, ale przecież nie mogło to być motorem jego działania.
Chociaż, im więcej o tym wszystkim myślał, tym bardziej był pewien, że nie jej sama uroda była powodem jego zachowania. Również to, jak wspaniale się przy niej czuł, jak dobrze mu się z nią rozmawiało mimo tego, iż byli już dorośli. Także i to, jak mogli spędzać czas godzinami ze sobą, rozmawiać na wiele tematów i się przy tym nie nudzić. Dodatkowo też nadal była jego uroczą, małą Naną, której to wszystko mógł powiedzieć. Chociaż nie taką znowu teraz małą.
Nana wyczuwała to, jak dziwnie się on przy niej czuje, ale w ogóle nie była tym skrępowana. W zasadzie, podobało jej się to wszystko. Celowo zaczęła przy nim nosić swoje najładniejsze sukienki, aby wyglądać przy nim zjawiskowo i aby on to widział. Ponadto zaczęła proponować mu wspólne wypady poza miasto, a w ich trakcie zaprezentowała mu swoje umiejętności pływackie, pływając przy nim w jeziorze, ubrana jedynie w czerwone bikini. Widziała, że nie odrywa od niej wcale wzroku i cieszyło ją to. Mniej podobał się jej jednak fakt, iż on nic z tym nie robi.
- Albo jest z drewna, albo chory - pomyślała w duchu - Przecież widzi chyba, że nie jestem wcale brzydsza od tamtej. O co mu więc chodzi? Czemu jeszcze nie próbuje mnie pocałować? Czyżby się wstydził?
Powód był jednak nieco inny. Nie chodziło tutaj o wstyd, a jedynie o to, aby Nana nie pomyślała sobie, iż traktuje ją jedynie jako chusteczkę do otarcia łez. Nie tak dawno bowiem oboje widzieliśmy razem Erikę na mieście. Dziewczyna była w towarzystwie jakiegoś nowego adoratora i wyglądała na bardzo zadowoloną. Na jej widok w sercu Roberta odżyły dawne wspomnienie i poczuł się dziwnie. Ona sama była mu obojętna, ale widok jej całującej się z innym i robiącej to chyba na pokaz, aby inni mogli ją podziwiać, sprawił mu ból. Głupia krowa, popisuje się, pomyślał. Przez chwilę przyszło mu do głowy, aby zaproponować Nanie podobny sposób na popisy, ale szybko odrzucił ten pomysł. Przecież to by było zniżenie się do jej poziomu, a tego chciał uniknąć. Ponadto, jakby się poczuła jego mała przybrana siostra, gdyby została narzędziem zemsty? Gdyby już miał ją całować, to wolałby to robić ze szczerej miłości.
Ale czy on może jeszcze szczerze kochać? Czy ona mu uwierzy, kiedy jej to powie? A może uzna, że zobaczywszy dawną miłość na ulicy zrobił się zazdrosny i chce tylko pocieszenia? Ona nie może tak pomyśleć! Nie może jej dać odczuć, że tak jest. Bo przecież to nieprawda. A jeżeli teraz zacznie się do niej zalecać, Nana tak sobie pomyśli. Nie może jej tak zranić.
I tak oboje, nieświadomie, smucili siebie nawzajem, nie wiedząc, że pragną siebie duchowo i fizycznie w taki sam sposób i wystarczyłaby odrobina szczerości ze strony obojga, aby ich cierpienie się skończyło. Nie umieli jednak tego pojąć i to uczucie ich dobijało.
Jednak były osoby, które dostrzegały ich cierpienie. Byli to profesor i Okane. Oboje widzieli, co się święci, gdyż stojąc z boku zwykle widać więcej niż wtedy, gdy stoisz naprzeciwko obrazu, który cię zaangażuje. A ponieważ mieli w sercach i w głowach nieco więcej doświadczenia niż oni, postanowili pomóc zakochanym. Dlatego też pewnego dnia, profesor ni z tego, ni z owego zaczął mówić:
- Wiecie co? Widziałem niedawno piękne zdjęcia na wystawie u fotografa. Była na nich piękna para młoda. Wyglądali razem bardzo uroczo.
