Forum Forum serialu Zorro  Strona Główna Forum serialu Zorro
Forum fanów Zorro
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moje powieści i opowiadania 3
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 9:23, 29 Kwi 2021    Temat postu:

Rozdział X - Krótka rozprawa o sprawach damsko-męskich
W tym samym czasie, w którym Maciek przeprowadzał swoją zemstę, jego starszy brat poszedł na spacer. Chciał odetchnąć świeżym powietrzem, a prócz tego też nieco przemyśleć sobie pewne sprawy. Pisał ostatnio pracę na temat ideałów, jakimi kierował się przez stulecia świat, a które z czasem upadały i zostały w taki lub inny sposób zniszczone lub zastąpione przez idee zupełnie inne. Gdyby ktoś go zapytał, po co właściwie pisze swoje dzieło, odpowiedziałby zapewne:
- Właściwie, to sam nie jestem pewien. Piszę dlatego, że tak mi w sercu gra. Nie umiem inaczej. Muszę pisać. Muszę przelać na papier wszystko, co czuję, co mi rozdziera duszę i nie daje spokoju. Wyrażam w ten sposób swoje uczucia. Czy jednak wierzę w to, że ktoś zechce te moje wypociny czytać? Nie bardzo. Sądzę, że raczej nikogo to dzieło nie zainteresuje. Nie w dzisiejszych czasach. Może tak w przyszłości, ale dzisiaj jeszcze nie. Ale przecież nie po to pisarz pisze, aby wszyscy ludzie go czytali. Pisarz pisze dlatego, że czuje potrzebę wyrażania siebie. I żeby czytali i zachwycali się nim ci, którzy robić to powinni. Którzy umieją docenić jego pracę i którzy rozumieją to, co on pisze.
Tak by z pewnością Piotr odpowiedział komuś na temat swoich prac, gdyby oczywiście ktoś go o nie zapytał. Ale nikt nie pytał, dlatego też siedział cicho i po prostu robił swoje, mając przy tym ogromną nadzieję, że jacyś jego potomkowie przeczytają tę książkę i zrozumieją jej przekaz.
Idąc ulicą, pogrążony w tego rodzaju myślach, Piotr zastanawiał się nad jakże ważnymi dla niego faktami. Przede wszystkim nie był pewien, o czym teraz w swojej powieści powinien napisać. W końcu opisał już naprawdę bardzo dużo. Co można by jeszcze w tym dziele dopisać?
Gdy tak nad tym wszystkim rozmyślał, nagle zauważył idącą w jego stronę Gabrysię. Chyba też była pogrążona we własnych myślach, ponieważ z jakiegoś powodu nie zwróciła na niego dopiero wtedy, gdy o mało nie wpadła na niego.
- Ojej, ostrożnie! Jak ktoś buja w chmurach, to potem tak się dzieje, że wpada na innych - rzucił żartobliwie Piotr - Po ziemi trzeba stąpać twardo albo wcale.
- Mnie pan to mówi? - jęknęła smutno Gabrysia - Kto jak kto, ale ja wiem o tym doskonale. Przepraszam bardzo, że na pana wpadłam. Nie planowałam tego.
- Rozumiem, nie musi się pani tłumaczyć. Wiele dziewczyn na mnie leci, a więc panią to także musiało prędzej czy później spotkać.
Gabrysia spojrzała na niego ironicznie i zapytała:
- Wiele dziewczyn, tak? Jak to dobrze, że ja już jestem kobietą.
- Uważa pani, że kobieta jest odporna na męski czar i wdzięk?
- Najpierw mężczyzna musi go mieć, aby go kobieta dostrzegła.
- Najpierw kobieta musi założyć okulary, żeby zauważyć to, co dla innych jest aż nadto oczywiste.
To mówiąc, Piotr wyszczerzył delikatnie swoje zęby w uśmiechu satysfakcji. Gabrysia zaś zazgrzytała swoimi w niemej bezsilności, aż w końcu powiedziała:
- Faceci. Naprawdę wszyscy jesteście jednakowi. Macie się za playboyów, a my przez was tylko cierpimy i mamy problemy.
To mówiąc, ruszyła powoli w swoją stronę, jednak zaintrygowany jej słowami nie zamierzał odpuścić i chciał się koniecznie dowiedzieć, o co jej chodziło.
- Wybacz, Gabrysiu. To znaczy, pani Gabrielo. Ja przecież nie chciałem cię w żaden sposób urazić. To znaczy, panią urazić.
Słysząc tę uroczą nieporadność w zadecydowaniu, w jaki sposób ma się do niej zwracać, Gabrysia uśmiechnęła się lekko i złość na Piotra jej przeszła.
- W porządku. Mówmy sobie na „ty”. Z twoim bratem już jestem po imieniu, a już dawno powinnam była poprosić go, żeby mi mówił po imieniu. Jak mi on ciągle mówił per „pani”, to się czułam strasznie staro. Dlatego go poprosiłam, żeby mi mówił na „ty”. Z tobą też chciałabym przejść na podobny etap.
- Miło mi to słyszeć, bo mam podobne pragnienie - odparł na to wesoło Piotr, ale szybko spoważniał - Powiedz mi, czy wszystko w porządku?
- Niestety, nie jest w porządku - odpowiedziała mu Gabrysia - Natalia dostała zapalenia płuc.
- Twoja siostra?
- Tak. Co chwila kaszle i się męczy, biedactwo.
- Ale chyba wyjdzie z tego, prawda?
- Wyjdzie, lekarze są dobrej myśli. Ale i tak czuję się źle, ponieważ to jest po części moja wina.
- Dlaczego tak uważasz?
- Ponieważ nie upilnowałam jej. Nie upilnowałam mojej małej Nutrii, znaczy Natalii. A ta włóczyła się po okolicy i złapała zapalenie płuc. No i jeszcze ten głupi chłopak.
- Jaki chłopak?
- Robert Rojek, kolega z klasy Natalii. On... On zrobił coś naprawdę podłego.
- A co takiego?
Gabrysia zmieszała się, gdy usłyszała to pytanie. Jej twarz spłonęła mocnym rumieńcem, a ona sama nie umiała powiedzieć głośno tego, co teraz czuje. Dlatego odparła:
- Wolałabym o tym nie mówić.
- Dlaczego? To jest aż tak podłe, co on zrobił?
- Podłe może nie, ale obrzydliwe na pewno.
- Powiedz, proszę. Obiecuję, że nikomu nie powiem.
Gabrysia westchnęła załamana, jakby rozważała w głowie, czy powiedzieć, po czym odparła:
- On ją podglądał, gdy się kąpała.
Piotr aż stanął w miejscu, gdy to usłyszał. Naprawdę? To była ta podła rzecz, której się dopuścił? Poważnie ktoś robi z tego jakąś aferę?
- Poważnie? Podglądał Natalię w kąpieli? - zapytał - Gdzie? U was w domu?
- Nie, no coś ty? - odpowiedziała mu na to Gabriela - Natalia poszła z dwiema swoimi koleżankami nad jezioro i tam te wariatki rozebrały się do naga i kąpały się jakby nigdy nic. A Robert i ten jego zboczony kolega, brat jednej z jej koleżanek, poszli ich podglądać. One to odkryły, wpadły w panikę, Natalia szybko się ubrała i nie wytarła się porządnie, przez co ją zawiało, gdy się podniósł wiatr i złapało ją zapalenie płuc, czy coś podobnego. No i teraz leży w szpitalu. A to wszystko przez tego małego drania.
- Moim zdaniem trochę za surowo go oceniasz. Przecież nikt nie kazał twojej siostrze tak się zachowywać i ryzykować swoje zdrowie.
- Może i nie, ale naprawdę postąpił podle, podglądając ją. I ten jego kolega. Własną siostrę podglądać?
- A ta siostra ile ma lat?
- Trzynaście, tak jak Natalia.
- Aha, to chyba zaczynam rozumieć.
Gabrysia spojrzała na niego zdumiona i zapytała:
- Co zaczynasz rozumieć?
- Dlaczego to zrobili. Trzynastolatki już zaczynają nabierać krągłości. A oni już są w tym wieku, że się dziewczynami interesują. No właśnie, ile oni mają lat?
- Obaj mają po czternaście.
- No widzisz. W tym wieku to zupełnie naturalne, że zaczyna nas ciągnąć do płci przeciwnej i chcemy ją poznawać bardzo dokładnie. Im dokładniej, tym lepiej. Ty w ich wieku nie miała ciągotek do chłopaków?
- No, jakoś nie. Ja się prowadziłam zawsze porządnie.
Piotr spojrzał na nią ironicznym wzrokiem i powiedział:
- To widać.
Po tych słowach ruszył przed siebie, jednak Gabrysia go zaraz dogoniła. Bez trudu wyczuła w jego głosie kpinę z jej osoby i musiała tę sprawę wyjaśnić.
- Słucham? Co to miało niby znaczyć?
- To, że zawsze byłaś jakaś inna. Gdy twoje koleżanki miały swoje problemy nastoletnie, ty ciągle zachowywałaś się tak, jakbyś już była dorosła. Przez to teraz nie umiesz zrozumieć wielu spraw, które się dzieją wokół ciebie.
- Oho, a to ciekawe. A jakich to spraw ja nie rozumiem, co?
- A różnych. Na przykład takich, że właśnie robisz z igły widły.
- Że słucham?! Moja siostra została upokorzona przez tych dwóch typków! Naprawdę sądzisz, że to nic takiego?!
- Nie pochwalam jego zachowania, ale powinnaś wyjaśnić siostrze, że w tym wieku chłopcy już tak mają. Ciągnie ich do dziewczyn, odkrywają w sobie pewne uczucia, których wcześniej nie czuli i muszą dać jakoś temu upust. Pragną również pięknych widoków. A czy jest piękniejszy widok niż naga dziewczyna w kąpieli? Te kropelki wody słodko spływające po jej ciałku i mieniące się w blasku słońca. Aż by się chciało być tymi kropelkami i wędrować po wszystkich okolicach tej cudownej postaci.
- Ulala. Ale poeta z ciebie - zakpiła sobie Gabrysia - Wnoszę z tego, że masz ogromne doświadczenie w tych sprawach.
- Przez grzeczność nie będę zaprzeczał - zachichotał Piotr.
- Oczywiście. Grzeczność jest cechą, której w ogóle nie znasz. Podobnie jak i skromność. Ale co się dziwić? Zostałeś rozpieszczony przez kobiety, które bardzo łatwo ci ulegały i były niezwykle frywolne i mamy tego efekty.
- Kto powiedział, że były frywolne i że mnie rozpieściły?
- Oczywiście, nie rozpieściły cię. Jesteś święty i jedynie nagie panie, które w swoim życiu widziałeś, to panie na twoich plakatach. To chcesz powiedzieć?
Piotr zarumienił się lekko zawstydzony i odparł:
- No, nie do końca.
- A widzisz. Miałam zatem rację - powiedziała z satysfakcją Gabrysia.
- Hej! Przecież to, że nie byłem święty jeszcze nie oznacza, że jestem jakimś Casanovą. Poza tym, po co rozmawiamy o mnie?
- Sam zacząłeś.
- Nie, ja tylko chciałem powiedzieć, że to normalne w wieku tych chłopców mieć takie ciągotki.
- I podglądać cudze siostry w kąpieli? I swoje własne też? Może mi powiesz, że ty też tak robiłeś?
- No, w sumie to... Tak.
Gabrysia aż stanęła w miejscu, gdy to usłyszała.
- Poważnie? A niby jakim cudem? Przecież nie masz siostry.
- Ja nie, ale kolega miał. No co? Obaj mieliśmy wtedy dziesięć lat.
- Super, jeszcze lepiej. I pewnie ta siostra nie miała do ciebie o to pretensji, prawda?
- Przeciwnie, miała ochotę mnie zlinczować. Ale przekonałem ją jakoś, aby tego nie robiła. Potem była moją pierwszą dziewczyną.
- Nieźle. A wiesz co? Twój brat idzie w twoje ślady.
- Co masz na myśli?
- Widziałam wczoraj, jak czaił się przed pokojem Kreski, kiedy ta się w nim przebierała i patrzył na nią przez uchylone drzwi.
Piotr lekko zachichotał i odpowiedział na to:
- Zuch chłopak. Ale skąd wiesz, że ją podglądał?
- Przecież stał pod jej drzwiami.
- To przecież żaden dowód.
- Żaden dowód? No, może i żaden. Ale powinien się wstydzić.
- A czemu? Że skorzystał z okazji?
- Jakiej okazji?
- Otwartych drzwi. A poza tym, pomyśl logicznie. Jakby Kreska nie chciała być podglądana, to by nie zostawiła uchylonych drzwi. To chyba oczywiste. Wiem o tym dobrze z własnego doświadczenia.
Gabrysia prychnęła z pogardą i mruknęła:
- Miałam rację. Baby cię rozpuściły.
- Hej, skąd niby taki wniosek?! - zapytał ironicznie Piotr.
- Mówię tylko to, co sam powiedziałeś.
- Ale to nieprawda. Zawsze o każdą dziewczynę musiałem się mocno starać.
- Naprawdę? I ile czasu potrzebowałeś, żeby je uwieść?
- No, to różnie bywało. Zwykle miesiąc, czasami krócej.
Gabrysia wybuchła gromkim śmiechem.
- No, rzeczywiście nie jesteś rozpuszczony. Miesiąc, czasami krócej. To jest rzeczywiście strasznie długi okres czasu.
- Ale wiesz, jakie katusze przeżywałem przez każdy taki miesiąc? Pragnąłem samej bliskości z tą dziewczyną i nic. Dla mojego ciała i mojej duszy to była wręcz męczarnia nad męczarnie.
- Biedny Piotruś. Musiał czekać miesiąc, zanim dziewczyna wskoczyła mu do łóżka. Rzeczywiście, straszne katusze - kpiła sobie Gabrysia, klepiąc go złośliwie po ramieniu.
Piotr poczuł, że ogarnia go gniew. Jakim prawem ta zarozumiała feministka chce go pouczać i jeszcze kpić z niego? Musiał jej dokuczyć.
- No widzisz, ale przynajmniej ja zabiegałem o dziewczyny, zanim je w końcu uwiodłem. Niektórzy robili odwrotnie.
Gabrysia przestała się śmiać, doskonale rozumiejąc przytyk do swojego męża, Janusza Pyziaka, którego nigdy by przecież nie poślubiła, gdyby nie zaszła z nim w ciążę podczas jednego letniego wyjazdu pod namioty. Musiała przyznać, że jej luby jakoś nie skakał z radości na wieść o tym, że będzie ojcem i dopiero matka Gabrysi musiała go przekonać do ślubu ze swą najstarszą córką. Janusz oczywiście spełnił swój obowiązek, ale nie ukrywał faktu, że robi to w pewnym sensie, pod moralnym przymusem. Mimo wszystko wokół córki, którą Gabrysia mu urodziła, długi czas skakał i okazywał jej zainteresowanie, ale z czasem znudziło mu się to i wyjechał do Australii i długo nie wracał, nie dając przy tym żadnej pewności, że kiedykolwiek wróci. Czy Gabrysia go kochała? Trudno jej było teraz powiedzieć to tak na pewno. Słowa Piotra jednak uderzyły w nią mocno, dlatego musiała to okazać.
- Rozumiem, że przypominanie mi wiecznie o tym, jak to fatalnie wybrałam sobie męża jest twoim życiowym celem? - zapytała Gabrysia.
- Ależ przeciwnie. Nie chciałem cię urazić. Po prostu bardzo nie lubię kpin z mojej osoby - odpowiedział na to Piotr.
- Ja również ich nie lubię. Poza tym, nie o tym rozmawialiśmy.
Piotr zrozumiał wtedy, że źle zareagował i zranił uczucia Gabrysia. Ucieszył się więc, że ona, jego sąsiadka o dobrym sercu i niewyparzonej buzi, zmieniła dość szybko temat rozmowy, wracając do pierwotnego.
- Masz rację, rozmawialiśmy o czym innym. O Robercie i jego głupim, jakże karygodnym zachowaniu.
- Słusznie to określiłeś. Wreszcie się w czymś zgadzamy. Głupim i nad wyraz karygodnym zachowaniu.
- Tak, postąpił podle, ale chodzi o to, że to taki wiek. Dziwi mnie wręcz, że nie zaczął już wcześniej.
- Może zaczął wcześniej, tego nie wiem. A może po prostu nie spotkał dotąd ciebie, aby mieć z kogo brać przykład?
- Wielka szkoda, że nie brał przykładu ze mnie. Dużo by się mógł nauczyć.
- Uhm, zwłaszcza o plakatach z nagimi paniami, co? Wątpię, aby ciekawiło go zdanie faceta, którego chyba jedyne doświadczenie z kobietą to gapienie się na jej nagą postać na plakacie.
- Hej, co ty wygadujesz?! Przecież mówiłem ci, że miałem dziewczyny. A ty mi nawet mówiłaś, że mnie rzekomo rozpuściły.
- Że jesteś nad wyraz rozpuszczony, to pewne. Ale czy przez kobiety? Tu bym się mogła mylić.
Piotr zrozumiał, że błędne koło, które właśnie zataczają, nie skończy się, jeśli będą dalej sobie dogryzać.
- Mieliśmy mówić o twojej siostrze. Musisz jej wyjaśnić, że choć nie było to miłe, to musi zrozumieć, że chłopcy w tym wieku niekiedy tak mają. Właściwie, to nawet częściej niż „niekiedy”. To dla wielu rzecz normalna.
- Normalna? Podglądać nagie dziewczyny w kąpieli?
- ŁADNE nagie dziewczyny, Gabrysiu. To dużo różnica. Jak dziewczyna ma co pokazać, to niech się nie dziwi, że może kusić, aby ją podglądać.
- Aha, czyli to wina dziewczyn, kiedy je ktoś podgląda w kąpieli?
- Można tak powiedzieć. Jakby nie były ładne, nikt by ich nie podglądał.
- Mnie jakoś nikt nie podglądał w kąpieli.
- No właśnie. Nie zastanawiało cię nigdy, dlaczego?
Gabrysia spojrzała na niego oburzona i fuknęła niczym obrażona kotka, po czym powiedziała przez zaciśnięte zęby:
- Tego to ci nigdy nie zapomnę.
- Zapomnisz, moja słodka. Zapomnisz - odpowiedział ironicznie Piotr - Łatwo się zapomina, zarówno to, co jest dobre, jak i to, co jest złe. Przy czym to, co dobre łatwiej zapominamy niż to, co złe. Taka nasza natura. Ale z czasem zapominamy o wszystkim.
- Kto niby zapomina? Ja na pewno nie. Ja zawsze wszystko dobrze pamiętam.
- Ja również wszystko dobrze pamiętam. A zwłaszcza to, co czuję i do kogo to czuję.
To mówiąc, Piotr spojrzał na swoją rozmówczynię wzrokiem pełnym uczucia, które sprawiło, że dziewczyna zmieszała się mocno, nie wiedząc przez chwilę, co ma odpowiedzieć.
- Jak mówiłem, ty łatwo zapomnisz o wszystkim, jestem pewien. A ja zawsze będę wszystko pamiętał.
- Mowa trawa - rzuciła ze złością Gabrysia i weszła gniewnym krokiem do domu na ulicy Roosevelta 5.
Piotr patrzył na nią odchodzącą i rzekł po cichu:
- Tak, mowa trawa. Ale ja zawsze będę pamiętał. Wszystko. Zwłaszcza to, co ciebie czuję, ty zarozumiała feministko bez klasy. A ty łatwo zapomnisz o tym, o czym oboje tutaj rozmawialiśmy. Zapomnisz też o tym, że mąż miał cię w nosie przez tak długi czas i gdy wróci, znowu posłusznie uszykujesz mu jego ulubione pierogi z mięsem i kapustą. I wszystko wróci do normy. I nic się w naszym życiu nigdy już nie zmieni. Taka kolej rzeczy. Ja pamiętam, ty zapominasz. Taka kolej rzeczy.
Po tych słowach wrócił do swojego mieszkania i zabrał się za szykowanie dla siebie obiadu.
Gabrysia z kolei wróciła do mieszkania zła i w furii chciała trzasnąć drzwiami o futrynę, jednak w ostatniej chwili zrezygnowała z tego, przypominając sobie, że przecież jest tu w domu jej dziecko. Nie powinna je więc budzić, jeśli oczywiście ono śpi. Zrzuciła więc buty, wdziała pantofle i poszła do pokoju, gdzie spała sobie jej córeczka w łóżeczku. Wyglądała tak słodko, tak cudnie, że Gabrysi przeszła od razu cała złość.
- Śpi? - odezwał się nagle głos jej matki.
Pięćdziesięcioletnia Melania Borejko, kobieta już mocno siwawa, której oczy niegdyś były niebieskie, a obecnie nabrały odcienia szarości, weszła ostrożnie do pokoju dziecka. Była skromne ubrana, podobnie jak i Gabrysia, choć ona wolała długą spódnicę do kostek barwy ciemnego drzewa, zieloną bluzkę i ranne pantofle aniżeli nowoczesną dżinsową modę, jaką preferowała Gabrysia.
- Tak, mamo. Śpi - odpowiedziała jej córka - Nakarmiłaś ją?
- Tak, niedawno. Mała zaraz zasnęła. Słodkie maleństwo, nie sądzisz? I jaka ona śliczna. Na pewno po mamusi.
Gabrysia niespokojnie dotknęła swojego policzka, jakby przypominając sobie coś i zapytała:
- Mamo, czy twoim zdaniem jestem piękna?
Melania Borejko spojrzała na nią zdumiona jej słowami.
- O co ci chodzi, kochanie?
- Pytam, czy twoim zdaniem jestem piękna, czy też brzydka?
- Kochanie, skąd nagle te dziwne pytania?
- To są normalne pytania. Czy jestem twoim zdaniem piękna?
Melania Borejko załamała ręce, słysząc te słowa.
- Mój Boże, to my mamy twoją córkę i twoje siostry na utrzymaniu, twego ojca w więzieniu, a ty będziesz pytać o takie bzdury? Naprawdę nie masz teraz nic lepszego do roboty?
- Mam, mamo. Po prostu się spytałam - burknęła Gabrysia i wyszła z pokoju.
Wieczorem, gdy brała kąpiel, wyszła powoli z wanny i wycierała się powoli ręcznikiem, stojąc przed lustrem. Gdy to robiła, poczuła nagle nieodpartą pokusę, aby zobaczyć siebie nagą. Dlatego odłożyła ręcznik i spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Uśmiechnęła się lekko, po czym delikatnie zaczęła się dotykać. W tamtej chwili musiała sama przed sobą przyznać, że wygląda całkiem dobrze, a nawet więcej, wygląda naprawdę atrakcyjnie. W uszach zadźwięczały jej słowa Piotra, że jakoś się nie dziwi, iż nikt jej nie podgląda w kąpieli. Czyli twierdził, że ona jest brzydka i nieatrakcyjna.
- Sugerujesz, że nie daję powodów, aby mnie podglądać? - powiedziała sama do siebie - No, to jeszcze zobaczymy, ty wstrętny babiarzu i mizantropie. Jeszcze zobaczymy, czy nie daję powodów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pią 20:20, 03 Gru 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 9:43, 29 Kwi 2021    Temat postu: Rozdział X - Krótka rozprawa o sprawach damsko-męskich

