Forum Forum serialu Zorro  Strona Główna Forum serialu Zorro
Forum fanów Zorro
 
 FAQFAQ   SzukajSzukaj   UżytkownicyUżytkownicy   GrupyGrupy   GalerieGalerie   RejestracjaRejestracja 
 ProfilProfil   Zaloguj się, by sprawdzić wiadomościZaloguj się, by sprawdzić wiadomości   ZalogujZaloguj 

Moje powieści i opowiadania 3
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 12, 13, 14  Następny
 
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Nie 10:35, 30 Maj 2021    Temat postu: Rozdział XIX - Przyjaźń czy kochanie?

Ciekawe nawiązanie do popkultury ,do doktor Quinn ,do filmu Pech to nie grzech ,do Nigdy w życiu,do Młodych Tytanów.
W końcu nadszedł ten dzień wybuchu między Piotrem a Gabrysią. Okazało się ,że nie jest taka porządna i doskonała jak kreują jak książki. Zawsze czułam w niej ognik ,jakiegoś ukrytego diabełka.
Te jej myśli na temat męża są bardzo gorzkie. Współczesna psychologia mówi co innego ,że lepiej zostać rodzicem po 30 roku życia ,gdy człowiek jest już dojrzalszy i wie czego chce. Kiedyś właśnie tak mówiono ,że dla dobra dziecka trzeba ratować małżeństwo za wszelką cenę ,teraz podejście jest nieco inne.
Że czasem dla dobra dziecka lepiej się rozstać ,niż tkwić w toksycznym związku.
Zresztą nigdy nie czułam specjalnej chemii między wrażliwą Gabrysią a praktycznym do bólu Januszem. Tak jak nie było chemii między Gabrysią a jej drugim mężem ,spokojnym i miłym Grzesiem. Chemia jest tylko między Piotrem a Gabrysią.
Rozbawiło mnie też to droczenie Piotra i Maćka. Piotr uważa ,że Maciek pozjadał wszystkie rozumy ,a Maciek złośliwie odpowiada ,że jego zostawił ,bo rozumem Piotra by się nie najadł.
Ciekawe było też to ,że Piotr i Gabrysia słuchali słuchowiska Folwark zwierzęcy. Bardzo adekwatne ,do sytuacji politycznej ,że wszystkie zwierzęta są równe ,a niektóre równiejsze.







A co myślałabyś o połączeniu Robin i Reven ,jak sugerują niektórzy fani?



Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Nie 10:50, 30 Maj 2021, w całości zmieniany 4 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 0:27, 31 Maj 2021    Temat postu:

Cieszę się, że rozdział Ci się podobał. Jeśli chodzi o łączenie w parę Robina i Raven, to uważam, że oboje mieli sporo podobieństw pomiędzy sobą, ale mimo wszystko było pomiędzy nimi bardziej uczucie i relacje w stylu brat i siostra. A to Gwiazdka była jego miłością. Raven to taka cudowna, kochana siostrzyczka, z którą cudownie jest spędzić czas. Ale raczej nie byliby dobraną parą. Mimo pewnych podobieństw ich charakterów Robin był otwarty bardziej na ludzi, a Raven była bardziej zamknięta w sobie. Ale jako przybrane rodzeństwo wyglądali całkiem uroczo.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 2:59, 31 Maj 2021    Temat postu:

Rozdział XX - Rozmowy nocą
Piotr powoli obudził się i spojrzał przed siebie. Zobaczył leżącą obok niego nagą Gabrysię, która spała słodko wtulona głową w jego tors i trzymającą na jego ramieniu lewą dłoń. Uśmiechnął się wówczas delikatnie i pogłaskał z miłością oraz czułością jej włosy, ale w taki sposób, aby jej nie obudzić. Westchnął głęboko, gdy poczuł pod opuszkami palców miękkość włosów ukochanej. Poczuł się wówczas naprawdę szczęśliwy, serce mu zabiło mocniej, zaś w swojej pamięci przywołał obraz tego, co oboje robili, zanim zasnęli w takiej oto pozie, w jakiej dotąd leżeli.
Było ciemno, ale księżyc świecił jasno na niebie, zaś jego promienie wpadały przez niezasłonięte roletami okno do pokoju i Piotr widział wyraźnie tę cudowną postać Gabrysi, tak rozkosznie w niego wtuloną. Patrzył na ten cudowny widok, rozczulony do granic możliwości. Gładził powoli jej włosy, masował je z miłością, rozkoszował się ich miękkością, serce bardzo przyjemnie i delikatnie biło w jego piersi, wprawiając go w uczucie spełnienia, szczęścia i poczucia tego, że wreszcie jego największe życzenie stało się rzeczywistością. Miał oto nareszcie w swoich ramionach swoją ukochaną, całkiem nagą i bezbronną, słodko i ufnie tulącą się do niego w trakcie snu. Czując jej nagość, tak piękną i zmysłową, której bynajmniej wcale nie zepsuło nieudane małżeństwo oraz wydanie na świat dziecka, łączącą się tak cudownie z jego nagością, nie czuł tylko spełnienie w wymiarze fizycznym. Przede wszystkim czuł spełnienie w wymiarze uczuciowym, duchowym, a także i psychicznym. Nigdy wcześniej nie czuł on tak cudownego uczucia, rozpalającego jego ciało od stóp do głów, od czubka palców u nóg po sam czubek głowy. Było to uczucie ciepła, takiego przyjemnego, ani nazbyt gorącego, ani nazbyt letniego, lecz idealnego, które czuć może jedynie ktoś, kto szczerze kocha i kto odnajduje w swojej miłości prawdziwe spełnienie jako człowiek, a także jako istota czująca. To właśnie cudowne i wspaniałe uczucie towarzyszyło Piotrowi, kiedy przytulał do siebie Gabrysię.
Od dawna marzył o tej chwili. Marzył o tym, aby móc ją wziąć w ramiona, a potem bardzo namiętnie całować, rozebrać i okrywać pocałunkami każdy słodki milimetr jej ciała. Marzył o tym od dawna, ale nie było to jego jedyne marzenie. Jego uczucia do niej bynajmniej nie były wcale tylko i wyłącznie skupione na tej cielesności, choć skłamałby mówiąc, że nie zawierały w sobie takiego elementu. O nie, Piotr pożądał Gabrysi. Pragnął jej jako kobiety, pragnął jej od dawna, odkąd tylko ją zobaczył w stroju do koszykówki. Miała wtedy co prawda piętnaście lat, ale była nad wyraz rozwinięta fizycznie i wyglądała na kilka lat starszą. Wiedział o tym Piotr, jednak nie posunął się do niczego, gdyż nie chciał być posądzony o zbyt bliskie relacje z nieletnią. Poza tym jego uczucie do Gabrysi, które rosło z czasem, gdy lepiej poznawał dziewczyn, nabierało więcej doniosłości i tego, co sprawiało, że uczucie zasługuje na miano prawdziwej miłości. Nabierało stopniowo coraz więcej szlachetności, coraz bardziej też utwierdzało Piotra w przekonaniu, że ją bardzo kocha. Bo jak tu można było jej nie kochać? Przecież najstarsza z panien Borejkówień zyskiwała w oczach, gdy tylko się lepiej ją poznało, a jeszcze więcej zyskiwała, kiedy się z nią spędzało dużo czasu. Dlatego z czasem uczucie Piotra rosło, najpierw w podziw i zachwyt, potem w prawdziwe uczucie, które łączyło ze sobą w subtelny sposób pożądanie i platoniczny zachwyt. Bo jak można było się nie zachwycać tak wspaniałą dziewczyną? Mądrą, wrażliwą, dobrą, serdeczną oraz życzliwą, a do tego też inteligentną. Nawet jej ubiór, który faktycznie pozostawiał wiele do życzenia, nie odbierał w żaden sposób jej uroku. No, może nieco go gasił, ale nie odbierał. Piotr co prawda wmawiał sobie, że Gabrysia w tych spodniach workowatych typu dzwony lub dżinsach wygląda po prostu okropnie, ale to było tylko gadanie, którym sam siebie próbował przekonać, że dziewczyna mu się nie podoba. W rzeczywiście podobała mu się ona niesamowicie, ale przecież bardzo dobrze wiedział, że z tego nic nie wyjdzie.
Oczywiście nigdy nie powiedział Gabrysi, jak bardzo ją kocha. Jak przez to, że bliżej się mogli jako sąsiedzi poznawać sprawiło, iż najpierw był nią po prostu zauroczony, a z czasem poznawał ją bliżej i pokochał ją całym sercem, jak tylko prawdziwy mężczyzna może kochać prawdziwą kobietę. Nigdy jej jednak tego nie powiedział, ponieważ doskonale wiedział o tym, że nie ma szans u niej, zwłaszcza wtedy, gdy w pobliżu był Janusz Pyziak, najprzystojniejszy chłopak w szkole, jak również w całej okolicy. Wiedział, że nie ma z nim najmniejszych szans, bo żaden facet by nie miał szans z Pyziakiem, dlatego musiał sobie darować i nie próbował jej zdobyć. Potem wyjechał, rzucił się w wir zajęć, zaangażował też w działalność Solidarności, a kiedy zdradzony został przez dziewczynę i wyrzucony z pracy, wrócił do Poznania i zajął się młodszym bratem, gdyż ich rodziców aresztowano. I znowu spotkał swoją pierwszą miłość, Gabrysię Borejko, teraz już Pyziak. I nic nie straciła na swoim uroku, wciąż była piękna i wyjątkowa. Uczucie do niej odżyło, ale o ile wcześniej nie miał najmniejszych szans, kiedy Gabrysia była wolna, to teraz, jak miała męża, owe zmalały jeszcze mocniej, o ile było to w ogóle możliwe. Z tego więc powodu musiał sobie odpuścić, a aby mniej myśleć o niej, wmawiał sam sobie, że jest strasznie brzydka, a już zwłaszcza wtedy, gdy nosiła te swoje workowane spodnie dzwony lub dżinsy. Ale nawet wtedy nie umiał powiedzieć sobie tego wszystkiego całkowicie szczerze. Prawdę mówiąc, okłamywał wtedy sam siebie. Tak naprawdę kochał Gabrysie, teraz jeszcze bardziej dojrzałą i szczerą miłością niż kiedykolwiek przedtem. Dodatkowo jeszcze doszło do tego uczucie poczucie nienawiści do jej męża. Nienawidził go z całej siły, a im więcej smutku widział na twarzy Gabrysi, tym bardziej nienawidził tego bydlaka i miał ochotę zrobić mu krzywdę. Gdyby tylko znalazł się on w jego zasięgu, a jeszcze lepiej w zasięgu jego pięści... Wtedy... Oj, wtedy on by mu pokazał, gdzie raki zimują. Miał drań szczęście, że przebywał w Australii, daleko od niego, bo inaczej by dostał za swoje.
Z zamyślenia wyrwał Piotra ruch jego słodkiej Gabrysi, która przekręciła się na drugi bok, plecami do niego i słodko zamruczała. Popatrzył na nią wówczas czule i pocałował delikatnie jej prawe ramię.
- Moja słodka Gabrysiu. Jaka ty jesteś piękna.
Dziewczyna poruszyła się lekko przez sen, a on pogłaskał palcem jej ramię i szepnął czule:
- Kocham cię.
Potem wstał i naciągnął na siebie majtki i koszulę, po czym podszedł do okna, spojrzał przez nie, uśmiechnął się lekko, ale zaraz posmutniał.
- Stary idioto. Co ty sobie wmawiasz? Przecież ona na rano odejdzie i pewnie już nigdy do ciebie nie wróci.
Pogłaskał sobie bardzo gwałtownie twarz obiema dłońmi, po czym warknął ze złością na samego siebie.
- Prawda jest taka, że po prostu oszukujesz sam siebie. Ona ma męża i go nie zostawi ani dla ciebie, ani dla nikogo. Nawet jeśli go nie kocha, to nie zostawi go, chociażby z poczucia obowiązku, którego zawsze uczyła ją Melania, jej matka. Z tego powodu nie opuści ona Janusza, a tobie pozostaną najwyżej tzw. ochłapy z pańskiego stołu, w tym wypadku ze stoły Pyziaka. Nie mam na to ochoty. O nie, nic z tego! Piotr Ogorzałko nie będzie wyłącznie zabawką, jaką żałosną nagrodą pocieszenia lub kimś, kto będzie podnosił swoją ukochaną na duchu m.in. poprzez łóżko, ale nie dostając nic więcej.
Z takimi myślami Piotr odwrócił się i spojrzał na łóżko, na którym spała jego słodka Gabrysia. Uśmiechnął się smutno.
- Nie chcę być tylko twoim kochankiem. Chcę czegoś więcej. Dużo więcej. Ale tego nie możesz mi dać. Chyba, że zmienisz swoje zasady. Ale prędzej chyba Bałtyk przestanie być słony.
Po tych słowach odwrócił się w kierunku okna i zaczął z uwagą przypatrywać się widokowi, jaki był za nim. Nie zauważył wtedy, że Gabrysia obudziła się i nie zobaczyła go w łóżku, co ją zasmuciło. Szybko jednak zauważyła go przy oknie, więc odzyskała dobry humor, powoli wstała z uśmiechem na twarzy, owinęła się prześcieradłem i delikatnie stawiając kroki, podeszła do niego.
- Piotrusiu... - powiedziała czułym tonem.
Ogorzałko spojrzał na nią z uwagą i uśmiechnął się czule. Musiał przyznać, że w jego prześcieradle wyglądała naprawdę przesłodko i nad wyraz pociągająco. Zwłaszcza, kiedy sobie wyobraził, co ma pod nim.
- Gabusiu, nie śpisz? - zapytał.
- Jak widzisz - odpowiedziała mu słodkim głosem Gabriela - Co tak patrzysz przez okno?
- Jakoś tak... Po prostu myślę sobie.
- A o czym myślisz?
- O czym? O tym, co będzie jutro.
Gabrysia posmutniała, kiedy to usłyszała. Dotąd też nie zastanawiała się nad tym, co będzie na rano. Nie myślała o tym, ponieważ za bardzo była skupiona na tej boskiej rozkoszy, jakiej zaznała z Piotrem. Teraz jednak, gdy o tym wspomniał, naszły ją przykre myśli i wróciła do niej świadomość tego, kim jest i co robi.
- Tak, rzeczywiście. Trzeba o tym pomyśleć - powiedziała ponuro - Ale kiedy to robię, źle się czuję.
- Ja również. Nie chcę się z tobą rozstawać - rzekł czułym głosem Piotr.
- Ale wiesz, że tak trzeba - dodała ponuro Gabrysia, przyciskając do siebie mocniej prześcieradło - Nie powinnam była zostawać. Źle mi z tym.
Piotr, choć rozsądek mu mówił, że ma ona rację i czuje właściwe uczucia w tej sytuacji, to nie był w stanie zaakceptować poglądu, iż źle jej z tym, że spędziła z nim tę noc.
- Dlaczego źle, Gabusiu? Było ci źle?
- Przeciwnie. Jeszcze nigdy nie było mi tak cudownie.
- Więc w czym problem? Masz wyrzuty sumienia?
- W tym jest właśnie problem. Nie czuję żadnych wyrzutów sumienia. Czuję tylko zadowolenie i przyjemność. Zdradziłam mojego męża, co jest wbrew moim zasadom. Dodatkowo jeszcze czuję z tego powodu ogromna przyjemność, co jest jeszcze gorsze. Nie czuję ani trochę wyrzutów sumienia i źle mi z tym. Chcę czuć, ale nie umiem. Jestem bardzo złą osobą.
Piotr uśmiechnął się zadowolony i podszedł do Gabrysi.
- Nie powinnaś myśleć o sobie źle. Mąż cię zaniedbuje. Zasługuje na to, abyś go zdradzała. Nie jest wart wierności.
- Nie mów tak. On jest taki porządny, pracuje dla mnie i dla naszej córki. Nie mogę tak po prostu...
- Rozumiem... Ale naprawdę przykro mi, że źle się przeze mnie czujesz.
Piotr odwrócił smutno głowę i po chwili dodał ponuro:
- Powiedz wprost. Było ci źle i dlatego tak gadasz, bo jesteś zbyt taktowna i nie umiesz mi tego powiedzieć, aby nie zranić moich uczuć.
Gabrysia, choć nie miała nastroju do śmiechu, teraz parsknęła śmiechem.
- Co ty opowiadasz? Przecież było mi cudownie. Nie czułeś tego? Zwłaszcza wtedy, gdy niechcący ugryzłam cię w ucho, a na koniec krzyknęłam głucho twoje imię?
Mówiąc to, zarumieniła się mocno. Nigdy nie mówiła tak bezwstydnych oraz zarazem podniecających rzeczy. Nie przywykła do tego, dlatego spłonęła wielkim rumieńcem, ale oczywiście jednocześnie słodko się uśmiechnęła.
- Wybacz, nigdy o takich rzeczach nie rozmawiałam. Nie w taki sposób.
- A w jaki? - spytał zaciekawiony Piotr.
- No wiesz... W taki dosyć zwyczajny, bez większych emocji - odpowiedziała Gabrysia - Mama mi wyjaśniała, co i jak i to była chyba jedyna sytuacja, kiedy o tym rozmawiałam z kimkolwiek, a potem było... No wiesz, trzymanie się zasady, że to się robi, ale o tym się nie mówi i tyle. Tak po prostu.
- Może powinnaś móc swobodnie o tym mówić?
- Może... Ale nieważne. To teraz bez znaczenia.
- Zgadza się. Bez znaczenia - powiedział Piotr i posmutniał.
Gabrysia delikatnie dotknęła jego ramienia, jednocześnie wciąż przyciskając do siebie prześcieradło.
- Spokojnie. Będzie dobrze. Przecież nikt nie musi o tym wiedzieć - rzekła, aby pocieszyć mężczyznę.
Nieświadomie jednak, w ten sposób jeszcze bardziej go przygnębiła.
- Tak, właśnie to mnie uświadamia w tym, że nie będzie dobrze.
- Dlaczego?
- Bo nie chcę się ukrywać. Chcę żyć spokojnie ze świadomością, że nie mam potrzeby ukrywania swoich uczuć przed nikim.
- Przecież ty cały czas nic innego nie robisz, tylko ukrywasz swoje uczucia przed wszystkimi, a zwłaszcza przede mną.
- Tak i mam już tego dość.
- A wiesz, czego ja mam dość? Tego, że jestem kobietą, a nie czują się nią wcale a wcale.
Po tych słowach Gabrysia zaczęła przechadzać się po pokoju, po czym lekko westchnęła i oparła się o ścianę plecami, mówiąc:
- Jestem wciąż młoda, mam córeczkę, mam męża, a nie czuję się jak kobieta. Zamiast tego czuję się tak, jakbym była jakąś zgrzybiałą staruszką. Wszystko na mojej głowie. Matka się użala nad sobą, córka i moje młodsze siostry głównie są pod moją opieką. Ida mi niby pomaga, ale co niby za pomoc? Na Janusza nie mogę liczyć. Nie tak, jakbym tego chciała. Jestem więc córką, matką i starszą siostrą na cały etat i co? Czuję się przez to tak, jakby miała siedemdziesiąt lat.
Piotr zmierzył ją ironicznym wzrokiem i powiedział:
- No, powiem ci, że jak na siedemdziesiąt lat, to naprawdę nieźle wyglądasz.
Gabrysia parsknęła śmiechem i rzuciła:
- Przestań, ja mówię poważnie.
- Ja również mówię poważnie. Uwierz mi, niejeden łysy emeryt po siódmym krzyżyku chciałby tak super wyglądać jak ty.
Gabrysia ponownie się uśmiechnęła i odparła:
- Słodki jesteś.
Rozejrzała się z uwagą po pokoju Piotra, z uwagą obserwując jego plakaty, wśród których dostrzegła nagą Bridget Bardott w filmie „I Bóg stworzył kobietę”, leżącą na brzuchu nagą Michelle Mercier w roli markizy Angeliki w serii słynnych francuskich filmów, Sylvię Kristel w seksownym stroju jako Emmanuelle, Sophie Lauren w bikini, a także jeszcze kilka innych naprawdę seksownych panien, rzecz jasna ubranych skąpo lub wcale nieubranych.
- Czuję się przy nich bardzo brzydka - powiedziała.
- Daj spokój - parsknął śmiechem Piotr - One przy tobie wyglądają jak sroki przy gołębicy.
Gabrysia zachichotała, podchodząc do Piotra i mówiąc:
- Wiesz, słodki jesteś. Umiesz prawić komplementy kobietom.
- Dziękuję. Prawię je tylko tym, które na to zasługują.
- Oj tak, te panie tutaj zasługują na komplementy.
- Ale ty zasługujesz na nie bardziej.
- Wiesz co? Wzrok ci szwankuje albo po prostu jest ciemno i nie możesz tego dostrzec. Bo ja nie mam tyle uroku i urody, co one.
- Masz tego wszystkiego dużo więcej niż myślisz.
Gabrysia dotknęła czule jego policzka i powiedziała:
- Wiesz, nawet jeśli masz problemy ze wzrokiem, to muszę ci jedno przyznać. Masz dobry gust. Względem kobiet i filmów.
- Dziękuję, Gabrysiu - odpowiedział Piotr i pocałował jej usta.
Pani Pyziak oddała mu pocałunek, po czym spojrzała głęboko w oczy swemu rozmówcy i powiedziała:
- Najmilszy mój... Słodki Piotrusiu...
- Tak, słodka Gabusiu?
- Czuję, że powoli wraca we mnie rozum i chęć bycia porządną kobietą. Nie chcę, aby mnie opanowała. Nie teraz. Zanim więc mnie ona dopadnie, to proszę, zabierz mnie jeszcze raz do gwiazd.
Piotr z rozkoszą pocałował ją ponownie, tym razem namiętnie. Gabrysia zaś objęła go zachłannie za szyję, a prześcieradło opadło na podłogę, odsłaniając przed Ogorzałką ten najpiękniejszy dla niego widok na świecie. Chwilę później złapał on ją mocno w ramiona i spełnił jej prośbę.
Już po chwili oboje zatracili się w tym cudownym szaleństwie, któremu się poddali kilka godzin wcześniej, a które sprawiło, że cały świat przestał dla nich, choć na chwilę istnieć. Wszystko straciło dla nich teraz całkowicie znaczenie. Już nic nie miało znaczenia, tylko oni oraz ta boska jedność ich duszy i ciał. Zuchwała chwila pożądania. A słowo stało się ciałem, a nawet dwoma ciałami, zbliżonymi do siebie tak ściśle, tak idealnie do siebie dopasowanymi, że można było chwilami odnieść wrażenie, że są jednością. Dzięki temu, zanim ponownie zasnęli, nadzy i spoceni, słodko w siebie wtuleni, kilkakrotnie osiągnęli pełną harmonię zmysłów.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Pią 3:35, 10 Gru 2021, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pon 9:38, 31 Maj 2021    Temat postu: Rozdział XX - Rozmowy nocą