Okane domyśliła się, do czego profesor zmierza, gdyż uśmiechnęła się nagle i powiedziała:
- Zgadzam się. To prawda. I wiecie co? Nasza słodka Nana wyglądałaby po prostu cudownie w sukni ślubnej.
Nana i Robert spojrzeli na nich zdumieni, nie wiedząc, do czego oboje piją i co chcą im powiedzieć. Okane tymczasem mówiła dalej:
- Nana, a powiedz nam, proszę... Czy twój kolega z roku przyjedzie do ciebie w odwiedziny?
Robert aż upuścił widelec z dłoni, kiedy to usłyszał.
- Jaki kolega? - zapytał.
- A taki jeden, chyba nazywał się Albert czy jakoś tak - powiedziała Okane dość przewrotnym tonem - Jest z Naną na jej roku i często pracują razem w parze. Mówię ci, fajny chłopak. Jego tata to podobno psycholog z zawodu.
- Tak i to nie byle jaki. Ma własny gabinet w najlepszej części miasta - dodał ni z tego, ni z owego profesor - Jakby tak się pobrali z Naną, miałaby ona gotowy już piękny start.
Robert spojrzał na Nanę groźnie, jakby oczekiwał od niej wyjaśnień. Ona zaś zmieszana zaczęła się tłumaczyć, że to tylko kolega i żeby dziadek nie wysuwał jej tutaj żadnych propozycji i nie wyciągał żadnych pochopnych wniosków z tego, co ona robi i mówi. Zaraz potem wyszła z pokoju, a Robert nie wiedział, jakim cudem nie pobiegł za nią, aby nie zażądać od razu wyjaśnień. Opanował się jednak i zjadł do końca kolację. Kiedy to zrobił, wrócił do siebie i przez długi czas siedział na łóżku, zastanawiając się, co powinien zrobić. Potem jednak ocknął się z amoku i uznał, że pora wyjaśnić pewne kwestie. Poszedł więc do pokoju Nany i zapukał do jego drzwi. Dziewczyna była już w nocnej koszuli i zdziwiła się jego obecnością, ale wpuściła go do środka i zamknęła drzwi za sobą.
- Mogę wiedzieć, czemu zawdzięczam twoją wizytę o takiej porze?
- Zawdzięczasz ją swoim planom matrymonialnym - odparł Robert.
- Planom matrymonialnym? Ja nie mam żadnych takich planów.
- Ależ masz. Dziadek mówił o nich dzisiaj przy kolacji.
- To są jego plany, nie moje. Ja nie zamierzam wychodzić za Alberta.
- Aha, a więc przyznajesz, że on istnieje?
- Owszem, ale to nie ma nic do rzeczy.
- Ależ ma. Dziadek widzi w nim twojego przyszłego męża.
- Może sobie widzieć. Ja nie widzę. A poza tym, nawet gdyby tak było, to co ci do tego, co? Mogę wyjść za kogo mi się podoba.
- Po prostu chcę wiedzieć, czy masz wobec tego Alberta jakieś plany, a jeśli tak, to czemu ja nic o nich nie wiem.
- Nie mam i nie zamierzam mieć. Zadowolony? To teraz ja zadam ci pytanie. Jakim prawem mnie o takie rzeczy wypytujesz, co?
- Jak to? Przecież wiesz dobrze, jakim prawem. Jestem twoim bratem i twoim przyjacielem. Chyba powinienem wiedzieć takie rzeczy.
Nana skrzyżowała ręce na piersi i popatrzyła na niego z ironią.
- Naprawdę? Po twoim zachowaniu nie czuć, że jesteś moim bratem. Raczej się zachowujesz jak zazdrosny kochanek.
Roberta rozjuszyło to jeszcze bardziej. Złapał Nanę za ramiona, przyciągnął ją do siebie i powiedział:
- Nie udawaj, że nie wiesz, o co mi chodzi. Musisz to wiedzieć. Musisz chyba widzieć, co ze mną się dzieje! Co ty ze mną wyprawiasz!
- Ja z tobą? Co ja niby z tobą wyprawiam?
- Jak to? Nie widzisz, że już dawno nie umiem patrzeć na ciebie jak na siostrę i już dawno szaleję z braku możliwości powiedzenia ci tego wprost?