Melanie Borejkę wyobrażam jako Barbarę Bursztynowicz ,chłodną ,zmęczoną życiem perfekcjonistką.


Gabrysia jeszcze zrobi numer Piotrowi i pokażę ,że jest kimś więcej niż bezpłciową istotą ,której żaden facet już nie chce podglądać.

Piotr jest zakochany w Gabrysi ,tylko dopóki jest mężatką jej nie tego powie.
Zabawna ta ich sprzeczka. Najbardziej mnie ubawiło nawiązanie do mojego ulubionego serialu Doktor Quinn i to ,że nie podglądał siostry ,bo nie miał ,ale za to kolega miał he he.
Nie ma piękniejszego widoku niż piękna ,naga kobieta ociekająca wodą ,bardzo to pobudza męskie zmysły. Przypomina to niebo nad nami i konie w galopie.



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 14:08, 29 Kwi 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 0:47, 30 Kwi 2021    Temat postu:

Cieszę się, że mogłem sprawić Ci miłą niespodziankę tym nawiązaniem do Twojego ulubionego serialu, który i ja polubiłem ostatnio bardzo mocno Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pią 9:03, 30 Kwi 2021    Temat postu: Krótka rozprawa o sprawach damsko-męskich

Jest wart tego ,by dobrze go poznać. Doktor Quinn nic nie straciła ze swojego uroku.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:51, 30 Kwi 2021    Temat postu:

To prawda i dlatego nie mogłem się oprzeć pokusie, aby umieścić w tym rozdziale nawiązanie do tego kultowego serialu. A zwłaszcza tego słodkiego odcinka.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 10:52, 30 Kwi 2021    Temat postu:

Rozdział XI - Zazdrość i tombak
Maciek i Danuśka szli powoli ulicą, przez chwilę milcząc, ponieważ nie mieli za bardzo pewności, co mogliby sobie powiedzieć. Chłopak był nad wyraz z siebie zadowolony za to, jak w doskonały sposób ostatecznie rozstrzygnął swoje sprawy z Matyldą, ale też nie wiedział, co mógłby powiedzieć jej koleżance, która wpierw się z niego śmiała, ulegając wpływom tej głupiej lalki, a potem nagle, z jakiegoś powodu wystąpiła w jego obronie i z tego samego powodu zerwała z nią przyjaźń. Nie wiedział, co ma o tym myśleć. Nie wiedział, czy zachowanie dziewczyny było uczciwe, a jeśli tak, to jaki ona miała powód, aby tak postąpić? A może wszystko było jedynie przez obie pannice wyreżyserowane tylko po to, żeby wciągnąć go w jakieś kolejne idiotyczne gierki? Tego najbardziej się obawiał.
- Maciek... Ja chciałam cię przeprosić - odezwała się po długiej chwili dość przygnębiającego milczenia Danuśka.
Chłopak spojrzał na nią zaintrygowany i spytał:
- Przeprosić? A za co?
- Za to, że trzymałam z Matyldą i na początku wraz z nią śmiałam się z ciebie. Dobrze wiedziałam, jakie to żałosne, ale widzisz... Nie chciałam stracić przyjaźni z Matyldą. Sądziłam, że tak właśnie należy robić, aby mieć przyjaciółkę. Dlatego też słuchałam się jej i robiłam, co chciała, aż sama powoli zaczęłam się stawać taka jak ona. Dlatego wygadywałam te głupoty w operze. Chciałam jej zaimponować. Chciałam być taka jak ona. Dopiero po paru godzinach, jak to wszystko sobie już poukładałam w głowie, to zrozumiałam, jakie to było głupie. Kiedy tak śmiała się z ciebie na przystanku i zasugerowała mi, że ty i ta słodka dziewczynka, z którą cię parę razy widziałyśmy... Że ty niby mógłbyś... No wiesz... Naprawdę się dziwnie poczułam. I jeszcze jej kpiny z twojego statusu majątkowego.
- Statusu majątkowego. Jak to brzmi - zakpił lekko Maciek - Po co zaraz ten cały patos? Powiedz wprost, że jestem biedny i nie stać mnie na życie na poziomie, do którego przywykła Matylda i do którego przywykłaś ty.
- Ja jeszcze nie przywykłam do bogactwa, rodzice dopiero niedawno zaczęli lepiej zarabiać. Niedawno dopiero się dorobili.
- Dorobili się na służeniu partii, przez którą moi rodzice trafili do więzienia.
- A jeżeli nawet, co nam do tego? Nasi rodzice mieli własny rozum i sami za siebie podejmowali decyzje. Jedne lepsze, drugie gorsze. A my, ich dzieci, musimy jakoś żyć. Myślę, że najlepsze, co możemy w tej sprawie zrobić, to nie mieszać się do tego, co oni robią. I w miarę możliwości, nie oceniać ich, bo możemy ich tylko zranić.
- Może masz rację? Ostatecznie ci, co się mieszali w te same sprawy, w które wmieszali się nasi rodzice, to raczej nie mają teraz lekko w życiu. Jedni siedzą w pace za wrogości do partii, a drudzy im służą i boją się o to, że popadną w niełaskę i dołączą do tych pierwszych. Żadne z nich nie ma teraz łatwo.
- No właśnie, nie ma. A my póki co mamy i powinniśmy się tym cieszyć. Ale to przecież nie znaczy, że musimy wyśmiewać innych, którym chwilowo się nieco gorzej powodzi. No, a poza tym dobrze wiem, jak możesz się teraz czuć. Ja sama nie byłam do niedawna dość bogata, aby sobie pozwolić na przebywanie z takim kimś jak Matylda.
- Ale teraz możesz i obecnie należysz do jej koterii.
- Nie przesadzajmy. Koterią ja bym tego nie nazwała. Raczej bandą głupków, którym się wydaje, że jak mają kasę, to wszystko im wolno.
- I ty do nich należałaś?
- Wbrew swojej woli.
Maciek parsknął śmiechem, gdy to usłyszał.
- Poważnie? Chcesz powiedzieć, że Matylda cię do tego zmusiła?
Danuśka zrozumiała, jak głupio brzmią jej słowa, dlatego postanowiła jakoś sprostować swoją niefortunną wypowiedź.
- W pewnym sensie. Wywarła na mnie swego rodzaju presję. Chciała mieć taką wierną przyjaciółeczkę na dobre i na złe. A raczej tylko na dobre. A ja po tym, jak moi rodzice się dorobili, zaczęłam należeć do elity i cóż... Nie chciałam być gorsza od innych.
- Rozumiem i dlatego zachowywałaś się żałośnie? A gdzie godność osobista? Gdzie własne zdanie i poczucie własnej wartości?
- Początkowo nie myślałam o tym w ten sposób. Dopiero kiedy ona zaczęła z ciebie kpić na przystanku, zaczęło to do mnie docierać. Potem bardzo dobrze sobie to wszystko przemyślałam i uznałam, że nie chcę tego wszystkiego. Nie chcę już należeć do ludzi, którzy z ciebie kpią. I nie chcę mieć takiej przyjaciółki, bo nigdy nie wiadomo, kiedy ja padnę ofiarą jej kpin. Dlatego opowiedziałam jej znajomym o tym, jak ona cię potraktowała i że każde z nas może być kiedyś jej kolejną ofiarą. Dlatego nie przyszli na jej urodziny.
- Rozumiem. Wiesz, chciałbym uznać twoje postępowanie za szlachetne, ale jakoś nie umiem tego zrobić.
- Wiem, moje pobudki nie są najlepsze. Ale chciałam ci powiedzieć, że ze strony mojej i moich przyjaciół nie spotka cię nic złego. Nie będziemy z ciebie już nigdy kpić.
- Dziękuję. Miło mi to słyszeć.
- I chciałabym cię o coś prosić.
- O co?
- O to, żebyś czasem, kiedy wrócimy już do szkoły po wakacjach, mówił mi „Cześć”, jeśli oczywiście to nie problem. Chciałabym cię lepiej poznać, bo fajny z ciebie chłopak.
- Skąd wniosek, że jestem fajny?
- Tak ładnie opiekujesz tą dziewczynką. Wyglądacie oboje naprawdę uroczo. Ona naprawdę musi cię kochać.
- To prawda, a ja kocham ją. Słodka, mała Aurelia. Jest mi jak siostrzyczka.
- Wierzę ci, bo to było po tobie widać. Tylko ktoś, kto naprawdę kocha dzieci, może być tak dobry dla obcego sobie dziecka. Tym mnie najbardziej ująłeś. No i jeszcze zrozumiałam, że człowiek tak dbający o cudze dziecko, nie może być zły. Dlatego proszę, nie gniewaj się już na mnie. Przepraszam cię.
Maciek ostrożnie rozważał w głowie słowa dziewczyny. Nie miał w końcu żadnej pewności, po co ona mu to wszystko mówi. A jeżeli wszystko to miało na celu tylko zdobycie jego zaufania i wciągnięcie go w jakąś upokarzającą sytuację? Jeśli Matylda to wszystko przygotowała? Chociaż, czy to możliwe? W końcu, po co miałaby to robić? Czy nie dość już się nim zabawiła? Miałaby jeszcze bardziej to komplikować mu życie? Poza tym w głosie Danusi nie wyczuwał fałszu, dlatego nie chciał wyciągnąć negatywnych wniosków na jej temat.
- Dobrze, Danuśka. Przeprosiny przyjęte. Nie gniewam się na ciebie. No, a na Matyldzie się zemściłem. Rachunki między nami są wyrównane. Nie zamierzam w to dłużej brnąć i kontynuować dzieła zemsty.
Po tych słowach, zaśmiał się lekko, zdając sobie sprawę, jak patetycznie to mogło zabrzmieć.
- Wybacz, za dużo naczytałem się książek i teraz tak głupio gadam.
- Mnie tam się to podoba - powiedziała Danusia i stanęła przed nim, patrząc mu czule w oczy - Ty mi się podobasz. Jesteś inny niż inni chłopcy.
- Naprawdę? A w czym to niby jestem inny?
- We wszystkim.
Po tych słowach pocałowała go delikatnie w usta. Maciek jednak nie oddał jej pocałunku, tylko pozwolił się pocałować, po czym delikatnie złapał dziewczynę za ramiona, odsunął od ją siebie dziewczynę i powiedział:
- Pochlebiasz mi, ale ja jakoś nie mam chwilowo do tego głowy. A poza tym, nie chcę chusteczki do otarcia łez.
Danuśka była wyraźnie zasmucona z tego powodu, ale zgodziła się i w żaden sposób na niego nie naciskała.
- W porządku. Rozumiem cię. Jesteś naprawdę w porządku. Mam nadzieję, że kiedyś zostaniemy chociaż przyjaciółmi.
- Jesteś na dobrej drodze, aby to osiągnąć.
Dziewczyna uśmiechnęła się radośnie, po czym rzuciła się chłopakowi czule na szyję, lekko go przy tym ściskając. Maciek był w takim szoku, gdy to zobaczył, że nie był w stanie już nic powiedzieć poza: „Do widzenia” do Danuśki, która to już ruszyła biegiem przed siebie.
- Ech, dziewczyny. Kto je zrozumie? - zapytał ironicznie sam siebie i powoli wszedł do kamienicy.
Postanowił zajść do Kreski, aby z nią porozmawiać na temat tego, co właśnie miało miejsce oraz tego, co się stało u Matyldy. Zastał jednak dziewczynę bardzo przygnębioną, siedzącą właśnie przy stole.
- Cześć, Janeczko. Dobrze, że jesteś, bo chciałem ci coś powiedzieć.
- Nie musisz mi nic mówić. Przed chwilą dość się już napatrzyłam - odparła na to Kreska, nawet nie zaszczycając go spojrzeniem.
Maciek spojrzał na nią zaintrygowany tym, co właśnie usłyszał. Dlaczego to Kreska nagle w taki sposób do niego mówi? Przecież to nie ma sensu. O co jej też może chodzić?
- Janeczko, co ci jest? O co ci chodzi? - zapytał.
- Nieważne. To bez znaczenia - burknęła Kreska.
- Proszę, powiedz mi to, a postaram się to naprawić.
- Tego nie można naprawić.
- A może jednak można?
Kreska spojrzała na niego ze złością, graniczącą chwilami ze wściekłością oraz zazdrością, po czym zapytała:
- Kim jest ta dziewczyna?
- Jaka dziewczyna?
Kreska zerwała się ze swojego miejsca. Teraz było widać aż nadto dobrze, że jest po prostu wściekła.
- Ta dziewczyna, z którą całowałeś się pod domem.
Maciek zmieszał się tym pytaniem i nie wiedział, co może powiedzieć, choć zawsze wiedział, co chce powiedzieć.
- Skąd wiesz o Danuśce?
- Aha, a więc to była ta głupia Danuśka, która łazi ciągle za Matyldą? Tak coś sobie myślałam, że to ona. A ja głupia sądziłam, że Matylda kłamie.
- W czym kłamie?
- Wyobraź sobie, że zadzwoniła do mnie jakieś pół godziny temu i wyjawiła, że byłeś u niej na urodzinach i z byle powodu wyszedłeś razem z Danuśką, z którą wyraźnie byłeś umówiony na słodkie sam na sam.
Maciek wyglądał, jak ktoś, komu opowiedziano stary i głupi dowcip, którego treść była już po prostu idiotyczna, dlatego początkowo parsknął śmiechem, być może sądząc, że Kreska zmyśla. Gdy jednak zobaczył, że bierze ona to, o czym tu mowa, na poważnie, szybko pospieszył z wyjaśnieniami.
- Janeczko, przecież Danuśka to tylko koleżanka Matyldy, a teraz i moja. Nie wiem, ile jeszcze będzie się przyjaźnić z tą głupią kreaturą. Mam nadzieję, że już nigdy więcej.
- A co ci tak na tym zależy, co? Podoba ci się ona? W sumie nie dziwię ci się. Ona jest bardzo ładną dziewczyną.
- Janeczko, ona wcale mi się nie podoba. To znaczy, ładna z niej dziewczyna, ale przecież i tak nie mam u niej szans. Nie mam szans u żadnej dziewczyny.
- Tak? I dlatego, że nie masz z nią szans, całowałeś się z nią?
- To ona mnie całowała, a nie ja ją.
- O, to rzeczywiście duża różnica.
- O co ci chodzi?
- O nic. Tylko dziwi mnie, że tak narzekałeś na Matyldę, a poszedłeś do niej na jej urodziny, a potem zabrałeś sobie z nich nagrodę pocieszenia.
- Jaką nagrodę pocieszenia?
- Wiesz, taką chusteczkę do otarcia łez.
Maciek spojrzał zdumiony na Kreskę, nie bardzo rozumiejąc, co ona ma na myśli. Dość szybko jednak to pojął, bo parsknął śmiechem i odpowiedział:
- Janeczko, jak ty możesz tak uważać? Przecież Danusia mnie w żaden sposób nie interesuje.
- Naprawdę? Ale ty ją i owszem.
- Daj już spokój. Przecież żadna dziewczyna nie może być mną na poważnie zainteresowana.
Teraz Kreska spojrzała zdumiona na chłopaka, nie bardzo rozumiejąc, co on ma na myśli. On uważa, że żadna dziewczyna nie może być nim zainteresowana? Co on w ogóle gada?
- Jak to? Co ty bredzisz?
- No, bo popatrz sama. Przecież ja nawet nie jestem przystojny.
Kreska parsknęła śmiechem. Myślała, że chłopak żartuje. Potem jednak, gdy dokładniej przyjrzała się jego twarzy i miny, która na niej widniała, zrozumiała, iż on mówi na poważnie.
- No nie... Ty tak na serio? - spytała.
- Tak, na serio - potwierdził chłopak - Przecież ja wcale nie jestem przystojny.
- Ty nie jesteś przystojny? Naprawdę nieźle zgłupiałeś przy tej Matyldzie. Ty nie jesteś przystojny? Nawet dziadek, choć jest mężczyzną, nieraz powiedział, że jesteś bardzo przystojnym chłopcem. Przypominasz mu młodego Olbrychskiego.
- Poważnie? Twój dziadek jest bardzo miły - odrzekł Maciek z uśmiechem na twarzy - Ale obawiam się, że jest w błędzie. Fakty przeczą o tym całkowicie. Ja nie jestem przystojny, bo gdybym był, to teraz włóczyłby się za mną cały wianuszek ładnych dziewczyn.
Kreska prychnęła z pogardą.
- Wianuszek ładnych dziewczyn? Typowy facet. To jedna ci nie wystarczy?
- Oj, jedna by mi całkowicie wystarczyła. Ale nie ma co o tym rozmawiać. To jest przecież praktycznie i fizycznie niemożliwe. A nawet gdyby było, to przecież ja zamierzam całkowicie skończyć z głupimi babami. Żadna mnie już nie usidli. Mówię ci, koniec z babami. Koniec z dziewczynami.
- Aha, czyli ze mną też koniec? Dziękuję bardzo.
Maciek poczuł, że się nieco zagalopował, więc szybko poprawił.
- Ale ty nie jesteś dziewczyną. Jesteś Kreską. To znaczy Janeczką.
Kreski to jednak nie uspokoiło.
- Nie jestem dziewczyną? Dziękuję bardzo. Coraz lepiej. To jeśli nie jestem dziewczyną, to kim jestem?
- Przepraszam, ja nie to miałam na myśli.
- A co miałeś na myśli? Znowu jestem Kreską, a nie Janeczką?
- Nie, jesteś Janeczką, nie Kreską. Tylko, że ty nie jesteś taką dziewczyną jak wszystkie inne.
- Wszystkie inne? Jakie wszystkie inne? Uważasz, że skoro ta twoja Matylda jest głupia i nic nie warta, to wszystkie takie są?
- Ty nie jesteś.
- A Gabrysia jest? A Aurelia jest? Przypominam, że to też dziewczyny.
- Dobrze, masz rację. Zagalopowałem się. Po prostu mam dość głupich bab, które się mną bawią. Jestem załamany i to mnie boli. Do tego, jak mi mówisz, ta głupia Matylda dzwoniła do ciebie i wygadywała na mój temat głupoty.
- Chyba nie do końca takie głupoty, skoro się całowałeś z Danuśką.
- Nie całowałem się! To ona mnie pocałowała!
- A ty się opierałeś?
- Odsunąłem ją od siebie i dałem jej do zrozumienia, że nie jestem chwilowo zainteresowany związkiem. W każdym razie nie z nią.
- Dlaczego? Jest ładna, zgrabna, bogata, ma wszystko na swoim miejscu. Co ci w niej przeszkadza?
- To, że jeszcze do niedawna sama się ze mnie śmiała wraz z Matyldą. Teraz mi gada jakieś bzdury, że niby nie chciała tego robić, że robiła to pod jej presją, ale naszły ją refleksje i teraz ma już dość. Brzmiała szczerze, ale skąd mam wiedzieć, czy nie mówi tak po to, aby się mną zabawić i zemścić na Matyldzie? Żeby mieć satysfakcję, że mnie uwiodła, a Matyldzie się nie udało? Albo, że ona i Matylda to wszystko uknuły, aby mnie jakoś ośmieszyć?
Kreska patrzyła na niego uważnie i słuchała jego słów. Wiedziała, że mówi na serio i złość powoli zaczęła jej przechodzić.
- Nie sądzisz, że za dużo książek się naczytałeś? Zwłaszcza tych o intrygach? Po co Matylda miałaby tak się wysilać i wymyślać takie plany, skoro wcale jej na tobie nie zależy?
- Nie wiem. Urażona duma? Albo może chęć zemsty za numer, który zrobiłem na jej urodzinach?
- Jaki numer? - zapytała zdumiona Kreska.
Maciek opowiedział więc ze szczegółami, jak się zachował na przyjęciu. Jego słuchaczka wysłuchała opowieści bardzo uważnie, jednocześnie nie umiejąc jakoś ukryć swojej satysfakcji z tego powodu. Uznała, że chłopak miał naprawdę dobry pomysł i nieźle urządził tę zarozumiałą zołzę. Nic dziwnego, że ta potem do niej zadzwoniła i naopowiadała jej bredni o tym, że Maciek i Danuśka są w sobie teraz zakochani. Teraz wszystko układało się w jedną całość.
- Rozumiem. W takim razie ten telefon od Matyldy nabiera sensu. Ta głupia zołza liczyła na to, że uwierzę w to, jakim jesteś babiarzem i zerwę z tobą kontakt. A ja niewiele lepsza, skoro przez chwilę naprawdę w to uwierzyłam.
- Ale już nie wierzysz?
- Nie, teraz wierzę w to, co ty mówisz. Wierzę ci, Maciek. Ale nie wierzę w to, że możesz myśleć o sobie jak o brzydkim facecie.
- Ale tak przecież jest. Jakoś żadna dziewczyna w szkole nie okazywała mi nigdy swojego zainteresowania, zwłaszcza odkąd moi rodzice trafili do więzienia jako osoby podejrzane politycznie. W tamtym momencie wszyscy się ode mnie odwrócili. Znaczy, nie wszyscy, jednak sporo osób zaczęło na mnie patrzeć w taki sposób, jakbym był trędowaty.
- To akurat prawda, ale nie ma co się przejmować. Przejdzie im. Zobaczysz, jak tylko twoi rodzice wyjdą, to wszystko wróci do normy. Poza tym, naprawdę cię przejmuje to, co myślą o tobie idioci pokroju Matyldy?
- Nie wiem. Z jednej strony mnie to nie przejmuje, ale z drugiej boli mnie to, jak łatwo większość uczniów odsunęła się ode mnie tylko dlatego, że moi rodzice coś niecoś narozrabiali w polityce i poszli za to siedzieć. Bo tak, to wszyscy byli do mnie bardzo mili, a potem co? Ledwie jakiś problem się pojawia, a już wszyscy się ode mnie odwracają. Znaczy nie wszyscy, ale ogromna część.
- Ludzie już tacy są. Ale nie można wrzucać wszystkich do jednego worka.
- Jedno jest jednak pewne. Żadnej dziewczynie się nie podobam.
Kreska zaczęła się śmiać, gdy to usłyszała. Jej śmiech rozdrażnił Maćka.
- Co cię tak bawi? - zapytał - Moja przykra sytuacja?
- Jaka przykra sytuacja? Przecież ty jesteś najładniejszym chłopakiem w całej szkole i każda dziewczyna marzyłaby o tym, aby być z tobą.
- Tak? To czemu jakoś ich tutaj nie ma, co?! Dlaczego, jak tylko pojawiły się jakieś problemy, od razu te wielbicielki zniknęły, jedne po drugim?
- Potrzebujesz wielbicielek?
- Potrzebuję prawdziwej miłości. Marzę o niej od dawna. A żadna dziewczyna jakoś nie umie mnie nią obdarzyć.
- Bredzisz.
- Nie bredzę! Janka, popatrz tylko na mnie! No, popatrz na mnie! Co ja mam dziewczynie do zaoferowania?!
- Dobre i kochające serce uczciwego chłopaka. To mało?
- Jakoś mało, bo żadna mnie nie umie pokochać! I żadna mnie nie pokocha!
- Co ty opowiadasz?!
- Prawdę! Żadna dziewczyna mnie dotąd nie pokochała i nie pokocha!
- Skąd wiesz, że żadna nie pokochała?
- To gdzie ona teraz jest, co?! Ta jedna jedyna? Jakoś jej tu nie ma. Nie ma jej i nigdy nie było. Bo nigdy ona nie istniała. Żadna mnie nigdy nie pokochała!
- JA POKOCHAŁAM!
Maciek zmieszał się, gdy to usłyszał. Nie wiedział, co ma powiedzieć. Nigdy by się nie spodziewał takich słów z ust swojej przyjaciółki. Kreska zaś wyglądała na zmieszaną swoją odwagę, której sama się po sobie nie spodziewała. Spuściła lekko głowę w dół, nie mając teraz siły patrzeć w oczy ukochanego.
- Janeczko, ja...
Maciek chciał podejść do Kreski, ale ta cofnęła się przed nim.
- Nie rób tego! Nie chcę stracić do ciebie szacunku!
- O czym ty mówisz?
- Nie rób tego, Maciusiu.
- Czego mam nie robić?
- Nie mów, że też mnie kochasz. Bo teraz to nie byłoby szczere. Bo teraz to byłby falsyfikat. A ja go nie chcę. Nie chcę od ciebie tombaku!
Maciek zmieszany patrzył zdumiony na Kreskę. Ta zaś odwróciła się do niego plecami i powiedziała już spokojniejszym tonem:
- Proszę cię, wyjdź.
- Dlaczego?
- Potrzebuję spokoju. Wyjdź, proszę. Później porozmawiamy. Teraz nie mam na to siły.
- Na pewno?
- Na pewno.
Maciek podszedł do niej i dotknął jej ramienia, jednak Kreska odsunęła się od niego. Nie chciała, aby jej dotykał. Nie teraz. Właściwie, to marzyła o tym, aby ją do siebie przytulił i przycisnął do swego serca, ale nie teraz. Teraz chciała tylko świętego spokoju. Maciek na szczęście uszanował to i wyszedł. Kreska zaś, kiedy już upewniła się, że poszedł do siebie, spojrzała w lustro, szepcząc:
- Coś ty narobiła, idiotko?
I zaczęła płakać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Nie 0:56, 05 Gru 2021, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pią 11:13, 30 Kwi 2021    Temat postu: Rozdział XI - Zazdrość i tombak


Wrażliwa Danusia nie umiała oprzeć się presji ze strony Matyldy ,bardzo prawdziwe. Widać ,że zauroczyła się Maćkiem ,ale nic z tego nie będzie.
Dobrze ,że wytłumaczył Janeczce wszystko i intryga Matyldy się jednak nie udała.
Maciek nieświadomie powtarza dyrdymały Piotra o głupich babach. Czy ten chłopak nie patrzył na siebie w lustrze ,nie widzi ,że ma twarz Kmicica ?
Z drugiej strony może to i dobrze ,bo gdyby miał tego świadomość ,to może stał by się zarozumiałym ,podrywaczem ,pustą wydmuszką,ciachem ,ptysiem i cwaniaczkiem.
Rozbawiło mnie to nawiązanie do młodych Tytanów ,Robina i Gwiazdki i tego kultowego tekstu nie jestem dziewczyną to, kim jestem ?
Trudno nadążyć za tymi młodymi ,zbliżają się się do siebie ,by się znowu oddalić. W jednym Kreska ma rację ,gdyby teraz Maciek powiedział ,że ją kocha to byłby tombak . A ona nie chce być plasterkiem na jego rany.
Przed nimi jeszcze długa droga.
Rozdział bardzo mi przypadł do gustu i jestem ciekawa co będzie dalej. Brakowało mi trochę małej Aurelii w odcinku.
Jak się rozwiążą losy wszystkich bohaterów ?






Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Pią 11:21, 30 Kwi 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:14, 01 Maj 2021    Temat postu:

Cieszę się, że podoba Ci się ten rozdział i zawarte w nim aluzje do znanych nam obojgu produkcji. Ciekawi mnie, co powiesz o kolejnym rozdziale. W nim też jest sporo nawiązań Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 10:15, 01 Maj 2021    Temat postu:

Rozdział XII - Pojedynek na argumenty
Maciek po rozmowie z Kreską poszedł na górę, do mieszkania, które dzielił z bratem. Piotr już tam był, siedział w swoim pokoju i pisał coś w zeszycie. Siedział przy zapalonej lampce, aby łatwiej mu się pisało. Nie spojrzał nawet na Maćka, kiedy ten się zjawił, choć z pewnością usłyszał jego powrót. Chłopaka to jednak nie zraziło. Dobrze wiedział, że Piotr miał już to do siebie, że jak tylko się w coś angażował lub wykonywał jakąś ważną dla niego pracę, nic nie było w stanie go od niej oderwać. Maciek nie chciał mu więc przeszkadzać, dlatego tylko bardzo ostrożnie zerknął do pokoju Piotra i gdy zobaczył, co on robi, zadowolony zaszedł do kuchni, aby zrobić sobie herbaty. Gdy zagrzewał wodę, usłyszał nagle głośne wołanie Piotra:
- Dla mnie też zrób herbaty, jeśli możesz.
Maciek uśmiechnął się zadowolony. Ten gość miał chyba słuch lepszy od kota i maniery gorsze od Piłsudskiego, który podobno raz przyjął gościa, którym był chyba Stefan Żeromski, w koszuli oraz kalesonach, bo ostatnią parę spodni oddał właśnie do cerowania. Maciek zastanawiał się, czy posiadanie kiepskich manier i zarazem niezwykle czułych zmysłów jest przepisem na zostanie w przyszłości kimś sławnym. Jeśli tak, to jego brat jest na doskonałej drodze do tego.
- Proszę, to twoja herbata - powiedział chłopak, stawiając chwilę później na biurku Piotra szklankę z wyżej wspomnianym napojem.
- Dzięki, młody - odpowiedział mu Piotr, wreszcie na niego spoglądając.
Wysączył nieco napoju i patrzył przez chwilę na Maćka, który powoli także zaczął pić, przy okazji z uwagą przyglądając się plakatom ze skąpo ubranymi lub też całkiem nagimi paniami. Obserwując je musiał przyznać, że co jak co, ale gust to jego straszy brat ma i to niezły.
- Słuchaj, braciszku, nie wolałbyś zamiast tych pań z obrazków jakieś takiej, no wiesz, prawdziwej? - zapytał po chwili Maciek.
- Te są dużo lepsze - odpowiedział mu Piotr.
- Naprawdę? A w czym one są lepsze od tych prawdziwych?
- Nie gadają. Mogą siedzieć wszystkie razem w jednym pokoju i nie będą się kłócić ani plotkować, ani tym bardziej o mnie bić. Wszystkie one cieszą się równo moimi względami i nie zmuszają mnie do podejmowania trudnych dla mnie i dla nich decyzji.
- Ciekawe podejście.
- Całkiem praktyczne. Ale nie musisz brać ze mnie przykładu. Właściwie, to może lepiej na tym wyjdziesz, jeśli tego nie będziesz robić.
W tej samej chwili żarówka zgasła. Piotr spojrzał na nią ze złością, po czym próbował pstrykać włącznikiem od lampy kilka razy, ale nic mu to nie dało.
- Może się przepaliła? - zasugerował Maciek.
- Guzik przepaliła. Znowu jakiś złodziej wykręcił korki - mruknął ze złością w głosie Piotr - Jest coraz bardziej bezczelny. Robi to już w biały dzień.
- No, nie tak do końca „biały”. Zbliża się wieczór.
- Jest bezczelnie pewny siebie. Ale zobaczysz, Maciek, jeszcze dorwę drania na gorącym uczynku i wtedy powyrywam mu nogi z tyłka i każę mu je zjeść.
Maciek uśmiechnął się lekko, gdyż złość Piotra i dobierane przez niego słowa nieźle go rozbawiły. Zadowolony zaczął powoli sączyć herbatę, po czym spytał:
- Słuchaj, Piotrusiu... Co sądzisz o Kresce, znaczy o Jance Krechowicz?
Piotr, który z powodu braku lampki, której światło bardzo pomagało mu w trakcie pracy, nie mógł chwilowo pracować, odsunął się lekko od biurka i spytał:
- A dlaczego pytasz?
- Bo dowiedziałem się dzisiaj od niej czegoś, co nie daje mi spokoju.
- Mianowicie?
- Mianowicie tego, że ona mnie kocha.
Piotr rozbawiony zaczął się głośno śmiać. Słowa Maćka wywołały w nim ten atak śmiechu, jednak u jego brata raczej spowodowały złość.
- Co cię tak bawi? - zapytał.
- Ty i twoje nagłe odkrycie - odpowiedział mu Piotr - Naprawdę dopiero teraz zauważyłeś, że ona kocha się w tobie i to odkąd się poznaliście?
Maciek nie posiadał się ze zdumienia. Skąd niby Piotr to wie? Czyżby Kreska mu się zwierzała ze swoich sekretów? Nie, to chyba niemożliwe. Więc skąd on to wie? Skąd u niego taka wiedza?
- O czym ty mówisz? Chcesz powiedzieć, że wiedziałeś od początku, że ona się we mnie kocha? - zapytał po chwili Maciek.
- No oczywiście. To było tak oczywiste, że nie mogło być inaczej - stwierdził Piotr tak, jakby rzeczywiście to było coś oczywistego dla wszystkich.
- Ale dlaczego nic mi nie powiedziałeś?
- Uznałem, że to nie moja sprawa i lepiej nie mieszać się do spraw młodych i zakochanych. Poza tym ganiałeś za Matyldą. Co cię wtedy obchodziła Kreska?
- Może nie latałbym za nią, gdybym wiedział, co czuje do mnie moja sąsiadka i przyjaciółka ze szkolnej ławki?
- Może tak, może nie? A jakie to ma teraz znaczenie? - Piotr wzruszył tylko dość obojętnie ramionami.
- Duże, bo mógłbym uniknąć niepotrzebnie kompromitacji z powodu Matyldy i jej głupich pomysłów - odparł na to Maciek.
- A teraz skąd wiesz, że Kreska się w tobie kocha? Powiedziała ci?
Maciek pokiwał potakująco głową.
- Tak, powiedziała. I dodała, że teraz nie mogę jej wyznawać uczuć i to nawet jeśli bym chciał, bo wtedy to byłby tombak. Falsyfikat.
- I ma całkowitą rację. Ty w ogóle, młody, to słuchaj się Kreski. To jest mądra dziewczyna.
- Może i mądra, ale ma chwilami trudny charakter.
- Lepiej trudny niż żaden. A czemu ma trudny? Krytykuje cię?
- Ostatnio częściej niż powinna.
- Tego nigdy za mało. Konstruktywna krytyka pomaga nam lepiej zrozumieć wszystko, co w nas siedzi i pomaga nam zwalczyć to, co w nas jest gorsze. Poza tym, krytyka dowodzi szczerości. Myślę więc, że czasami warto, aby dziewczyna cię krytykowała. Nie tylko warto, ale wręcz trzeba, aby tak robiła.
- Może, ale nie rozumiem jednej rzeczy. Jeśli ona się we mnie kocha, jak mi to sama przyznała, to czemu nie powiedziała mi tego dużo wcześniej? Tego już za nic nie umiem zrozumieć.
- Kobiet nie należy rozumieć, trzeba je kochać - rzucił dość filozoficznie Piotr - No, a ty, młody, strzeż się kobiet chwalących cię nadmiernie. Takie nigdy nie są szczere. Schlebiają ci, bo mają w tym interes.
- Jaki interes?
- A bo ja wiem? Całą masę interesów. Z wykorzystywaniem finansowym na czele. To najczęściej występujący motyw pochlebstw. Zapamiętaj sobie, braciszku. Jeśli baba zanadto ci schlebia, to prawie zawsze chce, abyś jej kupił jakiś bardzo drogi prezent lub w inny sposób chce cię wykorzystać.
- Ale z ciebie znawca, Piotrusiu - zachichotał Maciek, a gdy brat spiorunował go wzrokiem, dodał dowcipnie: - Nie, żebym coś sugerował.
Wtem rozległo się pukanie do drzwi. Maciek odłożył na biurko brata swoją już pustą szklankę po herbacie i podszedł do nich.
- Kto tam? - zapytał przyjaznym tonem.
- Harcerze - odezwał się nagle kobiecy, znajomy głos, który Maciek bez trudu rozpoznał.
- Nie wierzę - odpowiedział żartobliwie.
- Otwieraj, chamie! ORMO nie kłamie - padła równie dowcipna odpowiedź.
Maciek parsknął śmiechem i szybko odryglował drzwi i wpuścił stojącą w ich progu Gabrysię. Była ona ubrana w dżinsy, koszulę na guziki, a w dłoni trzymała chyba zepsuty bezpiecznik lub coś w tym stylu.
- Wybaczcie, chłopcy, że wam przeszkadzam, ale znowu złodziej ukradł nam korki. To już trzeci raz w tym tygodniu. Ja naprawdę nie wiem, co ten skurczybyk z nimi robi. Zjada je czy co?
- Pewnie przepija - odparł Maciek.
- Być może. Ale ja nie po to, żeby narzekać. Próbuję naprawić te korki zanim się ściemni, a idzie już wieczór i jak tak dalej pójdzie, to skończymy w ciemności i ludzie się pozabijają na schodach, wracając do domu z pracy. Wiecie, że wielu z nas wraca bardzo późno. Dlatego proszę was, w ramach sąsiedzkiej i obywatelskiej solidarności, użyczcie mi kawałek drutu.
- Po co ten cały patos? Nie możesz po prostu powiedzieć, o co ci chodzi?
- Śrutu tutu, pęczek drutu. Tego chcę, pęczka drutu. Może być?
Maciek parsknął śmiechem i Gabrysia zrobiła podobnie. Odkąd poprosiła go, aby mówił jej po imieniu, pojawiła się między nimi większa nić sympatii oraz coś na kształt bratersko-siostrzanej poufałości, co znacznie polepszyło ich relacje.
- Piotrek, masz tam kawałek drutu? - zapytał Maciek brata.
Piotr natychmiast zerwał się z biurka i bardzo szarmancko powiedział, kiedy tylko Gabrysia i Maciek stanęli w drzwiach jego pokoju:
- Szanowna pani, już służę uprzejmie.
To mówiąc otworzył szufladę i zaczął w niej szperać, aż znalazł w niej to, czego szukał. Zadowolony wyjął dość spory, zwinięty kawałek drutu i rzekł:
- Oto jest to, czego sobie pani życzyła. Znaczy „ty sobie życzyłaś”.
Przypomniał sobie, że od niedawna są już na „ty”.
- Och, jakiś ty szarmancki - zakpił sobie z brata Maciek - Odkąd wziąłeś się za pisanie, wyzwoliły się w tobie dobre maniery.
- O, to ty piszesz? A co takiego? - zapytała Gabrysia Piotra, wyraźnie bardzo zainteresowana jego dziełem.
- Piotr piszę kronikę - rzucił dowcipnie Maciek.
- Historię - poprawił go Piotr - Na podstawie własnych wydarzeń opisuję to, co powinni zapamiętać potomni. Teraz oczywiście tego nie wydam. Rozumiecie, cenzura. Ale z czasem ten zeszyt może kiedyś stać się dowodem tego, jak nisko upadł świat, który znałem. I będzie on apelem do ludzi, aby nie pozwolili na to, żeby ten upadek spotkał i ich światy.
- O jakim upadku mówisz? - spytała Gabrysia.
- O upadku zasad, moja droga - pospieszył z odpowiedzią Piotr - Ten zeszyt za kilka lat będzie bezcenny, bo będzie wciąż zawierał uniwersalne prawdy. Mam w nim zapisane wszystko, co ma znaczenie. Wszystko tutaj mam. Każdy dzień. Każdą zbrodnię. Każde kłamstwo.
- Hola, hola! Sądzisz, że tylko z tego składa się historia? Tylko ze zbrodni i z kłamstw?
- Na ogół tak. Historia to przede wszystkim zapis jednej zbrodni po drugiej.
- Ejże, a gdzie bohaterstwo? Odwaga? Idee?
- Ideały są dobre tylko dla czasów, w których się w nie inwestuje pieniądze i to ogromne. Ale ludzie u władzy rzadko inwestują w ideały. Dlatego one prędzej czy później muszą ulec światu oraz jego twardym zasadom. A niekiedy ideały są jedynie pretekstem do tego, aby dana koteria mogła zyskać władzę.
Nie chciał tutaj mówić o Solidarności oraz o tym, jak nisko upadła ona w jego oczach, gdy tylko zobaczył, do czego dążą pewni przywódcy tego zgromadzenia, gdyż nie był pewien, kto może podsłuchiwać i jak, dlatego poprzestał tylko na tak ogólnikowym stwierdzeniu, który jednak nie zadowolił wcale Gabrysi.
- Ale idee tworzyły zawsze nowe prądy w świecie - powiedziała.
- Oj tak, idee - zakpił sobie Piotr - Te wszystkie piękne idee, które cały czas, nieodmiennie nikczemnieją.
- Co za brednie!
- Żadne brednie, tylko suche fakty. Przypomnieć ci poglądy pewnego pana z brodą, który twierdził, że niesie dobro dla świata?
Miał oczywiście na myśli Karola Marksa, którego poglądy zaowocowały tym, co obecnie miało miejsce w Polsce. Oczywiście nie bezpośrednio to zaowocowało, ale pośrednio zrobiło to na tyle mocno, że jego efekty w tamtych czasach boleśnie wyczuwano.
Gabrysia oczywiście zrozumiała, o co chodzi z tym panem z brodą oraz jego ideałami, które pośrednio utopiły świat w morzu krwi. Mimo wszystko nie mogła przyznać rację Piotrowi, jej duma na to nie pozwalała. Dlatego stwierdziła:
- To naprawdę są jakieś brednie.
- Żadne brednie - odpowiedział jej Piotr - Popatrz tylko na świat wokół nas. Popatrz na degradację, popatrz na upadek kultury i obyczajów. Popatrz na upadek wszelkich autorytetów...
- Ale przecież świat to nie tylko to - zauważyła Gabrysia.
- Oczywiście - galopował Piotr, zapalając się w miarę mówienia i w ogóle nie zwracając na nią uwagi - Jeżeli stosowanie się do wskazań autorytetów: rządów, ideologii, sztuki, nauki prowadzi do demoralizacji, upadku, rozkładu społeczeństw, to znaczy, że odrzucono pewne podstawowe wartości, a przede wszystkim prawdę!
- Kto odrzucił?! Kto odrzucił?! - zawołała ze złością Gabrysia, podchodząc do niego bliżej i grożąc mu palcem wskazującym - Ja nic nie odrzucałam, kolego! Ty mów za siebie... Ty...
- Światem rządzi kłamstwo, nienawiść i chciwość - odparł na to Piotr, w ogóle nie zrażony jej zachowaniem - A to pierwsze szczególnie. Wiem, co mówię.
Oj tak, on dobrze wiedział o tym, o czym mówił. Widział aż za dobrze, jak Solidarność, w którą niegdyś wierzył, opuszczała swoich wiernych ludzi w każdej potrzebie i pozostawiała ich samych na placu boju. Jak jej członkowie, którzy tak ochoczo głosili walkę do samego końca o sprawiedliwy ustrój, nie wysilali się, aby sami walczyć, posyłając do walki maluczkich, takich jak jego rodzice i on sam. I dobrze wiedział, że Solidarność ani jej przywódcy nie zrobili nic, aby pomóc tym, którzy poszli siedzieć za ich sprawę. Widział też, jak przywódcy tej grupy ludzi skaczą sobie do gardeł z byle powodu i coraz mniej kryją się z tym, że chcą władzy nad teoretycznie wolną Polską, gdy już ją sobie wywalczą. Coraz mniej się z tym kryli. A ludzie mimo to szli za nimi, bo widzieli w nich nadzieję. A ta nadzieja była dla przywódców tylko środkiem do pozyskiwania sobie zwolenników, których i tak będą mieli w nosie, gdy już zyskają władzę. Widział to wszystko i dlatego dobrze wiedział, co mówi. Kłamstwo rządziło Solidarnością. Podobnie jak rządziło jego ukochaną, gdy zdradziła go z powodu ulotek, co zresztą od samego początku było jej celem. Uwieść go i wykorzystać. Nie mógł tego jednak na głos powiedzieć. Nie miał pewności, kto i w jaki sposób może ich podsłuchiwać.
- Jak mówiłem, światem rządzi przede wszystkim fałsz - rzekł po dość długiej chwili namysłu Piotr - Fałsz, jedno wielkie kłamstwo jest panem tego świata.
- Coś takiego odkrywa się na ogół w wieku pokwitania! - wrzasnęła Gabriela, lecz Piotr nie zwracał na nią uwagi.
- Tak, kłamstwo. No i chciwość - powtórzył dobitnie - Nadszedł czas na jakiś nowy prąd. Ale on się jeszcze nie pojawił. I obawiam się, że się nie pojawi. Nie za mojego życia. Może młody go dożyje, ale ja na pewno już nie.
- Ten prąd już się pojawił! - zawołała Gabrysia z zapałem w głosie - Prąd tak wielki i potężny, jakiego żadna siła nie zmoże!
Piotr parsknął śmiechem, słysząc te słowa.
- Gabusiu, gadasz jak twój ojciec, wiesz o tym?
- Szkoda, że ty nie gadasz jak twój ojciec.
- Gdybym to zrobił, młody siedziałby w domu dziecka, bo nikogo by nie było, aby się nim opiekować, wiesz?
Gabrysia uznała słuszność tego argumentu, dlatego uspokoiła się nieco, po czym rzekła delikatnie:
- Ale ta siła, o której mówisz, naprawdę się pojawiła i ona może ocalić świat.
- A skąd. Ten świat jest już jałowy i bezpłodny jak suche drzewo... Jak ty go niby chcesz ożywić? Zalejesz wodą pustynię? I co to da? Jakie owoce ona zrodzi? Ten świat stał się pustynią. Jałową i głuchą.
- Tak i będzie taki dalej - powiedziała ostro Gabriela, mrużąc ze złością oczy - Będzie taki, jeśli wszyscy zaczniemy myśleć tak jak ty. Sam jesteś, Piotrze, jałowy jak suche drzewo. A do tego ślepy jak bezpłodny kret. Bierzesz się za opisywanie świata, ale nie widzisz kolosalnego słonia przed swoim własnym nosem.
Piotr ponownie parsknął śmiechem i powiedział:
- Nie wiedziałem, że uważasz się za słonia, moja droga.
Rozzłościł tym ponownie Gabrysię, która zawołała:
- To była metafora, ślepy krecie! Chcę ci powiedzieć, że na naszych oczach, stary, świat się odradza i zmienia. Powstają tu nowa moralność, nowe idee, nowa cywilizacja. Cywilizacja miłości...
- Co? Cha, cha, cha! - zaśmiał się gorzko Piotr. - Cywilizacja miłości! Popatrz sobie tylko na ten świat i policz sobie, ile trupów dzisiaj padło na całym globie!
- A co to ma do rzeczy?
- Wiele. Cywilizacja miłości? Dobre sobie! - Piotr z każdym słowem stawał się coraz bardziej zajadły - Pewne osoby jęczą teraz w niewoli, a ci, dla których to robili, nie kiwną nawet palcem, aby im pomóc. To wszystko, co opowiadasz, jest jedną wielką bujdą. To tak, jakby ktoś łamał gałązki, wrzucał do wody i twierdził, że będą z tego kwiatki. A będzie zgnilizna i nic więcej.
- Sam jesteś jedną wielką zgnilizną! Najgorszą, bo moralną!
- Być może. Nie zaprzeczam, że tak jest. Bo widziałem na własne oczy, czym się kończy walka o tę twoją cywilizację miłości. Ta walka jest z góry skazana na porażkę. A ta twoja cywilizacja... Ona nie istnieje.
- Ona istnieje. Powstaje mimo całego zła, to chciałam powiedzieć. Miłość jest wszystkim, o co warto walczyć.
- Boże, jak ja nie lubię idealistów! - krzyknął Piotr, łapiąc się dłonią za czoło - A zwłaszcza idealistek! Naiwni i szkodliwi...
- Szkodliwi?
- A tak, szkodliwi. Porywają za sobą ludzi, zmuszają do walki o mrzonki, a potem zmuszają ich do ponoszenia gorzkich konsekwencji za tę walkę.
- Szkodliwi są tacy mizantropi jak ty. A idealiści... To właśnie oni zmieniają ten świat na lepsze.
- To dlaczego go jeszcze nie zmienili?
- Na wszystko trzeba czasu. Trzeba im więcej czasu i jakoś sobie poradzą.
- Aha, czyli kłania się staropolskie i jakże modne w naszej historii: „Jakoś to będzie”. Tylko widzisz, problem polega na tym, że na takich fundamentach świata nie zbudujesz. Trzeba silnych idei, a nie naiwności i dziecięcej miłości do wielkich słów. Wielkich słów, które pięknie brzmią, a nic nie znaczą.
- Nic nie znaczą?
- Oczywiście. Cywilizacja miłości? I jak ma wyglądać? Życie w komunach, ludzie chodzący w spodniach typu „dzwony” i wdychający dziwne substancje? To ma być twoja idea wielkiej miłości? A zresztą ona również się skończyła. Hipisi porzucili swoje spodnie dzwony, ścięli włosy, założyli garnitury i się ześwinili. I słusznie, bo niby co mieli robić? Dać się wyrżnąć jak barany przez prozę życia?
- Ty mnie chyba nie chcesz zrozumieć - powiedziała ponuro Gabrysia.
- Nie chcę po prostu walczyć o coś, co nie przynosi żadnego dobra dla mnie, dla moich bliskich i dla tych, którzy coś dla mnie znaczą.
- Idealiści walczyli o dobro całego ogółu.
- I co? Ile na tym ten ogół zyskał? A ile my zyskaliśmy?
- Nic dla nas, wszystko dla innych.
- Tak gadają dzieci w okresie dojrzewania.
Gabrysia wściekła wyrwała mu dziko drut z ręki, wysyczała przez zaciśnięte ze złości zęby:
- Tego ci nie zapomnę, stary capie.
- Zapomnisz, słodziutka hipisko. Zapomnisz. Ludzie łatwo zapominają, kiedy tylko jest im to wygodne. Cały problem ze mną polega na tym, że ja nie umiem zapomnieć.
- O czym zapomnieć?
- O tym, o czym chciałbym zapomnieć.
Patrzyli sobie oboje przez chwilę w oczy, po czym Gabrysia odwróciła się na pięcie i ruszyła w kierunku wyjścia. Maciek odprowadził ją do drzwi, a wówczas młoda kobieta spojrzała w jego stronę i powiedziała:
- Wiesz co, Maciek? Ty jesteś naprawdę fajny chłopak, ale zrób mi przysługę. Nie bierz przykładu z twojego głupiego brata. Uwierz mi, źle na tym wyjdziesz.
- Piotr mówi mi dokładnie to samo - zażartował sobie Maciek.
- Doprawdy? - rzuciła złośliwie Gabrysia, zerkając na Piotra - Jedna jedyna mądra rzecz, którą on powiedział.
Po tych słowach, wyszła z pokoju. Piotr westchnął załamany, kiedy to zrobiła, zaś jego brat z trudem powstrzymywał się od śmiechu.
- Wiesz co, Piotrula? - przemówił wreszcie Maciek - Lubię, jak mi udzielasz rad, co do kobiet. Zwłaszcza trafne było to, co mi powiedziałeś na temat zdrowej krytyki. Jak to szło? Krytyka dowodzi szczerości... Prawda?
- Młody, chcesz dostać w dziób? - zapytał ze złością jej starszy brat, z trudem powstrzymując złość - Gabrysia to wredna i zarozumiała feministka i jako tak nie może się wypowiadać na poważne tematy. Poza tym, jako feministka nie może w ogóle występować w moich rozważaniach o kobietach. Bo płeć żeńską. Macieju, można podzielić z grubsza na: baby, babsztyle, babusy, babki, kobietki, kobieciątka oraz chłopczyce. Najmniej w tym gronie jest kobiet. Bo „Kobieta”, mój braciszku, to brzmi dumnie.
- Zapomniałeś w swoich rozważaniach o dziewczynach w tej swojej jakże mądrej klasyfikacji - przerwał mu Maciek z jakimś przebiegłym błyskiem w oku - A Gabrysia jest mądrą dziewczyną, mój przemądrzały braciszku. Słuchaj się jej więc, bo to bardzo mądra dziewczyna. Czasami więc warto, żeby cię krytykowała. Nie tylko warto, ale wręcz trzeba, aby to robiła.
Piotr widział wyraźnie, że brat go przedrzeźnia i z trudem zapanował nad złością. Zacisnął tylko dłoń w pięść i wysyczał przez zaciśnięte zęby:
- Stąpasz po cienkim lodzie, braciszku.
- Nie, ja tylko powtarzam twoje mądre słowa, braciszku.
Piotr poczuł, że dłużej tego nie wytrzyma i nie chcąc masakrować Maćka, po prostu usiadł za biurkiem, a wtedy znienacka lampka na biurku rozbłysła jasnym światłem.
- Widzisz? - powiedział Maciek zadziornym tonem - Nie dość, że mądra, to na dodatek zaradna. I korki sama naprawiła.
- Nie dziwię się, że mąż od niej uciekł - powiedział Piotr i demonstracyjnie zgasił światło.
Nie chciał nic zawdzięczać tej zarozumiałej feministce, której się zdaje, że już wszystkie rozumy pozjadała.
Maciek zaś, ubawiony tym wszystkim, wyszedł na klatkę schodową i znalazł Gabrysię, która właśnie zwijała resztkę niepotrzebnego jej drutu.
- Niezła robota - powiedział do niej.
- O! Fajnie, że jesteś - odparła Gabrysia, uśmiechając się na jego widok - Nie będę musiał do was przychodzić i oddawać wam tego. Nie mam ochoty patrzeć na twojego zarozumiałego braciszka.
- Nie gniewaj się na niego, odkąd został wyrzucony z pracy i odkąd zawiódł się na pewnych osobach, taki właśnie jest. Lubi wszystko uogólniać.
- Tak i widzieć świat w czarnych barwach. Jak ja nie cierpię takich ludzi. I nie cierpię twojego brata. Będę go nie cierpieć do końca życia.
- Przejdzie ci szybciej niż myślisz - zachichotał Maciek, odbierając od niej resztkę drutu - Ale pewnie masz rację, że na niego narzekasz. Jest w końcu taki...
- Zarozumiały, nadęty i źle wychowany - dokończyła Gabrysia - Do tego też rozpieszczony przez kobiety, które z pewnością zawsze we wszystkim się z nim zgadzały.
- O tak, kobiety zawsze miały do niego słabość. Nie wiem jednak, dlaczego. Przecież on nie może się im podobać.
- Czemu tak sądzisz?
- No, przecież piękny to on nie jest.
Gabrysia spojrzała na Maćka jak na kosmitę lub innego dziwoląga.
- Słucham?! Jak nie jest piękny? On jest całkowicie piękny! Przystojny i taki męski... Zarozumiały dupek, to prawda. Ale też niesamowicie czarujący. Te jego oczy, ten męski głos, ta stanowczość w nim ukryta...
- Skoro jest on taki czarujący, to czemu za niego nie wyszłaś? - zapytał dosyć przewrotnie Maciek.
- Bo nigdy mnie o to nie poprosił - odpowiedziała Gabrysia - No, a poza tym, ja kocham mojego męża.
- Aha, to on musi mieć mnóstwo zalet, więcej niż Piotr, skoro przebija go pod każdym względem.
- Janusz? Daj spokój. On nie jest mu godzin butów czyścić. Piotr przy nim, to jak książę przy żabie.
- To za co w takim razie kochasz Janusza?
- Bo jest moim mężem i ojcem mego dziecka.
- To jedyny powód?
- A masz lepszy? Poza tym, może ja jestem taka księżniczka, która woli żabę zamiast księcia?
- To jesteś osobliwym rodzajem księżniczki - zachichotał Maciek.
Jego śmiech rozdrażnił Gabrysię.
- Wiesz co? Sama nie wiem, który z was bardziej mnie drażni - powiedziała - Po co porównujesz Piotra do mojego męża? Wiadomo, że pod każdym względem on wypada dużo lepiej od Janusza. Z nim mogę przynajmniej porozmawiać i się tak zdrowo pokłócić. A z Januszem to kłótnie nigdy nie są zdrowe. Piotr posiada w sobie coś, co mnie wkurza, ale mimo wszystko rozmowy z nim są na poziomie.
- Jak go bronisz. A miałaś go nie cierpieć do końca życia.
- Jak dorośniesz i lepiej poznasz kobiety, to zrozumiesz, że często „do końca życia” oznacza u nich „Tylko do następnego spotkania, bo wtedy już mi przejdzie”.
Po tych słowach, Gabrysia ruszyła po schodach do swego mieszkania. Maciek zaś uśmiechnął się z satysfakcją i wrócił do siebie.
- Gabrysia oddaje drut - powiedział głośno, wchodząc do pokoju Piotra.
- Nie musiała - odpowiedział zadziornie jego starszy brat.
- Nawet nie wiesz, jak sobie poradziła z tymi korkami.
- Wyobrażam sobie.
- Tylko wiesz, ona ma chyba coś nie tak z okiem.
- Nie przyglądałem się jej oczom.
- Naprawdę? To nie zauważyłeś pewnie tej skazy na jej prawej powiece.
Piotr oderwał się od swojej pracy i spojrzał na Maćka.
- Jakiej skazy?
- Wiesz, taka jakby blizna, narośl czy pieprzyk, albo coś w ten deseń.
- Co ty gadasz, młody? Obie powieki ma w zupełnym porządku, gdzie ty tam niby skazę jakąś widzisz?
Maciek uśmiechnął się ironicznie i nic nie odpowiedział. Wiedział już teraz wszystko, co chciał wiedzieć. Gdy spotka Kreskę i będą oboje normalnie ze sobą rozmawiać, to musi jej koniecznie o tym opowiedzieć.
- Masz jeszcze jakąś sprawę? - zapytał złośliwie Piotr - Bo nie mam ochoty słuchać o tej zarozumiałej feministce.
- Nie, już sobie idę - odparł zadziornie Maciek i poszedł do swojego pokoju, po cichu dodając: - Czasami zastanawiam się, który z nas tu jest dzieciakiem.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Czw 16:18, 09 Gru 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Sob 11:19, 01 Maj 2021    Temat postu: Rozdział XII - Pojedynek na argumenty