Czuć dużo miłości między Gabrysią a Piotrem. Piękne opisy ,ta harmonia zmysłów ,zuchwała chwila pożądania.
Nieźle ona się trzyma jak na te 70 lat he he ... Niejeden łysy emeryt mógłby jej pozazdrościć wyglądu.
Komplement Piotrusia, z tym że jest ona gołębiem w porównaniu ze sroką ,nie jest szczególnie wyszukany ,ale w przeciwieństwie do tego błazna Ricardo mówi on z głębi serca.
Podejrzewam ,jeśli chodzi o zbliżenia Gabrysi i jej męża Janusza to szału nie było. Janusz ten zarozumiały przystojniak i playboy jest zbyt skupiony na sobie ,by myśleć o tym ,by sprawić kobiecie przyjemność.
Gabrysia wydaje się być bardzo 'hop do przodu ' ale w rzeczywistości jest otwarta pozornie ,przykryta wieloma warstwami. Emocjonalnie ubrana w golf ,wręcz zbroję ,żeby się do niej dostać ,trzeba się naprawdę napracować.
Mam wrażenie ,że matka wszczepiła Gabrysi wstręt do seksu i przekonanie o tym ,że to przykry ,małżeński obowiązek.
Gdybyśmy więcej i bardziej otwarcie o tym rozmawiali ,gdybyśmy mieli większą świadomość tych procesów ich wagi ,to ułatwiłoby nam kobietom życie. Zresztą mężczyznom też.










Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Pon 10:10, 31 Maj 2021, w całości zmieniany 7 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:15, 01 Cze 2021    Temat postu:

Cieszę się, że rozdział Ci się spodobał. Starałem się jak najlepiej, aby on dobrze wyszedł. Cieszy mnie, że moje starania nie idą na marne.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 11:15, 01 Cze 2021    Temat postu:

Rozdział XXI - Dobra zabawa
W tym samym czasie, w którym Piotr i Gabrysia oddawali się przyjemności słuchania Radia Wolna Europa, Kreska zabrała Maćka i Aurelię do siebie, aby nie przeszkadzać zakochanej parze. Przy okazji, miała też nadzieję na spędzenie czasu z Maciusiem, który coraz bardziej był jej bliski, a zwłaszcza po ich pocałunku w jego pokoju. Pocałunek ów dał dziewczynie nadzieję, czy raczej podbudował on tę, która już istniała od czasu, kiedy to nad Jeziorem Maltańskim wyraźnie był bardzo zachwycony z jej towarzystwa i patrzył na nią zachwyconym wzrokiem. Nie miała już żadnych wątpliwości, że Maciuś jest coraz bardziej jej bliski i ona jemu także, dlatego nie zamierzała marnować tej okazji i kuć żelazo, póki gorące. Co prawda Aurelia im towarzyszyła, ale przecież ta urocza dziewczynka w żaden sposób im nie przeszkadzała, a wręcz sama garnęła się do swatania obu braci Ogorzałków: starszego z Gabrysią, a młodszego z Janeczką. Dlatego nie będzie przeszkadzać w połączeniu się żadnej z owych par. Może nawet będzie im pomagać? A poza tym, jak mogliby odesłać Aurelkę, a jeżeli nawet, to do kogo? Przecież ta mała została powierzona właśnie ich opiece. No, może nie do końca ich, tylko Piotra i Maćka, a właściwie bardziej Piotra i tylko częściowo Maćka. Kreska natomiast w ogóle nie otrzymała przywileju opiekowania się małą, a zatem to, że uczestniczyła w tym wszystkim było wyłącznie jej własną inicjatywą. Mimo wszystko podeszła do tego na poważnie. Aurelka podbiła jej serce i już z tego powodu Kreska bardzo chętnie pomagała swemu ukochanemu w opiece nad nią, gdy jej rodzice wyjechali na cały dzień i noc na polowanie wraz z szefem pana Eugeniusza Jedwabińskiego. Ojciec Aurelii został przez swego szefa zaproszony na ową uroczystość i zabrał ze sobą żonę, gdyż obecność połowicy nie była co prawda obowiązkowa, ale za to bardzo mile widziana. Dlatego Aurelia znów musiała na cały dzień i noc zostać u swoich sąsiadów z kamienicy na ulicy Roosevelta 5. Z tego więc powodu Kreska podeszła do wszystkiego nad wyraz poważnie i postanowiła ugościć u siebie dziewczynkę i pilnować ją, oczywiście wraz z Maćkiem. No, a poza tym miała zbyt dobre serce, aby pozostawić z powodu swoich amorów małą samą sobie.
Mieszkanie Kreski i jej dziadka bardzo spodobało się Aurelii, które była nim zachwycona. Musiała je sobie dokładnie obejrzeć, każdą jego część, a im więcej je oglądała, tym bardziej była nim zachwycona.
- Jak tu pięknie. Tyle miejsca do zabawy - mówiła zachwycona do Kreski - A będę mogła częściej tu przychodzić?
- Pewnie, że tak. Kiedy tylko zechcesz - odpowiedziała jej życzliwie Kreska - Jak tylko będę u siebie, to zawsze chętnie cię ugoszczę.
- A Maciek też będzie mógł tu przychodzić?
- A to już zależy od Maćka.
Młody Ogorzałko uśmiechnął się delikatnie do obu dziewczyn i powiedział:
- Jeśli Janeczka zechce mnie przyjmować w swoich pięknych progach, to ja zawsze chętnie będę tu przychodził.
Kreska parsknęła śmiechem, słysząc ten zabawny ton, wyciągnięty żywcem z jakieś książki. Widać było, że Maciek dużo czyta i głównie literaturę klasyczną, a słownictwo w tych książkach użyte, weszło do jego języka potocznego i stało się dla niego nawykiem mówić nieraz w taki sposób, jaki przed chwilą zaprezentował. Dziewczyna pomyślała sobie wówczas, że jest to piękna cecha i za nią również bardzo pokochała Maćka. Bo w sumie, jak można było nie kochać tak oczytanego chłopaka, a zwłaszcza w czasach, kiedy tak mało chłopaków czytało, a jeśli już, to głównie gazetki sportowe lub jakieś inne z wynikami meczów. Oczywiście Kreska nie uważała, aby było to jakimś powodem do pogardy, ale też nie było to wielkim powodem do chluby, jeżeli tylko i wyłącznie taka lektura była interesująca dla chłopaków. Kreska bowiem od zawsze uważała, że każdy chłopak może się śmiało interesować sportem, może nawet powinien, ale nie zaszkodziłoby, a wręcz byłoby bardzo dobrze, gdyby miał również bardziej poważne zainteresowania i w ramach tych zainteresowań czytał coś więcej niż tylko gazetki, które można dostać w byle kioski na rogu ulicy. Jeżeli mężczyzna czy chłopak ogranicza swoją lekturę tylko i wyłącznie do takich gazetek, to z całą pewnością nie jest on wart zainteresowania inteligentnej dziewczyny. Jeżeli zaś owe gazetki były tylko i wyłącznie dodatkową lekturą dla niego, to już inna sprawa. Wtedy sama by mogła z chłopakiem poczytać takie coś i spróbować odnaleźć w tym coś interesującego dla siebie, bo przecież warto, aby dziewczyna posiadała chociaż trochę wiedzy z tego, co pasjonuje lub po prostu zachwyca jej chłopaka. Rzecz jasna, najlepiej jest wtedy, gdy pasje obojga zakochanych są takie same lub też bardzo do siebie zbliżone. Wówczas to o wiele łatwiej będzie im się rozmawiało, a także o wiele łatwiej będzie im się odnaleźć na tej samej płaszczyźnie duchowej, przede wszystkim zaś o wiele łatwiej będzie im się ze sobą porozumieć. A porozumienie się jest przecież podstawą w każdym związku. Kreska więc, która była niemalże molem książkowym, cieszyła się, iż Maciek również nim jest. Jeżeli chciała z nim stworzyć związek, a bardzo chciała, powinni posiadać podobne charaktery, a także w miarę możliwości, podobne pasje, aby mieli o czym rozmawiać. I najważniejsze, żeby się mogli zawsze zrozumieć. Nie wyobrażała sobie bowiem związku z kimś, kogo nie jest w stanie zrozumieć lub też z kimś, kto nie jest w stanie zrozumieć jej. A Maciek ostatnio zdawał się ją coraz lepiej rozumieć, zwłaszcza odkąd przestała się już tak zgrywać i nazywać go „starym półgłówkiem”. Tak, dziadek miał zdecydowanie rację. Takie słownictwo nie przyciągało chłopców. Choć ona nie chciała przyciągnąć Maćka do siebie, gdyż z góry założyła, że nie ma u niego szans. Teraz widziała, jak głupia była w swoim podejściu, gdyż młody Ogorzałko, poznawszy jej prawdziwą naturę i charakter, z miejsca się nią zainteresował. Widać rację miał ten, kto mówił, że jeżeli chce się zdobyć prawdziwą miłość, trzeba budować relacje z ukochanym na prawdzie, a co za tym idzie, być po prostu sobą. Kreska jednak kiedyś się bała, że będąc sobą, nie przyciągnie uwagi chłopaka. Teraz widziała, jak bardzo w tej kwestii się myliła.
- To co? Bawimy się? - zapytała Aurelia, przerywając ciszę, która zapanowała nagle w całym mieszkaniu.
Maciek i Kreska, którzy już od dłużej chwili wpatrywali się w siebie bardzo czułym wzrokiem, szybko ocknęli się z transu, w jaki popadli i spojrzeli z uwagą na dziewczynkę, pytając ją, w co by miała ochotę się pobawić.
- W śpiewanie - odpowiedziała wesoło Aurelia.
- Śpiewanie? Ciekawe - odparła z uśmiechem Kreska - A kto miałby śpiewać i co takiego?
- Niech Maciek zaśpiewa. I niech zaśpiewa, co chce, byle ładnego.
Chłopak zmieszał się lekko, gdyż nie miał on zbyt wielkiego przekonania do publicznych występów. Co prawda wystąpił w szpitalu dla dzieciaków i zaśpiewał im piosenkę na prośbę Aurelii, która bardzo lubiła urocze wygłupy, również i takie, ale to był wyjątek, przy którym i tak czuł się dziwnie zmieszany, ale przezwyciężył to przez wzgląd na uroczą Aurelkę, którą uwielbiał. A jeśli chodzi o tego rodzaju zabawy, to czuł się on dość dziwnie, kiedy ktoś na niego patrzył podczas śpiewania i tańczenia. Ponieważ nie był on zbyt dobrym tancerzem, a przynajmniej swoim zdaniem, to czuł na sobie, gdy tańczył, wzrok każdej osoby patrzącej na jego pląsy i czuł się okropnie, zakładając z góry, że wszyscy obecni od razy patrzą na niego krytycznie i kpią z jego tańców. Sam to dobrze wiedział, iż nie umiał zbyt dobrze tańczyć i nie potrzebował, aby ktoś mu jeszcze o tym przypominał lub kpił sobie z niego. Mimo wszystko jednak lubił pląsy np. z rakietą do tenisa i udawaniem, że ów przedmiot jest gitarą, na której on pląsa. Wolał wszakże takie coś robić jedynie w samotności, nie przy publiczności, nawet złożonej z przyjaciół. Pomysł jednak został rzucony, a Kreska dołączyła do Aurelii i wraz z nią zaczęła słodko prosić, aby chłopak ustąpił i zaśpiewał coś dla nich, dlatego też ostatecznie im ustąpił, ponieważ nie umiał się oprzeć dwóm tak uroczym przedstawicielkom płci pięknej. Był tylko jeden problem.
- Nie wiem, co mam zaśpiewać - powiedział - I brak mi akompaniamentu.
- To żaden problem - stwierdziła jego przyjaciółka - Dziadek ma tu sporo płyt. Poszukamy w nich czegoś i zaraz będziesz miał podkład i akompaniament.
To mówiąc, Kreska zadowolona podeszła do szafki z płytami dziadka, zaraz wyjęła z nich kilka płyt, wybrała jedną z nich, nastawiła gramofon, a następnie położyła na niego płytę i ustawiła iglicę.
- Dobra, możesz śpiewać - powiedziała wesoło.
Aurelia podała Maćkowi leżącą gdzieś na ścianie rakietę do tenisa.
- Proszę, masz gitarę.
Maciek uśmiechnął się do niej wesoło, a potem spojrzał na Kreskę i zaczął śpiewać lecący właśnie z gramofonu utwór Trubadurów:

Fala goni falę, wiatr za wiatrem lata.
I tak dalej i tak dalej dookoła świata.
Goni dzień za nocą i doba za dobą.
A ja nie wiem, nie wiem, po co za tobą, za tobą?

Po co ja za tobą biegam? Po co ja chodzę?
Jakbyś była tylko jedna na drodze.
Po co ja za tobą łażę? Po co cię ścigam?
Jakbyś była z całych marzeń jedyna.

Inni sobie leżą na słonecznej plaży.
I czekają i czekają może coś się zdarzy.
Inni siedzą w kwiatach lub w kinie tuż obok,
A ja tylko chodzę za tobą, za tobą.

Po co ja za tobą biegam? Po co ja chodzę?
Jakbyś była tylko jedna na drodze.
Po co ja za tobą łażę? Po co cię ścigam?
Jakbyś była z całych marzeń jedyna.


Śpiewając słowa tej piosenki, Maciek wpatrywał się z uwagą w Kreskę, dając jej do zrozumienia, że utwór ten jest przez niego dedykowany właśnie jej. Kreska oczywiście doskonale to zrozumiała, gdyż lekko się zarumieniła i patrzyła na niego swoimi pięknymi, błękitnymi oczami, ukrytymi leciutko za szkiełkami okularów. Maciek wpatrywał się w nią uważnie, myśląc sobie, jak ona cudownie wygląda w tych przesłodkich okularach. Może miały one nieco zbyt grube ramki, ale tak czy siak, dodawały one uroku dziewczynie i to ogromnego.
- Piosenka się skończyła - przypomniała im Aurelia, znowu odrywając ich od marzeń i rozmyślań na temat miłości.
Kreska westchnęła delikatnie w sposób przepraszający, po czym podeszła do gramofonu i przerzuciła płytę na drugą stronę. Poleciała wówczas kolejna piosenka zespołu Trubadurzy, którą także dobrze znał Maciek. Chłopak, słysząc pierwsze takty utwory, zaśmiał się, zaczął trącać dłonią „struny” rakiety do tenisa i zaczął radośnie śpiewać, naśladując przy tym styl śpiewania Krzysztofa Krawczyka:

Znamy się, znamy się.

Znamy się tylko z widzenia,
A jednak lubimy się trochę.
Przez ulicę szeroką jak rzeka,
Zaglądamy sobie do okien, do okien.

Już wiem, że masz oczy niebieskie,
Że lubisz wieczory i kwiaty.
A gdy czasem zanucisz piosenkę,
Twój głos pomaga mi marzyć, marzyć.

Marzenia jak ptaki szybują po niebie.
Na pewno potrafisz wśród nich znaleźć siebie.
I wierzę że kiedyś odgadniesz z tych marzeń,
Że chciałbym się z tobą zobaczyć naprawdę.