Nanie serce zabiło mocniej w piersi. Tak długo czekała na te słowa i teraz je wreszcie usłyszała. Wreszcie wiedziała, że jej największe marzenie się spełniło.
- Jak to? Nie jestem już dla ciebie małą siostrzyczką? - zapytała zadziornie.
- Nie jesteś i dobrze o tym wiesz.
- Nie, nie wiem. Nie powiedziałeś mi, to nie wiem.
- Nie udawaj, że nie widziałaś znaków.
- Może widziałam, może nie widziałam. Ja lubię, żeby mi mówiono wprost, co się do mnie czuje, a co nie.
Robert popatrzył jej głęboko w oczy i powiedział:
- Mam powiedzieć wprost? Dobrze, powiem. Odkąd wtedy uciekłaś z domu, aby znaleźć Erikę, nie było dnia, abym o tobie nie myślał. I o tym, co wtedy mi powiedziałaś, kiedy cię znalazłem. I o tym, jak bardzo się o ciebie wtedy bałem. I zacząłem powoli rozumieć, że nie jesteś mi wyłącznie siostrą. A z czasem wiedza ta i to uczucie tylko we mnie wzrastały. Rozumiesz mnie?
Nana skinęła delikatnie głową i zapytała:
- Więc czemu nie powiedziałeś mi tego wcześniej?
- Żebyś poczuła się jak nagroda pocieszenia? Nigdy! Nie mogłem cię w taki sposób zranić!
- A jeżeli nawet przez chwilę tak nie pomyślałam? A jeżeli chciałam usłyszeć od ciebie te słowa?
Robert popatrzył na nią uważnie i puścił ją z ramion. Nie mógł uwierzyć w to, co właśnie usłyszał.
- Mówisz... Mówisz poważnie?
- Najzupełniej poważnie.
- I chciałaś, żebym powiedział ci, że...
- Tak, chciałam tego. I nadal chcę. Tylko tego. Nie chcę więcej niż to, żebyś mi to powiedział zgodnie z prawdą. Całkiem szczerze. Powiedz, jeżeli to prawda. Ale jeśli nie, to nie mów. Nie chcę kłamstw ani litości. Mów jedynie szczerze, albo nie mów wcale.
Robert westchnął smutno i wahał się przez chwilę. Wiedział jednak, że nie ma już sensu udawać, dlatego wziął głęboki wdech i powiedział:
- Tak, kocham cię. Kocham cię, Nano. Kocham jak ukochaną, nie jak siostrę i nie umiem tego już dłużej ukrywać. Nie chcę tego dłużej ukrywać. Nie chcę, żeby inny cię miał w ramionach, całował twe usta, dotykał twoich włosów. Nigdy przy żadnej dziewczynie się tak nie czułem, jak przy tobie. I nie chcę się tak czuć przy innej. Tylko przy tobie.
Nana wzruszona popatrzyła na niego i z oczu pociekły jej łzy. Chwilę potem wpadła ukochanemu w ramiona i powiedziała:
- Robert, kochany! Kocham cię! Mój jedyny! Tak długo na to czekałam! Tak długo! Nareszcie to powiedziałeś! Już się bałam, że nigdy tego nie usłyszę.
Młodzieniec uśmiechnął się do niej, po czym ujął w dwa palce jej bródkę i podniósł jej głowę w górę. Następnie złożył na jej ustach pocałunek, długi i bardzo czuły. Nana zachwycona objęła go za szyję i oddała mu go. Całowali się oboje tak przez chwilę, aż stracili dech w piersiach i musieli przestać. Wzruszona i zarazem bardzo szczęśliwa dziewczyna wyszeptała:
- Teraz już nie pozwolę ci udawać, że jesteś moim bratem.
- A ja nie będę udawał, że jesteś moją siostrą.