Widać ,że chcesz tą kryształową Gabrysie połamać ,pokruszyć by była bardziej ludzka i prawdziwa . Jako porządna żona i matka nie może się przyznać ,że pociąga ją Piotr jako mężczyzna. Piotr umie walczyć i można się z nim pięknie różnić i jest taki męski ze swym uporem. Janusz jest z kolei toksycznym człowiekiem ,płytkim przystojniaczkiem
Chyba w tym fragmencie jest lepiej wytłumaczone czemu Piotr jest taki ponury. W obywatelskiej Solidarności pojawiły się kwasy ,a kobieta ,którą kochał go uwiodła i porzuciła. Chociaż i tak utrata pracy za rozrzucanie ulotek wyśmiewających socjalizm to dość łagodna represja ,gdy powinien iść siedzieć za to do wiezienia na cztery lata.
Piotr miał też trochę racji ,przyrównując przykład Marksa . Boje się ludzi z wizją ,którzy chcą stworzyć utopijny ,lepszy świat. Dzisiaj z kolei mamy Jarosława 'Polskę 'zbaw.
Hipisi też porzucili dawne ideały ,włożyli garniturki i poszli do pracy. Tak po prostu jest ,człowiek zderza się z prozą życia i wyrasta ze starych ubrań ,które już do do niego nie pasują.
Zabawne są rozmowy Piotra i Maćka. Bo Kreska może dogryzać Maćkowi i to dowodzi szczerości ,ale konstruktywna krytyka Gabrysi w stronę Piotra to oznaka tego ,że atakuje go przemądrzała feministka bez wdzięku. I nic dziwnego ,że mąż od niej uciekł. To, czemu jej się tak przyglądał i zauważył ,że nie ma żadnych skaz ?
Maciek miał trochę racji ,kto tu jest właściwie dzieckiem ,on i Kreska ,czy Piotr i Gabrysia ?




Czy Piotr mógłbym mieć wąsy w twoim opowiadaniu ?
Wyglądał by seksownie jak młody Wałęsa.




Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Sob 11:34, 01 Maj 2021, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:07, 02 Maj 2021    Temat postu:

To mój ulubiony jak dotąd rozdział z tej opowieści i cieszę się, że Ci się spodobał. Miło mi też, że lepiej mi wyszedł niż w oryginale, że tak pozytywnie to oceniasz. Jestem ciekaw, co powiesz o kolejnym rozdziale.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 11:08, 02 Maj 2021    Temat postu:

Rozdział XIII - Przeprosiny Roberta
Gabrysia siedziała na łóżku obok Natalii, czesząc powoli jej włosy szczotką. Dziewczynka czuła się już lepiej, choć wciąż do zdrowia trochę jej brakowało. Na szczęście opieka lekarzy zrobiła swoje i zaaplikowanie jej odpowiednich lekarstw sprawiło, że kaszlała już coraz mniej, jednak wciąż od czasu do czasu męczyły ją ataki kaszlu. Lekarze wszak zgodnie uważali, iż to na pewno nie jest to, co jej starsza siostra podejrzewała.
- To na szczęście nie jest zapalenie płuc, choć było naprawdę blisko - rzekł do Gabrysi lekarz badający Natalię - To solidne przeziębienie, bardzo poważne, ale proszę być dobrej myśli. Od tego się nie umiera. Zwłaszcza, jeżeli odpowiednio się za to weźmiemy.
Z tą wiedzą, Gabrysia była o wiele spokojniejsza i radośniejsza, dlatego też bardzo spokojnie czesała puszyste włosy swojej młodszej siostrzyczki. Ta zaś, co chwila pokasłując, pozwalała jej na to, rozważając w swojej ślicznej główce wiele spraw. Męczył ją wciąż kaszel i chwilami ostre bóle głowy i osłabienie, jednakże bardziej dręczyło dziewczynkę to, co spotkało ją ze strony Roberta Rojka, chłopca z jej klasy, którego zawsze tak lubiła, a który zrobił jej takie świństwo.
- Chłopcy są naprawdę podli - powiedziała do Gabrysi.
- Nie przesadzaj, Nutrio - odparła na to życzliwie jej siostra - Nie wszyscy są tacy. A poza tym każdy ma prawo popełnić błąd.
- A dlaczego on to zrobił?
- Nie jestem pewna. Piotr Ogorzałko mówi, że chłopcy tak po prostu mają. Że robią to z ciekawości, bo są ciekawi, jak wyglądają dziewczynki bez ubrania.
- Ale to głupie. Ja nie zamierzam żadnego podglądać.
- Dzięki Bogu. Bo już się bałam, że zechcesz jeszcze się na nim zemścić.
- Nie chcę się mścić. Po prostu więcej się do niego nie odezwę.
Gabrysia zaśmiała się, ubawiona zawziętością swojej młodszej siostry.
- Daj spokój. Przecież to nic takiego.
- Jak to, nic takiego? - Natalia spojrzała na nią zdumiona - Przecież on mnie podglądał, kiedy się kąpałam. Mnie i moje koleżanki.
- Wiesz, jeżeli on to robił, to znaczy, że mu się podobasz. Gdybyś mu się nie podobała, to by go nie kusiło tak bardzo i by cię nie podglądał.
- To dlaczego mi tego nie powiedział, tylko robił takie rzeczy?
- Może jest nieśmiały i boi się, że go wyśmiejesz?
- Za to, co mi zrobił, na pewno więcej się do niego nie odezwę. Jak on mógł?
- Sama jesteś sobie winna. Co wam przyszło do głowy, żeby się nago kąpać w jeziorze? Nie wiesz, że tak nie wolno robić?
- Wiem, ale Basia mnie do tego namówiła.
- Aha, rozumiem. To wszystko wyjaśnia.
Natalia odwróciła się przodem do siostry i spojrzała na nią uważnie.
- Gabusiu, czy wszyscy chłopcy tacy są?
- Nie wiem, Nutrio. Nie wiem, ale wydaje mi się, że wielu z nich tak - rzekła Gabrysia, uśmiechając się delikatnie.
- Tata też tak robił?
- Nie jestem pewna, ale wiem, że Janusz tak robił ze mną.
Była to prawda. Gabrysia nigdy nie zapomniała, jak kiedyś Pyziak zrobił w ścianie dziurę, aby móc ją podglądać wtedy, gdy się przebierała w szatni. Dobrze to sobie zapamiętała, bo w końcu odkryła tę dziurę i zaczaiła się raz na swojego podglądacza, a gdy zobaczyła, jak ten przechodzi do działania, dźgnęła go mocno palcem w oko. Nie powiedziała o niczym nauczycielom, ale też od tego czasu w sposób konsekwentny udawała, że go nie widzi i nie zamierzała z nim rozmawiać. Z czasem jednak wybaczyła mu, a nawet została jego dziewczyną, potem podczas wspólnego wypadu pod namioty spędziła z nim noc i zaszła w ciążę, a następnie się pobrali, urodziła się ich córeczka Pyzunia i cóż... Teraz ona czekała na niego, aż powróci z Australii. Jak tak sobie o tym myślała, to zastanawiała się, czy aby postąpiła słusznie, wiążąc z nim całe swoje życie. Ostatecznie Janusz bez wahania wyjechał za granicę, rzekomo z tego powodu, aby zarobić na nowe mieszkanie, samochód i coś tam jeszcze, ale kto to tam wie, jakie były prawdziwe powody jego wyjazdu? No i jakie przysługi oddał jej mąż komuś bardzo ważnemu, aby dostać pozwolenie na wyjazd wtedy, gdy nikt nie dostawał tak łatwo takiego pozwolenia? Jak podłe czyny miał na swoim koncie? Być może takie perfidne, że podglądanie jej w szatni było przy tym dziecinnym wybrykiem?
- Poważnie, Janusz tak robił tobie? Też cię podglądał? - zapytała zdumiona Natalia, wyrywając Gabrysię z zamyślenia.
- No tak. Zanim jeszcze zostałam jego żoną. Bo potem nie musiał tego robić. Jak zostałam jego żoną, to już mógł mnie oglądać nago, ile tylko chciał. Tak to już jest w małżeństwie.
- To obrzydliwe.
- Nie, to bardzo piękne - odpowiedziała z uśmiechem Gabrysia - Nawet nie wiesz, jak dla zakochanych jest cudownie, kiedy oboje są nadzy i się do siebie tak słodko przytulają i całują. Zresztą, przekonasz się o tym, gdy już będziesz starsza i się zakochasz, a potem wyjdziesz za mąż.
- Ja nigdy nie wyjdę za mąż.
Gabrysia spojrzała zdumiona na siostrę. Nie spodziewała się po niej takiej deklaracji.
- Dlaczego, Nutrio? - zapytała.
- Nie pozwolę, żeby jakikolwiek facet oglądał mnie nagą.
Gabrysia uśmiechnęła się delikatnie, gdy tylko to usłyszała. Natalia bardzo jej przypominała ją samą z czasów dzieciństwa i wieku nastoletniego.
- Też tak gadałam, jak mnie Pyziak podglądał. Ale spokojnie, z czasem mi przeszło i przestałam się na niego gniewać. A potem jakoś tak dobrze wyszło, że ja i on pokochaliśmy się i pobraliśmy.
- I co? Jesteście szczęśliwi?
Gabrysia musiała poważnie zastanowić się nad tym pytaniem. Część jej już chciała automatycznie odpowiedzieć, że tak, jednak druga część, czyli ta bardziej od tej pierwszej uczciwa, nie mogła z ręką na sercu tego zrobić. Już wtedy, kiedy Janusz zareagował wyraźnym przerażeniem na wieść o ciąży Gabrysi, ta miała poważne wątpliwości, co do jego uczciwości i szczerości jego uczucia względem niej. Jednak uległa namowom matki i wyszła za niego, oczywiście wtedy, gdy jej matka przekonała jeszcze Janusza do ślubu. Bo przecież tak wypada, czyż nie? Bo przecież każde dziecko musi mieć ojca. Nieważne jakiego, może mieć sobie nawet takiego, z którego nie będzie większego pożytku. Ale zawsze co ojciec, to ojciec. Ślub zatem musiał być, aby sąsiedzi nie plotkowali. Dobre imię w tej rodzinie jest bardzo ważne. Zatem w imię owego dobrego imienia, Gabrysia wyszła za mąż, a gdy urodziła się Pyza, przekonała się, że na Janusza w kwestii jej wychowania nie może liczyć. Owszem, pomimo swoich obaw, był zachwycony córeczką, a wręcz nawet z niej dumny, lecz cóż z tego, skoro dość szybko przeszła mu ochota na to, aby pomagać żonie przy opiece nad nią? Zaczął uciekać w pracę, a z czasem stał się w domu tylko gościem, a niedługo po aresztowaniu jej ojca, Ignacego Borejko, Janusz dostał pozwolenie na wyjazd do Australii i tam też się udał. Po co to zrobił i jak otrzymał ową zgodę, tego Gabrysia nie wiedziała. Czuła jednak, że choć Janusz bardzo czule ją żegnał i prosił, aby go pamiętała i kiedy tylko da znać, uszykowała mu jego ulubione pierogi, to mimo to jego uczucie do niej nie jest już tym, czym było kiedyś. A może nigdy tak naprawdę nie było tym, co wyobrażała sobie biedna najstarsza z panien Borejko?
- Czy jestem szczęśliwa? A czemu miałabym nie być szczęśliwa? Przecież mam słodką córeczkę, mam was, mam mamę. Mam męża, który dla nas zarabia za granicę dużo pieniędzy? Czemu miałabym nie być szczęśliwa?
- To nie jest odpowiedź, Gabusiu - powiedziała Natalia.
Gabrysia zmieszała się lekko, czując, że siostra wyczuła w jej głosie może nie tyle kłamstwo, co raczej chęć uniknięcia odpowiedzi na niewygodne dla niej teraz pytanie. Wiedziała jednak, że tego nie uniknie i że będzie musiała odpowiedzieć, jeżeli nie swojej siostrze, to przynajmniej samej sobie.
- Widzisz, ja...
Nie zdążyła jednak dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ do sali wszedł nagle jakiś chłopak. Był to uroczy, czternastoletni młodzieniec, o blond włosach i ciemno-niebieskich oczach, ubrany w eleganckie spodnie, koszulę i kamizelkę. W ręku trzymał kwiatek, a konkretnie różę.
- Dzień dobry. Można? - zapytał ostrożnie.
Gabrysia rozpoznała w chłopcu Roberta Rojka. Wstała od łóżka i uśmiechnęła się delikatnie do niego i do siostry.
- Nutrio, ktoś do ciebie.
Natalia uśmiechnęła się na widok chłopca, jednak szybko spoważniała i zaraz położyła się na łóżku na wznak, odwracając przy tym głowę w bok i parę razy dość mocno kaszląc. Gabrysia jednak nie wiedziała, czy z tym kaszlem było tak, że był on naturalny, czy też tylko na pokaz, aby zniechęcić do siebie Roberta.
- To ja zostawię was samych - powiedziała Gabrysia i powoli skierowała się do wyjścia.
Przechodząc obok chłopaka, pogłaskała go lekko po głowie i szepnęła:
- Jest zła na pokaz. Nie poddawaj się.
Robert obdarzył ją przyjaznym uśmiechem, po czym bardzo powoli podszedł do łóżka Natalii, która dalej nie patrzyła na niego, choć uważnie nasłuchiwała jego kroków.
- Natalko... Chciałem cię bardzo przeprosić. To było głupie.
- Ja myślę - warknęła ze złością Natalia i lekko zakaszlała.
Robert widział, że nie będzie łatwo, ale postanowił posłuchać rady Gabrysi i się nie poddawać. Cieszyło go to, że nie było w pokoju innych pacjentów, gdyż już albo wyszli zdrowi ze szpitala, albo po prostu przeniesiono ich do innej sali, przez co Natalia była sama.
- Ja bardzo chciałem cię przeprosić. Nie powinienem tego robić - mówił dalej Robert.
- Ale zrobiłeś. Podglądałeś mnie i moje koleżanki. Postąpiłeś podle, niegodnie - burknęła ze złością Natalka.
- Wiem i bardzo tego żałuję. To było głupie. Ale kolega mnie podpuścił. A co do twoich koleżanek, to wiesz...
- Co, no wiem?
- To ja nie chciałem ich podglądać, tylko ciebie.
Natalia spojrzała na niego z uwagą, wyraźnie zaintrygowana jego słowami.
- Tylko mnie? - spytała.
- Tak, tylko ciebie - potwierdził Robert.
- A dlaczego?
- Bo ty... Bo ja... Bo ty mi się bardzo podobasz.
- Nie mogłeś mi tego powiedzieć?
- Ja... Ja się wstydziłem.
- Dlaczego? Przecież ja nie gryzę.
- Wiem, ale widzisz... Ty jesteś taka fajna.
- Jestem normalna.
- Nie, nie jesteś - rzekł Robert i zmieszał się, rozumiejąc, jak strasznie głupio zabrzmiały te słowa - To znaczy, nie o to chodzi. Przepraszam, chodziło mi o coś innego.
- O co? O co ci chodziło? - zapytała z lekką złością Natalia.
- O to, że jesteś miłą i naprawdę ładną dziewczyną - wydusił z siebie Robert, zawstydzony swoją odwagą.
Natalia, słysząc to, usiadła na łóżku i zaczęła uważnie przyglądać się swemu koledze z klasy. Była w każdym calu kobietą, choć tych cali nie miała jeszcze aż tak wiele. Dlatego jego słowa bardzo jej pochlebiły.
- Tak? Mów dalej - poprosiła słodkim, kusicielskim tonem.
- I jak na dziewczynę też świetnie pływasz i fajnie się z tobą rozmawia i ja zawsze lubię spędzać z tobą czas.
- Ja też lubię z tobą spędzać czas. Jesteś fajnym kolegą.
- Ale ja chciałbym być kimś więcej niż tylko kolegą.
Natalia uśmiechnęła się do chłopaka. Jednak Gabrysia miała co do niego rację i to w stu procentach. Ścisnęła więc delikatnie dłoń Roberta i zapytała:
- Nie mogłeś mi tego powiedzieć?
- Ja się wstydziłem. W końcu najładniejsza dziewczynka w klasie. Jak ja niby mógłbym mieć szansę...
- Och, Robuś - powiedziała słodko Natalia.
Następnie przechyliła się lekko i pocałowała go w policzek. Robert czule się do niej uśmiechnął i popatrzył jej w oczy.
- Natalko... Chciałabyś pójść ze mną na lody, jak już stąd wyjdziesz?
- Tak, Robusiu. A nawet możemy pójść po pływać. Nago.
Robert zarumienił się lekko, słysząc tę propozycję.
- Może lepiej nie? Ja bym się wstydził.
- A podglądać mnie się nie wstydziłeś?
- Teraz się tego wstydzę.
- A wtedy się nie wstydziłeś?
- Ale wiesz... Taka ładna dziewczyna. Nie mogłem się oprzeć.
Natalka zachichotała zadowolona, po czym delikatnie cmoknęła Roberta w usta. Chłopak zarumienił się mocno na całej twarzy, zaś panna Borejko chichotała, cała ubawiona tą sytuacją. Potem jednak zaczęła nagle głośno kaszleć, wypluła do miseczki na stoliku obok siebie część flegmy i otarła sobie usta dłonią.
- Przepraszam. Kaszel - powiedziała przepraszającym tonem.
- Spokojnie. Trzymamy wszyscy za ciebie kciuki. Będzie dobrze - rzekł na to czule Robert.
- Chyba nie powinieneś tu być. Jeszcze cię zarażę. Bardzo przepraszam, że cię całowałam.
- A mnie to się podobało.
- A nie boisz się, że się zarazisz?
- To będziemy najwyżej leżeć obok siebie na tej samej sali.
Natalka zachichotała, słysząc jego słowa, po czym objęła mocno chłopaka za szyję i bardzo czule się do niego przytuliła.
Gabrysia obserwowała to wszystko, stojąc w wejściu na salę. Uśmiechnęła się wzruszona, westchnęła delikatnie i powiedziała sama do siebie:
- Dzieciaki. Jakie one są zwariowane. Ale jak o wiele łatwiej umieją wyrażać swoje uczucia niż wielu dorosłych.
Nieco później odwiedziła, leżącego jak wiemy w tym samym szpitalu, swego ulubionego nauczyciela, profesora Dmuchawca. Akurat wyszła od niego Kreska i mógł spokojnie przyjąć kolejnego gościa.
- O, Gabrysia - uśmiechnął się do niej uczony - Jaka uśmiechnięta. Wyglądasz teraz, jakbyś wygrała milion złotych w totka.
- No, aż takie szczęście to mnie nie spotkało - odpowiedziała wesoło Gabrysia - Ale jestem bardzo zadowolona, panie profesorze.
- To dobrze. A z czego, jeśli wolno wiedzieć?
- Zobaczyłam dzisiaj narodziny prawdziwej miłości.
- Naprawdę? A jakiej?
Gabrysia opowiedziała więc profesorowi o sprawie Natalii i Roberta. Uczony zaś uśmiechnął się do niej delikatnie, bardzo wzruszony tą historią i rzekł:
- No proszę. Miłość kwitnie wokół nas.
- Oj tak, to prawda, panie profesorze - potwierdziła smutno Gabrysia - Ale to jest takie proste dla nich, młodych. Mogą się pokłócić i posprzeczać, ale jeżeli jest ta chemia pomiędzy nimi, to zawsze w końcu do siebie się zbliżą.
- To nie tylko dotyczy młodych, Gabrysiu. Dotyczy wszystkich ludzi. Myślę, że wszystkich ludzi w każdym wieku.
- Nie sądzę, że w każdym. Niektórzy z wiekiem mają coraz więcej trudności z okazywaniem swoich emocji.
- To prawda, ale myślę, że tacy ludzie sami niepotrzebnie komplikują sobie życie.
- Może nie umieją inaczej?
- Może. A może nie chcą inaczej?
Gabrysia nie odpowiedziała mu. Dmuchawiec zaś mówił dalej:
- Moja droga, zawsze byłaś moją najlepszą uczennicą, ale wiedza wbita do twojej głowy to jeszcze nie wszystko. Wiedzy umiesz używać, jednak obawiam się tego, że z uczuciami i emocjami o wiele słabiej sobie radzisz.
- Życie mnie przytłacza, panie profesorze.
- Jak każdego z nas, od czasu do czasu. Nie oznacza to jednak, że skoro każdy z nas cierpi, to my nie mamy prawa płakać nad sobą. To, że cierpi cały świat ma nas pozbawiać prawa płaczu nad własnym losem?
- A to nie jest egoizm, płakać nad sobą wtedy, gdy tylu ludzi cierpi?
- Egoizmem bardziej jest przesadzony altruizm niż naturalne dla każdego z nas uczucia. Jeżeli cierpisz, płacz i wyrzuć to z siebie. Jeżeli coś ci dokucza, to nie duś tego w sobie. Nigdy z tego nic dobrego nie wyjdzie, zapewniam cię. A co do miłości, o której rozmawialiśmy na początku, to ona może przyjść do nas zawsze i w każdym wieku. Musimy tylko mieć dość siły, aby o nią walczyć i dbać.
- A jeżeli osoba, do której przyjdzie miłość, już kocha kogoś innego?
Czesław Dmuchawiec uśmiechnął się delikatnie do Gabrysi, domyślając się łatwo, o co jej chodzi i o kim teraz mówi.
- Myślę, że taka osoba powinna zastanowić się, dlaczego mimo tego, że kocha już kogoś, nagle poczuła uczucie do kogoś innego. Sądzę, że w odpowiedzi na to pytanie jest najwięcej prawdy o tej osobie.
Gabrysia zastanowiła się nad słowami profesora. Jak zwykle, gdy uczony coś mądrego mówił, było w tym naprawdę wiele sensu. Dodatkowo czuła też, że jej dawny wychowawca posiada jakiś dar czytania jej w myślach, a jeśli nawet nie w myślach, to w emocjach na pewno. Wyczuwa jej emocje i chce pomóc, ale nie jest w stanie tego zrobić, póki Gabrysia sama nie zechce sobie pomóc.
- A jeżeli już odpowie sobie na to pytanie, to co wtedy powinna taka osoba, pana zdaniem, zrobić? - zapytała po chwili.
- To już dużo trudniejsze pytanie - odparł Dmuchawiec, nie przestając się przy tym uśmiechać - Wszystko zależy od tego, co ta osoba czuje. Czy była dotąd z tym człowiekiem, którego pokochała, szczęśliwa? Czy rzeczywiście go kochała? Czy też może tylko jej się tak zdawało i dopiero teraz przyszła prawdziwa miłość? A także, czy to, co teraz przyszło, daje jej prawdziwe szczęście i czy ta druga osoba, do której coś poczuła, darzy ją również uczuciem? Tu trzeba odpowiedzieć sobie na bardzo wiele pytań. Potem zaś podjąć właściwą decyzję.
- Taką, aby nie krzywdzić nią innych, prawda?
- Przede wszystkim taką, żeby nie skrzywdzić nią samego siebie. Bo nasze cierpienie zadaje największy ból naszym bliskim. Dlatego nie możemy się całkiem świadomie skazywać na cierpienie i rozpacz, z powodu źle zrozumianego poczucia obowiązku.
- Więc mamy odrzucać obowiązki dla własnej wygody?
- Tego nie powiedziałem. Ale nie możemy obowiązki stawiać sobie jako nasz jedyny cel w życiu. Obowiązki czynią nas lepszymi, ale pamiętaj o tym, że zawsze te obowiązki musimy przyjmować świadomie i ze świadomością, że ich chcemy. Jeżeli dziecku każesz wynosić śmieci, wymuszając to na nim swoim autorytetem, ono to zrobi, ale nie będzie czuło do tego obowiązku przywiązanie i będzie się od niego migać, ile tylko się da. Jeśli jednak przekonasz je, aby traktowało obowiązek nałożony mu przez ciebie jako coś przyjemnego, coś bardzo dla ciebie ważnego, co sprawi ci przyjemność, wtedy i jemu zacznie to sprawiać przyjemność. Rzecz jasna, nie możesz wykorzystywać dziecka i wydzielać mu multum obowiązków i za każdym razem wmawiać mu, że to robi dla ciebie i cię uszczęśliwi. To już jest droga do lenistwa oraz egoizmu, o którym wspominałaś. Ale jeżeli rozdajesz jakieś obowiązki innym, to musisz zadbać o to, aby nie były one brzemieniem. Ani też sami nie możemy brać na siebie obowiązków, które będą brzemieniem dla nas, bo takie obowiązki prędzej czy później rodzą chęć buntu. Jeżeli matka dba o dziecko tylko dlatego, że ma taki obowiązek, to prędzej czy później w złości wypomni to swojemu dziecku i zada mu ból, a między nimi pojawi się wówczas mur, którego mogą już nigdy nie rozbić.
- Wszystko więc zależy od naszego nastawienia?
- Właśnie. I od zdrowego egoizmu.
- Zdrowego egoizmu?
- Tak, Gabrysiu. Zdrowy egoizm, który nie pozwala nam na to, żebyśmy się dawali wykorzystywać innym. Bo są ludzie, którzy świadomie nas wykorzystują i są też tacy, którzy robią to nieświadomie. Jedni i drudzy jednak nam zagrażają, tak więc musimy umieć dbać o swoje własne interesy. Nie skupiać się tylko na sobie, ale mądrze wyważyć zarówno nasze interesy, jak i cudze, aby znaleźć pomiędzy tym wszystkim tzw. złoty środek. Coś, co tak bardzo cenił Platon. Zdrowy egoizm więc nie ma być zachęcaniem nas do tego, abyśmy nie dbali nigdy o nikogo więcej niż o siebie samych. Zdrowy egoizm ma nam pomóc walczyć o swoje szczęście i nie pozwolić, aby inni nam je odebrali.
- A co, kiedy nasze szczęście kontrastuje z obowiązkami, jakie nałożył na nas świat?
- Nie świat nakłada na nas obowiązki, ale my sami. I wszystko zależy od tego, jak do nich podejdziemy, mówiłem ci to już. No, a poza tym pamiętajmy o jeszcze jednej ważnej rzeczy.
- Jakiej?
- A takiej, że nigdy nie możemy obowiązkami zasłaniać naszego tchórzostwa, moja droga. Obowiązek jest ważny, ale przede wszystkim mamy obowiązek dbać o siebie samych i o nasze szczęście. Dbajmy o innych, ale nie zapominajmy o sobie. Inaczej twój altruizm zmieni się w egoistyczne poszukiwanie wielkości poprzez bycie męczennicą.
Gabrysia zamyśliła się nad tymi słowami, zaś profesor czując, że być może przesadził, dotknął delikatnie jej dłoni i powiedział:
- Wybacz, Gabrysiu. Wybacz mi, staremu. Nie chciałem cię urazić.
- Nie uraził mnie pan - odpowiedziała Gabrysia - Przeciwnie, bardzo mi pan pomaga. Pomaga mi pan zrozumieć pewne ważne sprawy.
- A jakie, jeśli wolno wiedzieć?
- Dotyczące mnie samej i mojego spojrzenia na świat. A przede wszystkim...
- Tak?
- Przede wszystkim na miłość.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Czw 17:05, 09 Gru 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Nie 11:24, 02 Maj 2021    Temat postu: Przeprosiny Roberta

Urocza ta rozmowa między Gabrysią a Natalką. Bardzo przypomina mi to rozmowę doktor Quinn z Colin ,przypadek he he ...