Znamy się tylko z widzenia,
A jedno o drugim nic nie wie.
Przez ulicę szeroką jak rzeka,
Uśmiechamy się czasem do siebie,
Do siebie.

Znamy się tylko z widzenia,
I jedno o drugim nic nie wie.
Przez ulicę szeroką jak rzeka,
Uśmiechamy się czasem do siebie,
Do siebie.

Znamy się, znamy się.
Znamy się, znamy się.


Gdy piosenka się skończyła, ktoś zapukał do drzwi. Kreska podeszła więc do gramofonu i wyłączyła go, a Aurelka otworzyła i wpuściła do środka gości, a nimi się okazali Idę Borejko w towarzystwie swojej młodszej siostry Patrycji, a także swojego chłopaka, Sławka Lewandowskiego, wysokiego i przystojnego chłopaka w wieku dwudziestu lat, czarnowłosego, o brązowych oczach, ubranego skromnie, ale dość schludnie.
- Słucham? - zapytała Aurelia.
- Co jest, dzieciarnia? - zapytała Ida - Urządzacie sobie imprezkę?
Dzieciarnia, dobre sobie, prychnął ze złością w myślach Maciek. Ida była od niego i Kreski tylko o rok starsza, a wymądrzała się tak, jakby była nie wiadomo jak dorosła.
- A owszem, urządzamy zabawę. Chcecie dołączyć? - zapytał przyjaźnie.
- Wybacz, ale mamy ważniejsze sprawy - odpowiedziała na to Ida wyniosłym tonem - Ważne dla nas, dorosłych.
- Ida chce się uczyć do egzaminów - wyjaśnił Sławek - Nasza droga Ida chce być kiedyś lekarzem i po wakacjach idzie na studia.
- Lekarzem? To ciekawe - powiedziała Kreska, uśmiechając się figlarnie - A więc będziesz leczyć wszystkich? Nas również?
- Zacznie od biednych, a skończy na bogatych, jak na wszystkich lekarzy przystało - odpowiedział na to Maciek z kpiną w głosie.
Nie przepadał za Idą, bardzo go ona denerwowała i nie lubił przebywać w jej towarzystwie. Dlatego pomyślał o tym, aby jak najszybciej ją spławić i spytał:
- Masz jakąś sprawę?
- Tak, żebyście nie grali tak głośno, bo będę zajęta - odpowiedziała Ida, której nie w smak były kpiny z jej osoby - Dlatego proszę, nie chcę, żeby ściany przez was drżały, bo jeszcze dom się zawali i mnie to będzie przeszkadzać. Dlatego nie grajcie tak głośno.
- Nie będziemy, obiecujemy - powiedziała Kreska.
- To dobrze, a więc ja idę. Mam swoje sprawy - powiedziała Ida i zadowolona skierowała się w kierunku wyjścia.
- Iduniu, a mogę tu zostać i pobawić się z nimi? - zapytała Patrycja, patrząc z uwagą na starszą siostrę.
Ida zatrzymała się i spojrzała uważnie na Patrycję, a potem na Maćka, Kreskę i Aurelię.
- W porządku, nie ma sprawy - odpowiedziała po chwili namysłu - Ale wróć potem do domu na kolację.
- Dobrze, Iduniu.
- Wiesz, możemy zrobić jej kolację - zauważyła Kreska.
Patrycję ucieszył ten pomysł, ale Ida zgasiła ją szybko, mówiąc:
- Moja siostra ma swój dom i ma gdzie jeść kolację. Poza tym nie będzie ona objadać sąsiadów.
- Ale to dla mnie żaden kłopotów.
- Kreska, ja dobrze wiem, że nie przelewa ci się i nie chcę ci dokładać jeszcze problemów - odpowiedziała znacznie bardziej przyjaznym tonem Ida - Dlatego też moja siostra wraca do domu na kolację i po sprawie.
- Iduniu, daj spokój. Słyszałaś, to dla nich żaden problem - powiedział Sławek i delikatnie pocałował policzek dziewczyny.
Ta jednak odsunęła się od niego z delikatną niechęcią, krzywiąc się przy tym tak, jakby zjadła właśnie cytrynę.
- Sławek, nie przy ludziach, dobra?
Przyjaciele nie chcieli się wykłócać z dziewczyną, dlatego też sobie odpuścili i pożegnali ją, a ta wyszła i za nią poszedł jej chłopak. Maciek pokiwał załamany głową i powiedział:
- Zobaczcie, jak ona go traktuje. Nie tak dawno widziałem, jak oboje się tu, w wejściu do tej kamienicy całowali i to namiętnie, a kiedy przechodziły w pobliżu jej koleżanki, to szybko go wepchnęła do środka i udawała przed kumpelkami, że go tam nie ma.
- Co za chamstwo! - zawołała oburzona Kreska.
Ona nie byłaby w stanie w taki sposób zachować się wobec Maćka ani wobec jakiegokolwiek innego chłopaka. Poczuła, że jeszcze bardziej nie lubi Idy. Sławek był dla niej dobry do całowania, chwalenia jej i pomagania przy nauce, ale tak, aby się przyznać do znajomości z nim przed koleżankami, przyszłymi lekarkami, to już zdecydowanie nie był dobry. Żałosne zachowanie. Przecież on ją kochał, a ona w taki sposób się zachowywała?
- Ida już taka jest. Co jakiś czas ma nowego chłopaka - powiedziała Patrycja - Najpierw był Klaudiusz, potem Krzysztof, teraz Sławek. Mówi, że szuka idealnego faceta, który będzie pasował do jej światopoglądu i zaspokajał przede wszystkim intelektualnie, a zaraz potem cieleśnie. Nie bardzo wiem, co to znaczy.
Kreska poczuła, że Ida chyba zgłupiała, aby takie rzeczy mówić przy swojej dziesięcioletniej siostrze, która przecież była tylko dwa lata starsza od Aurelii i nie rozumiała, o co może Idzie chodzić, więc mogła jak najbardziej zadawać dosyć niewygodne pytania, wypytywać o to i o tamto i co wtedy Ida by zrobiła? O ile ją Kreska dobrze znała, to zapewne z ogromną prostotą i w sposób taki, jakby to było coś oczywistego, wyjaśniłaby wszystko młodszej siostrzyczce, wprowadzając ją w ten sposób przedwcześnie w sprawy, o których dziecko raczej nie powinno słuchać i szkodząc poważnie w ten sposób jej psychice. Tak, Ida było do tego zdolna. Bez dwóch zdań.
- Wiesz, Patusiu... Twoja siostra nieraz gada różne głupoty. Nie warto więc, żebyś jej słuchała - powiedziała po chwili Kreska.
- Ale ja jestem ciekawa, o co jej chodziło - odparła na to Patrycja.
- Dowiesz się tego, jak będziesz starsza - rzekł Maciek, ucinając temat.
Patrzył z uśmiechem na dziewczynkę. Mimo, iż była nieco pulchna (stąd też przydomek Pulpecja, którym obdarzyła ją rodzina) wyglądała bardzo uroczo, miała duże, zielone oczka i włosy barwy kasztanów, co upodabniało ją znacznie do Idy. Widać było, że są one siostrami. Maciek pomyślał sobie, że ciekawie tutaj natura pomieszała, gdyż Natalka była z wyglądu podobna do Gabrysi, z kolei Patrycja do Idy, zaś w kwestii charakterów sprawa wyglądała już różnie. Gabrysia budziła jego sympatię, najmłodsze dziewczynki też, ale Ida... Ona jedyna z całego rodzeństwa nie była mu nigdy w żaden sposób bliska ani sympatyczna, nie umiał znaleźć z nią wspólnego języka, chociaż paradoksalnie to właśnie z nią powinien się najlepiej dogadywać, bo byli przecież prawie w tym samym wieku. A jednak charakter jego nie pozwalał mu na przyjaźń z Idą, a za to z jej małymi siostrzyczkami oraz starszą siostrą. Widać, że podobieństwo wieku to za mało, aby stworzyć z kimś naprawdę dobre relacje.
Rozmyślania chłopaka przerwała Patrycja, która chciała się mimo wszystko dowiedzieć, o co mogło chodzić Idzie, ale na szczęście Aurelia wybawiła jego i Kreskę z problemu tłumaczenia tego wstydliwego dla nich tematu, przypominając, że przecież mieli się bawić, więc rzucili się w wir zabawy, a Kreska włączyła płyty jedną po drugiej, puszczając raz za razem wesołe piosenki Trubadurów. Maciek zaś tańczył wesoło pod rytm tych utworów i wygłupiał się lekko przed dziewczynami, śpiewając przy tym słowa piosenek, które bardzo dobrze znał. Robił to nad wyraz dobrze, jakby był prawdziwym piosenkarzem. Nie przejmował się całkowicie tym, iż widzą go trzy dziewczyny i ich wzrok nie odrywa się od niego. Nie czuł wstydu z powodu tego, co robił, ponieważ jego przyjaciółki były tak urocze, że nie był w stanie się przy nich wstydzić tych uroczych wygłupów, a tylko cieszyć się nimi i czerpać z tej zabawy ogromną radość.
Teraz śpiewał piosenkę „Będziesz ty” Trubadurów, która zaczynała się dosyć spokojnie, powoli i delikatnie, a w odpowiednim momencie przeszła do dzikiego i mocnego utworu, przypominającego niemalże rock and roll. Maciek wtedy złapał dziko za rakietę do tenisa i wyginając się niczym muzyk na scenie, zaczął śpiewać z prawdziwym zapałem, wraz z jednocześnie śpiewającym zespołem:

Podzielimy między siebie
Całe niebo, całą ziemię.
Każdą radość niecierpliwą.
To, co będzie. To, co było.

Wszystkie nasze dzienne sprawy,
Wszystkie nasze zapomnienia.
Bo prócz siebie nic nie mamy,
Nic nie mamy do stracenia.


Zabawa w występy Maćka trwała jakiś czas, aż w końcu chłopak się już tym zmęczył i musiał odpocząć. Dziewczyny na szczęście nie męczyły go, aby śpiewał mimo wszystko, tylko wykazały się nad wyraz ogromną wyrozumiałością, bardzo czule i serdecznie mu podziękowały, a nawet uszykowały mu małą przekąskę, aby mógł nabrać sił po występie.
- Dziękuję, jesteście naprawdę miłe - powiedział Maciek do dziewczyn, gdy przyjmował ich dar.
- Nie ma za co. Musisz mieć w końcu siłę do dalszych występów - stwierdziła dowcipnym tonem Kreska.
Maciek parsknął śmiechem i powiedział:
- Powinienem był się domyśleć, że to podstęp.
- Oczywiście, a czego się spodziewałeś? Bezinteresowności? - spytała bardzo dowcipnie Kreska, szczerząc przy tym zęby.
Pomimo tego stwierdzenia, dziewczyny już nie oczekiwały od Maćka tego, że dalej będzie dzisiaj występował. Zamiast tego, po prostu wraz z nim spędzały miło czas słuchając radia, w którym leciało jakieś słuchowisko dla młodzieży, potem zaś znajdując w telewizji ciekawy program, który ich wszystkich zainteresował. Potem przyszedł wieczór i pora kolacji, dlatego Patrycja wróciła do siebie, zaś Maciek z Kreską oraz Aurelią zjedli wspólnie posiłek i spędzili jeszcze miło czas, aż mała Jedwabińska poczuła się zmęczona. Kreska położyła ją w swoim pokoju, przykryła kołdrą i pocałowała delikatnie w czoło.
- Śpi? - zapytał Maciek, zaglądając do pokoju.
Kreska położyła palec na ustach i pokiwała lekko głową na znak, że Aurelia już zasnęła i lepiej jej nie budzić. Maciek uśmiechnął się ze zrozumieniem i bardzo ostrożnie wymknął się z pokoju, a Kreska wkrótce do niego dołączyła. Zamknęła potem ostrożnie pokój i oboje zostali sami.
- Właśnie zasnęła - powiedziała Kreska głośnym szeptem.
- Słodko wygląda, kiedy śpi - rzekł Maciek rozczulonym tonem.
- Tak, to prawda - zgodziła się z nim dziewczyna - Dlatego zachowujmy się w miarę możliwości cicho. Niech sobie pośpi.
- A co my porobimy?
- Chciałam jeszcze poczytać. Poczytasz ze mną?
Maciek zgodził się i oboje usiedli sobie w pokoju profesora Dmuchawca. Tam też usadowili się wygodnie na łóżku, zapalili nocną lampkę, wzięli do ręki książkę i zaczęli ją czytać. Lektura była naprawdę ciekawa i Maciek bardzo dobrze ją znał, ale mimo to z przyjemnością czytał z Kreską książkę, aż oboje ogarnęło już dość poważne zmęczenie, więc odłożyli dzieło na biurko i postanowili pójść spać.
- Pójdę się przebrać, zaraz wrócę - powiedziała Kreska, wychodząc z pokoju.
Maciek nieco był zawiedziony, bo liczył na to, że dziewczyna przebierze się przy nim, jednak szybko skarcił sam siebie za takie myśli, przecież nie byli jeszcze parą i na pewno dziewczyna nie czuła się na siłach, aby spokojnie przy nim się przebierać. Tak więc nie narzekał, tylko szybko przebrał się w piżamę profesora Dmuchawca i czekał na przyjście Kreski. Po chwili ona przyszła, ubrana w bardzo seksowną koszulkę nocną koloru kremowego.
- Cześć. Już jestem. Tęskniłeś? - zapytała słodkim tonem Kreska.
- Owszem, tęskniłem - odpowiedział wesoło Maciek, nie mogąc oderwać przy tym wzroku od dziewczyna.
Wyglądała wówczas po prostu cudownie. Jej koszulka nocna sięgała zaledwie do połowy jej zgrabnych ud, a dodatkowo posiadała lekki dekolt, który podkreślał cudne atuty Kreski. Maciek poczuł wówczas, że mu się robi nagle bardzo gorąco, zwłaszcza wtedy, gdy sobie przypomniał, iż widział ją nie tak dawno w bikini, a jeszcze wcześniej całkiem nago i poczuł, jak serce wali mu mocno w piersi, a ciało drży i robi się gorące.
- Wszystko dobrze, Maciusiu? - zapytała troskliwie Kreska.
- Tak, wszystko dobrze. Po prostu... Trochę mi gorąco - odparł Maciek i lekko sobie poprawił kołnierzyk piżamy.
Kreska uśmiechnęła się do niego słodko i usiadła na łóżku, tuż przy nim. Też poczuła się dziwnie w jego obecności, między nogami zrobiło się jej mokro, serce zaczęło jej bić mocno w piersiach, a przez ciało przechodziły ją lekkie dreszcze.
- Maciusiu...
- Tak, Janeczko?
- Słuchaj, naprawdę Matylda już nic dla ciebie nie znaczy?
- No oczywiście. Ona już nic dla mnie nie znaczy. A czemu pytasz?
- Sama nie wiem. Tak chciałam wiedzieć.
Boże, co ja wygaduję, skarciła sama siebie w myślach Kreska. Maciek musi mnie mieć teraz za kompletną idiotkę.
Maciek jednak wcale tak nie uważał. Dotknął delikatnie dłoni Kreski swoją i pogładził ją z czułością, szepcząc przy tym:
- Chciałbym, abyś wiedziała, że jej nie kocham.
- Wierzę ci - odpowiedziała szeptem Kreska, nie patrząc na Maćka, a jej serce mocno jej w piersi waliło.
- Ale nie chcę, abyś myślała, że jesteś nagrodą pocieszenia. Jakąś chusteczką do otarcia łez.
Kreska spojrzała na niego uważnie.
- Nie jestem? - spytała czule.
- Nie. Nigdy nie skrzywdziłbym cię w taki sposób - odpowiedział Maciek i z czułością dotknął jej policzka.
Kreska poczuła, jak skóra na jej policzku ją piecze, ale w taki bardzo miły i przyjemny dla niej sposób. Położyła dłoń na dłoni Maćka, przyciskając ją mocniej do swojego policzka.
- Janeczko...
- Tak, Maciusiu?
- Jesteś wyjątkowa.
- Ty też jesteś wyjątkowy. Taki inny niż wszyscy.
Deklaracja była dosyć banalna, ale w tej sytuacji nie umiała nic lepszego do niego powiedzieć, gdyż zbytnio rozkoszowała się chwilą, w której to właśnie oboje się znaleźli.
- Janeczko...
- Tak, Maciusiu?
- Wyglądałaś dzisiaj pięknie w tym bikini.
- Dziękuję. Ty też byłeś niezły w tych kąpielówkach. Ja nie wiem, jak mogłeś uważać, że nie jesteś przystojny.
- A jak ty mogłaś uważać, że nie jesteś dla mnie dość piękna?
- Byłam głupia.
- Ja też byłem głupi. Ale już nie będę.
- Nie będziesz?
- Nie będę.
Chwilę później ich usta złączyły się ze sobą w namiętnym i bardzo słodkim pocałunku. Ten pocałunek, do którego teraz doszło, był o wiele śmielszy niż ten, do którego doszło w jego pokoju. Tamten był bowiem jeszcze nieśmiałym krokiem ku czemuś nowemu, był początkiem nowej przygody, która właśnie się zaczynała, a ten z kolei był już czymś dużo głębszym, rozpoczęciem kolejnego rozdziału w ich życiu.
- Jesteś słodka - wyszeptał Maciek.
Męskim i stanowczym ruchem zdjął jej okulary, których szkiełka zdążyły już zaparować i potem namiętnie pogłębił pocałunek. Kreska zarzuciła mu zaś ręce na szyję, po czym nieśmiało zaczęła oddawać pocałunki, pozwalając się prowadzić ku czemuś w ich życiu zupełnie nowemu.
Niestety, chwilami ta trwała zbyt długo, ponieważ chwilę później drzwi się otworzyły do pokoju weszła Aurelia z lekko zaspanym wzrokiem. Maciek i Kreska odskoczyli lekko od siebie, a Kreska szybko nałożyła okulary na nos.
- Co się stało, Aurelio? - zapytała z troską w głosie.
- Miałam zły sen - wyszeptała słodko dziewczynka - Mogę z wami spać?
Maciek nie był zbyt zadowolony z takiego pomysłu, ale za bardzo lubił małą słodką Aurelię, żeby jej odmówić w tym wypadku. Poza tym wiedział, że Kreska też nie umiałaby wyrzucić dziewczynkę z pokoju, nie w takiej sytuacji.
- No chodź, maleńka. No chodź - powiedział chłopak i wyciągnął ręce ku swojej małej przyjaciółce.
Aurelia uśmiechnęła się lekko i usiadła mu na kolanach, po czym objęła go słodko za szyję i wtuliła głowę w jego tors.
- Ty to masz powodzenie u kobiet - zażartowała sobie Kreska - A twierdziłeś niedawno, że nie możesz podobać się dziewczynom.
- Widocznie podobam się tylko tym, które mają dobry gust - odpowiedział na to żartobliwie Maciek.
Wówczas to humor, który popsuła im nieco Aurelia, przerywając ich cudowny pocałunek, od razu im się poprawił.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Nie 0:31, 12 Gru 2021, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Wto 11:54, 01 Cze 2021    Temat postu: Rozdział XXI - Dobra zabawa

Sympatyczny rozdział.
Ida chce mieć faceta ,chyba tylko po to by się popisać przed koleżankami. Bo współcześnie liczy się to ,by chłopaka przedstawić koleżankom ,a nie rodzicom.
Bo wstyd ,jakby miał niemodny światopogląd.
Maciek musi chyba nieźle śpiewać i umie zabawiać dziewczyny ,Aurelię , Patrycję i Kreskę.
Niby to brzmi banalnie ,ale Maciek taki oczytany ,inteligentny ,wrażliwy i czuły jest faktycznie inny niż większość facetów. Bo statystycznie mężczyźni mają czytają ,wielu przez całe życie tylko Przegląd Sportowy i to jest ich uniwersytet życia.
Kreska musiała słodko i kusząca wyglądać w koszulce nocnej ,niczym nasza Anetka. Pocałunek Maćka i Kreseczki pewnie był magiczny i niezapomniany. Maciek musiał być trochę zły ,że Aurelia im przerwała.
Fajnie Kreska zażartowała ,że Maciek ma duże powodzenie. A on słusznie zauważył ,że tylko u kobiet z dobrym gustem.









Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Wto 15:55, 01 Cze 2021, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:43, 03 Cze 2021    Temat postu:

Mam nadzieję, że kolejny rozdział Ci się spodoba. Trochę się w nim rozpisałem, ale uznałem, że pewne sprawy wymagają dokładnego wyjaśnienia, a nie potraktowania ich po macoszemu. Liczę, że przypadnie Ci on do gustu.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Czw 13:44, 03 Cze 2021    Temat postu:

Rozdział XXII - Z poezji do prozy
Piotr dotknął ręką miejsce na łóżku obok siebie i ku swojemu zdumieniu, nie poczuł niczego poza pościelą. Powoli otworzył oczy, a wówczas zobaczył, że obok niego nie ma nikogo, a on jest całkiem sam. Zasmuciło go to bardzo, choć prawdę mówiąc, spodziewał się takiego właśnie obrotu spraw. Był przecież świadomy tego smutnego faktu, że Gabrysia nie zostanie u niego i po wszystkim wróci rano do swojego jakże odpowiedzialnego i poukładanego życia, w którym dba o całą swoją rodzinę, nie mając przy tym wsparcia ani matki, ani męża, czyli dwóch osób, na których powinna zawsze móc polegać, a na których to paradoksalnie właśnie nie mogła w żaden sposób polegać, gdyż jedno z nich spędzało czas na użalaniu się nad sobą, a drugie na zarabianiu pieniędzy w Australii. Gabrysia wyraźnie cierpiała przez taki tryb życia, ale z pewnością nie zamieni go z powodu źle rozumianego (oczywiście zdaniem Piotra) poczucia obowiązku. On z kolei, po jednej wspólnie spędzonej nocy, nie miał prawa od Gabrysi oczekiwać, że zmieni swoje zasady dla niego. Dlatego też spodziewał się tego, iż obudzi się w łóżku sam, choć miał po cichu nadzieję, że jednak się w tej kwestii pomylił i ona zostanie.
- Ech, nawet się nie pożegnała - pomyślał z wyrzutem.
Wtem usłyszał ze swojej kuchni kobiecy wesoły śpiew. Zaintrygowany wstał powoli z łóżka, naciągnął na siebie bieliznę i spodnie, a potem podkoszulkę, po czym zaszedł cicho do kuchni, bardzo zaintrygowany tym, kto to może sobie u niego urządzać występy wokalne. Pomyślał, że to zapewne Kreska, która przyszła wraz z Maćkiem zjeść tutaj śniadanie, lecz ku jego wielkiemu zdumieniu zobaczył, że osobą wydającą z siebie owe słodkie trele, była Gabrysia, ubrana w jego białą, męską koszulę na guziki oraz białe majtki, które wystawały lekko spod koszuli. Kobieta stałą plecami do Piotra, najwyraźniej nie wiedząc, że jest przez niego teraz obserwowana i szykowała coś właśnie w kuchni. Po zapachu, który dostał się do jego nozdrzy, starszy z braci Ogorzałków stwierdził, że z pewnością to jajecznica i grzanki, a także gorące mleko.
Gabrysia krzątała się po jego kuchni wesoło i swobodnie, nucąc sobie coś pod nosem, czego Piotr jednak nie rozumiał. Chyba była to jakaś piosenka z opery, ale nie był pewien, czy dobrze ją poznał. A może był to najnowszy przebój popularnej obecnie piosenkarki? Tego nie był pewien. Za bardzo zresztą skupiał się na ruchu jakże zgrabnych bioder Gabrysi, aby móc o tym myśleć i wsłuchiwać się w słowa piosenki. A ruch tych bioder był cudowny, a same biodra jeszcze cudowniejsze.
- Już wstałeś? - zapytała nagle młoda kobieta, odwracając się z uśmiechem w kierunku Piotra - To dobrze, bo już się bałam, że będę musiała cię budzić.
- Tak, przed chwilą się obudziłem - odpowiedział jej Piotr i popatrzył na nią z uwagą - Słuchaj, to jest moja koszula, prawda?
- Tak, a co? Mam ją zdjąć? Nie ma sprawy.
To mówiąc Gabrysia bezceremonialnie odpięła guziki koszuli, odsłaniając w ten sposób swoje zgrabne piersi przed Piotrem, który westchnął głęboko i przez chwilę nie wiedział, co ma zrobić lub powiedzieć, aż w końcu rzekł:
- Lepiej się zapnij. Sąsiedzi mogą zobaczyć.
Gabrysia zachichotała i spełniła jego życzenie.
- Siadaj, zaraz będzie śniadanie.
Piotr jej posłuchał i usiadł przy stole. Gabrysia z kolei nakryła do stołu, po czym nałożyła im obojgu posiłek, nalała im kakao do kubków, a następnie usiadła naprzeciwko niego przy stole.
- Smacznego - powiedziała do mężczyzny.
Ogorzałko uśmiechnął się delikatnie w jej stronę i zaczął powoli jeść. Ledwie to zrobił, a poczuł, jak smakowite jest to, co uszykowała mu Gabrysia. To, co on sam sobie szykował, nie było nawet w połowie tak smaczne. Pomyślał wówczas, że bardzo mu brakuje w mieszkaniu kobiecej ręki.
- Smakuje ci? - zapytała po chwili Gabrysia.
Piotr uśmiechnął się do niej radośnie i odpowiedział całkowicie szczerze:
- Czy smakuje? Kobieto, to jest rewelacyjne! Masz prawdziwy talent.
Popatrzył na rozpromienią tą odpowiedzią Gabrysię i pomyślał sobie, że się co do niej bardzo pomylił. Może i jest przemądrzałą feministką, ale wdzięk swój posiada i to ogromny. A zwłaszcza wtedy, gdy się uśmiechała.
- Musisz częściej mi tak gotować - powiedział wesoło i zaraz spoważniał.
Poczuł, że może się jej nie spodobać taki żart. Ostatecznie przecież nie miał pewności, co do tego, czego ona chce od życia i co planuje. A podejrzewał, że jej jedyny plan zakładał po prostu powrót do dawnego trybu życia i nie zmienianie go w żaden sposób, nawet pomimo tego, co ją połączyło z Piotrem.
- Wybacz, głupio to zabrzmiało - rzekł po chwili.
- Nie, wcale nie - odpowiedziała mu życzliwie Gabrysia - Ale na razie jakoś nie chcę mówić o przyszłości. Pozwól mi się chociaż trochę nacieszyć tą chwilą, bo po niej będę musiała wracać do siebie i do prozy życia, które tam wiodę. Jakoś nie chcę sobie psuć ostatnich chwil wolności.
Piotr wyraził zgodę i kontynuował jedzenia, jednocześnie z uwagą patrząc na Gabrysię, która też powoli jadła, uśmiechając się co jakiś czas w jego stronę. Gdy już oboje skończyli, kobieta wzięła naczynia i pozmywała je, chociaż Ogorzałko jej powiedział, iż może to sam zrobić. Gabrysia jednak nie chciała go słuchać, więc umyła wszystkie naczynia i wróciła do Piotra z poważną miną na twarzy.
- Muszę się zbierać. Dziękuję za wspólny posiłek, ale rozumiesz... Poezji już nadszedł kres, więc musimy oboje powrócić do prozy życia.
- Tak, to prawda - pokiwał smutno głową Piotr - Odwiedzisz mnie jeszcze?
- Oczywiście, niejeden raz - odpowiedziała na to Gabrysia.
- A zostaniesz na noc podczas odwiedzin?
Pani Pyziak zmieszała się lekko, nie bardzo wiedząc, co ma odpowiedzieć.
- To bardziej skomplikowane.
Piotr zrozumiał, że poruszył drażliwy temat i postanowił go nie kontynuować.
- Dobrze, nie ważne. Nie mówmy o tym.
Gabrysia podeszła do niego i pocałowała go czule w usta.
- Wiedz, że nigdy nie czułam się tak cudownie jak z tobą tej nocy. Chcę choć na chwilę znowu to poczuć. Zasłoń rolety.
Piotr nie wiedział, co Gabrysia chce zrobić, ale spełnił jej życzenia. Gdy już to zrobił, młoda kobieta podeszła do niego i ponownie pocałowała go w usta. Zaraz potem lekko popchnęła go na krzesło, rozpięła mu spodnie, a sama zsunęła z siebie majtki. Piotr poczuł, że serce wali mu w piersi jak szalone, a ciało jego ogarnia dzika, ogromna fala pożądania. Był zarazem w szoku, że Gabrysię, tak cnotliwą i zawsze porządnie się prowadzącą, stać na coś takiego. Ta tymczasem usiadła mu okrakiem na kolanach i zaczęła się poruszać, wyginając przy tym zmysłowo. Piotr poczuł, jak ogarnia go szaleństwo i zerwał z niej swoją koszulę i zaczął okrywać jej ciało pocałunkami. Chciał jej pokazać, jak wiele dla niego znaczy i jak bosko się z nią czuje. Ona tymczasem już całkiem zatraciła się w tym, co robiła i oboje odpłynęli na falach dzikiego oceanu, o jakim oboje marzyli od dawna, a którego dopiero wczoraj zaznali. W pewnej chwili, gdy Gabrysia poczuła, że oto nadchodzi właśnie największa ze wszystkich dotychczasowych fal, pocałowała zachłannie Piotra w usta i całowała go tak długo, aż fala nadeszła, a ona głucho krzyknęła w jego wargi. Za sprawą pocałunku ten oto krzyk został niemal całkiem zagłuszony, a Gabrysia odetchnęła z ulgą. Tego przecież jeszcze im tutaj brakowało, aby ktoś przechodził w pobliżu i usłyszał ich miłosne uniesienia.
Gabrysia jeszcze przez chwilę siedziała na kolanach Piotra, tuląc się do jego torsu, po czym w końcu zeskoczyła na podłogę, zabrała swoją bieliznę i wyszła do innego pokoju, aby się ubrać. Gdy to zrobiła, wróciła do Piotra, który poczuł, że wraz z założeniem ubrania, Gabrysia ponownie stała się porządną i niedostępną dla niego panią Pyziak, o której nie mógł w żaden sposób marzyć.
- Do widzenia, Piotrusiu - powiedziała czule.
- Do widzenia. Odwiedź nas jeszcze - odpowiedział Piotr, czując, jak bardzo głupio to zabrzmiało.
Gabrysia pokiwała powoli głową i powoli wyszła z mieszkania i skierowała swoje kroki do swojego lokum. Po drodze w głowie chodziły jej różne myśli, a te najsilniejsze dotyczyły tego, co się właśnie stało. Wiedziała, że złamała wczoraj w nocy wszystkie swoje zasady. Oddała się innemu mężczyźnie niż Janusz. Zdradziła swojego męża. Ale najgorsze w tym wszystkim było to, że nie czuła ani trochę wstydu z tego powodu. Czuła się okropną i wynaturzoną kobietą, istotą nad wyraz rozwiązłą i godną wszelkiego potępienia. Z drugiej jednak strony czuła po prostu ogromną satysfakcję z powodu wczorajszej nocy. Nigdy jeszcze nie przeżyła tak upojnych chwil, jak właśnie tamte. Osiągnęła fale co najmniej kilkanaście razy, zanim opadła z sił. Dodatkowo Piotr był taki delikatny, czuły oraz zmysłowy. I nie myślał tylko o sobie. Janusz nie był aż tak elokwentny w stosunku do niej. Gdy jej pragnął, po prostu brał to, co chciał i tyle. Nie, żeby było tragicznie, ale też nigdy fajerwerków nie było. Z kolei tutaj były nie tylko fajerwerki, tylko wręcz ostry ostrzał artyleryjski. Do tego jeszcze cudowna namiastka tego wszystkiego na rano. To było wariactwo. Co ona sobie myślała? Co musiał myśleć teraz Piotr? Chociaż on na pewno był zadowolony, to pewne. Jeszcze miałby nie być. Ale co ona czuła na ten temat? Cóż... Od nocy spędzonej z Piotrem zrozumiała, że jest kimś więcej niż tylko panią Pyziak wiecznie robiącą za służącą swojej rodziny. Zachwycona tym odkryciem dostała takiego zastrzyku śmiałości, że zeszłej nocy kochała się z Piotrkiem na wiele sposobów i żadnego z nich nie żałowała.
- Tylko jak ja to wytłumaczę mamie i siostrom? - zapytała sama siebie.
Zbliżyła się już do swojego mieszkania i zapukała do drzwi. Jednocześnie też oparła się o ścianę i zaczęła głośno wzdychając, dotykając przy tym swoich ust i szyi, na których to niedawno czuła słodki dotyk Piotra, mężczyzny z prawdziwego zdarzenia.
Otworzyła jej Ida, która była lekko zmieszana jej widokiem. Gabrysia jednak się tym jednak nie przejęła.
- Witaj, siostrzyczko - powiedziała do niej bardzo życzliwym tonem i weszła do środka, jakby nigdy nic.
Ida uśmiechnęła się delikatnie, domyślając się przyczyny tego uśmiechu, po czym zamknęła ostrożnie drzwi od mieszkania. Wtem ze swojego pokoju wyszła nagle Melania Borejko. Miała na nosie okulary, widać było zatem, że czytała ona właśnie lub rozwiązywała krzyżówkę.
- Gdzieś ty się włóczyła, co? - warknęła do niej na powitanie kobieta - I skąd ty w ogóle wracasz? Całą noc cię nie było. Skąd ty wróciłaś?
- Z gwiazd, mamo - odpowiedziała jej z uśmiechem Gabrysia, składając czuły i delikatny pocałunek na jej policzku.
- Z gwiazd, tak? Raczej od Ogorzałków - burknęła Melania, odsuwając ją od siebie z niesmakiem - Dobrze, że Ida mi powiedziała, gdzie poszłaś, bo już się bałam, jak nie wróciłaś na kolację, że coś ci się stało.
- Jak widzisz, wszystko jest w porządku.
- Właśnie widzę. Ty się bawisz, a twoja córeczka musiała dostać mleko i na nowo zostać przewinięta. A ciebie nie było, żebyś to zrobiła.
- Ale za to ty byłaś. Możesz od czasu do czasu zrobić coś dla swojej wnuczki. W końcu mieszkasz tutaj tak samo, jak ja.
Melania Borejko popatrzyła na pierworodną córkę z kpiną i powiedziała:
- Oczywiście. Ja będę zajmować się dzieckiem, a ty będziesz się ciągle gdzieś włóczyć do białego rana. Tak twoim zdaniem wygląda bycie matką?
Gabrysia parsknęła śmiechem, gdy to usłyszała.
- Bo ty coś o tym wiesz, prawda? - spytała złośliwie.
Melania spojrzała na nią tak groźnie, że Ida na wszelki wypadek powróciła do siebie, żeby nie przeszkadzać matce i starszej siostrze w dyskusji, jaka musiała się wywiązać po takim wyrzucie.
- Co to miało niby znaczyć? - zapytała ponuro Melania.
- Nic, to po prostu zwykłe stwierdzenie faktów - odpowiedziała jej Gabrysia i spojrzała na nią niemalże wyzywająco - Przypominam ci, Gabrielo, że to ty jesteś matką Pyzuni, nie ja.
- Róży, mamo - przerwała jej Gabrysia, odrywając się od swoich myśli - Ona ma imię, wiesz o tym? To głupie przezwisko wymyślił sobie Janusz i jakoś nie jest mi ono przyjemne, więc nazywaj swoją wnuczkę po imieniu.
- Dobrze, niech ci będzie. Róża płakała w nocy i ktoś musiał ją uspokoić. Na szczęście nic jej się nie stało, tylko pomarudziła sobie nieco na ten świat.
- Więc w czym problem?
- Takie wypady nie mogą się powtórzyć.
- Mamo, jestem dorosła i mam chyba prawo wyjść i nie wrócić do domu na noc, prawda?
- Straciłaś to prawo, odkąd zostałaś matką.
Gabrysia spojrzała na nią ze złością, rozjuszona tymi słowami i spytała:
- Twoim zdaniem nie posiadam już żadnych praw?
- Masz prawo być z mężem i z córką, jak nakazuje prawo, które was ze sobą połączyło.
- Mylisz się. Ja mam obowiązki wobec swojego dziecka, ale nie wobec męża, który ma mnie w głębokim poważaniu.
Melania westchnęła załamana, słysząc te słowa.
- Dziecko, możesz na niego mówić, co tylko chcesz i pewne masz rację, ale przecież mu przysięgałaś.
- On mnie też i gdzie on jest? Jakoś go tu nie widzę.
- Zarabia na rodzinę.
Gabriela parsknęła ironicznym śmiechem.
- Tak, rzeczywiście zarabia na rodzinę. Podobno zarabia. Jak dla mnie, to był zwykły pretekst do tego, aby zostawić mnie i Różę i wyjechać, aby poznawać cały szeroki świat. Uważam, że tak właśnie jest.
- Dziecko, przesadzasz. Lepiej mi powiedz, co robiłaś u Ogorzałków całą noc i czemu wracasz dopiero teraz.
Gabrysia uśmiechnęła się w wymowny sposób, a jej matka przeżegnała się wtedy ręką i zawołała:
- Boże wielki! Dziecko, jak ty mogłaś? Przecież to grzech! Wielki grzech! Ty przecież składałaś przysięgę Januszowi. Nie możesz go teraz...
- Mamo, oszczędź mi tego kazania, dobrze? Nie mamy ślubu kościelnego, a więc o co ci chodzi?
- Nie macie go, bo się oboje uparliście na cywilny. Za moich czasów wybito by wam pasem takie pomysły z głowy, jak ślub bez księdza. Ale teraz cóż... Teraz to wszystko już stanęło na głowie. Nie tak cię wychowałam.
Gabrysia poczuła, że wściekłość ją ogarnia. Czara goryczy, dotąd jeszcze w normalny sposób wypełniona, teraz już wylewała się po brzegi. Dzika wściekłość ją ogarnęła, więc musiała jakoś pokazać matce, co o niej sądzisz i co o niej sądziła przez te wszystkie lata.
- Wychowałaś? Ty mnie nigdy nie wychowywałaś. Uczyłaś mnie obojętności na wszystko i wszystkich, a już zwłaszcza na moje własne emocje.
Melania popatrzyła na nią oburzonym wzrokiem i powiedziała:
- Co ty opowiadasz? Przecież robiłam wszystko, aby wychować cię na dobrą kobietę z zasadami. Zawsze mogłaś na mnie liczyć w każdej sytuacji.
- Liczyć?! Ja mogłam na ciebie liczyć, tak?! - oburzyła się Gabrysia - Powiem ci, jak mogłam na ciebie liczyć! Nigdy mnie nie przytuliłaś, kiedy miałam problem i potrzebowałam twojej pomocy! Kiedy byłam mała i miałam problem, głaskałaś mnie lekko po włosach i pozwoliłaś mi płakać w swoją spódnicę i tyle. Nigdy mnie nie przytuliłaś, gdy tego potrzebowałam. To ojciec mnie przytulał. To ojciec mnie wspierał. Ojciec pocieszał w trudnych chwilach. Na niego zawsze mogłam liczyć. Na ciebie nigdy.
Melanię dotknęły te słowa. Dotknęła lekko swego serca i spytała:
- Chcesz powiedzieć, że byłam złą matką?
- Chcę powiedzieć, że nauczyłaś nas wielu mądrych rzeczy oprócz jednej. Jak mamy sobie radzić z emocjami. Zawsze, gdy cierpieliśmy, powtarzałaś nam, że są poważniejsze problemy i nie możemy histeryzować. A może czasami było nam to potrzebne, co? Może czasami powinniśmy mówić ze sobą o swoich emocjach? Nie pomyślałaś o tym?
- Emocje to sprawy prywatne - odparła Melania tonem królowej brytyjskiej - To się przeżywa, ale o tym się nie mówi. Czy ja wam wszystkim mówię o moim cierpieniu? Czy ja mówię, jak cierpię z powodu tego, co mnie spotkało, najpierw w czasie wojny, a potem wtedy, kiedy aresztowano ojca? Czy ja wam opowiadam o tym wszystkim? Nie, ponieważ dobrze wiem, że macie swoje własne problemy i nie powinnam wam głowę zawracać swoimi.
- A może właśnie powinnaś? - spytała Gabrysia - Może właśnie w tym tkwi błąd, mamo? Może właśnie sama byś sobie w ten sposób pomogła?
- U mnie w domu nigdy nie mówiło się o emocjach. To były prywatne sprawy każdego człowieka. U nas zawsze po prostu robiło się swoje i okazywało miłość bliskim, ale o niej nie mówiło. Można było tylko mówić, że się kogoś kocha, ale bez żadnego zbędnego patosu, bez rozwlekania się na ten temat. Dziecku zawsze u nas wystarczyło, że matka je kocha, że okazuje mu to swoim zachowaniem oraz od czasu do czasu mu to powie, choć i to było niepotrzebne. Bo po co mówić o czymś tak oczywistym jak matczyna miłość?
- Może po to, żeby dziecko o tym nigdy nie zapomniało? Bo wiesz... Niektóre dzieci, gdy im się tego nie mówi, zapominają o tej miłości. Zapominają, że mama i tata je kochają. Ja o tym zapomniałam.
Melania zasłoniła sobie dłonią oczy i powiedziała ponuro:
- Jesteś niewdzięczna. Wszystko, co robiłam, zawsze robiłam dla dobra moich dzieci. Dbałam o was, uczyłam was bycia silnymi i twardymi kobietami, a to, że nie umiem mówić o uczuciach, że nie lubię tego robić, bo uważam, że po prostu tak nie wypada, czyni mnie w twoich oczach wyrodną matką? Piękna wdzięczność za lata wychowania, nie ma co! Doczekałam się na stare lata! Rodzinę mi wybito w czasie wojny, męża zamknęli, teraz rodzona córka robi ze mnie potwora.
- A ty oczywiście znowu tylko o sobie, tak?! - zawołała ze złością Gabrysia - Ty chyba naprawdę uważasz, że jako jedyna masz monopol na cierpienie! I jak na pannę z dobrego domu przystało, cierpisz i milczysz. Matka Polka! Przyjmuje na siebie wszystkie ciosy od losu, ale nie poskarży się ani przez chwilę, a jeśli już, to w taki sposób, aby wszyscy ją wielbili i wynosili pod niebiosa!
- Zapominasz się, Gabrielo. Zapominasz, do kogo mówisz.
- Wiem dobrze, do kogo mówię. Do starej oraz zarozumiałej baby bez grama emocji, która uważa się za największą cierpiętnicę na świecie, ale nie powie o tym nigdy, jak boli ją to, co ją spotkało, bo tak nie wypada. Będzie więc dusić w sobie to wszystko, dusić i dusić, aż ją to udusi lub wybuchnie i obrazi własne dzieci ze złości. Z taką osobą rozmawiam. Z osobą, która za dużą wagę przyjmuje do tego, co wypada, a co nie, przez co nie umiała nawet porządnie porozmawiać z córką o wiadomych sprawach, bo przecież to się robi, lecz o tym się nie mówi. Damy tak nie robią. A ja tak robię i chcę tak robić, wiesz?
- Wiem, bo ty nie jesteś damą.
Gabrysię uderzyły te słowa. Poczuła się po nich tak, jakby dostała w twarz i to z otwartej dłoni. Wiedziała, że mama normalnie by w taki sposób się do niej nie odezwała, ale widocznie stało się to, co ona przewidywała: dusiła w sobie swoje emocje tak długo, że teraz one wybuchły, przez co w sposób niesprawiedliwy, a wręcz okrutny uderzyły one w jej córkę, która przecież nie chciała jej skrzywdzić, tylko pomóc zrozumieć pewne problemy. A to właśnie ona otrzymała od matki tak okrutne słowa.
- Nie jestem damą, tak? - zapytała ze złością.
- Nie, Gabrysiu. Nie jesteś damą - odpowiedziała jej matka - Nie jesteś damą, bo prawdziwa dama nie rozczula się nigdy nad sobą. Jeżeli cierpi, to cierpi zawsze w milczeniu. Pokornie znosi to, co los na nią zrzuca. Nie płacze, bo przecież nasz płacz w obliczu cierpienia tego świata jest egoizmem. Nie próbuje rozbijać swego małżeństwa, sypiając z pierwszym lepszym...
Tego dla Gabrysi było już za wiele. Mogła znosić obelgi wobec siebie, ale nie wobec Piotra.
- Piotr Ogorzałko nie jest pierwszym lepszym! To nasz przyjaciel! - krzyknęła wściekle.
- Przez jego rodziców ojciec siedzi w więzieniu! To oni wciągnęli go w te ich głupie pomysły! - odkrzyknęła jej Melania.
- Kto kogo wciągnął, ten wciągnął. Nikt nie kazał ojcu drukować tych ulotek, za które potem trafił do więzienia. Nikt go do tego nie zmuszał.
- Ten człowiek jest synem ludzi, przez których nie masz teraz ojca.
- Ten człowiek też stracił rodziców, bo oboje siedzą wraz z ojcem. Piotr w tym nie brał udziału. To nie jego wina, że stało się to, co się stało.
- Ale twoja wina, że z nim cudzołożyłaś. Że zdradziłaś z nim swojego męża.
- A co ty nagle tak bronisz Janusza? Przecież go nawet nie lubisz.
- To prawda, nie darzyłam go nigdy jakąś wielką sympatią, jednak zachował się wobec ciebie jak prawdziwy mężczyzna, jak porządny człowiek.
- Tak? To gdzie teraz jest ten porządny człowiek?
- Zarabia na rodzinę. Nie bawi się w politykę, nie porzuca rodziny dla jakiś idealistycznych mrzonek. Nie naraża jej na ryzyko przez swoją chęć zmiany świata na lepsze.
- Jakoś nie przeszkadzało ci, kiedy ojciec to robił.
- Przeszkadzało mi, ale musiałam to uszanować. Bo taka była wola twojego ojca i nic mi do niej. Choć denerwowało mnie to, ale co miałam zrobić? Musiałam to zaakceptować, że bawi się on w politykę.
- Nie, mamo. On nie bawił się w politykę. On po prostu od ciebie uciekł.
Melania spojrzała ze złością na Gabrysię i wysyczała:
- Nie waż się tak mówić!
- Ale taka jest prawda. Ojciec to wspaniały człowiek, ale miał cię serdecznie dość. Kochał cię, ale nie mógł znieść tego, jaka jesteś. Próbował cię zmienić, lecz nie udawało mu się to, więc zamknął się w końcu w swoim świecie, aby łatwiej z tym sobie poradzić. Myślisz, że czemu przez ostatnie lata czytał ciągle książki lub pisał jakieś swoje prace? Bo dzięki temu lepiej sobie z tym wszystkim radził. Bo wtedy nie cierpiał z powodu twojej oschłości.
Melania patrzyła zdumiona na najstarszą córkę, która zaczęła mówić jej to, co już od dawna leżało jej na sercu.
- Umiałaś się słodko uśmiechać, być miła i kochana, ale to trochę mało, aby dać ojcu i nam szczęście. Gdyby ojciec nas nie przytulał, nie całował i nie bawił się z nami, to nie wiem, czy byśmy zaznały jakiejkolwiek czułości w tej rodzinie. Czy byśmy teraz wiedziały, co to znaczy. A ojciec za bardzo cię kochał, aby cię zmieniać na siłę. Próbował wielu sposobów, ale kiedy to nie pomogło, po prostu zamknął się w swoim świecie i wpuszczał do niego jedynie nas. Nas, rozumiesz? Nas i tylko nas. Ciebie nigdy, bo i tak byś nie chciała poznać jego świata, a poza tym... Poza tym w tym świecie nie było wcale miejsca dla kogoś takiego jak ty. Ty byś tylko ten świat zniszczyła.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Ojciec mi powiedział. Widzisz? Niektóre osoby umieją mówić o uczuciach i jakoś z tego powodu nie są ani słabsi, ani gorsi i nie mają poczucia bycia podłymi. Nie myślą, że skoro cały świat cierpi, to oni nie powinni pokazywać mu, że też cierpią, bo to jest nie w porządku. Powiem ci, mamo, co jest nie w porządku. Nie w porządku jest to, że ty nie nauczyłaś nas, jak sobie radzić z emocjami. Uważałaś zawsze ten temat za tabu i tak samo sprawę miłości czy też namiętności. To nie wypada, córeczko. O tym się nie mówi, córeczko. Damy tak nie robią, córeczko. A ja tak robię i o tym mówię. Bo nie zamierzam tego w sobie dusić. A zatem według twoich kryteriów nie jestem damą, prawda? Tym lepiej. Jeżeli mam być damą taką jak ty, to wolę już w ogóle nią nie być.
Melania Borejko nie wiedziała, co ma powiedzieć, ale wtem rozmowę nagle przerwała Ida, wychodząc ze swojego z pretensją w oczach.
- Możecie się kłócić ciszej?! Ja tu się uczę!
- Spokojnie, już skończyliśmy. Prawda, mamo? - odparła Gabrysia i spojrzała z uwagą na matkę.
Ta przez chwilę wciąż jeszcze była w szoku po tym, co usłyszała, dlatego też nie mówiła na początku nic, a potem odrzekła:
- Tak, skończyliśmy. Choć myślę, że nie powinnyśmy nigdy zaczynać.
Po tych słowach wyszła do swojego pokoju, a Gabrysia wróciła do swojego. Dopiero teraz uświadomiła sobie, że przez swoje krzyki mogła obudzić Różę, tej jednak nie było w pokoiku, co mocno zaniepokoiło kobietę. Na szczęście tuż za nią weszła Ida, która widząc strach w oczach siostry, szybko ją uspokoiła.
- Gdzie jest...?
- Z Patrycją. Jakieś pół godziny temu wzięła ją ze Sławkiem na spacer.
- Ze Sławkiem? Twoim chłopakiem?
- Tak, miałam iść z nimi, ale wiesz... Wolałam się pouczyć, więc poprosiłam Sławka, aby wyszedł z Różą sam. A Patrycja też chciała się przewietrzyć, więc...
- Ida, słuchaj... Ja wiele rzeczy rozumiem, ale naprawdę uważasz, że to jest w porządku, że wysługujesz się swoim chłopakiem, aby robił za ciebie to, co należy do twoich obowiązków, do których zresztą sama się zgłosiłaś?
- Wiem, że się zgłosiłam sama i wychodzę z twoją córką czasem na spacer, aby cię odciążyć. Ale skoro Sławek się pali do pomagania mi, to może chyba...
- Ida, przecież to ty jesteś ciocią Róży, nie Sławek. To ty powinnaś wychodzić z nią na spacery.
- Nie, Gabrysiu. To ty powinnaś to robić. Ja nie mam żadnych obowiązków ani wobec ciebie, ani wobec małej. Pomagam jedynie z dobrego serca i dlatego, że uwielbiam tę małą. I aby było ci jakoś łatwiej w domu, bo wszystko jest na twojej głowie, odkąd ojca zamknęli, a Janusz wyjechał. Pomagam więc tylko dlatego, że mam na to ochotę, dlatego też nie wytykaj mi, co ja powinnam, a co nie powinnam robić, dobrze?
- Jesteś matką chrzestną Róży.
- A ty jesteś jej matką. Która więc ma większe obowiązki wobec niej?
Gabrysia poczuła, że siostra ma rację, dlatego zmieszała się lekko i rzekła:
- Przepraszam cię.
- Nie szkodzi. Dobrze wiem, jak z tobą jest - odparła Ida tonem wyjątkowo wyrozumiałym wobec starszej siostry.
- A jak ze mną jest?
- Normalnie, kiepsko. Ojca zamknęli, matka rozczula się nad sobą i nic jej się nie chce, a jak już za coś się weźmie, to wielka łaska. Janusz wyjechał, a zresztą nawet jak tutaj był, to i tak nie było z niego żadnego pożytku. Wszystko jest teraz na twojej głowie. Rozumiem cię, że się denerwujesz. Choć mogłabyś nie wykłócać się z matką. Wiesz dobrze, jaka jest uparta. Kłótnie z nią nic ci nie dadzą.
- Wiem, ale miałam już dość jej pretensji. Wiecznie tylko ona się liczy, jej ból i jej cierpienie. Wiesz, jakie to irytujące?
- Wiem i to aż za dobrze. Dlatego od dawna ignoruję wszystko, co ona gada i po prostu robię swoje. Tobie radzę zrobić to samo.
Gabrysia westchnęła ponuro, nie będąc zbytnio przekonaną do tej rady.
- Tak, żeby to było takie proste. Czuję się okropnie. Powinnam była wrócić do domu na noc. W końcu sama jestem matką.
- Weź się nie obwiniaj. Masz prawo zaznać normalnego życia u boku fajnego faceta. A Piotr to fajny facet. Naprawdę równy gość.
To mówiąc, Ida uśmiechnęła się lekko na znak, że i w jej kryteriach Piotr jest bardzo przystojnym i seksownym mężczyzna i bardzo jej się podoba. Szkoda, że uważał ją za smarkulę, która dopiero co wyrosła z pieluch. Inaczej byłby w sam raz dla niej facetem. A tak nie miała z nim szans. No, a poza tym, to przecież on zawsze wolał Gabrysię. Wszyscy chyba o tym wiedzieli. Wszyscy oprócz Gabrysi.
- Naprawdę spędziłaś z nim całą noc? - spytała po chwili Ida.
Gabrysia uśmiechnęła się lekko, rozbawiona tonem, w jakim zadała to pytanie jej siostra i odpowiedziała:
- Tak. Całą noc.
- To opowiadaj, jak było.
Gabrysia zarumieniła się lekko, wyraźnie zawstydzona i odparła:
- Ida, przestań. To prywatna sprawa.
- Ale lepiej niż z Januszem?
- Dużo lepiej.
Ida pisnęła z zachwytu, wyraźnie ucieszona tą informacją.
- A widzisz? Mówiłam ci, że porządny facet od razu sprawi, że poczujesz się prawdziwą kobietą. Dobrze zrobiłaś.
- Ale przez to zaniedbałam córkę. Nie było mnie przez całą noc w domu.
- Masz prawo do szczęścia. A o córeczkę się nie bój, ja i nasze siostry zawsze ci pomożemy.
- Tak i Sławek także - rzuciła nieco złośliwie Gabrysia.
Ida tylko wzruszyła ramionami.
- Co chcesz? Jak chce być moim chłopakiem, to musi się postarać.
- I robić za ciebie coś, do czego ty się zobowiązałaś?
- Wszystko ma swoją cenę, nawet miłość. A poza tym, ja się muszę uczyć, bo po wakacjach idę na studia i muszę mieć jakąś wiedzę, kiedy będą egzaminować mnie i sprawdzać, czy się nadaję do tej pracy. Będę kiedyś lekarzem, muszę więc mieć dużo czasu, aby się uczyć. Sławek natomiast będzie tylko motorniczym. Z tego więc on się już uczyć nie musi. On ma więcej czasu, to może mnie wyręczyć. Poza tym, od czego są w końcu faceci, jak nie od tego? No, może jeszcze od paru tam innych rzeczy...
To mówiąc, lekko zachichotała i poprawiła sobie dłonią włosy.
- Niby jakich rzeczy? - zapytała Gabrysia - Do czego niby twoim zdaniem są mężczyźni, siostrzyczko?
- Do rozrywki - odparła wymijająco i dowcipnie zarazem Ida.
- Dziewczyno, do rozrywki to jest telewizja - rzuciła ubawiona Gabrysia - No, a związek to coś więcej niż rozrywka. To zobowiązania, wspólne starania...
- A propos starań... Przyszła depesza do ciebie.
To mówiąc, Ida wyjęła z kieszeni kawałek papieru złożonego na czworo, po czym podała go siostrze. Ta zaś zaintrygowana rozwinęła go szybko i przeczytała jego treść, która bardzo ją dobiła.

Kochanie, wracam do Polski STOP Przygotuj dla mnie pierogi STOP Bardzo was wszystkich kocham STOP Janusz

Gabrysia załamana spojrzała na Idę oraz na depeszę, którą przeczytała jeszcze kilka razy, po czym przycisnęła ją dziko do czoła i zaczęła płakać.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Nie 0:59, 12 Gru 2021, w całości zmieniany 3 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Czw 20:17, 03 Cze 2021    Temat postu: Rozdział XXII - Z poezji do prozy

Mam wrażenie ,że rodzina Borejków ,zwłaszcza Melania jest toksyczna. Ta rodzina tylko trwa ,wypełnia podstawowe zadania ,a mało w niej prawdziwych emocji. Czasem trzeba się popłakać i wydrzeć swoją złość na cały świat ,a nie tylko cierpieć w milczeniu. Cierpienie nikogo nie uszlachetnia.
Ida mimo wszystkich swoich wad jest dobrą siostrą.
No i bomba na sam koniec ,depesza od Janusza. Musi teraz wracać i mącić ,kiedy Gabrysia wreszcie jest zakochana i szczęśliwa.
Bardzo jestem ciekawa jak go przedstawisz w następnym rozdziale.