Pocałowali się ponownie. Potem Nana lekko odsunęła się od niego, a zaraz potem złapała za swoją nocną koszulkę i zdjęła ją z siebie przez głowę. Robert jej najpierw chciał w tym przeszkodzić, ale kiedy ujrzał ją nagą, zamarł po prostu z wrażenia. Dziewczyna była piękna, kształtna i idealna pod każdym względem. Po prostu cudowna. Zachwycony nie mógł przestać na nią patrzeć, a ona rzekła:
- Pozwól, żeby ta noc była wyjątkowa. Czy pokażesz mi w jej trakcie, jak bardzo mnie kochasz?
- A nie sądzisz, że to trochę za wcześnie?
- Za wcześnie? Czekałam już na to tak długo.
To mówiąc, położyła się na łóżku i wskazała dłonią na szufladę biurka.
- Przy okazji, prezerwatywy są w szufladzie.
Robert spojrzał zaskoczony na nią, a potem uśmiechnął się wesoło.
- Widzę, że jesteś przygotowana.
- Po prostu miałam nadzieję, że w końcu to nastąpi.
Już po chwili oboje byli nadzy i trzymając się w ramionach, odlecieli razem do nieba. Dla niej była to pierwsza tego rodzaju podróż, ale czuła się cudownie w jej trakcie. Nie umiała opisać tego, co czuła, kiedy raz po raz sięgała do gwiazd, ale była pewna jednego. Warto było czekać na tę wyjątkową chwilę z tym jednym i jedynym ukochanym.
Kiedy już po wszystkim leżeli nadzy, przytuleni do siebie, Robert uśmiechał się szczęśliwy i rozmyślał o tym, co właśnie zaszło między nimi. Myślał o tym, jak ich życie się zmieni teraz na zawsze, ale także i o tym, że wcale mu to jakoś nie przeszkadza. Przypomniał sobie również i to, jak raz o mało jej nie stracił.
Było to parę lat temu. Jakoś tak świeżo po tym, jak zostawiła go Erika i zaraz potem wyjechała z rodzicami do innego miasta. Mocno wtedy to przebolał, a Nana to wszystko widziała. Pewnego razu zniknęła z domu i zostawiła liścik o treści:
Widzę, jak bardzo cierpisz, dlatego też pojadę szukać Eriki i sprowadzę ją do ciebie z powrotem. Może wtedy znowu zaczniesz się uśmiechać.
Chłopak przeraził się. Nana chce sama jechać do obcego miasta? Przecież to jest niebezpieczne. Nie powinna tak ryzykować. Przerażony ubrał się szybko i od razu poleciał ją szukać. Oczywiście nie wiedział, gdzie ma to zrobić. Nana mogła być dosłownie wszędzie. Logika jednak podpowiadała mu, że musi być gdzieś na dworcu głównym i tam właśnie zaczął ją szukać. Zaczął modlić się w duchu, aby nie wybrała podróży stopem, bo nie wiadomo wtedy, gdzie by on ją odnalazł. A na dworcu, choć to bardzo duże miejsce, mimo wszystko jest szansa odnaleźć ją.
Minęło kilka godzin od zniknięcia Nany, zaś Robert zaczął już powoli tracić nadzieję, gdy wreszcie jego cierpliwość i poszukiwania zostały nagrodzone. Ujrzał Nanę siedzącą na peronie i czekającą na pociąg. Podbiegł do niej z ulgą w sercu i zarazem złością w oczach. Dziewczyna go dostrzegła i załamała się na jego widok. A więc cały jej plan diabli wzięli.
- Co ty tu robisz? - zapytała.
- Mógłbym cię zapytać o to samo? - mruknął ze złością Robert - Ty głuptasie, co ci w ogóle strzeliło do głowy, żeby tak ryzykować, co?
Nana spojrzała na niego groźnie i zapytała:
- Co jest twoim zdaniem głupie w moim zachowaniu? Widziałam, jaki jesteś smutny i chciałam sprowadzić z powrotem do ciebie Erikę, żebyś już nie cierpiał.
- Pilnuj swoich spraw. Gdyby to było takie proste, sam bym ją znalazł.
Nana rozpłakała się. Znowu ją zranił, znowu nic jej nie wyszło. Wściekła i ze łzami w oczach wstała z ławki i chciała odejść. On jednak zatrzymał ją i zapytał:
- Nana, a ty dokąd się wybierasz? Przecież może coś ci się stać.