Natalka z M jak miłość -jako Natalia Borejko.
Natalka zarzeka się niczym bohaterka ślubów panieńskich ,że nigdy nie wyjdzie za mąż. Zobaczymy ,życie wszystko zweryfikuje. Kobieta zmienną jest.
Jest mądrą dziewczynką ,chyba umie czytać w myślach ,że dostrzega ,że Gabrysia nie jest szczęśliwa.
Słodkie to pierwsze uczucie Natalki i Roberta. Ten dialog,że jest bardzo miłą i ładną dziewczyną ,a ona zalotnie mów dalej z młodych tytanów.
Nawiązanie do komisarza Alexa też zabawne ,że jak się zarazi od niej ,to najwyżej będą leżeć razem.
Gabrysia zaczyna się zastanawiać nad swoim małżeństwem. Czy to możliwe ,że jej mąż ,ojciec jej ukochanego dziecka jest kapusiem i doniósł na własnego teścia i dlatego w stanie wojennym dostał paszport i pojechał do Australii ?
Ciekawa też rozmowa Gabrysi z profesorem Dmuchawcem. Profesor ma rację ,trzeba się nauczyć zdrowego egoizmu. Masz kochać bliźniego swego jak siebie samego ,ale nie więcej.




Jako Roberta proponuję Krzysia z serialu Strażacy.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Pon 18:57, 03 Maj 2021, w całości zmieniany 9 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 3:57, 19 Maj 2021    Temat postu:

Wybacz, że to tak długo trwało. Mam nadzieję, że kolejny rozdział Ci się spodoba.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 3:57, 19 Maj 2021    Temat postu:

Rozdział XIV - Sąsiedzka pomoc
Gabrysia po rozmowie z profesorem Dmuchawcem wyszła ze szpitala, wciąż rozważając w głowie to wszystko, co mówił jej były nauczyciel. Próbowała też w pełni zrozumieć sens jego słów, które trafiły mocno nie tylko do jej umysłu, ale i do serca, wskutek czego poczuła z ich powodu jakieś dziwne, nie do końca dla niej zrozumiałe uczucie. To uczucie, które mówiło o tym, że najwyraźniej marnuje sobie życie. Nie chodziło o to, iż mieszkała wciąż w tym samym mieszkaniu, co jej rodzice oraz młodsze siostry. Z tym już dawno się pogodziła, a ponieważ Pyziaka nie stać było na osobne mieszkanie, musieli zadowolić się tym, co mieli. To wszak z tego powodu Janusz pojechał do Australii. Chciał zarobić dość pieniędzy, aby ich było stać na własne lokum i aby już nie musieli siedzieć na karku jej rodzicom, co było uciążliwe nie tylko dla niego, ale i dla niej. Chociaż, czy dla Gabrysi to było „uciążliwe”, to trudno powiedzieć. Z pewnością przywykła do tej sytuacji, chociaż nie pogardziłaby swoim własnym mieszkaniem. Takim lokum, choćby niewielkim, ale na tyle jej własnym, aby mogła powiedzieć o nim: „moje”. Tak to już jest, że w ludzkiej naturze leży wielka chęć posiadania czegoś na własność, a szczególnie swojego własnego kąta.
Nie o to jednak tutaj chodziło. To, że mieszka wciąż z rodzicami i młodszymi siostrami, to jakoś umiała znieść. W sumie całe życie wiodła właśnie taki żywot i jakoś trudno było jej sobie wyobrazić, aby mogła wieść inny, choć oczywiście nie miałaby nic przeciwko temu, żeby tak było. Chodziło jednak o to, że chwilami czuła się w ogóle nikomu nie potrzebna i czuła, że marnuje swoje życie na byciu wiecznie na każde zawołanie swoich sióstr czy matki, a od niedawna także i męża. Nie, żeby nie chciała im pomagać, jednak od jakiegoś czasu czuła, że każde z nich wykorzystuje ją bezczelnie do pomagania sobie w najgłupszych nawet sprawach i to nawet takich, w których sami by doskonale sobie poradzili. Zapewne już do tego przywykli, że kiedy mają jakiś problem, to do niej jako pierworodnej się wszyscy zawsze zwracają: ojciec po to, aby porozmawiać o swojej fascynacji literaturą i historią starożytną, matka po to, żeby pomogła jej posprzątać, Ida po to, aby jej pomóc wybrać właściwy strój lub po inną pierdołę, Natalia po to, aby jej pomóc z matematyką czy w innych lekcjach, a Patrycja po to, aby jej pomóc coś naprawić z lalką. Tylko mała Róża niczego od niej nie żądała, poza noszeniem na rękach od czasu do czasu i karmieniem, ale to chyba dlatego, że miała zaledwie rok i zakres jej potrzeb był stosunkowo niewielki. Dodatkowo warto zauważyć, że nad Różą to jakoś wszyscy się rozczulali i bardzo chętnie jej pomagali w obowiązkach nad nią i to dotyczyło wszystkich, nawet Idy, skupionej przede wszystkim na sobie oraz na swoich potrzebach. Ale jakoś do pomocy jej nikt się nie kwapił, a wszyscy od niej oczekiwali, że w czymś im pomoże lub ich w czymś wyręczy.
Oczywiście skłamałby ten, kto by twierdził, że Gabrysia nie chciała pomagać swojej rodzinie. Przeciwnie, bardzo tego chciała, jednak odnosiła nieraz wrażenie, jakby wszyscy za bardzo przywykli do oczywistego faktu, iż mogą na nią liczyć i mimowolnie wykorzystywali tę sytuację przeciwko niej, korzystając przy tym z faktu, iż nie umie ona powiedzieć rodzinie „Nie”. Gabrysia sama z siebie bardzo chętnie pomagała swojej rodzinie, ale czasami odnosiła wrażenie, że owa rodzina, nawet nieświadomie, po prostu ją wykorzystywała. Dotąd jednak nie dopuszczała do siebie głosu, który by uznał taką sytuację za anomalię. Do tej pory głos ten w jej głowie od czasu do czasu przemawiał, jednak nigdy nie pozwoliła mu w pełni się wypowiedzieć lub dojść do jej serca i pomóc realnie ocenić całą tę sytuację. Ale teraz, pod wpływem słów profesora Dmuchawca, poczuła powoli, że choć może i nie ma wcale trudnego życia, to jednak szczęśliwa też nie jest i powinna walczyć o swoje, bo inaczej prędzej czy później skończy jako kiepska oraz raczej mimowolna odtwórczyni roli współczesnego Kopciuszka. A winnymi tego stanu rzeczy będzie ona sama oraz jej rodzina, która nieświadomie zrobiła z niej sobie kogoś, kto jak się go o to poprosi, wszystko zrobi za nich. Tyle tylko dobrego, że jej rodzina nie robiła tego specjalnie, lecz do tego przywykła, a ona sama ją tego nauczyła. Ale gorzej już się sprawy miały z Januszem. O ile o mamie i o siostrach można było powiedzieć, że mimowolnie i nieświadomie ją wykorzystują przy każdej okazji, to Janusz celowo i całkowicie świadomie to robił. A przynajmniej takie odnosiła po jego zachowaniu wrażenie. Dodatkowo, jak był potrzebny, to go nie było. Miał też oczywiście swoje zalety, ale Gabrysia odnosiła chwilami wrażenie, że wad było w jego osobie o wiele więcej. Dlaczego nie dostrzegała tego wcześniej, kiedy już się z nim związała? Dlaczego musiała doświadczyć tego wszystkiego i to jeszcze na własnej skórze, aby w końcu to pojąć? Dlaczego zwykle tak jest, że tak poważnych spraw nie dostrzegamy, póki nie odbiją się nam czkawką?
Te wszystkie myśli krążyły po głowie Gabrysi, gdy wracała ze szpitala, do którego zaszła, aby odwiedzić Natalię oraz profesora Dmuchawca. Jeżeli chodzi o pierwszą z tych osób, to była już spokojna o jej zdrowie. Lekarze po tych kilku dniach, odkąd trafiła pod ich opiekę, nie przewidywali żadnego niebezpieczeństwa dla jej zdrowia i uważali, że jeszcze trochę i kaszel całkowicie jej minie i będzie mogła wrócić do domu. A jeśli mowa o profesorze, to powoli odzyskiwał on siły po niedawnym zawale i lekarze też uważali, iż wyjdzie z tego, choć lepiej, aby też jeszcze pozostał u nich przez jakiś czas. Zatem wyglądało na to, że wszystko w tej sprawie zmierza ku lepszemu.
A co do innych aspektów... Profesor Dmuchawiec pomógł Gabrysi zrozumieć wiele spraw, choć nie użył do tego zbyt wielu słów. On zawsze tak umiał zrobić i jak widać, mimo upływu lat wciąż nie stracił swojego talentu w tym zakresie. No i bardzo słusznie, gdyż dzięki temu jego dawna ulubiona uczennica mogła w pełni pojąć to, co profesor próbował jej powiedzieć, a co ona sama powinna dawno już zrozumieć, że nie jest służącą swojej rodziny i pomagać od czasu do czasu jest to coś zupełnie innego, niż pozwalać się wykorzystywać. Będzie musiała o tym sobie porozmawiać ze swoją rodziną, kiedy wróci do domu. Oczywiście mowa jest tutaj o matce i siostrach, ponieważ mąż wybył sobie za granicę i kto wie, gdzie teraz tak naprawdę przebywa. Gdy jednak wróci, to z nim będzie też trzeba odbyć bardzo poważną rozmowę na temat tego, co ich łączy, a co ich dzieli. I warto też sobie porządnie zweryfikować zasady ich małżeństwa, jeżeli ono ma trwać, ponieważ w tej sprawie Gabrysia posiadała dużo wątpliwości. Chwilami nawet miała poważne wątpliwości, czy powinna z nim być. Zwłaszcza, że ostatnio pewien człowiek się często koło niej kręcił i nie czuła w jego obecności fałszu ani zakłamania. Chociaż bywał niesamowicie irytujący swoją pewnością siebie oraz tym, jak bardzo łatwo mu przychodziło ocenianie innych oraz siebie samego. W ogóle, miał sporo wad, ale także sporo zalet i gdyby tak nad nim popracować... Tylko czy ona się do tego nadawała? I czy powinna myśleć o takich rzeczach, kiedy jej mąż był za granicą, a ona robiła za słomianą wdówkę?
Gdy tak o tym wszystkim myślała, nagle przypomniało się jej, że miała przed powrotem do domu wstąpić do mięsnego, aby uzupełnić nieco zapasy. Miała przy sobie w tym celu kartki i dlatego mogła śmiało dokonać tego zakupu. Ruszyła więc w kierunku mięsnego. Jak zwykle, była tam spora kolejna. Niezbyt zadowolona z tego faktu Gabrysia stanęła na końcu kolejki, ściskając przy tym w dłoni kartki na mięso i czekając na swoją kolej. Tym razem osoby wchodziły i wychodziły dosyć szybko, dlatego też mogła się spodziewać prędkiego załatwienia swojej sprawy. Los jednak bywa niekiedy naprawdę przewrotny. Gdy kolejka zaczęła się powoli zmniejszać i coraz bliżej jej było do tego, aby wejść do środka, nagle powiał dosyć silny wiatr, nie na tyle mocno, aby oderwać jej głowę od karku, ale na tyle silny, aby wyrwać jej z ręki kartki na mięso i porwać na ulicę. Gabrysia wrzasnęła ze złości niczym rozjuszona kocica, po czym, nie przejmując się kolejką, wyskoczyła z niej i rzuciła się w pościg za swoją zgubą.
- Łapaj, trzymaj, nie pozwól uciec! - krzyczała wściekle, ganiając za swoją własnością, którą bezczelnie i zaciekle targał wiatr.
Wiedziała, że brzmi to beznadziejnie i głupio, ale w tamtej chwili jakoś nie umiała inaczej się zachować, jak tylko właśnie tak. Była rozjuszona i nie myślała racjonalnie. Dodatkowo jeszcze jej złość potęgował fakt, iż z jakiegoś powodu, ilekroć tylko zbliżyła się do swojej zguby, ta uciekała od niej na kilkanaście chyba metrów i nie dawała się złapać. Chwilami więc można było sobie pomyśleć, że wiatr podły hula sobie z Gabrysią i bawi się z nią w berka. Chore jednak musiałby mieć poczucie humoru ten wiatr, gdyby to okazało się być prawdą. I chyba jednak było, gdyż po dłużej chwili takiej zabawy, wiatr powiał nagle dziko i kartki uciekły nie tylko spod ręki Gabrysi, ale również sprzed jej oczu i po pewnym czasie już nie miała pojęcia, gdzie mogłaby ich szukać. Załamana oparła się wtedy o przystanek tramwajowy, przy którym się zatrzymała i zaklęła okrutnie. Rzadko to robiła i to tylko wtedy, gdy była naprawdę zdenerwowana, czyli tak jak teraz.
- Ulala... Kto to dzisiaj tak niegrzecznie się wyraża? - usłyszała za sobą jakiś znajomy, męski głos.
Należał on do Piotra Ogorzałki, idącego właśnie ulicami miasta. Wyraźnie był on z siebie bardzo zadowolony i zapewne ten fakt sprawił, że aż śmiał się na sam widok przeklinającej i dyszącej ze zmęczenia Gabrysi. Normalnie dziewczyna by miała mu to za złe, teraz jednak nie umiała tego zrobić.
- Może szanowny śmieszek zechce mi pomóc? - zapytała nieco złośliwie, ale bez zaczepki.
- Oczywiście, z przyjemnością - odpowiedział Piotr, wciąż się uśmiechając - A w czym mam śmieszek może pomóc takiej uroczej damie?
- Wiatr porwał mi kartki na mięso. Tak się namęczyłam, aby je dostać i co? I nic. Uciekły mi, skubane i koniec pieśni.
Po tych słowach zaklęła ponownie, wyrażając przy tym całą swoją złość na to, co ją spotkało i na paskudny los, który ją prześladował. Normalnie byłaby teraz o wiele bardziej opanowana, jednak tym razem nie umiała tego zrobić. Za dużo już na nią spadło, za długo dusiła w sobie emocje, aby teraz nie dać im upust. I choć była damą z wychowania oraz pochodzenia, teraz miała po prostu ochotę kląć jak prostacki szewc, której to ochocie dała upust, przeklinając kilka razy pod rząd.
Piotr szybko spoważniał, kiedy usłyszał o problemie dziewczyny. Wiedział bardzo dobrze, jak kartki na mięso trudno jest dostać, ten problem znał bowiem aż za dobrze z autopsji. Dlatego też nie bawiło go to, że kogoś dopadł właśnie taki problem, a zwłaszcza Gabrysię, która przecież nieźle musiała się namęczyć, dając korepetycje lub tłumacząc coś z łaciny dla wysoko postawionych osób, aby te w zamian obdarowały ją towarem tak deficytowym jak kartki na mięso. Dlatego ich utrata była czymś dołującym dla tej dziewczyny i na pewno nie stanowiła ona w ogóle tematu do żartów.
- Słuchaj, bardzo mi przykro z tego powodu - powiedział po chwili Piotr - Ale miałbym dla ciebie małą propozycję.
- Jaką? Żebym nie przeklinała, bo to nie przystoi damie? - zapytała z lekką złością w głosie Gabrysia.
Dała już upust swoim emocjom, więc była nieco spokojniejsza, choć wciąż złość się w niej ukrywała.
- Nie, to nie o to chodzi - odpowiedział Piotr, mimowolnie się uśmiechając.
Jaka ona jest piękna, kiedy się złości, pomyślał sobie.
- Chciałbym ci zaproponować, Gabrysiu, abyś wzięła moje kartki na mięso i z nich skorzystała.
Gabrysia spojrzała na niego zdumiona. Dlaczego on jej to proponował? On jej przecież nawet nie lubił, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie. A mimo to, bez wahania użyczał jej tak ważnej dla siebie rzeczy? Wiedziała przecież, że o ile jej było trudno zdobyć kartki, dla niego było to jeszcze trudniejsze. A jednak oddawał je dziewczynie, o której nie tak znowu dawno stwierdził, że jest ona dopiero w okresie dojrzewania, a do tego zwariowaną feministką, więc jej zdanie nie posiada żadnego znaczenia dla niego. I teraz jej chciał oddać swoje kartki?
- Piotrze, ja naprawdę doceniam twój gest, ale nie mogę się na to zgodzić. Ty się namęczyłeś, aby zdobyć kartki, ja przez głupotę swoje zgubiłam i teraz ty masz za to ponosić konsekwencje?
- Oj, daj spokój, obejdziemy się z Maćkiem bez mięsa dzień lub dwa - odparł z nieco zawadiackim uśmiechem Piotr - A poza tym was jest kilkoro w domu, a nas tylko dwóch. Wy ich bardziej potrzebujecie niż my.
To mówiąc, wydobył z kieszeni portfel i wyjął z niego kartki, które przezornie schował pomiędzy banknoty i podał je dziewczynie. Ta wahała się przez chwilę, zanim je wzięła do ręki, ale w końcu to zrobiła, zapewne z obawy, żeby wiatr ich nie porwał i znowu nie musiała ich ścigać. Oczywiście od razu schowała je sobie do torebki.
- Tu będą najbezpieczniejsze - powiedziała - Nie będę kusić losu i trzymać je w dłoni przy takim wietrze.
- Słuszna postawa - zgodził się z nią Piotr - To co? Idziemy do mięsnego?
- Chcesz iść ze mną? - zapytała zdziwiona Gabrysia - Nie masz teraz żadnych innych zajęć?
- Ależ skąd. Jestem wolny i całkowicie do twojej dyspozycji - odparł na to nad wyraz żartobliwym tonem Piotr, wywołując w ten sposób uśmiech na twarzy swojej rozmówczyni.
Musiał przyznać, że Gabrysia wygląda naprawdę ładnie, kiedy się uśmiecha. Powinna częściej to robić. Wtedy nawet w tych obcisłych i ohydnych dżinsach nie wyglądała wcale tak źle, a wręcz przeciwnie, wtedy stanowiła widok bardzo miły dla oka. Widać prawdą były słowa słynnego przeboju Trubadurów:

Uśmiech dziewczyny zmienia pogodę.
Słońce przychodzi w śnieżną zawieję.
Działa magicznie na urodę
I brzydula w uśmiechu pięknieje.