Joanna Kulig jako Gabrysia


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Czw 20:30, 03 Cze 2021, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pią 21:06, 04 Cze 2021    Temat postu:

Trochę się bałem, czy aby ten erotyczny fragment Cię nie zrazi. Na szczęście Ci się spodobał, mam nadzieję, że ubrałem to wszystko w subtelne szatki. Ale tym zdjęciem młodej Barbary Bursztynowicz w dość niegrzecznej roli mnie zaskoczyłaś. Nie spodziewałem się tego po niej Smile

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Sob 11:31, 05 Cze 2021    Temat postu: Z poezji do prozy

Ja też byłam zdziwiona.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 1:59, 06 Cze 2021    Temat postu:

Oboje zostaliśmy więc ciekawie zaskoczeni.

Post został pochwalony 0 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Kronikarz56
Gubernator



Dołączył: 02 Sie 2020
Posty: 10804
Przeczytał: 2 tematy

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Pon 11:23, 07 Cze 2021    Temat postu:

Rozdział XXIII - Obiad u Jedwabińskich
Kreska wstała wcześniej przed innymi i zabrała się po cichu za szykowanie śniadania dla siebie oraz swoich przyjaciół. Gdyby ktoś mógł ją teraz zobaczyć, to wówczas ujrzałby bardzo uroczą dziewczynę w różowym szlafroku, krzątającą się po kuchni i słodko nucącą sobie pod nosem jakąś współczesną piosenkę. Robiła to wszystko oczywiście po cichu, bo nie chciała jeszcze nikogo budzić. Zamierzała zrobić dla swoich gości małą niespodziankę w postaci pysznego śniadania, które planowała im podać do łóżka. Plan ten jednak nie do końca się udał, ponieważ jakieś dziesięć minut po niej, z krainy snów do tego świata powrócił Maciek.
Chłopak otworzył oczy i zobaczył leżącą obok niego małą Aurelię, która spała sobie słodko w różowej piżamce. Maciek uśmiechnął się delikatnie na ten widok, ale zasmuciło go, iż nie ma obok nich też Kreski. Bo przecież spali wszyscy troje w łóżku, Maciek i Kreska po jednych stronach łóżka, a w środku, pomiędzy nimi, ulokowała się Aurelia. W ten sposób spędzili noc, która była przyjemna i lekka. Ale każda noc, nawet najlepsza, musi mieć swój kres i ustąpić miejsca porankowi. Tak też musiało się stać i teraz, o czym Maciek doskonale to wiedział. Nie chciał jednak budzić Aurelii, bo tak słodko sobie jeszcze spała. Dlatego właśnie pozwolił jej spokojnie podróżować po krainie snów. Sam jednak musiał ją opuścić, co zrobił z wielką niechęcią, a przy okazji też żałował, że nie mógł zobaczyć widoku Kreski w koszulce nocnej, leżącej słodko obok niego i Aurelii. Śpiąca Kreska musiała być przecież przepięknym widokiem, a już zwłaszcza wtedy, gdy dziewczyna miała na sobie tę boską koszulkę nocną, która jej sięgała zaledwie do połowy zgrabnych ud i zdecydowanie pobudzała męską wyobraźnię. Oczywiście Kreska jeszcze piękniej wyglądała w bikini, a najpiękniej całkiem nagusieńka. O tak, wtedy zdecydowanie była najpiękniejsza.
Piotr lubił nieraz mówić do swojego młodszego brata:
- Młody, zapamiętaj sobie jedno. Są trzy najpiękniejsze rzeczy na świecie. Konie w galopie, żaglówki oraz naga kobieta zroszona kropelkami potu lub wody. To są trzy najpiękniejsze widoki na tym świecie. Nie ma i nie będzie nigdy niczego od tych widoków piękniejszego. A ten trzeci widok... On jest najwspanialszy z nich wszystkich. Gdy pierwszy raz zobaczysz nagą kobietę, to się przekonasz, o czym mówię.
Maciek przekonał się o tym, kiedy tylko zobaczył Kreskę nagą. Widział ten jakże piękny widok nie tak dawno, o czym mówiliśmy już jakiś czas temu i wciąż ten widok nie dawał mu spokoju. Nie widział bowiem wcześniej ani jednej nagiej dziewczyny, w każdym razie nie na żywo. Widział wiele na plakatach brata oraz w gazetkach, które ten przynosił czasami do domu, a które załatwiali mu jego kumple z pracy. Jednak co innego oglądać takie widoczki na papierze lub na ekranie, a co innego zobaczyć je na żywo. To zupełnie dwie różne rzeczy. Maciek nie mógł już tego cudownego widoku wyrzucić ze swojej pamięci. Także nieraz, kiedy tylko Kreska była w pobliżu, oczami wyobraźni widział ją rozebraną, zwłaszcza wtedy, gdy była w bikini lub koszulce nocnej. Wtedy większość części ciała miała słodko odsłonięte, co przypominało mu o tych pozostałych, które teraz były zasłonięte, ale wcześniej Maciek widział je wyraźnie i był nimi zachwycony. W ogóle, ostatnio młody Ogorzałko, przy byle okazji, przywoływał w swojej wyobraźni widok tej uroczej dziewczyny całkiem nagiej, nawet wtedy, gdy była ubrana. Rumienił się na samą taką myśl i próbował nie przywoływać jej z pamięci, ale była ona silniejsza od niego. I silniejsze było od niego też to, że takie myśli wracały do jego głowy, co jakiś czas i że ciągnęło go do tego, aby widzieć Kreskę ponownie, choć częściowo rozebraną. To wszystko było od niego silniejsze i dawało mu więcej radości niż się spodziewał. Nie chciał tego jednak mówić Kresce, nie wiedząc, jak ona by na to zareagowała.
Teraz zaś, zasmucony z powodu braku obecności Kreski, powoli wstał z łóżka i sięgnął po laczki Dmuchawca, których użyczyła mu gospodyni. Wstał i ostrożnie wyszedł z pokoju, stawiając kroki w taki sposób, aby nie hałasować i nie obudzić wciąż słodko śpiącej Aurelii. Kiedy wyszedł z pokoju, natknął się na Kreskę, przez co z miejsca się rozpromienił. Jej widok ucieszył jego serce, a także i oczy, gdyż dziewczyna była w szlafroku i bardzo zgrabnie poruszała biodrami, nucąc sobie słodką jakąś sympatyczną piosenkę podczas szykowania śniadania. Przez chwilę Maciek nie mógł rozumiał słów, potem jednak dziewczyna zaczęła śpiewać dużo wyraźniej i chłopak mógł poznać słowa. A te szły tak:

Kocham cię, kochanie moje.
Kocham cię, a kochanie moje.
To polana w leśnym gąszczu schowana.
Kocham cię, kochanie moje.
Kocham cię, a kochanie moje.
To sad wiosenny, rozgrzany i senny.

Kocham cię, kochanie moje.
To rozstania i powroty.
I nagle dzwony dzwonią.
I ciało mi płonie.
Kocham cię.

Kocham cię, kochanie moje.
Kocham cię, a kochanie moje.
To oczy twoje we mnie wpatrzone.
Kocham cię, kochanie moje.
Kocham cię, a kochanie moje.
To tęsknota nieskończona.

Kocham cię, a kochanie moje.
To rozstania i powroty.
I nagle dzwony dzwonią.
I ciało mi płonie.
Kocham cię.

Kocham cię, kochanie moje.
Kocham cię, a kochanie moje.
To przypominanie pierwszej pieszczoty.
Kocham cię, kochanie moje.
Kocham cię, a kochanie moje.
To noce z miłości bezsenne.

Kocham cię, kochanie moje.
To rozstania i powroty.
I nagle dzwony dzwonią.
I ciało mi płonie.
Kocham cię.


Po zakończeniu tej piosenki, Kreska odwróciła się przodem do Maćka i wtedy go zobaczyła. Uśmiechnęła się wówczas do niego promiennie i powiedziała doń słodko:
- Maciuś... Już jesteś? Jak ci się spało?
- Dziękuję, bardzo przyjemnie. A tobie? - zapytał Maciek.
Kreska uśmiechnęła się do niego czule i odparła:
- Dziękuję, mnie również bardzo przyjemnie. Mam tylko nadzieje, że moje śpiewanie cię nie obudziło.
- Nie, dopiero przed chwilą je usłyszałem. Bardzo ładnie śpiewasz.
- Dziękuję. To miłe - odparła Kreska, lekko się przy tym rumieniąc - Robię nam śniadanie. Mam nadzieję, że zjesz.
- Jeszcze pytasz? Oczywiście. A co robisz?
- Zapiekanki. Pomożesz mi?
- Jasne.
Maciek ochoczo zabrał się do pomagania Kresce, dzięki czemu posiłek był w ciągu zaledwie paru minut przygotowany. Kiedy już był gotowany, zawołali zaraz do kuchni Aurelię, która przyszła do nich, wciąż ubrana w swoją różową piżamkę i będąc jeszcze lekko senną.
- Co tak słodko pachnie? - zapytała dziewczynka.
- Nasze śniadanie - odpowiedział Maciek tonem starszego brata, który bardzo chce sprawić przyjemność młodszej siostrzyczce - Jesteś głodna?
- Tak, bardzo jestem! - zawołała wesoło Aurelia, z miejsca odzyskując na tę wieść przytomność i siadając szybko przy stole.
Maciek i Kreska nakryli do stołu, ustawili tam wszystko, co przygotowali na śniadanie, a następnie usiedli obok dziewczynki i zaczęli jeść. Posiłek smakował im wszystkim, głównie dlatego, że mogli go zjeść w tak miłym towarzystwie, czyli swoim własnym, bo jak wiadomo, nawet najgorszy posiłek może być smakowity, jeśli je się go w naprawdę doborowym towarzystwie. Tak też było i tym razem. To, co przygotowali Maciek i Kreska nie było może jakimś specjalnie wyszukanym śniadaniem, ale smakowało im rewelacyjnie, ponieważ mogli zjeść ten posiłek w trójkę, mając na sobie jedynie piżamy oraz świadomość, że nikomu to w niczym nie przeszkadza. W tamtej chwili nie krępowały ich sztywne zasady etykiety ani też inne tego rodzaju bzdury. Tutaj takie coś nie miało żadnego znaczenia. Przy tym stole liczyło się po prostu to, aby się dobrze czuć w towarzystwie przyjaciół i tak też było.
Kiedy wszyscy zjedli już do końca śniadanie, zadowoleni wstali i umyli swoje naczynia, a potem poszli się przebrać. Gdy już byli gotowi do wyjścia, opuścili to jakże miłe i gościnne mieszkanie profesora Dmuchawca, aby wykonać swoje plany na dzisiejszy dzień. A te były niebagatelne.
- Pójdziemy odwiedzić mojego dziadka. Mam nadzieję, że mu się przez ten czas nie pogorszyło - powiedziała Kreska - Oczywiście zrozumiem was, jeżeli nie będziecie chcieli mi towarzyszyć, ale...
- Żartujesz sobie? Przecież chętnie pójdziemy tam z tobą - odpowiedział na to wesoło Maciek - Dziwi mnie, że możesz w ogóle nam zadawać takie pytania.
- Właśnie! Chodźmy odwiedzić pana profesora! - zawołała wesoło Aurelia, z czułością ściskając dłoń Maćka - Bardzo go lubię, jest bardzo miły. Myślicie, że on mógłby być też i moim dziadkiem?
Kreska i Maciek spojrzeli zdumieni na dziewczynkę, nie bardzo rozumiejąc jej pytania oraz powodu, dla którego je zadała.
- A dlaczego chciałabyś, żeby mój dziadek był też twoim dziadkiem? - spytała po chwili Kreska.
- Bo ja nie mam dziadka, a bardzo chciałabym mieć - wyjaśniła dziewczynka - Bo przecież to fajnie jest mieć dziadka, prawda?
- O tak, bardzo fajnie - odpowiedziała Kreska z uśmiechem na twarzy, zaraz przypominając sobie wszystkie radosne chwile, które spędziła z dziadkiem oraz to, ile dobrego dziadek dla niej zrobił.
Aurelia nie znała żadnego z tych uczuć. Rodzice jej ojca nie żyli, z kolei u jej mamy sytuacja była nieco bardziej skomplikowana, ponieważ rodzice Ewy byli po rozwodzie, którego powodem była brutalność ze strony ojca. Mała Ewa była raz świadkiem bicia matki przez ojca i przerażona zadzwoniła na milicję. Oczywiście funkcjonariusze interweniowali, ojciec próbował ich pobić, za co poszedł siedzieć, a kiedy wrócił, rozwiódł się z matką, która kochała go na tyle mocno, że mu to wszystko wybaczyła, ale on nie kochał jej na tyle mocno, aby wybaczyć jej, iż to z jej powodu oraz z powodu Ewy poszedł do więzienia. Ewę obwiniał o to, że to jej donos posłał go za kratki, a żonę o to, iż na to pozwoliła i nie zmusiła córki do zmiany zeznań. Matka z kolei znienawidziła odtąd córkę, którą musiała wychować sama, ale nigdy nie darowała jej tego, iż jej małżeństwo się rozpadło z powodu jednego telefonu na milicję. Teraz rodzice pani Jedwabińskiej wiedli swoje własne życie, mając w głębokim poważaniu zarówno swoją córkę, jak i wnuczkę. Dlatego też Aurelia nie znała żadnego ze swoich dziadków, państwo Jedwabińscy natomiast uznali, że ich jedyne dziecko nie powinno się nigdy dowiedzieć tego wszystkiego, o czym właśnie my się dowiedzieliśmy. Dlaczego? Uważali, że to nazbyt brutalne, aby opowiadać o tym dziecku. Poza tym oboje uznali ten temat za zamknięty, a skoro coś było dla nich (a zwłaszcza dla Ewy) tematem zamkniętym, to nigdy się o tym nie mówiło, nawet po to, aby oczyścić swoją skrzywdzoną i poranioną duszę, kojącą rozmową z bliskimi.
Podsumowując zatem, dla Aurelii zarówno jedni, jak i drudzy dziadkowie nie żyli i nigdy nie miała okazji ich poznać. Dlatego też patrzyła niekiedy z taką lekką zazdrością na Kreskę i na to, jak doskonale dogaduje się ona z dziadkiem i jak ma z nim naprawdę wspaniałe relacje. Marzyła nieraz o tym, aby mieć nieco większą rodzinę niż ta, którą miała. Przede wszystkim marzyła o dziadku, choć chciała też mieć starszego brata i starszą siostrę, z którymi mogłaby się bawić, więc Maciek i Kreska spełniali jej marzenia w tym kierunku. Zatem do szczęścia brakowało jej tylko dziadka i pomyślała sobie, że najlepszym kandydatem na to oto stanowisko byłby Czesław Dmuchawiec.
Kreska oczywiście nie wiedziała o tym wszystkim, dlatego też zadowoliła się odpowiedzią udzielonej jej przez dziewczynkę i rzekła:
- Wiesz, możemy porozmawiać o tym z moim dziadkiem, ale spokojnie. Nie teraz jeszcze. Może jak wyjdzie ze szpitala.
- A jeżeli nie wyjdzie? - zapytała Aurelia.
Kreska posmutniała, a dziewczynka zrozumiała, że palnęła głupstwo, chociaż wcale nie miała takiego zamiaru, a swoje pytanie zadała jedynie z powodu swojej dziecięcej naiwności, więc przeprosiła. Kreska jednak nie gniewała się na nią, więc szybko ją pocieszyła, mówiąc:
- Spokojnie, nie gniewam się. Dziadek niedługo wyjdzie ze szpitala i będzie dobrze. Wtedy z nim porozmawiamy, dobrze? Ale na razie nie mówmy o tym. Na razie po prostu go odwiedźmy.
- No, w sumie racja. Szpital to nie jest miejsce na takie rozmowy - stwierdził Maciek.
- No dobrze, ale jak już wyjdzie, to z nim porozmawiam, dobrze? - zapytała z nadzieją w głosie Kreska.
- Oczywiście, kochanie. Jak najbardziej - zgodziła się Kreska.
Dziewczyna oczywiście nie miałaby nic przeciwko temu, żeby Aurelia miała dziadka w osobie Dmuchawca. Wolała jednak nie rozmawiać o tym z dziadkiem do czasu, aż nie wyjdzie on ze szpitala. Miał przecież unikać wzruszeń, a taka słodka prośba od takiej uroczej dziewczynki mogłaby go zanadto wzruszyć, a póki co jego stan nie był jeszcze taki, żeby można było być pewnym jego powrotu do zdrowia tak całkowicie. Wolała więc oszczędzić mu wzruszeń, przynajmniej na razie.
Z tego też właśnie powodu, nie poruszono tego tematu, kiedy to cała trójka naszych bohaterów odwiedziła profesora Dmuchawca w szpitalu. Rozmawiali oni tylko o prostych, przyjemnych tematach, nie poruszając żadnego, który brzmiałby poważnie w jakikolwiek sposób. Oczywiście profesor co jakiś czas je poruszał, ale oni starali się w miarę możliwości nie rozwijać ich, aby nie wywoływać u niego żadnych problemów z sercem. Dmuchawiec, rzecz jasna, łatwo się zorientował w ich zachowaniu i uśmiechał się, obserwując ich starania o to, aby w jakiś miły oraz przyjemny sposób umilić mu czas.
- Słuchajcie, kochani, naprawdę doceniam wasze starania o to, żebym się za bardzo nie wzruszył, nie przejął czymś lub coś w tym stylu i abym z tego powodu nie miał aby zawału serca. Ale naprawdę, nie musicie mnie traktować jak kaleki lub małego dziecka. Nie jest ze mną aż tak tragicznie, aby się ze mną obchodzić jak z jajkiem.
Oczywiście Maciek i Kreska z miejsca zaczęli wyjaśniać, że to nie o to chodzi i przecież ich rozmowa nie ma wcale na celu tego, co sugeruje profesor, ale on nie uwierzył im i odparł przyjaźnie:
- Dajcie już spokój. Nie urodziłem się wczoraj. Znam młodzież dość dobrze, bo długo byłem nauczycielem i poznałem co nieco psychologię nastolatków. Wiem dobrze, kiedy kręcą. A wy kręcicie i to nieźle. Ale spokojnie, nie mam do was o to żalu. Chcecie dobrze, ale proszę, rozmawiajcie ze mną normalnie na każdy temat. To mi o wiele bardziej pomoże niż dbanie o mnie jak o jajeczko, które za nic w świecie nie chcemy, aby się stłukło. Naprawdę, rozmawiajcie ze mną normalnie, jak z człowiekiem.
- No dobrze, a więc człowieku, może człowiek zechce powiedzieć nam, kiedy wypiszą go ze szpitala? - zapytała dowcipnie Kreska.
Dmuchawiec parsknął śmiechem, ubawiony pytaniem wnuczki i zaraz potem pospieszył z odpowiedzią:
- Jeszcze tak dwa lub trzy dni i będę wolny. Ale oczywiście będę musiał się w domu oszczędzać, aby nie było powtórki z zawału. Tak przynajmniej mówią mi lekarze. Nie chcą mi wierzyć, że ja nic innego na emeryturze nie robię.
- Tak, takie Tomasze niedowiarki z nich - powiedział dowcipnie Maciek.
- Otóż to, młody człowieku. Otóż to - zgodził się z nim profesor, ponownie się uśmiechając do swoich gości.
Rozmowa toczyła się jeszcze przez jakiś czas, a zaraz potem nasi bohaterowie zostali wyproszeni przez pielęgniarkę, która powiedziała im, że pacjent musi teraz odpocząć, a oni nie powinni go męczyć. Dlatego też wyszli, składając jeszcze małą wizytę Natalii Borejko, która już doszła do siebie na tyle, że przestała kaszleć, a i lekarze nie widzieli w jej płucach nic, co by mogło zagrozić jej życiu, żadnego też dowodu na to, aby miała zapalenie płuc, dlatego mogła wyjść ze szpitala już jutro. Wiadomość ta bardzo ucieszyła Maćka, Kreskę i Aurelię, którzy z tego powodu wpadli w doskonały nastrój i oczywiście uczcili to naprawdę solidną porcją lodów z bakaliami, na jakie wybrali się zaraz po wyjściu ze szpitala.
Potem pochodzili nieco po mieście, rozkoszując się słonecznym oraz pięknym dniem, jednym z tych, jakie tylko lipiec może zaofiarować. A gdy się tym nieco zmęczyli, powoli skierowali swoje kroki w kierunku domu, w którym mieszkali państwo Jedwabińscy. W końcu tego dnia mieli oni przecież wrócić, więc trzeba było odprowadzić w odpowiednim czasie Aurelię do domu. Maciek i Kreska rzecz jasna to zrobili, choć ich mała przyjaciółka nie miała specjalnej ochoty na to, aby wracać do siebie. Kiedy tylko wnuczka profesora i młodszy Ogorzałko zobaczyli wyżej wspomniane lokum, szybko zrozumieli, o co chodzi. Było ono pełne mebli ułożonych w taki elegancki i dokładny sposób, jakby były obiektami w muzeum, a nie sprzętami codziennego użytku. Trudno było czuć się tutaj swobodnie.
- Jesteście? To super. Punktualnie jak należy - powiedziała do nich pani Ewa, gdy tylko weszli do środka - Aurelia powinna jeść obiady o stałej porze. Zresztą każdy tak powinien robić. Jest to bardzo zdrowe i rozsądne.
Kobieta nawet nie powiedziała do nich „Dzień dobry”. Była za bardzo zajęta czymś, co wydawało się robieniem porządków, a co Maćkowi bardziej wyglądało na dbanie o to, aby dom wręcz błyszczał od czystości. Ewa słynęła ze swego wręcz szalonego umiłowania do porządku. W jej domu nie było nawet ociupinki kurzu, gdyż kobieta codziennie szorowała pułki ścierką, myła osobiście podłogę i nawet nie pomyślała o tym, aby wynająć w tym celu jakąś sprzątaczkę. Po pierwsze, nie chciała tego, aby ktokolwiek uznał ją za fałszywą osobę, która wyznaje, podobnie jak i jej mąż, zasady socjalizmu i równości społecznej, a pozwala, aby inni robili za nią to, co należy do niej. Po drugie, nie dowierzała w to, że ktoś mógłby lepiej posprzątać mieszkanie niż ona sama. Nie wyobrażała sobie, aby miała powierzyć to zadanie innym osobom. Poza tym lepiej się czuła, kiedy mogła sprzątać dom i stworzyć w ten sposób swój umiłowany, sterylny i porządny świat, jaki uwielbiała i jaki dawał jej poczucie spokoju i bezpieczeństwa, które tak potrzebowała.
- Jak tam, moja mała księżniczka? Czy bardzo tęskniła za swoimi rodzicami? - zawołał wesoło Eugeniusz Jedwabiński, wychodząc ze swojego gabinetu.
Był to wysoki i dosyć przystojny mężczyzna dobijający czterdziestki, mający oczy barwy niebieskiej, nos władczy i rzymski, lekki zarost na swoich policzkach, a na twarzy typowy uśmiech cwaniaczka.
- Cześć, tatusiu - powiedziała do niego przyjaźnie Aurelia, choć bez jakiegoś większego entuzjazmu.
Jej ojciec jednak nie specjalnie się tym przejął, ponieważ uśmiechnął się do córki bardzo serdecznie i mocno ją do siebie przytulił, ale ta szybko się od niego odsunęła i powiedziała z lekkim wyrzutem:
- Drapiesz.
- Bo nie zdążyłem się jeszcze ogolić - odpowiedział Eugeniusz i spojrzał na Maćka i Kreskę z ogromną uwagą - Mam nadzieję, że nie sprawiła wam kłopotu.
- Oczywiście, że nie. W żadnym razie - odparła serdecznie Kreska - To jest bardzo urocza dziewczynka. I jaka kochana.
- Nic dziwnego, w końcu to jest moja córeczka - powiedział serdecznie ojciec dziewczynki.
- No tak, oczywiście, bo ja przecież nie miałam praktycznie nic wspólnego z jej przyjściem na świat - rzuciła w jego stronę zgryźliwie Ewa.
- Nie zwracajcie na nią uwagi. Ma zły humor - powiedział Jedwabiński dość beztroskim tonem - A przy okazji, zostaniecie na obiedzie?
- O matko, obiad! - zawołała przerażona Ewa i pognała do kuchni.
Okazuje się, że z powodu swoich porządków zapomniała o tym, że właśnie na gazówce gotuje się posiłek. Na całe szczęście zdążyła w porę wyłączyć gaz, zanim jej z garnka wykipiało. Była to pozytywna wiadomość, podobnie jak też i ta, że jak zwykle Ewa gotowała nieco więcej, na tzw. wszelki wypadek i w ten sposób ona i jej mąż mogli ugościć u siebie dwoje nastolatków.
- Cała Ewa. Po prostu całkowicie zakręcona - zaśmiał się Eugeniusz.
Zakręcona, dobre sobie, pomyślała Kreska. Po prostu zarozumiała i chce ona robić wszystko sama, bo jej zdaniem tylko ona wykona wszystko idealnie i nie ma szans na to, aby ktoś inny sobie poradził.
- To co? Zostajecie na obiedzie? - spytał Eugeniusz.
- Tak, tak! Zostańcie u nas na obiedzie. Zostaniecie? - zapytała słodkim tonem Aurelia, patrząc na Kreskę i Maćka proszącym wzrokiem.
Oczywiście nie umieli odmówić tak słodkiej prośbie i po chwili siedzieli już przy stole, przy którym też usiedli Eugeniusz i Aurelia. Czekali teraz wszyscy na przybycie Ewy, która po dość dłużej chwili zjawiła się i postawiła przed wszystkim wielką wazę z zupą pomidorową z makaronem.
- Mam nadzieję, że kulinarne eksperymenty mojej żony będą wam smakować i nie potrujecie się wszyscy - powiedział Eugeniusz, szczerząc zęby w naprawdę głupkowatej podróbce uśmiechu.
Ewie oczywiście nie było do śmiechu, kiedy to usłyszała. Ze złością wzięła się rękami pod boki i powiedziała:
- Posłuchaj, kochany... Jako członek partii nie możesz sobie pozwolić na to, aby mieć służącą, ale też nie stać nas na to, abyśmy codziennie chodzili sobie do restauracji na jakieś twoje ulubione frykasy. Może więc spróbujesz zaakceptować moją kuchnię taką, jaka jest, zamiast wiecznie na nią narzekać, co?
- Ależ ja wcale nie zamierzam podważać twoich wątpliwych... Znaczy wiesz, twoich wrodzonych talentów kulinarnych - odpowiedział na to Eugeniusz - Ja po prostu, no wiesz... Lubię różnorodność, jeśli chodzi o posiłki.
- Po prostu nie lubisz mojej kuchni i tyle. Ale co tam? Może naszym gościom będą one smakować.
- Nie wiem, czy powinnaś ryzykować. A co, jeśli się okaże, że wyjdzie z tego największe otrucie zbiorowe od czasów Lukrecji Borgii?
Eugeniusz oczywiście żartował, ale Ewie wcale się te żarty nie spodobały. Ze złością wymalowaną na twarzy, nalała Maćkowi i Kresce zupy, a potem też córce i mężowi, a na końcu sobie i usiadła razem z innymi.
- Życzę smacznego - powiedziała i powoli zaczęła jeść.
Wszyscy rozpoczęli posiłek. I wszyscy stwierdzili z radością, że zupa nie jest aż tak zła, choć Maciek obawiał się, iż jeśli Ewcie Sopel, jak ją nazywali w szkole z powodu jej żałosnego charakteru i bycia zimną jak sopel lodu, równie dobrze tu gotuje, jak uczy w szkole, to nie można spodziewać się fajerwerków. Na szczęście zupa nie była zła, choć może nieco za ostra i co chwila trzeba było napić się wody lub mleka, aby jakoś wytrzymać to okrutne palenie w gardle, jakie ich dopadało po każdej łyżce zupy.
- A ty co wyprawiasz? - zapytała ze złością, patrząc na męża, który właśnie, zamiast jeść, lekko zanurzał łyżkę w zupie i uważnie ją obserwował.
- Ta zupa jest tak ostra, że wolałem sprawdzić, czy nie roztopi łyżki.
Po tych słowach parsknął śmiechem, podobnie jak i Maciek, Kreska i Aurelia. Jednak Ewie Jedwabińskiej wcale do śmiechu nie było. Mąż ponownie ją wkurzył i nie zamierzała tego ukrywać, więc powiedziała mu:
- A może wsadzimy tam twój pusty łeb? Może on się rozpuści?
Mąż spojrzał na nią poważnie i powiedział:
- Kochanie, nie przy obcych. A poza tym już cię przeprosiłem. Czego jeszcze chcesz?
- Szacunku do mojej ciężkiej pracy. Czy to tak wiele?
- Ciężkiej pracy? - zakpił sobie lekko Eugeniusz - Od kiedy to niby uczenie dzieciaków jest czymś ciężkim?
- Uwierz mi, dzieciaki potrafią nieźle dać w kość człowiekowi, ale nie o to mi akurat chodziło, tylko o gotowanie. Męczę się, aby coś ci uszykować i co od ciebie dostaję? Tylko pretensje.
- Przecież ja nie składam pretensji, tylko...
- Tylko co? Tyłek żony szefa już ci całkiem rozum przyćmił, co?
- Aha, a więc o to chodzi?
- Eee... Nie chcę się wtrącać, ale o co chodzi? - zapytał Maciek.
- Wyobraźcie sobie, że mój kochany mąż podczas polowania ciągle gapił się z zachwytem na zgrabny tyłek żony swego szefa - pospieszyła z wyjaśnieniami Ewa - Ta tania podróbka Marylin Monroe bardziej mu się podoba niż rodzona żona.
- A to żona może być rodzona? - spytała dowcipnie Kreska.
Ewa przyłapała się na błędzie, jednak nie zamierzała go poprawiać. Zamiast tego popatrzyła ze złością na dziewczynę i powiedziała:
- Krechowicz, ty to lepiej zajmij się nauką historii, niż poprawianiem swojej nauczycielki i to w jej własnym domu. Pomijam już tutaj fakt, że zwracanie na coś uwagi swemu wychowawcy nie jest efektem dobrego wychowania. Ale historia nie jest chyba twoją mocno stroną, co nie?
- Spokojnie, biorę lekcję od Maćka. Jest bardzo dobry z historii.
Ewa Jedwabińska spojrzała z uwagą na młodego Ogorzałkę. Rzeczywiście, był on najlepszy w jej klasie z historii, co oczywiście nie oznaczało, że go lubi. Ewa jakoś nie lubiła żadnego ze swoich uczniów, z góry sobie zakładając, iż są oni tylko i wyłącznie nastawienie na dokuczanie nauczycielom, wobec których nie mają żadnego szacunku i chcą ich krzywdzić, wymigując się od obowiązków oraz odrabiania lekcji, a jeśli się uczą doskonale, to tylko dlatego, że chcieli się jej jakoś podlizać, czego Ewa nienawidziła jeszcze mocniej niż leserstwa. Z tego właśnie powodu nie dowierzała w to, że Maciek szczerze kocha historię, tylko z góry sobie założyła, iż musi po prostu chcieć jej zrobić na złość. Miało to związek z faktem, iż dla Ewy Jedwabińskiej to ona była centrum wszechświata, a wszystko inne się wokół niej kręci. Ta oto teoria, nazywana przez znawców teorią ewocentryczną nie sprzyjała jej pracy, którą najpierw kobieta podejmowała z entuzjazmem, ale którą z czasem zaczęła nie cierpieć i którą wykonywała tylko z braku innej możliwości.
- Nie wątpię, że jest tak, jak mówisz - powiedziała do Kreski - Oby więc ten twój młody korepetytor naprawdę postarał się i nauczył cię czegoś, co ci się przyda w nowym roku szkolnym na lekcjach.
- A przy okazji, Maciek... - odezwał się nagle Eugeniusz - Jakże się miewa ten twój starszy brat? Dawno go już nie widziałem.
- Ma się bardzo dobrze, choć obecnie niezbyt dobrze mu idzie w życiu, że tak powiem, zawodowym - odparł na to Maciek - Zamiast stałej pracy tylko jakieś tam fuchy. Zawsze z tego jest jakiś zarobek, ale niewielki. Trudno to uznać za sukces.
- Przykro mi to słyszeć, ale cóż... Nie chcę być niemiły, jednak twój brat sam się o to prosił. Po co mieszał się w działalność opozycyjną?
- Przecież on tylko rozdawał ulotki - zauważył Maciek - Co w tym złego?
- Był w opozycji przeciwko władzy. To mało? - zapytał Eugeniusz.
- Za mało, aby posłać go do więzienia.
- Toteż tam nie trafił. Ale sam rozumiesz, że on się na polityce nie znał na tyle dobrze, aby się w nią bawić. Szkoda, że mnie nie słuchał, gdy go w ten czy inny sposób chciałem ostrzec. Polityka nie jest dla idealistów, a dla ludzi, którzy zawsze trzeźwo myślą.
- Takich jak pan?
- A chociażby. Zawsze trzeba iść z wiatrem, a nie pod wiatr, mój chłopcze. To jest jedyny sposób, aby sobie poradzić w świecie polityki. Trzeba wiedzieć zawsze, w którą stronę zmierza wiatr i potem w nią iść. To się nazywa bystrość.
- Nie, to się nazywa zupełnie inaczej, ale nie chcę się wyrażać przy Aurelii - odparł odważnie Maciek.
Ewa spiorunowała go wzrokiem, z kolei Eugeniusz, któremu zaimponowała odwaga chłopaka, powiedział:
- Śmiałe słowa, mój chłopcze. Tym lepiej. Trzeba wiedzieć, czego się chce i od kogo się tego chce. Ja przykładowo doskonale wiem, czego chcę od życia.
- A czego pan chce od życia?
- Tego, aby zawsze było w mojej rodzinie wszystko dobrze i abyśmy mieli za co żyć.
- Dlatego ciągle komplementujesz żonę szefa i gapisz się bez przerwy na jej tyłek? - spytała ze złością w głosie Ewa.
- Kochanie, prosiłem. Nie przy ludziach - skarcił ją lekko Eugeniusz.
- A dlaczego nie? Niech się wszyscy dowiedzą, jaki jesteś - odparła złośliwie Ewa, z ironią spoglądając na męża.
- Tato, a czemu ty nie patrzysz na tyłek mamy? - zapytała z typową dla siebie słodką naiwnością Aurelia - On jest jakiś brzydki czy co?
- Nie, tylko na pewno jest on duży brzydszy od tyłeczka żony szefa - rzuciła złośliwie jej mama.
- Nie sądzę. Po prostu tyłek mamy twój tata ma na co dzień i prawdopodobnie potrzebuje lekkiej od niego odmiany, ponieważ widok codzienny nieco go nudzi - powiedział dowcipnie na to Maciek.
Eugeniusz Jedwabiński popatrzył ironicznie na chłopaka, dostrzegając w jego słowach nie tyle własne przemyślenia, co przeróbkę słów Piotra Ogorzałki. Wyczuł w tym wszystkim lekką chęć odwetu za brata i za zdradzoną z nim przyjaźń, którą podobno on zdradził, porzucając ich wspólne ideały i wstępując do partii. Piotr mu tego nigdy nie wybaczył i odsunął się od niego, choć Eugeniusz próbował na różne sposoby zachować tę relacje. Widać Piotr wpoił w młodszego brata lekką niechęć do jego osoby i Jedwabiński poczuł instynktownie, że musi to sprostować, chociaż w przypadku Maćka.
- Mój chłopcze, nie chodzi tutaj bynajmniej o to, że nudzi mnie to, co mam na co dzień. Chodzi o to, że są na tym świecie pewne sprawy, które istnieją naprawdę, a które istnieją tylko w wyobraźni kobiet naszego życia.
- Aha, a więc rozumiem, że tylko w mojej wyobraźni istnieje fakt, że gapisz się na inne baby, tak? - spytała ironicznie Ewa.
- To nie, ale za to istnieje w niej jedynie chęć, że ty mi się przez to w ogóle już nie podobasz - wyjaśnił Eugeniusz.
- Naprawdę? To po co mężczyzna patrzy na inne, skoro podoba mu się jego ukochana? - zapytała Kreska.
- Bo prawdziwy mężczyzna docenia prawdziwe piękno i nie może być na nie i głuchy i ślepy - odpowiedział Eugeniusz - Musi na nie spojrzeć, to jest od niego silniejsze. Nie znaczy to jednak, że jest zdrajcą, że myśli tylko o porzuceniu swojej ukochanej dla innej. Po prostu podziwia prawdziwe piękno. Podobnie jest również z przyjaźnią.
Maciek, który był bystrym chłopakiem, zaczął z uwagą wpatrywać się w pana Jedwabińskiego, spodziewając się usłyszeć coś na temat swojego brata oraz relacji z nim, jakie łączyły ojca Aurelii. I nie pomylił się.
- Prawdziwy mężczyzna zostaje też wierny w przyjaźni, choć niekiedy może się jego przyjaciołom wydawać inaczej. Czasami przyjaciel może odebrać dosyć niezwykłe zachowanie swojego przyjaciela jako zdradę, ale to wcale może nie być zdrada ani przyjaciela, ani ideałów, jakie obaj wyznawali. Czasami może być i tak, że jeden przyjaciel, starszy i bardziej doświadczony, dostrzeże fakt, że trzeba nieco zmienić swoje poglądy i nie stać w miejscu, tylko iść do przodu, bo zbyt wiele od tego zależy. Przyjaciel musi zrozumieć przyjaciela, który zmienia poglądy, jakie kiedyś obaj wyznawali, zwłaszcza, jeśli przyjacielem zmieniającym swoje poglądy kieruje przede wszystkim dobro swojej rodziny lub dobro kraju.
- Dobro kraju? - zapytał zaintrygowany Maciek.
- A tak, dobro kraju - potwierdził poważnie Eugeniusz - Wbrew bowiem tym jakże popularnym pozorom, członkowie partii nie zajmują się tylko sobą i swoimi potrzebami. Oni również chcą dbać o ten kraj. Nie mówię, że wszyscy. Ale gdyby przekreślić partię tylko dlatego, że dużą część jej członków to pasożyty skupione tylko na sobie, to do partii wstępowaliby tylko tacy ludzie, gdyż ci ludzie, chcący na serio coś dobrego zrobić, opuściliby jej szeregi, to zaś byłoby tylko ze szkodą dla naszego kraju. Bo przecież tylko wstępując w szeregi partii możesz pozyskać takie możliwości, aby w jakiś sposób wesprzeć naszą ukochaną ludową ojczyznę. Wtedy i tylko wtedy można liczyć na realną władzę i możliwość wsparcia Polski. Działając jako samotny kowboj niczego się nie osiągnie. Może w westernach, ale nie tutaj.
- Ja tam lubię westerny - wtrąciła się Aurelia - „Bonanza” jest fajna. Dawno jej nie było w telewizji.
Eugeniusz uśmiechnął się do delikatnie, ubawiony naiwnością córki, po czym kontynuował rozmowę:
- Przyjaciel więc nie musi wcale być takim samotnym kowbojem, aby móc się z innym samotnym kowbojem zaprzyjaźnić. Po prostu niekiedy przyjaciele mogą rozbiegać się w poglądach, ale czy to oznacza, że ich przyjaźń nie może istnieć? Czy jeśli jeden przyjaciel stoi w miejscu, bo tak mu jest dobrze, to drugi też musi obowiązkowo stać? Nie może iść do przodu, mając wciąż szacunek do przyjaciela i tego, że on stoi, choć samemu bardzo chcemy iść do przodu?
Maciek pomyślał przez chwilę nad słowami Jedwabińskiego. Poczuł, że jest w nich sporo racji, chociaż zastanawiało go, dlaczego mężczyzna mu to mówi. Czy może robił aluzje do swojej relacji z jego starszym bratem, jak przez chwilę mu się wydawało? Jaka szkoda, że Piotra tu nie było i nie mógł tego słyszeć.
- Wie pan, ja tam się na tym wszystkim nie znam. Polityka mnie nie interesuje - powiedział po chwili chłopak.
- Wiesz, młodzieńcze... Żyjemy w takich czasach, że być może polityka cię nie interesuje, ale prędzej czy później polityka może zainteresować się tobą - rzekł na to Eugeniusz.
- Brzmi strasznie.
- Niekoniecznie. Od młodych ludzi wiele zależy na tym świecie. Oni tylko ten świat mogą popchnąć do przodu. Nie zrobią tego jednak, jeżeli nie będą się też interesować polityką, a nie tylko swoją własną osobą.
- Nie każdy młody człowiek musi interesować się polityką.
- Każdy młody człowiek powinien choć częściowo się nią interesować i gdy ma ku temu możliwość, wesprzeć naszą socjalistyczną ojczyznę swoim działaniem dla wspólnego dobra.
- A skąd ci młodzi ludzie mają wiedzieć, co jest dobre dla ojczyzny oraz czym jest to wspólne dobro?
- To nie jest proste, nawet dorośli członkowie partii, tacy jak ja, niekiedy mają poważne wątpliwości, na czym naprawdę polega dobro ojczyzny, ale spokojnie. Zawsze prędzej czy później odkrywa się ten fakt, to jest tylko kwestia czasu. Byle coś robić, byle działać i nie stać w miejscu.
- I niech Bóg nas wspiera - dodała złośliwie Kreska, gdyż słowa mężczyzny zabrzmiały jej nieco jak kazanie księdza.
Ewa popatrzyła na nią z ironią w oczach i powiedziała:
- Jaki Bóg? Jaki niby Bóg? O czym ty mówisz? Dziewczyno, to ty nie wiesz, że prawdziwie światli ludzie mają zawsze światopogląd materialistyczny?
- Nie zapomniałam o tym, gdyż bardzo często powtarza to pani na lekcjach - odpowiedziała Kreska tonem bynajmniej nie dowodzącym aprobaty dla tego typu poglądów.
Ewa Jedwabińska jednak nie zwróciła uwagę na jej ton i rzekła:
- No właśnie. Ja to powtarzam, ale czy ktoś mnie słucha? Oczywiście, że nie. Moja droga, ja mam światopogląd szeroki i ogólnie naprawdę dosyć tolerancyjny, ale przecież nikt nie udowodnił naukowo istnienia Boga, więc co ty mi, do diabła, teraz opowiadasz?
- Ale przecież też nikt nie udowodnił nieistnienia Boga - zauważyła Kreska, przybierając ton niewiniątka.
Ewa ze złości trzasnęła dłońmi w stół i oparła się o krzesło.
- Do diabła, co jest z tymi młodymi?! Kto im wciska takie bzdury?!
- Istnienia Boga nikt nie udowodnił, a diabła tak? - spytał złośliwie Maciek.
Jedwabińska spojrzała na niego groźnym wzrokiem i powiedziała:
- Słuchaj, Ogorzałko, ty to masz, podobnie zresztą jak twój brat, tendencję do posiadania dość dziwacznych poglądów, przez które ciągle stoisz w miejscu. A jak powiedział mój mąż, nie warto tego robić. Od siebie mogę dodać jeszcze to, że kto nie idzie do przodu, ten się cofa.
- No, nie aż tak radykalnie, kochanie - powiedział uspokajającym tonem jej mąż - Przecież nasza socjalistyczna ojczyzna nie może nikogo zmuszać do tego, aby działał dla jej dobra.
- A kto tu kogo do czegoś zmusza? Ja na pewno nie - odparła ze złością Ewa, ze złością wstając od stolika - Zjedliście już? To zabieram talerze.
Denerwowało ją to, że wszyscy podważają jej zdanie i nie zamierzają się w żadnej sprawie z nią zgodzić. Nawet własny mąż nie zamierza tego robić i uważa ją za nazbyt radykalną w wyrażaniu swoich opinii i zamkniętą na inne poglądy. A przecież tylko radykalność i wierność przekonaniom czyni człowieka człowiekiem, a nie chorągiewką na wietrze. Poza tym młodzieży nie wolno folgować. Tylko i wyłącznie dyscyplina może je wychować. Ją wychowana w dyscyplinie i jakoś na człowieka wyrosła. Tym rozpuszczonym smarkaczom też by się jej sporo przydało. Ona zaś starała się zachować dyscyplinę w swojej szkole i przy okazji też swoim uczniom przekazać oprócz wiedzy odpowiedni pogląd na życie, które pomoże im w przyszłym życiu. A ci nie tylko tego nie doceniali, ale jeszcze robili jej na złość i to nawet tutaj, w jej własnym domu. Oj, gdyby tak jej ojciec lub jej matka wzięli się za te bachory. Chodziłyby jak w zegarku.
Tak myśląc, kobieta wyszła do kuchni, żeby umyć naczynia, zaś Eugeniusz spojrzał na gości i powiedział:
- Musicie wybaczyć mojej żonie. Bywa niekiedy dość ciężka w obyciu i nie jest ma umysłu otwartego na świat, choć bardzo lubi twierdzić, że ma tolerancyjny światopogląd. Ale to po prostu takie wychowanie. Za dużo tam było surowości, a za mało wyrozumiałości. Ale to dobra kobieta. Nie warto więc jej drażnić.
- A pan tego nie robi? - zapytał złośliwie Maciek.
- Ja jestem jej mężem. Z mojej strony to tylko dowcipne droczenie się i takie też czubienie się i cóż... Ona na pewno bardzo o tym wie, chociaż w złości potrafi czasami o tym zapomnieć. No, może nie czasami, a to często. Ale trzeba mieć dużo do niej cierpliwości i można wtedy jakoś z nią wytrzymać.
- Dobre słowo, jakoś - zachichotała Kreska.
- Moja droga, Ewa jest jaka jest, ale chce dobrze - odparł na to Jedwabiński - Cały z nią problem polega tylko na tym, że po prostu chce osiągnąć wszystko zbyt prostymi sposobami. Dla niej świat jest czarno-biały, podobnie jak i dla twojego brata, mój chłopcze.
Tymi słowami zwrócił się do Maćka, który z uwagą spojrzał na niego.
- Oboje macie oczywiście do tego prawo, jednak pamiętaj, że niezbyt daleko w ten sposób można zajść. Aby coś osiągnąć, trzeba umieć dogadać się z innymi i iść na kompromisy. Tym zyskasz więcej niż nieprzejednaniem.
- Naprawdę? A osoby będące u władzy nie są nieprzejednane? - rzekł Maciek - A wprowadzenie stanu wojennego jak pan nazwie, jak nieprzejednaniem?
- Koniecznością dziejową, którą kiedyś potomni ocenią właściwie. Może się to wydawać okrutne, ale lepsze było to niż konsekwencje, jakie czekały na Polskę, gdyby nie wprowadzono stanu wojennego. Ale nie warto o tym mówić. Jesteś zbyt mali, aby móc to należycie skomentować. To już zostawmy historii. Ona najlepiej oceni, kto miał w tym sporze rację.
- Tak, ale historię piszą zwycięzcy, a kto jest zwycięzcą? Ci, co wprowadzili stan wojenny - zauważył Maciek.
- Oni mieli swoje rację, a my mamy swoje i nie zawsze da się to wszystko w taki sposób pogodzić, aby wszyscy byli zadowoleni - odparł na to Eugeniusz - A poza tym wam, młodym i spoza systemu, łatwo jest krytykować. Ale prawda jest taka, że nasz system jest jedynym, jaki mamy i trzeba nauczyć się w nim żyć. Nie mówię, że wszystko w nim jest dobre, jednakże nie można go obalać za pomocą rewolucji. W ten sposób można tylko wszystko zniszczyć, bo rewolucja nie ma daru tworzenia, tylko niszczenia. Jeżeli są błędy w systemie, bo w każdym są, to przecież trzeba je zmieniać, ale zmieniać stopniowo oraz powoli, a nie z szablą na czołgi się rzucać lub rozwalać pomniki, wyrywać bruki z chodników i ciskać nimi w przeciwników politycznych. Tak się nie robi demokracji.
Maciek pomyślał, że coś podobnego słyszał z ust swojego brata i doszedł do wniosków, że wbrew pozorom i temu, co uważał Piotr, Eugeniusz nie porzucił tak całkowicie swoich dawnych ideałów. Tylko przeniósł je na komunistyczny grunt, czy może bardziej socjalistyczny, o ile oczywiście istniała jakakolwiek poważna różnica pomiędzy tymi gruntami.
- Tak więc, pamiętaj o tym młody, że zmian na lepszych nie wprowadzisz tak od razu - mówił dalej Eugeniusz Jedwabiński - Nie osiągniesz w jeden dzień to, co inni musieli osiągać przez kilka lub kilkanaście lat. A jak spróbujesz, to poniesiesz zawsze porażkę. I nim się obejrzysz, to obudzisz się któregoś ranka...
- Wiem i nie będzie już Teleranka - rzucił złośliwie Maciek.
- Ja tam lubię Teleranek - odezwała się Aurelia - Zawsze coś fajnego tam było w telewizji. Bardzo lubiłam Zorro i jego przygody z Garcią i Bernardo. A teraz już nie puszczają Zorro. Tylko wypowiedzi takiego jednego starego pana w okularach, który ma mundur i opowiada jakieś poważne rzeczy.
Kreska i Maciek uśmiechnęli się, niesamowicie ubawieni tym stwierdzeniem. Aurelia jak zwykle wszystko przedstawiała w sposób prosty i dziecinny.
- Tak, ten pan rzeczywiście strasznie przynudza - powiedziała Kreska.
- I wygląda jak Zorro na emeryturze - dodała Aurelia - Tylko nosi okulary, a nie maskę. Ale też mu zasłaniają twarz.
Maciek pomyślał sobie, że tak naprawdę osoba, o której mówi dziewczynka, też nosi maskę, tylko zupełnie innego rodzaju niż maska Zorro. Jego maska była taka bardziej romantyczna, pokazywała go jako człowieka, który jako jedyny chce coś dobrego zrobić dla kraju i nawet jeśli czasami trzaśnie rodaków batem, to też mimo wszystko zawsze chce dla nich jak najlepiej. Maciek jednak nie miał w tej sprawie żadnych złudzeń. Wiedział, że generał Jaruzelski może sobie publicznie głosić, że stan wojenny oraz wszystko, co robi, ma pomóc Polsce i obronić ją przed wrogiem zewnętrznym, ale prawda jest taka, że po prostu Solidarność za bardzo urosła w siłę i za dużo zwolenników zyskała, więc trzeba było jakoś ją uspokoić. Zatem stan wojenny miał za zadanie po prostu ukrócić ich działalność, rozbić ich i nie dopuścić do działań na tyle skutecznych, aby mogli obalić komunizm. Krótko mówiąc, to wszystko miało za zadanie uratować Polskę Ludową.
- Wiesz, im bardziej zaciśniesz szpony, tym więcej systemów gwiezdnych przecieknie ci między palcami - powiedziała w filmie „Gwiezdne Wojny: Nowa nadzieja” księżniczka Leia do gubernatora Tarkina, przedstawicieli dyktatorskiego systemu Imperium.
Chłopak pomyślał, że tak właśnie jest i stan wojenny, zamiast ocalić system, tylko jeszcze prędzej go obali, choć początkowo wydaje się być inaczej, jednak w dłuższej perspektywie czas działał na niekorzyść władzy. Pytanie tylko, czy ojciec Aurelii zdawał sobie z tego sprawę? Czy był szczery w wypowiedziach, czy też może kłamał, aby wycisnąć z niego poglądy jego i jego brata, żeby potem w jakiś sposób zaszkodzić im obu? Z powodu tych obaw Maciek poczuł mieć obawy na temat Eugeniusza Jedwabińskiego, choć wcześniej słuchał go z uwagą i z ogromną ciekawością. Poczuł, że chce jak najszybciej zakończyć tę rozmowę, dlatego też postanowił ją urwać i powiedział:
- Tak wszystko, o czym rozmawiamy, jest strasznie ciekawe, ale chyba już na nas pora. Prawda, Janeczko?
- Tak, masz rację - odparła Kreska, którą rozmowa o polityce, chociaż na swój sposób ciekawiła, też jednak zaczęła ją powoli męczyć - Dziękujemy państwu za obiad, był naprawdę dobry.
- Może troszkę za ostry - dodał zadziornie Maciek, mając bardziej na myśli nie tyle jednak smak zupy, co zachowanie Ewci Sopel.
- Cieszę się, że miałem okazję z wami sobie porozmawiać - rzekł Eugeniusz, wstając od stołu i odprowadzając Maćka i Kreskę do drzwi - Lubię rozmawiać z młodymi ludźmi. Mają otwarte umysły, choć jeszcze nie całkowicie ukształtowane w sposób obywatelski. Miło mi jest z nimi rozmawiać i poznawać ich zdanie. Ich słowa zmuszają nieraz do myślenia i niekiedy pokazują nam, co trzeba zmienić w tym kraju, a co nie. A przy okazji też można ich nauczyć czegoś o naszej ojczyźnie ludowej i o tym, co młodzi mogą dla niej zrobić. Podsumowując więc, wszyscy na takiej rozmowie zyskują i warto je przeprowadzać.
- Być może, ale nie warto z nimi przesadzać - powiedziała Kreska.
- Zresztą ja jestem wolnym duchem i to duchem antysystemowym - dodał z uśmiechem na twarzy Maciek - Dlatego wolę skupić się na swoim własnym życiu, niż zbawianiu całego świata. I tak nie mam do takiego zbawiania talentu.
- Nie wiadomo. Nigdy nie wiadomo, jakie talenty się w nas kryją - rzekł na to pan Jedwabiński.
Po tych słowach uściskał on ręce nastolatkom i pożegnał ich, gdy już wyszli z jego mieszkania, prosząc ich serdecznie, aby go odwiedzili jeszcze i zjedli z nimi obiad. Maciek pomyślał sobie jednak, że dopóki nie wróci sąsiadka, która zwykle gotowała dla państwa Jedwabińskich, a chwilowo wyjechała, aby pomagać córce w opiece nad jej nowo narodzonym dzieckiem, to lepiej będzie chyba nie wpadać z wizytą na obiadki do tej dość niezwykłej rodzinki. Ewa bowiem może i jest dobrą nauczycielką, ale kucharką za to raczej nie najlepszą. Nie, żeby gotowała jak noga, jednak zdecydowanie za ostro i za mało z sercem. Podobnie zresztą wychodziło jej w życiu osobistym.


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Kronikarz56 dnia Nie 2:01, 12 Gru 2021, w całości zmieniany 5 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ZORINA13
Administrator



Dołączył: 20 Wrz 2018
Posty: 11432
Przeczytał: 1 temat

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: z peublo Los Angeles

PostWysłany: Pon 11:58, 07 Cze 2021    Temat postu: Rozdział XXIII - Obiad u Jedwabińskich

Ciekawy rozdział.
Eugeniusz jest z jednym strony cwaniaczkiem ,a z drugiej strony ma fajne argumenty. Jeśli nie da się od razu obalić systemu ,to może trzeba go zacząć reformować od środka ,a nie tylko obrażać się na rzeczywistość i uciekać w emigrację wewnętrzną. Każdy wybór ,nawet ten by się nie interesować się polityką jest w gruncie rzeczy polityczny.
Drażnił mnie Eugeniusz tym ,że przy gościach mówi o tym ,że jego żona ma dwie lewę ręce do gotowania. Takie złośliwości naprawdę były niepotrzebne.
Podejrzewałam ,że Ewa może mieć DDA (Dorosłe Dzieci Alkoholików) co wpływa na to ,że jest zbyt wielką perfekcjonistką i nie daję sobie prawo do zwykłych ludzkich słabości i prawa do popełniania błędów.
Zgadzam się z Aurelią ,że Bonanzy dawno nie było w rządowej telewizji a szkoda.
Zabawne jak mała stwierdziła ,że Jaruzelski to Zorro na emeryturze.
Jaruzelski jest moim zdaniem postacią niejednoznaczną ,bo jakby nie wprowadził stanu wojennego to Rosjanie by weszli i skończyło by się to dużo gorzej.
Uwielbiam piosenki Kory ,poetyckie i zmysłowe.











Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez ZORINA13 dnia Pon 12:06, 07 Cze 2021, w całości zmieniany 6 razy
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu    Forum Forum serialu Zorro Strona Główna -> fan fiction Wszystkie czasy w strefie EET (Europa)
Idź do strony Poprzedni  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 12, 13, 14  Następny
Strona 5 z 14

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
Regulamin