Złapał ją za rękę i chciał zatrzymać, ona jednak wyrwała mu rękę i zawołała:
- Nie! Nigdy nie pochwalasz tego, co robię! Zostaw mnie! Chcę umrzeć!
To mówiąc, rzuciła się biegiem do ucieczki. Robert nie rozumiał, co się tej tak zwykle bystrej i mądrej dziewczynie, nieco może zwariowanej, ale bardzo dobrej i kochanej, nagle stało. Nie chciał jednak nad tym wszystkim się zastanawiać, bo nie było na to teraz czasu. Pognał do przodu, za nią i dobrze zrobił, ponieważ zobaczył wtedy coś, co go zmroziło. Nana wpadła właśnie na grupkę pijanych chłopaków. Najwyraźniej bardzo atrakcyjna dziewczyna, która sama wpadła w ich ramiona, to była dla nich zbyt wielka pokusa, aby mieli z niej zrezygnować. Zaraz osaczyli oni Nanę i zaczęli mówić do niej:
- A dokąd to, ślicznotko? Uciekasz przed kimś? Możemy ci pomóc. U nas nie musisz się niczego obawiać.
Ich ton wskazywał wyraźnie na to, że stan trzeźwości mieli dawno za sobą. Dodatkowo byli obleśni i odpychający. Nana poczuła wstręt na sam ich widok, a co dopiero, kiedy ją złapali i próbowali zaciągnąć w jakiś ciemny zaułek. Zaczęła się z nimi szarpać, kopać i gryźć, ale chociaż z jednym przeciwnikiem łatwo by sobie poradziła, to z kilkoma nie miała szans. Wtedy właśnie skoczył jej na pomoc Robert. Złapał najbardziej nachalnego i oderwał go od dziewczyny, po czym dziko uderzył go pięścią w twarz. Powalił drania na ziemię, ale jego koledzy, widząc, co jest grane, natychmiast skoczyli na pomoc kumplowi. Robert bronił się dzielnie, do tego wykorzystując sztukę karate, ale nie wiadomo, czy dałby sobie radę z tymi tak agresywnymi przeciwnikami, gdyby Nana, która widząc, co się święci, szybko się otrząsnęła z szoku i ruszyła mu w sukurs. Wykorzystując to, czego nauczyła się w trakcie wspólnych lekcji karate, stanęła u boku Roberta i również odpierała dziko ataki przeciwników, wołając przy tym:
- Wy dranie! Wy bestie! Jak śmiałyście zaatakować mojego brata?!
Napastnicy widząc dwoje tak skutecznie pokonujących ich przeciwników, dość szybko zrozumieli, że nie mają z nimi szans, więc po kilku minutach walki w końcu odpuścili sobie i uciekli. Nana zadowolona pisnęła z radości i spojrzała na Roberta, który otarł sobie krew z ust i odetchnął z ulgą. Było już po wszystkim.
- Masz już dość wrażeń na dzisiaj? - zapytał z lekką złością - Możemy wracać do domu?
- Możemy, ale musisz mi coś powiedzieć - odpowiedziała Nana.
- Niby co takiego?
- Powiedz mi jedno. Kochasz mnie?
Robert spojrzał na nią zdumiony i odparł nieco zirytowany:
- Czy twoim zdaniem pakowałbym się w sam środek tego piekła, które oboje właśnie przeżyliśmy, gdybym cię nie kochał?
Nanie trudno było zaprzeczyć temu wszystkiemu, dlatego skinęła tylko lekko głową na znak, że podziela jego zdanie i zgodziła się wrócić z nim do domu. Kiedy już więc wędrowali z powrotem do swojej bezpiecznej przystani, jakim był tak im bliski domek, dziewczyna przytuliła się do Roberta i zachichotała lekko, czym to jeszcze mocniej zaskoczyła swojego przybranego brata.
- Narobiłaś tyle zamieszania i jeszcze jesteś zadowolona. Co cię tak śmieszy?
- Nic mnie nie śmieszy, jestem szczęśliwa.
- A niby z czego jesteś szczęśliwa?
- Z tego, że mnie kochasz. Dziękuję, że mi to powiedziałeś. Chciałabym to od ciebie często słyszeć, choćby to nie była prawda. Ale wiem, że to prawda. Wiem o tym, twoje zachowanie mówi samo za siebie.
Robert nie do końca rozumiał, o co jej chodzi, ale nie zadawał żadnych pytań. Cieszyło go jedynie to, że jego mała dziewczynka, jak ją nieraz w myślach zwał, teraz jest już bezpieczna i nic jej nie grozi.
W każdym razie, tak to wyglądało wtedy. W obecnej zaś chwili, gdy oboje już leżeli nadzy w łóżku, przytuleni do siebie, po tym, co ich połączyło ze sobą o wiele mocniej niż kiedykolwiek przedtem, przypomniał sobie tę chwilę, kiedy o mały włos jej nie stracił. Zaczął też powoli rozumieć jej zachowanie, które wtedy było dla niego zagadką, a teraz stało się dla niego o wiele bardziej zrozumiałe. Gładził czule jej puszyste włosy i rozkoszował się ich miękkością.
- Moja mała dziewczynka - powiedział dowcipnie.
- Już nie taka mała - odpowiedziała wesoło Nana, otwierając oczy i patrząc czule na niego - Teraz już duża. Chyba sam się o tym przekonałeś.
- Owszem i to było piękne doświadczenie. Ale boję się, że to wszystko może między nami zniszczyć.
- Dlaczego tak sądzisz?
- Bo widzisz, dotąd byliśmy sobie tylko rodzeństwem. Czy będziemy umieli się przestawić na inny, bardziej dojrzały typ naszych relacji?
- Ja już dawno się na niego przestawiłam. A ty?
- Ja chyba też, ale nie rozumiałem tego długo.
- Ale wreszcie zrozumiałeś.
- Tak. Ale co powie dziadek? A Okane? Czy będą zadowoleni?
Nana zachichotała nagle.
- Co cię tak śmieszy? - zdziwił się Robert.
- Och, Roberciku - powiedziała z pobłażliwością Nana - Nie widzisz tego, że oni już od jakiegoś czasu próbują nas wyswatać?
- Naprawdę tak uważasz?
- A to nie jest oczywiste?
Robert uśmiechnął się lekko i przytulił ją mocniej do siebie.
- Ale wiesz, jedno mnie zastanawia. Wiesz, dzisiaj właśnie odkryłem, że ty nigdy przedtem...
- Tak. I co w tym takiego niezwykłego?
- Nic, tylko chodzi o to, że sądziłem, iż już kiedyś to robiłaś. Miałaś w końcu już kilku chłopaków i sądziłem...
- Te związki to były błędy młodości. Tak jak twoje związki. Poza tym, byłam wtedy głupią siksą. Wmawiałam sobie, że jak będę spotykać się z innymi, to jakoś o tobie zapomnę. Ale tak to nie działało. I nie działa.
- I dlatego nigdy z żadnym z nich...
- Dlatego. Ja zawsze chciałam tylko ciebie. Zawsze chciałam tego, ale tylko z tobą, z nikim innym. Ja chcę tylko ciebie i twojej miłości. Szczerej i uczciwej. Nie chcę więcej, tylko tego. Czy możesz mi to dać?
Odpowiedzią dziewczynie był czuły pocałunek złożony na jej ustach, który dał jej do zrozumienia, że jej największe marzenie właśnie się spełniło.
KONIEC
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Wto 10:43, 29 Kwi 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
ZORINA13
Administrator
Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 12137
Przeczytał: 37 tematów
Ostrzeżeń: 0/5 Skąd: z peublo Los Angeles
|
Wysłany: Wto 11:02, 29 Kwi 2025 Temat postu: Nie chcę więcej |
|
|
Ciekawa historia.
Widzę inspirację Rzeźbiarzem łez i moja wina, ten wątek przybranego rodzeństwa, między którymi rodzi się zakazane uczucie.
Ładna historia, pełna uczuć, subtelności i magii.
Najbardziej zainteresowało mnie to, że chłopak jest magistrem politologii.
Nana miała kilku chłopaków, ale to były przelotne, zauroczenia a prawdziwa miłość jest tylko jedna.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Wto 11:04, 29 Kwi 2025, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
 |
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|