Z tymi myślami, Piotr stanął wraz z Gabrysią w kolejce do mięsnego. Oboje dobrze wiedzieli, że czeka ich długie oczekiwanie, jednak nie odstraszało ich to w żaden sposób. Ostatecznie przecież nie jest ważne, jak długo trzeba na coś czekać, ważne było to, z kim to się robi. A żadne z nich nie mogło zdecydowanie narzekać na towarzystwo drugiej osoby, dlatego też cieszyli się nim i powoli posuwali się do przodu, gdy kolejno każdy z klientów powoli załatwiał to, po co przyszedł do tego sklepu i ustępował miejsca kolejnej osobie, wskutek czego kolejka stopniowo się robiła coraz mniejsza i mniejsza, aż wreszcie przyszła kolej Gabrysi i Piotra.
- Dobrze, to wybierz, co tam chciałaś. Tylko bez krępacji - rzekł Ogorzałko do swojej towarzyszki - Pamiętaj, ja nie przyjmę tego z powrotem.
Gabrysia jeszcze przez chwilę się wahała, czy może przyjąć taką życzliwość ze strony mężczyzny, ale na jego deklarację, że nie przyjmie on użyczonych jej kartek z powrotem, zrozumiała jasno, iż musi ustąpić i dlatego kupiła to, co sobie postanowiła, oczywiście nie omieszkując lekko ponarzekać na to, jaki ten Piotr jest uparty i jak bardzo ją tym denerwuje.
- Bo widzi pani, zgubiłam moje kartki na mięso, a on mi użyczył swoich i to jeszcze bez mojej zgody - powiedziała do sprzedawczyni, którą dobrze znała - I mi tu jeszcze wygaduje, że i tak z powrotem ich nie przyjmie. No i co ja mam z takim upartym gamoniem zrobić?
- Kochać mocno i to przez całe życie, proszę pani - odpowiedziała jej na to dowcipnie sprzedawczyni i zerknęła na Piotra, który wyraźnie się jej spodobał - Mówię pani, taki mąż to prawdziwy skarb. Niech pani tego nie marnuje.
Gabrysia zmieszała się lekko, gdy usłyszała słowa o mężu i już miała to dosyć niezwykłe nieporozumienie wyjaśnić, kiedy Piotr lekko ją objął w pasie, po czym dowcipnie rzucił:
- Właśnie, kochanie. Słuchaj pani sprzedawczyni, to mądra kobieta.
Po czym uśmiechnął się życzliwie i wyszedł wraz z Gabrysią ze sklepu. Jego twarz zdobiła bardzo radosna mina, z kolei jego towarzyszka była urażona.
- Kochanie? Czy nie za wiele pan sobie pozwala, panie Ogorzałko? - zapytała z lekką złością w głosie.
- Pozwalam sobie zwykle na znacznie więcej - odpowiedział jej Piotr głosem oraz tonem Leszka Teleszyńskiego w „Trędowatej” Hoffmana.
- To widać - odparła z lekką złością Gabrysia.
Może on się czuł Waldemarem Michorowskim, ale ona nie zamierzała dla niego grac rolę Stefci. Zresztą Waldi też musiał się namęczyć, zanim jego słodka panna Stefania Rudecka obdarzyła go większą sympatią. On też niech się wysili, jeśli liczy na milszy ton od niej. Oczywiście nie zamierzała mu go obiecywać, ale tak czy siak, mógłby się bardziej postarać.
- Pana naprawdę rozpuściły kobiety - powiedziała złośliwie Gabrysia.
- Nie chcę się chwalić, ale troszeczkę pieszczot od nich doznałem - zaśmiał się lekko Piotr.
- Troszeczkę? Teraz jest pan zanadto skromny.
- Być może tak, ale to tylko jedna z niewielu moich wad. I jestem pewien, że mogę ją bez trudu zwalczyć.
Gabrysia popatrzyła na niego z ironią i odparła na to, nie bez złośliwości:
- Widzę w panu więcej wad, niż pan myśli, że ich ma.
- Jak choćby? - zapytał zaciekawiony Piotr.
- Jak chociażby to, że droczysz się ze mną jak małe dziecko - odparła na to Gabrysia, ponownie przechodząc z nim na „ty”.
- Raczej jak osoba, która po prostu ma dobry humor.
- I jeszcze kompleks Piotrusia Pana. Tylko się śmiać i wygłupiać.
Piotr uśmiechnął się ironicznie, po czym odparł:
- Doprawdy? A ty cierpisz na kompleks kapitana Haka.
- Przecież nie ma takiego kompleksu.
- Właśnie go wynalazłaś. A ja go nazwałem. Zrobimy sławę w świecie nauki.
Gabrysia nie umiała się nie uśmiechnąć, gdy Piotr tak wesoło zaczął się śmiać z tego, co właśnie powiedział. Ten żart był naprawdę zabawny i trudno było nie zareagować na to typową reakcją na dowcipny tekst, wypowiedziany przy okazji w bardzo zabawny sposób. Co jak co, ale poczucie humoru Piotr naprawdę posiadał i umiał je okazać, jeśli tylko chciał.
Śmiech zdziałał naprawdę dobre skutki, dzięki czemu lody pomiędzy naszą parą zostały już całkowicie przełamane. Oboje więc zaczęli powoli iść w kierunku kamienicy na ulicy Roosevelta 5, przy okazji rozmawiając już ze sobą w sposób nie tylko zgodny, ale też i taki, który nazwać można było przyjacielem. Gabrysia na tyle zdołała się rozluźnić przy Piotrze, że zaczęła nawet mówić o swoim mężu. Bez ogródek wyznała, że dobija ją ta cała sytuacja.
- Dziwnie się z tym wszystkim czuję - powiedziała, kiedy oboje byli już na klatce schodowej i zbliżali się do mieszkania Borejków - Wiem, że Janusz stąd wyjechał po to, żeby zarobić na nasze własne cztery kąty, bo ile można mieszkać z rodzicami i siostrami, ale jakoś naprawdę... Nie wiem sama, czy powinien to robić. Przecież o wiele ciężej mi jest bez niego. Żyję tutaj, ani panna, ani mężatka, ani też wdowa, wszystko na mojej głowie, bo matka, odkąd zamknęli ojca, po prostu tylko siedzi i użala się nad sobą, czasami tylko pomoże przy Pyzuni, ale poza tym nie da się z nią wytrzymać. A siostry... Z nich nie ma wielkiego pożytku. No, może Nutria i Pulpecja mi pomagają, ale Ida... Ona obecnie skupiona na sobie i tych swoich sprawach. A ja robię za matkę, córkę, starszą siostrę naraz... I gdzie tu w tym jest sprawiedliwość, pytam się?
Piotr nie odpowiedział, tylko patrzył ze smutkiem na Gabrysię, której bardzo współczuł takiego losu, który po prawdzie częściowo sama sobie zawdzięczała, bo w końcu, kto jej kazał siedzieć z wiecznie narzekającą na wszystko matką i trzema siostrzyczkami oraz robić im wszystkim za niańkę? Ale podziwiał ją za to, że jakoś tak zwykle trzymała fason i nie narzekała na swój los, dopiero teraz wyznając mu, co ją dręczy. Widocznie zbyt długo w niej to siedziało, aby mogła teraz się przed zwierzeniami powstrzymać.
- Nie wiem sama, dlaczego ci to wszystko mówię. Jakoś tak czuję, że mogę ci to powiedzieć. Bardzo mi potrzeba kogoś, komu mogę się wygadać. Gdy tak o tym mówię, to jakoś lepiej się czuję. Jakby z serca spadł mi wielki kamień. Żałuję, że nie ma ze mną Janusza. Chociaż on nigdy nie nadawał się do tego typu zwierzeń. A przyjaciela od serca nigdy nie miałam, więc może... Może dlatego tak bardzo chcę się tobie wygadać? Bo czuję, że zrozumiesz?
- Rozumiem na tyle, na ile mogę - powiedział poważnie Piotr - A czego nie rozumiem, próbuję jakoś zrozumieć. Tak już mam.
- Ale przynajmniej się starasz - stwierdziła Gabrysia - Obawiam się, że mało kto tutaj to robi. Janusz nawet nie specjalnie stara się mnie zrozumieć, a jak co do czego przychodzi, to zwykle mówi, że to ja nie rozumiem jego potrzeb.
Piotr przyjrzał się uważnie swojej rozmówczyni, po czym zapytał:
- Kochasz go?
Gabrysia spojrzała na Piotra zdumiona.
- Słucham?
- Czy go kochasz?
Dziewczyna obruszyła się lekko, zmieszała, spłonęła z gniewu i odparła:
- To pytanie jest niegrzeczne.
- Ale proste. Czy kochasz faceta?
- Jakiego faceta?
- A o kim cały czas mówimy? Czy kochasz tego palanta, swojego męża?
Gabrysia parsknęła ironicznym śmiechem, próbując zamaskować zmieszanie, jakie wywołało w niej to pytanie. Na usta cisnęła się jej odpowiedź, że oczywiście kocha Janusza Pyziaka, lecz jakiś głos wewnątrz niej nie pozwolił jej tego zrobić, dając jej jasno do zrozumienia, że byłoby to kłamstwo albo przynajmniej mocne mijanie się z prawdą.
- Jakim prawem zadajesz mi to pytanie? Nie znamy się tak dobrze, abyś miał mi zadawać takie pytania. To, że ci się zwierzyłam pod wpływem chwili, wcale nie oznacza, żebym miała udzielać ci takich wyjaśnień.
- Nie odpowiedziałaś na pytanie.
Gabrysia ponownie parsknęła śmiechem i odparła:
- Piotrze Ogorzałko, pozwalasz sobie na zbyt wiele. Jesteś niegrzeczny, bez kultury, niewychowany oraz całkowicie pozbawiony taktu.
- A ty wciąż unikasz odpowiedzi - odparł Piotr.
Jego twarz zdobił wesoły uśmiech, jakby słowa Gabrysi go bawiły. Sama zaś pani Pyziak zdenerwowała się jeszcze bardziej, ścisnęła mu dłoń w sposób dosyć demonstracyjny i rzekła:
- Wystarczy na dzisiaj. Dziękuję za pomoc, Piotrze... Panie Ogorzałko. Ja... Ja tylko chciałam panu podziękować za wsparcie z tymi kartkami...
- A zamiast tego mnie obraziłaś.
- Bo sobie zasłużyłeś.
- To co teraz? Idziesz do siebie?
- Tak, właśnie - odparła Gabrysia, puszczając jego dłoń i sięgając po swoje zakupy - Jesteś nieznośny, wiesz?
Po tych słowach sięgnęła po swoje klucze i już miała otworzyć drzwi, kiedy nagle sobie przypomniała coś.
- Zaraz, chwileczkę! Nie muszę iść! To przecież jest moja część domu! To ty sobie stąd idź!
Piotr oparł się wygodnie o poręcz schodów prowadzących na górę, delikatnie zachichotał i powiedział złośliwie:
- Ho ho ho! I kto tu teraz jest niegrzeczny?
Gabrysia zorientowała się w słuszności tych słów i także parsknęła śmiechem, po czym odparła:
- No dobra, nie rozmawiajmy już o tym. Pośmialiśmy się trochę, to pora już wrócić do siebie. Jeszcze raz dziękuję ci za twoją pomoc i nie gniewaj się na mnie za moje słowa. Po prostu... Na pewno zwierzenia jeszcze nie jestem gotowa.
- Rozumiem i nie naciskam, Gabi.
- Spokojnie. A czy będę mogła ci się odwdzięczyć za tę pomoc z kartkami?
- Jeśli chcesz? Tylko nie wiem, w jaki sposób.
- Coś wymyślę. Zgłoszę się do ciebie, może jutro po południu. Może być?
- Czemu nie? Na jutro nie mam żadnych planów.
- To dobrze. Przyda mi się wyrwać nieco z domu. No i będę mogła ci się za to, co dla mnie zrobiłeś, należycie odwdzięczyć.
- Wiesz, że nie musisz tego robić.
- Muszę, żebyś nie gadał potem, że któryś z Borejków nie potrafił ci się w porządny sposób odwdzięczyć za pomoc. To kwestia honoru.
- Aha, skoro tak, to inna sprawa.
- To do zobaczenia jutro.
Po tych słowach, Gabrysia podeszła do drzwi, otworzyła je kluczem i powoli weszła do środka wraz z zakupami. Piotr uśmiechnął się delikatnie, westchnął przy tym głęboko i poszedł na górę.
- Ech, kobiety. Kto je zrozumie? - zapytał dowcipnie sam siebie.
Gabrysia tymczasem rozpakowała zakupy w mieszkaniu i zaszła do pokoju, w którym jej mama właśnie zabawiała jej córeczkę, nosząc ją powoli na rękach po całym pomieszczeniu.
- Obudziła się, to trzeba ją ponosić, żeby nie płakała - powiedziała do córki pani Borejko.
- Wiem, dziękuję ci, mamo - odparła Gabrysia i odebrała od niej małą Różę, którą bardzo czule pocałowała w policzek - Jak się spało, maleństwo ty moje? Czy dobrze, słodka Różyczko? Pyzuniu moja rozkoszna. Jesteś cudowna, wiesz o tym? Mój mały, cudny skarbek.
- Nie powinnaś się tak nad nią rozczulać. Jeszcze wyrośnie przez to wszystko na mięczaka - powiedziała Melania Borejko.
Gabrysia spojrzała na nią urażonym wzrokiem i rzekła stanowczo:
- Pozwól, że moją córkę będę wychowywać po swojemu, dobrze?
- W porządku, nie mieszam się. Tak tylko mówię - odparła zgodnym tonem pani Borejko, machając lekko rękami na znak, że nie chce sprzeczek - To w końcu jest twoje dziecko, nie moje. A tak z innej beczki, zrobiłaś zakupy?
- Właśnie z nich wracam.
- A przywiozłaś mi gazetę?
Gabrysia syknęła zębami ze złości.
- Nie, zapomniałam. Przepraszam cię. Miałam dzisiaj taką przygodę, że mi to wyleciało z głowę.
Pani Borejko nie chciała jednak słuchać o jej przygodzie, tylko rzekła bardzo surowym tonem:
- Co ty masz w głowie, dziewczyno? Prosiłam cię tylko o jedną rzecz. Jedną i jedyną rzecz. O tę gazetę. Muszę wiedzieć, kiedy ogłoszą amnestię dla więźniów, no i kiedy twój ojciec wróci. A ty zamiast mi pomagać, tylko wszystko utrudniasz. Naprawdę tak trudno było ci pójść po gazetę?
Gabrysia spojrzała na matkę wściekłym spojrzeniem, czując w sercu, że teraz jej matka powiedziała o jedno słowo za dużo. Nie zamierzała jej tego odpuszczać.
- Jak chcesz gazetę, to sama sobie idź do kiosku. Jest blisko.
Melania Borejko spojrzała na córkę zdumiona.
- O czym ty mówisz?
- O tym, że jak chcesz gazetę, to wyjdź z domu i idź po gazetę do kiosku. Przecież jest on blisko.
- Wypraszam sobie ten ton, młoda damo. Przypominam ci, że...
- Że mieszkam u ciebie za darmo, nie żądasz czynszu, że tyle dla mnie robisz, a ja jestem niewdzięczna, jeszcze gorsza niż Ida, która teraz jest tu tylko gościem i że powinnam ci pomagać z wdzięcznością, a nie z pretensjami. Wiesz co, mamo? Ja już to znam na pamięć! Chcesz mnie zaskoczyć, to wymyśl coś lepszego.
- Coś ty taka spięta?
- A jaka mam być? Mąż wyjechał, ja muszę się zajmować wami wszystkimi i do tego jeszcze mam problem z własnymi uczuciami. Dziwisz mi się, że jestem spięta, co?
- No tak. Bo ja mam lekko, prawda? Mąż w areszcie, dzieci powoli się od nas oddalają, najstarsza córka nie okazuje mi ani grama szacunku, a ja...
Gabrysia wiedziała, że taka rozmowa nie ma sensu, dlatego wściekła i smutna jednocześnie wyszła z pokoju, z Różyczką na ramionach, powoli roniąc łzy, które ściekały jej po policzkach. Po co było niby złego w tym, że zamiast wiecznie tylko myśleć o cierpieniach innych, czasami pomyśli się o siebie? Czy to egoistyczne?


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Czw 21:23, 09 Gru 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 3 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin